21-02-2010, 10:39
Była wtedy jeszcze jesień. Kolorowe liście spadające z drzew, układały się w złotą ścieżkę, po której było nam kroczyć. Był wieczór.
Poczułem się sennie. Powieki, znad zmęczonych oczu, same się zamykały, a ja nie mogłem już dłużej wytrzymać. Zamknąłem drzwi od swojego pokoju, następnie położyłem się na łóżku, myśląc o jak zwykle, tajemniczym ,,jutrze".
Zapewne nie myślałem długo, toteż nie pamiętam żebym coś jeszcze próbował zrobić, więc raczej nieświadomie zasnąłem.
Nagle ni stąd, ni zowąd - poczułem miły, zimny wiaterek, który po jakimś czasie zamienił się w ciepłą i cichą bryzę. Poczułem wnet, że jestem przytwierdzony czymś do łóżka, na którym się wylegiwałem. Otworzyłem oczy...
- G-gdzie ja jestem... - spytałem sam siebie.
Było jasno. Pomieszczenie, w którym się znajdowałem przypominało jakieś laboratorium, w którym prowadzone są zwykle różne eksperymenty. Pisnąłem głucho. Poza różnymi stolikami z aparaturą, zauważyłem fiolki z kolorowymi substancjami.
Jednak uspokoiłem się, wmawiając sobie, iż fakt, że tu jestem nie jest prawdą, tylko głupim, nic nie znaczącym snem, które to zwykle mnie ostatnio nawiedzają. Chwyciłem się za głowę... Czułem to! Czułem dokładnie swoją rękę przyłożoną do czoła!
A może mi się wydaje? Możliwe, że mam gorączkę. - myślałem
Dopiero teraz ujrzałem dziwną bransoletkę na mojej prawej ręce. Była czerwona. Było na niej coś napisane, jednak nie mogłem tego przeczytać, gdyż oczy odmawiały takiego wysiłku.
Poleżałem jeszcze trochę, po czym wstałem i zacząłem oglądać laboratorium dokładniej niż przedtem, ze szczegółami. Przyglądałem się jakiś czas dziwacznym komorom z zieloną cieczą, gdzie pływały jednookie istoty. I choć były one martwe, miałem wrażenie, iż rzeczywiście się na mnie gapią. Dreszcze przeszły mi po plecach.
Nagle usłyszałem tajemnicze dźwięki, dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia. Wyszedłem z pokoju, oglądając szybko jeszcze raz wszystkie przyrządy i zastanawiałem się, do czego mogą one służyć.
Dźwięki zamieniły się w głosy. Jeden cienki i wyniosły, drugi niski i skromny. Oba cały czas dźwięczały głośno.
Zaryzykuję. - pomyślałem.
Szybkim i stanowczym krokiem, przeszedłem przez próg pokoju, gdzie stało dwóch (o Mój Boże!) kosmitów.
Małe, zielone karły obejrzały mnie dokładnie swymi ogromnymi gałami, a następnie wyciągnęły swoje podręczne pistolety.
Już miałem uciekać, kiedy to zobaczyłem małą, purpurową kulkę lecącą w moim kierunku. Schyliłem się, jednak drugi pocisk trafił wprost we mnie.
- AAAAAAAA! - krzyczałem.
Serce waliło mi, jak młot. Poczułem nagle, jak żar gorąca wypełnia moje ciało. Obejrzałem się.
I oto znów leżałem w swoim ciepłym pokoju, koło mojego najlepszego przyjaciela - komputera. Byłem cały spocony.
- A więc to był tylko sen! - pomyślałem, uśmiechając się i przytulając do poduszki.
Wnet, w ułamku sekundy, dzielącej świat realny ze światem snu, zauważyłem na swej ręce czerwoną bransoletkę.
C, Z, Ł, O, W, I, E i K... - przeliterowałem po cichu.
Zasnąłem.
I do dziś jeszcze nie pamiętam, czy to był sen, czy jednak na prawdę byłem w UFO...
Poczułem się sennie. Powieki, znad zmęczonych oczu, same się zamykały, a ja nie mogłem już dłużej wytrzymać. Zamknąłem drzwi od swojego pokoju, następnie położyłem się na łóżku, myśląc o jak zwykle, tajemniczym ,,jutrze".
Zapewne nie myślałem długo, toteż nie pamiętam żebym coś jeszcze próbował zrobić, więc raczej nieświadomie zasnąłem.
Nagle ni stąd, ni zowąd - poczułem miły, zimny wiaterek, który po jakimś czasie zamienił się w ciepłą i cichą bryzę. Poczułem wnet, że jestem przytwierdzony czymś do łóżka, na którym się wylegiwałem. Otworzyłem oczy...
- G-gdzie ja jestem... - spytałem sam siebie.
Było jasno. Pomieszczenie, w którym się znajdowałem przypominało jakieś laboratorium, w którym prowadzone są zwykle różne eksperymenty. Pisnąłem głucho. Poza różnymi stolikami z aparaturą, zauważyłem fiolki z kolorowymi substancjami.
Jednak uspokoiłem się, wmawiając sobie, iż fakt, że tu jestem nie jest prawdą, tylko głupim, nic nie znaczącym snem, które to zwykle mnie ostatnio nawiedzają. Chwyciłem się za głowę... Czułem to! Czułem dokładnie swoją rękę przyłożoną do czoła!
A może mi się wydaje? Możliwe, że mam gorączkę. - myślałem
Dopiero teraz ujrzałem dziwną bransoletkę na mojej prawej ręce. Była czerwona. Było na niej coś napisane, jednak nie mogłem tego przeczytać, gdyż oczy odmawiały takiego wysiłku.
Poleżałem jeszcze trochę, po czym wstałem i zacząłem oglądać laboratorium dokładniej niż przedtem, ze szczegółami. Przyglądałem się jakiś czas dziwacznym komorom z zieloną cieczą, gdzie pływały jednookie istoty. I choć były one martwe, miałem wrażenie, iż rzeczywiście się na mnie gapią. Dreszcze przeszły mi po plecach.
Nagle usłyszałem tajemnicze dźwięki, dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia. Wyszedłem z pokoju, oglądając szybko jeszcze raz wszystkie przyrządy i zastanawiałem się, do czego mogą one służyć.
Dźwięki zamieniły się w głosy. Jeden cienki i wyniosły, drugi niski i skromny. Oba cały czas dźwięczały głośno.
Zaryzykuję. - pomyślałem.
Szybkim i stanowczym krokiem, przeszedłem przez próg pokoju, gdzie stało dwóch (o Mój Boże!) kosmitów.
Małe, zielone karły obejrzały mnie dokładnie swymi ogromnymi gałami, a następnie wyciągnęły swoje podręczne pistolety.
Już miałem uciekać, kiedy to zobaczyłem małą, purpurową kulkę lecącą w moim kierunku. Schyliłem się, jednak drugi pocisk trafił wprost we mnie.
- AAAAAAAA! - krzyczałem.
Serce waliło mi, jak młot. Poczułem nagle, jak żar gorąca wypełnia moje ciało. Obejrzałem się.
I oto znów leżałem w swoim ciepłym pokoju, koło mojego najlepszego przyjaciela - komputera. Byłem cały spocony.
- A więc to był tylko sen! - pomyślałem, uśmiechając się i przytulając do poduszki.
Wnet, w ułamku sekundy, dzielącej świat realny ze światem snu, zauważyłem na swej ręce czerwoną bransoletkę.
C, Z, Ł, O, W, I, E i K... - przeliterowałem po cichu.
Zasnąłem.
I do dziś jeszcze nie pamiętam, czy to był sen, czy jednak na prawdę byłem w UFO...