Via Appia - Forum

Pełna wersja: Obietnica [czarny romans]
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Owej nocy pilnowałem, aby czuwać nad foliałem,
Pracą głowę mą gorącą zająć i nie szczędzić sił,
By po dniu, co przebiegł męką, napełniając mnie udręką,
Nie śnić, nie drżeć, och, zapomnieć o pokoju, w którym tkwi
Ona, krucha, lecz niezłomna, nieruchomo w cieniu tkwi,
Z lęku mego sobie drwi.

Nie! Ja na to nie pozwolę! Odejdź, myśli, trosk pacholę,
Porzuć umysł mój znękany, w którym niegdyś spokój był.
Odpuść duszy, co się kruszy na wspomnienia liche mgnienie...
Na nic walka. Ciszy miarka już nie będzie dana mi,
Gdyż w pamięci wciąż mnie nęci to, co powiedziała mi:
„Przyjdę, obiecuję Ci.”

Prawie północ bije zegar. "Ach, zatrzymaj się!", nalegam.
Czas zaklinam, by w swym marszu potknął się i zgubił dryg.
Lecz bezsilne owe modły. Czuję wewnątrz nacisk podły,
Co rozkazem twardym każe tajemnicę zdradzić Ci.
Kim jest Ona, Smutku Żona, ma Nemezis, powiem Ci.
Może wówczas ulży mi.

Po przeciwnej stronie domu, w skrzydle wschodem wyznaczonym
Mieści się Jej złe królestwo, gdzie świec płomień ledwie ćmi.
W mroku skryta, w czerń spowita, uschłe ciało składa w pałąk.
Skrzypią koła, gdy do szafy, w której monstrum martwo śpi,
Zbliża się potwora Pani, by go użyć, choć wciąż śpi.
Trupi sen o niczym śni.

Wisi zewłok pełen kości, ciężki w bladej swej nagości,
Brzuch zapadły, pierś skurczona. Niczym z wosku gładkich lic
Nie rumieni cień czerwieni, w ustach musza brać się pleni.
Oczy suche kurzu puchem już nie widzą tamtych chwil,
Gdy Kochanek czule prawił pośród westchnień słodkich chwil:
„Jakże piękna jesteś dziś!”

Mroczna Pani patrzy na nią, suknię ludzką tkanką tkaną,
skórą, włosem, zębów sznurem, kości klatką, siecią żył.
„Ach, już wkrótce cię założę i wizytę Jemu złożę,
Kochankowi, sąsiadowi, co w pokoju swoim drży.
Z namiętności, ciekawości czy z odrazy czystej drży?
Czy barykaduje drzwi?”

I jak kostium ją przywdziewa, członki wkłada, pierś nadziewa
Sobą, siebie w truchło wlewa, swego ducha mości w nim.
Już unoszą się ramiona, drgają palce, płuca płoną,
Żyją życiem narzuconym przez Tę, co ze śmierci kpi.
Z praw natury, zasad wszelkich i z sumienia sobie kpi.
Nikt nie wstrzyma jej i nic!

Jeszcze chwila i już oto stoi tu bogini złota,
W uśmiech gną się wargi pełne, błyszczą oczy, skóra lśni.
Po peniuar biały sięga. W mgłę koronek owinięta
Rozczesuje włosów skrzydła, wkłada perły, czerni brwi.
Na człowieczą łuskę w wózku patrzy twardo spode brwi:
„Tłustych łowów dziś mi życz.”

I podąża korytarzem, gdzie się księżyc blaskiem kładzie,
Kroki elfich stóp bezdźwięcznie mierzą tętna mego rytm.
Coraz bliżej, coraz niżej, już po schodach stąpa miękko,
Już wyciąga dłoń swą giętką, kluczem ciężką, sięga, by
Trwałym tym Kochanka darem drzwi otworzyć, wkroczyć, by,
Jeszcze raz z Nim blisko być.

Lecz oto...

Treści snute z bezmyślnością plotą się z rzeczywistością:
Zmysły gawędziarza wiąże perfum znanych wonna nić.
Zegar staje. Włos się jeży. Gość przed progiem w zamek mierzy,
Klamka miedzią łuk rysuje... Serce znów zaczyna bić!
Hałaśliwie i trwożliwie szarpie, by na alarm bić:
Potwór u wrót stoi mych!

Więc do skrzydeł drzwi przypadam, wejść Królowej nie pozwalam!
Walczę z mocą, chociaż kiedyś poddawałem się bez sił
Pięknu złemu, strzydze słodkiej, potworowi w formie wiotkiej.
Cóż, że między nami ściana? Dla mnie mógłby to być pył!
Sama żywa jej obecność zgrozą ściera mnie na pył.
Obłęd w duszę mą się wrył...

„Czego”, wołam, „chcesz ode mnie?! Ach, czyż nie dość już tu cierpię
Strachu, co pazurem tępym pod kość skroni mi się wbił?!
Po co tu przychodzisz cieniem, pukasz, szepczesz, mrozisz tchnieniem?
Czyż nie starczy ci tych czarcich żartów, śmiechu, co się wił
Krok w krok za mną, wstęgą czarną, jak wąż wokół stóp mych wił,
Gdym uchodził w mroku dym?!”

Cisza czai się za drzwiami, głos mój drżący wnika za nie,
By sękami i ścieżkami, gdzie się stary pająk skrył,
Znalazł drogę do sumienia dręczycielki, co z kamienia
Może nie jest, i się w serce wciąż pamiętające wpił.
Poprzez stanik, wskroś koronki, w piersi biały marmur wpił.
Z siecią żył się płynnie zżył.

Waha się? Pożałowała? Litość wzbudził w niej mój apel?
Czy odpuści Kochankowi, który wzgardził czarem złym?
Boję się odetchnąć nawet, w suchym gardle czuje sadzę.
Klamka nadal jest w jej władzy, w zamku nie drgnie jeden tryb...
Ach, Duesso w masce Uny, swej decyzji w ruch puść tryb!
Zgub bądź ocal, ma chérie!

„Wybacz drwinę, wybacz kpinę”, słyszę nagle szeptu szelest.
„W mej naturze, jak błysk w chmurze, często się złośliwość skrzy.
Jednak wiedz, że pod woalem tej podłości, tej mściwości
Kryje się natura druga, której chciałeś, miałeś, i...
Choć jej ciało całowałeś, rozkosz garścią brałeś, i...
Mnie kochałeś w tamte dni.”

Czy kochałem? Tak, na Boga! Hołd składałem każdej cząstce!
Księgą byłem Ci płonącą, żar czytałem z oczu Twych!
Rozchylałaś duszy płatki, ja jak ptak, koliber rzadki
Piłem miód tajemnic Twych, a potem Ty spijałaś mych
Sekretów gorzki napój, słoną wodę, wywar z grzechów mych...
Obcy był nam wszelki wstyd.

Jednak prawdę, moja Miła, najważniejszą zataiłaś
Przed Kochankiem swym naiwnym, co nieświadom tego był,
Że w ramionach trzyma stwora, monstrum, ciało ukradzione,
Dzieło czarnoksięskiej magii. Nie wiedziałem nic a nic
O ponurej maskaradzie, o podstępie Twym, i nic
Już nie wróci wiary mi.

„Nadal milczysz”, głos jej cichy znowu zza drzwi się rozlega.
„Czy w ten sposób jakże trudny tak bezwzględnie karzesz mnie?
Racja, zwiodłam Cię, uwiodłam, prawdy nie wyznałam, jednak
Czy nie widzisz tego, Miły, że czar, którym brzydzisz się,
Ów rytuał, który sprawił, że pokochaliśmy się,
Naszym dobrodziejstwem jest?

Codziennością moją szarą ciemny pokój jest z kotarą
W oknie, w którym słońce zimne ledwie się swym blaskiem tli.
Obok łóżka nocna szafka, na niej leki i karafka,
Zaś pod ścianą fotel stoi, w parze kół drewnianych tkwi.
W wózku owym, już nienowym, nieruchoma postać tkwi.
Czeka na chloralu łyk.

Czy pokochałbyś, mój Miły, ciało, w którym nerwy zgniły,
Gdzie choroba kości żuje, mięso wątłe toczy mór?
Czy byś spojrzał raz kolejny na ruiny obraz chwiejny,
Która trwa w koszmarnym półśnie, mimo zmiany roku pór,
Której nie dotyczą święta, żarty, prawa dziennych pór?
Jej welonem czarny tiul.

Cóż więc w tym dziwnego, powiedz, że chcąc wrócić w życia obieg,
Skradłam śmierci ciało młode, stary czar w nie tchnęłam, by
Znów uśmiechać się, jak drzewiej, nosić suknie strojne ściegiem,
Tańczyć, w towarzystwie bywać, oświadczyny przyjąć trzy
I zakochać się w sąsiedzie, co w pokoju numer trzy
Już nie czeka wizyt mych?!”

Słucham wyznań jej gorących, czuję ciepło kiełkujące,
Co na powrót w sercu moim, choć niechciane, rodzi byt.
Może rację ma ma Miła? Jasno sprawę wyłuszczyła
I nadziei klomb zasiała, łzą podlała, żeby kwitł.
Na mej duszy suchej ziemi wonną łąką bujnie kwitł.
Czy mój opór całkiem znikł?

Czyżby była nam pisana przyszłość klątwą niekarana?
Drży pod moją dłonią klamka, drzwi ruszają w tan, gdy wtem!
Obraz trupa w głowie błyska! Obłe ciało sińcem łyska!
Odór śmierci mnie spowija, wiem, że urojony, wiem
Że jesteś, jaka byłaś, jednak jeszcze jedno wiem:
Ja sam jestem już nie ten!

I od drzwi się chwiejnie cofam, ręce wznoszę w modłach, prosząc,
By odeszła i już więcej nie dręczyła, truła mnie!
By jutrzenką świt rozproszył cienie myśli moich płochych,
Dzień obudził, wyratował z zimnych rąk Królowej Ciem!
By ostatnie słowo padło z ust Jej, lekkie szeptem ciem.
Wówczas odezwała się:

„Cisza odpowiedzią Twoją, głośna rozpacz będzie moją,
Lecz nie lękaj się, Kochany, nie zobaczysz jednej łzy.
Nie usłyszysz skargi onej, płaczu duszy odtrąconej.
Świadkiem tego smutku będą mrocznej mej samotni drzwi.”
Puszcza klamkę, klucz porzuca, tęsknym gestem gładzi drzwi...
I odchodzi w nocy kir.

Z płuc struchlałych dech zastały sięga moich warg zdrętwiałych,
Świerszcz w ogrodzie, już o wschodzie, gra na skrzypcach swych: cyt-cyt.
Ja bezsilnie się osuwam na podłogę u stóp łoża...
Twarz w spotniałych dłoniach chowam, zamęt w duszy czuję, gdyż
Głowa ciężka, nerwy ścięte, myśli we mnie obce, gdyż
Nie potrafię pojąć ich...

Skąd ta fala, co powstała, ulgę z żalem wymieszała?
„Czy się stało tak, jak chciałeś?” pytam Cię, Kochanku cny.
„Czy swe życie ratowałeś, tchórza w sobie posłuchałeś?
Czy w tym ciele krzepą mocnym mdły charakter słabo drży?
Czy to serce pilne, silne, przed ciężarem kary drży?
Żarem wrze czy mrozem skrzy?”

Stało się. Czas próby minął. Tylko przyszłość już wykaże,
Czy pomyślnym się okaże losu nieprzejrzysty czyn.
Jeśli tak, to mą nagrodą czyste we mnie jest sumienie.
Jeśli nie, to mą pociechą grzeszne będą sny. A Ty,
Świadku zdarzeń, sędzio marzeń, powiedz szczerze mi, jak Ty,
Przyjacielu, wybrałbyś?
Łoł!
Lena!!!
Przeczytałam sobie głośno! Warto było.

Uwagi - sukcesywnie - gdy ochłonę:
Po pierwsze: mam kłopoty z genologią: ballada? poemat? powieść poetycka? jaka kategoria - gotycyzm, groteska?
Po drugie: to mi się podoba - bardzo! Zadziwia - jeszcze bardziej!


____________________
Łapanka
Pracą głowę mą gorącą zająć - tego nie da się przeczytać Smile same ą
łoł ! a ja nic z tego nie wiem Huh HuhConfused
Poczytam sobie. Może potem coś zdołam napisać. Poczytam.
(30-01-2012, 20:31)Natasza napisał(a): [ -> ]mam kłopoty z genologią: ballada? poemat? powieść poetycka? jaka kategoria - gotycyzm, groteska?
Ha, to pewnie dlatego, że gatunek od początku określony był dość mgliście. Tekst pisałam na projekt, w którym zdeklarowani prozaicy postanowili zmierzyć się z liryką w temacie: romans paranormalny, ociekający mrokiem, ocieniony czarnym skrzydłem, ultragotycki.

(30-01-2012, 20:31)Natasza napisał(a): [ -> ]Pracą głowę mą gorącą zająć - tego nie da się przeczytać :) same ą
Ale za to jaki fajny językołamacz :)

Ze wszystkim uwagami, także tymi niewymienionymi (jeszcze?;), zgadzam się z góry. Okazuje się, że zmuszenie słów by zechciały ustawić się grzecznie w rymowany trochej ośmiozgłoskowy (wielkie dzięki, Poe) to sporo potu i zgrzytania zębów. A i tak rytm się gdzieniegdzie gubi. Tak więc chylę czoła przed wszystkimi, którzy udzielają się w tym dziale, sama jednak zostanę raczej pokornie przy prozie :)

Dzięki!

Wiesz,Leno...
Ja poważnie myślałam o przeniesieniu utworu do epiki.
A potem refleksja - romans romantyczny jednak synkretyczny jest.

Nie wiem, czy konieczność wiązania wersyfikacyjnego, czy w ogóle dystans do formy spowodował przebijanie się ironicznego dystansu autorskiego.
Tym niemniej - powstaje niesamowite wrażenie migotania świata przedstawionego, jakby powstawał - stawał się "dotykalny",by potem nagle prysnąć jak bańka mydlana w półuśmiechu kpiny.
Gratuluję
Musiałam się do tego dokopać, bo ja na komentarz to muszę mieć wenę, a takiego dzieła to nie mogłam zostawić.
Jak zobaczyłam pierwszy raz, to myślałam, że to może jest jakieś tłumaczenie znanego utworu, bo tak niesamowicie dobrze napisane. Zaleciało mi trochę Edgarem Poe Cool
Jestem po prostu pod wrażeniem i to już nie pierwszy raz czytając coś Twojego. Nie mogę przejść obojętnie obok czegoś o tak umiejętnie zbudowanym gotyckim klimacie. No jak dla mnie idealnie, gdybym oceniała szkolną cenzurką, to by mi skali zabrakło.