17-01-2012, 14:35
Kiedyś, w czasu się pomroce,
Przyjdzie karmić mi owocem,
Który nie da tak się wzruszyć,
Aby można wprost rozkruszyć
Chwile podłe i bezdomne,
Nim, to co złe tu, zapomnę.
Kiedyś znów ta podła twarz
Gestem zechce rzec mi "masz!".
Wtedy znów te cztery ściany
Czynić będą mnie skazanym
Na niewiarę w znośność bytu,
Bez nadziei i zachwytu.
Może przyjdą skądś tajemne
Moce dzisiaj tak bezcenne,
Tak potrzebne, by się ciało
W nowe szaty przywdziewało
I ubrało diadem złoty
Pełen kruszcu, co z tęsknoty?!
Czy znów będziesz, O Szeleście
Stamtąd, kiedym wszedł w przedmieście,
Co mi byłeś jak sen cichy,
Miłość kładąc mi w kielichy
I szeptając, że jest "naj"
Ten jedyny mój, ten kraj?!
Może znów ten wiatr poczuję
I jak kiedyś zatańcuję
Z tymi co mi zerwą pęta
I uczynią, że przeklęta
Bo najgorsza z wszystkich trwóg
Pryśnie, kiedy zadmie róg?!
Chciałbym, choć się już nie zdarzy,
Wpaść do czasu kałamarzy
I na przekór wszystkim słówkom
Stać pokoleń się stalówką,
I pozostać w tym uścisku
Kimś o wielkim swym nazwisku.
Przyjdzie karmić mi owocem,
Który nie da tak się wzruszyć,
Aby można wprost rozkruszyć
Chwile podłe i bezdomne,
Nim, to co złe tu, zapomnę.
Kiedyś znów ta podła twarz
Gestem zechce rzec mi "masz!".
Wtedy znów te cztery ściany
Czynić będą mnie skazanym
Na niewiarę w znośność bytu,
Bez nadziei i zachwytu.
Może przyjdą skądś tajemne
Moce dzisiaj tak bezcenne,
Tak potrzebne, by się ciało
W nowe szaty przywdziewało
I ubrało diadem złoty
Pełen kruszcu, co z tęsknoty?!
Czy znów będziesz, O Szeleście
Stamtąd, kiedym wszedł w przedmieście,
Co mi byłeś jak sen cichy,
Miłość kładąc mi w kielichy
I szeptając, że jest "naj"
Ten jedyny mój, ten kraj?!
Może znów ten wiatr poczuję
I jak kiedyś zatańcuję
Z tymi co mi zerwą pęta
I uczynią, że przeklęta
Bo najgorsza z wszystkich trwóg
Pryśnie, kiedy zadmie róg?!
Chciałbym, choć się już nie zdarzy,
Wpaść do czasu kałamarzy
I na przekór wszystkim słówkom
Stać pokoleń się stalówką,
I pozostać w tym uścisku
Kimś o wielkim swym nazwisku.