11-12-2011, 16:34
Była jednym z pomniejszych bóstw miłości. W powłóczystej czarnej spódnicy i prążkowanym gorsecie przechadzała się po deszczowych wrzosowiskach. Często widywałem jej sylwetkę o zmroku bądź późno w nocy, wpatrzoną w pochmurne, obojętne niebo, jakby mogło ono odpowiedzieć na wszystkie jej pytania, które chowała za bramą małych, kształtnych ust, uwalniających zadziwiająco mało słów. Czasami smukłą bladą ręką delikatnie muskała przyszytą do jej stroju, tuż powyżej piersi, staroświecką, ozdobną dziurkę od klucza. Nikt nie wiedział gdzie podział się ów klucz, mam wrażenie, ze nawet ona sama nie miała na ten temat pojęcia – zapomniała gdzie był albo, że w ogóle istniał. Nie była popularna. Jej pięć minut minęło w epoce powieści gotyckich, kiedy kilka razu mieszczono ją na jakieś ilustracji i tak trwała od tej pory – powołana do życia przez ludzką wyobraźnię, odrzucona, zapomniana. Wśród innych bóstw i herosów mówiło się, ze jest dziwaczką, stroni od towarzystwa. Podejrzewaliśmy, że na coś, bądź kogoś, czeka. Może wierzyła, że kiedyś przyjdzie ktoś, z jej kluczem? Marzycielstwo już dawno wyszło z mody (pragmatyczne postacie sprzedawały się znacznie lepiej), ale ja, wymyślony na romantyka, nie mogłem przejść obojętnie obok tamtej osóbki. Ujmował mnie emanujący od niej niewinny, a jednocześnie lekko mroczny urok.
Spędziłem dobrą dekadę włócząc się po antykwariatach, targach starości i straganach. Obejrzałem tysiące starych kluczy – srebrnych, posrebrzanych, żeliwnych, mnóstwo tak zardzewiałych, ze nie dało się określić, z czego są zrobione… Żaden z nich jednak nie był tamtym kluczem, który pragnąłem znaleźć jakimś dziwnych zrządzeniem losu, bądź tez pchnięty wszechmocnym palcem losu. W końcu doszedłem do wniosku, że nie jest mi to przeznaczone. Ba! Może nawet nie mi, ale nikomu? Może Ona symbolizować miała miłość nieszczęśliwą, niespełnioną? Pogodziłem się z tym, wszedłem w rolę, którą mi narzucono. Wiedziałem jednak, że nie mogę porzucić moich nadziei bez słowa. Postanowiłem, że nasza pierwsza rozmowa będzie wszystkim – powitaniem, wyznaniem i pożegnaniem, rozstaniem na wieki.
Zebrałem bukiet eterycznych polnych kwiatów i poszedłem do mojej pani. Przyjęła mnie z lekkim onieśmieleniem, ale głos miała miły, spokojny i cichy. Opowiedziałem jej o moim uczuci, poszukiwaniu klucza, porażce…
Ku mojemu zdziwieniu roześmiała się cicho.
- Och, o to ci chodziło? – spytała, zatrzymując dłoń na dziurce od klucza – Nie przejmuj się tym – skruszyła w dłoni zardzewiały zamek – Już dawno przestałam czekać.
Spędziłem dobrą dekadę włócząc się po antykwariatach, targach starości i straganach. Obejrzałem tysiące starych kluczy – srebrnych, posrebrzanych, żeliwnych, mnóstwo tak zardzewiałych, ze nie dało się określić, z czego są zrobione… Żaden z nich jednak nie był tamtym kluczem, który pragnąłem znaleźć jakimś dziwnych zrządzeniem losu, bądź tez pchnięty wszechmocnym palcem losu. W końcu doszedłem do wniosku, że nie jest mi to przeznaczone. Ba! Może nawet nie mi, ale nikomu? Może Ona symbolizować miała miłość nieszczęśliwą, niespełnioną? Pogodziłem się z tym, wszedłem w rolę, którą mi narzucono. Wiedziałem jednak, że nie mogę porzucić moich nadziei bez słowa. Postanowiłem, że nasza pierwsza rozmowa będzie wszystkim – powitaniem, wyznaniem i pożegnaniem, rozstaniem na wieki.
Zebrałem bukiet eterycznych polnych kwiatów i poszedłem do mojej pani. Przyjęła mnie z lekkim onieśmieleniem, ale głos miała miły, spokojny i cichy. Opowiedziałem jej o moim uczuci, poszukiwaniu klucza, porażce…
Ku mojemu zdziwieniu roześmiała się cicho.
- Och, o to ci chodziło? – spytała, zatrzymując dłoń na dziurce od klucza – Nie przejmuj się tym – skruszyła w dłoni zardzewiały zamek – Już dawno przestałam czekać.