Via Appia - Forum

Pełna wersja: Strach.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Moje myśli wariują, nie wiem, co się dzieje. Siedzę ze spuszczoną głową, wzrokiem przeskakując z kafelka na kafelek, co chwilę wyłapuję to inną plamę na podłodze. To jest strasznie wciągające, niby nie ma w tym nic ciekawego, jednak ja nie mogę przestać patrzeć. A może nie chcę? W sumie kogo interesowałaby jakaś brudna podłoga, którą sprzątaczka tylko raz przejedzie mopem i myśli, że wszystko ładnie zniknie? Zapewne nikogo, lecz ja wciąż gapię się w te same miejsca, ale już nie zastanawiam się nad tym, co robię. W pewnym momencie podnoszę się. Przez chwilę nie mogę się przemóc, aby zrobić choć jeden krok, więc delikatnie opadam na twarde krzesło. Szklanymi oczyma rozglądam się dookoła, oprócz mnie nie ma tu nikogo. Jednak... Dopiero po chwili dostrzegam jakąś postać siedzącą w kącie, daleko ode mnie. Nie widzę jej dobrze, jednak wiem, że jest to dziecko. Patrzę na małą osóbkę, jakbym już ją znał, jakbym czuł to, co czuje ona. Wstaję i powoli zbliżam się do ciemnowłosej istoty, jak się po chwili okazuje. Dziecko nie patrzy w moją stronę, jednak ja nie odrywam od niego wzroku. Jego ciało przeszywają dreszcze. Zdejmuję swoją bluzę, aby go okryć, gdy w tym samym momencie nasze spojrzenia się spotykają. W jego oczach jest coś, co odstrasza, są całe czerwone, zapłakane. Nienawiść płynąca z nich mocno odpycha, na skutek czego się cofam. Boję się. Boję się jego, boję się tego, co mi powie, gdy otworzy usta. Jednak on, wpatrzony we mnie, milczy. Trzęsie się i kiwa na boki. Próbuję się ruszyć, lecz moje nogi jakby przylgnęły do podłogi. Oglądam się za siebie, jednak nic nie widzę. Wszystko w jednej chwili zniknęło, zostałem tylko ja i mały nieznajomy. W pewnym momencie coś zimnego dotyka mojego ramienia, mocno wbijając paznokcie. Nie czuję bólu, czuję jedynie to, jak jakaś część mnie ucieka i staje się drugą osobą. Staje się kimś innym. Powoli upadam na ziemię, a kątem oka widzę jeszcze samego siebie stojącego nade mną...
- Proszę pana! - woła jakiś głos. - Proszę się obudzić!
Momentalnie podnoszę głowę, aby ujrzeć szczupłą blondynkę, trzymającą w ręku kubek z wodą. Oddycham ciężko, cały czas nie mogę uwierzyć, że to wszystko mi się tylko śniło. Rozglądam się dookoła, postaci z mojej wyobraźni nigdzie nie ma, są tylko jacyś ludzie czekający w kolejce do lekarza. Dopiero teraz przypominam sobie, że ta ładna pielęgniarka wciąż tu stoi. Biorę od niej KUBEK, nie siląc się nawet na wypowiedzenie jakiegoś miłego słowa. Kobieta wzrusza ramionami i odchodzi, znikając za wielkimi, białymi drzwiami.
Zastanawiam się, ile już tu czekam. Kiedy wreszcie powiedzą mi, co z moim synem?! - pytam się ze złością w duchu. Mam już dość siedzenia, dość tych osób, które mówią, że wszystko będzie dobrze i pytają, czy czegoś nie potrzebuję. Owszem, potrzebuję. Świętego spokoju, do cholery. Chciałbym być teraz z nim, żeby nie był sam, żeby czuł, że jestem przy nim i już nigdy go nie opuszczę... Raz już popełniłem ten błąd, a teraz Bóg daje mi najgorszą karę, jaka może być. Mogę stracić swoje jedyne dziecko... Gdyby nie ten jeden dzień, gdyby nie wyjazd służbowy, gdyby nie to, że butla gazowa była niezakręcona, a zapałki nie leżałyby na stole, wszystko byłoby dobrze. Wszystko byłoby jak dawniej...
Mijają kolejne minuty. A może godziny? Nie wiem, nie liczę nic oprócz ilości wypitej kawy. Dawno też nic nie jadłem, jednak nie skupiam się na tym, nie to jest teraz najważniejsze. Liczy się tylko to, czy mój syn wyjdzie z tego, czy wyzdrowieje... Czasami aż mam ochotę krzyczeć, płakać, walić pięściami... Boję tak, tak strasznie się boję. Uspokaja mnie tylko myśl, że niedługo znów go zobaczę, że znów będzie dobrze. Nadzieja... Tylko to mnie teraz podtrzymuje.
Powoli wstaję, aby iść do automatu po kolejny kubek ciepłego napoju, gdy wielkie, białe drzwi otwierają się. Wychodzi z nich dwoje młodych ludzi, za nimi dwie inne osoby prowadzą nosze. Moje serce zaczyna bić szybciej, krople potu zbierają się na czole. Podbiegam do nich, ciesząc się niemiłosiernie, kiedy nagle coś do mnie dociera... To nie moje dziecko. To nie jest mój syn. To nie on... Wszyscy patrzą na mnie, a ja tylko odwracam się i idę.
Czas dalej leci, a ja nadal czekam. Może mi się tylko wydaje, że to trwa wieczność? Być może. Nie wiem jak jest naprawdę, nie mam zegarka. Mam ochotę wstać i wyważyć te wielkie drzwi, aby tylko zobaczyć swoją pociechę, jednak taki wyczyn zakłóciłby ich pracę, a wtedy mogą popełnić jakiś błąd, dlatego siedzę grzecznie i czekam. Chwilami krążę w kółko po korytarzu, a nawet zaglądam do pokoju, w którym leżał, zanim mu się pogorszyło. Teraz też tak robię, schodzę długimi schodami na parter, po czym skręcam w lewo, chowajac się za ogromnym kwiatek. Snuję się powoli, aż docieram pod numer jedenaście. Wyciągam dłoń, aby pociagnąć za klamkę w momencie, gdy ktoś mnie woła. Odwracam się i widzę lekarza, który coś prowadzi. Mój umysł rozbudza się, myślę już całkowicie trzeźwo. Podchodzę bliżej, lecz wcale nie zwracam na niego uwagi, dla mnie ważniejsze jest dziecko. Chude, poparzone ciało leży na noszach niczym roślinka. Patrzę na niego całego, kiedy dostrzegam, że jego prawa noga jest dłuższa od lewej. Delikatnie podnoszę okrycie, a moim oczom ukazuje się pozbawiona stopy, przesiąknięta krwią kończyna. Znów przenoszę wzrok na twarz malca i gapię się na niego. Nagle jego powieki unoszą się z wielkim trudem, jednak widzę, że jest to dla niego ulga. Próbuję coś wykrztusić, ale on odzywa się pierwszy:
- Tatusiu, widziałeś już moje nowe zabawki w pokoju? - pyta, powoli wypowiadając każdą sylabę.
Niedobre. Zagadane, nieprzemyślane, pośpieszne.
Ma chyba z pięć punktów kulminacyjnych i zamiast przeżycia pointy, odczuwam ulgę. Może to celowy zabieg, ale przez to jestem cały czas obok bohatera, poza jego przeżyciem.
Brakuje tu wiedzy o bohaterze. On cały czas opowiada, co się z nim dzieje, jakby był najważniejszy.
Dla mnie - brakuje tu dziecka, miłości... przede wszystkim strachu o dziecko!

Nie stawiam oceny. Proponuję dokładnie przemyśleć każdy element świata. Przestrzeń, czas, postaci. Przede wszystkim bohater! Bohaterowie - bo przecież to nieobecne dziecko jest też bohaterem. Jego nieobecność jest bodaj najważniejszym elementem tego świata.
Kim jest bohater? Co o nim chciałbyś mi powiedzieć? Co w nim się dokonuje? jakaś przemiana? Jeżeli tak to jaki był wcześniej? Nie CO ROBIŁ, ale jaki był. Pokaż bohatera. Nie jego ruchy.
Hm, i właśnie o taką opinię mi chodziło. Wiedziałam, że coś mi nie pasuje w tym tekście, trochę nad nim siedziałam i nie wiedziałam czego. Dawno w sumie nie pisałam, muszę odukować się od początku. Big Grin Ale dzięki, Nataszo.
Zgadzam się z Nataszą. Czytając cały czas czułam dysharmonię; jakbyś chciał coś oddać a wychodzi coś innego.
Ja zwrócę uwagę na zakończenie opowiadania. Widać, że sytuacja w nim została stworzona sztucznie
Cytat:Odwracam się i widzę lekarza, który coś prowadzi.

Cytat:Chude, poparzone ciało leży na noszach niczym roślinka.
Z tego wynika, że lekarz prowadzi nosze.
Cytat:Patrzę na niego całego, kiedy dostrzegam, że jego prawa noga jest dłuższa od lewej. Delikatnie podnoszę okrycie, a moim oczom ukazuje się pozbawiona stopy, przesiąknięta krwią kończyna.
To raczej niedopuszczalne aby taki widok ukazał się ojcu po tym jak jego syn opuszcza salę operacyjną. I co się z tym wiąże dziecko powinno być jeszcze uśpione bo wybudzanie z narkozy to długotrwały etap.
Cytat:Nagle jego powieki unoszą się z wielkim trudem, jednak widzę, że jest to dla niego ulga. Próbuję coś wykrztusić, ale on odzywa się pierwszy:
- Tatusiu, widziałeś już moje nowe zabawki w pokoju? - pyta, powoli wypowiadając każdą sylabę.
Wiem, czepiam się szczegółów ale jeśli mamy mieć wiarygodny obraz to są one ważne.
Pozdrawiam.
To akurat są ważne szczegóły, bo wiem, co mam poprawić. Wiem, iż trochę w tym tekście zagmatwałam, jednak właśnie po to tu go wstawiłam, aby wiedzieć, co jest źle. Teraz wiem i postaram się poprawić, oby na lepsze Big Grin
Faktycznie, tekst jest przegadany i jakiś taki chaotyczny. Może byłby ciekawy, gdyby trochę tu pozmieniać. Zgadzam się ogólnie z powyższymi komentarzami.
Istota tekstu niestety mi umyka, może tu jeszcze wrócę, by lepiej się zorientować.Smile