Via Appia - Forum

Pełna wersja: Uwierz swojemu mężczyżnie - Gregor roz.1
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Rozdział 1.


Ruch dzisiaj w domu od samego rana.
Co się dzieje? - zastanawiałem się leżąc nadal w łóżku, dostrzegłszy kątem oka dzieci spacerujące korytarzem. - Kiedy przygotowałaś im te fajne ciuszki? Chyba przed snem, jak poszłaś do łazienki. Wieczorna toaleta trwa zazwyczaj 15 minut, jednak wczoraj nie było cię prawie pół godziny. A w ogóle gdzie ty jesteś - myślałem, patrząc na pustą połowę naszego wyrka.
Niebawem maluchy weszły do sypialni i tarmosząc mnie za rękę w kilka sekund rozwiały niedawne wątpliwości.
- Tatusiu - zrób nam śniadanko bo mama poszła się malować. I zrób jeszcze śniadanko do sreberka. Przecież idziemy dzisiaj do szkoły !
- Już wstaję a wy zmykajcie do kuchni – odpowiedziałem coraz bardziej zaskoczony.
Pobiegłem do łazienki gdzie stałaś uśmiechnięta przed lustrem w swojej ulubionej czarnej bieliźnie.
- Cześć kochanie. O co chodzi, tak nagle się zerwałeś ? - zapytałaś niewinnie.
- Jak to o co? Dzieciaczki stoją ubrane i mówią, że zabierasz je do szkoły?
- Tak. Nie mówiłam ci? Przepraszam najmocniej, musiałam zapomnieć. Ale… zaraz, gapo, przecież wspominałam o tym przy kolacji. Teraz widzę jak mnie słuchasz? Czasami wydaje mi się jakbym przemawiała do ściany.
Już wiedziałem, że dalsza wymiana zdań na ten temat nie ma sensu, więc machnąłem ręką, pocałowałem cię w uszko i poszedłem do kuchni.

- Paróweczki do garnka, masełko na bułeczki, na to twarożek, do kubeczków kakao, a dla mnie i mamusi kawa. Mówiliście, że idziecie dzisiaj do szkoły? - spytałem krzątając się przy śniadaniu.
- Idziemy tatusiu
Po chwili pojawiłaś się w nowych kozaczkach, nowej skórzanej kurtce z zamkami, śliczna, zadowolona i pachnąca.
- Już jestem! – zawołałaś, zgrabnie obracając się na palcach, usiadłaś przy mnie i szepnęłaś:
- Przepraszam kochanie nie mówiłam ci. Wybacz, nie gniewaj się. Wieczorem Milusie spytały co ja od jakiegoś czasu robię codziennie w tej szkole i prosiły żebym chociaż na trochę zabrała je ze sobą. Zgodziłam się.
- Nie gniewam się. Doskonale pamiętam że nie rozmawialiśmy na ten temat.
- W takim razie kocham cię facet i dziękuję - uśmiechnęłaś się.
- Nic się nie stało. Możecie jeść powoli, odwiozę was i przyjadę po dzieci o 10-tej. Jeśli będziesz miała z nimi kłopot, zadzwoń, wtedy będę wcześniej, a teraz lecę się ubrać


- Ciekawy jestem jak dzieci zareagują na dzisiejszą wyprawę. Nigdy nie były w szkole, więc nie wiadomo jaki numer tam wykręcą - mówiłem uważnie prowadząc auto. - Pilnuj je i uważajcie na siebie, a wy macie słuchać mamy i robić wszystko co powie i nie oddalajcie się nigdzie, bo możecie się zgubić. Tam jest dużo ludzi. Zrozumiano? - zwróciłem się do maluchów.
- Tak tatusiu. My wszystko wiemy. Przyrzekliśmy wczoraj mamusi.
- Chyba nie będzie źle – spojrzałem na ciebie z uśmiechem.
Po kwadransie dojeżdżaliśmy na miejsce. Wysiadłem i odprowadziłem was do drzwi.
- Nie martw się Gregor, poradzę sobie. Mamy przecież kochane i mądre dzieci. Wierzę w nie – uspokoiłaś mnie na odchodne.
- W takim razie bawcie się dobrze. Pa !


Zjawiłem się ponownie pod szkołę punktualnie o 10-tej. Prawdę mówiąc to nie była żadna szkoła, lecz placówka prowadzące specjalistyczne kursy, do której pracodawcy kierowali wybranych pracowników chcących podnieść swoje kwalifikacje. My nazywaliśmy to szkołą w skrócie, dla własnej wygody.
Staliście już za szklanymi drzwiami. Dzieci trzymały w rączkach kolorowe kartki a ty kiwałaś dłonią energiczniej niż zawsze.
- Cześć kochanie. Wszystko w porządku? Wydaje mi się jakbyś była trochę zdenerwowana? – zapytałem, czując że chciałaś mi o czymś powiedzieć.
- Wszystko Ok Gregor. Przepraszam, teraz muszę lecieć, ale faktycznie mam dla ciebie niespodziankę. Spytaj dzieci a ja opowiem resztę w domu. Pa.

Poczekaliśmy jeszcze chwilę machając na pożegnanie, potem wziąłem dzieci za rączki i ruszyliśmy w stronę centrum.
- Zabierzecie mnie na lody? - spytałem.
- Zabierzemy, ale tylko na czekoladowe.
- Dlaczego na czekoladowe? – zdziwiłem się. - Zawsze smakowały wam waniliowe, albo śmietankowe z polewą czekoladową.
- Ale dzisiaj mamy ochotę na czekoladowe – odpowiedział synek.
Znowu coś nowego ułożyły sobie w główkach - pomyślałem i dla świętego spokoju wyraziłem zgodę. - Będzie to dobry moment aby popytać maluchy jak spędziły czas w szkole i może dowiem się przy okazji czegoś więcej o tajemniczej niespodziance.
Szliśmy powoli rozglądając się wokół, zatrzymując od czasu do czasu przy kolorowych sklepowych witrynach. Maluszki trzymały mnie za ręce i niebawem trafiliśmy do niewielkiej kawiarenki położonej niedaleko dużego supermarketu.
- Tutaj zjemy lody a w tamtym sklepie zrobimy zakupy. Zgoda ?
- Zgoda tatusiu.
Zamówiłem dwie porcje lodów czekoladowych, a dla mnie ciepłą szarlotkę i małą kawę.
- Opowiedzcie mi teraz jak wygląda szkoła mamusi i co wam się tam podobało?
Nie musiałem dwa razy prosić, wiec po chwili wiedziałem, że w szkole mamusia jest najładniejsza i ma koleżanki i pan ją uczy i jak mama mówi to wszyscy jej słuchają i ją lubią oraz, że jest tam sporo komputerów, a na korytarzach dużo różnych drzwi. Dodały, że podczas przerwy, kiedy mama robiła im zdjęcia pod drzewkiem w skrzynce, podszedł duży pan z brodą i z nią rozmawiał i mama się zdenerwowała bo pan cały czas je oglądał. W końcu dał mamusi jakieś karteczki i poszli dalej malować. A potem ja przyjechałem i mamusia zaprowadziła je do wyjścia.
Ciekawy jestem jak ta niespodzianka wiąże się z panem z brodą? – pomyślałem i spojrzałem na zegarek. Minęła jedenasta.
Dzieci dokończyły lody i niebawem chodziliśmy po sklepie wypełniając wózek niezbędnymi artykułami. Nie trwało to długo więc przed południem zmierzaliśmy w stronę samochodu. Posadziłem dzieci na fotelikach, prosząc żeby były grzeczne podczas jazdy i opowiedziały mi dalszy ciąg szkolnej historii. Zanim ruszyłem zadzwonił telefon.
- Słucham kochanie, co się znowu stało? – spytałem.
- Muszę podzielić się z tobą fajną wiadomością. Kiedy w czasie przerwy robiłam Milusiom zdjęcia, podszedł do nas niejaki Jan Bergen z agencji reklamowej Design & Style i wyobraź sobie, nasze dzieci tak mu się spodobały, że zaprosił je na spotkanie do swojego biura. Uparł się jak wół, że chce koniecznie aby Lucy i Gregorek zagrali główne role w reklamie dla producenta słodyczy. Chodzi podobno o nowe czekoladki. Chciałam o tym powiedzieć dopiero w domu i zrobić niespodziankę, ale mnie znasz. Już nie mogłam wytrzymać, wiec dzwonię żeby podzielić się z tobą tą nowinką.
- Ciekawa sprawa. Milusie zdążyły o tym wspomnieć. Podoba mi się. Tobie chyba też jak słyszę.
- Pewnie że tak, ale pomyśl jakby się udało, czy sobie wtedy czasowo poradzimy, bo trzeba będzie wozić je na zdjęcia, pilnować i cholera wie co jeszcze.
- Nie martw się mała. Słyszę, że jesteś podniecona i lekko zdenerwowana. Zobaczymy co nam powiedzą kiedy się spotkamy i czy w ogóle coś z tego wyniknie. Żebyś była spokojniejsza sprawdzę w sieci tą agencję i wieczorem porozmawiamy. Aha! Zrobiłem zakupy więc wracaj prosto do domu. Ucz się pilnie. Pa !
- Uważajcie na siebie. Kocham Was - powiedziałaś na do widzenia.

Odłożyłem telefon .
- Dzwoniła mama i mówiła, że Was bardzo kocha – zwróciłem się do dzieci.
- My też ją kochamy i ciebie też tatusiu – zawołały Milusie, a że nie mogły wypiąć się z pasów i objąć mnie z szyję, zaczęły głośno cmokać jedno przez drugie czym ubawiły mnie do łez i ponownie rozpoczęły dalszy ciąg opowieści, jak to w szkole przywitały się ładnie po angielsku i koleżanki mamy z nimi rozmawiały. Całą drogę buzie im się nie zamykały, a ja słuchałem wszystkiego myśląc od czasu do czasu o propozycji reklamowej.
Po 20 - stu minutach byliśmy w domu. Poprosiłem Lucy i Gregorka aby mi przez chwilę nie przeszkadzali ponieważ musiałem coś ważnego odszukać w internecie, ale pozwoliłem im być przy mnie i zjeść swoje śniadanko w sreberku. Dałem im jeszcze po truskawkowym jogurcie i usiadłem przed notebookiem.
Po wpisaniu hasła Design & Style wyświetliła się strona agencji reklamowej.
Całkiem niezła instytucja – pomyślałem. - Robią kampanie o zasięgu światowym znanym firmom spożywczym, a dodatkowo mają wyłączność na produkcję spotów dla Milki. Czyżby o tą fabrykę czekolady chodziło ? O! jest cały sztab pracujących tam ludzi a Jan Bergen, to szef działu filmowego i castingu. Może by spróbować ?
- Tu jest pan co był w szkole i rozmawiał z mamusią, patrz tatusiu, o tu jest ! - zawołała mała Lucy i już jogurtowe palce zaczęły szybko zbliżać się w stronę ekranu.
- Stop paluszki! – zawołałem w samą porę. - To jest pan Jan Bergen. Mama mówiła o nim przez telefon. Chciałby z nami porozmawiać. A czy wy chcecie go poznać i się z nim zaprzyjaźnić?
Dzieci spojrzały siebie, potem na mnie i zapytały:
- A mamusia nam pozwoli ?
- Jak ładnie poprosicie to myślę, że na pewno. A teraz proszę wymyć łapki. Idziemy poćwiczyć angielski. Ok?
- Yes, of course !
Napiszę c sms-a - postanowiłem w międzyczasie - Będziesz wiedziała, że agencja jest wiarygodna i możemy spróbować, ale dopiero po wieczornej rozmowie.

Wróciłaś kilka minut po czwartej. Uśmiechnięta i pełna energii. Przywitałaś nas ciepło, a dla mnie miałaś dodatkową niespodziankę. Dużą tabliczkę czarnej gorzkiej czekolady.
- Proszę kochanie, wiem że lubisz gorzką, ale obiecaj, że zjemy ją dopiero wieczorem przed snem, bo w niej są hormony szczęścia - dodałaś uśmiechając się i zalotnie mrużąc swoje śliczne ciemne oczy.
Milusie stały przy ścianie chowając coś za plecami.
- Niespodzianka dla mamusi! - zawołały i każde pokazało swój szkolny obrazek. Teraz już dokończony z pięknymi uśmiechniętymi słoneczkami w rogach.
- Śliczne! - pochwaliłaś dzieci. - Oprawimy w ramki i tatuś powiesi je obok aniołków. A teraz pozwólcie, że zjem obiad.
Dzieci zaprowadziły cię do kuchni i po dwudziestu minutach uznaliśmy, że wreszcie przyszedł upragniony czas relaksu.

- Odpocznij Lucy i opowiedz co to za historia z reklamą, bo jestem coraz bardziej ciekawy - poprosiłem wchodząc do pokoju.
Usiadłaś wygodnie na sofie i po pewnym czasie wiedziałem już o spotkaniu z Janem Bergerem i rozmowie jaką z nim przeprowadziłaś. Wszystko wyglądało bardzo interesująco więc włączyłem komputer żeby pokazać co znalazłem w sieci na temat Design & Style. Milusie oglądały z nami i ponownie na widok zdjęcia Jana ożywiły się.
- Pan ze szkoły! Patrz mamusiu tu jest pan ze szkoły!
- Widzę, to ten sam pan. Przytulcie się do mnie, posiedźcie chwilkę spokojnie i posłuchajmy co tatuś myśli o tym wszystkim.
- Tak tatusiu, powiedz co myślisz o wszystkim - zagadały z powagą dzieci.
- Myślę, że może być z tego wesoła przygoda, tym bardziej, że trafiła się niespodziewanie więc powinniśmy to wykorzystać. Takich szans nie wolno marnować, a poza tym Milusie mogą mieć doskonałą zabawę. Już przed twoim powrotem sprawdziłem jak wyglądają sprawy formalne. W/g prawa wszystko jest jasne i klarowne więc nie powinniśmy mieć obaw. Musimy jedynie pokazać umowę adwokatowi aby sprawdził czy nie ma punktów do których możemy mieć zastrzeżenia. Kwestie finansowe i negocjacje ceny pozostawiam tobie kochanie, bo wiem, że jesteś w tym dobra. Z reguły za udział w jednej kampanii ukazującej się we wszystkich mediach i na billboardach, mali wykonawcy mogą otrzymać honorarium od 3.000 do 5.000 € na głowę, zależnie od ustalonego kontraktu. Zajmiesz się tym? A w ogóle powiedz mi jedno, tylko szczerze. Wchodzimy w ten temat ?
- Wchodzimy kochanie i chętnie się wszystkim zajmę, przecież zawsze możemy się wycofać jeśli nie będzie nam coś odpowiadać.
- A czy wy chcecie zagrać w krótkim filmie i mieć dużo zdjęć? - zapytałem Milusie.
- Tak! Chcemy zagrać razem z wami! - zawołały dzieci i zaczęły nas przytulać, ściskać i całować.
- W takim razie mamusia i ja też chcemy - powiedziałem, wznosząc mój ulubiony kufelek, przypieczętowując tym samym naszą zgodę, dużym łykiem chłodnego piwa.
Po dniu pełnym wrażeń Milusie wcześniej poszły spać a my mieliśmy już czas tylko dla siebie, wiec oddaliśmy się naszemu ulubionemu zajęciu, czyli wzajemnemu utulaniu się do snu.

*

Wstaliśmy wcześniej i gotowi byliśmy błyskawicznie. Kiedy wychodząc z łazienki zobaczyłem dzieci, zatrzymałem się na chwilkę pogwizdując z aprobatą. Mała Lucy w rozpuszczonych włoskach i biało szarej sukience z czerwonymi dodatkami prezentowała się jak aniołek, natomiast Gregorek przystojniaczek, paradował po domu w nowych sztruksach zerkając ukradkiem do lustra.
- Ale się postarałaś - zamruczałem pod nosem. - Gdzie ty je wysyłasz. Czy aby nie do filmu?
Szybko założyłem ubranie bacząc żeby nie odstawać zbytnio swoim wyglądem od mojej eleganckiej gromadki i poszedłem do kuchni.
Ty także wyglądałaś ślicznie w swoich ulubionych kowbojkach, krótkich czarnych spodniach i sweterku w jakieś mazaje na piersiach. Bardziej przypominałaś podlotka a nie mamę dwójki dzieci.
- Zjadamy dzisiaj bez marudzenia bo niebawem wychodzimy - wydałaś krótką dyspozycję.
Płatki owsiane i małe kolorowe kanapki znikały szybciutko, bo wszyscy byliśmy bardzo ciekawi jaka niespodzianka czeka nas w biurze Design & Style. Kończąc śniadanie porozmawialiśmy jeszcze o reklamach ponieważ temat był bardzo aktualny. Milusie chętnie nas wspierały opowiadając o lalkach Barbie, jajkach niespodziankach, zabawkach i batonikach, które widziały nie jeden raz w TV.
Przed 10-tą wyszliśmy z domu. Aby nie stać w korkach i nie spóźnić się na umówione spotkanie postanowiliśmy pojechać do centrum autobusem. Pogoda była idealna. Ciepło, słonecznie i pomimo trwającej jeszcze zimy czuliśmy już w powietrzu tchnienie wiosny. Milusie szły przed nami trzymając się za rączki cały czas cicho ze sobą rozmawiając.
- Słyszysz kochanie o czym dzieci mamroczą ? - zapytałem.
- Nie za bardzo, ale może w drodze uda nam się czegoś więcej dowiedzieć.
Właśnie zbliżał się autobus linii 129. Było sporo wolnych miejsca, więc usiedliśmy przy oknie sadowiąc Milusie na kolanach i w taki oto chytry, jak nam się wydawało sposób, poznawaliśmy powoli tajemnice naszych maluszków. Z fragmentów rozmowy wywnioskowaliśmy, że jeszcze wczoraj przed snem, wymyśliły iż będą grały w filmie razem z nami. Mała Lucy z żelazną logiką tłumaczyła Gregorkowi, że muszą przekonać pana Jana, który skoro lubi je, musi równie mocno lubić i nas. Takim oto sposobem doszła do słusznego wniosku, że w filmie powinniśmy zagrać razem.
Spojrzeliśmy sobie w oczy zasłaniając jednocześnie usta żeby się nie roześmiać na cały autobus, bo powaga na ich buźkach była przekomiczna. Przytuliłaś się do mnie mówiąc cicho, że jeśli one nie przestaną, to zaraz parskniesz głośno, a wtedy będziemy musieli wysiąść z autobusu i tak skończy się nasza rodzinna życiowa szansa. Na nasze szczęście dojeżdżaliśmy do centrum.

- Kochanie, nie dość, że chce mi się nadal śmiać, to jeszcze muszę zrobić siusiu bo się spieszyłam i przed wyjściem zapomniałam. Wejdźmy do kafejki za rogiem, zamówimy po herbatce a ja skorzystam z toalety - powiedziałaś ze śmiechem, tym bardziej, że Milusie znowu zaczęły kontynuować swoje ciche rozmowy.
Mięliśmy sporo czasu, więc z przyjemnością wstąpiliśmy do „Zielonego ogródka” gdzie podawano oryginalną indyjską herbatę o wyrafinowanym smaku. Zamówiłem dwie filiżanki zielonej Assam a Milusiom sok pomarańczowy. Po chwili wróciłaś.
- Teraz Ty idź bo widzę, że siedzisz jak na szpilkach. No co tak na mnie patrzysz. Idź. Nawet gdy ci się nie chce siku i tak warto tam zajrzeć. Zobaczysz jak mają ciekawie zrobione lustra i oświetlenie. Powiesz czy się podobało.
Poszedłem, chociaż nie czułem żadnej potrzeby. Na twoją prośbę zwiedzałem toalety od lat, traktując to jako wycieczki poznawczo-edukacyjne. Z reguły nie widziałem tam nic szczególnego. Kibel jak każdy inny, ale ty zawsze wynajdywałaś różne ciekawostki. Jak nie lampki, to znowu lustra albo okucia drzwi, czy też inne dziwne podstawki pod mydło. Na szczęście owocami twoich toaletowych obserwacji były niebanalne projekty i rozwiązania wystroju wnętrz, którymi zajmowałaś się na co dzień zawodowo.
Dochodziła jedenasta kiedy zatrzymaliśmy się przed wysokim dostojnym secesyjnym budynkiem. Na ścianie przy wejściu widniała elegancka błyszcząca tablica: Design & Style - Agencja Reklamy. Duże dębowe drzwi uzbrojone w ogromną mosiężną klamkę wyglądały, że strzegą dostępu do firmy jakby była ona twierdzą nie do zdobycia, ale myliłem się sądząc, że zanim je otworzę ubędzie mi większa część zapasu energii zgromadzonej na cały dzień, bo po naciśnięciu klamki drzwi lekko z cichym szelestem otworzyły się prawie same.
Stanęliśmy w jasno oświetlonym hallu.
- Miło, elegancko a przede wszystkim z klasą - stwierdziłaś ogarniając wzrokiem pomieszczenie i od razu skierowaliśmy kroki w stronę dużego, nowocześnie zaprojektowanego kontuaru, za którym siedziała ładna młoda dziewczyna.
- Dzień dobry pani. Jesteśmy umówieni z Janem Bergenem – zwróciłem się do recepcjonistki.
- Witam. Jan uprzedził mnie o państwa wizycie. Proszę spocząć już do niego dzwonię.
Nie czekaliśmy nawet pięcie minut, kiedy stanął przed nami szef działu castingu. Nie był sam. Towarzyszyło mu kilka osób.
- Jestem Jan Bergen – przedstawił się brodacz - wyciągając w moją stronę wielką dłoń. – Cieszę się, że przyjechaliście. Poznajcie. Oto mój zespół.
Jan pokrótce przekazał garść informacji o swoich współpracownikach. Dominik, Zuzanna, Stella i Wojtek z uwagą przypatrywali się Milusiom, które onieśmielone stały przy nas trzymając się moich spodni.
- Zapraszam do biura – powiedział po krótkiej prezentacji prowadząc nas na pierwsze piętro.
Duży przestronny pokój z mnóstwem bibelotów na półeczkach oraz ogromnych fotografii na ścianach mógłby z powodzeniem pomieścić kilka stanowisk niewielkiej maklerskiej firemki. Ale tu nie chodziło o ekonomiczne zagospodarowanie wolnej przestrzeni. Tu się liczył prestiż. Po chwili asystentka podała aromatyczna kawę, soki owocowe i słodycze dla dzieci.
- Siadajcie moi drodzy i częstujcie się - Jan wskazał ogromną wygodną skórzaną kanapę i fotel, na który od razu wskoczyły Milusie.
Fotel był jednoosobowy ale dzieci, pomimo że rozsiadły się wygodnie zajęły na nim jedynie połowę wolnego miejsca.
- Chcę zapytać, czy propozycja jaką wam wcześniej przedstawiłem jest interesująca? Od tej odpowiedzi zależy teraz wiele. Zastanówcie się proszę. Nie ponaglam w podjęciu decyzji, jednak niebawem muszę pojawić się na spotkaniu całego zespołu z przedstawicielem Milki. To dla nich przygotowujemy kampanię promującą nowe czekoladki.

Jan nie wiedział, że decyzję podjęliśmy już wieczorem, a w nocy przypieczętowaliśmy ją gorącymi pocałunkami i miłosnym spełnieniem, więc dla nas wszystko było jasne.
- Jesteśmy zdecydowani, ale powinniśmy spytać co Milusie mają do pozwiedzania na ten temat. Ostatecznie one będą bohaterami tego wydarzenia - powiedziałaś zwracając się do dzieci, które zajęte były przeglądaniem albumów ze zdjęciami z planów filmowych.
- Gregorku, Lucy spójrzcie na mnie. Muszę Was o coś zapytać.
- O co mamusiu chcesz nas zapytać? – powiedział Gregorek.
- Chcę aby pan Jan usłyszał, czy będziecie grać w filmie o czekoladkach ?
- Tak ! - zawołały jednocześnie Milusie i z radości zaczęły skakać po wielkim jak łóżko fotelu.
Jan nie wytrzymał, my też i razem parsknęliśmy śmiechem. Radość trwała przez dłuższą chwilę lecz nie mogliśmy śmiać się w nieskończoność ponieważ czekał na nas ktoś, komu Jan miał pokazać swoje odkrycie, czyli nasze Milusie.
- Wystarczy kochani - uspokoiłaś Lucy i Gregorka. - Stańcie przede mną, poprawię wam ubranka i czas najwyższy iść z panem do innego pokoju, bo zamierzamy przedstawić Was kilku osobom.
Nie przypominaliśmy Milusiom o grzecznym zachowaniu, bo wiedzieliśmy, że kiedy jesteśmy razem i na dodatek załatwiamy ważne sprawy, dzieci nigdy nie sprawiają nam żadnych kłopotów, a poza tym chcieliśmy żeby były swobodne i naturalne.
- Zapraszam - powiedział Jan wskazując drogę.

W dużej sali wyposażonej w nowoczesny sprzęt multimedialny siedziało kilkanaście osób. Niektóre już znaliśmy. Jan poprosił abyśmy usiedli przy ogromnym stole i zajął miejsce obok nas. Szpakowaty mężczyzna w niedbałym na pierwszy rzut oka ubraniu siedzący najbliżej dużego monitora wstał, uśmiechnął się, przywitał szefa działu nazywając go Jaśkiem. Przywitał się również z nami, a po krótkiej prezentacji dowiedzieliśmy się, że to on jest przedstawicielem Milki. Głupio trochę nam się zrobiło kiedy wymieniając uściski dłoni, cały czas obserwował Milusie, nami jakby w ogóle się nie interesując. Po chwili podszedł do Jana.
- Skąd chłopie wytrzasnąłeś te zjawiska? Masz oko niech Cię diabli porwą! Wiedziałem komu dać to zlecenie - wyrzucił z siebie sporo emocjonalnych słów i zwrócił się wprost do naszych dzieci.
- Jestem Filip Moretti. Mówcie do mnie Filip. A Wy kim jesteście?
- Mamusia i Tatuś mówią, że jesteśmy Milusie. Ja jestem Gregorek.
- A ja mała Lucy - usłyszeliśmy melodyjny głosik dziewczynki.
- Przepraszam. Jak na Was mówią rodzice, bo nie dosłyszałem?
- Milusie! - zawołał Gregorek, a Lucy dodała, może nawet trochę za głośno, skandując pojedyncze sylaby: Mi Lu Sie !
Szpakowaty mężczyzna postał chwilę w zamyśleniu, ponownie podszedł do Jana i uśmiechając się zawołał.
- Tobie Jasiu naprawdę się chyba nie chce pracować skoro pokazujesz mi na pierwszym spotkaniu prawie gotową produkcję. Muszę o tym wspomnieć Twojej szefowej przy okazji najbliższego posiedzenia zarządu!
Przybliżył się na moment do brodacza, coś mu szepnął poklepując go protekcjonalnie po plecach, potem odwrócił się i spoglądając na nas przemówił do zebranych.
- Szanowni koledzy i koleżanki. Pragnę przedstawić wam Lucy i Gregora oraz ich Milusie, czyli mam nadzieję od teraz nowe twarze Milki.
Od razu zrobiło się wesoło, po chwili strzelił korek od szampana i wzniesiono toast za dobrze rozpoczynający się interes.
Po kilkunastu minutach, w którym to czasie mieliśmy przyjemność poznać kilka ostatnich projektów zrealizowanych przez Design & Style wróciliśmy do gabinetu w towarzystwie Filipa i prawnika firmy. Zajęliśmy ponownie miejsca na kanapie i fotelu. Jan poprosił o kawę i zaczął poważnym tonem.
- Zanim przejdziemy do meritum, powiedzcie jak Wam się podobały nasze produkcje?
- Ciekawe, nowoczesne, zaskakujące a co najważniejsze, oryginalne - zabrałaś głos. - Mogą się podobać. Już w trakcie ich oglądania doceniliśmy z Gregorem Wasz profesjonalizm, co utwierdziło nas w przekonaniu, że warto współpracować z Design & Style. Kiedy zapoznamy się z warunkami jakie zaproponujecie i omówimy projekt umowy z naszym adwokatem, wtedy podejmiemy ostateczną decyzję.
Milusie słuchały wpatrzone w ciebie, a kiedy skończyłaś wyszeptały trochę za głośno :
- Ale nasza mamusia jest mądra i ładna. Też będzie aktorką tak jak my.
Wszyscy to usłyszeli a zaraz potem Gregorek zaczął głośno bić brawo, mała Lucy dołączyła do niego i cała ta niecodzienna sytuacja przywołała na twarze szerokie uśmiechy, a Jan musiał ponownie usiąść w swoim fotelu nie mogąc powstrzymać głośnego rechotu.
W agencji spędziliśmy jeszcze pół godziny dowiadując się wielu ciekawych informacji dotyczących przyszłej produkcji z udziałem naszych Milusi i wstępnie uzgodniliśmy termin pierwszych nagrań.


*



Formalności związane z umową załatwiliśmy w trzy dni i już w czwartek gotowi byliśmy na wielką filmową przygodę. W piątek rano zadzwoniono z agencji z informacją, że przed dziewiątą przyjedzie po nas auto i zabierze do studia filmowego na zdjęcia. Recepcjonistka dodała żebyśmy się przygotowali na pracę, która może potrwać nawet do 20-stej przewidując kłopoty aktorskie z jakimi należy się liczyć podczas produkcji reklam z niedoświadczonymi amatorami. Zjedliśmy pyszne śniadanko, Milusie wypiły swoje ulubione kakao, a my smaczną aromatyczną kawę.
Przysunęłaś się do mnie bliżej i cicho powiedziałaś:
- Wiesz kochanie, czuję że mam tremę. Jeszcze nie wiem przed czym, ale na wszelki wypadek przytul mnie teraz mocno i pogłaskaj.
Położyłaś mi głowę na ramieniu, pocałowałem cię w czoło, pogłaskałem, a wtedy zamknęłaś oczy i spokojnie, miarowo zaczęłaś oddychać, tak jak podczas snu. Kiedy Milusie to zobaczyły, cicho podeszły i też zaczęły cię głaskać. Uśmiechnąłeś się nie otwierając oczu i przytuliłaś do siebie nasze pociechy.

Przed 9-tą wyszliśmy z domu i w tym momencie podjechał nieduży van z umieszczonym na drzwiach logo Design & Style. Uśmiechnięty kierowca przez chwilę oglądał Milusie cmokając śmiesznie.
- Jestem Karol – przedstawił się. - Słyszałem jak w firmie mówi się od kilku dni o państwa dzieciach lecz nie sądziłem, że są aż takie śliczne. Też mam dwójkę ale to chłopaki, urwisy, na szczęście daje z nimi się wytrzymać. Grają w piłkę w klubie - dodał z dumą.
Pomógł nam wsiąść i ruszyliśmy. Niecałą godzinną jazdy wypełniliśmy czytając scenariusz, próbując sobie wyobrazić jak oni to zrobią, skoro cała scenka ma się odbywać w szwajcarskich Alpach. Ale nie nasza w tym głowa. Po 10-tej wchodziliśmy do obszernych pomieszczeń studia, gdzie czekała już na nas ekipa z szefem castingu na czele.
- Witajcie! - zawołał głośno Jan. - Przedstawiam wam grupę, z którą będziemy dzisiaj pracować - wymieniając kolejno wszystkich, od reżysera po charakteryzatorki.
Po chwili zajęli się nami specjaliści od strojów, make-up’a i robili wszystko co było niezbędne aby przygotować nas do wejścia na plan. Pół godziny mordęgi i byliśmy gotowi. Ubrano nas zwyczajnie ale dość kolorowo. Jasne jeansy i proste koszule w kratkę. Milusie też nie były specjalnie wystrojone ale i tak wyglądały uroczo. Jan wytłumaczył, że takie właśnie stroje muszą być ponieważ reklama jest skierowana do jak najszerszego odbiorcy, więc aktorzy powinni wyglądać raczej zwyczajnie i nie mogą się niczym specjalnym wyróżniać. Produkt jest tu najważniejszy i ma się kojarzyć z ciepłem, miłością, zaufaniem i przywiązaniem do tradycyjnego sposobu życia, bez zbędnych ekstrawagancji.

- Zapraszam na plan ! – usłyszeliśmy przez megafon głos reżysera proszącego ekipę o ciszę i skupienie podczas pracy.
Inspicjentka zaprowadziła nas w miejsce, które reżyser nazywał planem. Była to spora przestrzeń cała otoczona błękitem. Wytłumaczono nam wcześniej dlaczego gramy na niebieskim tle, oraz co i jak powinniśmy robić aby nie powtarzać wielokrotnie ujęć.
Rozpoczęły się zdjęcia. Początkowo nie szło nam tak jak sobie wyobrażał reżyser. Było sporo przerw, czuło się napięcie, ale za kolejnym powtórzeniem wychodziło nam wszystko coraz składniej.
A Milusie ?..... Milusie radziły sobie zdecydowanie lepiej niż my. Zauważyliśmy, że bardzo im się podoba filmowa przygoda, a panie z ekipy skakały wokół nich jak kwoki przy stadzie kurcząt i były przeszczęśliwe kiedy dzieci dobrze odegrały kolejne fragmenty swojej roli.
O 13-stej zarządzono przerwę. Wypiliśmy kawę, poprawiono make-up i po pól godzinnym odpoczynku wróciliśmy na plan. Teraz już szło nam wszystko jak po maśle. Reżyser był zadowolony, a kiedy z jego ust padło zdanie ..... - dziękuję wszystkim, koniec zdjęć, - usłyszeliśmy oklaski i ekipa filmowa powoli zaczęła się pakować. Zmywanie makijażu i przebieranie trwało nie więcej niż 20 minut i przed 17-stą żegnaliśmy się ze wszystkimi. Jan odprowadził nas do drzwi, przy których czekał znajomy kierowca.
- Do zobaczenia – zwołał na pożegnanie. - Mamy jeszcze zaplanowany jeden dzień zdjęciowy, ale o tym powiadomię Was w przyszłym tygodniu Jeśli reżyser zadecyduje, zrobimy kilka ujęć w plenerze.
W drodze powrotnej poprosiłem kierowcę aby zatrzymał się przed naszą ulubioną pizzerią. Zamówiliśmy smakowitą kolację i deser dla Milusi, a dla nas po piwku. Dobrze nam było ze sobą. Kochaliśmy się nie zdając sobie nawet sprawy jak prosta i nieskomplikowana jest nasza miłość. Nie wiedzieliśmy też, kiedy i na jaką próbę zostanie ona wystawiona.
Rozdział 2




Wszyscy smacznie spali kiedy z kwaśną miną zwlokłem się z wyrka. Nie byłem zadowolony. Musiałem zjawić się tego dnia w pracy. Pilne i ważne zlecenie zmobilizowało cały zespól studia nagrań do pojawienia się na swoich stanowiskach już o ósmej rano. Nawet Adam, nasz szef nie zrobił sobie wolnej niedzieli. Przyszedł wyjaśnić dlaczego tak nagle wyrwał nas z błogiego lenistwa i chyba z dodatkowym psychicznym wsparciem. Jak się później okazało, to było naprawdę coś na tyle istotnego i wartego wysiłku, że już nikt nie psioczył na stratę kilku godzin wolnego dnia. Do domu wróciłem wczesnym popołudniem.
Powitaliście mnie dokładnie tak jak sobie wyobrażałem. Ty jak zawsze ciepło z błyskiem w oczach, a dzieciaczki po wariacku, głośno z wieszaniem na szyi i mnóstwem słodkich ślimakowych buziaków.
Gdy tak obściskiwany i całowany starałem się wreszcie wyzwolić ze szponów dziecięcych namiętności, nadal stałaś spokojnie oparta o framugę patrząc na powitalne zamieszanie. Uroczo uśmiechnięta, zadowolona i szczęśliwa. Ciemna kreska makijażu podkreślała owal twoich piwnych oczu, a błyszczyk na ustach lśnił w promieniach słońca dodając wdzięku i seksapilu, którego nigdy ci nie brakowało. Wyglądałaś prześlicznie, wręcz powiedziałbym, smakowicie. W pewien sposób zaczepnie z ledwie dostrzegalną nutką prowokacji w oczach, jakbyś w tej właśnie chwili pragnęła moich pieszczot, pocałunków i kochania. Podobałaś mi się. Cholernie mi się podobałaś.
Po burzliwym dziecięcym powitaniu przyszedł wreszcie czas na nasz pocałunek. Myślałem o nim już od chwili kiedy cię zobaczyłem i czekałem aby wreszcie przytulić swoją kobietę choćby na małą chwilę.
- Dzień dobry najmilszy! – usłyszałem.
- Cześć moja czarująca dziewczyno. Ślicznie wyglądasz!- odpowiedziałem głaszcząc delikatnie Twoje jasne włosy.
Po chwili zamknęłaś drzwi a dzieci trzymając mnie za ręce wskazywały drogę do łazienki.
- Wymyj łapki tatusiu. Tu masz piskające mydełko i ręcznik. Tylko wymyj ładnie, bo mamusia będzie sprawdzać. Nam zawsze ogląda łapki i czasami musimy myć drugi raz. Pamiętaj.
Kiedy szorowałem ręce pod czujnym wzrokiem małej Lucy i Gregorka, z kuchni doszedł mnie smakowity zapach niedzielnego obiadu.
- Dostanę rosołek ? - zapytałem z nad umywalki.
- Dostaniesz, ale nie będziesz jadł sam. Zjemy wszyscy razem – odpowiedziałaś.
Spojrzałem na Milusie z pytaniem w oczach.
Jak to, wszyscy razem ? – zdziwiłem się. - Przecież jest późno. Czyżby dzieci nie jadły jeszcze obiadu ?
Nie zdążyłem zapytać, bo Gregorek już oznajmiał, że nie można było jeść rosołku beze mnie, ponieważ rosołek zrobiła dla nas wszystkich mamusia z małą Lucy i musimy go zjeść razem a dziewczynka dodała, że to jest rosołek nie jakiś zwyczajny tylko „kochany” więc skoro się kochamy, musimy go tym bardziej zjeść siedząc wspólnie przy stole i każdy będzie miał swoją łyżkę i nie będzie można mlaskać.
Tym oto sposobem miałem już jasność w temacie obiadu.
Po chwili na talerze z makaronem posypanym zieloną pietruszką wlałaś słynny już „kochany” rosołek. Pachnący, pyszniutki, z marchewkami, taki że tylko łapać za łyżkę i wcinać.
- Życzę smacznego. Zjadamy powoli, a jak ktoś chce dokładkę to niech mówi, bo kiedy skończymy obiad wychodzimy na spacer - powiedziałaś spokojnie, głaszcząc małe jasne główki.
- Dziękujemy – odpowiedziałem.
Podałem ci pojemniczek z pieprzem, sam dolałem odrobinę maggi i zrobiło się cicho, tylko dźwięk łyżek o dno talerzy i śmieszne maluszkowe chlipanie, wplatało się łagodnie w miły nastrój jaki zapanował przy stole podczas wspólnego posiłku.
Po obiedzie dzieci poszły zrobić porządek w pokoju, a my w tym czasie uporządkowaliśmy kuchnię.
- Powiedz mi kochanie dlaczego nie zjedliście wcześniej ? Gregorek coś mi tłumaczył kiedy myłem ręce. Czy dzieciaki nie były głodne ?
- Trochę były ale nie chciały jeść bez ciebie. Powiedziały przy okazji. że jak ludzie się kochają i razem śpią w jednym łóżku i chodzą wspólnie na spacery i do sklepu, wtedy razem muszą jeść przy stole. Oczywiście przyznałam im rację. Nawet prosiłam, żeby zjadły odrobinkę przed twoim powrotem z pracy, jednak się zaparły, że bez ciebie nie zjedzą i już. Przecież nie mogłam ich zmusić. Prawda?
- Dobrze zrobiłaś kochanie. Bardzo mądrze. Dziękuje ci. Zauważyłaś, jak dzieci się cieszą, kiedy jemy wspólnie śniadania i kolacje? One po prostu uwielbiają być z nami, dlatego starajmy się w miarę możliwości, jak najczęściej siadać razem przy stole.
- Będziemy tak robić - powiedziałaś przytulając się do mnie.
Słyszałem jak bije ci serce, czułem twój zapach, dotyk dłoni na swoim brzuchu, kształt twoich piersi i włosy które delikatnie łaskotały mnie po szyi.
- Kochaj mnie mój mężczyzno - usłyszałem. - Tak mocno jak ja kocham ciebie i tak jak Milusie kochają nas. Pocałuj mnie i zatrzymaj w swoich ramionach.
- Kocham cię Lucy, przecież wiesz. Jesteś moja, wymarzona i masz śliczne malinowe usta, które………
Chciałem coś jeszcze dodać żeby nie pozostawić tego banalnego komplementu w kuchni, ale niestety, było za późno. Malinowy komplemencik zaczął żyć własnym życiem i jak echo odbijał się między sufitem a posadzką, a ja mogłem już tylko z trudem łapać oddech czując twoja bliskość. Objęci i wtuleni w siebie z ustami niecierpliwie szukającymi swojego ciepła, staliśmy po środku kuchni, kiedy kątem oka dostrzegłem jak zza rogu korytarza dwie małe uśmiechnięte buzie pilnie nas obserwują.
- Lubię się z tobą całować, ale sądzę że nasze szkraby już się niecierpliwią czekając na obiecany spacer - powiedziałaś przerywając pocałunek.
- Nie mylisz się. Zdradzę ci jeszcze jedną tajemnicę, o której nie wiesz. One są nawet całkiem blisko i wszystko widzą - odpowiedziałem z uśmiechem, kierując wzrok w stronę korytarza, gdzie przed chwilą widziałem dwie małe buzie.
- Tu jesteście! - zawołałem wyciągając ręce w stronę podbiegających do nas Lucy i Gregorka.
Po chwili dzieci siedziały nam na kolanach, a ty zwróciłaś się do nich z powagą.
- Skoro tak ładnie zjedliście rosołek to znaczy, że jesteście już duzi. A jeśli jesteście duzi, powinniście też umieć się sami ubrać na spacerek.
- Tak! - zawołał Gregorek zeskakując z kolan. - Ja potrafię, - a mała Lucy dodała, że już nie raz zakładała i zdejmowała śpiące skarpetki więc na pewno umie się sama ubrać.
- W takim razie pójdźcie teraz do garderoby założyć ciepłe spodenki, szaliczki, czapki i kurteczki. Jak będziecie gotowi proszę nas zawołać - powiedziałaś.
- I buciki też założymy! - zawołała Lucy.
- Oczywiście, buciki też. Ubranka leżą na waszych półeczkach. Tylko nie zróbcie bałaganu - dodałaś, ale chyba ciut z późno, bo maluchy tych słów z pewnością nie słyszały biegnąc zadowolone w stronę szafy.
- Myślisz, że im się uda? - zapytałem cicho.
- Na pewno. Przecież muszą kiedyś zacząć ubierać się samodzielnie a jeśli coś poplączą wtedy im pomożemy.
Wyszliśmy z kuchni, niby rozmawiając, niby szukając czegoś w korytarzu, ale co i raz spoglądaliśmy w stronę garderoby.
- Całkiem nieźle im idzie – powiedziałem, a Ty śmiejąc się, kiwałaś z aprobatą głową.
Co prawda na podłodze leżało już chyba pięć par różnych spodenek, jakieś czapeczki i rękawiczki nie do kompletu, jednak widać było, że nasze maluszki nie próżnowały.
Skradając się powoli z zachowaniem wszelkich możliwych środków ostrożności aby nie zdradzić swojej obecności, usłyszeliśmy dziwny dialog:
.....te spodnie są za małe, ….. bo to nie twoje tylko moje, .... załóż lepiej nowe jeansy, .......a ten zielony sweterek wczoraj miał na brzuszku gruszkę a dzisiaj nie ma. .......bo założyłaś tył na przód,....... a ja założę ten golfik w kropki, pasuje ?..... Może być...., a teraz kurteczki. Zostaw, ta jest moja.... a szaliki zakładamy? nie, tylko czapki............ a jak mamusia sprawdzi?........ ale ja nie mam drugiej rękawiczki ..........., rękawiczki zakładamy na końcu, najpierw buciki......... weźmiemy te na rzepy, patrz! a tu stoją kozaczki mamy ........ przymierzymy? Dobrze ale tylko na chwilkę........ i daj mi czapkę z uszkami ......... a ja założę tą z różkami......
- Słyszysz to co ja? Widać, dzieci zrobiły sobie niezłą zabawę w ubieranki - szepnąłem ci do ucha, a Ty szybko odwróciłaś się i pobiegłaś w stronę łazienki zasłaniając usta dłonią żeby nie roześmiać się w głos.
- Choć do mnie kochanie! - zawołałaś cicho, kiwając ręką z za uchylonych drzwi. - Nie mogę już tego słuchać bo się zaraz posikam. A może jednak skorzystam z okazji i zrobię siusiu, bo na spacerze nie wytrzymam jak one będą ciągle gadać. Zaczekaj i nie zostawiaj mnie samej, a najlepiej ogol się przy okazji.
Szybko ściągnęłaś dresowe spodnie, majtki i z uczuciem ulgi siadłaś na sedesie.
- Uff już mi lepiej - usłyszałem po chwili. - Przecież można z nich boki zrywać i mieć czasami taki ubaw, że niech się schowają najlepsze kabarety i komedie świata.
- Oj można malutka, można - powiedziałem trzymając w ręku włączoną golarkę. - Tylko zastanawiam się po kim one maja tą śmieszna gadkę, po mnie, czy po tobie?
Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi ponieważ moje dywagacje przerwał donośny głos z korytarza.
- Już się ubraliśmy ! – wołał Gregorek.
- Zobaczcie jak ładnie ! - wtórowała mu mała Lucy.
- Idź pierwszy, bo czuję, że jak je zobaczę może być znowu gonitwa do kibelka - powiedziałaś spoglądając mi w oczy.
Wwyszedłem z łazienki. Tak jak prosiłaś.
Dzieci stanęły przede mną zadowolone, wesołe i gotowe do spaceru.
Szybkim spojrzeniem oceniłem stan ich przygotowań do wyjścia. Okazało się, że wszystko jest w porządku, poza jednym faktem odwrotnie założonych bucików przez Lucy, ale to przecież szczegół – pomyślałem.
Gregorek stał wyprostowany, poprawiając rękaw u kurteczki. Widział moją zadowoloną minę i wiedział, że jestem dumny z niego i jego małej siostrzyczki.

- Kochanie ! Milusie są już gotowe. Chodź zobacz jak ślicznie się ubrały !

- Już biegnę! - zawołałaś i po chwili stałaś przed dziećmi wiążąc im porządnie szaliczki pod brodą, chwaląc ich spryt i umiejętności w samodzielnym ubieraniu się. - Kocham Was i dziękuję, że jesteście tacy dzielni. Bardzo ładnie wyglądacie - powiedziałaś, pocałowałaś każde z osobna, mnie też chyba z rozpędu prosząc abym pozwolił wyjść maluchom na dwór bo mogą się spocić w domu. Po chwili Lucy i Gregorek biegali po ogrodzie wskakując na płaty topniejącego śniegu, piszcząc i śmiejąc się w głos.

- Pospieszmy się - zwróciłaś się do mnie. - Spójrz. Szkraby na dworze a my jeszcze w powijakach.
Szybko zarzuciliśmy na siebie co było pod ręką i po chwili byliśmy gotowi do wyjścia.
- Pocałuj mnie jeszcze raz kochanie - usłyszałem i zatrzymałem się w pół kroku.
Stałaś za mną śliczna z zamkniętymi oczami, lekko odchyloną głową wciąż z tym samym malinowym błyszczykiem na ustach.
- Kocham cię ślicznotko - powiedziałem i po chwili poczułem na swoich wargach ciepły dotyk twojego języczka. Było nam miło, ale nie mogliśmy stać i całować się zbyt długo ponieważ Milusie już czekały przy drzwiach, wołając żebyśmy się pospieszyli.
- Idziemy szukać wiosny! Może uda nam się spotkać wiewiórki albo zajączki. Dajcie łapki i w drogę. - zawołałem głośno biorąc dzieci za ręce.

Kierowaliśmy się wąskimi uliczkami w stronę parkowych alejek, którymi często chodzimy. Lubiłaś to miejsce. Miejsce zabaw twojego beztroskiego dzieciństwa, biegania w berka i chowania się po krzakach, wtedy niskich, a dzisiaj wyrośniętych wysokich drzew, rzucających wokół chłodny cień. Dzieci dreptały obok nas podskakując wesoło, mocno trzymając nasze ręce. Szliśmy powoli opowiadając różne śmieszne historyjki o bajkowych zwierzętach i tych prawdziwych, szukając oznak zbliżającej się wiosny. Wreszcie dotarliśmy do „twojego” jak go nazywałaś - parku. Lucy i Gregorek puścili nasze dłonie i zaczęli znowu łazić po śniegu, a my objęci szliśmy za nimi w popołudniowej ciszy, przerywanej co jakiś czas hałasem wróbli gnieżdżących się w pobliskich zaroślach.
Nagle Milusie zatrzymały się i odwróciwszy w naszą stronę położyły palce na buzi. Chyba coś zobaczyły i nie chciały tego czegoś spłoszyć. Podeszliśmy powoli a wtedy dziewczynka wskazała rączką wysokie drzewo, na gałązce którego siedziała czarno-brązowa wiewiórka i trzymała w łapkach jakieś nasionko.
- To jest wiewiórka - powiedział szeptem ze znajomością rzeczy Gregorek.
- I ma orzeszek, bo wiewiórki zawsze jedzą zimą orzeszki – dodała równie mądrze Lucy.
Staliśmy przez moment wpatrzeni w leśne zwierzątko, kiedy nagle córeczka kichnęła. Spłoszona wiewiórka szybko przeskoczyła na pobliskie drzewo wtopiwszy się bezbłędnie jak kameleon w otoczenie ciemnych gałązek.
- Nie kichaj tak głośno - skarcił ją Gregorek. - Widzisz, przez ciebie uciekła.
- Nic się nie stało, - powiedziałaś wycierając Lucy nosek. - Zaraz zobaczycie cały park z wysoka i może znajdziemy inne zwierzątka.
Odwróciłaś się prosząc abym wsadził ci na ramiona córeczkę, a ja posadziłem na swoich Gregorka.
- Uwaga ! – zawołałaś - Za moment grzeczne dzieci będą oglądały świat z wieży widokowej.
- A teraz musicie wskazywać nam drogę, - powiedziałem - bo z góry wszystko najlepiej widać. Tylko nas nie zgubcie i nie machajcie nóżkami proszę, bo pobrudzicie mam kurtki.
Milusie prowadziły nas po parku ścieżkami i alejkami, a my nosiliśmy je na ramionach do chwili kiedy poczułaś zmęczenie i ogłosiłaś, że na dzisiaj to już koniec widoków z obłoków. Zatrzymaliśmy się. Najpierw postawiłem Gregorka na ziemi, a potem zdjąłem Lucy z Twoich ramion.
- Ciężkie te nasze dzieciaki prawda kochanie. Jakby coraz cięższe - powiedziałaś trochę ze zdziwieniem ale i z ledwie dostrzegalną nutką żalu w głosie.
- Tak. Musimy je postawić na wagę jak wrócimy do domu. Maluchy są śmieszne i kochane, ale przecież rosną i niechybnie będą jeszcze cięższe.
Szybkim pocałunkiem skwitowaliśmy niezaprzeczalny fakt upływu czasu i skierowaliśmy się w drogę powrotną, której przebycie nadspodziewanie szybko nam upłynęło.
Wracając, zadawaliśmy sobie zagadki: o jedzeniu, o samochodach, o cyferkach i o wielu rzeczach z którymi na co dzień obcujemy. Niby to była zabawa, ale prowadziliśmy ją tak sprytnie, że dzieci nawet się nie zorientowały jak zrobiliśmy im krótki egzamin z posiadanej przez nich wiedzy i niewielkiego dziecięcego życiowego doświadczenia. Po raz kolejny byliśmy z nich dumni.
Stanęliśmy przed domem kiedy słońce skryło się już za horyzontem i przestrzeń wokół nas zaczął ogarniać wczesny zmierzch. Czuliśmy że jesteśmy szczęśliwi, było nam ze sobą dobrze, rozumieliśmy się słowami i bez słów. Mieliśmy swój mały, prosty poukładany świat, pełen ciepła i miłości.


*



Głośny płacz córeczki wyrwał mnie nagle ze snu. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał kilka minut po trzeciej.
Nie było cię przy mnie. Druga połowa łóżka świeciła pustką. Wczoraj późnym wieczorem zadzwonił Piotr - twój szef i niespodziewanie musiałaś na kilka dni wyjechać.
Szybko poderwałem się z ciepłej pościeli i zaniepokojony pobiegłem do dziecinnego pokoju.
Lucy leżała w łóżeczku i zanosząc się głośnym płaczem, przerywanym co chwile słowami, - mamo! boli! - przyciskała obie rączki do lewego uszka. Z posklejanymi od potu włoskami, rozpalonym czołem i buzią zalaną łzami, wyglądała na bardzo chorą. Widząc mnie wyciągnęła małe rączki z nadzieją, że niosę jej pomoc i ulgę.
Spojrzałem szybko na Gregorka, który siedział przestraszony na brzegu swojego łóżeczka z otwartymi szeroko oczami, zdezorientowany, bezradny, z lekko drżącą bródką. Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- Gregorku, twoja siostra jest chora, zdaje mi się, że boli ją uszko. Musi bardzo cierpieć i dlatego tak głośno płacze, ale my ją wyleczymy. Pomożesz mi syneczku?
- Tak tatusiu, pomogę - odpowiedział drżącym, lecz pełnym determinacji głosem. - A gdzie jest mamusia ? Dlaczego do nas jeszcze nie przyszła ?
- Mama wyjechała wieczorem kiedy już spaliście. Nie miała czasu się pożegnać, lecz prosiła żebym was ukochał i ucałował. A teraz podaj mi z szafki nową piżamkę Lucy. Muszę ja szybko przebrać bo jest spocona i ma gorączkę.
Zanim Gregorek przyniósł świeżą piżamkę, mała Lucy znowu zaniosła się głośnym płaczem wołając mamę. Utulając ją, szybko myślałem co powinienem zrobić żeby przynieść dziecku ulgę.
Po chwili synek stał już przy mnie z piżamkę w rączkach.
Przebrałem rozpaloną dziewczynkę i już wiedziałem jak należy w tej sytuacji postąpić. Przypomniałem sobie, że tego rodzaju ból łagodzi olejek kamforowy. - Ale gdzie teraz mam znaleźć ten cholerny specyfik. - Postanowiłem najpierw zmierzyć temperaturę, potem obłożyć uszko watą żeby miała je cały czas w cieple a na koniec założyć czapeczkę. Kiedy Lucy uspokoiła się na chwilkę, poprosiłem małego by poszedł do sypialni i poprawił nasze poduszki, bo będziemy musieli spać razem i pilnować małą do rana. Zmierzyłem szybko temperaturę. Termometr pokazał 38,9 .
- Nie dobrze - pomyślałem. - Muszę natychmiast podać coś przeciwgorączkowego i przeciwbólowego.
Zaniosłem na wpół śpiącą córeczkę do sypialni i poszedłem po cienką czapeczkę, watę oraz syrop zbijający temperaturę i łagodzący ból. Po dwóch minutach byłem z powrotem przy dzieciach.
Gregorek siedział na łóżku i uklepywał poduszkę przykładając do niej głowę, tak jakby ją wąchał.
Czuje chyba zapach Twoich włosów – pomyślałem. - A niech sobie wącha, nie będę mu przeszkadzał.
Sam lubiłem przytulać się do Twojej poduszki kiedy wyjeżdżałaś na parę dni, to dlaczego on nie mógłby tego robić. Przecież jest moim synkiem. - To na pewno ma po mnie - uśmiechnąłem się do siebie zadowolony, jakby akurat były powody do wesołości.
Po chwili Gregorek głaskał siostrzyczkę po buzi, dmuchając na jej gorące czółko.
- Robię Lucy wiaterek - Powiedział . - Będzie zdrowa tatusiu, prawda?
- Tak synku. A teraz damy jej syropek i owiniemy uszko watą.
Uwinąłem się ze wszystkim szybko i już czapeczka siedziała na chorej blond główce, a opatulone watą uszko grzało się powoli, uśmierzając choć trochę powracający co pewien czas ból.
Po chwili dzieci zasnęły. Wiedziałem, że wszystko co robię to są wyłącznie półśrodki aby złagodzić dziecku cierpienie i przetrwać w miarę spokojnie do rana.
Bez antybiotyku się nie obejdzie - spojrzałem z troską na małą śliczną buzię i żal mi się zrobiło naszej kochanej córeczki. Pomyślałem o tobie. Szkoda, że musiałaś nagle wyjechać. Razem poradzilibyśmy sobie dużo lepiej, a Lucy w twoich ramionach czuła by się bezpieczniej bo jako mama potrafisz ją przytulać trochę inaczej niż ja.
No i jakbym wykrakał. Lucy znowu zaczęła płakać. Tym razem głośno wołając przez łzy mamę, mnie i braciszka, ale w odpowiedzi otrzymywała tylko moje ciche słowa otuchy i pocałunki.
Pamiętam z dzieciństwa kiedy sam przechodziłem zapalenie ucha. Ból przychodził falami i przeszywał skronie jakby ktoś igły wkładał prosto do głowy. Wiedziałem jak Lucy cierpi i nie mogłem się z tym pogodzić.
Musimy spokojnie przeczekać. Jeszcze tylko dwie godziny i zadzwonię do lekarza umówić jak najszybciej wizytę - myślałem, nerwowo spoglądając na zegarek. Gregorek ponownie się przebudził ale na szczęście już mniej przestraszony spoglądał na mnie i na swoją siostrzyczkę.
- Czy mogę zrobić Lucy wiaterek ? - zapytał.
- Wiaterek zrobimy później. Teraz Lucy musi pospać. Ja będę ją przytulał a Ty trzymaj jej rączkę. To na pewno pomoże.
Dotknąłem czoła dziewczynki. Było odrobinę chłodniejsze ale oddech miała nadal krótki, czasami przerywany łkaniem i westchnieniami. Przytuliłem na moment synka i poprosiłem żeby spróbował zasnąć, bo jak rano pojedziemy do lekarza będzie musiał mieć siły żeby mi pomagać. Godziny mijały powoli. Zanim zadzwoniłem do przychodni, Lucy jeszcze kilka razy budziła się z płaczem, przykładając odruchowo rączki do uszka. Zmierzyłem ponownie temperaturę. Termometr wskazywał 37,8.
- Uff, trochę lepiej - odetchnąłem z ulgą.
Oddech córeczki stał się spokojniejszy, tylko powracający ból podrywał ją czasem z łóżka i wtedy z głośnym płaczem tuliła się do mnie, a przebudzony Gregorek głaskał ją po buzi i rączkach.
Postanowiłem nie dzwonić do ciebie teraz, uznając że sytuacja została w miarę opanowana. Zresztą i tak niewiele byś pomogła będąc w podróży. Chciałem żebyś spokojnie dotarła na miejsce, odpoczęła i się nie denerwowała. - Najlepiej zrobię jak poinformuję cię o wszystkim zaraz po wizycie u lekarza.
Za oknem powoli wstawał dzień. Nawet nie próbowałem się już położyć. Lucy przed momentem zasnęła, zmęczony Gregorek też przytulił się do poduszki, wiec skorzystałem z chwili aby wskoczyć do łazienki, szybko się ogarnąć i w przelocie nastawić wodę na kawę. Tempo miałem ekspresowe. Prysznic, golenie i ubieranie zajęły mi dzisiaj osiem minut z zegarkiem w reku. Pobiegłem do kuchni i zalałem sporą porcję kawy. Z sypialni jak na razie nie dochodziły mnie żadne niepokojące dźwięki. Przygotowałem na śniadanie musli, zagrzałem mleko na kakao i na wszelki wypadek wyjąłem z lodówki waniliowo-malinowe serki. Zdążyłem jeszcze przegryźć kanapkę, która została po wczorajszej kolacji. Z telefonem w jednej ręce i kawą w drugiej wróciłem do dzieci. Spały. Numer do lekarza miałem zapisany w komórce. Po kilku nieudanych połączeniach udało mi się wreszcie zarejestrować Lucy do naszego pediatry. Wyznaczono nam termin na 9-tą..
Jeszcze półtorej godziny - pomyślałem. Poszedłem do pokoju dzieci z zamiarem przygotowania im ubranek na wyjście kiedy ponownie zelektryzował mnie płacz Lucy.
- Już biegnę kochanie - powiedziałem cicho do siebie i po chwili stałem przy łóżku tuląc małą zmęczoną jasną główkę. Na szczęście córeczka łagodniej i spokojniej znosiła kolejne fale bólu. Musiała być już bardzo zmęczona, bo nawet się nie przebudziła. Mamrotała tylko przez sen jakieś słowa przerywane łkaniem, których nie sposób było dokładnie rozszyfrować. Gregorek nadal spał jak kamień.
Natrudził się w nocy nasz kochany chłopaczek - pomyślałem. - Tak dzielnie mi pomagał. Wyrośnie na pewno kiedyś na porządnego faceta. Poczułem, że duma wypełniła moją pierś i urosłem na ułamek sekundy jakieś 10 centymetrów, albo nawet trochę więcej. - Będziemy mieli z niego pociechę kiedy stanie się prawdziwym mężczyzną. I my i jakaś jego, być może, nie narodzona jeszcze kobieta.
Spojrzałem na dzieci popijając spory łyk kawy i znowu pomyślałem o tobie. - Gdybyś była teraz przy małej, na pewno byłoby jej lżej. Wycierałabyś jej czółko, osuszała buzię od łez, całowała, głaskała po główce. Tak. Lucy byłaby szczęśliwa i spokojniejsza niż ze mną. A Gregorek wtuliłby ci się pod pachę i spał grzecznie jak aniołek. A ja co ? Nie potrafię z taką czułością i troską jak kobieta zająć się dziećmi. Staram się, ale często widzę, że brakuje mi cierpliwości i ciepła jakie ty z natury masz w sobie.
Wziąłem do ręki telefon i zadzwoniłem do pracy z informacją, że muszę prawdopodobnie zostać do końca tygodnia w domu. Mój szef Adam - zresztą dobry kolega a nawet przyjaciel, powiedział, że nie ma problemu, ale i tak będę musiał pracować w domu. Dowiedziałem się, że do końca tygodnia powinniśmy pilnie dokończyć projekt na potrzeby promocji jednej z ważniejszych partii politycznych, wiec materiały dostarczy ze studia kolega Marek. Umówiliśmy się że jak wrócę z dziećmi od lekarza to natychmiast zadzwonię. Pożegnaliśmy się, podziękowałem za życzenia szybkiego powrotu do zdrowia mojej malutkiej Lucy i zdecydowałem, że już czas budzić dzieci.
Jakoś się to wszystko zaczyna układać - spojrzałem optymistycznej na jaśniejący poranek. Wiedziałem, że nie zanosi się na lekką codzienną pobudkę. Dzieci są zmęczone, na pewno będą marudziły, ale muszę sobie z tym poradzić. Zaniosłem pusty kubek do kuchni i w tej chwili zadzwonił telefon.
- Witaj kochanie – usłyszałem wesoły głos. - Całuję cieplutko i ściskam cię mocno na dzień dobry. Pomyślałam, że dochodzi ósma więc powinniście już być na nogach.
- Cześć Lucy, buźka. Nie jesteś zmęczona?
- Wszystko w porządku, a co u was ? - szczebiotałaś jak poranny wróbelek. - Daj mi Lucy i Gregorka do telefonu. Chcę się z nimi przywitać i powiedzieć, że tęsknię i bardzo je kocham.
- Milusie jeszcze śpią. Nie chcę ich budzić, późno się położyły. Zadzwonimy do ciebie za jakiś czas. Dobrze ?
Krótka chwila zawahania po tamtej stronie uzmysłowiła mi, że zaczynasz podejrzewać iż coś jest nie w porządku, ale jeszcze nie wiesz co.
- Jak to późno się położyliście, przecież kiedy wychodziłam dzieci już prawie spały. A ty przygotowujesz się do pracy? Czy coś przede mną ukrywasz kochanie? - podniosłaś zdecydowanie głos.
Wiedziałem, że od tej chwili twój umysł zaczął pracować szybko, analitycznie i że za chwilę zostanę dwoma a najwyżej trzema pytaniami przyparty do muru. Powinienem więc jak najprędzej dać sobie spokój z tą idiotyczną tajemnicą o chorobie Lucy. Im wcześniej ci o wszystkim powiem, tym lepiej dla mnie. Nie owijając niczego w bawełnę wypaliłem do słuchawki trzy słowa:
- Lucy jest chora!
- Jak to chora? Co jej jest ? Wieczorem, była zdrowa! Dlaczego nie zadzwoniłeś do mnie wcześniej? - pytałaś niespokojnie.
Szybko i dokładnie przedstawiłem sytuację. Słuchałaś cierpliwie zadając pytania o objawy, temperaturę, aktualne samopoczucie córeczki i o wizytę u lekarza. Na koniec chciałaś się dowiedzieć jak czuje się Gregorek. Powiedziałem, że w porządku i zaraz budzę dzieci, zjemy śniadanie i jedziemy na 9-tą do lekarza.
- Kocham Cię Gregor – usłyszałem niespodziewanie po krótkiej chwili milczenia. - Dziękuje, że opiekujesz się dziećmi. Jest mi wstyd, że nie ma mnie przy was. To ja powinnam być teraz przy dzieciach a nie ty. Wybacz mi proszę! - wykrzyczałaś w żalu i zdenerwowaniu ostatnie słowa. - Jesteś na pewno zmęczony - cichym i jakby zrezygnowanym szeptem zakończyłaś oskarżycielski monolog pod swoim adresem.
- Trochę jestem, ale właśnie skończyłem kawę, która postawi mnie na nogi. Wszystko jest pod kontrolą. Nie rób sobie wyrzutów przecież nie mogłaś przewidzieć choroby Lucy. Jesteśmy tylko ludźmi. Nie martw się i nie czuj się niczemu winna. Rób co masz robić i wracaj do nas szybko. Zadzwonię po wizycie u lekarza. Bądź dobrej myśli. Kocham cię, pa, pa.
- I ja ciebie kocham mój mężczyzno. Ufam ci i wierzę, że poradzisz sobie, tak jak ty zawsze wierzysz we mnie. Przytulaj naszą małą córeczkę i dbaj o Gregorka. Proszę. Powiedz Milusiom, że je bardzo kocham i że wrócę najszybciej jak będzie to możliwe. Czekam na dobre wieści. Całuję. Uważajcie na siebie, martwię się. Przepraszam. Pa !
Wróciłem do pokoju.
Gregorek już się obudził. Siedział przy siostrze, głaskał ją po buzi, od czasu do czasu robiąc wiaterek i uśmiechnął się na mój widok.
- Cześć synku. Wyspałeś się ? - zapytałem z głupia frant, chociaż wiedziałem, że jest to czysto retoryczne pytanie. - Mamusia dzwoniła i pytała jak się czujecie. Kazała Was uściskać i ucałować, a tobie podziękować za opiekę nad siostrą. Powiedziała też, że szybko do nas wróci. A teraz ubieramy się.
Wziąłem Gregorka za rączkę i poszliśmy do pokoju dzieci póki Lucy w miarę spokojnie spała. Przygotowaliśmy ubranka i zostawiłem synka w łazience prosząc żeby wymył ząbki i buzie. Wróciłem do Lucy. Zmierzyłem temperaturę. Było dobrze, 37,2. Lekko głaszcząc po buzi i szepcząc cichutko, starałem się delikatnie obudzić dziewczynkę. Po chwili mała otworzyła oczy i usteczka od razu wykrzywiła w podkówkę.
- Cichutko kochanie - powiedziałem najłagodniej jak mogłem.- Zaraz pojedziemy do Pana doktora, który da lekarstwo i uszko przestanie boleć, potem wrócimy do domku, przytulisz do uszka swoje misie, które będą ci mruczeć piosenki i uszko już jutro powinno być zdrowe - mówiłem głaszcząc złote włoski i ocierając łzy z policzków.
Nie przerywając monologu, ubrałem dziewczynkę i zaniosłem ją do kuchni. Gregorek już siedział przy stole i czekał na śniadanie. Szybko wlałem mleko do miseczek i próbowałem nakarmić córeczkę. Nie chciała jeść, ale nie zdziwiło mnie to. Ważne, że wypiła pól kubeczka herbaty i nie płakała.
Przed 9-tą byliśmy u lekarza. Nie czekaliśmy długo. Przyjęła nas zaprzyjaźniona pani doktor uwielbiająca Lucy i Gregorka. Badanie było krótkie ale bolesne dla Małej, ponieważ lekarka musiała ucisnąć jej na moment uszko potwierdzając ostatecznie słuszność swojej diagnozy. Dziewczynka głośno się rozpłakała doznając po raz kolejny nagłego bólu, wiec musiałem ją ponownie przytulić, głaskać i całować, bo długo nie mogła się uspokoić. Lekarka przeprosiła, że zadała dziecku cierpienie, mówiąc że taka jest metodyka diagnozowania zapalenia ucha i nic nie może na to poradzić, ale najważniejszy w tym wszystkim był fakt, że nie jest ono ciężkie i jutro powinna nastąpić znaczna poprawa. Pożegnaliśmy się, a wychodząc, Lucy nawet nie pomachała pani doktor, jak to zawsze robi podczas kontrolnych wizyt, tylko zapłakana wtulała się w futerko kaptura przy mojej kurtce.
Z receptą w ręku weszliśmy do apteki i po godzinie byliśmy z powrotem w domu. Gregorek chodził koło mnie jak cień. nie odstępując mnie na krok. trzymając w rączkach kolorową czapeczkę siostry, piżamkę i śpiące skarpetki. - Wiedział wszystko mały mądrala.
Antybiotyk w syropie, witaminy, trzymać uszko w cieple, nakropić na watkę troszkę olejku kamforowego, delikatnie włożyć mały wacik do uszka i dawać dużo pić. W razie gorączki zaaplikować syrop przeciwgorączkowy – powtarzałem to sobie jak mantrę, zapisując na kartce, „rozkład jazdy” co, jak i kiedy należy podawać. Przypiąłem go w kuchni po środku korkowej tabliczki z napisem WAŻNE i przygotowałem małej pierwszą porcję leków.
Niebawem córeczka spała. Gregorka również położyłem do łóżeczka bo widziałem, że jest bardzo zmęczony. Zasnął momentalnie. Wtedy i ja poczułem fizyczne zmęczenie. Usiadłem w kuchni przy stole, zrobiłem herbatę z cytryną, wziąłem do ręki komórkę chcąc z tobą porozmawiać. Odebrałaś natychmiast.
- Jestem kochanie! Jak mała? Co powiedział lekarz? Mów szybko, bardzo się martwię - zasypywałaś mnie gradem pytań.
- Witaj kochanie - odpowiedziałem spokojnie. - Nie denerwuj się. Z małą wszystko w porządku. Tak jak myślałem, Lucy ma zapalenie ucha. Na szczęście nie groźne. Dostała antybiotyk, coś osłonowego i witaminy. Teraz śpi.
- Co jeszcze mówił lekarz? Jak długo to potrwa? Czy nie będzie żadnych powikłań? Powiedz mi wszystko!
- Uspokój się, możesz się nie obawiać, uwierz mi - mówiłem powoli starając się łagodzić twoje rozgorączkowanie. - Nie powinniśmy się martwić. Wszystko dobrze się skończy. Temperatura spadła. Ma teraz 37,1. Lekarka mówiła, że jutro powinna nastąpić znaczna poprawa. Muszę tylko regularnie podawać jej lekarstwa i pilnować żeby dużo piła a wszystko wróci do normy. Lucy będzie zdrowa. Zaufaj mi kochanie. Zasnęła, jest bardzo zmęczona po nieprzespanej nocy. Gregorek też śpi. Wiem, że się denerwujesz, ale wydaje mi się, że najgorsze mamy za sobą.
- Dziękuję kochanie za dobre wieści. Od rana wszystko mi leci z rąk. Nie potrafię się skupić. Tak bardzo czas mi się dłużył kiedy czekałam na ten telefon. Martwię się Gregor - powiedziałaś po chwilki lekko zmienionym drżącym głosem.- Milusie też bardzo, bardzo kocham i Lucy i Grego...... . Nie mogę się stąd wyrwać do cholery i wam pomóc ! - krzycząc przez łzy do słuchawki próbowałaś zmienić bieg wydarzeń.
- Kochanie! Proszę cię przestań. U nas jest naprawdę wszystko w porządku. Nie denerwuj się - powtarzałem łagodnie po raz kolejny. - Przecież jeszcze raz mówię: dzieci śpią, Lucy ma się coraz lepiej, zaraz przyjedzie do mnie Marek i przywiezie materiały, więc będę pracował przy komputerze w dziecinnym pokoju. Nie zamartwiaj się bo w taki sposób ani mnie ani sobie nie pomagasz - próbowałem przemówić ci do rozsądku.
Wiedziałem, że czujesz się winna, jak to mama, która opuściła swoje ukochane dziecko w potrzebie, a teraz chce to jakoś naprawić. Czułem że przemawiają przez ciebie emocje i że przede wszystkim myślisz sercem a nie rozumem. Starałem się wiec abyś dała wiarę moim słowom, ponieważ wiem, że jestem odpowiedzialnym facetem i potrafię zadbać o dzieci nawet w trudnych chwilach. I trochę mnie to zabolało, że nie do końca we mnie wierzysz. Nie odpowiedziałem nic. Po prostu wolałem milczeć niż unosić się ambicją aby nie dotknąć cię w chwili stresu.
- Jestem już spokojna. Dziękuje - wyszeptałaś cicho. - Bardzo się bałam. Przepraszam jeśli jakimś słowem cię uraziłam. Nie gniewaj się na mnie. Przecież jestem mamą !
- A ja jestem tatą. Pamiętaj i uwierz mi, że Ty i Milusie jesteście największym skarbem mojego życia.
Mój stanowczy głos chyba podziałał na ciebie trzeźwiąco. Usłyszałem jak wydmuchałaś nos i po chwili powiedziałaś.
- Wiem i właśnie za to bardzo cię kocham Gregor.
- Ja też cię kocham. Uważaj na siebie i pamiętaj, że ciebie mam tylko jedną.
Umówiliśmy się na telefon po 15-stej.

Przyłożę głowę do poduszki - pomyślałem i poszedłem do sypialni. Zajrzałem po drodze do pokoju dzieci, sprawdziłem Lucy temperaturę, poprawiłem czapeczkę, kołderkę i przypomniałem sobie, że kiedy podawałem leki chciałem od razu założyć jej śpiące skarpetki, lecz tak byłem zaabsorbowany myślą aby zadzwonić i przekazać ci dobre wieści, że widocznie zapomniałem. Zacząłem gorączkowo rozglądać się za skarpetkami, które powinny leżeć w nogach, w rogu łóżeczka, ale niczego tam nie znalazłem. Wsunąłem więc rękę pod kołdrę i ze zdziwieniem dotknąłem małą stópkę. Lucy miała na nóżkach skarpetki. Podniosłem się powoli i spojrzałem na śpiącego Gregorka.
To Twoja robota - pomyślałem i podszedłem do łóżeczka. - Kocham cię synku. Może jesteś mały, ale naprawdę porządny z ciebie kumpel. Jakbym mógł, przytuliłbym cię teraz do serca jak prawdziwego przyjaciela. Bądź pewny, że kiedy dorośniesz wypijemy razem nie jedno piwo. Obiecuję
Zanim się położyłem, przyjechał Marek i przywiózł materiały do montażu. Sporo tego było. Na szczęście wszystko porządnie posegregowane i opisane przez Magdę - naszą sekretarkę. Wymieniliśmy przy okazji kilka zdań na tematy zawodowe, przyjąłem pozdrowienia dla córeczki i wróciłem do dzieci.
Chyba jednak nici z mojej drzemki - pomyślałem - Jeśli teraz się położę, to nawet start tuż za oknem ogromnego Boeinga nie wyrwie mnie ze snu. Lepiej będzie jak zrobię sobie mocną kawę i przygotuję stanowisko pracy. Postawiłem na biurku notebooka, przyniosłem słuchawki i poszedłem do kuchni nastawić wodę, by po chwili z parującym aromatycznie kubkiem usiąść za niskim dziecięcym biurkiem. Powoli wgrałem do komputera nowo dostarczone mi wav’y i sprawdziwszy jakość poszczególnych śladów, zabrałem się do pracy. Lubiłem tą robotę. Niby taka sama, a wciąż inna. Ceniłem moich współpracowników i polegałem na ich profesjonalizmie. Od lat bardzo dobrze układały nam się zawodowe relacje i widocznie dzięki temu niewielka firma, którą wspólnie tworzymy, stała się jedną z najlepszych w branży.
Zabrałem się do roboty i jak to ze mną bywa, prawie zawsze podczas pracy tracę poczucie czasu. Dopiero ostry dźwięk budzika nastawionego na trzecią, wyraźnie przypomniał, że oprócz dźwiękowca jest ojcem i aktualnie jedyną dorosłą osobą w domu. Zapisałem projekt i zamknąłem laptopa. Idąc do kuchni myślałem co by tu przygotować dzieciom na obiad, a że nic nie przychodziło mi do głowy, pomyślałem, że bank informacji na temat posiłków ma w głowie moja kobieta. Bingo! Wiedziałem, że na pewno mi pomożesz. Zawsze kiedy sytuacja jest podbramkowa i nie mamy zbytnio czasu na kucharzenie, potrafisz w pół godziny upichcić taki obiad, że nie powstydziłaby się go podać najlepsza restauracja w mieście.
Tak dumając, zabrałem z kuchni lekarstwa i wróciłem do dzieci. Spały w najlepsze. Mała Lucy w czapeczce, z zaróżowionymi delikatnie policzkami, popiskiwała cichutko. Widocznie znowu ból dawał znać o sobie, bo rączki odruchowo w pogotowiu trzymała blisko uszka. Musiałem ją jednak obudzić żeby wypiła lekarstwo. Powoli ale skutecznie zrobiłem co zamierzałem. Lucy otworzyła oczka. Spojrzała na mnie wyciągając w moją stronę rączki.
- Daj buzi moja malutka - powiedziałem cicho i z czułością - Tatuś przytuli da lekarstwo żeby uszko już nie bolało.
Podałem małej herbatkę, którą pochlipała przez słomkę, a potem antybiotyk i witaminy.
- Mądra z ciebie dziewczynka, będziesz szybko zdrowa.
Lucy uśmiechnęła się do mnie blado i zapytała.
- A gdzie jest mama i Gregorek ?
- Gregorek śpi w swoim łóżeczku. Jest zmęczony bo w nocy opiekował się Tobą, robił ci wiaterek, trzymał za łapki i podawał piżamkę.
- A mama ?
- Mamusia musiała wyjechać na kilka dni, ale dzwoni do nas. Martwi się o ciebie i pyta jak się czujesz.
- Ale mamusia tu była kiedy spałam - powiedziała cicho, lecz z przekonaniem w głosie Lucy. - Tu powąchaj tatusiu. Prawda, że była? - Córeczka odwróciła się na łóżku i wtedy dostrzegłem że obok jej własnej poduszeczki leży twoja poduszka. Leży i pachnie.
To Gregorek musiał ją przynieść kiedy ja przebierałem Lucy w piżamkę i włożył ją do łóżeczka gdy tego nie widziałem. Nabierałem coraz większego szacunku do tego malutkiego mężczyzny.
- Muszę ci o tym natychmiast powiedzieć – zdecydowałem.
Sam nie wiem gdzie teraz trzymasz telefon. Normalnie czekam co najmniej pół minuty aż odbierzesz. A dzisiaj? Nawet nie wybrzmiał pierwszy sygnał, a już cię usłyszałem.
- Jestem, co się dzieje? Jak Lucy? - nerwowo zarzucałaś mnie pytaniami.
- Witaj kochanie. Wszystko pod kontrolą, a teraz uwaga, będziesz miała niespodziankę. - Podałem córeczce telefon i usłyszałem to co chciałem.
- Cześć mamusiu. Jestem chora na uszko, ale tatuś powiedział, że będę zdrowa. Kiedy do mnie przyjedziesz? Mam Twoją poduszkę i pachniesz na niej - opowiadała nieskładnie.
Nie słyszałem żebyś od razu odpowiedziała. Słuchałaś chcąc żeby córeczka mówiła do ciebie jeszcze i jeszcze, bo tych kilka słów było teraz dużo więcej warte niż wszystkie, które do tej pory usłyszałaś.
- Kocham cię mamusiu i będę szybko zdrowa dla ciebie, dla taty i dla Gregorka. Buzi daję, pa, pa!
- Ja też cię kocham malutka i całuję Twoje chore uszko. Słuchaj tatusia i Gregorka. Oni cię wyleczą, kocham cię – wyszeptałaś do córeczki.
Mała Lucy uznała, że to już koniec rozmowy z mamą, oddała mi telefon a ja popytałem Cię co mam podać na obiad, pochwaliłem Gregorka i opowiedziałem jak sobie radzimy.
- Dziękuje kochanie za wszystko co robisz dla nas. Wracam jutro wieczorem a może nawet wcześniej. Udało mi się. Mogę. Szef mnie puścił, ale będę musiała odrobić kiedyś ten jeden dzień.
- Do zobaczenia.. Cieszę się, że jesteś już spokojniejsza. Zadzwoń wieczorem jak będziesz mogła. Na razie . Pa.
Fajną mam kobietę - pomyślałem. - Lubię ją tylko nie wiem za co najbardziej?

- Tatusiu. Jak się czuje Lucy? - usłyszałem Gregorka akurat w przerwie miedzy zgrywaniem kolejnych śladów.
Synek siedział w swoim łóżeczku i spoglądał na mnie z nadzieją w oczach. Podszedłem do niego, pogłaskałem po jasnych włoskach i z uśmiechem odpowiedziałem.
- Twoja siostrzyczka czuje się bardzo dobrze – powiedziałem. - Dostała lekarstwa i witaminy, ale najważniejsze, że dzwoniła do niej mama. Rozmawiała z Lucy i ze mną.
Gregorek posmutniał nagle, a ja wiedziałem dlaczego. On bardzo cię kochał i żal mu się zrobiło, że nie zamienił z tobą choć kilku słów i nie przesłał swoich mamusiowych buziaczków, jak je ostatnio nazywał.
- Mama dzwoniła kiedy spałeś, synku. Nie chciałem cię budzić bo byłeś bardzo zmęczony. Powiedziała, że zadzwoni wieczorem i będzie rozmawiała tylko z tobą. Na koniec prosiła, żebym przytulił jakiegoś mężczyzną który mi mocno pomaga i dba o swoją siostrę. - Znasz takiego faceta? - zapytałem zaczepnie - Podobno mieszka z nami w domu - zawołałem już ze śmiechem, chwyciłem Gregorka pod ramiona i podniosłem z radością pod sam sufit.
- Ja znam takiego faceta! - usłyszeliśmy słabiutki, ale przekonujący głosik małej Lucy.
Odwróciliśmy się jak na komendę. Dziewczynka leżała w łóżeczku, uśmiechając się do nas. Widać było, że nie spała od dłuższej chwili i wszystko słyszała co my – faceci, mówiliśmy do siebie.
- Jak się czuje nasza słodziutka laleczka? – zapytałem.
- Dobrze tatusiu, już mnie nie boli uszko - odpowiedziała Lucy i zaraz zwróciła się do brata z pewnym ważnym problemem.
- Gregorku. Tato mówił, że robiłeś mi w nocy wiaterek – powiedziała. - Naucz mnie też robić wiaterek.
Synek spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja tylko kiwnąłem głową na zgodę.
Minęła szesnasta.
- Omlety! O cholera jasna! Przecież miałem zrobić omlety. Zapomniałem. Lucy zdrowo mnie przeczesze jak się o tym kiedyś dowie – pomyślałem.
Poprosiłem dzieci, aby przez jakiś czas pozostały same i wołały mnie kiedy tylko będę im potrzebny, a sam szybko udałem się do kuchni przygotować trzy omlety. Dwa mniejsze i jeden duży. Uwinąłem się błyskawicznie.
Zaraz po spóźnionym obiedzie mała dostała swoje lekarstwo. Czuła się coraz lepiej. Widziałem to po jej różowej buzi, po uśmiechu i wierzyłem, że z każdą mijającą godziną, będzie następować poprawa. Lekarka musiała dobrze wiedzieć jaki antybiotyk zapisać małej - pomyślałem. - Był bardzo skuteczny. Lucy już nie płakała i układała się do snu, tylko od czasu do czasu prosiła abym przytulał jej chore uszko. Wszystkie misie, które naznosił jej Gregorek, twoją poduszkę, ulubioną laleczkę Lilly i małpkę przytulankę, położyła sobie przy głowie, mówiąc, że zabawki też będą leczyły jej uszko tak jak ja i Gregorek. Nie miałem nic przeciwko temu. Dziewczynka zasnęła.
Siadłem z synkiem na sofie. Przykryliśmy się kocem, popijając herbatę, jak dwaj zmęczeni bohaterowie po trudnym, ale zwycięskim na każdym froncie dniu.
- Kiedy zadzwoni do mnie mamusia? - zapytał niespodziewanie Gregorek, wyrywając mnie z lekkiego letargu.
Spojrzałem na zegarek. Dochodziła 22-ga.
- Zaraz powinna zadzwonić kocha.........
Nie dokończyłem zdania, bo nagle spod poduszki dobiegł mnie przytłumiony dźwięk telefonu. Odebrałem natychmiast.
- Cześć. To ja, wasza Lucy - powiedziałaś cicho i powoli, lekko zmienionym głosem.
Znałem te powitania. Słyszałem je czasami i wiedziałem, że najczęściej nic dobrego z nich nie wynikło.
- Cześć kochanie. Jak się czujesz? Chcesz mi chyba o czymś powiedzieć. Słyszę, że nie zanosi się raczej na wesołą nowinę. Prawda? - zapytałem zaniepokojony.
- Skąd wiesz? - zdziwiłaś się - miałam jutro do Was wrócić.
- Tak wiem, słucham, co z twoim powrotem ?
- Obawiam się jednak , że nie będzie to możliwe.
- Jak to nie możliwe. Czy stało się coś ważnego? - zacząłem zadawać pytania. - Przecież szef dał ci wolny dzień. Dzieci już wiedzą. Powiedz mi wreszcie o co chodzi i przestań trzymać mnie w niepewności.
Gregorek siedział obok, owinięty kocem i szarpiąc mnie dość mocno za rękaw, zachowywał się co raz bardziej nerwowo.
- To mamusia do mnie dzwoni ! Tato, czy to mama ? Chcę z nią rozmawiać ! Daj mi telefon, Tato ! - wołał do mnie Gregorek.
Zdenerwowany całą sytuacją odpowiedziałem twierdząco lecz stanowczo poprosiłem małego aby się uspokoił. Wyjaśniłem, że najpierw ja muszę chwilę porozmawiać, bo mamy ważną sprawę do omówienia, wiec musi uzbroić się w cierpliwość i zaczekać na swoją kolej.
Synek trochę nadąsany usiadł w końcu sofy i spoglądając spod zmarszczonych brwi, przysłuchiwał się rozmowie.
- Zrozum mnie kochanie - mówiłaś coraz szybciej i coraz bardziej nerwowo. – To nie moja wina. Jestem już nawet spakowana, miałam jechać popołudniowym autobusem. Po obiedzie byłabym z wami, ale ten pieprzony dostawca farb zawalił termin i przez niego muszę tu siedzieć. Bardzo tęsknie! Nie mogę już normalnie funkcjonować. Brakuje mi dzieci, chcę wreszcie przytulić Lucy i Gregorka i sama muszę przytulić się do Ciebie. Pomóż mi kochanie.
- Rozumiem cię. Przykro mi, że tak się stało. Nam też bardzo ciebie brakuje. Weź się w garść. A teraz osobiście powiedz o tym Gregorkowi. Siedzi tu obok mnie i czeka na rozmowę.
- Jak to? - zapytałaś zdziwiona - Mały jeszcze nie śpi, przecież jest późno!
- Spał w ciągu dnia, zaczyna się powoli pokładać ale powiedział, że chce z tobą rozmawiać. Uparł się i koniec. Zresztą obiecałem mu.
- Chodź do mnie mój mały bohaterze - pojednawczym tonem zwróciłem się do synka podając mu telefon. - Mamusia już nie może się na ciebie doczekać.
Mały spojrzał łagodniej, uśmiechnął się i w sekundę siedział przy mnie. Przełączyłem telefon na głośnomówiący i podałem małemu.
- Kocham cię mamulko moja, to ja Gregorek, twój synek - usłyszałem spontanicznie wyrzucone słowa.
- Mój kochany Gregorek. Jak się czujesz syneczku? Tatuś o wszystkim mi opowiedział. Jestem z ciebie bardzo dumna. Czekałeś na mnie?
- Tak mamusiu. Jutro będę cię utulał. Tato mówił, że wejdziemy wszyscy do jednego lóżka i pozwolisz nam ze sobą spać i pokażę wiaterek jaki robiłem Lucy i gdzie są lekarstwa i opowiem jak nosiłem jej czapeczki i dałem twoją poduszkę – mówił mały bez chwili przerwy.
- Dobrze kochanie. Wszystko mi opowiesz jak będę w domu. Utulisz mnie jak prawdziwy mężczyzna. Prawda?
- Tak! mamusiu i pocałuję - powiedział z entuzjazmem w głosie.
- I będziesz na mnie czekał cierpliwie jak prawdziwy mężczyzna?
- Tak mamusiu. Będę czekał. Obiecuję !
- Nawet gdybym się spóźniła ?
- Tak mamusiu, nawet jak spóźnisz się na obiadek będę czekał, bo cię kocham.
- Musisz na mnie zaczekać trochę dłużej kochanie. Nawet jak się spóźnię na kolacje. Mamusia nie będzie mogła jutro do was wrócić tak jak obiecałam. Mam dużo pracy i zostanę tu jeszcze jeden dzień . Tatuś wszystko ci opowie, a ty musisz o tym powiedzieć Lucy. Dbałeś o nią cały dzień więc poproś, żeby się na mnie nie gniewała i nie płakała, bo mój dzielny bohater nie będzie płakał. Prawda? - mówiłaś szybko nie dopuszczając małego do głosu, sugerując jednocześnie, jedynie poprawną odpowiedź na swoje pytanie.
Gregorkowi wykrzywiła się buzia w podkówkę, ale nie trwało to długo. Już za moment zaczął mówić dalej.
- Tak mamusiu. Powiem Lucy, żeby nie płakała, bo ja nie płaczę. Ale ona teraz śpi! - przypomniał sobie. - A tatuś nie będzie płakał ? - spytał konspiracyjnym szeptem.
- Masz rację kochanie. Tatusiowi może być smutno. Przytul się do niego przed snem i powiedz, że ma się nie martwić i odpocząć. Ty też odpocznij synku, pocałuj siostrzyczkę i tatusia. Kocham was najbardziej na świecie. Pa mój malutki bohaterze.
- Pa mamusiu. Uważaj na siebie - dodał, dokładnie tak samo jak ja.- Całuski mamusiowe Ci daję. Pa, pa, pa.....
Gregorek zwrócił mi telefon i wsunął się głęboko pod koc.
- Już mi lżej kochanie - powiedziałaś z ulgą. - Wytłumaczyłam małemu jak umiałam, dlaczego nie przyjadę na czas. Myślę, że zrozumiał. Wybacz mi to całe zamieszanie. Chcę być już a tobą, żebyś mnie przytulił i kochał najmocniej jak potrafisz. Nie pracuj już dzisiaj. Połóż się pośpij, bo nie wiadomo czy Lucy znowu będzie w nocy płakała. Zadzwoń do mnie z samego rana. Chcę wiedzieć jak się czujecie. Dobranoc mój mężczyzno. Bardzo za Wami tęsknie.
- Dobranoc Lucy. Nie martw się. Damy sobie radę. Musimy ! Ja też już nie mogę tak sam bez ciebie siedzieć. Wracaj szybko. Spij spokojnie. Pa.

Zanim się położyłem, posiedziałem przy komputerze kilkadziesiąt minut, ponieważ obiecałem Adamowi dostarczyć pierwszy, dość obszerny fragment zmontowanego materiału na jutro przed południem. Oczy same zaczęły mi się zamykać przed pierwszą w nocy. Mimo wszystko nie czułem zmęczenia. Wziąłem prysznic, sprawdziłem czy u dzieci wszystko w porządku, czy są dobrze przykryte i czy niczego im nie brakuje. Wreszcie znalazłem się w sypialni. Wokół panowała cisza. Położyłem się i odwróciłem natychmiast stronę gdzie zawsze jesteś, czując potrzebę nagłego przytulenia się do Ciebie lub chociaż do pachnącej Tobą poduszki. Nie było tam jednak ani Ciebie, ani poduszki. - Nic się nie stało – pomyślałem. - Ta poduszka jest teraz bardziej potrzebna Lucy niż mnie, a i tak wrócisz niebawem - skonstatowałem w półśnie - i to była ostatnia myśl jaką zapamiętałem przed tym, jak znalazłem się w objęciach nocy.


Głośny hałas znienawidzonego budzika, wyrwał mnie z błogiego snu. Spojrzałem na zegarek. Minęła szósta. Dlaczego ja muszę już wstać ? - przecierając oczy, zadawałem sobie po raz to pytanie. Lucy, lekarstwo, szósta, przypomniałem sobie fragment wczorajszej mantry.
Na wpół śpiący poszedłem do kuchni, zahaczając kontrolnie o pokój dziecinny. Milusie spały. Pochyliłem się nad Lucy i dotknąłem ustami jej czoła. Było przyjemnie chłodne, a oddech miała cichy i miarowy. Stanąłem wyprostowany i z satysfakcja pomyślałem, że najgorsze mam praktycznie za sobą. Wystarczy skończyć leki i dbać żeby małą nie zawiało kiedy będziemy na spacerze. Po drodze wstąpiłem do łazienki, wyszczotkowałem zęby, przemyłem twarz chłodną wodą i powoli zacząłem dochodzić do siebie. Zapaliłem w kuchni światło. Rozejrzałem się, pokręciłem trochę dookoła bez większego sensu, ugryzłem jabłko, wypiłem spory łyk wody, podgrzałem dla Lucy herbatę z cytryną, postawiłem leki na tackę i skierowałem się w drogę powrotną. Aż mi szkoda było budzić dziewczynkę. Tak słodko spała, że tylko położyć się przy niej i niczym nie martwić. Ale cóż, mus było budzić bo pora podania leku minęła już 10 min temu.
- Wstawaj kochanie, tatuś przyniósł lekarstwo - szeptałem. - Popij herbatki, bo misio i małpka już wypili i mamusia czeka, abym jej powiedział jak nasza córeczka ładnie zjada lekarstwa.
- Mamusia da mi lekarstwa - powiedziała przez sen dziewczynka wypijając trochę herbaty. Potem dałem jej antybiotyk i po paru chwilach przytuliwszy się do poduszki Lucy kontynuowała swój beztroski dziecięcy sen.
Podszedłem do Gregorka i odruchowo dotknąłem jego czoła.
Wszystko Ok - uśmiechnąłem się do siebie. - Możesz się zdrzemnąć koleś - wydałem sobie krótką dyspozycję i wróciłem do sypialni, w której królował przyjemny senny półmrok.
Chwilę po ósmej zadzwonił telefon wyrywając mnie z niezbyt twardego snu.

To na pewno ze studia – pomyślałem od razu. - Czego oni ode mnie chcą o tej porze ? - Słucham - odezwałem się sennym głosem.

- Cześć kochanie! To ja Lucy. Spałeś?

- Lucy?

- Tak, to naprawdę ja ! Wracam dzisiaj do was !

- Jak to dzisiaj ?

- No dzisiaj kochanie. Przyjechali Ci faceci z farbami o szóstej rano. Od razu wzięłam się do pracy kiedy jeszcze wszyscy spali. Sprawdziłam całą dostawę a teraz przygotowuję próbki. Przed jedenastą skończę i od razu do Was jadę. Wiesz jak się cieszę. Umówiłam się z szefem ekipy malarskiej że codziennie będzie mi przesyłał na skrzynkę mailową fotografie pomalowanych ścian. Z moim bossem rozmawiałam przed chwilą przy śniadaniu. Zgodził się na to i nie ma już odwrotu. Wracam ! Hurrrrra ! Cieszę się tak, że nawet sobie nie wyobrażasz. Nie mów nic Milusiom. Zrobię im niespodziankę, już nie mogę się doczekać, że przytulę was dzisiaj. A Ty mnie kochasz Gregor ? - zakończyłaś pytaniem swój monolog.

- Kocham Cię. Naprawdę będziesz dzisiaj w domu? Nie chce mi się wierzyć. To super! - zawołałem szeptem, żeby nie zbudzić Milusi. - Bardzo się cieszę. Czekam niecierpliwie kiedy wreszcie dostanę od ciebie buziaczka.

- Dostaniesz buziaczka i wszystko na co będziesz miał ochotę. A teraz mów szybko co u Lucy?

- Dajemy radę. Mała czuje się bardzo dobrze. Spała całą noc, nie ma gorączki o szóstej dałem jej lekarstwo, Gregorek śpi, więc jak widzisz radzimy sobie doskonale, ale bardzo nam Ciebie brakuje.

- Kocham cię mój mężczyzno. Niedługo się spotkamy. Ucałuj ode mnie Milusie i obiecaj, że mnie mocno przytulisz i pocałujesz kiedy już będziemy razem. Muszę teraz kończyć i lecę do roboty. Cieszę się, że tak dobrze sobie radzicie i bardzo tęsknie. Pa.!

- Obiecuję kochanie. Obiecuję wszystko co zechcesz, tylko wracaj. Uważaj na siebie, proszę.! Do zobaczenia.

Rozłączyliśmy się jednocześnie. Ja tu, Ty jakieś 200 km stąd, ale łączyło nas coś więcej niż zwykła sieć GSM. Łączyła nas miłość. Prosta i zwyczajna, dzięki której mamy Milusie, szczęście, mądrość i siłę, byśmy razem potrafili cieszyć się każdym dniem
A to niespodzianka - ucieszyłem się ubierając wygodne domowe dresy. - Masz pomysły Ty moja Ślicznotko - pomyślałem w duchu i wychodząc z sypialni spojrzałem na nasze łóżko. - Dzisiaj nie będę już sam spał. Nareszcie będę cię tulił i całował przed snem - wyobraziłem sobie i od razu świat wydał mi się piękniejszy.
Ze zdwojonym energią skierowałem kroki w stronę pokoju dzieci. Milusie nie spały. Siedziały razem w łóżeczku Lucy i cicho rozmawiały. Dziewczynka obłożona poduszkami słuchała Gregorka jak coś poważnie do niej mówił i od czasu do czasu ze zrozumieniem kiwała główką. Podsłuchałem fragment rozmowy. Właśnie chłopiec wyjaśniał, że mamusia nie może dzisiaj przyjechać bo ma dużo pracy i jeśli Lucy chce być dzielna bohaterką tak jak on, to nie może płakać. Nie przeszkadzałem dzieciom. Poszedłem do kuchni przygotować śniadanie.
Jajecznica, bułeczki z serkiem i kakao smakowały dzieciom bardziej niż myślałem. Zrobiłem porządki, pomogłem Gregorkowi się ubrać, wymyć buzię i wróciliśmy do dziecinnego pokoju.
Po śniadaniu Milusie chciały obejrzeć bajkę, więc liczyłem na chwilę dla siebie.
Mam ponad godzinę wolnego - stwierdziłem - więc dokończę materiał, który obiecałem przesłać do studia.
Nie zajęło mi to wiele czasu. Przesłuchałem projekt i naniosłem gdzie trzeba ostatnie kosmetyczne poprawki. - Wczoraj po prostu musiałem sporo zrobić - pomyślałem zadowolony z siebie wysyłając maila. - Spojrzałem na zegarek. Miałem pół godziny zapasu. Postanowiłem nastawić obiad.
Otworzyłem lodówkę wyjąłem niezbędne produkty, które tworzyły w moich zmysłach obraz przyszłych dań. Po chwili już wiedziałem. Będzie zupa jarzynowa krem z malutkimi grzankami, na drugie kotleciki z piersi z kurczaka, frytki i surówka z tartych buraczków. A na deser? Oczywiście galaretka owocowa z bitą śmietaną. Oceniłem, że przygotowanie posiłku nie zajmie mi więcej jak pół godziny. Wróciłem do dzieci. Nawet mnie nie zauważyły. Siedziały na sofie pod kołderką, przytulone do siebie i oglądały, już po raz nie wiadomo który, swoje ulubione bajki. Zająłem się pracą.
Przed drugą siedzieliśmy przy kuchennym stole. Lucy ciepło ubrana wciąż w kolorowej czapeczce chroniącej chore uszko, Gregorek zadowolony a ja szczęśliwy, że niebawem będziemy razem.
- Wiesz tatusiu, że ja też jestem dzielna tak jak Gregorek - stwierdziła nagle córeczka.
- Dlaczego tak uważasz kochanie ? - spytałem zainteresowany.
- Bo nie płaczę. Gregorek mi powiedział, że mamusia zostanie w pracy i przyjedzie do mnie jutro. A ja nie płaczę, bo jak ktoś jest dzielny to nie płacze, prawda tatusiu?
- Prawda kochanie, bo ja z mamusią mamy najdzielniejsze dzieci na świecie - powiedziałem z przekonaniem i pogłaskałem Milusie po główkach.
Obiad smakował i dzieciom i mnie, potem córeczka dostała swoje lekarstwa, a na deser postawiłem przed każdym miseczkę z galaretką i bitą śmietaną.
- A czy dla mamusi jest galaretka ? - spytała Lucy.
- Oczywiście że jest. Dla mamy też przygotowałem – odpowiedziałem dziewczynce i na potwierdzenia swoich słów wyjąłem z lodówki miseczkę wypełnioną po brzegi kolorowym owocowym przysmakiem.
Wróciliśmy do pokoju. Milusie wzięły do łóżka klocki wiec siadłem przy komputerze z zamiarem dokończenia pracy. Już przymierzałem się do założenia słuchawek, kiedy usłyszałem znajomy zgrzyt klucza w zamku. Dzieci zastygły w bezruchu. Również znały ten dźwięk. Spojrzały na mnie i buzie zrobiły im się okrąglutkie. Całe w uśmiechu. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, z okrzykiem - mama wróciła! biegły korytarzem w stronę drzwi wejściowych. Poszedłem za nimi.
Widziałem jak stałaś przy ścianie, śliczna i szczęśliwa, jednak nie mogłem nacieszyć się tym widokiem zbyt długo, bo już po sekundzie przykucnęłaś znikając mi z oczu. Milusie zasłoniły mi cały widok, obściskując cię, głaszcząc i przytulając, trajkotały jedno przez drugie w taki oto sposób wyrażając swoją radość z twojego powrotu.
- Tatusiu, mamusia do nas przyjechała ! - zawołała rozemocjonowana Lucy i podbiegła łapiąc mnie za rękę - Chodź, daj mamie buzi, szybko !
- Już idę tylko zróbcie mi miejsce, bo nie widzę gdzie mamusia ma buzię.
- Tutaj mam buzię kochanie! - zawołałaś śmiejąc się przez łzy szczęścia, próbując wyzwolić się na chwilkę z Milusiowych uścisków.
Przytuliłaś się do mnie
- Jestem nareszcie kochanie przy tobie i Milusich – powiedziałaś, dodając cicho - Jestem szczęśliwa że was mam.
Położyłaś mi głowę na ramieniu i westchnęłaś z ulgą, jak strudzony wędrowiec, który nagle zrzucił z pleców ciężki worek pełen smutków i cierpienia.
- Witaj kochanie. Bardzo się cieszę, że jesteś
Milusie stały przy nas jak na warcie trzymając się naszych spodni, ale nie przeszkadzały. Lubiły patrzeć kiedy się do siebie przytulamy i całujemy. Wiedziały, że wtedy jest między nami miłość.
- Chodź mamusiu, wymyjemy ci rączki - powiedział wreszcie niecierpliwie Gregorek.
- Przepraszam kochanie, ale widzisz co się dzieje. Nawet nie zapytałam Lucy jak się czuje. Przecież one mnie za chwile zamęczą.
- Nic ci nie będzie. Odśwież się po podróży i przyjdźcie do kuchni.
Kiedy podgrzewałem obiad, Milusie eskortowały cię jakbyś była co najmniej naczelnym VIP-em świata, albo jeszcze kimś zdecydowanie ważniejszym. Mała Lucy doprowadziła cię za rękę do samego stołu, a wtedy Gregorek szarmancko przysunął krzesełko. Tak skończyła się część oficjalna, bo po sekundzie Milusie już siedziały ci na kolanach.
- Uwaga ! Robimy miejsce przy stole na obiadek dla mamusi! - zawołałem stawiając zupę i drugie danie.
Dzieci niechętnie przesiadły się naprzeciwko, śledząc każde twoje spojrzenie i każdy ruch. Postawiłem swoje krzesełko obok i bez zbędnych wstępów opowiedziałem o wszystkim co mogło cię interesować. Maluchy od czasu do czasu wtrącały jak zwykle swoje trzy grosze, ale robiły to z wyczuciem i na temat. Kiedy zjadłaś ostatni kawałek kotlecika i ostatnią frytkę, mała Lucy wyjęła z lodówki miseczkę z pyszna galaretką.
- To dla ciebie mamusiu. Dzisiaj tatuś robił galaretkę, a ja pilnowałam żeby tobie też zrobił - powiedziała rezolutnie dziewczynka.
- Dziękuję za wspaniały obiadek tatusiowi, a wam za prześliczne powitanie.
- A my Ci dziękujemy, że już jesteś z nami - powiedziałem i zacząłem bić brawo, do którego po chwili dołączyli się mali i duzi mieszkańcy naszego szczęśliwego domu. Pogłaskałaś jeszcze raz małe główki, wzięłaś mnie za rękę i poszliśmy na sofę odpocząć po emocjach związanych z twoim powrotem.
Od tej chwili czas jakby weselej zaczął płynąć. Ty bawiłaś się z dziećmi, ja kończyłem swoją robotę aż niepostrzeżenie zastał nas wieczór. Po kolacji, lekarstwach, obowiązkowej bajce na dobranoc Milusie zasnęły zapomniawszy nawet o wcześniejszych ustaleniach, co do wspólnego spania z nami w jednym łóżku. Posiedzieliśmy przytuleni na sofie, opowiadając jak mijał nam czas bez siebie. Ty mówiłaś o swojej pracy, ja o perypetiach związanych z chorobą małej i o projekcie którym aktualnie się zajmuję. Kończąc, uzgodniliśmy, że jutro przed snem damy dzieciom poduszeczkowe upominki z inicjałami, które przywiozłaś ze sobą. Spędziliśmy jeszcze parę chwil przy cichej muzyce, aż wreszcie spragnieni siebie wstaliśmy. Wziąłem cię na ręce i zaniosłem do sypialni.
Rozdział 3


Spałem do ósmej. Może nie bez przerwy, ale prawie. Nie musiałem dziś pamiętać ani o lekach, ani o doglądaniu małej, ani o budziku. Po prostu spałem, wiedząc, że wyręczysz mnie we wszystkim. Nastawiłaś zegarek na szóstą, bezszelestnie wysunęłaś się spod kołdry i stąpając cicho, wyszłaś z sypialni. Słyszałem, jak krzątasz się po kuchni przygotowując antybiotyk i herbatkę, a potem poprawiasz Milusiom pościel, budzisz na chwilkę Lucy i dajesz jej lekarstwa. Miło było tak poleżeć bez trosk i obowiązków. Nasłuchiwałem. Czekałem aż wrócisz na małe przytulanki, ale się nie doczekałem. Chyba musiałem przysnąć. Nic dziwnego. Zmęczony byłem ostatnio, jak nie chorobą małej, to ślęczeniem nad komputerem, porannym wstawaniem i ciągłym napięciem. Zmęczony byłem też po naszej wspólnie spędzonej nocy, gorącej, namiętnej pełnej czułości i miłości.
Obudziłaś mnie ciepłymi pocałunkami i lekkim łaskotaniem po brzuchu.
- Wstawaj kochanie, dochodzi ósma. Musisz przygotować się do pracy. Podobno masz dziś coś ważnego do zrobienia - szeptałaś, całując mnie na przemian, jak nie w policzki, to w czoło.
- Tak kochanie - mruczałem zaspany próbując przewrócić cię na łóżko, jednak się nie dałaś.
- Wiem co masz na myśli Gregor, ale proszę cię nie teraz. Ja nie mam siły i jakbyś sobie dobrze przypomniał to jest wyłącznie Twoją zasługą - szeptałaś mi nadal do ucha. - Pocałujmy się jeszcze trochę i weź prysznic. Potem zapraszam na śniadanie. Spójrz, przygotowałam ubranie, które lubisz. A czy wiesz dlaczego? Bo cię kocham wariacie - odpowiedziałaś zanim zacząłem się nad tym poważnie zastanawiać.

Zapowiadał się trudny dla mnie dzień. Dziś finalizowaliśmy materiał, z którym cały zespół pod moim kierunkiem walczył od miesiąca. Ważny materiał dla ważnego klienta. Musiałem ostatecznie zakończyć i zatwierdzić ten projekt. Postanowiłem jeszcze raz go przesłuchać w ciszy i skupieniu. Na szczęście studio zapewniało mi pełen komfort pracy. Doskonałe wytłumienie, wiernie brzmiące monitory i rozbudowany moduł korekcji na pulpicie mikserskim dawał olbrzymie możliwości ingerencji w brzmienie każdego materiału opuszczającego nasze studio.
Założyłem gładko wyprasowaną błękitna koszulę i skierowałem się tam, skąd dochodził mnie miły aromat świeżo zaparzonej kawy i chrupiących tostów. Kiedy wszedłem do kuchni stałaś przy lodówce.
- Witaj kochanie po raz drugi - przywitałaś mnie nie odwracając się ani o stopień. - Jak minęła noc?
- Dzień dobry nocna kochanko - odpowiedziałem wtulając twarz we włosy. - Żałuję, że już się skończyła, wolałbym żeby trwała jeszcze i jeszcze, ale teraz przepraszam bo coś mi tu ślicznie pachnie - dodałem odsuwając cię delikatnie żeby dojrzeć stół.
- Ty wstrętny małpiszonie. Tobie teraz chyba tylko żarcie w głowie! Już mnie nie chcesz przytulać? Taki jesteś. Ja wracałam do ciebie stęskniona jak na skrzydłach, a ty zamiast na mnie, gapisz się na te grzanki jak na cycki Pameli Anderson.
- Bo są pyszne i je uwielbiam.
- Co jest pyszne? - zapytałaś dla pewności.
- Twoje grzanki oczywiście są przepyszne - dodałem szybko.- Siądź ze mną, wypijemy kawę.
Porozmawialiśmy przy śniadaniu, planując już dziś nasz niedzielny spacer. Lucy kończyła antybiotyk, więc żal byłoby trzymać ją w domu przy tak ładnej pogodzie. Nawet lekarka zalecała krótki spacerek w ciepły słoneczny dzień. Powiedziałaś, że wypuścisz Gregorka na dwór a sama będziesz bawić się z Lucy w wolnej chwili. Przypomniałaś, że wieczorem damy dzieciom nowe poduszeczki z literkami, które wczoraj przywiozłaś im w prezencie.
- A ja, będę pracował i o Was myślał - dodałem całując cię w czoło.
- Zrobisz małe zakupy w drodze powrotnej ? – zapytałaś kończąc śniadanie.
- Oczywiście że zrobię, tylko napisz co, bo dzisiaj nie będę miał pamięci do sprawunków.
- Proszę bardzo - podałaś mi zapisaną niewielką karteczkę.
- Nie zapomnę, a teraz zmykam. Pocałuję jeszcze Milusie i już mnie nie ma.
- Tylko nie hałasuj proszę. Niech dzieci pośpią jeszcze troszkę.
Dałem maluchom po buziaczku i stanąłem w drzwiach wyjściowych.
- Pa, kochanie - powiedziałem na pożegnanie - Zadzwonię po 15-stej. Myślę, że do tej pory skończę najważniejszą robotę i znajdę chwilę wytchnienia.
- Życzę powodzenia Uważaj na siebie i wracaj do nas szybko. Przygotowałam na wieczór niespodziankę. Pa!
Krótkim pocałunkiem, muśnięciem dłoni o dłoń i uśmiechem, który towarzyszył nam w takich chwilach, rozstaliśmy się u progu mojego pracowitego dnia.
Szedłem powoli w stronę przystanku autobusowego. Nie lubiłem jeździć do pracy samochodem. Wolałem się przespacerować i bez stresu powodowanego staniem w porannych korkach dotrzeć na miejsce. Hałas klaksonów i zacięte twarze kierowców źle mnie po prostu nastrajały. Kiedyś obliczyłem, że dojazd do pracy autobusem, zajmuje mi niewiele więcej czasu niż samochodem, a komfort psychiczny jaki odczuwałem podróżując miejskimi środkami komunikacji był nie do przecenienia.
Cóż za niespodziankę szykujesz dla mnie kochanie? - zachodziłem w głowę oglądając przez szybę budzące się do życia miasto. Szybko przebiegłem w myślach ważne dla nas daty i związane z nimi wydarzenia. Niestety. Pomimo usilnego sięgania w głąb pamięci nie nasunęło mi się nic, co pomogłoby rozwikłać tajemnicę wieczornej niespodzianki.
W studiu pojawiłem się tuż przed dziewiątą i od razu zabrałem się do pracy. Czas upływał szybko na ostatnich konsultacjach, drobnych poprawkach i naradzie całego zespołu, wiec nawet nie spostrzegłem jak minęła 14-sta. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do ciebie.
- To ja kochanie, co u was, jak uszko Lucy ? - zapytałem.
- Cześć. Wszystko w porządku. Mała nie leży już w łóżku. Ciepło ją ubrałam i bawi się teraz z Gregorkiem. Skończyłeś robotę?
- Tak. Wszystko zgrane, sprawdzone, zatwierdzone przez szefa. Czekamy na klienta. Za jakiś czas powinien się pojawić. Przed wyjściem zadzwonię. Pamiętam o zakupach - uprzedziłem twoje pytanie i już miałem się rozłączyć kiedy przypomniałem sobie o tajemniczej niespodziance którą miałaś dla mnie.
- Aaa! Zaczekaj jeszcze momencik. Powiedz, co to za niespodzianka, o której wspomniałaś kiedy rano wychodziłem?
- Jak niespodzianka, to niespodzianka - usłyszałem w odpowiedzi. - Nie bądź taki dociekliwy. Dowiesz się w domu. Całuję. Uważaj na siebie, kocham cię i czekam. Wracaj do nas szybko.
- Pa ! Ucałuj dzieci i do zobaczenia.
Co też kombinuje moja ślicznotka ? - pomyślałem chowając telefon do kieszeni. - Zresztą, zawsze jej niespodzianki są zaskakujące i miłe, czyli zgodnie z logiką, co by nie wymyśliła z pewnością będzie ciekawe.
Zrobiłem kawę i zagłębiwszy się w wygodnym fotelu zamknąłem oczy. Przyjemnie było odpocząć nie słysząc wokół siebie żadnych dźwięków i na chwilę oddać się wspomnieniom.
…… Jak długo jesteśmy razem? - próbowałem sobie przypomnieć. - Sześć, może siedem lat? Sześć - stwierdziłem - przecież Gregorek ma prawie pięć, więc wychodzi na to, że sześć.
Poznaliśmy się dużo wcześniej, ale nie dane nam było być od razu ze sobą. Może i dobrze, że tak się stało. Byliśmy wtedy bardzo młodzi, nawet nie zakochani, po prostu zauroczeni sobą i każde z nas miało inne wyobrażenie o życiu. Tak wiec rozstanie uznaliśmy jako naturalną konsekwencją naszej niedojrzałości. Spotkaliśmy się przypadkowo po latach. Zaprosiłem cię na kawę i tak zaczęła się od nowa nasza przygoda. Umawialiśmy się w wolnych chwilach rozmawiając o swoim życiu, pracy, wspominając wielokrotnie czasy pierwszych wspólnych spacerów. Niepostrzeżenie nasze spotkania stawały się częstsze, dłuższe i mieliśmy sobie coraz więcej do powiedzenia. Któregoś dnia z powodu zwyczajnego braku czasu, albo innych przyczyn których dziś już nie pamiętam, nie mogliśmy zatelefonować do siebie. Odczułem wtedy, że czegoś mi brak, że dzień nie jest taki jakbym chciał i sprawiał wrażenie niedokończonego. Wtedy już wiedziałem. Brakowało mi ciebie. Nie wiem czy wysłałem wiadomość, czy zadzwoniłem późnym wieczorem, ale to właśnie tego dnia po raz pierwszy powiedziałem, że cię kocham. Kiedy to było? - zacząłem się zastanawiać, lecz żadna data nie przychodziła mi do głowy. Pamiętam tylko, że zbliżała się wiosna....
- Nad czym tak dumasz chłopie? - wyrwał mnie z zamyślenia Jacek, mój współpracownik. - Chodź, Adam zaprasza na spotkanie z klientem, który właśnie przyjechał i chce posłuchać co mu ciekawego wysmażyliśmy.
Wstałem i powoli ruszyłem za Jackiem.
Spotkanie miało się odbyć się w pomieszczeniu studia. Kiedy weszliśmy Adam - nasz szef i właściciel firmy w jednej osobie zabawiał rozmową przy kawie wesołego grubego faceta.
- Witam kolegów - szerokim gestem przedstawił nas grubasowi. - Pozwoli Pan, że przedstawię tych którzy stworzyli to małe arcydzieło: Jacek, Marek (który dołączył do nas kiedy już wchodziliśmy do studia) i Gregor szef ekipy.
Wymieniliśmy niezbędne uprzejmości, zasiedliśmy gdzie kto chciał i po chwili z głośników zabrzmiało nasze „ arcydzieło”.
Słuchając, spoglądałem ukradkiem na klienta a jego zmieniający się wyraz twarzy, od początkowej obojętności, przechodząc w lekki błogostan aż do szerokiego uśmiechu, mówił sam za siebie. Był zadowolony. Nawet bardzo.
- Zajebiście profesjonalna robota panowie! - wykrzyknął tłuścioch nie posądzany przez nikogo o używanie tego typu słownictwa. - To jest niesamowite. Bardzo panom dziękuję - rozpływał się w pochwałach ściskając nasze dłonie.
- W takim razie ja również dziękuje panu i mojej ekipie.
Kiedy wychodziliśmy szef rzucił cicho przez ramię:
- Zaczekajcie na mnie. Zapraszam do knajpki. Musimy to oblać.
Zostaliśmy sami.
- I co teraz chłopaki? Jak szef każe wypić z takiej ważnej okazji, to nie można się sprzeciwiać. Ma któryś wątpliwości? - dodałem.
Obiekcji nie było.
Uścisnęliśmy sobie dłonie i zadowoleni z własnej pracy staliśmy wspominając etapy tworzenia naszego „arcydziełka”.
Adam żegnał właśnie naszego gościa odprowadzając go do drzwi. Po chwili był już przy nas.
- Dobra robota. Zakładajcie na siebie co macie i zmywamy się. Zostawiam Magdę na gospodarstwie. Mówię Wam, to był dobry klient i dobry interes. Będziemy mieli niebawem niezłe zlecenia, zobaczycie. Dziękuję jeszcze raz.
I tak komplementowani i lekko popychani przez szefa wyszliśmy na zewnątrz. Knajpka którą odwiedzaliśmy była niedaleko. Lubiliśmy tam chodzić i oblewać naszą dobrą robotę a ta, którą zakończyliśmy była wyjątkowo trudna więc i nasze piwo zapowiadało się wyjątkowo.

Postanowiłem uprzedzić cię o moim ewentualnym spóźnieniu.
- Witaj kochanie. Siedzę z Adamem, Jackiem i Markiem przy piwku. Szef zaprosił nas na małą uroczystość. Oblewamy kolejny sukces. Podejrzewam, że trochę się spóźnię. Wiesz jak to jest z chłopakami. Będę dzwonił. Co u was?
- Wszystko w porządku. Lucy śpi, Gregorek jest w ogródku a ja kończę przygotowywać obiad. O której wrócisz ?
- Nie potrafię dokładnie powiedzieć. Myślę, że godzinę a może nawet półtorej tu posiedzę.
- Dobrze. Tylko nie pij za dużo, proszę i wracaj do nas. Bardzo się cieszę, ze spędzimy razem wieczór. Pamiętasz o niespodziance jaką mam dla ciebie ?
- Pamiętam Lucy. Też się cieszę, tylko nie wiem z jakiej okazji taka jesteś tajemnicza. Postaram się zerwać stąd jak najwcześniej. Ucałuj Milusie. Kocham cię!
- Pa Gregor. Całuje mocno.
Rozłączyłem się w chwili kiedy Adam wygłaszał pierwszy toast. Każdy z nas wzniósł w górę kufelek i z uśmiechem dorzucił do toastu swoje trzy grosze.
- Trzymajmy się chłopaki razem i nie dajmy sobie zrobić krzywdy, bo konkurencja nie śpi – dodałem.
Po chwili dziewicze dziś piwo mięliśmy z głowy. Zawsze pierwszy kufel opróżnialiśmy szybko. Duszkiem do dna.
- Czy wiecie kim był ten grubas? - zapytał Adam .
- Gdzieś go widziałem - odparłem. - Czy to aby nie jest rzecznik wojewody?
- To właśnie on. Powiedział mi nieoficjalnie, że będą przygotowywać kampanię informacyjno - reklamową, makroregionu jeszcze jakieś inne ministerialne zlecenia o zasięgu światowym. Sprawy związane z przygotowaniem materiałów audio dostaniemy na 99 %, my. Na szczęście kwota nie przekracza pułapu wymaganego do ogłoszenia przetargu, ale i tak zgodnie z procedurami, musimy złożyć ofertę. Zależy im na doskonałej jakości, więc najprawdopodobniej nas wybiorą. Emisja ma się rozpocząć za dwa miesiące w całej Europie przez BBC i CNN. Mamy podobno współpracować jako podwykonawca z agencją Design & Style, która przygotuje obrazki. - Będzie dobrze chłopaki - zawołał Adam i po raz kolejny unieśliśmy pełne kufelki.
Lekko stukając szkłem o szkło, życząc zdrowia sobie i swoim najbliższym, pociągnęliśmy po sporym łyczku.
Dobrze nam się razem siedziało. Od czasu do czasu któryś z nas odbierał telefon. To nasze kobiety kontrolnie z troską przypominały, że mamy domy, rodziny, zegarki, na które powinniśmy zerkać od czasu do czasu i że one tam czekają z utęsknieniem. Kiedy przysłuchiwałem się tym telefonicznym rozmowom z rozbawieniem stwierdziłem, że wszyscy jak tu siedzimy gadamy podobnym tekstem i formułując zdania, używamy podobnych określeń w stylu: tak kochanie, pamiętam, niebawem wracam, przepraszam, zrozum mnie to jest ważna sprawa, kocham cię i całuje.
- Moja kobitka dzwoniła powiedział Jacek - i mówiła, że ...

- Nie kończ stary. My wiemy co mówiła - odparł Marek.

- No co mądralo ? - zaperzył się Jacek.

- Po pierwsze że cię kocha i tęskni !

- Właśnie to mi powiedziała i przypominała jeszcze, żebym nie siedział zbyt długo, nie pił za wiele i ...

- Wracał do domu, - dokończyliśmy chórem zdanie i śmiejąc się głośno wypiliśmy za zdrowie nasze i naszych stęsknionych babeczek.

- Wiecie co! – kontynuowałem temat. - Czy zauważyliście, że nasze kobiety zaczynają za nami bardzo tęsknić w najbardziej nieodpowiednich dla nas momentach.

- Właśnie, właśnie – dorzucił Marek. - Choćby teraz. Pijesz sobie chłopie chłodne piwko, chcesz się zrelaksować po robocie, pogadać z kolesiami o duperelach, a tu masz...

Chciał jeszcze coś dodać lecz nie zdążył, bo usłyszawszy dźwięk swojego telefonu zamilkł nagle, posądzając się chyba o posiadanie sił nadprzyrodzonych. Parsknęliśmy śmiechem słuchając po raz kolejny tej samej krótkiej treściwej gadki, zakończonej słowami: niedługo będę kochanie... Nie pozostało nam nic innego jak wznieść kolejny toast, tym razem z ogólnymi życzeniami za tych co na morzu.

Kiedy na stole pojawił się przed każdym z nas kolejny kufel wypełniony złocistym chmielowym napojem, Adam ni stąd ni zowąd, zapytał:

- Czy Wy chłopaki pamiętacie pierwszą noc ze swoją panią ?

- Czemu o to pytasz ?- zdziwiłem się.

- Bo wczoraj Agata zadała mi takie właśnie pytanie i za diabła nie potrafiłem jej odpowiedzieć. Spojrzała wtedy na mnie z dezaprobatą wymieniając jakąś nic mi nie mówiącą datę z przed wielu lat. One to pamiętają niestety. Zresztą, wydaje mi się, że one i tak chyba za wiele pamiętają. Widocznie po to, żeby nas czasami przygwoździć jakimś śmiesznym argumentem dając tym do zrozumienia jacy my jesteśmy płytcy i powierzchowni.

- I to nas na szczęście od siebie różni. Prawda panowie ! - krzyknął Jacek - Wypijmy, może nam się myśli rozjaśnią i pamięć wróci.

Wypiliśmy. Lekko już podchmieleni i weseli, słuchaliśmy co Adam powie o swoim interesującym przypadku luk w pamięci, ale nie zależnie od wszystkiego każdy z nas usilnie starał się przypomnieć sobie ten fakt jaki zaistniał w jego życiu. Chodziło właśnie o pierwszą noc. Ja też się zacząłem zastanawiać. Sącząc spokojnie piwko rozglądałem się po knajpce do chwili, kiedy niechcący wzrok mój zatrzymał się na dużym zegarze wiszącym nad barem. Było grubo po siódmej.

- O cholera, jak szybko zrobiło się późno – stwierdziłem - Muszę zadzwonić do Lucy i wytłumaczyć moją nieobecność w domu.
Wziąłem telefon. Trochę mi się rozmywały literki na ekranie, ale imię LUCY odnalazłem bezbłędnie.
- Cześć kochanie Jeszcze tu siedzimy. Adam ma ważną sprawę a nie chce omawiać jej w biurze, bo tam jak wiesz, nigdy nie ma czasu. Przepraszam. Już kończymy. O do diabła ! Chyba nie zdążę z zakupami. Wybacz mi Skarbie. Jak się czujesz, co u dzieci? - zakończyłem monolog.
- Witaj Gregor - usłyszałem chłodny głos. - Od dwóch godzin nie dzwonisz. Co ja mam o tym myśleć. Nie chciałam cię nękać telefonami bo wiem, że masz ważne sprawy, ale dochodzi w pół do ósmej a ty nic. Czyżbyś zapomniał zegarka ?
- Przepraszam - próbowałem wbić się w słowo. – Zaraz zamawiam taxi i wracam do domu.
- Nie spiesz się kochanie - mówiłaś ciszej i wolniej, a ze słuchawki coraz bardziej wiało chłodem. - Milusie właśnie się położyły pragnąc twojego buziaczka przed snem, a ja.......... - zawiesiłaś na chwilę głos, - czekam z niespodzianką i martwię się. Sprawiłeś mi przykrość. Jest mi smutno i czuję się trochę osamotniona.
- Wybacz mi kochanie. Zaraz się zbieram - powiedziałem tonem skruchy, ale wiedziałem, że moje słowa i tak niewiele już znaczą.
- Teraz nie musisz się spieszyć – usłyszałem. - Jeśli dla ciebie sprawy zawodowe są ważniejsze od Milusi i ode mnie, to najlepiej zostań tam jeszcze parę godzin. Dobranoc kochanie. Pomimo wszystko miło mi, że o nas nie zapomniałeś i zadzwoniłeś. Baw się dobrze. Pa.
Nie mogłem już tego słuchać. Zawsze kiedy jesteś zła, przyjmujesz taki dyplomatyczny sposób mówienia. Spokojny, wyważony, niby łagodny, ale podteksty są jasne i wyraźne. Wiedziałem, że to moja wina i że nic nie mam na swoje usprawiedliwienie, a Ty wiedziałaś o tym sto razy lepiej wykorzystując bezlitośnie swoją przewagę. Nie lubiłem ciebie takiej, więc starałem się nie dopuszczać do sytuacji jak ta dzisiejsza. Ale cóż. Stało się i muszę ponieść tego konsekwencje. Sam sobie na to zapracowałem.
I wtedy, kiedy chowałem do kieszeni telefon, coś mi się nagle rozjaśniło w umyśle. Data, dzień, Ty, spotkanie, noc, niespodzianka. Wszystko poukładało się w jedną logiczną całość.
- O kurwa mać ! - wyrwało mi się trochę z głośno
Koledzy postawili piwo przed sobą z zaciekawieniem spoglądając czy aby ze mną wszystko w porządku, a kilka osób siedzących przy stolikach w najbliższej okolicy z niesmakiem odwróciło się w moją stronę.
- Sorry! wymsknęło mi się - zawołałem w kierunku sufitu.

- Co Ci się stało Gregor. Wszystko OK?

- Tak, ale czy wy wiecie co dzisiaj za dzień?

- Oczywiście - powiedział Adam - Czwartek.

- Masz rację że czwartek, ale dla mnie nie byle jaki. To jest ten nasz słynny pierwszy dzień, a właściwie pierwsza noc, kiedy byliśmy ze sobą razem. Dzwoniłem do Lucy i zdaje mi się, że się na mnie obraziła. Ona od rana jest jakaś tajemnicza. Przygotowała mi ponoć wieczorną niespodziankę, półsłówkami wspominała jakąś rocznicę i wyobraźcie sobie, że dopiero teraz zajarzyłem, o co jej chodzi. Jakby nie potrafiła powiedzieć mi tego wprost. Chyba mam u niej lekko przechlapane.

- Spokojnie chłopie - poklepali mnie koledzy po plecach dodając otuchy. - I tak jesteś niezły, że sobie o tym w ogóle przypomniałeś. Wyluzuj, nie z takich opresji wychodziliśmy cało i zdrowo, ale może jednak kończ prędzej piwo i spadaj do swojej babeczki. Trzymaj się Gregor, będziemy cię wspierać pijąc jeszcze piwko za powodzenie twojej misji – dorzucili z przekąsem, biorąc kufle w dłonie.
Nie stawiałem oporu. W międzyczasie Adam zamówił mi taxi, więc szybko pożegnałem się z kumplami i po 10-ciu minutach jechałem w stronę domu.


Otworzyłaś mi drzwi, jakbyś czekała wyglądając stęskniona przez okno.

- Jestem kochanie, przepraszam - zacząłem niezręcznie.

- Widzę - odpowiedziałaś chłodno. - Dobrze się bawiłeś?

- Tak, dziękuje, ale nie musisz być od razu taka lodowata na powitanie. Wiem, że źle zrobiłem.

- Pójdę już spać - mówiłaś odwracając się w stronę korytarza jakbym w ogóle dla ciebie nie istniał a moje słowa nie miały w tej sytuacji żadnego znaczenia.

- Zaraz przyjdę – dodałem żeby podtrzymać rozmowę, ale całkiem nie potrzebnie jak się okazało. Zmierzyłaś mnie tylko obojętnym wzrokiem kierując kroki do sypialni. Zatrzymałaś się jednak na moment, aby coś dorzucić o czym najwyraźniej zapomniałaś.

- Uważaj jak będziesz w pokoju dzieci, żebyś się o nic nie potknął, bo narobisz hałasu i zbudzisz Milusie.
Ale się zawzięłaś - pomyślałem tłumiąc gniew na samego siebie.
Postanowiłem najpierw doprowadzić się do porządku, a dopiero potem pomyśleć co dalej robić z tak „mile rozpoczętym późnym wieczorem we dwoje”. Widziałem oczyma wyobraźni, jak ciemne chmury snują się nad moją głową i stwierdziłem krótko, że noc nie zapowiada różowo.
Opuściwszy łazienkę zajrzałem do kuchni. Na stole stało moje ulubione ciasto czekoladowe z orzechami, opróżniona do połowy butelka chianti, nadpalone świece i mała koperta podpisana naszymi imionami.
- O cholera - pomyślałem. - Ale dałem dupy. Faktycznie, chodziło o naszą pierwszą noc. Jasny szlag by to trafił. Też sobie Adam wybrał termin na piwne spotkanie jakby nie było innego dnia w roku - próbowałem znaleźć winnego mojego późnego powrotu.
Usiadłem na krześle i wlałem do kieliszka odrobinę wina. Lubiłem wypić lampkę do obiadu, ale teraz pomyślałem, że lepiej nie ryzykować po tych piwach. Zamoczyłem tylko usta.
- Niezłe, półwytrawne, ładnie pachniało. Szkoda że nie wypiłem razem z Tobą tej butelki – pomyślałem i poszedłem ucałować Milusie aż w końcu trafiłem do sypialni.
Spałaś, czy udawałaś, sam nie wiedziałem. Okryta szczelnie kołdrą po sam czubek głowy nie dawałaś mi żadnych szans na potwierdzenie lub zaprzeczenie moich przypuszczeń. Położyłem się wiec na swojej połowie łóżka, przykryłem kołdrą i odwróciwszy twarz w twoją stronę, cicho powiedziałem:
- Lucy, pokaż buzię proszę. Przepraszam, źle zrobiłem, zrozum mnie. Przecież wiesz, że faceci potrzebują czasem ze sobą pogadać. Nie siedziałem tam rozmyślnie żeby zrobić ci przykrość. Kocham cię. Nie będę teraz obiecywał i przyrzekał, że to się więcej nie powtórzy bo bym oszukał i ciebie i siebie, ale wybacz mi dzisiaj. Proszę !
Próbowałem wsunąć rękę pod kołdrę, jednak szło mi to bardzo opornie. Tak się zawinęłaś, że nijak nie mogłem odnaleźć twojej dłoni.
- Wiem, że się gniewasz ale daj chociaż łapkę - prosiłem nadal szeptem.
Niestety nic z tego. Leżałaś niewzruszona jak chłodna skała. Postanowiłem jednak nie dawać za wygraną i po cichu szeptałem dalej. Wiedziałem, że lubisz kiedy do ciebie mówię i chciałem żebyś tym bardziej teraz mnie słuchała.
- W takim razie, skoro przyspawałaś ręce do kołdry i nie chcesz mnie znać, mimo wszystko opowiem jak spędziłem popołudnie z chłopakami.
Cisza, ani reakcji, tylko jakby lekki ruch w okolicy ucha zdradził, że chyba nie jestem jeszcze na straconej pozycji.
Opowiadałem w miarę składnie o naszym piwnym spotkaniu, toastach i rozważaniach. Nie wspomniałem jednak o tym jak Adam zapomniał o pewnej ważnej dacie, kończąc opowiastkę momentem kiedy wsiadłem do taxi.
Czułem, że mnie słuchałaś i postanowiłem zagrać vabank.
- Chcę ci jeszcze powiedzieć, że wiem z jakiej okazji przygotowałaś dla nas niespodziankę - dodałem jakby od niechcenia, czym spowodowałem lekki ruch pod twoja kołdrą, wiec niewzruszony kontynuowałem. - Masz rację mówiąc że zawiodłem cię i to właśnie w takim dniu. Czuję się winny i żałuje że nie spędziłem z tobą wieczoru. Byłem w kuchni, widziałem ciasto i świece, spróbowałem wina ale koperty nie otworzyłem. Jest podpisana naszymi imionami, czyli jest dla nas obojga. Przepraszam i jednocześnie proszę, nie zostawiaj mnie w tą noc samotnie. Niech będzie tak, jak 6 lat temu. Jestem przy tobie i cię kocham. Piwo to bzdura, zapomnij, przytul się do mnie, albo chociaż daj łapki. Brakuje mi ciebie i ............... - mamrotałem coraz bardziej nieskładnie, a moje powieki robiły się cięższe z sekundy na sekundę.
Prawie zasypiałem kiedy nagle poczułem dotyk twojej ciepłej dłoni na twarzy. Ocknąłem się natychmiast, przytuliłem mocno i jednocześnie delikatnie dotknęliśmy swoich ust.
- Kochasz mnie Gregor, pamiętałeś, prawda ? - zapytałaś z wiarą w głosie.
- Tak Lucy, przypomniałem sobie wszystko, ale jak widzę chyba trochę za późno.
- Wcale nie za późno - wyszeptałaś tuląc się do mnie coraz mocniej, szepcząc czułe słowa miłości.
I przypomnieliśmy sobie naszą pierwszą noc, która była urocza, spontaniczna i jedyna w swoim rodzaju, ale ta dzisiejsza, nasza kolejna „pierwsza noc” w niczym nie ustępowała tej sprzed sześciu lat. Nawet była od niej piękniejsza i bogatsza, ale w dalszym ciągu dla nas, nieustannie pierwsza.


*



- Kochanie obudź się, trzeba małej dać lekarstwa, zaspaliśmy - zniecierpliwiony lekko tarmosiłem cię za ramię. Jednak na niewiele to się zdało. Spałaś mocno z rozsypanymi na poduszce włosami, spokojna i bezpieczna. Po chwili zaprzestałem prób dalszego budzenia dochodząc do wniosku, że będzie dużo szybciej jak sam podam małej leki.
Pobiegłem do kuchni, spojrzałem na tackę, a tam prawie pusto. Oprócz witamin i syropu na kaszel nie było na niej nic więcej. Usiadłem przy stole zastanawiając się gdzie postawiłaś wszystkie specyfiki, kiedy nagle przyszło olśnienie. - Przecież Lucy wczoraj dostała ostatnią dawkę. Ileż można w nią lać te antybiotyki - pomyślałem i wróciłem planując jeszcze troszkę pospać. Po drodze zajrzałem do dzieci, odwiedziłem łazienkę, wymyłem zęby i przy okazji się ogoliłem. Odświeżony i pachnący wskoczyłem do łóżka.
- Co tu jeszcze robisz? - odezwałaś się zaskoczona. - Ubieraj się i marsz do pracy, a ja przygotuję siadanie.
- Właśnie, że nigdzie nie pójdę - zacząłem się droczyć. - W dupie mam tą całą pracę i nie będę się ubierał tylko rozbierał. O proszę to jest moja piżamka - i przykrywając się kołdrą wyciągnąłem rękę podając zwinięte w kłębek gatki i koszulkę.
- Co ty gadasz Gregor, oszalałeś - szeroko ze zdziwienia otworzyłaś swoje śliczne oczy i usiadłaś na łóżku smyrając mnie dłonią po brzuchu.
- Nie zwariowałem. Otóż musisz wiedzieć, że cała ekipa ma dzisiaj pracę w dupie. Tak kazał nam mówić sam szef. Mamy więc wolny dzień ! - zawołałem niezbyt głośno, aby by nie zbudzić dzieci.
- Tak? Masz wolny dzień i nic mi nie powiedziałeś? Myślę, że ci się jednak wydaje kochanie. Zapomnij o nim, bo nie masz wolnego - stwierdziłaś wesoło – przewracając się ze śmiechem na mnie, zrzucając w locie swoją piżamkę i w jednej chwili zasłoniłaś mi na moment cały widok. Mogłem wyłącznie oglądać tylko piersi, ale niebawem przestał mnie już interesować świat. Zamknąłem oczy i bezwarunkowo poddałem się twoim pieszczotom.
Tak zaczął się mój wolny, pracowity dzień, ale nic złego na niego nie mogłem powiedzieć. Podobało mi się to poranne zajęcie. Finezyjne, przyjemne, dające satysfakcję nam obojgu. Ciche, wesołe, pobudzające wyobraźnię, odpowiedzialne, ale też i ciut wariackie, jednak wymagające skupienia myśli, wrażliwości i fantazji.
Wreszcie, kiedy lekko zmęczeni i przytuleni do siebie z zaplecionymi łapkami stwierdziliśmy, że bardzo miło nam się ze sobą pracuje, niespodziewanie zadzwonił telefon.
- Hallo! – rzuciłem leniwie do słuchawki.
- Cześć Gregor, to ja Adam. Martwiliśmy się o ciebie. Powiedz mi tylko jak się udała twoja domowa misja i już się rozłączam.
- Cześć Adam, dzięki za troskę. U mnie wszystko Ok. Najlepiej jak dam ci na chwilę Lucy. Pogadasz z nią to się dowiesz?
- Nie, nie trzeba, zadzwonię później. Pozdrów ją i dzieci. Przepraszam, że tak wcześnie, ale wiesz....... Cześć.
- Cześć Adam. Miłego dnia.
Kiedy odkładałem telefon zdążyłaś już założyć piżamkę i teraz mi pomagałaś się ubrać.
- Dzwonił Adam, czego chciał? - zapytałaś zaskoczona tak wczesnym telefonem.
- Nic takiego. Mówił, że martwili się o mnie trochę kiedy wczoraj tak nagle ich opuściłem.
- Ale o co się martwili ? - nie dałaś się zbyć byle odpowiedzią.
- Oj kochanie, martwili się czy mnie nie wykopiesz spać do garażu. Znasz ich, to poczciwe chłopaki.
- No wiesz - obruszyłaś się lekko. - Co oni sobie o mnie myślą, że jestem jakąś kłótliwą wstrętną zołzą? Ja im jeszcze pokażę. Znaleźli się obrońcy Gregora. Niech zajmą się lepiej sobą. Już ja potrafię zadbać o swojego mężczyznę - dokończyłeś szeptem, wsadzając mi ręce pod piżamę, całując przy tym gorąco. - Zaraz zjemy solidną jajecznice, bo napracowaliśmy się okrutnie, prawda? - szeptałaś zalotnie miętosząc zapamiętale mój tors.
- Kocham cię Lucy - powiedziałem i przytuliłem mocno.
- Ja też cię kocham Gregor. Chodźmy do kuchni. Dostaniemy tam wypłatę za naszą ciężką, ale jakże przyjemną poranną pracę. Będzie jajecznica na boczku i bułeczki z masłem. A do kawy ......... ?
- Ciasto czekoladowe! - zawołałem.
Zadowoleni i szczęśliwi, że ponownie mamy siebie, wyskoczyliśmy z łóżka. Jeszcze tylko mały prysznic i po chwili staliśmy w kuchni.
- Pamiętasz że musimy dać Milusiom nowe poduszeczki? - przypomniałaś trącając mnie lekko biodrem.
- Jasne, że pamiętam. Nawet pamiętam o dzisiejszych Walentynkach. Musimy jakoś zgrabnie zaplanować dzień, żeby Milusie wcześniej poszły spać. Dzwoniłaś do Joli? Będzie mogła posiedzieć z dziećmi?
- Tak kochanie. Mówiła, że od dwudziestej jest wolna i przyjdzie.
- Super, wyskoczymy do pobliskiego pubu, potańczymy trochę i wypijemy walentynkowo - rocznicowego szampana.
Kiedy podałaś kawę i czekoladowe ciasto, wziąłem do ręki kopertę zaadresowaną naszymi imionami.
- Otwieramy ? - zapytałem.
Kiwnęłaś potakująco głową.
Wyjąłem małą pachnącą karteczkę, na której widniały dwa czerwone serduszka z inicjałami L i G oraz wierszyk zatytułowany: „Za Naszą pierwszą noc”.

Choć spóźniłeś się drobinkę, też ślę Tobie Walentynkę
gdyż nadzieje cichą mam, że Ci szczęścia troszkę dam.
W kawiarence przy deserze, z Milusiami na spacerze,
sącząc piwko gdzieś w ogródku i rozmowach po cichutku.
O północy i w południe, będzie nam ze sobą cudnie.

Przeczytałem go powoli, z namysłem, raz, potem drugi i kolejny a ty cały czas spoglądałaś mi w oczy.
- Jaki śliczny dziewczęcy wierszyk. Nigdy takiego nie dostałem. Bardzo dziękuję i przepraszam za wczoraj.
- Już się nie gniewam Gregor. Napisałam rocznicową Walentynkę dla iebie. Fajnie, że nasza data zbiegła się z Walentynkami. Będziesz mógł ją łatwiej zapamiętać. Wiesz, że Milusie pomagały mi malować serduszka.
- Widzę i dziękuję jeszcze raz. Usiądź mi na kolanach proszę.
Nie mogłem się dzisiaj tobą nacieszyć pamiętając nocną wyrozumiałość, poranną zwariowaną miłość, pocałunki, które uwielbiam i słodki wierszyk.
- Gregor, a jak bardzo mnie kochasz? - zadałaś mi w tej samej chwili poważnie brzmiące pytanie, spoglądając mi prosto w oczy.
- Najbardziej na świecie - odpowiedziałem lekko zdziwiony i pocałowawszy twoje dłonie dodałem. - Między nami nic się nie zmieniło, jesteś miłością mojego życia.
- A czy jesteś o mnie zazdrosny ? - kontynuowałaś swój wywiad.
- Pewnie, że jestem, ale dlaczego pytasz. Czy masz jakieś wątpliwości ?
- Nie, nie mam żadnych wątpliwości jednak tak rzadko, a właściwie nigdy nie okazujesz, że jesteś zazdrosny.
- Masz rację. Wystarczy, że raz pokazałem. Po prostu nie dajesz mi powodów do zazdrości dlatego możesz odnosić takie wrażenie. Ja ci ufam i wierzę .

Kiedy kończyliśmy kawę z pysznym czekoladowym ciastem przyszły do nas Milusie. Przytuliły się i spojrzawszy na karteczkę z serduszkami powiedziały:
- My z mamusią malowaliśmy wieczorem serduszka. To są Walentynki dla was.
- Bardzo mi się podobają. Są śliczne i całe czerwoniutkie. Dziękuję - pogłaskałem dzieci po czuprynkach i posadziłem przy stole.
Nawet nie zauważyłem, kiedy opuściłaś kuchnię. Nie było cię kilka minut więc podejrzewałem że poszłaś po nowe Milusiowe poduszeczki, które dzisiaj mieliśmy im wręczyć i nie myliłem się.
- Uwaga! – usłyszałem wesoły głos kiedy pojawiłaś się ponownie w drzwiach. - Dzisiaj, w dzień św. Walentego, wszyscy, którzy się kochają dostają serduszka. Mamusia i tatuś już dostali a teraz czas na upominki dla Naszych Milusi. Niespodzianka! - krzyknęłaś - wyjmując zza pleców dwie nieduże czerwone pękate poduszeczki w kształcie serc. Gregorek i mała Lucy patrzyli na nie z otwartymi buziami. Jeszcze nigdy nie miały takich ślicznych poduszeczek, więc kiedy tylko chwyciły je w dłonie, od razu przytuliły do nich główki pytając czy będą mogły na nich spać.
- Tak. To są specjalne serduszkowe poduszeczki od mamy, taty i św. Walentego, aby dzieci pamiętały, że Was bardzo kochamy.
- Dziękujemy - odpowiedziały Milusie obejmując nas za szyje, cały czas tuląc swoje małe buzie do mięciutkich czerwonych prezentów.


*


Nasze piątkowe późne popołudnia były inne niż pozostałe popołudnia w tygodniu. Nie dość że zawsze przynosiły upragniony relaks, to również dawały psychiczne ukojenie po tygodniu napięcia związanego z codziennymi obowiązkami i pracą zawodową. Coraz częściej wykorzystywaliśmy te wieczory aby być ze sobą blisko, rodzinnie, żeby więzi miedzy nami i dziećmi, które przez lata tworzyliśmy, były prawdziwe, szczere i mocne. Kochaliśmy się i kochaliśmy nasze dzieci, dlatego też w piątki po 18-stej, jeśli tylko to było możliwe, staraliśmy się nie wychodzić już z domu. Lubiliśmy posiedzieć we czwórkę na kanapie i mieć myśli skupione wyłącznie na sobie. My blisko siebie, a Milusie razem z nami. Było to trochę niedzisiejsze, nawet niemodne, nie mieszczące się w standardach nowoczesnej rodzimy, ale jednak bardzo to lubiliśmy. Może dlatego. że w tygodniu nie mieliśmy za wiele czasu i brakowało nam siebie. Tak to właśnie wymyśliliśmy, chyba całkiem spontanicznie, nasze rodzinne piątki, czyli przytulane kanapowe spotkania. Nawet nie musieliśmy specjalnie przypominać sobie, iż weekend rozpoczyna się u nas w domu pod kocem na kanapie.
Dzisiaj Milusie były inicjatorami piątkowych przytulanek. Jako pierwsze po podwieczorku pobiegły do pokoju i wymościły nam wygodne miejsce na sofie. Naznosiły poduszek i poduszeczek, oraz przyniosły dodatkowo swoje miękkie polarowe kocyki, żeby w razie czego było nam wszystkim ciepło i wygodnie.
- Maaamooo! Taaatooo! chodźcie do nas, czekamy na kanapie i mamy dla Was poduszeczki. Maaaamooo! - wołały Milusie
- Chodź kochanie. Słyszysz, one nie dadzą nam spokoju, Mają podobno dla nas jakieś poduszeczki do przytulania.
- A czy moje poduszeczki już ci nie wystarczą - zapytałaś zalotnie przysuwając swoje pełne piersi blisko moich oczu.
- Wystarczą i to aż nadto - powiedziałem całując Twój ładnie opalony dekolt.
- W takim razie będziesz mnie dzisiaj mocno kochał jak Milusie pójdą spać, prawda? - A teraz „łapka”- wypowiedziałaś magiczne słowo. Wzięliśmy się za ręce i poszliśmy do Milusiaczków.
- Mamusia i Tatuś już są z nami! - rozległy się głośne słowa powitania. - Mamy dla was poduszeczki i nawet te czerwone serduszka.
Spojrzeliśmy na siebie i śmiać nam się zachciało. Cała sofa była obłożona poduszkami, jaśkami i kocykami, przez co zrobił się tam okropny bałagan, ale to tylko z dbałości o nas.
Usiedliśmy. Ty po prawej stronie, ja po lewej, a Milusie pośrodku. W związku z tym że Lucy i Gregorek często zmieniali miejsca przytulanek, nie miało znaczenia kto przy kim najpierw usiądzie. Jeszcze chwilę zajęło nam szukanie sobie najwygodniejszej pozycji i już mogliśmy spokojnie zapaść w drzemkę. Pomimo, że sofa nie była najwygodniejsza dla 4 osób, które chciałyby się swobodnie położyć, zawsze dawaliśmy sobie z tym radę. Na szczęście Milusie były na tyle malutkie, że jakoś udawało nam się znaleźć w miarę wygodną pozycję. Teraz też nie było najgorzej. Leżałaś wzdłuż sofy bo uważałaś że tak będzie najlepiej i najwygodniej dla wszystkich kładąc stopy na moich nogach. Ja siedziałem oparty z nogami na fotelu, a Milusie tak wpasowały się między nas, że nikt nikomu nie przeszkadzał. I wszystkim o dziwo było wygodnie. Mała Lucy położyła mi jeszcze kocyk na nogi żeby nie zmarzły i oddaliśmy się błogiemu przytulankowemu lenistwu.
- Kocham Was - powiedziałem cicho powoli zdejmując ci skarpetki witając się z małymi paluszkami.
- Pocałuj nóżki - usłyszałem cichą prośbę. - Dawno nie całowałeś moich paluszków, wiesz ?
- I moje też pocałuj - usłyszałem głosik małej Lucy i zobaczyłem jak przymierza się do ściągnięcia skarpetek.
- Widzisz co narobiłaś. Ja chciałem ci pomasować zmęczone stopy, a muszę teraz całować i twoje i małej. Dobrze że Gregorek nie wpadł jeszcze na ten szalony pomysł.
- Pocałuj więc teraz malutkie nóżki, a moje pocałujesz kiedy położymy się do łóżka.
- Dobrze kochanie. Gdzie są maluśkie nóżki i paluszki do całowania? - zapytałem głośnym szeptem.
- Tu i tu - usłyszałem dwie odpowiedzi i zobaczyłem stópki Lucy jak wysuwają się spod kocyka i oczywiście twoje też.
- Co robisz kochanie? - zapytałem. - Twoje nóżki miałem całować w łóżku kiedy pójdziemy spać.
- Tylko troszkę proszę. Trzy całuski, ja to bardzo lubię przecież wiesz, a w łóżku też chcę, tylko mocniej i dłużej.
- Dawaj wiec te swoje stópki tylko szybko, bo mała Lucy czeka i marznie.
Zacząłem całować twoje stopy. Zamknęłaś oczy i śmiesznie ruszałaś palcami kiedy głaskałem ci pięty.
- Ale mi miło – usłyszałem cichy szept.
- Mnie też jest miło, jednak musisz uzbroić się w cierpliwość. Schowaj nóżki, bo widzisz że mała domaga się pieszczotek.
- Szkoda że nie dłużej, ale obiecaj, że w łóżku pomasujesz mi stopy tak jak lubię.
- Obiecuję kochanie - odpowiedziałem i pocałowałem po raz ostatni paluszki.- A czyja jest ta malutka nóżka która tu się wierci ?
- To moja tatusiu, to jest mała nóżka małej Lucy, a tu jest druga nóżka - zawołała ze śmiechem córeczka, kiedy połaskotałem ją po stopach.
Pochuchałem na paluszki pogłaskałem każdą z osobna i na koniec pocałowałem śliczne małe stópki .
- Ale fajnie tatusiu. Pochuchaj jeszcze na paluszki.
Odwróciłem głowę w twoja stronę powstrzymując się od nagłego wybuchu śmiechu, a ty poważnie spoglądając na mnie powiedziałaś :
- To ma akurat po mnie - i szybko naciągnęłaś koc na głowę.
Gregorek w tym czasie zasnął przytulony do twoich piersi. Spał smacznie z różowymi policzkami i posapując od czasu do czasu układał wygodnie głowę na milutkich, ciepłych i wyjątkowych poduszeczkach. Głaskałaś jego jasne włosy i widać, że byłaś szczęśliwa.
Niebawem w pokoju zrobiło się cicho. Słychać było jedynie miarowe oddechy. Dzieci spały. Lucy położyła główkę na moich nogach przytulona do serduszkowe i poduszeczki, a Gregorek w dalszym ciągu spał słodko. Było mu przy tobie dobrze i bezpiecznie.
Włączyłem małą lampkę, wziąłem książkę, która trzymałem pod poduszką i zagłębiłem się w lekturze. Jedną ręką przewracałem kartki a drugą położyłem ci na ciepłym brzuchu, głaszcząc go delikatnie. Po chwili dotknęłaś mnie i nasze palce natychmiast same splotły się tworząc jedność i harmonie.
- Kocham cię Gregor i Milusie kocham. A czy ty mnie też kochasz ? - usłyszałem nagle cichy szept.
- Kocham cię. Odpoczywaj - odpowiedziałem ściskając mocno małą dłoń
Leżałaś z zamkniętymi oczami. Byłaś ładna. Lubiłem patrzeć na ciebie i dzieci kiedy spaliście. Nawet nie wiedziałaś, że czasami w nocy kiedy nie mogłem zasnąć, siadałem przy naszym łóżku i oglądałem cię jakbyś była dopiero co poznaną przeze mnie dziewczyną. Nie jeden raz przesiadywałem też w pokoju dziecinnym patrząc na Milusie i wtedy przychodził do mnie upragniony sen. Byliście dla mnie jak narkotyk, jak balsam kojący moje myśli. A teraz kiedy spoglądałem na was w sercu robiło mi się cieplutko bo widok ten zawsze mnie rozczulał. Odwróciłem głowę i ponownie zacząłem czytać. Nie trwało to długo, najwyżej pól godziny, kiedy Gregorek lekko zaspanym głosem poprosił o herbatkę.
- Nie wstawaj, ja przyniosę.
Podniosłem się, powoli położyłem córeczkę na kanapie i poszedłem do kuchni.
A może zamówimy na kolacje pizzę - pomyślałem zaglądając przy okazji do lodówki. - Nie - zdecydowałem od razu. – Na pizze pójdziemy jutro podczas spaceru, a na kolacje sami zrobimy coś smacznego. Mięliśmy twarożek z pomidorami ze śniadania, ciemny chlebek, świeże ogórki, trochę oliwek, jajka, wędzoną rybkę i sałatę lodową. - Starczy na niezłą wieczorną ucztę i jeszcze pewnie na śniadanie.
Wróciłem na sofę.
Dzieci już nie spały. Przytulone do ciebie słuchały jak opowiadasz im o naszej planowanej na jutro wyprawie do lasu w poszukiwaniu leśnych wiosennych kwiatków. Nie przeszkadzałem. Podałem sok i ponownie usiadłem na swoim miejscu.
- Tatusiu, Mama mówi, że jutro pojedziemy do lasu po kwiatki - powiedziała mała Lucy.
- Nie po kwiatki, tylko szukać kwiatków - poprawiłaś ją. - Leśnych kwiatków nie można zrywać bo są pod ochroną. Będziemy je tylko oglądać a jak wrócimy wtedy namalujemy je i schowamy do albumu.
- Mogę pojechać z wami ? - zapytałem. - Też chciałbym zobaczyć leśne wiosenne kwiatki.
- Zabierzemy tatusia ? - spytałaś Milusie.
- Tak ! Tatuś pojedzie z nami i nie będzie zrywał kwiatków. Prawda ?
- Oczywiście, że nie będę zrywał. Posłucham mamusi. A teraz proszę wstawać. Zanieście poduszeczki i kocyki na swoje miejsce bo zaraz zabieramy się za robienie kolacji.
- A kto pocałuje mamusie ?
Milusie już chciały uciekać do siebie, ale usłyszawszy twoje pytanie zatrzymały się.
- My! - zawołały - i w jednej chwili małe buzie przytuliły się do twoich ciepłych policzków.
- Ja też chcę całować mamusię – zawołałem.
- Proszę bardzo - powiedziałaś - tylko znajdź sobie jakieś wolne miejsce do całowania.
- To ja kochanie wybieram…
- Już lepiej nie kończ Gregor co sobie wybierasz. Doskonale wiem i wyobraź sobie, że ja też to samo wybieram, ale to już jak Milusie pójdą spać. Teraz może być tylko buzia.
- No dobrze. Jakoś przeżyję, niech więc teraz będzie buzia.
- Fajnie tak się poprzytulać, prawda? - powiedziałaś. – Lubię nasze kanapowe piątki, a dzisiaj było wyjątkowo miło, ale teraz idź z dziećmi, wymyjcie łapki, a ja będę czekała na was w kuchni.
Kolację przygotowaliśmy szybko. Jajeczka na miękko, kanapki z twarożkiem i sałatą, herbata owocowa i ostatnie kawałki ciasta czekoladowego podtrzymywały nasz dobry nastrój. Obejrzeliśmy razem bajkę na dobranoc, posiedzieliśmy jeszcze trochę przy komputerze w poszukiwaniu leśnych kwiatków, a kiedy Milusie leżały już w łóżeczkach, przeczytałem im dwa rozdziały nowej książki i wróciłem do kuchni.
Siedziałaś przy stole czytając nowe przepisy kulinarne.
- Dzieci zaraz będą spały – powiedziałem. - Co czytasz kochanie ?
- Popatrz jakie fajne włoskie przepisy - przysunęłaś się do mnie pokazując fotografie makaronowych dań. - Zrobię to na obiad w niedzielę. Musi być smaczne. Dokupimy jutro kilka produktów i będzie pychota. Zobaczysz.
- Dobrze kochanie. A teraz gasimy światło i łapka ?
- Tak ! łapka - odpowiedziałaś i pierwsza wyszłaś z kuchni.
Toaleta zajęła nam nie więcej niż 15 minut i szybko znaleźliśmy się w sypialni. Sprawdziłaś jeszcze po drodze, czy Milusie śpią i są dobrze przykryte. Spały.
- Kochasz mnie Lucy ? - zapytałem.
- Pewnie, że kocham i nawet dam ci nóżki do całowania. Ale chyba lepiej będzie kiedy dam ci wszystko do całowania, jak myślisz? – powiedziałaś zdejmując szlafrok.
- Bardzo się cieszę kiedy mam wszystko do całowania. Skąd wiedziałaś że to lubię?
- Jak to skąd ? Przecież wczoraj mi o tym mówiłeś.
- No racja, mówiłem, ale myślałem, że zapomniałaś - dodałem ściągając piżamę. - To o te nóżki chodziło?
- Tak, właśnie o te nóżki co wczoraj. Daj ręce, pokaże ci gdzie dzisiaj są.
Chwyciłaś moje dłonie i zaczęłaś je przesuwać powoli wzdłuż całego swojego ciała, zatrzymując się na piersiach, miękkim brzuchu, udach, kolanach aż doszłaś do stóp.
- Kochaj moje nóżki i całą mnie - wyszeptałaś zamykając oczy.
Kiedy zacząłem pieścić i masować stopy poczułem jak mnie dotykasz. Miałaś ciepłe i miłe dłonie. Lubiłem nasze pieszczoty, bo za każdym razem staraliśmy się aby były inne, odkrywające na nowo przyjemne dla nas miejsca.
- Kocham cię najmilsza - szeptałem nie przerywając masażu już nie tylko stóp ale całego ciała. Po chwili całowaliśmy się czule, tak jakbyśmy robili to po raz pierwszy. Kiedy poczuliśmy kolejny przypływ pożądania byliśmy już mocno wtuleni w siebie. Kochaliśmy się z odrobiną szaleństwa, ale pamiętając o sobie. Wypowiadane słowa miłości przeplatały się z naszymi szybkimi oddechami aby wreszcie w pełni oddać się rozkoszy na którą zasłużyliśmy.
I tak przytuleni, zakochani w sobie, zasnęliśmy wyobrażając sobie, że leżymy na leśnej polance wśród kolorowych wiosennych kwiatów.
Drodzy Krytycy, zaklepuję trzeci rozdział (w sensie korekty). Przepraszam, ze tak od d... strony Smile. Hmm, chyba będzie lepiej, jeśli podzielimy się pracą. Nie ma sensu się dublować.
W takim razie wstrzymam się z zamieszczaniem kolejnych rozdziałów jeśli można Smile
Will, to tylko część błędów z trzeciego rozdziału (nie doszłam nawet do pierwszej gwiazdki). Hmm, głównie są to drobne błędy interpunkcyjne, przeciniory, o których zapominasz. Odsyłam więc tutajWink: http://www.inkaustus.pl/showthread.php?t...06#pid5306

"Czekałem, aż wrócisz na małe przytulanko (...)"

"Nic dziwnego, zmęczony byłem ostatnio, jak nie chorobą (...)" - myślę, że lepiej byłoby wstawić tu przecinek.

- Wiem co masz na myśli Gregor, ale proszę cię, nie teraz. Ja<"ja" można byłoby usunąć> nie mam siły i jakbyś sobie dobrze przypomniał, to jest wyłącznie Twoją zasługą- drugie zdanie mi nie leży, może lepiej napisac to w inny sposób

"Założyłem gładko wyprasowaną błękitną koszulę (...)"

„Żałuję, że już się skończyła, wolałbym, żeby trwała jeszcze i jeszcze, ale teraz przepraszam, bo coś mi tu ślicznie pachnie”

„(…) dodałem odsuwając cię delikatnie, żeby dojrzeć stół.”

„Żałuję, że już się skończyła, wolałbym, żeby trwała jeszcze i jeszcze, ale teraz przepraszam, bo coś mi tu ślicznie pachnie - dodałem odsuwając cię delikatnie, żeby dojrzeć stół.”- lub „Żałuję, że już się skończyła. Wolałbym, żeby (…)”

„Już mnie nie chcesz przytulać? Taki jesteś?

„- A ja,<bez przecinka> będę pracował i o was myślał (...)"

„- Zrobisz małe zakupy w drodze powrotnej?" - bez spacji

„Zadzwonię po piętnastej/trzeciej- ale na pewno nie "po 15-stej"

„- Życzę powodzenia. Uważaj na siebie i wracaj do nas szybko.”

„(…)a komfort psychiczny, jaki odczuwałem podróżując miejskimi środkami komunikacji, był nie do przecenienia.

„(…)uprzedziłem twoje pytanie i już miałem się rozłączyć, kiedy przypomniałem sobie o tajemniczej niespodziance, którą miałaś dla mnie.

„Co też kombinuje moja ślicznotka?- znowu bez spacji

„Powiedz, co to za niespodzianka, o której wspomniałaś, kiedy wychodziłem rano?”

„<…… >Jak długo jesteśmy razem?“- bez tego przemarszu mrówek na początku”

„Tak więc rozstanie uznaliśmy za naturalną konsekwencję naszej niedojrzałości.”

„Umawialiśmy się w wolnych chwilach, rozmawiając o swoim życiu, pracy, wspominając wielokrotnie czasy pierwszych wspólnych spacerów.”

„Niepostrzeżenie nasze spotkania stawały się częstsze, dłuższe i dzięki temu/ lub a my mieliśmy sobie coraz więcej do powiedzenia.”

„Któregoś dnia z powodu zwyczajnego braku czasu<bez przecinka przed albo> albo innych przyczyn, których dziś już nie pamiętam, nie mogliśmy zatelefonować do siebie.”

„Odczułem wtedy, że czegoś mi brak, że dzień nie jest taki<ewentualny przecinek> jakbym chciał i sprawiał wrażenie niedokończonego.

„Chodź, Adam zaprasza na spotkanie z klientem, który właśnie przyjechał i chce posłuchać, co mu ciekawego wysmażyliśmy.

„Spotkanie miało się odbyć się w pomieszczeniu studia.”- o jedno „się” za dużo Smile

„Kiedy weszliśmy Adam, nasz szef i właściciel firmy w jednej osobie, zabawiał rozmową przy kawie wesołego grubego faceta.”

„Pozwoli Pan, że przedstawię tych, którzy stworzyli to małe arcydzieło: Jacek, Marek (który dołączył do nas, kiedy już wchodziliśmy do studia) i Gregor szef ekipy.”

Jeszcze do Ciebie wpadnęWink, ale skupię się wyłącznie na stylistycznych i ortograficznych błędach.
Dzięki Kheira za wnikliwe przyjrzenie się fragmentowi mojego tekstu i wskazanie błędów. Zdaję sobie sprawę, że znajdziesz ich jeszcze całe mnóstwo, ale nie wpadam z tego powodu w panikę. Moje pisarstwo traktuje jako hobby a w związku z tym również zasady interpunkcji z lekkim przymrużeniem oka. Jednak nie jestem do końca ignorantem więc staram się jak mogę i z przyjemnością odwiedziłem http://www.inkaustus.pl/showthread.php?t...06#pid5306. Kolejne rozdziały będę rzetelniej sprawdzał przed zamieszczeniem, aby krytycy nie musieli skupiać się na kwestiach technicznych, bo szkoda na to ich cennego czasu. Mnie bardziej interesuje odpowiedź na pytanie " Jak Wam się podoba?" a nie na ilości kropek czy przecinków. To zawsze da się nadrobić. Pozdrawiam Will.
Will, jak zamieścisz CAŁĄ pracę, to z przyjemnością ocenię ją choćby pod względem merytorycznym. Póki co mam kilka rozdziałów, to trochę za mało, żeby napisać "podobało mi się" albo "było beznadziejne". Wszak i sztuki teatralnej nie nagradza się brawami przed opadnięciem kurtyny, nieprawdażWink? Ok, na chwilę obecną mogę stwierdzić tyle: historia jakich wiele, póki co żadnych zwrotów akcji, fabuła pooowlolutku się rozkręca.

Jeśli chodzi o sprawy techniczne, to taką mam tu "fuchę" i czepiać się muszę, bo inaczej stronę zaleją grafomańskie i niechlujne teksty. Cieszę się, że kliknąłeś na wskazany przeze mnie link i przeczytałeś artykuł Triss.

Pozdrawiam