Via Appia - Forum

Pełna wersja: Apokalipsa śmiertelnego Jana
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Tekst z mojego (pierwszego na forum! (szpan Big Grin) i do tego wygranego!!(mega szpan Big Grin Big Grin)) pojedynku z Jankiem. Pomyślałem, że wrzucę tutaj, coby więcej osób mogło go sobie cytnąć Smile A że dawno nic nie napisałem, to może jakiś komentarz mnie zmotywuje? Big Grin Oczywiście nie zależy mi na samych pochlebstwach Big Grin




A działo się to wszystko na mych oczach, jakbym był tam i widział wszelkie okrucieństwa tamtych dni. I dane mi było ujrzeć to wszystko, by nieść wam proroctwo końca niechybnego, abyście przygotować się mogli, gdyż zapobiec temu nie jesteśmy w stanie.
Dnia owego ciężko pracowałem, więc z wieczora sen mnie zmorzył i do łoża zaprowadził. I ledwie powieki me zamknąłem ciałem mym dreszcz wstrząsnął, a oczy poraził blask nieziemski. Przerażony zerwałem się i oczy otwarłszy widok niesłychany przede mną się roztoczył. A oto stałem na wzgórzu niewysokim, jak okiem sięgnąć łąką otoczonym. I szedł w mą stronę starzec siwy w mundur khaki przyodziany, a w ręku dzierżył księgę, a jej nazwa brzmiała „Księga kodów nuklearnych” i siedmioma zamkami była zamknięta i nie było nikogo, kto szyfry znałby do nich. Ucieszyłem się wtedy, że nikt otworzyć jej nie podoła, lecz starzec odparł: Nie ciesz się przed zachodem słońca człowiecze, albowiem oto nadchodzi ten, który zginął w anonimowym tłumie i nikt imienia jego nie zna, a i trafiony zabłąkanym pociskiem odkupić waszych grzesznych dusz nie zdołał. I ujrzałem chłopca, zaledwie kilkuletniego z raną postrzałową w piersi, idącego w naszą stronę. A dotarłszy do nas przystanął i wziął księgę na prawicy starca leżącą.
Wpisał szyfr, tylko jemu wiadomy i oto pierwszy zamek otwarł się z suchym trzaskiem, niczym gałązka złamana. I ujrzałem: oto odrzutowiec biały przeciął niebo nad nami, a na skrzydłach jego był łuk. I stoczył pojedynek w przestworzach i wygrał.
A otwarłszy zamek drugi z pogranicza lasu opodal łąki wyłonił się czołg, a na nim człowiek i rozpoczął on ostrzał, wywołując wojny i odbierając pokój ludziom na całym świecie.
A gdy otworzył zamek trzeci ujrzałem tłum postaci wynędzniałych, a każda z nich trzymała w dłoni spleśniałe resztki jadła, i przychodzili z obszarów wojną objętych.
A gdy otworzył zamek czwarty, z tegoż samego lasu co czołg, wyszła postać w obszernych szatach, a twarz jej kaptur skrywał. I wyciągnęła dłoń kościstą w stronę tłumu nędzarzy i spośród drzew wybiegli złoczyńcy po zęby uzbrojeni i zwierzęta dzikie i na biedaków się rzuciwszy mordować i rwać na strzępy ich poczęli.
I dostrzegłem jak zamek szósty otwiera, albowiem otwarcie piątego przeoczyłem przejęty oglądając rzeź na polach przede mną się rozgrywającą. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, nic ciekawego się nie wydarzyło, gdyż dostrzegłbym to. I wtedy oczy me pokazały mi obraz, który zmroził krew moją, a nogi w słupy soli zamienił: oto niebo rozwarło się i chmury rozsunęły, a spomiędzy nich pociski balistyczne dalekiego zasięgu wychynęły, niosąc taktyczne głowice nuklearne. I dotarłszy do ziemi rozbłysły blaskiem tysiąca atomowych słońc, a ich siła ziemią wstrząsnęła i góry przesunęła. A monarchowie i prezydenci całego świata w głąb gór tych się pochowali sądząc, że schrony atomowe ich żywota uchronią.
A gdy otworzył zamek siódmy cisza nastała na dni kilka, niby wytchnienie dając i koniec nieszczęść wróżąc. Lecz nie dane nam było odpocząć, gdyż oto księga została otwarta i siedem kataklizmów wtórnych nadeszło, po których nastać miał ostateczny koniec świata doczesnego.
A pierwszym z nich były wulkany magmą i popiołem plujące powstałe w wyniku destabilizacji płyt tektonicznych. I zniszczone satelity zbiły się w kulę i spadły do oceanu falę wielką tworząc i był to kataklizm drugi. A pozostałych kataklizmów ujrzeć mi nie było dane, gdyż starzec tak oto przemówił do mnie: Zobaczyłeś tylko początek końca waszego, albowiem niegodni jesteście znać koniec wszystkiego, idź zatem i śledź w sieci i telewizji poczynania ludu swego, byś wiedział kiedy ich ostrzec o nadchodzącym zakończeniu, tak by mogli się do niego przygotować i przyjąć go godnie, albowiem zapobiec mu nie mogą. To powiedziawszy z kabury pod pachą wydobył rewolwer 44 Magnum i wycelowawszy w mą stronę strzał oddał. Ciało me rzucone siłą pocisku na ziemię padło, jak szmaciana lalka, a życie w oczach mych zgasło. I zaraz potem przebudziłem się z krzykiem i dopadłszy biurka i laptopa na nim, wizję swą przelałem na wirtualne stronice, byście ja poznali i zapamiętali.
Brrr.. Wciągnąłeś mnie w ten koszmar. Gdybym znalazła taki tekst gdzieś na strychu wśród zakurzonych i zapomnianych przedmiotów, spisany drżącą ręką na świstku papieru lub w starej księdze, uznałabym, że czas porozmawiać z Bogiem.
Ale to nie czasy zakurzonych świstków... To czasy bitów, bajtów, blogów... Kto wie - może jakiś szalony pastor/kaznodzieja/sam ksiądz Natanek mają rację?
Nikt nie wie i nie dowie się, dopóki nie nadejdzie właściwy moment. A wtedy już będzie za późno Smile

I dzięki za komentarze Smile
De, kilka razy się zabierałem do skomentowania, ale w pracy jestem i co chwile ktoś przychodził po coś i wybijał mnie z myśli. Kurde, bardzo mi się podoba. Lubuję się w wizjach zagład różnych, tu natomiast parafraza fragmentu Pisma Św. wyszła super. Aż szkoda, że miniatura, a nie opowiadanie. Bardzo na tak.
Pozdro.