Via Appia - Forum

Pełna wersja: Podróż do sklepu spożywczego
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Niebezpieczne dla życia zapotrzebowanie na pokarmy mięsne było tak silne, iż nawet ja człowiek leniwy, aczkolwiek nigdy nie wyspany musiałem udać się do sklepu po pożywienie. Droga do sklepu była niewiarygodnie zawiła, a liczne kamienie które mijałem bardziej przypominały asfalt, aniżeli ten cudowny głaz. Dzika puszcza nie dawała o sobie zapomnieć, a napadnięty przez dwa gepardy miałem długotrwały uraz psychiczny. Wielki chaos spowodowany tym, że byłem spocony wprowadził w moje życie wielki zamęt oraz poczucie, że coś straciłem. Kiedy opuściłem opisaną powyżej łąkę, cały zdrętwiałem. Zauważyłem wówczas coś co zainspirowało mnie do tego stopnia, iż postanowiłem później to opisać. Był bardzo duży, można nawet rzec że zielony. Wspaniałe reklamy widniały nad nim jak piaskownica na podwórku. Czułem, że wreszcie moje marzenie się spełniło. Stał przede mną, a jego drzwi aż prosiły się bym przez nie nie przechodził. Był to sklep we własnej osobie. Gdy rozszyfrowałem mechanizm otwierania drzwi przez klamkę postanowiłem wykorzystać to i zrobić w praktyce. Ze sklepu wychodził wówczas Zdzichu Zalewski. Przepych i wielkie bogactwo bogaciło przepiękne wnętrze sklepu spożywczego. Wspaniała kolejka ciągnęła się jak połknięty włos. Ludzie kupowali najróżniejsze rozmaitości, ale kiedy pewien jegomość zażyczył sobie nowe pozłacane skarpety, wywołał niemałą flustrację wśród czekających. Otrzymawszy swój typowy przedmiot wyszedł za sklepu w doskonałym nastroju zabawnie mlaskając palcami. Po dwóch godzinach czekania jakiś uprzejmy człowiek z namiastką pewnej ironii powiadomił mnie, iż należy wstąpić w kolejkę. Byłem mu niezwykle wdzięczny za ową, tajną pomoc. Wstępując w kolejkę stało się coś, co na zawsze zmieniło moje zdanie o pigwinach. W otwierających się drzwiach ukazała się postać wspaniałego drzewa w którym swego czasu się podkochiwałem. Drzewo było smutne, a żywica wypływająca z jednej z licznych gałęzi bardzo wymowna, gdyż brudziła piękną podłogę cudownego sklepu. Tym czasem okazało się, że wielka chwila nadeszła, bo byłem już tuż przy ladzie. Miałem nadzieję, iż kupie swoją ulubioną i jakże podziwianą wieprzowinę. Sprzedawca, niczym brutalny tyran złamał mi serce mówiąc że nie sprzeda mi towaru. Na swoje usprawiedliwienie rzekł, iż aby coś kupić trzeba mieć pieniądze. Kiedy odrzekłem, że pieniądze mam w domu tyran nic mi nie odpowiedział, tylko zbulwersowany mrucząc coś pod nosem wyszedł zza murów sklepu spożywczego. Nie miałem pojęcia co myśleć po tym niespotykanym incydencie, więc nic nie myślałem. Drzewo, które ustawiło się w kolejce jakimś nieprzyjemnym i skamieniałym wzrokiem badało teren. Ja, widząc iż była dziewczyna mojego oryginalnego kolegi jest jakaś nieswoja postanowiłem dowiedzieć się o co jej może chodzić. Drzewo powiedziało mi, że jest mu ciężko i nie może otrząsnąć się po rozstaniu z Miechowskim. Usłyszawszy to paranormalne zdanie podskoczyłem do góry, a później na dół. Ludzi czekających przy ladzie niesamowicie zainspirowało moje twórcze zachowanie. Zwracałem na nich uwagę. Drzewo natomiast z jakichś bliżej nie znanych powodów nic nie odpowiedziało. Po zapytaniu się po co roślina przyszła do sklepiku usłyszałem, że po czarnoziemy. Nazwa tego śmiercionośnego produktu spożywczego spowodowała, że włosy które miałem na czuprynie nie zmieniły koloru. Postanowiłem zmienić to niesłychane towarzystwo i bez słowa, mówiąc iż idę do kurzelni wyszedłem za drzwi. Rzeczywiście natomiast zamierzałem iść do rodzonego domu. Przypomniawszy sobie o zdarzeniach, które spotkały mnie w drodze do sklepu i które zmieniły całe moje dotychczasowe życie postanowiłem iść do domku na skróty. Skrót był bardzo ekonomiczny, bo nie zniszczyłem całych butów a same podeszwy. W chacie byłem po pięciu minutach drogi, podczas której nie spotkało mnie żadne dziwne zwierze. Po tych tajemniczych wydarzeniach nadal byłem głodny. Wyszedłszy na podwórko zacząłem spożywać trawę, przez co stałem się ogromnym zagrożeniem dla wymierających już przecież robaków.