24-11-2011, 16:12
Syn debila, pomyślałem sącząc napój owocowy przez słomkę. Miałem ewidentnie na myśli siebie, ale natychmiast nić skojarzeń przywiodła mi twarz Krzysztofa. Jego ojca oczywiście nie znałem. Taka asocjacja jest naturalna. Nie mamy wpływu na to jakich dokładnie ludzi poznajemy w życiu. Tak samo jak nie wiemy, jaki będą prezentować poziom intelektualny. Krzysztof był specyficzny. To nie to, że za każdym razem, kiedy się odezwał miało się ochotę co najmniej zalegalizować eutanazję, dla ludzi którzy nie są świadomi, jaki obciach stanowią dla samych siebie. I prawdopodobnie ich rodzin. On po prostu miał talent do tego, by powiedzieć coś absolutnie płytkiego. Można by powiedzieć, że był królem oczywistości. Dokładnie tak samo jak mój ojciec. Stąd ta asocjacja myślowa.
Siedział naprzeciwko, wyjadając frytki z papierowego kartonika po kanapce z mięsem, jakie serwują w restauracjach szybko obsługowych. Miał majonez w kącikach ust. Najwidoczniej nie zdawał sobie z tego sprawy, lub mu to nie przeszkadzało. Mnie drażniłaby sama świadomość. Mlaskał. Dość specyficznie zresztą wkładał te frytki do ust, jakby chciał pobić rekord w umiejscowieniu jak największej ilości w środku, bez gryzienia. Nie był bardzo głodny, po prostu sprawiało mu dziwną frajdę zjedzenie ich w ekspresowym tempie.
Chciałem mu przerwać, powiedzieć, że zachowuje się idiotycznie, ale od kiedy zmarła matka przestałem starać się go zmieniać. Dlatego siedziałem, ciumkając słomkę. Myślałem o tym, do kogo mam zadzwonić i jakie zadania czekają mnie w nadchodzącym tygodniu, kiedy chwycił swój napój. Odchrząknął, po przełknięciu. Chwycił papierową serwetkę i wytarł usta.
- To kiedy wreszcie się ustatkujesz?
Nie zdążył nawet pogryźć wszystkiego dokładnie. Miał kawałki ziemniaka między zębami i czelność pytać się mnie, kiedy przystąpię do aktu prokreacji. Z punktu wyprowadził mnie z równowagi. Pragnąłem by nadchodzący kwadrans przeleciał niczym TGV. Nie odpowiedziałem oczywiście. Nie miałem zamiaru wdawać się w kolejną jałową dyskusję. Czekałem na zmianę tematu. Na kolejny wyrzut.
- Może byś tak odpowiedział, jak osoba starsza zadaje ci pytanie? Jak cię ta twoja matka wychowała?
Kiedy nie udaje mu się czegoś na mnie wymóc, szuka winnych wszędzie indziej. Tak było od zawsze. Wszyscy są odpowiedzialni, tylko nie on. Ojciec Święty, zwykliśmy go nazywać za plecami. Na nic innego nie starczało nikomu odwagi. Terror psychologiczny, spowodowany faktem, że należy milczeć i przytakiwać a nie wdawać się w dyskusję, pobudzał w nas lekką paranoję. Mógłbym teraz powiedzieć wprost, co o tym wszystkim sądzę, ale wydaje mi się, że na to nie zasługuje.
- Czyli jednak nic nie powiesz? Masz depresję? Zwolnili cię z pracy?
Czasem mam wrażenie, że to ja jestem debilem, że godzę się na posiadanie w swoim życiu takiej osoby. Bo kto przy zdrowych zmysłach godzi się na takie traktowanie? On już od dawna żyje ze świadomością, że ma syna debila. Może czas, żebym poważnie ten fakt przemyślał? W końcu, jak to ktoś kiedyś powiedział, rodzic ma zawsze rację.
Siedział naprzeciwko, wyjadając frytki z papierowego kartonika po kanapce z mięsem, jakie serwują w restauracjach szybko obsługowych. Miał majonez w kącikach ust. Najwidoczniej nie zdawał sobie z tego sprawy, lub mu to nie przeszkadzało. Mnie drażniłaby sama świadomość. Mlaskał. Dość specyficznie zresztą wkładał te frytki do ust, jakby chciał pobić rekord w umiejscowieniu jak największej ilości w środku, bez gryzienia. Nie był bardzo głodny, po prostu sprawiało mu dziwną frajdę zjedzenie ich w ekspresowym tempie.
Chciałem mu przerwać, powiedzieć, że zachowuje się idiotycznie, ale od kiedy zmarła matka przestałem starać się go zmieniać. Dlatego siedziałem, ciumkając słomkę. Myślałem o tym, do kogo mam zadzwonić i jakie zadania czekają mnie w nadchodzącym tygodniu, kiedy chwycił swój napój. Odchrząknął, po przełknięciu. Chwycił papierową serwetkę i wytarł usta.
- To kiedy wreszcie się ustatkujesz?
Nie zdążył nawet pogryźć wszystkiego dokładnie. Miał kawałki ziemniaka między zębami i czelność pytać się mnie, kiedy przystąpię do aktu prokreacji. Z punktu wyprowadził mnie z równowagi. Pragnąłem by nadchodzący kwadrans przeleciał niczym TGV. Nie odpowiedziałem oczywiście. Nie miałem zamiaru wdawać się w kolejną jałową dyskusję. Czekałem na zmianę tematu. Na kolejny wyrzut.
- Może byś tak odpowiedział, jak osoba starsza zadaje ci pytanie? Jak cię ta twoja matka wychowała?
Kiedy nie udaje mu się czegoś na mnie wymóc, szuka winnych wszędzie indziej. Tak było od zawsze. Wszyscy są odpowiedzialni, tylko nie on. Ojciec Święty, zwykliśmy go nazywać za plecami. Na nic innego nie starczało nikomu odwagi. Terror psychologiczny, spowodowany faktem, że należy milczeć i przytakiwać a nie wdawać się w dyskusję, pobudzał w nas lekką paranoję. Mógłbym teraz powiedzieć wprost, co o tym wszystkim sądzę, ale wydaje mi się, że na to nie zasługuje.
- Czyli jednak nic nie powiesz? Masz depresję? Zwolnili cię z pracy?
Czasem mam wrażenie, że to ja jestem debilem, że godzę się na posiadanie w swoim życiu takiej osoby. Bo kto przy zdrowych zmysłach godzi się na takie traktowanie? On już od dawna żyje ze świadomością, że ma syna debila. Może czas, żebym poważnie ten fakt przemyślał? W końcu, jak to ktoś kiedyś powiedział, rodzic ma zawsze rację.