Via Appia - Forum

Pełna wersja: Na krawędziach
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
To mój pierwszy post na forum. Opowiadanie liczy już 13 rozdziałów, które są dość długie. Od razu zaznaczam, iż nie opieram się na fabułach z żadnych powieści. Wszystko tworzę na bazie własnej wyobraźni. W pierwszych rozdziałach ogółem nic się nie dzieję. Powiedzmy, że to takie wprowadzenie. Także póki co, proszę o ocenianie głównie samego stylu.

Rozdział 1

Noc zachłannie brała w swe ramiona lasy, budynki, jeziora… Wkradała się w najmniejsze zakątki, chcąc każdą rzecz otulić swoją ciemną szatą usłaną migoczącymi gwiazdami. Pragnęła, aby każdy wiedział, iż w tej chwili nie ma nikogo, kto nie podlegałby jej władzy. Szczyciła się tym całkowicie zapominając, iż rano ktoś inny zajmie jej miejsce.
Niektóre latarnie rzucały blady snop światła na chodniki, inne zaś, jak gdyby bojąc się gniewu obecnej królowej, gasły, pozwalając na to, aby pochłonęła je wszechobecna ciemność. Wokół panowała cisza, której nie przerywało, jak to zazwyczaj się zdarzało, szczekanie psów czy też wściekłe syczenie rywalizujących ze sobą kotów. Jedynie stukot obcasów budził uśpioną przyrodę i echem roznosił się wśród budynków.
Właścicielką czarnych butów, które wywoływały dezaprobatę u wyrwanej ze snu natury, była wysoka dziewczyna o iście kobiecych kształtach. Jednak nie to przyciągało w niej uwagę. Ciemne oczy, przypominające kawałki mlecznej czekolady, które otaczały delikatnie wytuszowane rzęsy o rzadko spotykanej długości, sprawiały, że dziwny dreszcz przechodził każdego, kto napotkał wyzywający, a zarazem tak kuszący wzrok owej dziewczyny. Brązowe loki, obciążone dużą ilością pianki do włosów, delikatnie opadały na ramiona.
Dziewczyna szła pewnym krokiem przed siebie, trzymając w ręku małą parasolkę. Miała na sobie ciemny strój, dzięki czemu nie wyróżniała się na nieoświetlonych terenach. W jej ruchach można było dostrzec wdzięk i elegancję.
Gdy owa tajemnicza postać znalazła się niedaleko cenionej w mieście restauracji, skręciła w mroczny zaułek. Pospiesznie wyciągnęła z torebki krwiście czerwoną szminkę i pomalowała nią usta, po czym zdjęła czarną skórzaną kurtkę, którą natychmiast zastąpiła eleganckim żakietem. Szyję i nadgarstek ozdobiła srebrnymi dodatkami z lśniącymi, wiele wartymi kamieniami. Włosy spięła równie błyszczącą, jak pozostała część biżuterii, klamrą. Wówczas w jej uszach zaiskrzyły drogocenne kolczyki. Dziewczyna, zadowolona z efektu, poprawiła obcisłą sukienkę i spokojnie ruszyła w stronę restauracji ,,Wenus’’.
W pomieszczeniu panował ruch. Kelnerzy z lekko przestraszonymi twarzami biegali na złamanie karku, widząc jakiekolwiek kiwnięcie, ozdobionych diamentowymi pierścieniami, palców. Klientami ,,Wenus’’ byli najczęściej bogaci biznesmeni i milionerzy. Sama praca w restauracji była zaszczytem, a co dopiero uczęszczanie do niej!
Brązowe ściany idealnie pasowały do morelowego sufitu. Zwisały z niego piękne żyrandole, które mieniły się tak wieloma barwami, iż można by pomyśleć, że pochłonęły kolory z całego świata. Na stolikach, które były od siebie oddalone tak, aby można było swobodnie rozmawiać, nie obawiając się, iż klient z sąsiedniego stolika coś usłyszy, widniały beżowe serwetki, celowo ułożone w ,,artystycznym nieładzie’’. Między ufałdowaniami materiału leżały czerwone róże, które panie po wizycie w ,,Wenus’’ najczęściej zabierały ze sobą. Restauracja urządzono w prostym i gustownym stylu - bez przepychu oraz bez zbędnych, rażących dodatków.
Tuż przy wejściu wisiało ogromne lustro w złotej oprawie, na której ładnym charakterem pisma wyryto jakiś napis. Dziewczyna spojrzała w nie, żeby zorientować się czy jej towarzysz już jest. Dostrzegła go przy stoliku, stojącym w miejscu najbardziej oddalonym od wszystkich innych. Palił papierosa, dopóki pewien młody i bardzo bojaźliwy kelner, nie podszedł do niego i nie poprosił, aby przestał. Wówczas mężczyzna niechętnie kiwnął głową i zgniótł niedopałek w popielniczce.
Dziewczyna zdjęła satynowe rękawiczki i podeszła do niego.
-Po co to przebranie? – zapytał, mierząc ją drwiącym wzrokiem, gdy usiadła przy stoliku.
-To przez ostatnie zadanie. Nie powiodło się. David i Tom siedzą we więzieniu – odpowiedziała spokojnym głosem, choć na myśl o dwóch kolegach poczuła dziwny uścisk w gardle.
-A tobie jak zwykle się upiekło - stwierdził, uśmiechając się do niej szczerze, lecz nie zmieniając tajemniczego wyrazu twarzy.
-Być może. Musimy zorganizować jakąś…
-Chrzanić ich! – zawołał.
Dziewczyna obrzuciła go wzgardliwym spojrzeniem.
-Mogli uważać - dodał.- Po za tym mam nowe zadanie, do którego potrzebuję ciebie, Lea, nie ich.
Dziewczyna spuściła głowę. Miała już dość tych wszystkich misji. W dodatku nie widziała, dlaczego to zawsze ona wychodziła z nich cało, gdy inni znikali lub lądowali we więzieniach. Po za tym całe jej życie było dziwne, skomplikowane, nie miało sensu.
Lea poznała Mikołaja w dość nietypowych okolicznościach. Pamiętała z tego tylko urywki, lecz jednego była pewna- wszyscy coś przed nią ukrywali i to ,,coś’’ na pewno było związane z jej przeszłością.
Dziewczynka miała na sobie białą sukienkę. Wirowała na łące wśród kolorowych kwiatów z twarzą wzniesioną ku promiennemu słońcu. Z radosnym piskiem uciekała dalej, w głąb lasu, gdy słyszała nawoływania matki. Tłumiła wesołe dźwięki , wydobywające się z gardła mimo jej woli, zasłaniając usta małą rączką. Proste, długie blond włosy wpadały jej w oczy, przez co zasłaniały widok. Zielonooka potknęła się i upadła na miękki mech. Szybko wstała, ocierając brudne dłonie. Nagle do jej uszu dobiegł odgłos łamanej gałęzi. Dziewczynka ukryła się za drzewem o grubym pniu. Tym razem to ona zaskoczy mamę! Gwałtownie wyskoczyła zza drzewa i pobiegła w stronę krzaków, z których dochodził owy wcześniej usłyszany dźwięk. Rozgarnęła rączkami gałęzie i natychmiast zamarła. Przełknęła głośno ślinę i poczuła jak strach obezwładnia jej ciało. W zaroślach niczym dwa rubiny lśniły czerwone oczy. Coś zawarczało cicho i wówczas dziewczynka ujrzała żółte kły , ociekające śliną. Głośne sapanie. Oczy jak gdyby stawały się coraz większe. Wydawało się, że są coraz bliżej. Dziewczynka cofnęła się i przewróciła o wystający korzeń. Zasłoniła twarz ręką i wówczas dziwne stworzenie skoczyło w jej stronę.
Ból.
Wielka czarna przepaść, w której nagle się znalazła nie miała ani dna ani początku. Spadała… Rozglądała się wokół, ale nie widziała nic prócz ciemności. I nagle poczuła szarpnięcie. Coś ciągnęło ją raz w lewą, a raz w prawa stronę. Wydawało jej się, że rozerwie się jak pluszowy miś, o którego zawsze kłóciła się z siostrą.
Ból.
Wkrótce odniosła wrażenie, że unosi się do góry. Już nie spadała. Nikt nie próbował rozerwać jej ciała. W oddali ujrzała zarys jakiejś postaci. Była ubrana w długi płaszcz, a twarz miała zakrytą kapturem. Gdy dziewczynka zbliżyła się do niej, owa postać pokręciła przecząco głową. Wówczas znów zaczęła spadać, lecz teraz spadała z niesamowita prędkością. Ogarniał ją przeraźliwy chłód, jakieś głosy…
Ból.
-Słyszy mnie pani?
Rozmazane plamy migały jej przed oczyma. Zamknęła powieki. Coś delikatnie potrząsnęło ją za ramię. Nie! Zostawcie!
Przejechała dłonią po powierzchni, na której leżała. Była chropowata i mokra. Usiadła. Zakręciło jej się w głowie. Świat zaczął się obracać, a obrazy, które dziewczyna starała się dostrzec przez dziwną mgłę zlewały się w jedną całość. Zachwiała się i wówczas czyjeś silne ramię ją objęło.
-Spokojnie, Lea. Jestem tutaj.
Lea?
Podtrzymywana przez nieznajomego mogła się bardziej skupić na tle niż na utrzymywaniu równowagi, dlatego rozejrzała się wokół, mrużąc oczy.
Dostrzegła tłum ludzi. Niektórzy ze strachem spoglądali na dziewczynę, zaś inni z dzikim zapałem próbowali przecisnąć się przez masę zainteresowanych całą sytuacją, aby ich równie ciekawskie oko mogło samodzielnie zbadać owe wydarzenie.
Następnie spojrzała w stronę chudego mężczyzny, który mocno gestykulował drżącymi dłońmi. Obok niego stał policjant, który zapisywał każde jego słowo . Niekiedy patrzył na mężczyznę z rozbawieniem, gdy ten za bardzo wczuwał się w całe opowiadanie, a innym razem jak na wariata, kiedy owy człowiek próbował mu wmówić, iż dziewczyna, którą potrącił, nagle znalazła się nieprzytomna na ulicy.
-Panie władzo! Po prostu jechałem sobie po pracy do domu. Szczęśliwy, bo dzieci z żoną czekają na mnie z kolacją, a urodziny mam dziś, panie władzo. I dosłownie tuż przed kołami zobaczyłem tą dziewczynę! Rzecz jasna, że nie zdążyłem już zahamować. Ale panie władzo… Wzrok to ja mam jak orzeł! Zobaczyłbym ją z kilku metrów... Zwłaszcza, że jest ubrana w białą sukienkę! - zawołał.- A po za tym nic się jej nie stało…- szepnął.
Policjant podszedł do dziewczyny.
-Wszystko w porządku?- zapytał, uważnie się jej przyglądając, na co zagadnięta odpowiedziała nieprzytomnym wzrokiem. Mężczyzna dojrzał w jej oczach strach, obłęd. Odsunął się trochę, zdając się na swoją intuicję policjanta.
-To tylko małe zadrapania. Nic jej nie będzie - warknął nieznajomy, który wciąż służył poszkodowanej jako podpora. Spojrzał na stróża prawa stanowczym wzrokiem. Mężczyznę poraził błękit jego oczu.
-Tak, ma pan rację. Tylko zadrapanie –powiedział. Odchodząc wciąż kiwał głową.
Dziewczyna spojrzała na chłopaka. Po za wspomnianymi już paraliżująco błękitnymi oczami, nieznajomego charakteryzował poważny wyraz twarzy, który jeszcze bardziej wyostrzał jego męskie rysy. Jego usta były pełne i wyglądały jakby same prosiły o pocałunek oraz nie były pod władzą ich właściciela. Szerokie ramiona oraz wysportowana sylwetka wprawiały w zachwyt niejedną dziewczynę. Teraz niektóre z nich z zazdrością patrzyły na szczęściarę, która mogła omdlewać w jego ramionach i żałowały, że to nie one wpadły pod samochód…
-Chodź, Lea. Pójdziemy do domu.
Dziewczynie wydawało się, że skoro ten chłopak tak bardzo się o nią w tej chwili troszczy, musi jej pomóc, wytłumaczyć gdzie jest. I na pewno ma takie zamiary…
Obciążona takimi myślami, kiwnęła głową i pozwoliła się ponieść silnym rękom.
-Powinna pojechać na obserwacje. Może mieć coś złamane! –zawołał człowiek w białym stroju , podbiegając do chłopaka.
-Nie powinna – odpowiedział krótko.
Znów ten dziwny wzrok i mężczyzna odchodzi łagodny jak baranek, przyznając rację wybawicielowi dziewczyny.
Chłopak szedł przed siebie nie zważając na rozstępujący się przed nim tłum , lecz dziewczynę krępowały ich spojrzenia. Wydawało jej się, że zaraz rzucą się na nią lub rozszarpią jej ciało swoim podejrzliwym wzrokiem. Wtuliła twarz w kołnierz czarnej koszuli chłopaka. Pachniał tak przyjemnie, że po chwili dziewczyna zasnęła.
Gdy się obudziła, leżała na małym łóżku, przykryta czerwonym kocem. Było ciemno i tylko, dzięki bladym smugom światła, wydobywającym się z sąsiedniego pomieszczenia, dziewczyna zdołała dojrzeć zarysy przedmiotów.
Przy łóżku stał niewielki stolik, a nim coś, co przypominało plastry i bandaże. Na ścianie widniał jakiś obraz, lecz dziewczyna nie widziała, co zostało na nim przedstawione. Po prawej stronie stała szafka.
Pomieszczenie nie należało do tych z bogatymi wystrojami wnętrz.
-Boli cię coś?- zapytał chłopak, który niespodziewanie wszedł do pokoju, zapalając światło. Dziewczyna zasłoniła oczy ręką.
-Przepraszam - powiedział, gdy zauważył reakcję dziewczyny.
-Ręka - odpowiedziała nieśmiało, zachrypniętym głosem.
Czuła się jak element układanki, który ktoś wyjął ze starego pudełka i włożył do nowego, do którego nie pasowała. Nie wiedziała skąd się wzięła na ulicy, kim jest chłopak, który jej pomógł. Przecież biegała po łące… Zaatakowało ją dziwne stworzenie… I nagle pojawiła się tu. Niepokój i strach ogarniał całe jej ciało.
Chłopak zauważył, że coś trapi dziewczynę. Musiał zacząć działać, żeby odsunąć ją od tych wszystkich myśli, aby zapomniała.
-Jestem Mikołaj –zaczął. – Mocno boli cię ta ręka? Nie jestem znawcą, jeśli o chodzi o sprawy związane z medycyną, więc z góry przepraszam, jak coś poczujesz, Lea – dokończył, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Nie kojarzyło jej się z niczym jego imię. Nie cieszył jej także fakt, iż on wiedział jak się nazywała, a ona sama nie. Dlaczego jej pomógł, kim był? Nie miała odwagi go o to zapytać. Bała się. Czuła pustkę w całym ciele jak gdyby uszło z niej całe życie.
-Spróbuj wstać –głos Mikołaja wyrwał ją z zamyślenia.
Dziewczyna posłusznie usiadła na łóżku, po czym podeszła do lustra, które po przebudzeniu uznała za obraz. Uśmiechnęła się do Mikołaja, dumna ze swojego czynu jak gdyby wspięła się na najwyższy szczyt świata, a nie zrobiła kilka kroków.
Chciała przejrzeć się w lustrze, gdyż czuła na nosie jakąś piekącą ranę. Gdy to zrobiła zbledła tak szybko, że Mikołaj podbiegł do niej, gotowy po raz drugi bawić się w bohatera.
Lea przejechała dłonią po powierzchni lustra. Jak to możliwe?
Zamiast malutkiej i uroczej dziewczynki z zielonymi oczami oraz blond włosami ujrzała kogoś całkiem innego.
Ciemne oczy kusiły swoją głębią nawet , gdy tego nie chciały, a malinowe usta, delikatnie rozchylone w wyniku zdziwienia, nadawały dziewczynie w wieku około siedemnastu lat niewinności ośmiolatki.
Lea długo wpatrywała się w swoje odbicie i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Czy ta zielonooka dziewczynka była tylko snem? Ale jeśli to tylko wyobraźnia płatała jej figle , dlaczego czuła wszystko tak jakby była tym dzieckiem? I te czerwone oczy… Wciąż je widziała.
-Lea…- Mikołaj położył rękę na jej ramieniu.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i zamarła.
-Jesteś Lea. Twoi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej, a ja jestem ich znajomym. Opiekuję się tobą. Straciłaś pamięć w wypadku samochodowym, przez co nic nie wiesz o swojej przyszłości.
Wielka błękitna woda, tak rozległa, że nie widać jej końca. Spokojna, niezmącona żadnym huraganem ani burzą. Nagle znikąd pojawiają się trzy duże fale. Podążają z szaloną wręcz dziką prędkością, aby zepsuć sielski widok. Pienią się , wzbijają coraz wyżej, aż w końcu na ich samym szczycie z morskiej piany powstają białe rumaki. Konie machają lśniącymi grzywami , chcąc pokazać swoją wielkość. Rżą przy tym głośno , ale ich głos jest ukojeniem. Hipnotyzują swoim anielskim spojrzeniem, swoją delikatną budową. Są idealne, bez skaz, bez wad. Są czymś, czego człowiek nigdy nie może osiągnąć, a co pieści jego oko. Nad nimi rozciąga się błękitne niebo. Piękno widoku razi, zniewala, uspokaja. Sprawia, że nie liczy się nic poza lśniącymi stworzeniami, które poruszają całą krainę, zmuszając ją do zachwytu.
Lea czuła jak powoli omdlewa, jak pozwala się zabrać tym morskim rumakom, ponieść się gdzieś daleko. Czuła, jak fale delikatnie kołyszą ją do snu, nucąc jej przy tym smętną kołysankę. I po chwili nie liczyło się już nic poza tym…
Lea często miewała ten sen, lecz kończył się on zawsze w tym samym miejscu. Za każdym razem budziła się, gdy spojrzała w oczy Mikołajowi.
Było jej ciężko. Nie wiedziała co jest jej życiem, a co zwykłym nic nieznaczącym urojeniem. Pewna była jedynie tego, iż druga część snu wydarzyła się naprawdę. Czy jednak na pewno straciła pamięć po wypadku tak, jak wmówił jej to Mikołaj? I to dziwne uczucie po spojrzeniu w lustro, że nie jest się sobą…
-Lea… -usłyszała bardzo oddalony głos Mikołaja.-Wróć na ziemię.
-Przepraszam - bąknęła zawstydzona.
Zastanawiała się ile czasu znajdowała się w świecie swoich myśli.
-To jakie to zadanie?- zapytała obojętnie, lecz w duchu błagała Mikołaja, aby poprosił kogoś innego.
-Dość nietypowe… Nie wiem jak to przyjmiesz - zaczął, spuszczając wzrok.
Speszony Mikołaj? Idiotyczna pokazówka!
-Przecież ustalaliśmy wszystko na początku. Nie będę się ...
Mikołaj zmrużył oczy i zmierzył ją podejrzliwym wzrokiem.
-Czy ty uważasz, że jestem skończonym idiotą i kazałbym ci coś takiego zrobić?
-Sam powiedziałeś, że…
-Nie w tym rzecz. Nietypowe, bo… Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć. Musiałbym zacząć wszystko do początku, a to zajęłoby za dużo czasu. Po za tym to nie jest miejsce na takie rozmowy. Większości dowiedziałabyś się w trakcie. Wszystko zależy od tego czy mi ufasz - dokończył.
Wlepił w nią wyczekujący wzrok. Wydawałoby się, że nawet skała nie wytrzymałaby takiego spojrzenia.
-Ufam – potwierdziła stanowczo, zaciskając dłonie pod stolikiem.
Coś szeptało jej, że to nie będzie zwykłe przekazanie szyfru albo jego zamiana. Mikołaj zawsze był wyluzowany, witał ją z uwodzicielskim uśmiechem pewnego siebie faceta. Dziś był inny- wyraźnie zmartwiony. Chciał się z nią tym podzielić, ale coś go powstrzymywało.
-Mogę ci jedynie obiecać, że jeśli się zgodzisz, w końcu dowiesz się prawdy o swoim życiu…-powiedział cicho.
Lea poczuła się jak gdyby ktoś uderzył ją prosto w brzuch. W głowie usłyszała szum, a świat na chwilę stał się rozmazany.
-Prawdy? - wychrypiała.
-Tak, ale nie wiem czy ci się ona spodoba. Jednak pamiętaj… Najpierw musisz wykonać zadanie – rzekł i pospiesznie wstał od stolika. –Dobranoc, Lea.
Nim dziewczyna zdążyła zareagować, Mikołaja już nie było. Spojrzała na leżąca na stoliku róże. Wzięła ją do ręki i raniąc sobie palce jej kolcami, zastanawiała się nad słowami przyjaciela. Serce wykonywało miliony obrotów, ciesząc się, iż w końcu pustka, którą wciąż odczuwało, zostanie wypełniona. Niestety rozum górował, przez co Lee przepełniał lęk i niepokój. Prawdy… Jakiej prawdy?
Patrzę, a tu post bez odpowiedzi... Myślę, przeczytam i trochę ocenię... Oj...

Nie wiem od czego zacząć... Nawet jeśli nie chcesz, żeby się działo coś od pierwszego rozdziału, musisz stworzyć jakiś zaczątek akcji, coś, co czytelnika przyciągnie... Powiedzmy, że u Ciebie było coś takiego, jakieś zawiązanie, ale osobiście myślałem, że do tego nie dojdzie... A wszystko przez narrację. Musisz popracować nad opisami. Masz za długie, za bardzo rozbudowane zdania, to raz. Po drugie, staraj się nie stosować słów typu "później", "następnie", "po czym", bo to wręcz spowalnia czytanie i odciąga uwagę. Kiedyś ktoś mi doradził to samo i sowicie jestem mu za to wdzięczny. Mam też wrażenie, że za bardzo chcesz czasem coś opisać, np. w tej scenerii na początku... Myślę, że musisz ograniczyć trochę metafory i inne środki stylistyczne, bo to jednak nie poezja, a w prozie to może męczyć.

Na razie to tyle, przed wrzuceniem kolejnej części radziłbym przeredagować rozdział pierwszy.
Pozdrawiam.
Następnym razem nie prezentuj opowiadania słowami "w pierwszych rozdziałach nic się nie dzieje" - jak sądzisz, co sobie wtedy myśli czytelnik?