Via Appia - Forum

Pełna wersja: Podróż w nieznane
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Czy mi się zdawało, czy portret Jigoro Kano wiszący na ścianie mrugnął do mnie przed chwilą? Drobne zmiany percepcyjne są, jak widać, nieodłączną częścią wysiłku ponad miarę. Nic tak jednak nie cieszy, jak intensywny, pełen adrenaliny trening. Judoga już dawno zmieniła się w zwisającą ze mnie, mokrą od potu szmatę, zaś każdy mięsień ciała woła rozpaczliwie o chwilę wytchnienia. Nic to jednak, przed nami jeszcze przecież walki parterowe! Oh, Profesorze Kano, droga którą wytyczałeś, jest dla mnie ścieżką życia, drogowskazem na szlakach zawiłych filozofii. W zamian mogę jedynie te cztery razy w tygodniu składać w podzięce swój pot i swoją krew, która przecież nierzadko wypływa z rozbitych warg i naderwanych uszu.

Nie istnieje nic ważniejszego niż okazanie szacunku przeciwnikowi przed walką. Kiedy bowiem oboje opadniecie na kolana i patrząc sobie w oczy stoczycie pierwszą, mentalna potyczkę, nie wolno wam zapomnieć o niskim pokłonie, wyrażającym uznanie dla rywala, oraz będącym zapowiedzią czystej walki mającej stać się kolejnym krokiem na drodze ku doskonałości.

W chwili kiedy czołem dotknąłem maty, rozległ się ostry okrzyk „Hajime!” i wszechświat zawęził się do rozmiarów pola walki. Ręce mojego Mistrza, z którym toczyłem pojedynek, niczym dwa węże, zepchnęły moje szarzejące ciało w bok, wytrącając je z równowagi. Mimo, iż natychmiast zaparłem się kolanem o podłoże, on natychmiast wystrzelił nogą do przodu, zamykając moją szyję w zgięciu podkolanowym, równocześnie unieruchamiając mi prawe ramię w straszliwym uścisku, obciążającym staw łokciowy. Sytuacja stała się niezwykle niekomfortowa, żeby nie powiedzieć fatalna. Rozpaczliwa, acz nieudana próba wyswobodzenia uwięzionej ręki spełzła na niczym, zaś „Trójkąt” został zamknięty, za pomocą drugiej nogi, która dociskała tę pierwszą. Cóż, taki żywot judoki. Nacisk na tętnice szyjną, wywierany udami wzmógł się, wywołując pierwsze, nieśmiałe mroczki przed oczami. Wiedziałem, że nie wytrzymam już ani chwili dłużej w tym piekielnym imadle, lecz adrenalina nadal huczała w mojej głowie, zaś wewnętrzny głos ryczał pod czaszką, niczym wściekły kapral na kacu- „Walcz!”

Ostatkiem sił wsparłem się na lewej nodze, starając się za wszelką cenę, poluzować dławiące mnie uda. Już w połowie tego ruchu zdałem sobie jednak sprawę, w ostatnim niknącym przebłysku świadomości, że to na nic, że właśnie się dusze. Podniosłem zatem wolną rękę by według prawideł sztuki klepnąć na znak poddania walki…

Jednym gwałtownym szarpnięciem, zostałem rzucony w bezdenną czarną, kosmiczną otchłań, usianą niezliczonymi fraktalami o tak niewyobrażalnie skomplikowanej formie, iż niemożliwym było nawet jej zapamiętanie, co dopiero zaś odtworzenie. Natomiast pośród tej nieskończonej czerni, przerywanej tu i ówdzie niesamowitymi, nie istniejącymi na żadnej palecie, przeczącymi samej swej istocie kolorami , jakby znikąd błyskał oślepiający flesz. Wkoło mnie roiło się od twarzy i głosów, od obrazów i migawek. To co w jednej chwili było amorficzną plamą żywego światła, w drugiej już jawiło się jako zamek na wysokiej górze. Zamek? Tak, jestem pewien, że to był zamek, jednak posiadał tak bardzo nieeuklidesowy kształt, że nie przystawał dzięki temu, do żadnej z figur poznanych na geometrii.

Dalsza cześć podróży wymyka się wszelkim opisom oraz próbom interpretacji. W jaśniejącej pustce rozlegały się szepty, na przemian zagłuszane to przez tętent kopyt końskich, to przez pokładową trąbkę parowca, pływającego po Missisipi. Ja zaś byłem pewien, jak niczego innego w swoim życiu, że tak właśnie brzmi kolor zielony. Absurdalne? Absurdem był fakt, że ogłuszający huk gromu wyglądał jak fioletowa pasta do zębów po przemianie w drzwi samochodu. Czy to jest właśnie synestezja? Czy doświadczyłem widzenia dźwięków i słyszenia kolorów? Nic nie było wtedy takie, jakie być powinno. Przeciskałem się przez ciasny rękaw, pływający po bezkresnym morzu zielonego lodu, przywodzące na myśl moje biurko, przy którym stał pies bez ogona, będący tak naprawdę opalizującą rozgwiazdą. Ponad, a raczej przed lub nad tym wszystkim jaśniało TO. Pulsowanie z samych głębi wyobraźni, bijące serce wszystkiego, co nieznane i nieogarnione. Wznoszący się w swej potędze byt, bez choćby cienia sensu. Bezwiednie szybując w jego kierunku krzyczałem raz po raz „Taf, Taf!”, całkowicie przekonany o zasadności tego okrzyku. W tej jednak chwili ponownie porwał mnie kosmiczny wicher o twarzy będącej zlepkiem światełek oraz kątów rozwartych, i cisnął z całej siły moje lekkie jak puch ciało o kamienną palisadę stojącą w poprzek, choć sam nie wiem czego.

Z głośnym „Taf” usiadłem na ziemi patrząc w kilkanaście śmiejących się twarzy. Nieco zdezorientowany, mruknąłem w ich stronę „Bo to myszy są”. Postacie, które mnie otaczały, w ciągu ułamka sekundy zlały się w dwie osoby: mojego trenera oraz kolegę z grupy, Marcina. Dopiero teraz dostrzegłem, iż leżę na wznak z pianą na ustach a trener trzyma moje nogi w górze, przywracając mi krążenie.*

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


* Sytuacja była prosta. Nie zdążyłem po prostu klepnąć. Straciłem przytomność, zaś duszącego mnie trenera zaalarmował fakt, że trzymana przezeń moja ręka, całkowicie zwiotczała. Ten stan, wg relacji trwał maksymalnie 6 sekund, choć ja subiektywnie postrzegam go jako ponad 15 minut.

Mam nadzieję, ze nie uznacie tego tekstu za marny sposób na zaśmiecanie miejsca na forum. Historia zawarta w tym opowiadania jest całkowicie autentyczna, zapisana zgodnie z tym co zapamiętałem, bez ubarwiania oraz "urealniania". Opisana tu sytuacja miała miejsce dzisiaj, ok godziny 19 i była dla mnie tak intensywnym przeżyciem, że postanowiłem ją opisać dla "potomnych". Wybaczcie kiepski styl, ale nadal czuje się mocno "zamotany". Pisałem niemal "na gorąco".


Ps. załączam obrazek jak rzeczone duszenie wygląda w teorii [Obrazek: sankaku_jime.gif]
niedostępnymi nawet dla efektów psychodeliczny kolorami, - o co w tym zdaniu chodziło
zlepkiem światełek i katów rozwartych, - kątów.

Bynajmniej. Oby na tym forum same tylko takie "śmieci" bywały... Tak psychodeliczne, że chyba sam kiedyś dam się udusić Smile. Napisane płynnie, interesująco, słowem dobrze.
pozdrawia Gorzki.
"niedostępnymi nawet dla efektów psychodelicznych kolorami" - kolory były tak dziwne, tak odmienne od tych które znałem, że inaczej nie potrafię tego wyrazić. Tamte kolory po prostu...nie istnieją i przeczą samej istocie koloru.
Świetne! Po początku spodziewałem się zupełnie innego rozwinięcia, ale pozytywnie mnie zaskoczyłeś. całej historii dodaje smaczku fakt, iz byl to prawdziwy trip Smile

Po pierwsze - bardzo mi się spodobał początek, jako ze sam kiedyś trenowałem sztuki walki i tez miałem bardzo filozoficzne podejście. Kierunek, w którym później podążyło opowiadanie totalnie mnie zaskoczył!

Poniżej wypisałem, co mi w gały wpadło. Jedna techniczna uwaga - teraz to wygląda bardziej jak sprawozdanie niż opowiadanie, przez Twoje komentarze na początku i na końcu. Zaaranżuj to jakoś albo do treści opowiadania, albo oddziel znacząco od treści, podając ze to krótka notka od autora, albo jakoś tak - zyskasz na ogólnym wrażeniu imho.

Gratuluje kawałka udanej prozy i dzięki za dobra lekturę!

"Czy mi się zdawało(,) czy portret Jigoro Kano wiszący na ścianie mrugnął do mnie przed chwilą?"

"Drobne zmiany percepcyjne są(, lub -) jak widać(, -) nieodłączną częścią"

"Nic tak jednak nie cieszy(,) jak intensywny, pełen adrenaliny trening. "

"Judoga " - a nie judoka? i "ten" judoka, a nie "ta" judoka? Pytam, bo się nie znam, a zawsze warto czegoś nowego się dowiedzieć Smile

"zmieniła się w zwisając(a) ze mnie, mokrą"

"Profesorze Kano, droga któr(a) wytyczałeś, jest dla mnie ścieżk(a) życia," - ach ten word! Więcej takich literówek już nie będę wymieniał, musisz je sam wyszukać Smile

"W zamian mogę jedynie(,) te cztery razy w tygodniu składać w podzięce swój pot" - przecinek niepotrzebny

"kolejnym z wielu set, jeśli nie (wielu) tysięcy, kroków ku doskonałości." - "kilkuset" zamiast "wielu set". Wiele set to można w barze wypić Wink Poza tym wydaje mi się, ze brzmi to nienaturalnie. Wystarczyłoby "kolejnym z wielu/licznych/niezliczonych kroków ku doskonałości", coś w ten deseń.

"W chwili kiedy czołem dotknąłem maty, rozległ się ostry okrzyk „Hajime” i wszechświat" - dodałbym ! do "Hajime!", żeby uwypuklić ten krotki krzyk.

"Ręce mojego Trenera, z którym toczyłem pojedynek" - wydaje mi się, ze lepiej użyć formy "Sensei", jako ze "Trener" pisany wielką literą po polsku jakoś tak nie brzmi.

"Cóż, taki żywot (J)udoki"

"owocując mroczkami, które począłem widzieć przed oczami." - stylistycznie to jest bardzo nie tak Smile

"wewnętrzny głos ryczał pod czaszką(,) niczym wściekły kapral na kacu(spacja)- "Walcz!”

"starając się za wszelką cenę(,) poluzować dławiące" - przecinek be!

"Podniosłem zatem wolną rękę(,) by klepnąć Trenera"

"tak niewyobrażalnie skomplikowanej formie, iż niemożliwym było by nawet jej zapamiętanie." - powinno być samo "było", jako ze Ty już tam byłeś i wdziałeś to, czyli nie było to "gdybanie", a słówko "by" sugeruje, ze tak przypuszczasz, a nie wiesz tego. Yh, zagmatwałem trochę... Smile

(17-02-2010, 12:39)almuric napisał(a): [ -> ]"Natomiast pośród tej nieskończonej czerni, przerywanej tu i ówdzie niesamowitymi, niedostępnymi nawet dla efektów psychodelicznych kolorami" - kolory były tak dziwne, tak odmienne od tych które znałem, że inaczej nie potrafię tego wyrazić. Tamte kolory po prostu...nie istnieją i przeczą samej istocie koloru.
Przeredagowałbym ten fragment, bo jest on niezrozumiały i wg mnie psuje całość. Za to cały fragment, który napisałeś Gorzkiemu w odpowiedzi jest bardzo dobry, wystarczy go zredagować, tak żeby współgrał z całością i wrzucić do tekstu. Doskonale wyjaśnia, co chciałeś przekazać, podczas gdy pierwszy jest zupełnie niezrozumiały.

"na przemian zagłuszane to przez tętent kopyt końskich(,) to przez pokładową trąbkę parowca"

"Ja zaś byłem pewien, jak niczego innego w swoim życiu, że tak właśnie brzmi kolor zielony. Absurdalne?" - w ogóle. Jak bylem młodszy, to lubiłem, ze tak powiem, eksperymentować z rożnymi stanami świadomości, wiec uwierz mi, ze rozumiem o czym mówisz Smile

"Nic nie było wtedy takie(,) jakie być powinno."

"który przywodził mi na myśl moje biurko(,) przy którym stał pies bez ogona" - przecinek i powtórzenie. Rozbiłbym to na 2 zdania, będzie płynniej.

"Pulsowanie z samych głębi wyobraźni, bijące serce wszystkiego(,) co nieznane i nieogarnione. "

"Wznoszący się w swej potędze byt(,) bez choćby cienia sensu."
Poprawiłem, stosując się do zaleceńSmile
Brawo, teraz to jest bomba!