Via Appia - Forum

Pełna wersja: Lot
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ból, cierpienie psychiczne… jakże wielką moc mają te zgubne uczucia. Pod ich wpływem człowiek staje się nie-człowiekiem; zwierzęciem, bestią żądną krwi. W takich chwilach okazujemy prawdziwego siebie, krzyczymy prawdę i tylko prawdę, wszystko co nam ciążyło przez tygodnie, miesiące, lata. Gdy poziom cierpienia staje na najwyższej belce, na skraju… wtedy jednak opuszcza nas gniew i nienawiść, by ustąpić miejsca wielkiemu smutkowi, który niczym trucizna wypala w nas wszelkie dobre uczucia, wspomnienia, doznania… aż pozostanie tylko rozpacz i fałszywe spojrzenie na nas samych. Jesteś dobrym, kochającym człowiekiem? W takiej chwili natychmiast temu zaprzeczysz poddając się nawet najsłabszym i naiwnym argumentom. Niektórzy wychodzą z tego cało, a niektórzy, jak ja, oszukali się do głębi.
Stanąłem na skraju olbrzymiej przepaści wpatrzywszy się ze łzami w oczach w ledwo widoczny, skalisty koniec… koniec mojego życia. Oszukuję się czy nie, to nie ma już znaczenia. Nie wytrwam na tym świecie choćby sekundy dłużej, niż będzie to konieczne. Tylko ja i mój ból.
Mózg toczy ostatnią bitwę ze złamanym sercem. Skakać czy zaniechać? Prawda czy fałsz? Serce stara się wysunąć wszystkie prawdziwe powody, dla których ma zostać, mózg zakrywa je wszystkie czarną zasłoną nieprawdy i ten jedyny powód, by odejść. Czy jeden może zwyciężyć z milionami? Niestety. Serce przegrało pojedynek przebite włócznią fałszu.
Świat jakby wstrzymał oddech, oddając te ostatnie sekundy ciszy dla mnie, gdy pobiegłem ku krawędzi. Jeszcze tylko trzy kroki… dwa… jeden…
Skoczyłem.
Świst powietrza zaatakował moje uszy, ubranie załopotało drażliwie, łzy wzlatywały w górę opadając wolniej ode mnie, by widzieć ostatnie sekundy z mojego nic nie wartego życia, które stanęło mi nagle przed oczyma.
Bobas bawiący się zabawowymi autkami, chłopak rozwalający autka, dorosły mężczyzna rozbijający auto o dom sąsiada. Ostatni pocałunek z ukochaną, bolesne rozstanie, wspinaczka na olbrzymią górę, skok… powrót do punktu wyjścia.
Czas złośliwie dopasował się do sytuacji przeciągając każdą sekundę w minutę, aby nacieszyć się moim cierpieniem. Wiatr targał mi długie włosy kalecząc oczy. Jeszcze tylko sekunda, by zyskać spokój.
Rozstawiłem szeroko nogi i ramiona, zamknąłem oczy oczekując na ostatni decydujący cios ze strony zwycięzcy. Nie ma już dla kogo żyć, nikt się tym nie przejmie. Ot niepotrzebna, obrzydliwa rana na obrazie świata. Czy ktokolwiek płakałby, że rana kalająca ciało zniknęła? Spomiędzy zaciśniętych powiek wypłynęła ostatnia łza, przyszedł czas na ostatni oddech, ostatnie bicie serca.
Odszedł.
Fałsz matką cierpienia. Cierpienie końcem życia. Nie daj się oszukać samemu sobie.
Takie to natchnione, poetyckie i wrażliwe...że aż śmieszne. Przykro mi, ale takie jest moje odczucie. Operujesz tu tandetnym patosem, który bardziej śmieszy niż przejmuje. Taka gadka robiła wrażenie, kiedy Werter był w modzie, dzisiaj już nie robi Wink
Może gdyby sytuację skoku opatrzyć jakimś wyjaśnieniem dlaczego on właściwie następuje, dlaczego bohater popełnia samobójstwo, to byłoby ciekawiej. A tak...ot, koleś postanawia skoczyć i przy okazji użala się nad sobą wygłaszając podniosły monolog, w którym właściwie słów dużo a treści niewiele.
A tak w ogóle to wystrzegaj się zawierania w wątkach ankiety. Z tego, co się orientuję - "nie powinno się".

PLUSY:
+ brak jakichś potknięć, których byłoby warto się przyczepić

MINUSY:
- przesadny patos
- sytuacja pozbawiona kontekstu, brak wyjaśnienia powodów decyzji bohatera
- niestety nuda

OCENA:
3/10
Ok, oto druga wersja "Lotu". Która według was jest lepsza, ta 1 czy 2?

Ból, cierpienie psychiczne. jakże wielką moc mają te zgubne uczucia. Pod ich wpływem człowiek staje się nie-człowiekiem; zwierzęciem, bestią żądną krwi. W takich chwilach okazujemy prawdziwego siebie, krzyczymy prawdę i tylko prawdę. Wszystko, co nam ciążyło przez tygodnie, miesiące, lata. Gdy moc cierpienia staje na najwyższej belce, na skraju, wtedy jednak opuszcza nas gniew i nienawiść, by ustąpić miejsca wielkiemu smutkowi, który niczym trucizna wypala w nas wszelkie dobre uczucia, wspomnienia, doznania, aż w końcu pozostanie tylko rozpacz i fałszywy obraz nas samych. Jesteś dobrym, kochającym człowiekiem? W takiej chwili natychmiast temu zaprzeczysz poddając się nawet najsłabszym i naiwnym argumentom. Niektórzy wychodzą z tego cało, a inni, jak ja, oszukali się do głębi.
Stanąłem na skraju olbrzymiej przepaści wpatrując się ze łzami w oczach w ledwo widoczny, skalisty koniec, koniec mojego życia. Oszukuję się czy nie, to nie ma już znaczenia. Nie wytrwam na tym świecie choćby sekundy dłużej, niż będzie to konieczne. Tylko ja i mój ból.
Myśli same osuwały się w bezkres ponurych wspomnień, aż w końcu dotarły do tego jednego dnia, tych kilku minut, które zniszczyły mnie bezpowrotnie. Do oceanu fałszu i oszustwa przez który stanąłem na krawędzi życia w przenośni i dosłownie.
Wszystko zaczęło się od wyjazdu na obóz wraz z żoną i dziećmi. Już pierwszego dnia zaczął się koszmar wywołany niewinnym droczeniem się. Na ognisku, gdzie zgromadzili się obozowicze wymsknęło mi się, że przybyło Taylor, mojej żonie, nieco na wadze. No to ona na to, że mi się układ twarzy zepsuł. Z sekundy na sekundę rzucaliśmy przeciwko sobie coraz cięższe argumenty, a z pozoru luźna rozmowa zaczęła się przemieniać w krzyki. Moje dzieci, ośmioletnia Katie i sześcioletni Jake uciekły do swoich sypialni, nie chcąc słyszeć tych wrzasków. Uśmiechy na twarzach wszystkich zanikły i zdawali się kulić w sobie. Wszyscy oprócz Nathaniela Firegotha. Znienawidziłem go od pierwszego spojrzenia. Był tak chamski i złośliwy, że ludzki umysł tego nie był w stanie zrozumieć tej kanalii. Takie typy lepiej omijać szerokim łukiem. Na ognisku nie przywołał na twarz wyrazu smutku jak każdy, ale uśmiechał się złowieszczo. Gdy nasze spojrzenia spotkały się poczułem strach. Jeśli Nathaniel się z czegoś cieszy to zawsze dzieje się coś złego. Kłótnia nie trwała dłużej niż trzy minuty, ale byłem pewien, że zebrani jej nigdy nie zapomną. Ja tym bardziej.
Wróciliśmy do sypialni w stanie wzburzenia. Wyraźnie czułem mur, który między nami wyrósł i nie miałem najmniejszej ochoty jako pierwszy go burzyć. Zasnąłem godzinę po reszcie. Nigdy bym nie przypuszczał, że ranek przyniesie ze sobą nieskończenie więcej bólu.
Chyba jeszcze nigdy się tak nie wyspałem. Przeciągając się spojrzałem na sąsiednie łóżko żony i serce mi zamarło. Patrzyła na mnie zamglonymi oczyma, z zastygłym w przerażeniu wyrazem twarzy. Z szyi spływał potok krwi po długiej i głębokiej ranie.
Zerwałem się z łóżka, krzycząc. Obrzuciłem spojrzeniem łóżka dzieci i aż kolana się pode mną ugięły, gdy zobaczyłem córkę i syna w tym samym stanie. Targany spazmatycznymi szlochami wypadłem z pokoju, obijając się o ściany korytarza. W biegu wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem na policję, jednak dowiedziałem się, że funkcjonariusze są w drodze od kilku minut. Chyba wcześniej ktoś wpadł do mojego pokoju. Tylko dlaczego mnie nie obudzono?!
Policjanci minęli mnie na korytarzu, jakbym był tylko kawałkiem ściany, po czym wpadli do mojego pokoju. Już chciałem rzucić się w ich stronę, gdy zza pleców dobiegł mnie ledwie słyszalny szept. Odwróciłem się i zobaczyłem Toma, kolegę z obozu, dającego gestem znać, żebym do niego podbiegł. Ocierając załzawione oczy znalazłem się koło niego i poczułem silne uderzenie w policzek. Głęboko zdumiony wyprostowałem się i nakrzyczałem na niego, bliski oddaniu mu. Tamten nie pozostał mi dłużny i oskarżył mnie o zamordowanie swojej rodziny. Powiedział, że policja przyszła mnie zabrać. To miało coś wspólnego z ostrą kłótnią między mną a żoną. Ktoś powiedział, że mszcząc się na niej zabiłem wszystkich wpadając w szał. Nie musiałem się długo zastanawiać, by dowiedzieć się, kim była owa osoba. Nathaniel. Odepchnąłem Toma go z całej siły i wypadłem na zewnątrz. W gorączce dopadłem samochodu i, rycząc z bólu, wyjechałem na drogę, kierując się w stronę ogromnej, pobliskiej przepaści.
I powrót na miejsce.
Mózg toczy ostatnią bitwę ze złamanym sercem. Skakać czy zaniechać? Prawda czy fałsz? Serce stara się wysunąć wszystkie prawdziwe powody, dla których ma zostać, umysł zakrywa je wszystkie czarną zasłoną nieprawdy, i ten jedyny powód, by odejść. Czy jeden może zwyciężyć z milionami? Niestety. Serce przegrało pojedynek przebite włócznią fałszu.
Świat jakby wstrzymał oddech, oddając te ostatnie sekundy ciszy dla mnie, gdy pobiegłem ku krawędzi. Jeszcze tylko trzy kroki, dwa, jeden...
Skoczyłem.
Świst powietrza zaatakował moje uszy, ubranie załopotało drażliwie, łzy wzlatywały w górę opadając wolniej ode mnie, by widzieć ostatnie sekundy z mojego nic nie wartego życia, które stanęło mi nagle przed oczyma.
Bobas bawiący się zabawowymi autkami, chłopak rozwalający te same autka, dorosły mężczyzna rozbijający auto o dom sąsiada. Rozdzierające oskarżenie podczas obozu, wspinaczka na olbrzymią górę, skok, powrót do punktu wyjścia.
Czas złośliwie dopasował się do sytuacji przeciągając każdą sekundę w minutę, aby nacieszyć się moim cierpieniem. Wiatr targał mi długie włosy kalecząc oczy. Jeszcze tylko sekunda, by zyskać spokój.
Rozstawiłem szeroko nogi i ramiona, zamknąłem oczy oczekując na ostatni decydujący cios ze strony zwycięzcy. Nie ma już dla kogo żyć, nikt się tym nie przejmie. Ot niepotrzebna, obrzydliwa rana na obrazie świata. Czy ktokolwiek płakałby, że rana kalająca ciało zniknęła? Spomiędzy zaciśniętych powiek wypłynęła ostatnia łza, przyszedł czas na ostatni oddech, ostatnie bicie serca.
Odszedł.
Fałsz matką cierpienia. Cierpienie końcem życia. Nie daj się oszukać samemu sobie.
Pierwsze skojarzenie: straszne pustosłowie szerzysz. Nawarstwiasz dużo górnolotnych słów, które nic nie wnoszą. Nie rozumiem zupełnie sensu czegoś, co chyba jest wstępem: Przepełniony filozoficznymi rozważaniami nad sensem cierpienia, które są powtarzaniem banalnych frazesów. Co do reszty, to w moim odczuciu pierwsza wersja jest lepsza. Drugą spartaczyłeś dodaniem kontekstu. O ile zabójstwo rodziny bohatera powodem do skoku być może (chociaż dla mnie naciąganym jak nie wiem), tak powód kłótni przy ludziach (!) jest po prostu durny. Uwaga o wadze zajechała telenowelą i jeśli to ma być początek dzikich wrzasków, to sorry. Zupełną niewiadomą jest dla mnie postać Nathaniela. Jak rozumiem to on zabił rodzinę bohatera. Ale dlaczego? I czemu bohater nie zamierza szukać go i pomścić bliskich, tylko jak ostatni tchórz rzuca się z urwiska? Apogeum jednak to fragment, gdy bohater wychodzi z pokoju, a policja mija go jakby nigdy nic, chociaż okazuje się, że jest głównym podejrzanym. Zabrakło logiki.
W zasadzie jedynym plusem jest dla mnie opis myśli i zachowania bohatera w momencie, kiedy już leciał. Ciekawa koncepcja wyjściowa, którą warto byłoby kontynuować. Może coś w rodzaju rachunku sumienia skoczka, którego spadochron się nie otworzył i wie, że zginie?

To tyle. Jak dla mnie 3/10. Jeden pomysł warty rozpisania, reszta wodolejstwo. Pozdrawiam.