Via Appia - Forum

Pełna wersja: Zagubiony w ciemnościach (2)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Połączono z rozdziałem drugim \\Sith

Król Kelath właśnie wzywał Elefreza do swego gabinetu gdy jeszcze raz popatrzył na tajemniczy i stary dokument leżący wśród licznych papierów . Znajdowały się na nim liczne manuskrypty i tajemnicze znaki zdołało się jedynie odczytać „Zagubiony w ciemnościach” ten dziwny napis miał w sobie wiele tajemnic. Król wywnioskował iż ma to wiele wspólnego z jakimś przedmiotem dość ,cennym przedmiotem jak sądzi król .Z myślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Do środka wszedł Elefrez. –Witaj panie –rzekł -Witam cię Elefrezie czy zechcesz usiąść ?-Elefrez skinął głową -Wzywałeś mnie królu .- powiedział łucznik -Zaiste zapewne ciekawisz się po co . Więc chodzi o pewien dokument… Zresztą sam zobacz. – rzucił niedbale papier na stół a Elefrez pochwycił go natychmiast. –Czy coś ci to mówi ?-zapytał król. –Tylko to co jest napisane.-odpowiedział z uśmiechem Elefrez. –Lecz gdybym przeczytał te inskrypcje. Może udałoby się wtedy coś ustalić. Przydałby się Elnrost. –Tak on miał do tego głowę.-odpowiedział ze smutkiem Król. Na wspomnienie o dawnym sekretarzu robił się smutny. Jak każdy kto stracił bliskiego sobie człowieka. Elnrost był mądrym i dobrym człowiekiem . A teraz w Eteranii brakowało go najbardziej . -Weź te dokumenty i spróbuj przetłumaczyć jak się czegoś dowiesz od razu mnie powiadom. –Tak jest ,panie.-Mówiąc to Elefrez odwrócił się i podszedł do drzwi i wyszedł do przedpokoju. Kierując się w stronę swej komnaty usłyszał czyjś krzyk. Odruchowo sięgnął po łuk i nakładając strzałę na cięciwę ruszył cichym krokiem w kierunku skąd dobiegł krzyk. Przy każdym zakręcie rozglądał się wkoło czy nie ma tu żadnych niepokojących rzeczy lub śladów. Gdy doszedł do dziedzińca zauważył dwóch młodych mężczyzn jakby spierających się ze sobą. Jeden z nich miał na sobie płaszcz z kapturem ,który osłaniał jego twarz. Był wysokim barczystym mężczyzną. Z kaptura wystawała kępa czarnych ,pofalowanych włosów. Mężczyzna miał odkryte ręce były one ciemne, z czego Elefrez wywnioskował iż jest to cudzoziemiec. Postanowił skryć się za jednym z murków i nieco dowiedzieć się o tych podejrzanych osobach. Drugi z nich był niski i zdawał się o coś prosić drugiego mężczyznę. Był łysy i dość mocno umięśniony. Wyglądał na wojownika ,lecz Elefrez wykluczył to z jednego powodu była nim otyłość i to mocno widoczna. Gdy Elefrez dotarł do ustalonego przez siebie punktu obserwacyjnego usadowił się cicho i nasłuchiwał. –Minął termin twojej spłaty.-rzekł cudzoziemiec -Nie proszę obiecuję ,że dam ci informacje za parę dni.-odparł błagalnie drugi mężczyzna lecz teraz jego ręka podążała w kierunku pochwy ze sztyletem. Wtem Elefrez wychylił się zza murku i wypuścił strzałę w nadgarstek mężczyzny. Czekając ledwie ułamek sekundy usłyszał przeraźliwy jęk. Szantażowany mężczyzna cofnął się niepewnie patrząc na to zdarzenie z wielkim oszołomieniem oraz zdziwieniem. Elefrez dobył sztyletu i przyłożył go do gardzieli mężczyzny. –Pójdziesz ze mną.-rzekł rozkazującym tonem-Ty również.-powiedział do drugiego mężczyzny nieco łagodniejszym tonem po czym skierował się do swej komnaty. Odebrał oręż szantażyście i polecił drugiemu mężczyźnie by otworzył drzwi do komnaty Elefreza. Oczom ich ukazała się obszerna komnata z dwoma oknami z których dobiegał lekko cichy wiosenny powiew łagodzący ciepło z kominka. Na ścianach zawieszone były liczne materiały ,a w wolnych miejscach leżały strzały oraz cięciwy i części do łuku. Na wieszaku wisiała kolczuga lśniąca od blasku zachodzącego słońca spleciona bardzo gęsto i solidnie. U boku wisiał amulet w kształcie półksiężyca pokryty lekką warstwą kurzu. Był to dar od Metryda podarowany na krótko przed zdarzeniami w lasach Welb-Bol. Elefrez nakazał usiąść oby dwóm na krzesłach. Obaj siedzieli patrząc na niego niepewnie z lekkim lękiem. Zraniony mężczyzna otulał ranę kawałkiem zakrwawionej, skórzanej opończy. –Kim jesteś?- Zadał pytanie ranny mężczyzna. –Kimś kogo raczej nigdy więcej nie będziesz chciał spotkać i ja tu zadaje pytania. –O jakie pieniądze chodziło?- Zapytał Elefrez. Lecz nie dostał żadnej odpowiedzi. –Nic ci nie powiem.- Powiedział szantażysta. –Tak myślisz? A ja uważam że ta klinga jednak jakoś cię przekona.-Powiedział wskazując na ostrze swojego sztyletu.-Więc jak ? -Informacje. -rzekł z wyraźnym strachem szantażysta. Źrenice Elefreza się rozszerzyły. -Jakie.-przyznał Elefrez. - Jak cię zwą? -Mantel ,panie. –A więc Mantelu teraz sprawię ,że odpowiesz na wszystkie me pytania za pomocą tej klingi. Jeśli nie chyba potrafisz się domyślić co się z tobą stanie.- Elefrez delikatnie skinął na jego gardło co sprawiło ,że Mantel jeszcze bardziej zbladł. -A teraz ty odpowiesz za co byłeś dłużny.-Tu skierował pytanie do drugiego człowieka. –Informacje o…-odparł lękliwie człowiek. –A jakież to informacje są tyle warte co życie? -Informacje… o obronie miasta.-Odparł z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Elefrez pobladł jego twarz zmatowiała. Atak na stolice Eteranii? To samobójstwo. To najlepiej bronione miasto w całym Ikeonie wschodnim-myślał -Lecz przez moją przechadzkę wieczorem wasz plan spalił na panewce.- rzekł Elefrez -Niekoniecznie. Zdążyłem wysłać łącznika.-Człowiek uśmiechnął się głupio lecz po chwili jego uśmiech zgasł gdyż poczuł mocne ukłucie na szyi i zorientował się ,że spływa po niej strużka krwi. Opanował się w porę gdyż miał zamiar schylić się ,a to by się dla niego źle skończyło. -Jak się zwiesz ?Gadaj ale prędko.-Powiedział wyraźnie ostro Elefrez. –Jestem dworzaninem i sporo zapłacisz jeśli mi coś zrobisz.- Odrzekł człowiek -Wątpię by tak było choćby z powodu ,że dworzanie nie noszą takich łachmanów.-Rzekł Elefrez- A więc teraz pójdziemy do króla.-powiedział na co obaj mężczyźni wyraźnie się przestraszyli.
-Królu przyprowadziłem spiskowców.-wpędził do komnaty króla Elefrez. –Spiskowcy w Eteranii?- powiedział ze zdziwieniem król -Też się zdziwiłem ,ale jeszcze ciekawsze są ich zamiary.-Powiedział Elefrez- Myślę ,że sami ci powiedzą jakie. Ponad to jeden z nich uważał się za dworzanina ,a drugi omal nie zabił tego człowieka.-Mówiąc to Elefrez wskazał na rzekomego dworzanina. –Dziękuję ci Elefrezie przywołaj moją gwardię. Jutro ich przesłucham.-Rzekłszy to król spojrzał na obu spiskowców. –Panie jednak myślę ,że z tym niemożna czekać.-Doradził z niepokojem Elefrez. Mimo ,że wyglądają niepozornie mają poważne zamiary.

Rozdział drugi.

Helnereth jako jeden z najlepszych szermierzy Eteranii prowadził zajęcia szermiercze dla młodzików. Właśnie pokazywał kolejną sekwencje. –Z lewej ,z prawej, pchnięcie znad głowy.-Dyrygował młodzikami dowódca. Wszystkie ciosy kolejno trafiały w manekiny wypchane słomą. Do tego oddziału zaliczeni zostali najlepsi z najlepszych ,czyli łącznie około piętnastu ludzi. Mają oni stworzyć oddział do zadań wyjątkowych. Najbardziej niebezpiecznych i trudnych. Helnereth dostał prośbę od króla Kelatha by stworzyć ów oddział ponieważ na południowo-wschodnich obrzeżach Ikeonu dzieją się tajemnicze rzeczy. Oddział miał wyruszyć za osiem dni jako delegacja do króla sąsiedniego kraju, Mesetchu ,oczywiście zadanie miał całkiem inne. Do oddziału Helneretha dołączy jeszcze Elefrez dawny towarzysz broni i jego serdeczny przyjaciel. Właśnie pokazywał kolejną sekwencje gdy podszedł do niego jeden z młodzików. –Panie.-Rzekł młodzik. –Słucham cię Felrydzie.- odpowiedział Helnereth -Ja nie jestem pewien czy nadaję się do twego oddziału.-rzekł z rozpaczą Felryd. –Felrydzie nie wybrałem cię dlatego ,że jesteś synem Metryda ,który jak wiesz ze mną podróżował lecz dlatego ,że jesteś dobrym ,wręcz doskonałym szermierzem oraz wspaniałym uczniem.-Mówiąc to Helnereth położył mu rękę na barku.-Twój ojciec był wspaniały pod wieloma względami i ty z pewnością to po nim odziedziczyłeś ale wiedz ,że taki szermierz jak twój ojciec kiedyś musi upaść. -Helnereth spoważniał i wzruszył się na wspomnienia o bliskim sobie przyjacielu ,który jak sam powiedział „kiedyś musi upaść”. Lecz z zamyślenia wyrwał go Grathlof ,który przywitał go potężnym niedźwiedziem z okrzykiem „Helnereth”. Helnereth kompletnie oszołomiony zorientował się ,że to Grathlof i zakrzyknął: -Grathlof! Wróciłeś. –Jak widać.-Rzekł Grathlof obaj chwilę patrzeli na siebie. –Co cię sprowadza z Redrose aż do Setenfu ?- spytał Helnereth -Niestety złe wieści. Wszystko ci opowiem. Gdzie jest król?- mówił w pośpiechu. -W swym gabinecie. Niestety nie mogę cię odprowadzić muszę pilnować zajęć.-Powiedział Helnereth -Czy w zamku jest też Elefrez?- Zapytał jeszcze Grathlof. –Prawdopodobnie jest na strzelnicy.-Odparł Helnereth. –Mogłem się domyślić.-zażartował Grathlof. Zmierzając w stronę głównego budynku w mieście ,Grathlof patrzył na wszystko z utęsknieniem i rozpaczą ,że jego jako jednego z kapitanów Eteranii przydzielono akurat do Redrose. Przypominał sobie co nowe widoki z dzieciństwa. Gdy dotarł do komnaty króla zobaczył coś co go kompletnie oszołomiło. Na dziedzińcu była zawieszona tabliczka z napisem „Dla pamięci Metryda ,który legł w służbie dla królestwa.” Do tej pory Grathlof myślał ,że Metryd przesiaduję w Setenfie ,ale jednak nie ,legł w boju ,może w obronie jego przyjaciół. Rozmyślając przypominał sobie co nowe wspomnienia. Czasy w których razem z Metrydem jeszcze jako dzieci biegali po tym zamku marząc ,by kiedyś zostać wielkimi rycerzami dzięki ,którym królestwo Eteranii przetrwa największe wojny. Lecz teraz przypomniał sobie jak ważną nowinę ma donieść królowi. Otworzył wrota do królewskiego gabinetu po czym powiedział: -Panie, przynoszę posłanie z Redrose. -Rzekł Grathlof. –Grathlofie! Jak cieszę się na twój widok. Rozgość się.-Rzekł z uśmiechem król. –Panie, w pobliżu Redrose widziano Aranijskie okręty wyładowane uzbrojonymi ludźmi. W Redrose trwa oblężenie. Z Funar-Ka ciągną kolejne zastępy wojowników.-Odrzekł pospiesznie Grathlof.- Redrose broni oddział liczący sześciuset zbrojnych pod dowództwem Mensereda.- oznajmił. Król kompletnie zaskoczony tą wiadomością od razu zrezygnował z zaparzenia herbatki. –Jak długo Redrose się utrzyma?- spytał Grathlofa król. –Redrose to istna forteca myślę ,że przeciwnika pokonamy nawet jeśli byłoby ich znacznie więcej. Większość ich statków zatopimy zanim dopłyną. –Odpowiedział . –Dziękuję ci. Zwołam naradę.-Powiedział król. Grathlof postanowił pójść na strzelnicę do Elefreza. Łucznik mierzył do jednej z drewnianych tarcz ,która oddalona była o jakieś sto metrów. Dwie strzały utkwiły po lotki w samym środku. Lecz kolejna poszybowała o jakieś pięćdziesiąt metrów dalej, gdzie utkwiła w drzewie na ,którym wymalowana była kolejna tarcza. Tym razem utkwiła o niecały centymetr od środka tarczy. Elefrez już sięgał po kolejną strzałę gdy usłyszał krzyk Grathlofa. –Elefrezie! Naprawdę mnie dotąd nie spostrzegłeś?- spytał Grathlof. -Spostrzegłem cię gdy wjechałeś na dziedziniec i rozglądałeś się przypominając sobie dawne widoki.-odpowiedział nie przerywając czynności Elefrez. Grathlof zaskoczony ,że dokładnie to samo zrobił podszedł do Elefreza i uścisnął przyjaciela. –Dobrze cię widzieć.-powiedział Grathlof -Ciebie również. W najbliższym czasie nam się przydasz.-Rzekł Elefrez. –Co masz na myśli? -Mówiłeś ,że Aranijczycy przybili do naszych portów tak ?-Upewnił się Elefrez. –Owszem ,a co to ma do rzeczy ?-spytał nierozumiejąc. –Czy znasz może jakieś Aranijskie legendy?- Spytał Elefrez. –Tak ,jakieś znam.-odpowiedział Grathlof. –W wielu legendach jest mowa o mieczu ,który prowadzi armie do zwycięstwa.- Grathlof przytakiwał co chwilę lecz dalej nie był pewny o co chodzi Elefrezowi. –Otóż z dokumentu jaki dostałem od króla do przetłumaczenia wynika gdzie ,ów miecz się znajduję. Grathlofie, Aranijczycy nie przyjechali tutaj na wojnę. Oni chcą go odnaleźć. –Powiedział Elefrez.Grathlof zrozumiał dopiero teraz lecz domyślił się o co Elefrez będzie prosił. –Niestety nie mogę z tobą jechać.-Uprzedził Grathlof.- Muszę bronić portu Redrose. –Tym lepiej Grathlofie. Gdy ty będziesz bronił Redrose ,ja zyskam na czasie i uprzedzę Aranijczyków.- Powiadomił Elefrez. –Lecz chyba nie masz zamiaru jechać sam.-Przerwał niski głos Helneretha. –Przyznam ,że taki szermierz jak ty przydałby się w wyprawie.-Powiedział Elefrez.- Lecz teraz zapraszam was na obiad ponoć podają tu niezłe dania.-Powiedział z uśmiechem Elefrez.

Czekam na rady i sugestie.
Nie stawiaj spacji przed znakami interpunkcyjnymi, wypowiedzi w dialogach poprzedzaj enterami, naucz się gdzie stawiać przecinki. Wszystko dzieje się za szybko, zbyt chaotycznie. Gramatycznie słabo. Dużo powtórzeń. Forma zapisu uniemożliwia czytanie tekstu. Poczytaj teksty co lepszych autorów z forum, mam nadzieję, że zauważysz, że bardzo wiele ci do nich brakuje.
Popraw to. Powodzenia.

1/10
Szczerze mówiąc nie doczytałam do końca. Ba, nie doczytałam nawet do połowy. Z chęcią bym napisala co o tym myślę, ale dopiero jak zmienisz zapis tego opowiadania. Czyli tak jak napisał sithisdagoth, pousuwaj niepotrzebne odstępy i "powstawiaj entery". Bo na razie nie da się przez to przebrnąć
A ja pobiję Alchemiczkę - przeczytałem pierwszych parę zdań.

Zastosuj się do tego co zalecił Sith, zrób edycję postu i wtedy dostaniesz ode mnie konstruktywny komentarz. Bo w tej chwili tekst naprawdę odrzuca.
A ja pobiję Przemka,dojechałem niemal do połowy. Na chwilę obecną potwierdzę, to co napisali przedmówcy ( przedpiszcy? ): przysiądź solidnie nad tekstem, dodaj entery, a przy okazji popraw interpunkcję, zlikwiduj nielogiczności- po prostu popraw to dziełko. Im więcej naprawisz tym lepszą ocenę otrzymasz w przyszłości.
Eh, byłam ciekawa tego tekstu, więc właśnie zrobiłam to:

Cytat:Król Kelath właśnie wzywał Elefreza do swego gabinetu gdy jeszcze raz popatrzył na tajemniczy i stary dokument leżący wśród licznych papierów. Znajdowały się na nim liczne manuskrypty i tajemnicze znaki zdołało się jedynie odczytać „Zagubiony w ciemnościach” ten dziwny napis miał w sobie wiele tajemnic. Król wywnioskował iż ma to wiele wspólnego z jakimś przedmiotem dość, cennym przedmiotem jak sądzi król. Z myślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Do środka wszedł Elefrez.
– Witaj panie – rzekł.
- Witam cię Elefrezie czy zechcesz usiąść?
Elefrez skinął głową.
-Wzywałeś mnie królu - powiedział łucznik.
- Zaiste zapewne ciekawisz się po co. Więc chodzi o pewien dokument… Zresztą sam zobacz. – Rzucił niedbale papier na stół a Elefrez pochwycił go natychmiast. – Czy coś ci to mówi? - zapytał król.
– Tylko to co jest napisane - odpowiedział z uśmiechem Elefrez. –Lecz gdybym przeczytał te inskrypcje. Może udałoby się wtedy coś ustalić. Przydałby się Elnrost.
–Tak on miał do tego głowę - odpowiedział ze smutkiem Król. Na wspomnienie o dawnym sekretarzu robił się smutny. Jak każdy kto stracił bliskiego sobie człowieka. Elnrost był mądrym i dobrym człowiekiem. A teraz w Eteranii brakowało go najbardziej . -Weź te dokumenty i spróbuj przetłumaczyć jak się czegoś dowiesz od razu mnie powiadom.
–Tak jest, panie. - Mówiąc to Elefrez odwrócił się i podszedł do drzwi i wyszedł do przedpokoju. Kierując się w stronę swej komnaty usłyszał czyjś krzyk. Odruchowo sięgnął po łuk i nakładając strzałę na cięciwę ruszył cichym krokiem w kierunku skąd dobiegł krzyk. Przy każdym zakręcie rozglądał się wkoło czy nie ma tu żadnych niepokojących rzeczy lub śladów. Gdy doszedł do dziedzińca zauważył dwóch młodych mężczyzn jakby spierających się ze sobą. Jeden z nich miał na sobie płaszcz z kapturem, który osłaniał jego twarz. Był wysokim barczystym mężczyzną. Z kaptura wystawała kępa czarnych, pofalowanych włosów. Mężczyzna miał odkryte ręce były one ciemne, z czego Elefrez wywnioskował iż jest to cudzoziemiec. Postanowił skryć się za jednym z murków i nieco dowiedzieć się o tych podejrzanych osobach. Drugi z nich był niski i zdawał się o coś prosić drugiego mężczyznę. Był łysy i dość mocno umięśniony. Wyglądał na wojownika, lecz Elefrez wykluczył to z jednego powodu była nim otyłość i to mocno widoczna. Gdy Elefrez dotarł do ustalonego przez siebie punktu obserwacyjnego usadowił się cicho i nasłuchiwał.
– Minął termin twojej spłaty - rzekł cudzoziemiec
- Nie proszę obiecuję, że dam ci informacje za parę dni - odparł błagalnie drugi mężczyzna lecz teraz jego ręka podążała w kierunku pochwy ze sztyletem. Wtem Elefrez wychylił się zza murku i wypuścił strzałę w nadgarstek mężczyzny. Czekając ledwie ułamek sekundy usłyszał przeraźliwy jęk. Szantażowany mężczyzna cofnął się niepewnie patrząc na to zdarzenie z wielkim oszołomieniem oraz zdziwieniem. Elefrez dobył sztyletu i przyłożył go do gardzieli mężczyzny.
– Pójdziesz ze mną - rzekł rozkazującym tonem. - Ty również - powiedział do drugiego mężczyzny nieco łagodniejszym tonem po czym skierował się do swej komnaty. Odebrał oręż szantażyście i polecił drugiemu mężczyźnie by otworzył drzwi do komnaty Elefreza. Oczom ich ukazała się obszerna komnata z dwoma oknami z których dobiegał lekko cichy wiosenny powiew łagodzący ciepło z kominka. Na ścianach zawieszone były liczne materiały, a w wolnych miejscach leżały strzały oraz cięciwy i części do łuku. Na wieszaku wisiała kolczuga lśniąca od blasku zachodzącego słońca spleciona bardzo gęsto i solidnie. U boku wisiał amulet w kształcie półksiężyca pokryty lekką warstwą kurzu. Był to dar od Metryda podarowany na krótko przed zdarzeniami w lasach Welb-Bol. Elefrez nakazał usiąść oby dwóm na krzesłach. Obaj siedzieli patrząc na niego niepewnie z lekkim lękiem. Zraniony mężczyzna otulał ranę kawałkiem zakrwawionej, skórzanej opończy.
– Kim jesteś? - Zadał pytanie ranny mężczyzna.
– Kimś kogo raczej nigdy więcej nie będziesz chciał spotkać i ja tu zadaje pytania. O jakie pieniądze chodziło? - zapytał Elefrez. Lecz nie dostał żadnej odpowiedzi.
– Nic ci nie powiem - powiedział szantażysta.
– Tak myślisz? A ja uważam że ta klinga jednak jakoś cię przekona. - powiedział wskazując na ostrze swojego sztyletu. - Więc jak?
- Informacje - rzekł z wyraźnym strachem szantażysta. Źrenice Elefreza się rozszerzyły.
- Jakie. - przyznał Elefrez. - Jak cię zwą?
- Mantel, panie.
– A więc Mantelu teraz sprawię, że odpowiesz na wszystkie me pytania za pomocą tej klingi. Jeśli nie chyba potrafisz się domyślić co się z tobą stanie. - Elefrez delikatnie skinął na jego gardło co sprawiło, że Mantel jeszcze bardziej zbladł. - A teraz ty odpowiesz za co byłeś dłużny. - Tu skierował pytanie do drugiego człowieka.
– Informacje o… - odparł lękliwie człowiek.
– A jakież to informacje są tyle warte co życie?
-Informacje… o obronie miasta. - Odparł z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Elefrez pobladł jego twarz zmatowiała. Atak na stolice Eteranii? To samobójstwo. To najlepiej bronione miasto w całym Ikeonie wschodnim – myślał.
- Lecz przez moją przechadzkę wieczorem wasz plan spalił na panewce. - rzekł Elefrez.
- Niekoniecznie. Zdążyłem wysłać łącznika. - Człowiek uśmiechnął się głupio lecz po chwili jego uśmiech zgasł gdyż poczuł mocne ukłucie na szyi i zorientował się, że spływa po niej strużka krwi. Opanował się w porę gdyż miał zamiar schylić się, a to by się dla niego źle skończyło.
- Jak się zwiesz ? Gadaj ale prędko. - Powiedział wyraźnie ostro Elefrez.
– Jestem dworzaninem i sporo zapłacisz jeśli mi coś zrobisz. - Odrzekł człowiek.
-Wątpię by tak było choćby z powodu, że dworzanie nie noszą takich łachmanów - rzekł Elefrez - A więc teraz pójdziemy do króla. - powiedział na co obaj mężczyźni wyraźnie się przestraszyli.
-Królu przyprowadziłem spiskowców. - wpędził do komnaty króla Elefrez.
– Spiskowcy w Eteranii?- powiedział ze zdziwieniem król
- Też się zdziwiłem, ale jeszcze ciekawsze są ich zamiary - powiedział Elefrez.- Myślę, że sami ci powiedzą jakie. Ponad to jeden z nich uważał się za dworzanina, a drugi omal nie zabił tego człowieka. - Mówiąc to Elefrez wskazał na rzekomego dworzanina.
– Dziękuję ci Elefrezie przywołaj moją gwardię. Jutro ich przesłucham. - Rzekłszy to król spojrzał na obu spiskowców.
– Panie jednak myślę, że z tym niemożna czekać. - Doradził z niepokojem Elefrez. Mimo, że wyglądają niepozornie mają poważne zamiary.

Rozdział drugi.

Helnereth jako jeden z najlepszych szermierzy Eteranii prowadził zajęcia szermiercze dla młodzików. Właśnie pokazywał kolejną sekwencje.
– Z lewej, z prawej, pchnięcie znad głowy. - Dyrygował młodzikami dowódca. Wszystkie ciosy kolejno trafiały w manekiny wypchane słomą. Do tego oddziału zaliczeni zostali najlepsi z najlepszych, czyli łącznie około piętnastu ludzi. Mają oni stworzyć oddział do zadań wyjątkowych. Najbardziej niebezpiecznych i trudnych. Helnereth dostał prośbę od króla Kelatha by stworzyć ów oddział ponieważ na południowo-wschodnich obrzeżach Ikeonu dzieją się tajemnicze rzeczy. Oddział miał wyruszyć za osiem dni jako delegacja do króla sąsiedniego kraju, Mesetchu, oczywiście zadanie miał całkiem inne. Do oddziału Helneretha dołączy jeszcze Elefrez dawny towarzysz broni i jego serdeczny przyjaciel. Właśnie pokazywał kolejną sekwencje gdy podszedł do niego jeden z młodzików.
–Panie. - Rzekł młodzik.
– Słucham cię Felrydzie. - odpowiedział Helnereth
- Ja nie jestem pewien czy nadaję się do twego oddziału. - rzekł z rozpaczą Felryd.
–Felrydzie nie wybrałem cię dlatego, że jesteś synem Metryda, który jak wiesz ze mną podróżował lecz dlatego, że jesteś dobrym, wręcz doskonałym szermierzem oraz wspaniałym uczniem. - Mówiąc to Helnereth położył mu rękę na barku. - Twój ojciec był wspaniały pod wieloma względami i ty z pewnością to po nim odziedziczyłeś ale wiedz, że taki szermierz jak twój ojciec kiedyś musi upaść. -Helnereth spoważniał i wzruszył się na wspomnienia o bliskim sobie przyjacielu, który jak sam powiedział „kiedyś musi upaść”. Lecz z zamyślenia wyrwał go Grathlof, który przywitał go potężnym niedźwiedziem z okrzykiem „Helnereth”. Helnereth kompletnie oszołomiony zorientował się, że to Grathlof i zakrzyknął:
- Grathlof! Wróciłeś.
– Jak widać. - Rzekł Grathlof obaj chwilę patrzeli na siebie.
– Co cię sprowadza z Redrose aż do Setenfu? - spytał Helnereth.
- Niestety złe wieści. Wszystko ci opowiem. Gdzie jest król? - mówił w pośpiechu.
- W swym gabinecie. Niestety nie mogę cię odprowadzić muszę pilnować zajęć. - Powiedział Helnereth.
- Czy w zamku jest też Elefrez? - Zapytał jeszcze Grathlof.
– Prawdopodobnie jest na strzelnicy.-Odparł Helnereth.
– Mogłem się domyślić. - zażartował Grathlof. Zmierzając w stronę głównego budynku w mieście, Grathlof patrzył na wszystko z utęsknieniem i rozpaczą, że jego jako jednego z kapitanów Eteranii przydzielono akurat do Redrose. Przypominał sobie co nowe widoki z dzieciństwa. Gdy dotarł do komnaty króla zobaczył coś co go kompletnie oszołomiło. Na dziedzińcu była zawieszona tabliczka z napisem „Dla pamięci Metryda ,który legł w służbie dla królestwa.” Do tej pory Grathlof myślał, że Metryd przesiaduję w Setenfie, ale jednak nie, legł w boju, może w obronie jego przyjaciół. Rozmyślając przypominał sobie co nowe wspomnienia. Czasy w których razem z Metrydem jeszcze jako dzieci biegali po tym zamku marząc, by kiedyś zostać wielkimi rycerzami dzięki, którym królestwo Eteranii przetrwa największe wojny. Lecz teraz przypomniał sobie jak ważną nowinę ma donieść królowi. Otworzył wrota do królewskiego gabinetu po czym powiedział:
-Panie, przynoszę posłanie z Redrose. - Rzekł Grathlof.
– Grathlofie! Jak cieszę się na twój widok. Rozgość się - rzekł z uśmiechem król.
– Panie, w pobliżu Redrose widziano Aranijskie okręty wyładowane uzbrojonymi ludźmi. W Redrose trwa oblężenie. Z Funar-Ka ciągną kolejne zastępy wojowników. - Odrzekł pospiesznie Grathlof. - Redrose broni oddział liczący sześciuset zbrojnych pod dowództwem Mensereda. - oznajmił. Król kompletnie zaskoczony tą wiadomością od razu zrezygnował z zaparzenia herbatki.
–Jak długo Redrose się utrzyma? - spytał Grathlofa król.
– Redrose to istna forteca myślę, że przeciwnika pokonamy nawet jeśli byłoby ich znacznie więcej. Większość ich statków zatopimy zanim dopłyną – odpowiedział.
–Dziękuję ci. Zwołam naradę. - Powiedział król. Grathlof postanowił pójść na strzelnicę do Elefreza. Łucznik mierzył do jednej z drewnianych tarcz, która oddalona była o jakieś sto metrów. Dwie strzały utkwiły po lotki w samym środku. Lecz kolejna poszybowała o jakieś pięćdziesiąt metrów dalej, gdzie utkwiła w drzewie na, którym wymalowana była kolejna tarcza. Tym razem utkwiła o niecały centymetr od środka tarczy. Elefrez już sięgał po kolejną strzałę gdy usłyszał krzyk Grathlofa.
– Elefrezie! Naprawdę mnie dotąd nie spostrzegłeś?- spytał Grathlof.
- Spostrzegłem cię gdy wjechałeś na dziedziniec i rozglądałeś się przypominając sobie dawne widoki. - odpowiedział nie przerywając czynności Elefrez. Grathlof zaskoczony ,że dokładnie to samo zrobił podszedł do Elefreza i uścisnął przyjaciela.
– Dobrze cię widzieć. - powiedział Grathlof.
- Ciebie również. W najbliższym czasie nam się przydasz. - Rzekł Elefrez.
– Co masz na myśli?
- Mówiłeś, że Aranijczycy przybili do naszych portów tak? - Upewnił się Elefrez.
–Owszem, a co to ma do rzeczy ?-spytał nierozumiejąc.
– Czy znasz może jakieś Aranijskie legendy? - Spytał Elefrez.
– Tak, jakieś znam - odpowiedział Grathlof.
– W wielu legendach jest mowa o mieczu, który prowadzi armie do zwycięstwa. - Grathlof przytakiwał co chwilę lecz dalej nie był pewny o co chodzi Elefrezowi. – Otóż z dokumentu jaki dostałem od króla do przetłumaczenia wynika gdzie, ów miecz się znajduję. Grathlofie, Aranijczycy nie przyjechali tutaj na wojnę. Oni chcą go odnaleźć –powiedział Elefrez. Grathlof zrozumiał dopiero teraz lecz domyślił się o co Elefrez będzie prosił.
– Niestety nie mogę z tobą jechać. - Uprzedził Grathlof. - Muszę bronić portu Redrose.
–Tym lepiej Grathlofie. Gdy ty będziesz bronił Redrose, ja zyskam na czasie i uprzedzę Aranijczyków. - Powiadomił Elefrez.
– Lecz chyba nie masz zamiaru jechać sam. - Przerwał niski głos Helneretha.
– Przyznam, że taki szermierz jak ty przydałby się w wyprawie - powiedział Elefrez. - Lecz teraz zapraszam was na obiad ponoć podają tu niezłe dania - powiedział z uśmiechem Elefrez.
Pooddzielałam, tylko dialogi i usunęłam odstępy przed znakami interpunkcyjnymi.
W sumie to strata czasu, bo tekst jest naprawdę zły, zupełnie nieprzemyślany. Masa błędów logicznych tak jakbyś ani przez sekundę się nad tym wszystkim nie zastanowił. Król do którego poddani biegają z byle "newsem" i którego najwyraźniej nie broni żadna straż. Komuś w mieście się nudzi? To idzie do króla, który sobie siedzi w gabinecie i popija herbatkę. Takich niedorzeczności jest tu cała masa.
Nie będę nawet wspominać o innych błędach, bo już mnie od nich głowa boli.
Tym przeredagowaniem, alchemiczko, zaszkodziłaś tekstowi jeszcze bardziej, bo wszystkie błędy widać teraz bardzo wyraźnieBig Grin
Alejestem pełen podziwu, że Ci się wogóle chciało tak bawićSmile
Hej! Teraz przynajmniej da się to przeczytać! xD Chciało, nie chciało. Miałam nadzieję, że w tekście jest ukryty jakiś potencjał.
To nie strata czasu - podziwiam, alchemiczko!
To jedna z najważniejszych lekcji dla autora - pierwsza: bo tak ma być zapisany tekst literacki.
To pierwsza reguła, pierwszy krok.