Via Appia - Forum

Pełna wersja: "Buntownik."
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Brązowe tęczówki uważnie śledziły każdy ruch niskiego mężczyzny, który skradając się przemykał między budynkami. Długie, blade palce delikatnie pieściły spust, czekając na odpowiedni moment. Gdy ten nastąpił ciszę przerwał świst wypuszczonego naboju, a po chwili zastąpiło go głośne uderzenie otyłego ciała o chodnik. Poprawiając szybkim ruchem długie kosmyki, które natarczywie wpadały mu do oczu, usunął się w cień najbliższej kamienicy.
- Nienawidzę tego. - czuł jak jego ciałem wstrząsają nieprzyjemne dreszcze, a żołądek podsuwa się do gardła. Zaciskając dłonie w pięści, odetchnął kilkanaście razy i prostując się objął drogę do domu. Marcus Wilhset, 24 latek o przydługich, czarnych włosach i obojętnym spojrzeniu ciemnobrązowych oczu, którego lewy policzek naznaczony był pięcioma podłużnymi bliznami. Mężczyzna niezbyt rzucający się w oczy, trzymający się z boku. Jedyną rozrywką na jaką sobie pozwalał, było codzienne przesiadywanie wieczorem w ulubionym barze kilka przecznic za jego blokiem i oddawanie się wypijaniu coraz to nowszych szklanek z Whiskey. Osoba zapytana o jego źródło dochodu, po dłuższym zastanowieniu nie potrafiłaby stwierdzić kim był. Każdy kto znał Marcusa choć trochę musiał wiedzieć jedno. Nienawidził swojej pracy, aczkolwiek był mistrzem w tej dziedzinie i jego zleceniodawca nigdy nie pozwalał mu odejść.
- Marc.. To Ty? - gdy tylko drzwi zamknęły się za nim odetchnął głęboko i wyrwany z zamyślenia, posłał uspokajające spojrzenie w stronę współlokatora, a zarazem swojego jedynego i najlepszego przyjaciela. Rudzielec uśmiechnął się tylko i powracając do pochłaniania kolejnych kawałków pizzy, przełączył kanał. Czarnowłosy mężczyzna wszedł do swojego pokoju i zdejmując buty, rzucił się na łóżko. Już od 3 lat jest tym kim jest i w tym miesiącu zamierza w końcu z tego zrezygnować. Miał dość bycia na krawędzi życia i śmierci. Miał dość decydowania kiedy ktoś ma umrzeć lub zostać przy życiu. Miał dość odbierania rodzinom ojca, matki, brata, siostry, córki, syna. Kogokolwiek. Uścisk w żołądku i gorąco, które zalało całe jego ciało, postawiło go na nogi. Gwałtownym ruchem zgarnął z biurka plecak i ponownie wsuwając stopy w buty, opuścił mieszkanie. Drugi raz tego samego dnia pokonywał tę trasę. Znał ją na pamięć. Po godzinie szybkim marszem dotarł przed szklane drzwi kilkunastu piętrowego biurowca. Zleceniodawca na co dzień był zwykłym adwokatem, który niewygodnych świadków po prostu usuwał sobie z drogi. Wchodząc do środka obrał kierunek na lewo i wsiadając do windy wcisnął przycisk z numerem 13. Po 3 minutach stał przed dębowymi drzwiami ze złotą tabliczką: Stephen Milser. Zapukał dwukrotnie i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka.
- Nie pozwoliłem.. - niebieskie, matowe oczy spojrzały na Marcusa znad okularów połówek i od razu na twarzy wychudzonego adwokata pojawił się wyraz zaskoczenia. - .. witaj Marcusie. Co Cię do mnie sprowadza?
- Rezygnuję. Tym razem ostatecznie, nieodwołalnie. Definitywnie. - Czarnowłosy wyprostował się i odchrząknął widząc czerwone plamy wpełzające na pomarszczone policzki szefa.
- Nie możesz tego zrobić. Taka była umowa. Umowa.. - wyciągając zza kamizelki wąski rulonik kontynuował. - była nieodwołalna i związywała Cię do tej pory, dopóki sam Cię nie odrzucę. - wyraz tryumfu zagościł w głęboko osadzonych oczkach.
- Nikt nie będzie mówił co mi wolno, a czego nie. - Marcus zamknął oczy i zaciskając dłoń w pięść przybliżył się do teraz przestraszonego adwokata. - Zdaje pan sobie sprawę, że zadarł z niewłaściwym przeciwnikiem? Może się to dla pana źle skończyć. - to powiedziawszy wyszedł z pomieszczenia.
Nie minęło pełnych kilka dni gdy w gazetach na pierwszej stronie ukazały się czerwone nagłówki o śmierci wpływowego adwokata. Czarnowłosy mężczyzna zadowolony siedział właśnie w miękkim fotelu i popijając Whiskey z lodem oddawał się rozkoszy, która spłynęła na niego wraz z wolnością. Nareszcie zbuntował się przeciw wszystkiemu i uzyskał to co odebrano mu dawno temu.
Gdy ten nastąpił (,) ciszę przerwał świst wypuszczonego naboju,

coraz to nowszych szklanek z Whiskey - te "nowsze" kuje

Miał dość odbierania rodzinom ojca, matki, brata, siostry, córki, syna. - skróciłbym do trzech, ale to subiektywna opinia.

Nie minęło pełnych kilka dni - pełnych zbędne.

Tam trochę jeszcze interpunkcji, ale sam nie czuję się na tyle pewny w tej materii, żeby wytykać.

Krótki teks, mało widać, ale jedno mi się podoba bardzo: zwracanie uwagi na szczegóły w opisie, i to zgrabne zwracanie uwagi.