19-09-2011, 10:16
Polityk był starym i zmęczonym człowiekiem. Siedząc w swym obszernym gabinecie, patrzył spokojnie poza otaczającą go przestrzeń. Odnajdywał w niej kolejne wspomnienia długiego i bogatego życia, z którego nic nie wynikało. Czuł pogardę dla wszystkiego, co przez lata zbudował, jednocześnie brzydząc się myślą o pozostawieniu po sobie jakiejkolwiek części owego dorobku. Od wielu już lat nie trawił wypracowanej pozycji, przeklętej rangi wynoszącej go ponad zwykłych, szarych obywateli, błąkających się wśród mgieł własnej ułomności. Gardził nimi tak samo jak ludźmi sobie podobnymi, nie pozostawiając dla nikogo miejsca w swoim zimnym, udręczonym sercu. Trawiły go choroby, z którymi nie umiał walczyć. W miarę, jak odwracali się od niego ludzie, coraz bardziej nienawidził każdego śladu swego istnienia. Gdy opuściła go rodzina, przestało mu zależeć. Stracił wszystko. Nie chciał żyć w takim świecie, lecz nie zamierzał odchodzić nie zabrawszy go ze sobą. Powoli odchylił się w fotelu, wstał i ruszył przed siebie.
- A jednak świat to za mało – mruknął obserwując na wielkim radarze jak wystrzelony przez niego arsenał jądrowy skazywał na zagładę kolejno wyznaczone cele…
- A jednak świat to za mało – mruknął obserwując na wielkim radarze jak wystrzelony przez niego arsenał jądrowy skazywał na zagładę kolejno wyznaczone cele…