18-09-2011, 19:17
Witam! Jest to moje pierwsze opowiadanie, więc krytykę przyjmę jakby to ująć "na klatę" i z godnością. Nawet proszę o nią ponieważ wiem, że robię wiele błędów.
Część Pierwsza
Był chłodny, październikowy poranek. Franicszek szedł jak codzień do pracy.
Pracował w kopalni. Śłońce wstawało, niebo mieniło się wieloma kolorami, a na horyzoncie widać już było wielki szary budynek - miejsce pracy Franciszka. Pracował on tam od dziesięciu lat. Jak na górnika był dobrze wykształcony, skończył studia, obronił pracę magisterską, ale życie w dzisiejszych czasach nie jest łatwe i doszło do tego, że magister informatyki musi pracować w kopalni.
Przy zakładzie pracy panowała cisza. Słychać było tylko rozmowy górników, którzy właśnie kończyli nocną zmianę. Zapowiadał się kolejny nudny dzień w kopalni, tłuczenia kilofem w skałę.
Franciszek jak zwykle, wszedł do szatni, gdzie na suszarkach wisiały rzeczy innych robotników. Podszedł do swojej szafki. Wyciągnął ubrania, kask i kilof oraz parę innych narzędzi. Przebrał się i wyszedł do głównej hali. Tam czekali już na niego koledzy ze zmiany.
- Coś to dzisiaj się zaspało co Franiu? - żartobliwie zapytał jeden z nich
- Aaa tam, ciężka noc, wiesz jak jest... - odpowiedział i wszyscy razem weszli do windy.
W kopalni było ciemno, korytarz oświetlały jedynie nieliczne lampy oraz latarki na kaskach górników. Jechali wagonikami na wyrobisko. Z oddali już dochodziły dźwięki pracujących maszyn.
Franek siedział w wagoniku z parom kolegami. Zamknął na chwilę oczy. Gdy je otworzył
ze zdumieniem spostrzegł, że jest sam w kolejce. Nie ma tu nikogo poza nim.
- Ej, chłopaki gdzie jesteście, to nie jest śmieszne. - krzyknął
Nikt nie odpowiedział, poźniej zdał sobię sprawę, że nie mogli wyjść bo kolejka wciąż się poruszała. Przeraził się. Przedostał się do małej lokomotywy i próbował zaciągnąć hamulec. Bezskutecznie. Przed sobą widział małe światełko, miało ono lekką fioletową poświatę i ciągłe się zbliżało. Wagoniki przyspieszały. Po krótkiej chwili dotarł do światła. Światło było bardzo jasne. Potem Franciszek stracił przytomność.
Gdy się obudził, że zdumieniem spostrzegł, że nie jest już w kopalni. Słyszał strzały i wybuchy. Na sobie miał zbroję i hełm, takie o jakich czytał czasami w powieściach science-fiction.. Leżał na ziemi, a wkoło niego biegali jacyś ludzie ubrani podobnie do niego.
- David! Wstawaj, wstawaj stary! - ktoś nagle krzyknął i wyrwał go z tego letargu.
- Co? Kim jesteś? Gdzie ja jestem?
- Jak to ku*** gdzie jesteś? Na Wojnie! Wstawaj stary łap blaster i napie******.
- Co? Jak to? Ja jestem górnikiem byłem w kopalni. - odrzekł zdezorientowany
- Oho, to trafienie chyba ci nieźle we łbie przewróciło. - rzekł zakłopotany żołnierz
- Medyk, medyk!
- Tylko to usłyszał Franek, potem widział już tylko zarys postaci, która do niego podchodzi i gdzieś go zabiera.
- Gdy się obudził strasznie bolała go głowa, nie miał już na sobie zbroi. Leżał na łóżku wokół niego nikogo nie było. Pokój, w którym się znajdował, był dobrze oświetlony, ale nieliczne meble, które w nim były wyglądały dziwacznie. Mógł tylko zobaczyć na nich logo, skrzydła ze skrzyżowanymi czarny pistoletami oraz pod spodem napis: "GAW". Nie wiedział co oznacza ten skrót. Postanowił wstać. Podszedł do okna i stanął jak wryty. To co zobaczył przyprawiło go o dreszcze. Znajdował się w gigantycznym mieście. Wokół budynku w którym on się znajdował latało pełno dziwacznych pojazdów. Same budynki były tak wysokie, że nie mógł zobaczyć ich spodu. Wtem otworzyły się drzwi i do pokoju weszły dwie osoby:
- Panie sierżancie proszę się położyć! - ktoś powiedział
Franciszek obrócił się i zobaczył dwie osoby, jedna ubrana była w biały fartuch z czerwonym krzyżem. Domyślał się, że jest to pewnie lekarz, a druga postać miała na sobie mundur. Rozpoznał w nim człowieka, którego spotkał gdy się obudził w czasie walki. Dość ciemna cera, mocne rysy twarzy, lekko spiczasty nos i czarne, krótkie włosy. Był mocno zbudowany, na nogach miał czarne buty wykonane z dziwnego materiału.
Franek położył się spowrotem do łóżka.
- Wszczepiliśmy panu implant monitorujący pańskie funkcje życiowe. Jeżeli coś będzie nie tak proszę nacisnąć czerowny guzik. - powiedział lekarz
Dopiero teraz Franciszek zauważył niewielki czerwony guzik z napisem: "Pomoc".
- Dobrze. - odparł zdezorientowany.
- Uff stary, już się bałem, że cie się coś stało. Ci durni Arionowie potrafią nieźle przyłożyć.
- Jak to gdzie ja jestem? Jacy Arionowie?
- Co ci się stało? Co ty nie pamiętasz? Przecież była wielka bitwa z tymi potworami, ty oberwałeś, potem zabrał cię medyk. Na szczęście wygraliśmy.
- Jak to? Przecież ja pracuję w kopalni węgla i jechałem wagonikiem do pracy, i nagle wszyscy moi koledzy zniknęli a ja wjechałem w dziwne światło i straciłem przytomność.
- Jakiego węgla? Co ty wogóle gadasz? Węgla nie ma na ziemi od 500 lat. Ostatnie jego złoża dawno się skończyły. To trafienie naprawdę nieźle ci poprzewracało wełbie.
- Jak to nie ma? Który mamy rok?
- 2569.
- Co!? Przecież ja się urodziłem w 1975! Jak to możliwe?
- Oj David, David, Taki stary to ty jeszcze nie jesteś.
- Jaki David? Ja nazywam się Franciszek. Franciszek Kosocki.
- Haha dobre, dobre. Przestań sobie już robić jaja i zejdź na ziemię. Nazywasz się David Mool i jesteś sierżantem elitarnej jednostki Galaktyczniej Armi Wyzowlenia, Fast Reaction Group.
- To niemożliwe. Ja pracowałem w kopalni, mieszkałem w Polsce. Mam 37 lat.
- Po pierwsze to masz 27 lat, a po drugie kiedyś faktycznie czytałem historię i o kraju takim jak Polska wiem tylko tyle, że upadł w 2020 roku bo był źle rządzony i podbiły go wojska niejakiego San Marino, ale to było bardzo dawno.
- Co? To niemożliwe?
- Dobra, dobra widzę, że się nie dogadamy. Prześpij się to może coś sobie przypomnisz. - powiedział mężczyzna w mundurze i razem z lekarzem wyszli. Dopiero teraz Francieszek zauważył, że do pokoju prowadzą rozsuwane do góry i na dół stalowe drzwi. W głowie miał mętlik. Nie wiedział co się z nim stało, nie wiedział gdzie jest. Był zagubiony.
Franciszka ze snu wyrwał głos.
- Panie sierżancie, panie sierżancie. Jak się pan czuje?
- Dobrze, ale czy mógłbyś mi przynieść coś do picia.
- Oczywiście, zaraz wracam.
Po czym lekarz wyszedł. Franek już nie wiedział co się z nim dzieje. Zaczynał mieć wątpliwości kim jest. Wszyscy tutaj mówili do niego: "Panie sierżancie", a tamten człowiek, który przedstawiał się jako jego kolega, był święcie przekonany, że ma na imię David. Już nie wiedział co o tym myśleć. Nie miał pojęcia co się stało.
Jego rozmyślania przerwało wejście lekarza niosącego szklankę z wodą.
- Proszę bardzo. Czy jeszcze czegoś panu trzeba?
- Nie, chociaż wie pan może kim jest ten człowiek w mundurze, który wczoraj u mnie był?
- Tak, to sierżant Orest McKay, służycie jednej jednostce.
- Może pan go zawołać?
- Oczywiście, już po niego idę.
Lekarz wyszedł i Franek został sam. Postanowił, że dowie się więcej o postaci w która się wcielił, nie będzie się dalej upiera że nazywa się Franciszek Kosocki. Spróbuje wcielić się w sierżanta Davida Mool'a, bo w tej chwili chyba nie ma innego wyjścia.
Leżał tak i rozmyślał jeszcze krótką chwilę. Po chwili wszedł lekarz razem z sierżantem McKay'em.
- Witaj David, jak się czujesz?
- Dzięki, dobrze Orest.
- I jak tam coś sobie przypominasz?
- Niezabardzo, ale tak sobię myślę, że mógłbyś mi cos opowiedzieć.
- Jasne, żadne problem, mamy teraz dużo czasu, bo nasza jednostka aktualnie nie ma żadnych zadań.
McKay opowiadał o tym jak się poznali, ile bitew stoczyli, jak David raz uratował mu życie, o Zjednoczonych Stanach Galaktycznych - kraju w którym obecnie się znajdują. Powiedział mu także, że władzę w większości galaktyki teraz sprawują Arionowie i że stanowią poważne zagrożenie dla istnienia tego kraju.
- A kim są ci Arionowie? - z zaciekawieniem pytał Franciszek
- Nie kim, ale raczej czym. To krwiożercze bestie, bardzo szybko się rozmnażające, które niszczą wszelkie życie, jakie napotkają na swojej drodze. My walczymy z nimi od dawna, ale nasza planeta jest oblężona. Nie znają one litości, nie czują strachu. Są ich niezliczone zastępy i z każdą chwilą jest ich coraz więcej.
- Chyba dość się dzisiaj nasłuchałem. Jestem trochę zmęczony. - Franciszek chciał już skończyć tą rozmowę i przemyśleć swoją sytuację.
Orest wychodził i na odchodne rzucił
- Pamiętaj, że twoja żona i dziecko czekają na ciebie.
Franek zaniemówił.
- To ja mam żonę i dziecko? - krzyknął do McKay'a
- Jasne, że masz myślałem, że o tym to pamiętasz. - odpowiedział i wyszedł z pokoju.
Ta wiadomość bardzo go przygniotła. W swoim poprzednim życiu, bo tak teraz nazywał czas kiedy spokojnie pracował w kopalni, nie miał żony a tym bardziej dzieci. Teraz tylko bardziej utwierdził się w decyzji, że powinien wcielić się w sierżanta Davida Mool'a i stawić czoła wszystkim przeciwnością jakie zdoła napotkać. Jako, że nie wie zadużo o swojej postaci postanowił, że będzie się usprawiedliwiał zanikiem pamięci po trafieniu w głowę.
Czuł się już dobrze, trochę bolała go jeszcze głowa, ale jako górnik był do tego przyzwyczajony. Dopiero teraz zauważył, że jest całkiem w innym ciele. W pokoju, na szafce wisiało lustro. W nim zobaczył, że ma całkiem inną twarz inny kolor włosów, tu jest jasnym blondynem, tam jego włosy były czarne. Jest też o wiele bardziej muskularny i wyższy. Po tym odkryciu wyjrzał przez okno. Od poprzedniego razu nic się nie zmieniło. Jego uwagę przyciągnęły dwa słońca. Nigdy wcześniej niczego takiego nie widział.
- Piękne Nowum mamy, prawda Dave? - odezwał się głos zza pleców.
David natychmiast się obrócił, zauważył starszego mężczyznę z siwymi wąsami, w mundurze. Gorzej zbudowanego od jego kolegi Oresta, mniejszego. Był łysy, a na jego mundurze znajdowało się wiele medali i odznaczeń
.
- Kim pan jest? - zapytał David
- Haha, słyszałem, że u ciebie krucho z pamięcią, ale nie sądziłem, że aż tak! Ja jestem admirał Roger Gilroy, ale to jest wizyta przyjacielska więc nie zwracajmy uwagi na stopień. Myślałem, że chociaż starego kumpla to będziesz pamiętał. Znam cie od dziecka. Pamiętam cie jeszcze jako małe niemowlę.
David milczał, a Roger mówił dalej.
- Dobrze, że nic poważniejszego ci się nie stało. Mam nadzieję, że niebawem wyzdrowiejesz i będziesz mógł wrócić do wykonywania zadań. Oczywiście,jeżeli będziesz tego chciał.
- Wrócę, napewno.
- Mam tylko nadzieję, że nie straciłeś tego "sokolego" wzorku? W jednostce kogoś nam teraz brakuje. Nigdy nie będziemy dobrze funkcjonować bez ciebie. Jesteś ważnym członkiem tej "układanki", chyba nikt nie potrafi tak jak ty zagrzać chłopaków do walki. Zdrowiej szybko, a ja wracam bo rada na mnie czeka.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Czy tu zawsze na niebie są dwa słońca?
- Nie, to jest Nowum. Zdarza się to mniej więcej raz na dziesięć lat. Najgorsze jest to, że wtedy Arionowie są silniejsi. Potrwa to przez tydzień, więc tym bardziej będziemy ciebie potrzebować, bo napewno podejmą próbę ataku.
- Postaram się szybko odzyskać siły.
- Trzymaj się i do zobaczenia w sztabie.
- Do widzenia Roger.
Tego dnia David miał jeszcze wielu gości. Przychodzili do niego znajomi, oraz koledzy z jednostki. Każdy z nich dokładał jakiś kawałek z historii Dave.
Wieczorem wiedział już mniej więcej kim jest. Wszystko sobie poukładał.
Nazywam się David Mool. Mam żonę Arlenę i synka Walerego. Mieszkają oni w innym mieście i przez trwającą wojnę nie mogą się z nim spotkać.
W jednostce specjalnej służę już 9 lat. Mam stopień sierżanta. Od tego czasu też znam Oresta McKaya. Admirał Rogera Gilroy był dobrym znajomych moich rodziców, których zabili Arionowie. Jestem dobrym żołnierzem. W jednostce prowadzę sekcję snajperską. Doskonale strzelam i zawsze trafiam w cel. Mam wiernych żołnierzy, którzy zawsze mnie wspierają i weszli by za mną nawet w ogień. Wszyscy bardzo czekają na mój powrót.
Po tym męczącym dniu, przyzwyczajania się do nowej tożsamości David był zmęczony, więc położył się spać.
Ze snu wyrwał go głos lekarza.
- Sierżancie David, udało nam się połączyć z pańską żoną. Mam tu telefon, czy chce z nią pan porozmawiać?
- Oczywiście, proszę mi ją dać - z lekkim wachaniem odparł
- Halo.
- Oh kochanie to ty! Jak dobrze, że nic ci się nie stało. Co u ciebie?
- Wszystko dobrze. Miałem małe kłopoty z pamięcią, ale już wszystko wraca do normy. Przy najbliższej okazji postaram się do was dotrzeć.
- Koniecznie, Walery już bardzo tęskni za tatusiem.
Kobieta woła synka.
- Walery przywitaj się z tatą.
- Taaa! Taaaa! - gaworzy synek
- Cześc synku. Opiekujesz się mamą?
- Taaaa! Taaaaa!
- To dobrze.
Walery odchodzi od słuchawki.
- Tęsknimy tu obydwoje za tobą. Uważaj na siebie i przyjeżdzaj do nas jak ...
Głos w słuchawce urywa się w pół zdania.
- Znowu mamy kłopoty z połączeniem. Czy życzy sobie pan abyśmy spróbowali jeszcze raz?
- Nie dziękuje doktorze, proszę się zająć innymi pacjentami.
Leżąc w łóżku, David jeszcze długo rozmyślał o tej rozmowie, po czym strudzony dzisiejszym dniem, zasnął.
Ciąg dalszy nastąpi za tydzień, bądź jakaś krótka część w weakend.
Część Pierwsza
Był chłodny, październikowy poranek. Franicszek szedł jak codzień do pracy.
Pracował w kopalni. Śłońce wstawało, niebo mieniło się wieloma kolorami, a na horyzoncie widać już było wielki szary budynek - miejsce pracy Franciszka. Pracował on tam od dziesięciu lat. Jak na górnika był dobrze wykształcony, skończył studia, obronił pracę magisterską, ale życie w dzisiejszych czasach nie jest łatwe i doszło do tego, że magister informatyki musi pracować w kopalni.
Przy zakładzie pracy panowała cisza. Słychać było tylko rozmowy górników, którzy właśnie kończyli nocną zmianę. Zapowiadał się kolejny nudny dzień w kopalni, tłuczenia kilofem w skałę.
Franciszek jak zwykle, wszedł do szatni, gdzie na suszarkach wisiały rzeczy innych robotników. Podszedł do swojej szafki. Wyciągnął ubrania, kask i kilof oraz parę innych narzędzi. Przebrał się i wyszedł do głównej hali. Tam czekali już na niego koledzy ze zmiany.
- Coś to dzisiaj się zaspało co Franiu? - żartobliwie zapytał jeden z nich
- Aaa tam, ciężka noc, wiesz jak jest... - odpowiedział i wszyscy razem weszli do windy.
W kopalni było ciemno, korytarz oświetlały jedynie nieliczne lampy oraz latarki na kaskach górników. Jechali wagonikami na wyrobisko. Z oddali już dochodziły dźwięki pracujących maszyn.
Franek siedział w wagoniku z parom kolegami. Zamknął na chwilę oczy. Gdy je otworzył
ze zdumieniem spostrzegł, że jest sam w kolejce. Nie ma tu nikogo poza nim.
- Ej, chłopaki gdzie jesteście, to nie jest śmieszne. - krzyknął
Nikt nie odpowiedział, poźniej zdał sobię sprawę, że nie mogli wyjść bo kolejka wciąż się poruszała. Przeraził się. Przedostał się do małej lokomotywy i próbował zaciągnąć hamulec. Bezskutecznie. Przed sobą widział małe światełko, miało ono lekką fioletową poświatę i ciągłe się zbliżało. Wagoniki przyspieszały. Po krótkiej chwili dotarł do światła. Światło było bardzo jasne. Potem Franciszek stracił przytomność.
Gdy się obudził, że zdumieniem spostrzegł, że nie jest już w kopalni. Słyszał strzały i wybuchy. Na sobie miał zbroję i hełm, takie o jakich czytał czasami w powieściach science-fiction.. Leżał na ziemi, a wkoło niego biegali jacyś ludzie ubrani podobnie do niego.
- David! Wstawaj, wstawaj stary! - ktoś nagle krzyknął i wyrwał go z tego letargu.
- Co? Kim jesteś? Gdzie ja jestem?
- Jak to ku*** gdzie jesteś? Na Wojnie! Wstawaj stary łap blaster i napie******.
- Co? Jak to? Ja jestem górnikiem byłem w kopalni. - odrzekł zdezorientowany
- Oho, to trafienie chyba ci nieźle we łbie przewróciło. - rzekł zakłopotany żołnierz
- Medyk, medyk!
- Tylko to usłyszał Franek, potem widział już tylko zarys postaci, która do niego podchodzi i gdzieś go zabiera.
- Gdy się obudził strasznie bolała go głowa, nie miał już na sobie zbroi. Leżał na łóżku wokół niego nikogo nie było. Pokój, w którym się znajdował, był dobrze oświetlony, ale nieliczne meble, które w nim były wyglądały dziwacznie. Mógł tylko zobaczyć na nich logo, skrzydła ze skrzyżowanymi czarny pistoletami oraz pod spodem napis: "GAW". Nie wiedział co oznacza ten skrót. Postanowił wstać. Podszedł do okna i stanął jak wryty. To co zobaczył przyprawiło go o dreszcze. Znajdował się w gigantycznym mieście. Wokół budynku w którym on się znajdował latało pełno dziwacznych pojazdów. Same budynki były tak wysokie, że nie mógł zobaczyć ich spodu. Wtem otworzyły się drzwi i do pokoju weszły dwie osoby:
- Panie sierżancie proszę się położyć! - ktoś powiedział
Franciszek obrócił się i zobaczył dwie osoby, jedna ubrana była w biały fartuch z czerwonym krzyżem. Domyślał się, że jest to pewnie lekarz, a druga postać miała na sobie mundur. Rozpoznał w nim człowieka, którego spotkał gdy się obudził w czasie walki. Dość ciemna cera, mocne rysy twarzy, lekko spiczasty nos i czarne, krótkie włosy. Był mocno zbudowany, na nogach miał czarne buty wykonane z dziwnego materiału.
Franek położył się spowrotem do łóżka.
- Wszczepiliśmy panu implant monitorujący pańskie funkcje życiowe. Jeżeli coś będzie nie tak proszę nacisnąć czerowny guzik. - powiedział lekarz
Dopiero teraz Franciszek zauważył niewielki czerwony guzik z napisem: "Pomoc".
- Dobrze. - odparł zdezorientowany.
- Uff stary, już się bałem, że cie się coś stało. Ci durni Arionowie potrafią nieźle przyłożyć.
- Jak to gdzie ja jestem? Jacy Arionowie?
- Co ci się stało? Co ty nie pamiętasz? Przecież była wielka bitwa z tymi potworami, ty oberwałeś, potem zabrał cię medyk. Na szczęście wygraliśmy.
- Jak to? Przecież ja pracuję w kopalni węgla i jechałem wagonikiem do pracy, i nagle wszyscy moi koledzy zniknęli a ja wjechałem w dziwne światło i straciłem przytomność.
- Jakiego węgla? Co ty wogóle gadasz? Węgla nie ma na ziemi od 500 lat. Ostatnie jego złoża dawno się skończyły. To trafienie naprawdę nieźle ci poprzewracało wełbie.
- Jak to nie ma? Który mamy rok?
- 2569.
- Co!? Przecież ja się urodziłem w 1975! Jak to możliwe?
- Oj David, David, Taki stary to ty jeszcze nie jesteś.
- Jaki David? Ja nazywam się Franciszek. Franciszek Kosocki.
- Haha dobre, dobre. Przestań sobie już robić jaja i zejdź na ziemię. Nazywasz się David Mool i jesteś sierżantem elitarnej jednostki Galaktyczniej Armi Wyzowlenia, Fast Reaction Group.
- To niemożliwe. Ja pracowałem w kopalni, mieszkałem w Polsce. Mam 37 lat.
- Po pierwsze to masz 27 lat, a po drugie kiedyś faktycznie czytałem historię i o kraju takim jak Polska wiem tylko tyle, że upadł w 2020 roku bo był źle rządzony i podbiły go wojska niejakiego San Marino, ale to było bardzo dawno.
- Co? To niemożliwe?
- Dobra, dobra widzę, że się nie dogadamy. Prześpij się to może coś sobie przypomnisz. - powiedział mężczyzna w mundurze i razem z lekarzem wyszli. Dopiero teraz Francieszek zauważył, że do pokoju prowadzą rozsuwane do góry i na dół stalowe drzwi. W głowie miał mętlik. Nie wiedział co się z nim stało, nie wiedział gdzie jest. Był zagubiony.
Część druga
Franciszka ze snu wyrwał głos.
- Panie sierżancie, panie sierżancie. Jak się pan czuje?
- Dobrze, ale czy mógłbyś mi przynieść coś do picia.
- Oczywiście, zaraz wracam.
Po czym lekarz wyszedł. Franek już nie wiedział co się z nim dzieje. Zaczynał mieć wątpliwości kim jest. Wszyscy tutaj mówili do niego: "Panie sierżancie", a tamten człowiek, który przedstawiał się jako jego kolega, był święcie przekonany, że ma na imię David. Już nie wiedział co o tym myśleć. Nie miał pojęcia co się stało.
Jego rozmyślania przerwało wejście lekarza niosącego szklankę z wodą.
- Proszę bardzo. Czy jeszcze czegoś panu trzeba?
- Nie, chociaż wie pan może kim jest ten człowiek w mundurze, który wczoraj u mnie był?
- Tak, to sierżant Orest McKay, służycie jednej jednostce.
- Może pan go zawołać?
- Oczywiście, już po niego idę.
Lekarz wyszedł i Franek został sam. Postanowił, że dowie się więcej o postaci w która się wcielił, nie będzie się dalej upiera że nazywa się Franciszek Kosocki. Spróbuje wcielić się w sierżanta Davida Mool'a, bo w tej chwili chyba nie ma innego wyjścia.
Leżał tak i rozmyślał jeszcze krótką chwilę. Po chwili wszedł lekarz razem z sierżantem McKay'em.
- Witaj David, jak się czujesz?
- Dzięki, dobrze Orest.
- I jak tam coś sobie przypominasz?
- Niezabardzo, ale tak sobię myślę, że mógłbyś mi cos opowiedzieć.
- Jasne, żadne problem, mamy teraz dużo czasu, bo nasza jednostka aktualnie nie ma żadnych zadań.
McKay opowiadał o tym jak się poznali, ile bitew stoczyli, jak David raz uratował mu życie, o Zjednoczonych Stanach Galaktycznych - kraju w którym obecnie się znajdują. Powiedział mu także, że władzę w większości galaktyki teraz sprawują Arionowie i że stanowią poważne zagrożenie dla istnienia tego kraju.
- A kim są ci Arionowie? - z zaciekawieniem pytał Franciszek
- Nie kim, ale raczej czym. To krwiożercze bestie, bardzo szybko się rozmnażające, które niszczą wszelkie życie, jakie napotkają na swojej drodze. My walczymy z nimi od dawna, ale nasza planeta jest oblężona. Nie znają one litości, nie czują strachu. Są ich niezliczone zastępy i z każdą chwilą jest ich coraz więcej.
- Chyba dość się dzisiaj nasłuchałem. Jestem trochę zmęczony. - Franciszek chciał już skończyć tą rozmowę i przemyśleć swoją sytuację.
Orest wychodził i na odchodne rzucił
- Pamiętaj, że twoja żona i dziecko czekają na ciebie.
Franek zaniemówił.
- To ja mam żonę i dziecko? - krzyknął do McKay'a
- Jasne, że masz myślałem, że o tym to pamiętasz. - odpowiedział i wyszedł z pokoju.
Ta wiadomość bardzo go przygniotła. W swoim poprzednim życiu, bo tak teraz nazywał czas kiedy spokojnie pracował w kopalni, nie miał żony a tym bardziej dzieci. Teraz tylko bardziej utwierdził się w decyzji, że powinien wcielić się w sierżanta Davida Mool'a i stawić czoła wszystkim przeciwnością jakie zdoła napotkać. Jako, że nie wie zadużo o swojej postaci postanowił, że będzie się usprawiedliwiał zanikiem pamięci po trafieniu w głowę.
Czuł się już dobrze, trochę bolała go jeszcze głowa, ale jako górnik był do tego przyzwyczajony. Dopiero teraz zauważył, że jest całkiem w innym ciele. W pokoju, na szafce wisiało lustro. W nim zobaczył, że ma całkiem inną twarz inny kolor włosów, tu jest jasnym blondynem, tam jego włosy były czarne. Jest też o wiele bardziej muskularny i wyższy. Po tym odkryciu wyjrzał przez okno. Od poprzedniego razu nic się nie zmieniło. Jego uwagę przyciągnęły dwa słońca. Nigdy wcześniej niczego takiego nie widział.
- Piękne Nowum mamy, prawda Dave? - odezwał się głos zza pleców.
David natychmiast się obrócił, zauważył starszego mężczyznę z siwymi wąsami, w mundurze. Gorzej zbudowanego od jego kolegi Oresta, mniejszego. Był łysy, a na jego mundurze znajdowało się wiele medali i odznaczeń
.
- Kim pan jest? - zapytał David
- Haha, słyszałem, że u ciebie krucho z pamięcią, ale nie sądziłem, że aż tak! Ja jestem admirał Roger Gilroy, ale to jest wizyta przyjacielska więc nie zwracajmy uwagi na stopień. Myślałem, że chociaż starego kumpla to będziesz pamiętał. Znam cie od dziecka. Pamiętam cie jeszcze jako małe niemowlę.
David milczał, a Roger mówił dalej.
- Dobrze, że nic poważniejszego ci się nie stało. Mam nadzieję, że niebawem wyzdrowiejesz i będziesz mógł wrócić do wykonywania zadań. Oczywiście,jeżeli będziesz tego chciał.
- Wrócę, napewno.
- Mam tylko nadzieję, że nie straciłeś tego "sokolego" wzorku? W jednostce kogoś nam teraz brakuje. Nigdy nie będziemy dobrze funkcjonować bez ciebie. Jesteś ważnym członkiem tej "układanki", chyba nikt nie potrafi tak jak ty zagrzać chłopaków do walki. Zdrowiej szybko, a ja wracam bo rada na mnie czeka.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Czy tu zawsze na niebie są dwa słońca?
- Nie, to jest Nowum. Zdarza się to mniej więcej raz na dziesięć lat. Najgorsze jest to, że wtedy Arionowie są silniejsi. Potrwa to przez tydzień, więc tym bardziej będziemy ciebie potrzebować, bo napewno podejmą próbę ataku.
- Postaram się szybko odzyskać siły.
- Trzymaj się i do zobaczenia w sztabie.
- Do widzenia Roger.
Tego dnia David miał jeszcze wielu gości. Przychodzili do niego znajomi, oraz koledzy z jednostki. Każdy z nich dokładał jakiś kawałek z historii Dave.
Wieczorem wiedział już mniej więcej kim jest. Wszystko sobie poukładał.
Nazywam się David Mool. Mam żonę Arlenę i synka Walerego. Mieszkają oni w innym mieście i przez trwającą wojnę nie mogą się z nim spotkać.
W jednostce specjalnej służę już 9 lat. Mam stopień sierżanta. Od tego czasu też znam Oresta McKaya. Admirał Rogera Gilroy był dobrym znajomych moich rodziców, których zabili Arionowie. Jestem dobrym żołnierzem. W jednostce prowadzę sekcję snajperską. Doskonale strzelam i zawsze trafiam w cel. Mam wiernych żołnierzy, którzy zawsze mnie wspierają i weszli by za mną nawet w ogień. Wszyscy bardzo czekają na mój powrót.
Po tym męczącym dniu, przyzwyczajania się do nowej tożsamości David był zmęczony, więc położył się spać.
Ze snu wyrwał go głos lekarza.
- Sierżancie David, udało nam się połączyć z pańską żoną. Mam tu telefon, czy chce z nią pan porozmawiać?
- Oczywiście, proszę mi ją dać - z lekkim wachaniem odparł
- Halo.
- Oh kochanie to ty! Jak dobrze, że nic ci się nie stało. Co u ciebie?
- Wszystko dobrze. Miałem małe kłopoty z pamięcią, ale już wszystko wraca do normy. Przy najbliższej okazji postaram się do was dotrzeć.
- Koniecznie, Walery już bardzo tęskni za tatusiem.
Kobieta woła synka.
- Walery przywitaj się z tatą.
- Taaa! Taaaa! - gaworzy synek
- Cześc synku. Opiekujesz się mamą?
- Taaaa! Taaaaa!
- To dobrze.
Walery odchodzi od słuchawki.
- Tęsknimy tu obydwoje za tobą. Uważaj na siebie i przyjeżdzaj do nas jak ...
Głos w słuchawce urywa się w pół zdania.
- Znowu mamy kłopoty z połączeniem. Czy życzy sobie pan abyśmy spróbowali jeszcze raz?
- Nie dziękuje doktorze, proszę się zająć innymi pacjentami.
Leżąc w łóżku, David jeszcze długo rozmyślał o tej rozmowie, po czym strudzony dzisiejszym dniem, zasnął.
Ciąg dalszy nastąpi za tydzień, bądź jakaś krótka część w weakend.