Via Appia - Forum

Pełna wersja: Rewolucja wydawnicza w Internecie
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
O popularności literatury pomagającej żyć, decyduje Święty Zysk. Żenująco kulawy kolportaż, brak omówień, właściwej reklamy, te tak dotkliwie drażniące czynniki, plus trudności wydawnicze wynikające z obciążenia autora kosztami wydania jego książki. Dodać do tego należy nieistniejący zawód księgarza – profesjonalisty.

Współczesny zawód sprzedawcy pracującego w księgarni został wypaczony i zredukowany do roli podawacza artykułów książko podobnych i niczym się nie różni od handlarza mydłem.
Jan Kochanowski pisał:
Teraz jak w pieniądzach ludzie smak poczuli
Cnota i przystojeństwo do kąta się tuli

A w jednym ze swoich wywiadów Stanisław Lem powiedział, dokąd prowadzi nadprodukcja i pogoń za Zyskiem:
„Kiedy ostatnio we Frankfurcie odbywały się targi książki i sześćdziesiąt cztery tysiące wydawców przedstawiło dwieście osiemdziesiąt osiem tysięcy nowych tytułów, ktoś obliczył, że gdyby przez cały czas trwania wielodniowej wystawy chcieć zajrzeć do każdej książki, to wystarczyłoby na każdą książkę tylko cztery dziesiąte sekundy. O przeczytaniu tego w trakcie jednego życia ludzkiego nie ma nawet co marzyć.” I dodał, że w tym gąszczu anonimowości zdarzają się niezauważone perełki: „proliferacja utworów we wszystkich dziedzinach literatury, muzyki i plastyki jest czynnikiem niszczącym, gdyż jeśli mamy tysiące Szekspirów, to nikt nie jest Szekspirem.Twierdzenie to spotkało się z surową oceną Leszka Kołakowskiego. Dzisiaj jednak widzę, że miałem sporo racji.”

Na wydawniczym targowisku nie toleruje się stylistycznych eksperymentów: tekst nietypowy jest ryzykownym interesem dla niezdrowo myślącego mecenasa. Twórczość, jeżeli wiąże się z wysiłkiem i wymaga przygotowania do jej odbioru, jest traktowana teraz jako nudziarstwo, a treść utworu, wykraczająca poza rachowanie na palcach, uważana jest za treść nieomal awangardową. Stąd lansowany jest pisarz marny, ale gwarantujący szybką sprzedaż książki do czytania w kolejce po rozum. Stąd w odpowiedzi na to toporne, merkantylne zamówienie ciekawych czasów, stara się być twórcą kultowym, ociekającym wartką i zaskakującą akcją. Pragnie wiedzieć tyle jedynie, ile i czego chce się dowiedzieć z utworu ten, co mu płaci. Chce mieć wyłącznie taką wyobraźnię, jakiej od niego oczekuje mocodawca.

Mamy zatem wiele wydawnictw produkujących dzieła różnego kalibru. Lecz wartościowe, przytłoczone są tandetnymi i rzeczywiście trudno wyłowić je z masy. Ale w Internecie znalazłem inne, według mnie – najlepsze z dotychczasowych: http://www.rw2010.pl/go.live.php Polecam, a nawet zachęcam, bo jest wydawnictwem rzeczywiście rewolucyjnym, w którym autor nie musi ponosić tak horrendalnych kosztów PRZED. Pomysł jest prosty i aż dziw, że nikt wcześniej na niego nie wpadł. Skoro pisać może każdy i wszyscy – z niewielkimi wyjątkami – pragną wydawać, publikować, ZARABIAĆ, to niech o tym zdecyduje KUPUJĄCY. W myśl zasady: jak napiszesz, tak zarobisz. A ilość sprzedanych egzemplarzy wyda opinię o jakości dzieła.


Cóż, chyba obecnie więcej ludzi pisze książki niż je czyta (jak to ktoś ładnie ujął). Wielu czyta tylko to, co napisze, inni nawet tego nie czytają. Literatura stała się towarem podobnym do muzyki (tfu!) discopolowej. Trudno w masie chłamu wyszukać perełkę.

Co do rw2010.pl:
Uwaga, może wyjść kryptoreklama!!!

Mnie też się bardzo ten portal podoba. Niedawno dałem zarobić pewnemu panu dwa złote tylko po to, by zobaczyć jak wyglądają wydane w formie pdf-u książki. Pan X dostał 50% ze sprzedanego pliku. A zawsze można wydać w formacie pozwalającym na użycie e-booka czy innej nowinki technicznej. Ekologicznie, ładnie, tanio, innowacyjnie.

Tylko ta smutna myśl, że błędy które się przemkną do druku to tylko nasza wina...

Cytat:Cóż, chyba obecnie więcej ludzi pisze książki niż je czyta (jak to ktoś ładnie ujął). Wielu czyta tylko to, co napisze, inni nawet tego nie czytają.
A myślałam, że tylko ja mam takie wrażenie Big Grin

No cóż. Opublikowałam swój tekst na rw i jestem zadowolona. Taka współpraca to coś, co może autorowi odpowiadać. Jak Rafał powiedział (napisał): ekologicznie, ładnie, tanio, innowacyjnie.

Cytat:Tylko ta smutna myśl, że błędy które się przemkną do druku to tylko nasza wina...
Od tego mamy korektę i trochę samokrytyki, no ale patrz cytat pierwszy. Czasem o to się wszystko rozbija Smile
twój tekst OWSIANKO, to jak kij włożony w mrowisko. Za chwilę się zacznie...


Mnie idea self-publishingu, wydawania książek w formie elektronicznej, tanio - bardzo się podoba. Jeśli ludzie uwierzą, że to ma sens - ja wierzę, że to ma głęboki sens - to wreszcie przyjdzie czas, gdy molochy-wydawnictwa oraz molochy-dystrybutorzy stracą jakąkolwiek moc. Chociaż to nierealne, ale tak jak Jelo Biafra "lubię wyobrażać sobie ostateczny krach systemu korporacji". Mam nadzieję, że książki, dzięki e-bookom, będą po prostu tańsze i bardziej dostępne. W rw.2010.pl wydałem 2 książeczki i nie narzekam. To przyszłość rynku wydawniczego. Czego życzę wszystkim, którzy chcą tworzyć i publikować.


Pozdrawiam.
Pierwsza połowa Twojego tekstu przypomina mi trochę takie jojczenie starego dziada dla samej zasady. Nie ma co przesadzać, generalizowanie nigdy nie jest dobre i rynek wydawniczy (ale w sumie nie tylko, bo dotyczy to też np. muzyki) ma taką, a nie inną opinię właśnie przez takich malkontentów jak pan, panie Owsianko. Jeśli ktoś lubi chłopską fantastykę, to ją znajdzie, jeśli ktoś chce poczytać „Zmierzch”, bo zakochał się w cyckach Belli, to ją znajdzie nawet nagą, jeśli ktoś jest zainteresowany literaturą ambitniejszą, to ją również znajdzie. Czy gdyby sytuacja w literaturze byłaby tak fatalna, jak mówisz, czy Llosa dostałby Nobla w zeszłym roku. Czy książki Cortazara przeżywałyby teraz drugą młodość?

Konkurencja jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie, pomaga właśnie te perełki wyłowić. Tutaj zdecydowanie mi osobiście bliżej do dziadka Kołakowskiego, niż do Lema…

Druga połowa tekstu to całkiem udana reklama RW, który to portal jednak rewolucją nie jest z powodu tego, że jest p i e r w s z y, a z powodu tego, że chyba jako p i e r w s z y reklamuje się na tak szeroką skalę (albo raczej w dobrych miejscach – na forach literackich). Można dywagować, że RW nie jest jedyne, że jest wiele innych platform self-publishingu (nawet dużo atrakcyjniejszych - vide Amazon), że jest brzydki, a strona wyjątkowo nieergonomiczna itepe, itede… Ma jednak kilka zalet – prostotę użycia, wybór rozszerzenia (a zwłaszcza format Mobi) i to, co najważniejsze – ceny. Ceny są naprawdę atrakcyjne, bo max. dycha za książkę to już COŚ. Na razie nie ma tam tłumów, zbyt dużo wielkiej literatury, ale jest potencjał – tylko albo aż – poczekamy, zobaczymy, ja życzę szczęścia i szczerze kibicuję.

A o e-book’ach, o tym, że kosztują tyle samo co papier, że są przyszłością narodu itepe, itede można dyskutować w nieskończoność i radzę założyć dział w kawiarence, o ile takiego jeszcze nie ma Wink (uwaga, uwaga, święto - erazmus ostrzega przed offtopem...) (Szachu, ja naprawdę nie jestem mrowiskiem i nikt we mnie nie włożył kija xDD)
Erasmus - mrówkojad

Lubię Twoje komentarze, choć często się z nimi nie zgadzam. Tak i teraz. Zwłaszcza z tym fragmencikiem: „Pierwsza połowa Twojego tekstu przypomina mi trochę takie jojczenie starego dziada dla samej zasady” Przepraszam uniżenie, ale nie są to przynudzania totalnego malkontenta, bo rzeczywiście jesteśmy przytkani nadmiarem literackiej tandety. I faktem jest, że przy tej gigantycznej liczbie utworów epigońskich, nijakich i zbytecznych, dzieła np. współczesnych Corazarów przechodzą niezauważone. Ponieważ obecnie panuje moda na literaturę spożywczą.

PS. RW 2010 to dobre wyjście. Tam Właściciel nie żąda żadnych opłat, a zyskiem dzieli się z autorem po połowie. Można opublikować cokolwiek, nawet jedno opowiadanie. Wszystko zależy od kupującego. Facet miał świetny pomysł, tyko brakuje mu reklamy, a w dzisiejszych czasach trzeba robić tumult.

pozdrawiam
Hihi, panie Owzianko, tak jakoś dziwnie podejrzewałem, że się pan nie zgodzi. Ja po prostu nie lubię, gdy ludzie narzekają i nic z tego gadania potem nie wynika. Że nie potrafią zobaczyć plusów. Może jeszcze ktoś mi powie, że za komuny było lepiej? Ja to widzę tak, że w obecnych czasach mamy dużo większe szanse na zaistnienie ze swoim dziełkiem, niż jakieś 30-50 lat temu Wink

A pańskie słowa brzmią bardzo arbitralnie. Pochwałę i reklamę self-publischingu w stu procentach rozumiem i popieram. Tylko dlaczego ograniczać się wyłącznie do jednej opcji? Publicystyka to także analizowanie, porównywanie, poglądowe skanowanie etc…

Pozdrawiam także.
czy pokazywanie wyjścia z opisanej sytuacji można nazwać gołosłownym narzekaniem? Upraszczacie, erasmus!