Via Appia - Forum

Pełna wersja: Zgniłe owoce
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Zgniłe owoce

Prolog

Nie wiem, co się dzieje. Nie rozumiem tego, co mnie otacza. Ani tego kim, lub czym jestem. Mam w głowie pustkę, żadnych wspomnień. Wygląda na to, że nie mam nawet głowy. Podobnie jak rąk, nóg...Nie mam ciała. Chciałbym rozejrzeć się dookoła ale nie mogę, a zarazem nie mam potrzeby. Trudno to wytłumaczyć, ale mimo że nie posiadam oczu, którymi mógłbym poruszać, kierując wzrok na konkretne punkty, widzę wszystko, co znajduje się wokół mnie. Przyprawiłoby mnie to o zawroty głowy, gdybym ją miał - tak myślę. A skoro myślę, to wbrew mojemu fizycznemu nieistnieniu – istnieję. To mnie niepokoi i tego boję się najbardziej. Teoretycznie fizycznym świadectwem mojej egzystencji jest to, że widzę, słyszę oraz czuję zapachy. Cóż to jednak za dowody, skoro przeczy im brak ciała odpowiedzialnego za pracę tych zmysłów?
Znajduję się w szklanym pojemniku. Jest to całkiem spore naczynie, coś w rodzaju słoja, zamknięte metalowym wiekiem, do którego od dołu podłączona jest instalacja tak dziwna, że nie jestem w stanie nawet nazwać niektórych jej elementów. Oprócz cienkich przewodów, cichutko brzęczącego silniczka i innych względnie znajomo wyglądających części, widzę między innymi płytkę z obcego mi tworzywa przypominającą nieco miniaturowy kolektor słoneczny i coś, co wygląda jak malutkie dysze wypełnione substancją podobną do waty cukrowej.
Mój słój stoi w szeregu kilkudziesięciu identycznych pojemników na półce w pomieszczeniu wyglądającym na magazyn jakiegoś laboratorium. Na innych półkach oraz w oszklonych szafach wszystkimi kolorami tęczy mienią się tajemnicze ciecze w butelkach i fiolkach. Drzwi są lekko otwarte. Wystarczająco, abym mógł przestrzeń za nimi zobaczyć i uznać za korytarz. Co jakiś czas przechodzi ktoś w białym kitlu, nikt jednak jak dotąd nie zajrzał do „magazynu”.
Boję się. Człowiek najbardziej boi się tego, czego nie zna, czego nie rozumie, a ja nie rozumiem tu niczego. Ogarnia mnie wielki lęk .
I.
Okno ukazywało wieczorną, przysłonioną mrokiem panoramę miasta ponakłuwaną jasnymi punktami latarni ustawionych wzdłuż ulic. Dzień powoli dobiegał końca. Świadczyła o tym również krzątanina pracowników budynku. Przez uchylone drzwi dobiegały z korytarza odgłosy rozmów prowadzonych przez personel. Byłem pewien, że w związku z tym, iż pracownicy rozchodzą się do domów, nikt już tego dnia nie zajrzy do pomieszczenia, w którym stałem na półce zamknięty w słoju. A jednak – kilkanaście minut po tym, jak za drzwiami ustał gwar, do „magazynu” wszedł człowiek. Trzymał mopa i wiadro, musiał więc być sprzątaczem. Miałem wątpliwości co do tego, czy podjęcie próby uzyskania kontaktu z człowiekiem ma w ogóle sens. Przecież mnie nie widać, a więc bardzo możliwe, że również nie słychać. Jeśli jednak nie spróbuję, to się nie dowiem. Spróbuję.
- Halo, słyszysz mnie? – krzyknąłem niezbyt głośno. Sprzątacz najwyraźniej usłyszał. Przerwał mycie podłogi i zastygł na chwilę w bezruchu. Rozglądał się po pomieszczeniu i nasłuchiwał. - A więc słyszysz mnie, dzięki Bogu – upewniłem się na głos.
- Kto tu jest? – wydusił po chwili cały czas wodząc niespokojnym wzrokiem po ścianach. Nie mam pojęcia, jak to zrobił, ale usłyszałem jego głos, podczas gdy on nie otworzył ust ani na sekundę.
- Powiedziałbym Ci, kim jestem, ale sam tego nie wiem. Liczę na to, że mi wytłumaczysz, co tu się dzieje.
- Gdzie jesteś? – znów spytał nie otwierając ust.
Jak mu teraz mam wytłumaczyć, gdzie jestem? Co z tego, że powiem, iż siedzę w słoju, skoro stoi ich na półce długi szereg a każdy z nich jest tak samo pusty, jak mój? Chwila zastanowienia, jak dać mu jakąś wskazówkę... Już wiem:
- Wydaje mi się, że jestem wewnątrz jednego z naczyń ustawionych na półce. Wpatruj się z bliska w każdy słój a ja powiem ci, kiedy będziesz patrzył na mój.
Mężczyzna zmieszał się trochę, chyba pomyślał, że to głupie. Bo i niezbyt mądrą czynnością jest przypatrywanie się pustym pojemnikom i gadaniem do jednego z nich. W końcu jednak zdecydował się wykonać polecenie. Zbliżył twarz do pierwszego słoja, następnie do drugiego a przy dwunastym patrzył na mnie.
- Tu jestem, patrzysz ma mój słój.
Zmarszczył brwi i wpatrywał się w miejsce, w którym w nielogiczny sposób się znajdowałem. Widać było, jak na jego twarzy występuje powoli coś w rodzaju ekscytacji. Wyraźnie się rozluźnił, uszło z niego napięcie. Wyciągnął papierosa, włożył między wargi, zapalił i usiadł na jednej ze skrzyń ustawionych pod ścianą. Po kilku minutach dopiero mruknął chyba bardziej do siebie, niż do mnie:
- Niebywałe, cholera, niebywałe...
- Też tak uważam, ale może mi w końcu powiesz, co się ze mną dzieje? Dlaczego mnie nie ma? Dlaczego jestem zamknięty w tym słoju, mimo, że mnie nie ma? – dlaczego jestem zamknięty, dlaczego mnie nie ma...sam nie mogłem uwierzyć, jak głupie pytania zadaję. Jak jednak nie zadawać podobnych pytań w tak nielogicznej sytuacji?
- Jakby ci to wytłumaczyć...nie żyjesz, stary. A właściwie powinieneś nie żyć, ale żyjesz w połowie. Jesteś królikiem doświadczalnym, nieudanym eksperymentem. Tak mi się wydaje. Niebywałe, niebywałe...
Gdybym istniał fizycznie, posłałbym mu spojrzenie w stylu „nie rozumiem , o czym mówisz”, jednak nie miałem takiej możliwości. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak ważnym elementem komunikacji między ludźmi są gesty, mimika, mowa ciała. Wszystko, co chcę wyrazić, muszę umiejętnie ubrać w słowa, bo tylko one są w tej chwili moim narzędziem.
Dopalił papierosa, wyjął następnego i zaczął znów mówić:
- Nie wiem, jak to się stało, że mówisz, widzisz, i że w ogóle zachowałeś świadomość...Masz jakieś wspomnienia? Wiesz, kim byłeś wcześniej?
- Nie. Nic nie pamiętam.
- Poszukam więc twoich akt, sprawdzimy, kim byłeś. Zaraz wracam.
-Poczekaj, nie idź! – krzyknąłem, zanim zdążył wyjść z magazynu -najpierw wyjaśnij mi dokładnie, co się dzieje! Co to za miejsce? Czym ja teraz jestem , po co tu jestem i co ze mną będzie? Potem zajmiemy się moją tożsamością.
Usiadł znów na skrzyni i zaczął mówić:
- W tym laboratorium trwają prace nad utrzymaniem przy życiu tego, co zostaje z człowieka po śmierci ciała. Dusza, jaźń – nazywaj to jak chcesz. Ta eteryczna, niematerialna część ludzkiej istoty po wielu latach badań okazała się w pewnym sensie materialna. Jest czystą energią, najdoskonalszą, jaka jest znana nauce. Powstała teoria, według której jaźń może być źródłem niemal niespożytej energii. W tym laboratorium dokonuje się cudu, który zmieni świat – dowodzi się słuszności tej teorii. Nie potrafię wytłumaczyć tego dokładnie, nie jestem naukowcem. Wiem jedno – to, że twoja jaźń zachowała świadomość, nie jest normalne, dlatego podejrzewam, że jesteś efektem źle przeprowadzonego procesu filtracji energii. Być może testowano cię na jednym z wcześniejszych etapów badań, kiedy filtr nie był jeszcze dopracowany i działał wadliwie. Dlatego posiadasz część świadomości.
- Więc co teraz? Będę baterią zasilającą telefon komórkowy, czy będzie się do mnie podłączało odkurzacz? – Zadrwiłem, mimo, że nie było mi tak naprawdę do śmiechu.
- Właściwie, to tak mniej więcej to będzie wyglądało. Skoro rzeczywiście jesteś tu od początku badań, to musiałeś umrzeć wiele lat temu. Rozumiem więc Twoje zaskoczenie, dużo się na świecie zmieniło. Na pewno wielu rzeczy nie byłbyś w stanie pojąć, gdybym opowiedział ci o zmianach, które miały miejsce przez te lata.
- Jak to się dzieje, że mówisz nie otwierając ust? – spytałem o to, co od początku rozmowy nie dawało mi spokoju.
- W ten sam sposób, w jaki ty mówisz do mnie nie otwierając swoich – odparł. – Porozumiewamy się telepatycznie, to właśnie jedna z tych zmian, które zaszły przez ostatnie lata.
- Jak to działa? W moich czasach próbowano telepatii, ale nikt nie był w stanie znaleźć na to metody.
- Powiedzmy, że człowiek wyewoluował. Potrafimy świadomie korzystać z poszczególnych partii mózgu. Jedna z nich jest odpowiedzialna za zdolności telepatyczne. Każdy je ma, chodź rzadko z nich korzystamy na co dzień. Każdy jest w stanie mówić myślami i słyszeć mowę myśli. Nie wiem jednak, dlaczego ty to również potrafisz, nie powinieneś mieć tej zdolności. Może to również wynik filtracji twojej energii wadliwym sprzętem, kto wie.
II.
Rozmawialiśmy prawie całą noc. Sprzątacz, który później przedstawił się jako Robert, swoimi opowiadaniami o obecnym świecie ułożył mi w świadomości minimalne pojęcie o realiach jego czasów. To, co mówił, wprawiło mnie w przerażenie, które byłoby reakcją każdego z moich czasów, gdyby usłyszał takie rzeczy. Nauka zrobiła wielkie postępy, jednak nie nauczyła się nadal tego, czego nie rozumiała już od początków XX wieku – postęp potrafi dawać zarówno wielkie możliwości, jak i przynosić katastrofalne szkody. Bywało, że coś mającego ułatwić życie ludzkości, na skutek pozostania we władzy chorego umysłu zaczynało tę ludzkość niszczyć. To okropne, ale nic się pod tym względem nie zmieniło. Świat ani odrobinę nie zmądrzał.
Telepatia i zdolność wykorzystywania potencjału ludzkiego mózgu w prawie 90 procentach to olbrzymie postępy. To jednak niezbyt pocieszające w obliczu okropności, które ludzie zrobili światu i sobie samym. Nowy kontynent utworzony z milionów ton odpadów pełniący rolę więzienia, gdzie zsyła się skazanych aby tam umierali z głodu lub zezwierzęcali się jeszcze bardziej mordując się nawzajem dla mięsa. Tworzenie genetycznych mieszanek człowieka ze zwierzęciem dające mutantom nadludzkie możliwości fizyczne, jednak ujmujące im znacznie inteligencji, tworzące z nich tanią, wydajną i nie sprzeciwiającą się siłę roboczą. To prawie ludzkie osobniki traktowane jak bydło, nie będące w stanie funkcjonować wśród normalnych ludzi, nie mający szansy na zdobycie wykształcenia, założenie rodziny, spędzające życie na bezmyślnym wykonywaniu prac, do których zostali wytresowani. Karmieni syntetycznym żarciem i trzymani w kojcach, kiedy nie pracują. Zgroza.
Ludzkość znów podzieliła się na nad- i podludzi. W przeszłości tłem do tego stawały się wojny, lecz dzisiaj, w świecie wyższej świadomości nie potrzeba tak prymitywnych form niszczenia człowieka. Dzisiaj ludzkość morduje się w głowach, a nie na frontach. Bestialstwo przybrało nową formę. Jeszcze gorszą, bo niszczącą umysły, zostawiając puste ciała pozbawione uczuć i sumienia. Wyścig szczurów i desperacka walka o godny byt stała się przyczyną tego, że społeczeństwo zostało posegregowane według porządku, którego wyznacznikiem są pieniądze. Albo kogoś stać na zabiegi medyczne mózgu podwyższające inteligencję i staje się pełnoprawnym obywatelem, albo gnije w slumsach pogardzany i traktowany niczym bezpański kundel. Zwyczajny człowiek w tych czasach jest gorszy. Gorszy dlatego, że jest prawdziwym człowiekiem. Takim, jakim się urodził, a nie jakim stworzyła go nauka, operacje i wszelkiego rodzaju implanty, którymi ci „lepsi” faszerują swoje ciała, aby być coraz silniejszymi, mądrzejszymi i w ich mniemaniu bardziej ludzkimi. Bo ludzkie nie jest już człowieczeństwo, ale zdolność do zastępowania go techniką.
Nie wiem już, co jest gorsze – to wszystko, czy eksperyment, którego ofiarą się stałem. Miałem dużo szczęścia, w jakimś stopniu pozostałem człowiekiem. Co jednak z tymi słojami wypełnionymi ludzką świadomością porozrywaną na strzępy? Dusza – to słowo tu nic nie znaczy. Teraz to tylko energia. To, co w człowieku najważniejsze, co wyróżnia go na tle innych istot żywych, traktowane jest jak przedmiot, który można w każdej chwili wyrzucić do kosza. Trudno mi znieść fakt, że osobowość, rozum, wspomnienia – to teraz jedynie akumulatory zasilające lodówki, radia... Ile wart jest teraz człowiek? Kilkadziesiąt godzin grania na przenośnej konsoli, piekarnik rozgrzany do 230 stopni przez pięć godzin. Najbardziej bolesne i przerażające jest w tym wszystkim to, że nie robią tego zbuntowane komputery tak, jak to sobie wyobrażaliśmy oglądając filmy science – fiction, ale ludzie! Ludzie robią to ludziom! Nie mogę na to patrzeć, ani tym bardziej brać w tym udziału. Chcę umrzeć. Raz na zawsze i do końca.
III.
Poprosiłem Roberta, aby na razie nie mówił o mnie nikomu. Na wszelki wypadek. Nie miałem odwagi opowiedzieć mu o swoich przemyśleniach, kiedy przyszedł do mnie następnego wieczoru. Wiedziałem jednak, że on jest jedyną osobą, która może mi pomóc. Może zniszczyć mnie, zanim zostanę baterią. Nie ma już nic, na czym mogłoby mi zależeć. Wolę więc skończyć się definitywnie, zanim znowu mnie odfiltrują i zamienią w jeszcze bardziej żałosną parodię człowieka, niż już jestem.
Podczas naszego kolejnego spotkania sprzątacz przyniósł moje akta. Usiadł na skrzyni, położył sobie na kolanach teczkę, po czym otworzył ją i zaczął przeglądać zawartość. Czytając otwierał oczy coraz szerzej, a jego czoło coraz bardziej się marszczyło. Powolnym ruchem zamknął teczkę. Wziął głęboki wdech i powoli wypuszczał powietrze. Chwilę kazał mi czekać, zanim zaczął w końcu mówić.
- Powiem szczerze – obawiam się, jak na to zareagujesz. Bo sam rozumiesz, są takie przypadki...są tacy ludzie, których znalezienie się w twojej sytuacji mogłoby wyjątkowo bardzo zaboleć... – mówił ostrożnie, ważył słowa tak, jakby bał się powiedzieć coś, czym mógłby mnie urazić. Nie musiał mi mówić wprost, że takim przypadkiem, taką osobą jestem ja. Stało się to jasne od razu, po co miałby to mówić, jeśli nie chodziłoby o mnie?
- Mów śmiało – odparłem – To i tak już nie ma znaczenia, traktujmy te informacje jako ciekawostkę.
- A więc, mój niewidzialny przyjacielu, byłeś księdzem.
Spojrzał w stronę mojego słoja przepraszającym wzrokiem. Wiedział, że fakt ten zrobi na mnie wrażenie. Wiedział też, dlaczego. Informacja ta stała się bodźcem, który nagle odblokował w moim umyśle część wspomnień. Ucieszyło mnie to, bo gdzieś w głębi siebie na to właśnie liczyłem. Byłem kapłanem – osobą odpowiedzialną za opiekę nad sumieniami ludzi. Poświęciłem życie pielęgnowaniu ludzkich dusz. Teraz, jako bezwolna, bezcielesna istota, która nie może już nic zdziałać, patrzę na zgniłe owoce swojej pracy. Wkładałem całe swoje serce i wiedzę w rozwój duchowy społeczeństwa. Ale teraz to wszystko nieważne. Nieważne... Nikogo mój wysiłek nie obchodził, nikt się z nim nie liczył. Nikt się nim nie przejął, degradując ludzką duszę i związane z nią wartości do poziomu przedmiotu. Na nic zdała się moja wiara, moje oddanie, życie w zgodzie z religią, ufne dopasowywanie się do standardów wyznaczanych przez hierarchów Kościoła. Nie ma religii, nie ma wiary, nie ma Boga. Nawet, jeśli to wszystko kiedyś było, to teraz już nie istnieje. Człowiek upadł na dno. Być może Bóg jako taki tak na prawdę nigdy nie istniał, nikt tego przecież nie wie i kwestia ta jest nierozstrzygalna. Było jednak w ludzkich duszach coś, co można by Bogiem nazwać. Była jakaś subiektywna, w każdej głowie nieco inna imaginacja zamykająca ludzkie myśli i czyny w klamry sumienia. Było coś czystego, nie skalanego podłością i okrucieństwem. Coś, co wskazywało granicę między dobrem i złem. Ludzkość ostatecznie i definitywnie rozprawiła się z tym, co uwierało jej poczucie władzy nad światem. Zabiło sumienie, zabiło Boga. Mimo, że nie posiadam układu nerwowego, nigdy nie czułem większego bólu. To zresztą nie jest ból fizyczny. To dusza boli. Większej męki nie ma dla człowieka, który w tych czasach duszę jeszcze posiada. Dobrze, że Robert nie może zobaczyć mojej twarzy. Uniknął bowiem właśnie ujrzenia najbardziej naznaczonego bólem grymasu, jaki tylko można sobie wyobrazić.
- Rozumiem, co czujesz – powiedział - To znaczy domyślam się, co możesz czuć.
Potem zapadła długa, rozładowująca powoli napięcie cisza. Ochłonąłem nieco z emocji. Czas przejść do sedna sprawy – pomyślałem.
- Chcę, żebyś pomógł mi zniknąć – rzuciłem pewnym i stanowczym tonem. – Powiedz mi, co trzeba zrobić, żeby zabić mnie definitywnie? Tak, żebym nie miał już świadomości i żeby nie można było mnie zamienić w baterię.
Sprzątacz nie wydawał się zaskoczony pytaniem. Spodziewał się czegoś w tym stylu, bo zdziwienie na jego twarzy nie było czytelne.
- Myślę, że wystarczy rozbić słój. Twoja jaźń jest zebrana z tym naczyniu i podtrzymywana za pomocą urządzenia zamontowanego przy wieku. Logicznie rzecz biorąc, otwarcie go spowoduje, że rozpadniesz się na kawałki i ulotnisz się w powietrzu.
Nie przekonał mnie. Odkąd obudziłem się w szklanym pojemniku jako duch, nie trafiają do mnie logiczne wyjaśnienia. Ale nie mam wyboru, ani nic do stracenia. Rozbijemy ten słój. To nie ucieczka, to bezradność – tak to sobie tłumaczę.
IV.
Wiedząc, że czeka mnie ostateczna, dobrowolna śmierć, do końca unikałem rozmyślania o swojej sytuacji i o tym, co może mnie spotkać po zniknięciu z tego świata. Starałem się myśleć o rzeczach błahych, lub nie istotnych dla mnie. Zależało mi, aby oszczędzić sobie bólu i strachu związanego ze snuciem tego typu przemyśleń. Długo rozmawiałem z Robertem, zanim powiedziałem „zrób to”. Pytałem go o jego życie, interesowałem się jego pracą. Opowiadał mi o swojej dziewczynie, o zainteresowaniach. Mówił również o tym, że kiedyś pracował w tym laboratorium jako asystent jednego z naukowców, lecz za spowodowanie pożaru został zdegradowany do roli sprzątacza. To wyjaśniało, skąd posiadał tak szczegółową wiedzę na temat prowadzonych tu badań. Mimo, że poza tym jednym szczegółem nie spotkało go w życiu nic przykrego, było mi go żal. Współczułem temu człowiekowi, bo żył w okropnych czasach. Wychowany do życia według nowych zasad, które dla mnie były nie do przyjęcia, szedł przez życie nie zdając sobie sprawy, że brutalne, bezwzględne realia odebrały mu zdolność do zwyczajnych ludzkich odruchów. Nie zna braterstwa i miłości. Nikt mu o nich nigdy nie wspomniał. Obsesyjnie pseudonowoczesne społeczeństwo potrafi wychować już tylko w taki sposób. Żadnych uczuć. Żadnych skrupułów. Żadnego sumienia. Owszem, Robert wie, że kiedyś było inaczej. Jednak jest zaślepiony nowoczesnością tak, jak reszta ludzkości. Nie rozumie tego, że za moich czasów człowieczeństwo pojmowano zupełnie inaczej. Przecież dawniej też zabijano, toczono wojny, wykorzystywano ludzi i pogardzano nimi – powiedziałby. Nie jest w stanie pojąć, że różnicą między tamtymi czasami a obecnymi jest to, iż dawniej takie zachowania, mimo powszechności, w ludzkich głowach pozostawały jednak patologią. Teraz to dla niego codzienność. Robert po części rozumie moją postawę. Wie, co czuję i dlaczego tak mi z tym źle, ale nie stara się myśleć moimi kategoriami. Jestem dla niego egzotycznym zjawiskiem, przybyszem ze świata o innej kulturze. Traktuje mnie jak cudzoziemca – zdaje sobie sprawę z mojego innego sposobu postrzegania świata, szanuje to, ale nie widzi potrzeby rozumienia go. To smutne.
Nadszedł mój czas. Robert wziął słój i przez chwilę trzymał go w rękach przeszywając wzrokiem jego szklane ściany.
- Jesteś pewien? – Spytał.
- Jestem pewien.
Epilog
Co jest po drugiej stronie? Każdy chce to wiedzieć. Jest niebo. Niebo dla każdego. Nie ma piekła, zostawiliśmy je umierając. Wszelkie doktryny, interpretacje i wyobrażenia biorą w łeb, kiedy tracimy ziemskie życie. We wszystkie legendy i zabobony wierzymy tylko dlatego, że nikt nie jest w stanie udowodnić ich niesłuszności. Nie znamy prawdy za życia, bo ludzki rozum funkcjonuje tylko między granicami poznania wytyczonymi przez znajomość jedynie materialnej sfery istnienia. Tę prawdę poznaje tylko ten, kto doświadczył egzystencji po obu stronach. Oto jedyna prawda dotycząca nieba i piekła, życia i śmierci: piekło to życie, niebo to śmierć. Tu jest nicość. Dla nas tylko nicość może być czystym dobrem - niebem. Tylko nicości nie potrafimy zmienić w zło.
Ciekawe...
Muszę powiedzieć też, że dobrze napisane, przemyślane. Podoba mi się.
Dis, "się sama zmusiłam" i przeczytałamSmile. Powtórzę za Mestari, "ciekawe, przemyślane, dobrze napisane". Szkoda tylko, że takie krótkie. Kiedy już zaczęłam się wciągać w lekturę, to pojawił się epilog Wink. Wychwyciłam kilka malutkich chochlików (głównie interpunkcyjnych), ale to naprawdę drobnostki. Podać?

P.S. Czemu jakoś mnie nie dziwi, że nawiązałeś do Nietzschego?
Zawsze miałem problemy z interpunkcją i pewnie już tego nigdy nie przezwyciężę...
Jeśli Ci się chce, to podaj. Jeśli nie, to nie musisz sobie zawracać głowy "drobnostkami" Wink
Dzięki, że się "sama zmusiłaś" i że nie mieszasz mnie z błotem ;]

P.S. Nie wiem, Kheira, ale mnie to dziwi, że Ciebie to nie dziwi Tongue
Nie lubię filozofii, nie interesuję się filozofami. Wiem, że po tym, co piszę, widać co innego, ale nie wiem jak to się dzieje Tongue
Ok, zrozumiałam aluzję i nie zawracam sobie i Tobie głowy drobnostkami Smile.

A co do tego Nietzschego, to po prostu często spotykam się z terminem Über-/Untermensch w opowiadaniach o tej i podobnej tematyce, więc kiedy przeczytałam fragment o "człowieczeństwie", to czułam, że (świadomie lub nie) nawiążesz do jego filozofii.
Dis, pojechałeś. Głębokie i z jasnym przekazem. Cywilizacja dąży w tym mniej więcej kierunku. Świat przez Ciebie wykreowany jest jedną z dróg, którymi może podążyć ludzkość, jeśli na którymś skrzyżowaniu znowu skręci w złą stronę i jeszcze bardziej zgubi Drogę.
Dzięki za ten tekst. Mam pewien pomysł z nim związany, skontaktuję się z Tobą pocztą pantoflową. Smile

Od strony technicznej jest świetnie, czyta się płynnie od początku do końca, idealnie. Na interpunkcję i literówki przestałem zwracać uwagę na samym początku, bo wciągnęło mnie po pierwszych zdaniach Smile

Chylę czoła!

::EDIT::

A! Coś tam jednak mam w drugiej zakładce nabazgrane:

"Było jednak w ludzkich duszach coś, co można by Bogiem nazwać. Była jakaś subiektywna, w każdej głowie nieco inna imaginacja zamykająca ludzkie myśli i czyny w klamry sumienia. Było coś czystego, nie skalanego podłością i okrucieństwem. Coś, co wskazywało granicę między dobrem i złem." - to jest genialne! Za pozwoleniem, mogę sobie w sygnaturę wrzucić? Z linkiem do Twojego opowiadania Smile

"Zmarszczył brwi i wpatrywał się w miejsce, w którym w nielogiczny sposób się znajdowałem." - cudownie zbudowane zdanie!

"są tacy ludzie, których znalezienie się (w) twojej sytuacji mogłoby wyjątkowo bardzo zaboleć..."
Jejku, strasznie miło czytać taki komentarz... ale chyba trochę przesadzasz, to żadna rewelacja ;]
W sygnaurę sobie wstawiaj, nie mam nic przeciwko, ale nie uważam, żeby ten tekst aż na tyle zasługiwałTongue
Przeczytałem, mimo iż mam parę „zaczpek” a sama idea opowiadania nie do końca zgadza się z moimi poglądami, chylę czoła zarówno przed pomysłem jak i przed jego realizacją. Naprawdę genialne opowiadano. Czyta się to z zapartym tchem. Do tego dotykasz naprawdę ważnych dla wszystkich zagadnień – dokąd zmierzamy. Pomysł genialny, mogę tylko pozazdrościć wyobraźniSmile
A teraz to czego się czepię:

„Drzwi są lekko otwarte.” – tu to „lekko otwarte” – uchylone jest nieco dalej, więc może „niedomknięte”? Ten zwrot burzy mi nieco „czytalność”.

„Człowiek najbardziej boi się tego, czego nie zna” – tu mi zgrzytnął ten „człowiek” – wszak bohater już człowiekiem, może „każda istota” choć to też nieco nadużycie.

„czy podjęcie próby uzyskania kontaktu z człowiekiem” – to brzmi sztucznie, może „próba nawiązania kontaktu…”?

„świecie ułożył mi w świadomości minimalne pojęcie o realiach jego czasów.” – to do redakcji, imho. Brzmi sztucznie.

„które byłoby reakcją każdego z moich czasów,” – to też sztuczne. Co prawda nie wiem co z tym zrobić.

„Tworzenie genetycznych mieszanek człowieka ze zwierzęciem dające mutantom nadludzkie możliwości fizyczne, jednak ujmujące im znacznie inteligencji, tworzące z nich tanią, wydajną i nie sprzeciwiającą się siłę roboczą.” – tu sporo, jakim „zwierzęciem” – może jednak „zwierzętami” bo zakładam, że było to kilka gatunków. Dwa razy „z nich”, do tego „nie sprzeciwiającą się” – może jednak „pokorną”, „posłuszną” lub coś w tym stylu. Imo fragment do redakcji.

„nie będące w stanie funkcjonować wśród normalnych ludzi, niemiejący szansy na zdobycie wykształcenia” – coś z odmianami nie tak: „będące/niemiejący” – do tego całość nieco sztuczna.

„Dzisiaj ludzkość morduje się w głowach, a nie na frontach.” – to też mi się nie podoba, jednak „tylko w myślach” chyba lepiej by brzmiało, ale zapewne wymyślisz coś lepszego… zamysł autora czytelny… ale ciężko „czytelny”.

„Miałem dużo szczęścia, w jakimś stopniu pozostałem człowiekiem.” – to nie jest jasne. On nie jest już człowiekiem, co najwyżej mógł zachować ludzkie odruchy.

„Nie ma już nic, na czym mogłoby mi zależeć.” – może jednak „nie ma już nic, na czym by mi zależało”?

„bo zdziwienie na jego twarzy nie było czytelne.” – to sugeruje, że zdziwienie tam było tyle że „nie czytelne” – może jednak „na jego twarzy nie dało się wyczytać zdziwienia” lub coś podobnego?

„że poza tym jednym szczegółem nie spotkało go w życiu nic przykrego,” – oj, „przykrość” była dość duża, dla zwykłego człowieka to jednak spory spadek z naukowca na sprzątacza. Zgrzytnęło mi to.

„Nie zna braterstwa i miłości. Nikt mu o nich nigdy nie wspomniał.” – a to nie wynika z opowiadania. To czepianie się może troszkę do ideologii… ale po prostu tych braków u rozmówcy bohatera nie zauważyłem – wykazał troskę, poszukał akt, rozmawiał i pomógł. Więc o co chodzi?

„w ludzkich głowach pozostawały jednak patologią.” – to też nadinterpretacja ideologiczna. To zachowania i dzisiejsze i historyczne (a może nawet bardziej historyczne niż dzisiejsze)

Tak czy inaczej, opko bardzo dobre.
O co ci chodzi człowieku? Czyżby to kolejna etiuda polegająca na umiejętnym składaniu wyrazów w jedną całość, z której tak naprawdę nic nie wynika? Kheira czepia się przecinków a inni rozpływają się nad tekstem, którego przesłanie a właściwie jego brak prowadzi do nikąd. Proponuję dać Twoje opowiadanie politykom jako wprawka, aby poćwiczyli bicie piany. Ale z drugiej strony - podobał mi się. Will
O co mi chodzi? Wydaje mi się, że w tekście stoi jak wół i czarno na białym, o co mi chodzi...A przesłanie całego opowiadania to już na prawdę jest wyeksponowane tak, że trudno byłoby chyba bardziej je uwypuklić...
Wychodzę z założenia, że "przestłanie" nie może być zakopane głęboko i dostępne jedynie dla tych wielce wrażliwych, uduchowionych odbiorców. Uważam, że skoro piszę dla wszystkich, to muszę to robić tak, żeby dla każdego było to zrozumiałe. No, ale okazuje się, że nie da się wszystkim dogodzić. Uzmysłowiłeś mi, Will, że jest jednak pewien pułap intelektualny, którego przedstawicielom nie dam rady dogodzić, bo przykro mi, ale prościej pisać to ja już nie potrafię...

Na koniec chciałbym zwrócić Twoją uwagę na to, że w Twoim komenarzu jest za dużo nienawiści, a za mało konkretów. Właściwie, to nie powiedziałeś nic, żadnego konkretnego zarzutu. Nie zaśmiecaj forum bezpodstawnym narzekaniem, skoro już krytykujesz, bądź bardziej konkretny, bo niby moje opowiadanie obsmarowałeś, ale ja i tak nie dowiedziałem się, co Ci się właściwie w nim nie podoba.
Wyluzuj i nie unoś się. Ja Cie nie obrażam. Pozdrawiam Will

Bardzo się cieszę, żeście się dogadali, ale na przyszłość proszę o więcej konkretów i odniesień do utworu w komentarzach niż populizmu, Will. // Kot
KOT się myli ! Nikt się z nikim nie dogadał, przynajmniej jeszcze nie, ale pragnę mu zwrócić uwagę aby traktował uczestników tego forum jak równoprawnych partnerów a nie stosował podziału na równych i równiejszych . Twój-Diaster, aluzyjny docinek cyt. .....Uzmysłowiłeś mi, Will, że jest jednak pewien pułap intelektualny, którego przedstawicielom nie dam rady dogodzić, bo przykro mi, ale prościej pisać to ja już nie potrafię... nie był sympatyczny, więc najpierw oczekuję od Ciebie przeprosin, a potem KOT może się cieszyć lub nie. W każdym razie ja czuję się nie mało komfortowo i wcale się nie cieszę. Na koniec chcę powiedzieć abyś nie podchodził tak z takimi negatywnymi emocjami do osób które mają odmienne zdanie na temat Twojej twórczości. Taka ich wola i musisz się z tym pogodzić czy to Ci pasuje czy nie. Osobiście nic do Ciebie nie mam więc gadanie o jakiejś nienawiści jest delikatnie mówiąc, grubą pomyłką. Pozdrawiam.
Cholernie mi się podoba. Szczególnie epilog. Świetnie ujęty.
Genialne przesłanie, genialny pomysł. Straszny jest wykreowany przez Ciebie świat.

Nie myślałeś o przeczytaniu tego, dokonaniu paru poprawek (nie uniknąłeś drobnych baboli) i wysłaniu do jakiegoś magazynu literackiego?
Naprawdę szkoda, ze takie krótkie... ledwo zdążyłam się wciągnąć, a tu koniec... Szkoda, wielka szkoda..., ale to jedyny minus tekstu.
Pozdrawiam Ehjia
Przemogłem się i przeczytałem.
Bardzo ciekawy pomysł. Płynie i lekko się czyta. Pewnie ma to jakieś ukryte znaczenie lub można to w jakiś sposób interpretować, ale mi się nie chce. Ogólnie bardzo mi się podobało 9/10
Stron: 1 2