Via Appia - Forum

Pełna wersja: Jesteś tajemnicą...
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Już biorę się do komentowania. Wstawię tylko taki krótki fragment prologu mojego opowiadania Smile

Prolog

Kopyta ślizgały się na mokrym bruku, ale wierzchowiec z każdą chwilą nabierał prędkości. Potężne mięśnie nóg pracowały rytmicznie od ud, aż po pęciny. Krople deszczu kołysały się na śnieżnobiałej sierści, lśniąc jak perły. Podmuchy wiatru mierzwiły długą grzywę, opadającą na potężną szyję i grzbiet lekko zakręconymi przy końcach pasmami. Fasady domów pojawiały się i znikały, dopóki pęd nie sprawił, że wszystko dookoła zatarło się i stało jedną, ciągłą smugą. Pochylony nisko jeździec cudem unikał ciosów, zadawanych przez świszczące nad jego głową szyldy. Często tylko milimetry dzieliły go od potężnego uderzenia, grożącego upadkiem. Śmierć sunęła tuż za nim, można ją było niemal dotknąć, ujrzeć wyłaniającego się z bocznej uliczki kościanego rumaka i zakapturzoną postać z błyszczącą złowieszczo kosą. Wisiała w powietrzu, dławiła przy każdym oddechu.
Kobieta, rozpaczliwie ściskając zwierzę z całych sił zarówno nogami jak i rękami, starała się utrzymać na grzbiecie. Jechała na oklep. Nie zdążyła założyć siodła - pościg ją zaskoczył. Biała suknia sięgająca niemal kostek, była podarta i ubłocona. Strzępy materiału powiewały na wietrze niczym chorągwie. Bose stopy wtulały się w wilgotne boki konia - buty dawno już spadły z głuchym stukotem, ginącym w takcie wybijanym przez kopyta. Czarny kapelusz łopotał dziko, jednak uparcie trzymał się głowy. Krzyki z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze i bardziej wyraźne. Potęgowały strach przetaczający się przez duszę złotowłosej uciekinierki. Odbijały się echem w jej głowie, jeszcze mocniejsze i okrutniejsze. Ściany ostatnich domów zniknęły za plecami. Potężny podmuch uderzył w siwego wierzchowca, który niebezpiecznie przechylił się na bok. Długie, smukłe palce nadal ściskały sierść - nie rozluźniały uścisku, choć jeździec był na skraju wyczerpania. Most stanowił ostatnią przeszkodę na drodze do wolności. Szeroka, rwąca rzeka wyła i ryczała, tocząc się między kamiennymi podporami. Jak monstrum z rozdziawioną paszczą oczekiwała ofiary. Jeden, nieostrożny ruch równał się w tej chwili pewnej śmierci. Rumak zwolnił, zastępując galop kłusem. Drżał z zimna i strachu. Odmierzał uważnie każdy kolejny krok, nie zważając na kobietę, coraz mocniej wbijającą stopy w jego boki.
Burza złocistym jęzorem błyskawic lizała ciemnofioletowe niebo, ale była jeszcze daleko. Grzmoty odzywały się cichym mrukiem. Trakt prowadzący do lasu był na wyciągnięcie ręki. Lada chwila nierówny bruk miał ustąpić miejsca ubitej ziemi... Pościg zbliżał się bardzo szybko. Wszystkie wołania stały się wyraźne, można było dostrzec buchającą z nozdrzy parę i metaliczny połysk kling. Uciekinierka raz jeszcze spróbowała zmusić konia do szybszego biegu, ale odmawiał współpracy. Zatrzymał się w połowie drogi i z przerażeniem w oczach wpatrywał się w wodę. Dał się słyszeć cichy szelest cięciw i strzały przeszyły ciężkie powietrze. Cztery kare ogiery z łoskotem wpadły na most, niosąc na grzbietach uzbrojonych jeźdźców. Z furią parskały i kręciły łbami. Nie zbliżały się bardziej. Zbyt duże ryzyko. Błysnęło, a chwilę później grzmot ryknął groźnie. Łucznicy nieustępliwie sięgali do kołczanów. Biały wierzchowiec ruszył, usłyszawszy krzyki. Czuł zbliżające się zagrożenie, ale nadal tylko kłusował, chwiejąc się rozpaczliwie. Jeszcze jeden świst utonął w ryku kotłującej się topieli. Grot wbił się w udo zwierzęcia, które natychmiast stanęło dęba. Strużka krwi wyraźnie odznaczyła się na siwej sierści... Kobieta poczuła, że jej palce tracą kontakt najpierw z szyją, a później z pojedynczymi włosami rumaka. Zawisła w powietrzu, szukając oparcia dla nóg. Przez ułamek sekundy mogła zobaczyć swoje odbicie w wodzie. Nie ujrzała stalowoniebieskich oczu, z których biła zimna obojętność. Jej twarz wykrzywiona nienaturalnie wysiłkiem i strachem była wręcz obca. Świat wirował bezlitośnie. Wszystko zlało się w jeden obraz namalowany farbą okrutnego cierpienia. Krzyk rozrywał od środka, nie mogąc znaleźć ujścia...
Leżała na kamieniach, twardych i zimnych, tuż obok kraju mostu. Czuła, że rękaw nasiąkł od ciepłej krwi. Bark i całe przedramię wręcz paliły od wściekłego bólu. Przez ułamek sekundy chciała stoczyć się w otchłań, utonąć, oddać swe życie, byleby poczuć ulgę. Wygrała bitwę, którą toczyła sama ze sobą i nie poddała się śmierci. Widziała ludzi zbliżających się do niej, słyszała rozmowy. Powieki z każdą chwilą stawały się cięższe. Ktoś pochylił się nad nią - sprawdzał czy była martwa. Starała się wstrzymać oddech tak długo, jak potrafiła; nic to jednak nie dało, bo zdradzało ją bicie serca.
- Czy panna Edea? - zapytał potężnie zbudowany mężczyzna, opierając się na długim, dwuręcznym mieczu.
Odpowiedziała mu głucha cisza, przerywana wyciem wiatru.
Pytałem... Czy panna Edea? - kopnął leżącą kobietę, która syknęła z bólu, nogą obutą w czarną oficerkę z wysoką cholewą.
- T..tak - opdarła, z trudem biorąc oddech.
Dostrzegła swoją ostatnią deskę ratunku - puginał kołyszący się przy skórzanym pasie jednego z wartowników był bardzo blisko. Wystarczyło go chwycić. Jeden krótki moment mógł zdecydować o jej życiu. Szansa na ucieczkę, tak bliska i jednocześnie tak daleka. Było prawie pewne, że gdy jeden z mężczyzn padnie, pozostali rzucą się na kobietę z bronią w ręku. Ale dopóki istniaje choćby najmniejsza drobina nadziei, trzeba próbować...
Czuła drobne, niepewne drgania wolności, przebijające się przez zasieki niewoli, nie mogąc jednocześnie odgonić ponurych obrazów sprzed oczu. Widziała kamienny nagrobek i ponury spokój bijący od epitafium. Słyszała zbliżający się kondukt żałobny... Wszystko działo się tuż obok, próbując odciągnąc ją od rzeczywistości. Niebo rozpaczało nad jej niedolą, roniąc łzy strumieniami. Chmury wisiały niemal tylko nad mostem. Kotłowały się, burzyły i zderzały z żółtawym blaskiem. Huczało, ryczało i dudniło. W powietrzu czuć było zapach spalenizny, a w oddali paszcza pożaru otwierała się coraz szerzej, zajmując kolejne domy.
Kilka promieni słońca przedarło się przez gęstą zasłonę i padło na twarz Edei, siną od bólu. Czy to był znak na który czekała? Podniosła się na tyle szybko, by nikt nie zdążył zareagować. Chwyciła rękojeść puginału, ostrze błysnęło, przeszyło powietrze i wbiło się w pierś mężczyzny. Z dziwną łatwością przeszło przez cienką lnianą koszulę i brunatną skórę. Wartownik również nie był przygotowany do pościgu, nie miał na sobie nawet kolczugi. Runął do tyłu, a dwuręczny miecz, który ściskał w dłoni z łoskotem wylądował na bruku.
“Teraz!” - ryknął jakiś głos w głowie kobiety.
Zerwała się do biegu, nie zważając na ból wypełniający każdy, nwet najmniejszy fragment jej ciała. Z początku miała przewagę, którą dało jej zaskoczenie. Nikt, poza nią samą, nie wiedział co się stało. Minęło dłuższa chwila nim tętent końskich kopyt wypełnił uszy zebranych. Ogiery z wściekłością przebierały nogami, dysząc ciężko. Deszcz padał coraz mocniej, a między pojednczymi kamieniami zaczynały tworzyć się rozległe kałuże. Wicher dął jeszcze mocniej napierając cały czas z lewej strony. Edea biegła, potykając się o własną skunię. Ostre krawędzie raniły bose , ociekające krwią stopy. Nie miała szans. Widziała spojrzenia pełne furii skierowane wprost na nią. Paskudne pyski wykrzywione złością i dym unoszący się z chrap przywodziły na myśl szarżującego smoka. Nagle potężne drganie objęło we władanie cały most. Pościg trwał. Jeden z karych ogierów, pod wpływem wstrząsu ostro zakręcił i stracił grunt pod kopytami. Przeszywający wrzask mężczyzny ciągniętego w dół przez potężne ciało wierzchowca, wypełnił ciszę przed kolejnym grzmotem. Wydawało się, że głuchy śmiech zabrzmiał gdy woda pochłonęła ofiary. Błysnęło raz jeszcze. Białe, oślepiające światło zawisło na chwilę wśród kropli deszczu...
Kobieta upadła. Nie miała już siły. Nadzieja umarła. Pogodziła się z losem. Oddychała bardzo ciężko, dławiąc się. Płakała. Nic nie mówiła, ale odgłos łez kapiących na ziemię zdawał się układać w ostatnie błaganie o pomoc. Zobaczyła czerń kopyt opadających tuż obok, niczym niemy wyrok śmierci.
Najpierw drobne błędy, które wyłapałem (głównie interpunkcja):

Cytat:Podmuchy wiatru mierzwiły długą grzywę, opadającą pasmami lekko zakręconymi przy końcach, na potężną szyję i grzbiet.

Z tymi przecinkami zdanie dziwnie brzmi, zresztą tak zbudowane brzmi nie najlepiej. Może lepiej tak: "Podmuchy wiatru mierzwiły długą grzywę, opadającą na potężną szyję i grzbiet lekko zakręconymi przy końcach pasmami." ?

Cytat:Pochylony nisko jeździec cudem unikał ciosów, zadawanych przez świszczące nad jego głową szyldy.

Nie pasuje mi to zdanie. Skoro unikał tych ciosów, to te ciosy chyba jednak nie zostały zadane? Ale tu akurat nie jestem do końca pewien...

Cytat:Ściany ostatnich domów, zniknęły za plecami.

Bez przecinka.

Cytat:Trakt prowadzący do lasu, był na wyciągnięcie ręki

Bez przecinka.

_____________________________________________________________

To takie błędy, które od razu mi się rzuciły w oczy. Innych po prostu nie zauważyłem, może dlatego, że byłem skupiony na toczącej się ucieczce, a może dlatego, że ich nie ma Wink

Tekst bardzo, bardzo przyzwoity, ładnie i ciekawie napisany. Wciąga i chce się poznać dalszą część Smile
Brakowało mi tylko wcięć, akapitów. Taki tekst zlewa się w jedno i można dostać oczopląsu Tongue Tak że polecam robić akapity.

Moja ocena to 4,5/5. Czekam na dalszą część i jednocześnie zapraszam do swoich tekstów.

Pozdrawiam.



Błędy poprawione i przywrócony podział na akapity.
Cześć! Zacznę od kwiatków:

Cytat:Kobieta(,) rozpaczliwie ściskając zwierzę z całych sił zarówno nogami jak i rękami, starała się utrzymać na grzbiecie.

Cytat:Biała suknia, sięgająca niemal kostek, była podarta i ubłocona.
- bez pierwszego przecinka.

Cytat:nie rozluźniały uścisku, choć jeździec był na skraju wyczerpania. Most był ostatnią przeszkodą na drodze do wolności.

Więcej błędów wymienił mój rozmówca.

Podsumowując. Jest to bardzo krótki fragment, z któego niewiele da się co prawda wywnioskować. Widzę tutaj tylko akcję, strasznie brakuje mi dobrych opisów. W całym tekście natknąłem się na jedno zdanie opisu:
Cytat:Burza złocistym jęzorem błyskawic lizała ciemnofioletowe niebo...
Pomijając już dalszą część zdania. Właśnie w tym miejscu jest najwięcej klimatu, którego przez cały tekst nie mogłem znaleźć. Był jakiś jeździeć, jakaś scena pościgu, ale nudna jak flaki z olejem. W takich scenach musisz podkręcić tempo, sprawić, by czytelnik nie nadążał z wyobrażaniem sobie poszczególnych fragmentów sceny. Służy temu rzecz jasna nagromadzenie czasowników. Smile
Mam nadzieję, że w dalszych częściach tego tekstu, zwrócisz uwagę jak wazny jest klimat budowany przez rozbudowane opisy.

Zapraszam również do siebie Smile

Pozdrawiam
InF
Dzięki za odpowiedź Smile Opisów się doczekasz i to monstrualnych, bo są cechą charakterystyczną mojego stylu. W prologu chciałem ich uniknąć, ale jeżeli brakuje klimatu, postaram się je dodać.

Edit: Dokleiłem dalszy ciąg Smile
No cóż, tym razem jednak nie jest tak różowo...

Cytat:Powieki z każdą chwilą stawały się cięższe. Powieki z każdą chwilą stawały się cięższe.

Dwa razy to samo zdanie.

Cytat:Starała się wstrzymać oddech, tak długo jak potrafiła, ale zdradziło ją bicie serca.

Ja bym zrobił tak: 'Starała się wstrzymać oddech tak długo, jak potrafiła; nic to jednak nie dało, bo zdradzało ją bicie serca.'

Cytat: - Pytałem... Czy panna Edea? - kopnął leżącą kobietę, która syknęła z bólu, nogą obutą w czarną oficerkę z wysoką cholewą.

Cytat:Dostrzegła swoją ostatnią deskę ratunku - puginał kołyszący się przy skórzanym pasie jednego z wartowników, był bardzo blisko.

Bez przecinka po 'wartowników'.

Cytat: Czuła drobne, niepewne drgania wolności, przebijające się przez zasieki niewoli, nie mogąc jednocześnie odgonić ponurych obrazów sprzed oczu. Widziała kamienny nagrobek i ponury spokój bijący od epitafium. Słyszała zbliżający się kondukt żałobny... Wszystko działo się tuż obok, próbując odciągnąc ją od rzeczywistości. Niebo rozpaczało nad jej niedolą, roniąc łzy strumieniami. Chmury wisiały niemal tylko nad mostem. Kotłowały się, burzyły i zderzały z żółtawym blaskiem. Huczało, ryczało i dudniło. W powietrzu czuć było zapach spalenizny, a w oddali paszcza pożaru otwierała się coraz szerzej, zajmując kolejne domy.

Tę całość dałbym jako osobny akapit.

Cytat:Kilka promieni słońca przedarło się przez gęstą zasłonę i padło na twarz Edei, siną od bólu.

A może lepiej: '...padło na siną od bólu twarz Edei.'?

Cytat:Runął do tyłu, a dwuręczny miecz, który ściskał w dłoni, z łoskotem wylądował na bruku.

Cytat:“Teraz!” - ryknął jakiś głos w głowie kobiety.

To w nowym akapicie, a zdanie następujące po tym również od nowego akapitu.

Cytat:Zerwała się do biegu, nie zważając na ból wypełniający każdy, nawet najmniejszy fragment jej ciała.

Ja bym takie słówko tu wstawił.

Cytat:Wicher dął jeszcze mocniej napierając cały czas z lewej strony.

'Wicher dął jeszcze mocniej, cały czas napierając z lewej strony.'

Cytat:Ostre krawędzie raniły bose stopy, ociekające krwią.

Lepiej brzmi: 'Ostre krawędzie raniły bose, ociekające krwią stopy.'

Cytat:Nagle, potężne drganie objęło we władanie cały most.

Bez przecinka.

Cytat:Jeden z karych ogierów, pod wpływem wstrząsu, ostro zakręcił i stracił grunt pod kopytami.

Chociaż tutaj - wydaje mi się - że wersja z przecinkiem, jak i bez, jest poprawna.

Cytat:Przeszywający wrzask mężczyzny, ciągniętego w dół przez potężne ciało wierzchowca, wypełnił ciszę przed kolejnym grzmotem.

Cytat:Nic nie mówiła, ale odgłos łez kapiących na ziemię, zdawał się układać w ostatnie błaganie o pomoc. Zobaczyła czerń kopyt, opadających tuż obok, jak niemy wyrok śmierci.

Bez przecinka po 'ziemię' i po 'kopyt'. I słówko 'jak' zamieniłbym na 'niczym' (Zobaczyła czerń kopyt opadających tuż obok, niczym niemy wyrok śmierci).

________________________________________________________

Czytając pierwszą część, którą wstawiłeś wczoraj, byłem zaciekawiony, co będzie dalej. Gdy dzisiaj czytałem dalszy ciąg, miałem wrażenie, że nic tam się nie dzieje, że akcja dalej stoi w miejscu - chociażby moment zabójstwa... W ogóle mnie 'nie porwał'. Postaraj się jakoś wzbogacić to ciekawymi opisami, ale nie tylko miejsc, lecz również i akcji.

Ode mnie: 2,5/5.

Pozdrawiam, i pisz dalej Wink
Ju poprawiam Smile Dzięki za odpowiedź. Pisać pewnie będę, ale nie wiem kiedy. Bo to opowiadanko jest tylko przerywnikiem.

Witam ponownie Smile

Cytat:Leżała na kamieniach, twardych i zimnych, tuż obok kraju mostu.
Moim zdaniem: Leżała na twardych io zimnych kamieniach, tuż obok skraju mostu.

Cytat:- Czy panna Edea? - zapytał potężnie zbudowany mężczyzna, opierając się na długim, dwuręcznym mieczu.
Odpowiedziała mu głucha cisza, przerywana wyciem wiatru.
Pytałem... Czy panna Edea? - kopnął leżącą kobietę, która syknęła z bólu, nogą obutą w czarną oficerkę z wysoką cholewą.
- T..tak - opdarła, z trudem biorąc oddech.
W ogóle nie podoba mi się ten fragment. Po pierwsze, to mężczyzna, który kopie leżącą kobietę, nie mówiłby takim językiem, jakim tu przedstawiasz czytelnikom. Ogółem w całym tekście postacie przedstawione są dość sztywno i mało ciekawie.
Po drugie, są błędy warsztatowe. Odsyłam do przeredagowania.

Cytat:Ale dopóki istniaje choćby najmniejsza drobina nadziei, trzeba próbować...
Literówka. Trochę głupio zaczynać nowe zdanie od spójnika. Przeredagowałbym.

Cytat:Zerwała się do biegu, nie zważając na ból wypełniający każdy, nwet najmniejszy fragment jej ciała.
Kolejna literówka.

Cytat:Minęło dłuższa chwila nim tętent końskich kopyt wypełnił uszy zebranych.
Kolejna.

Cytat:Wicher dął jeszcze mocniej (,)napierając cały czas z lewej strony.

Cytat:Wydawało się, że głuchy śmiech zabrzmiał(,) gdy woda pochłonęła ofiary.

Podsumowanie

Przede wszystkim musisz bardzo dużo czytać. Wtedy będziesz obeznany, w jaki sposób mistrzowie budują klimat, prowadzą akcję i tworzą bohaterów. Po wszystkich literówkach domyślam się, że nie sprawdzasz swojego tekstu. Czasami warto odstawić swój tekst na tydzień, może dwa, a potem do niego wrócić. Wtedy wyłapujesz niemalże wsyztskie błędy, które popełniłeś.
Tyle słowem tego, co zrobić, by poprawić warsztat. A, no i zapraszam do Kącika Literata.
Warsztatowo - czytałem gorsze rzeczy. Fabularnie mnie nie zaciekawiłeś. Nie wciągnęło mnie.

Słowem - nie podoba mi się.

Pozdrawiam.
InF.
Cytat:Potężne mięśnie nóg pracowały rytmicznie od ud, aż po pęciny.
- Zaznaczone wywaliłbym. W dalszej części wyjaśniasz, które mięśnie pracowały, więc moim zdaniem nie potrzeba pisać dwa razy.
Cytat:Pytałem... Czy panna Edea?
- Nie widzę myślnika na początku.
Cytat:Czuła drobne, niepewne drgania wolności, przebijające się przez zasieki niewoli, nie mogąc jednocześnie odgonić ponurych obrazów sprzed oczu. Widziała kamienny nagrobek i ponury spokój bijący od epitafium. Słyszała zbliżający się kondukt żałobny... Wszystko działo się tuż obok, próbując odciągnąc ją od rzeczywistości. Niebo rozpaczało nad jej niedolą, roniąc łzy strumieniami. Chmury wisiały niemal tylko nad mostem. Kotłowały się, burzyły i zderzały z żółtawym blaskiem. Huczało, ryczało i dudniło. W powietrzu czuć było zapach spalenizny, a w oddali paszcza pożaru otwierała się coraz szerzej, zajmując kolejne domy.
- Długi, może i poetycki opis. Ale czy ta poetyckość pasuje do prozy?
Cytat:Wicher dął jeszcze mocniej napierając cały czas z lewej strony.
- Z lewej strony czego?
Cytat:Edea biegła, potykając się o własną skunię. Ostre krawędzie raniły bose , ociekające krwią stopy.
- Ponowni - ostre krawędzie czego?
Cytat:Widziała spojrzenia pełne furii skierowane wprost na nią.
- Myślę, że człowiek, uciekający żeby ratować swoje życie nie patrzałby za siebie i nie zastanawiałby się nad zbędnymi szczegółami.
Cytat:Śmierć sunęła tuż za nim, można ją było niemal dotknąć, ujrzeć wyłaniającego się z bocznej uliczki kościanego rumaka i zakapturzoną postać z błyszczącą złowieszczo kosą. Wisiała w powietrzu, dławiła przy każdym oddechu.
- To zdanie jest troszkę za długie, można się pogubić i uznać, że to kosa [nie śmierć] wisiała w powietrzu i dławiła.

Teraz bardziej ogólnie - tekst jest za długi. Nie chodzi mi bynajmniej o to, że nudzi. Możesz się ze mną nie zgodzić, ale problem leży w tym, że przedstawiasz scenę akcji, bardzo dynamiczną, ale nie pozwalasz czytelnikowi dostrzec tej dynamiki bo przesadziłeś z opisami. Akcje opisuje się zdawkowo, krótkimi, konkretnymi zdaniami [lub nawet równoważnikami zdań]. Stosowanie zdań złożonych, czy wielokrotnie złożonych wpływa w tym wypadku negatywnie. Epitety, porównania, czy nawet metafory wszystko spowalniają, więc efekt jest mierny. O fabule nie dowiedziałem się z tego fragmentu praktycznie nic. Moim zdaniem ten fragment powinien być dużo, dużo krótszy.

Reasumując - średnio pod względem doboru słownictwa, logiki nie brakuje [tzn, czasami troszeczkę, ale nie przeszkadza to zbyt mocno], średnio pod względem poprawności [to jest - nie idealnie], nie wiem nic o fabule, słabo pod względem budowy całości [relacja opisy-akcja].

5/10
1. Analiza

Niestety, ale natłok szczegółów w poszczególnych zdaniach zniechęca do czytania.

Cytat:Potężne mięśnie nóg pracowały rytmicznie od ud, aż po pęciny. Krople deszczu kołysały się na śnieżnobiałej sierści, lśniąc jak perły. Podmuchy wiatru mierzwiły długą grzywę, opadającą na potężną szyję i grzbiet lekko zakręconymi przy końcach pasmami.
Po co ten szczegółowy opis konia, który tak naprawdę niczego nie wnosi do treści opowiadania? Lepiej opisać go w dwóch trzech słowach, bo takie lanie wody nie sprawia, że czytelni odczuwa napięcie i grozę pościgu.

Cytat:Burza złocistym jęzorem błyskawic lizała ciemnofioletowe niebo, ale była jeszcze daleko.
Metafory piękne, ale w opisie pościgu rażą. Gdyby to była scena miłosna, to może jeszcze by przeszło jako wyraz uniesienia pary kochanków. Tutaj są jak zgrzyt, ponieważ "złociste jęzory błyskawic" nie tworzą atmosfery napięcia. Ponadto błyskawice tworzą zygzaki, a nie jęzory (to pasuje do ognia).

Cytat:Pościg zbliżał się bardzo szybko. Wszystkie wołania stały się wyraźne, można było dostrzec buchającą z nozdrzy parę i metaliczny połysk kling.
Aż do tego zdania czytałem opowiadanie w przekonaniu, że bohaterka ucieka przed śmiercią będącą konkretną osobą, która lawiruje gdzieś po zaułkach bawiąc się z nią w kotka i myszkę. Tymczasem nagle dostałem w łeb i musiałem przerobić sobie całą scenę, ponieważ, jak się okazuje, kobietę ściga kilku ludzi.
Poza tym: Z czyich nozdrzy buchała ta para? Bo z tego zdania można wnioskować, że chodzi o ludzi...

Cytat:Dał się słyszeć cichy szelest cięciw i strzały przeszyły ciężkie powietrze.
W tym momencie bohaterka była na moście, pod którą "rwąca rzeka wyła i ryczała". Jest raczej nierealne, aby w huku rzeki usłyszała dźwięk wydawany przez cięciwę łuku w trakcie oddawania strzału.

Cytat:Cztery kare ogiery z łoskotem wpadły na most, niosąc na grzbietach uzbrojonych jeźdźców. Z furią parskały i kręciły łbami. Nie zbliżały się bardziej. Zbyt duże ryzyko.
Konie wpadły na most i same się zatrzymały? Kiedy i dlaczego, skoro nie ma mowy o tym, że ich jeźdźcy ściągnęli wodze? Ponadto, nawet gdyby gwałtownie zaczęły hamować, co raczej wątpliwe, to jeźdźcy wbili by im ostrogi w boki i podjechali do uciekinierki.

Cytat:- Czy panna Edea? - zapytał potężnie zbudowany mężczyzna, opierając się na długim, dwuręcznym mieczu.
Długi, dwuręczny miecz wygląda poetycko i jest bardzo "macho", ale w scenie pościgu trąci brakiem realizmu. To jest broń do bitwy i pojedynku - w pościgu nie będzie przydatna, zwłaszcza gdy osobą ściganą jest bezbronna kobieta.

Cytat:Kilka promieni słońca przedarło się przez gęstą zasłonę i padło na twarz Edei, siną od bólu.
Gęstą zasłonę czego? Poza tym najpierw każesz wyobrazić sobie twarz Edei, która zostaje rozświetlona przez światło słońca, a dopiero potem dorabiać na niej siniznę. Sinizna, notabene, może być od urazów, a nie z bólu, który najczęściej powoduje odpłynięcie krwi z twarzy. To zdanie powinno brzmieć:
Kilka promieni słońca przedarło się przez zasłonę chmu i padło na bladą z bólu twarz Edei.

Cytat:Minęło dłuższa chwila nim tętent końskich kopyt wypełnił uszy zebranych.
Zebranych czyli kogo? Wypełnił powietrze, przestrzeń, ale nie uszy zebranych, bo tak nikogo, poza tymi czterema osobami, nie było, aby mogli to słyszeć.

Cytat:Ogiery z wściekłością przebierały nogami, dysząc ciężko.
Ogiery to zwierzęta, więc niby dlaczego miały by z wściekłością przebierać nogami w pogoni za Edeą, która nic im nie zrobiła?

Cytat:Deszcz padał coraz mocniej, a między pojednczymi kamieniami zaczynały tworzyć się rozległe kałuże. Wicher dął jeszcze mocniej napierając cały czas z lewej strony
Na tym etapie opowiadania, w którym jest ten fragment, stanowi on całkowicie niepotrzebne wtrącenie, które każe czytelnikowi porzycać toczący się pościg i skupiać na szczegółach otoczenia, które nic do akcji nie wnoszą. Do kosza i pominąć milczeniem.

W ogóle cały ostatni akapit jest przegadany. Po co to jest aż tak rozciągnięte? Kobieta jest w nim ścigana konno, a w takim przypadku dogonienie człowieka zajmuje moment, a nie długie minuty, jak to wygląda z twojego opisu. Połowę z tego tekstu trzeba wywalić (szczególnie te wszystkie przeładowane szczegółami opisy).



2. Zestawienie

* Język - Przegadany. Niepotrzebne wchodzenie w szczegółowe opisy sytuacji, które niczego nie wnoszą do akcji. Przerywanie toku narracji do wrzucenia opisu np. tworzenia się kałuż wybija z czytania i irytuje. Niezręczne sformułowania.
* Logika - Dlaczego w ogóle oni ją gonią? Nie ma wyjaśnienia sytuacji nawet w postaci jednej myśli bohaterki. Dwuręczny miecz to nie broń do pogoni. Konie zatrzymujące się same z siebie w miejscu, ale jeźdźcy nie spadają itp.
* Interpunkcja - Zdarzają się błędy.
* Bohaterowie - Kim jest Edea? Nie ma wyjaśnienia ważnej kwestii z jej życia: Dlaczego i przed kim ucieka. Może potem to wyjaśniłeś, ale w tym urywku to razi.
* Pomysł - Opisano już wiele pogoni. Niestety, dużo lepiej. Wtórne.

3. Podsumowanie
Tekst przytłacza ilością zbędnych szczegółów w opisach i razi malowniczością, co nie buduje grozy sytuacji. Nie czuć tego strachu i napięcia, które powinny towarzyszyć tej kobiecie. Słabo.

4. Plusy i Minusy

Plusy:
- plastyczny opis

Minusy:
- Lanie wody.
- Źle dobrane metafory.
- Przerywanie ciągu wydarzeń zbędnymi opisami otoczenia.
- Błędy logiczne.

OCENA NUMERYCZNA 1-10:

2/10

***

Kolorów mogą używać jedynie członkowie ekipy.

Met.

***
Cytat:Prolog

Kopyta ślizgały się na mokrym bruku, ale wierzchowiec z każdą chwilą nabierał prędkości.
A może tak: "Wierzchowiec, z każdą chwilą, nabierał prędkości . Kopyta ślizgały się na mokrym bruku.
Potężne mięśnie nóg pracowały rytmicznie od ud, aż po pęciny.
Pogróbiony fragment jest niepotrzebny
Krople deszczu kołysały się na śnieżnobiałej sierści, lśniąc jak perły.
Krople deszczu, jak perły, lśniły na śnieżnobiałej sierści.
Podmuchy wiatru mierzwiły długą grzywę, opadającą na potężną szyję i grzbiet lekko zakręconymi przy końcach pasmami. Fasady domów pojawiały się i znikały, dopóki pęd nie sprawił, że wszystko dookoła zatarło się i stało jedną, ciągłą smugą.
Fasady domów pojawiały się i znikały dopóty pęd nie zlał ich w ciągłą smugę.
Pochylony nisko jeździec cudem unikał ciosów, zadawanych przez świszczące nad jego głową szyldy. Często tylko milimetry dzieliły go od potężnego uderzenia, grożącego upadkiem. Śmierć sunęła tuż za nim, można ją było niemal dotknąć, ujrzeć wyłaniającego się z bocznej uliczki kościanego rumaka i zakapturzoną postać z błyszczącą złowieszczo kosą. Wisiała w powietrzu, dławiła przy każdym oddechu.
Popraw ten fragment bo taki kogel mogel tu jest. Niby widać tą śmierć, jakoś odczuwalnie, czy faktycznie ściga uciekiniera. Trochę to tu nie logicznie brzmi.
Kobieta, rozpaczliwie ściskając zwierzę z całych sił zarówno nogami jak i rękami, starała się utrzymać na grzbiecie. Jechała na oklep. Nie zdążyła założyć siodła - pościg ją zaskoczył. Biała suknia sięgająca niemal kostek, była podarta i ubłocona. Strzępy materiału powiewały na wietrze niczym chorągwie. Bose stopy wtulały się w wilgotne boki konia - buty dawno już spadły z głuchym stukotem, ginącym w takcie wybijanym przez kopyta. Czarny kapelusz łopotał dziko, jednak uparcie trzymał się głowy. Krzyki z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze i bardziej wyraźne. Potęgowały strach przetaczający się przez duszę złotowłosej uciekinierki. Odbijały się echem w jej głowie, jeszcze mocniejsze i okrutniejsze. Ściany ostatnich domów zniknęły za plecami. Potężny podmuch uderzył w siwego To on jest w końcu biały czy siwy?wierzchowca, który niebezpiecznie przechylił się na bok. Długie, smukłe palce nadal ściskały sierść - nie rozluźniały uścisku, choć jeździec był na skraju wyczerpania. Odbieram to zdanie jako formę powtórzenia. Już wspominałeś o ewentualnym wyglądzie postaci, przenieś to do tamtego opisu, bo nie potrzebnie robisz koło.Most stanowił ostatnią przeszkodę na drodze do wolności. Szeroka, rwąca rzeka wyła i ryczała, tocząc się między kamiennymi podporami. Jak monstrum z rozdziawioną paszczą oczekiwała ofiary. Jeden, nieostrożny ruch równał się w tej chwili pewnej śmierci. Rumak zwolnił, zastępując galop kłusem. Drżał z zimna i strachu. Odmierzał uważnie każdy kolejny krok, nie zważając na kobietę, coraz mocniej wbijającą stopy w jego boki.
Burza złocistym jęzorem błyskawic lizała ciemnofioletowe niebo, ale była jeszcze daleko. Grzmoty odzywały się cichym mrukiem. Trakt prowadzący do lasu był na wyciągnięcie ręki. Lada chwila nierówny bruk miał ustąpić miejsca ubitej ziemi... Pościg zbliżał się bardzo szybko. Wszystkie wołania stały się wyraźne, można było dostrzec buchającą z nozdrzy parę i metaliczny połysk kling. Uciekinierka raz jeszcze spróbowała zmusić konia do szybszego biegu, ale odmawiał współpracy. Zatrzymał się w połowie drogi i z przerażeniem w oczach wpatrywał się w wodę. Dał się słyszeć cichy szelest cięciw i strzały przeszyły ciężkie powietrze. Cztery kare ogiery z łoskotem wpadły na most, niosąc na grzbietach uzbrojonych jeźdźców. Z furią parskały i kręciły łbami. Nie zbliżały się bardziej. Zbyt duże ryzyko. Błysnęło, a Tu powinna być kropka zamiast przecinka i "a" wykreśl. chwilę później grzmot ryknął groźnie. Łucznicy nieustępliwie sięgali do kołczanów. Biały wierzchowiec ruszył, usłyszawszy krzyki. Czuł zbliżające się zagrożenie, ale nadal tylko kłusował, chwiejąc się rozpaczliwie. Jeszcze jeden świst utonął w ryku kotłującej się topieli. Grot wbił się w udo zwierzęcia, które natychmiast stanęło dęba. Strużka krwi wyraźnie odznaczyła się na siwej Znów to samo. Biały czy siwy? sierści... Kobieta poczuła, że jej palce tracą kontakt najpierw z szyją, a później z pojedynczymi włosami rumaka. Zawisła w powietrzu, szukając oparcia dla nóg. Przez ułamek sekundy mogła zobaczyć swoje odbicie w wodzie. Nie ujrzała stalowoniebieskich oczu, z których biła zimna obojętność. Jej twarz wykrzywiona nienaturalnie wysiłkiem i strachem była wręcz obca. Świat wirował bezlitośnie. Wszystko zlało się w jeden obraz namalowany farbą okrutnego cierpienia. Krzyk rozrywał od środka, nie mogąc znaleźć ujścia...
Leżała na kamieniach, twardych i zimnych, tuż obok kraju czy skraju? mostu. Czuła, że rękaw nasiąkł od ciepłej krwi. Bark i całe przedramię wręcz paliły od wściekłego bólu. Przez ułamek sekundy chciała stoczyć się w otchłań, utonąć, oddać swe życie, byleby poczuć ulgę. Wygrała bitwę, którą toczyła sama ze sobą i nie poddała się śmierci. Widziała ludzi zbliżających się do niej, słyszała rozmowy. Powieki z każdą chwilą stawały się cięższe. Ktoś pochylił się nad nią - sprawdzał czy była martwa. Starała się wstrzymać oddech tak długo, jak potrafiła; nic to jednak nie dało, bo zdradzało ją bicie serca.
- Czy panna Edea? - zapytał potężnie zbudowany mężczyzna, opierając się na długim, dwuręcznym mieczu.
Odpowiedziała mu głucha cisza, przerywana wyciem wiatru.
Pytałem... Czy panna Edea? - kopnął leżącą kobietę, która syknęła z bólu, nogą obutą w czarną oficerkę z wysoką cholewą.
Ten fragment stanowi jakby całość. Chodzi mi o to, że między słowem "mieczu." a "Odpowiedziała" powinien być myślnik, jak i po "wiatru. i "Pytałem..."
- T..tak - opdarła, [color=#808000[/color]]odparła[/color]z trudem biorąc oddech.
Dostrzegła swoją ostatnią deskę ratunku - puginał kołyszący się przy skórzanym pasie jednego z wartowników był bardzo blisko. Wystarczyło go chwycić. Jeden krótki moment mógł zdecydować o jej życiu. Szansa na ucieczkę, tak bliska i jednocześnie tak daleka. Było prawie pewne, że gdy jeden z mężczyzn padnie, pozostali rzucą się na kobietę z bronią w ręku. Ale dopóki istniaje choćby najmniejsza drobina nadziei, trzeba próbować...
Czuła drobne, niepewne drgania wolności, przebijające się przez zasieki niewoli, nie mogąc jednocześnie odgonić ponurych obrazów sprzed oczu. Widziała kamienny nagrobek i ponury spokój bijący od epitafium. Słyszała zbliżający się kondukt żałobny... Wszystko działo się tuż obok, próbując odciągnąc ją od rzeczywistości. Niebo rozpaczało nad jej niedolą, roniąc łzy strumieniami. Chmury wisiały niemal tylko nad mostem. Kotłowały się, burzyły i zderzały z żółtawym blaskiem. Huczało, ryczało i dudniło. W powietrzu czuć było zapach spalenizny, a w oddali paszcza pożaru otwierała się coraz szerzej, zajmując kolejne domy.
Kilka promieni słońca przedarło się przez gęstą zasłonę i padło na twarz Edei, siną od bólu. Czy to był znak na który czekała? Podniosła się na tyle szybko, by nikt nie zdążył zareagować. Chwyciła rękojeść puginału, ostrze błysnęło, przeszyło powietrze i wbiło się w pierś mężczyzny. Z dziwną łatwością przeszło przez cienką lnianą koszulę i brunatną skórę. Wartownik również nie był przygotowany do pościgu, nie miał na sobie nawet kolczugi. Runął do tyłu, a dwuręczny miecz, który ściskał w dłoni z łoskotem wylądował na bruku.
“Teraz!” - ryknął jakiś głos w głowie kobiety.
Zerwała się do biegu, nie zważając na ból wypełniający każdy, nwet najmniejszy fragment jej ciała. Z początku miała przewagę, którą dało jej zaskoczenie. Nikt, poza nią samą, nie wiedział co się stało. Minęło dłuższa chwila nim tętent końskich kopyt wypełnił uszy zebranych. Ogiery z wściekłością przebierały nogami, dysząc ciężko. Deszcz padał coraz mocniej, a między pojednczymi kamieniami zaczynały tworzyć się rozległe kałuże. Wicher dął jeszcze mocniej napierając cały czas z lewej strony. Edea biegła, potykając się o własną skunię. Ostre krawędzie raniły bose , ociekające krwią stopy. Nie miała szans. Widziała spojrzenia pełne furii skierowane wprost na nią. Paskudne pyski wykrzywione złością i dym unoszący się z chrap przywodziły na myśl szarżującego smoka. Nagle potężne drganie objęło we władanie cały most. Pościg trwał. Jeden z karych ogierów, pod wpływem wstrząsu ostro zakręcił i stracił grunt pod kopytami. Przeszywający wrzask mężczyzny ciągniętego w dół przez potężne ciało wierzchowca, wypełnił ciszę przed kolejnym grzmotem. Wydawało się, że głuchy śmiech zabrzmiał gdy woda pochłonęła ofiary. Błysnęło raz jeszcze. Białe, oślepiające światło zawisło na chwilę wśród kropli deszczu...
Kobieta upadła. Nie miała już siły. Nadzieja umarła. Pogodziła się z losem. Oddychała bardzo ciężko, dławiąc się. Płakała. Nic nie mówiła, ale odgłos łez kapiących na ziemię zdawał się układać w ostatnie błaganie o pomoc. Zobaczyła czerń kopyt opadających tuż obok, niczym niemy wyrok śmierci.


Więc tak.
Najpierw błędy. Sądzę, że wszystkiego nie wyłapałam. Masz problem z powtórzeniami. Za dużo słów typu: się, uciekinierka. Musisz starać się pisać zdania w taki sposób aby unikać dużej liczby powtórzeń. Możesz przecież słowo "uciekinierka" zastąpić choćby zwykłym słowem "kobieta", skoro zdradzamy płeć bohatera. Masz kilka błędów typu "literka gdzieś mi zwiała lub ogonek zapodział. Pogrubiłam ci te miejsca. Jak przeczytasz to samo ci się rzuci. W opisach masz też mały chaos. Grupuj je tak aby były między nimi ładne przejścia, a nie rzucanie kawałkami mięcha.

Teraz opinia.
Prolog sam w sobie jest krótki. To dobrze. Wstępy nie powinny wzbudzać wrzasku ratunku na oczach czytelnika. Widać próbę trzymania napięcia i budowanie emocji. Ale przed tobą jeszcze długa droga do majstersztyku. Osobiście jestem ciekawa ciągu dalszego. Sądzę, że jak już poprawisz te błędy to wstęp na prawdę będzie potrafił przykuć uwagę i zatrzyma czytelnika. Puki co pracuj i dużo czytaj.

Ocena w skali 1-10.
3
To tak na zachętę. Błędy obniżyły moją ocenę, a że nie uznaję połówek to plusów i minusów nie wstawiam.