Via Appia - Forum

Pełna wersja: INWAZJA
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Połączono wątki. Następnym razem kolejne rozdziały opowiadania wrzucaj w jednym temacie. \\Sith


ROZDZIAŁ PIERWSZY


Morderstwo



Seweryn odzyskał przytomność. Z tyłu głowy poczuł pulsujący ból i coś ciepłego na plecach, co mogło być krwią. Ból tak go sparaliżował, że nie mógł się ruszyć przez kilkanaście sekund. Wokół panowała grobowa cisza.
Z wielkim wysiłkiem otworzył lekko oczy. Ledwo powstrzymał się od krzyku przerażenia, gdy zobaczył niedaleko od twarzy nieruchome ciało, całe zakrwawione, skąpane w księżycowej poświacie.
Szybko zamknął oczy, a serce podskoczyło mu do gardła. Przez minutę wsłuchiwał się w otoczenie, ale nie dobiegł go żaden dźwięk.
Nie mógł sobie przypomnieć, co się stało. Otworzył oczy nieco szerzej, by dowiedzieć się, gdzie się znajduje.
Jakiś metr przed nim leżała wywrócona na bok komoda. Wokół niej rozsypane były kredki i długopisy. Nie mógł rozpoznać martwej osoby, miała poszarpane ubrania, których koloru nie można było rozpoznać w ciemności. Była krótko przystrzyżona, a przez środek głowy biegło długie, głębokie rozcięcie, jakby ktoś uderzył ją mieczem. Z trudem rozpoznał drewniane panele na podłodze. Dopiero teraz zauważył, że przed nim leży otwarty zeszyt. Otworzył oczy nieco szerzej, żeby odczytać wielkie, czerwone litery. Na szczęście światło księżyca padało dokładnie na kartki, więc nie miał problemu z rozczytaniem słów.

Kocham cię, tato!

Zamknął szybko oczy. Już wiedział, gdzie się znajduje. To był jego dom, a te zwłoki przed nim to jego własny ojciec. Te duże czerwone litery w zeszycie… to było pismo Katrine, jego dziesięcioletniej siostry.
Nagle przypomniał sobie, jak do tego wszystkiego doszło. Wszystko stanęło mu przed oczami.

Był znowu w swoim pokoju na piętrze. Za oknem zaczynało się ściemniać. Właśnie zaczął się zagłębiać w lekturze, gdy dobiegł go z dołu głos matki, wyraźnie zaniepokojony.
— Chodź tutaj!
Z żalem oderwał się od książki i zbiegł po schodach. Rodziców zastał w kuchni. Jego ojciec, słynny archeolog, był wyraźnie czymś zaniepokojony, a matka wyglądała na śmiertelnie przerażoną. Seweryn był zdziwiony widokiem ojca, bo powinien wrócić z wykopalisk dopiero za dwie godziny.
— Co się stało? — zapytał Seweryn patrząc to na ojca, to na matkę.
— Wyprowadzamy się, natychmiast —oznajmił ojciec rozdygotanych tonem.
— Dlaczego?! Co się stało?
— W tym miejscu wydarzy się coś strasznego — odrzekł ojciec zakrywając twarz dłońmi — Śmiem twierdzić, że już jest za późno.
— Ale co się dzieje? — zdumiał się Seweryn.
— Powiemy ci w drodze — odparła za ojca matka — Teraz szybko spakuj najważniejsze rzeczy, i wyjeżdżamy.
— Ale dokąd?
— Dokądkolwiek! — powiedział ojciec wciąż zakrywając twarz — Byle daleko stąd. Za dwie minuty oczekuję cię w samochodzie.
Widział, że teraz niczego z nich nie wyciągnie, więc szybko popędził do pokoju, i wyciągnął spod łóżka duży plecak, w którym zaczęły kolejno lądować: kilka par spodni i bluz, książka którą dopiero co czytał, portfel i naszyjnik ze szczerego złota, który dostał od ojca na szesnaste urodziny miesiąc temu. Ledwo naszyjnik wylądował w plecaku, a z dołu dobiegł go głośny huk.
Biorąc pod uwagę słowa ojca, iż zdarzy się coś strasznego, nietrudno było się domyślić, że aż podskoczył ze strachu i zamarł w miejscu, nasłuchując. Sekundę później usłyszał przeraźliwy wrzask matki. Z przerażenia kompletnie stracił głowę, i przez sekundę się wahał, czy nie wskoczyć pod łóżko, ale pomyślał, że przecież to by było haniebne, gdyby pozostawił swoich rodziców na pastwę tego czegoś.
Tak więc otworzył szybko drzwi, które z trzaskiem uderzyły o ścianę, i zbiegł po schodach przeskakując po cztery stopnie naraz Gdy wskoczył do przedpokoju rozglądnął się szybko, i prawie natychmiast dostrzegł nieruchomo leżącą na podłodze rękę, wystającą zza ściany z kuchni. Powoli podszedł bliżej, i z przerażeniem i rozpaczą zobaczył, że to ręka matki. Całą twarz miała paskudnie zakrwawioną.
Gwałtownie się cofnął. Serce tłukło mu się o żebra jak oszalałe. Dotknął plecami rogu przedpokoju, skąd miał dobry widok na wszystkie drzwi. Zamarł w miejscu, i wsłuchał się w otoczenie. Usłyszał w dole huk, przypominający przewrócenie sporej szafy. Ktoś krzyknął, a Sewerynowi serce podskoczyło do gardła, gdy usłyszał ten ohydny, i charczący ton. Jeszcze nigdy nie słyszał by ktoś wymawiał słowa takim tonem, i gdyby nie tupot nóg, można by pomyśleć, że to nie człowiek wydał ten dźwięk. Kroki stawały się coraz bliższe.
Zaczął się rozglądać za czymś twardym. Natychmiast sobie przypomniał o kiju baseballowym, który trzymali w komodzie. Odwrócił się i otworzył pierwszą szufladę z góry. Przerzucił kilka książek, pod którymi był ukryty gruby kij.
W tej samej sekundzie ktoś otworzył drzwi w dole z taką siłą, że sądząc po odgłosie szyba wyleciała z drzwi. Rozległ się tupot wielu stóp, wbiegających po schodach. Szybko przycisnął się do ściany przy schodach prowadzących na dół, z kijem baseballowym w rękach, i czekał. Gdy zobaczył twarz napastnika, z przerażenia zapomniał o ataku, i wrzasnął ze strachu.
To nie był człowiek. Jego skóra była koloru mocnego brązu. Nie miał włosów, jego oczy miały pionowe źrenice, a od jednej skroni do drugiej, biegnąc przez podbródek, miał błonę. Był nieco wyższy od Seweryna a jedna ręka była przyodziana w stalową rękawicę.
Widział go tylko przez ułamek sekundy, bo potwór zamachnął się ręką ze stalową rękawicą, trafiając Seweryna w tył głowy. Stracił przytomność i upadł na plecy.

Biorąc pod uwagę, że zapadła noc, musiał być nieprzytomny, przez co najmniej godzinę. Napastnicy powinni już się wynieść, ale Seweryn jeszcze przez chwilę nasłuchiwał, bojąc się poruszyć. W końcu przełamał się, i wstał. Wygląda na to, że ojca musieli złapać od razu po nim, chyba, że przywlekli go tu martwego. Tylko po co? Spojrzał w stronę kuchni, matka nadal tam leżała. Pozostaje tylko znaleźć siostrę. Może udało jej się ukryć?
Na wszelki wypadek wolał nie wołać i nie zapalać świateł, więc szukał w ciemności. Przeszukał najpierw całą kuchnię, później chciał przeszukać pokój gościnny, ale okazało się, że było tu zbyt ciemno by dostrzec cokolwiek.
Postanowił zaryzykować, i zawołał:
— Katrine, gdzie jesteś?!
Nie było odpowiedzi. Może jego siostra myśli, iż to tamte potwory ją wołają. Równie możliwy jest fakt, że siostra może też nie żyć, i jej zwłoki leżą gdzieś w tym domu.
Wyszedł z pokoju i wrócił do przedpokoju. Wiedział, że rodzice nie żyją, bo byli za bardzo poranieni, ale mimo to zapaliła się w nim słaba nadzieja, że może wytrzymali tak jak on, i tylko stracili przytomność. Najpierw podszedł do ojca, i przyłożył palec do szyi, a później do matki. U żadnego nie wyczuł pulsu. Nie był tym zdziwiony, ale poczuł się jeszcze gorzej, wiedząc, że jego rodzice na pewno odeszli z tego świata.
Nawoływał jeszcze przez chwilę po całym domu, lecz nie dobiegł go żaden dźwięk. Wszędzie gdzie wszedł, wszystko było rozrzucone i rozwalone, jakby ktoś w pośpiechu czegoś szukał. Teraz już nabrał pewności, że mordercy już się wynieśli z domu, więc wszedł do pokoju gościnnego i zapalił światło.
Przyzwyczaił się już do ciemności, więc musiał na chwilę zamknąć oczy, bo światłość uderzyła go w oczy. Gdy jego oczy już się przyzwyczaiły, rozglądnął się po pokoju. Po prawej stronie pokoju przez całą ścianę biegła szafa ścienna. Wszystkie szuflady były z niej wyrzucone, szyby wybite, a zawartość rozrzucona po całym pokoju. Ciężki, marmurowy stół leżał na boku, podobnie jak komoda, z której oczywiście najpierw wyrzucono szuflady. Duży telewizor plazmowy leżał rozwalony na ziemi, żyrandol spadł na drewniane panele, i teraz jej szklane części były rozrzucone po całym pokoju. Widocznie tym istotom bardzo zależało na znalezieniu czegoś, bo dokładnie wszystko było rozwalone. Wystarczył jeden rzut oka na ten pokój, i już można było stwierdzić, że Katrine tutaj nie ma. Po prostu nie było gdzie się ukryć.
Wszedł do kuchni. Była równie mocno zniszczona, co pokój gościnny, a może nawet i bardziej. Lodówka leżała na szczątkach grubego, drewnianego stołu, Okap został wyrzucony przez dwuskrzydłowe okno, które było rozbite, i wylądował na dobudowanym dachu na wysokości okna. Wszystkie szuflady zostały wyrzucone, podobnie jak wszystkie naczynia, więc cała podłoga była zawalona od szkła. Piekarnik był przecięty na dwie części, a przy nim leżała jego poraniona matka, ale nie chciał na nią dłużej patrzeć, więc szybko wyszedł z kuchni i wszedł na wyższe piętro.
Przez cały ten czas, gdy szukał śladu po Katrine, plątała mu się po głowie myśl, że Ojciec wiedział, że coś im grozi. A może chodziło mu o inne niebezpieczeństwo?
Pchnął drzwi prowadzące do pokoju Katrine, ale były zamknięte na klucz. A więc Katrine musiała tu być i zamknąć się od środka! Szyba była rozbita, więc po prostu przelazł przez drzwi. Modląc się w duchu, żeby nie zobaczyć żadnych zwłok, rozejrzał się.
Był to mały, prostokątny pokój. Ciężko było się tu poruszać, bo dwie duże szafy, które zajmowały całą ścianę po prawej stronie, leżały na podłodze, więc musiał chodzić po nich. Lampa była rozbita, a jedno z okien wybite. Pomyślał, że Katrine mogła się ukryć w jednej z szaf, i teraz jest przygwożdżona do podłogi, więc zawołał ponownie:
— Katrine! To ja, Sew!
Nareszcie usłyszał jakieś szamotanie w szafie, pod którą stał. Poczuł ulgę, że chociaż jego siostra zachowała życie. Przez kilka sekund zastawiał się, jak ją wyciągnąć, i doszedł do wniosku, że jedynym sposobem jest rozwalenie cienkiej deski z tyłu szafy, więc ryknął:
— Odsuń się najbardziej jak możesz w prawą stronę! Spróbuję rozwalić tylną ścianę!
Usłyszał szamotanie się w szafie, a gdy ucichł, z całej siły wybił się w górę i wpadł z impetem w szaf. Tylna ściana wgięła się, i odpadła. Chwycił ją, i przewalił na bok. Zobaczył w środku swoją skuloną siostrę, podnoszącą się powoli na równe nogi.
Była to szczupła brunetka o niebieskich oczach. Jej włosy opadały aż na plecy, a na ładnej twarzy zagościło przerażenie. Trzęsła się na całym ciele.
Spojrzała na niego, i prawie krzyknęła na jego widok.
— Aż tak ze mną źle? — zapytał Seweryn nieco speszony, ruszając do swojego pokoju, gdzie miał duże lustro.
Jego pokój był o dziwo utrzymany całkiem, całkiem w porównaniu do reszty pokoi. Szafa z lustrem była w dobrym stanie, więc przeszedł po różnych rzeczach walających się po ziemi, i doszedł do lustra.
Nad jednym ze swoich zielonych oczu miał rozcięcie, przez które po jego twarzy spływał zaschnięty strumyk krwi. Krótkie, czarne włosy miał oblepione od krwi spływające z rany z tyłu głowy. Krótki rękawek na chudych plecach miał w strzępach, przez które było widać liczne rany i rozcięcia. Musiał przyznać, że widywał siebie w lepszym stanie.
— Gdzie rodzice? — zapytała Katrine.
Dopiero teraz, gdy to powiedziała, dotarło do niego, że nie żyją. Zrozumiał, że nie mają gdzie mieszkać, a nawet nie mają pieniędzy. Teraz, gdy stało się to bezpowrotne, zdał sobie sprawę, jak bardzo polegał na rodzicach.
— Nie żyją — wydusił z siebie, nie mogąc jej spojrzeć w oczy.
— Tak myślałam — jęknęła zamykając oczy — usłyszałam krzyk matki, później usłyszałam jak biegniesz w dół. Chwilę później usłyszałam przeraźliwy krzyk ojca.
— jej oczy napełniły się łzami — Jak tylko mama krzyknęła to od razu wskoczyłam do szafy.
— Co teraz zrobimy? — zapytał Seweryn — Nie mamy pieniędzy, a ten dom nadaje się już tylko do rozbiórki. Jakbyśmy chociaż mieli jakichś wujków albo dziadków…
— Chyba jest tylko jedno wyjście.
— Jakie?
— Sierociniec — odparła smutno.
— Daj spokój! Coś wymyślimy…
Mówiąc to, wiedział, iż nic nie wymyśli. Po prostu nie było innego wyjścia. Wygląda na to, że Katrine ma słuszność. Lepsze to, niż spanie pod gołym niebem.
—Wygląda na to, że masz rację — burknął ponuro — I pomyśleć, że jeszcze wieczorem byliśmy szczęśliwą rodziną, a nagle w jednej chwili świat odwrócił się do góry nogami, i już nic nie jest takie jak dawniej.
Katrine milczała. W końcu powiedziała, że im szybciej tam dojdą, tym lepiej. Seweryn również nie miał ochoty pozostać w tym ponurym miejscu, w tej pamiątce po dotkliwej stracie, która zniszczyła im życie.
Nawet nie próbowali niczego zabierać ze sobą. Wszystko było tak zniszczone i porozrzucane, że musieliby, choć jednej przydatnej rzeczy szukać kilkanaście minut, a później by się stwierdziło, że ten przedmiot jest już bezużyteczny.
Wyszli z domu. Noc była zupełnie czarna, i gdyby nie światło latarń, nie widzieliby nawet gdzie idą. Na szczęście sierociniec był kilka domów stąd, więc nie musieli długo chodzić.
Gdy stanęli przed drzwiami, Seweryn westchnął ciężko, i nacisnął dzwonek. Gdy usłyszał głośny dzwonek w środku, natychmiast pomyślał, że to nieco dziwna pora, ale w końcu to nie oni ustalali, o której zostaną bez rodziców.
Usłyszeli kroki. Pojawiła się przed nimi jakaś przysadzista kobieta o matczynym wyglądzie i brązowych włosach.. Po jej wyrazie twarzy można było wywnioskować, że dopiero co ucięli jej sen. Obrzuciła wzrokiem Seweryna, od postrzępionych i zakrwawionych ubrań, aż po zakrwawione włosy.
— Co się stało? — zapytała po krótkim milczeniu.
— Właśnie zamordowano nam rodziców —odparł Seweryn — Czy moglibyśmy zamieszkać w tym domu?
— Ależ oczywiście — Odparła wyraźnie wstrząśnięta kobieta odchodząc na bok, żeby ich wpuścić do środka — Kiedy to się stało?
— Może godzinę temu — odpowiedział Seweryn ściągając kurtkę.
— Trzeba natychmiast wezwać policję! Im szybciej tym lepiej. Jesteście teraz w stanie odpowiadać na ich pytania?
— Chyba tak — powiedział Seweryn z lekka zdumiony.
— Chodźcie, wskażę wam pokój.
Był to duży budynek z mnóstwem pokoi. Nie był specjalnie zadbany, co oczywiście było zrozumiałe, skoro w tym budynku mieszka prawie sto sierot, a niekoniecznie wszystkie są grzeczne. Seweryn widział przez krótką drogę do swojego pokoju przecięty na pół obraz, zwisający żałośnie. Pomyślał, że widać w tym użycie piły. Kilka sekund później zobaczył prawie całą ścianę korytarza w graffiti, przedstawiające niezbyt zręcznie wykonany samochód. A tuż przed swoim pokojem zobaczył rozwaloną gitarę. Sądząc po minie kobiety, ta gitara wcześniej tu nie leżała, bo patrzała na nią z mieszaniną zdziwienia i złości mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak „to pewnie jak zawsze Corner”.
Otworzyła drzwi do ich pokoju. Były tu dwa bardzo skromnie wyglądające łóżka, sprawiające wrażenie jakby miały się za chwilę rozlecieć, szafka nocna z wieloma dziurami, lampka nocna pasująca do reszty, bo była przecięta w kilku miejscach piłą i duża szafa na ubrania niebezpiecznie schylona ku nim.
—Dziękujemy pani —powiedział Seweryn zapalając światło, i stwierdził, że poprzedni właściciele nie oszczędzili nawet lampy na suficie, klosz był rozbity —Nie wiem, czy policja nam uwierzy, bo mordercami nie są ludzie.
— Chyba nie jakieś zwierzę? — zdziwiła się kobieta.
— Można by to tak nazwać, ale miały na sobie ludzkie ubranie. Miały dziwną twarz i brązową skórę.
—Może to byli jacyś zamaskowani mordercy — zauważyła ze współczującą miną.
— To niepewno nie były kostiumy. To wyglądało jak najprawdziwsza skóra, poza tym miał taką skórę na całym ciele, nie tylko na głowie.
— Może policja będzie coś wiedziała o tym czymś — powiedziała z nieco zdziwioną miną. Seweryn wiedział, że mu nie uwierzyła — Powinni zaraz przybyć. Nie macie żadnych rzeczy ze sobą?
— Wszystko zniszczyli — odrzekł ponuro.
Rzuciła im jeszcze jedno współczujące spojrzenie, po czym wyszła pospiesznie zamykając za sobą drzwi.
— Policja też ci nie uwierzy — jęknęła Katrine opadając na łóżko — wynikałoby z tego, że zaatakowali nas kosmici, a tyle już było podobnych historii…
— Może i tak, ale teraz zabili nam rodziców, jak mogą to podważyć?
— Pewnie pomyślą to, co ta kobieta. Że to przebrani mordercy.
— Ale ty mi wierzysz, prawda?
— Oczywiście. Jak mogłabym ci nie wierzyć w takiej sprawie? — odpowiedziała z lekkim zdziwieniem.
— Będę musiał ich jakoś o tym przekonać —powiedział Seweryn marszcząc czoło i myśląc gorączkowo — jakieś dowody albo ślady…
— Może te potwory zostawiły po sobie jakieś ślady w naszym byłym domu — zauważyła Katrine.
— Ale jeśli to coś jest nie z tego świata, to jakim cudem ich wytropią?
Katrine nie miała na to odpowiedzi.
— Ojciec wiedział, że coś nam grozi. Gdy zszedłem na dół, był strasznie czymś zaniepokojony, a matka była przestraszona. Pewnie dopiero co jej o tym powiedział.
— Wtedy dopiero wrócił z pracy, prawda?
— Tak… — Seweryn zaczął myśleć nad jakimiś powiązywaniem między pracą a mordercami.
— Może to ludzie z jego pracy —powiedziała Katrine.
— To nie byli ludzie! —przypomniał jej Seweryn —Jak na razie jestem tylko tego pewien.
Po chwili Seweryn na coś wpadł.
— Nie sądzisz, że ojciec mógł… coś odkopać…jakiś przedmiot, bo ja wiem… sprowadzający nieszczęście — powiedział zacinając się.
— Daj spokój — powiedziała stanowczo Katrine — To nie jest bajka, to jest życie! Na świecie nie ma żadnych przeklętych przedmiotów!
—I również myśleliśmy, że nie ma potworów — zauważył nadal rozmyślając.
Katrine już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale widocznie się rozmyśliła, i czekała aż coś powie jej brat.
— Czytałem kiedyś książkę — zaczął Seweryn, któremu przyszła do głowy nowa myśl — W której byli podziemni ludzie. Może oni istnieją naprawdę?
— Uważasz, że cokolwiek mogłoby żyć w podziemiach? Tam jest tam gorąco, że żadna istota nie może tam istnieć!
— Żadna ze znanych nam istot — poprawił ją Seweryn — Kto wie, może od milionów lat żyły pod nami inne cywilizacje, a my ich nie odkryliśmy, chociaż już tyle czasu upłynęło…
— Nie wiem czy czułabym się spokojnie, gdyby pode mną żyły jakieś potwory — powiedziała z niechęcią w głosie — Chyba już bym wolała, żeby to byli kosmici.
— Możemy to sprawdzić — stwierdził Seweryn — Jutro pójdziemy do miejsca, w którym ojciec ostatnio pracował. Kto wie, co możemy tak odkryć?
Dobiegły ich czyjeś kroki na korytarzu.
— Pewnie policja — szepnęła Katrine.
Seweryn czuł się trochę nieswojo na myśl, że za kilka sekund będzie przesłuchiwany. Nie ma żadnych argumentów i dowodów, może w końcu uznają go samego za zabójcę własnych rodziców? Pomyślał, że w końcu każdy mógłby wymyślić taką historyjkę, żeby zwalić na kogoś innego. Miał nadzieję, że policjant będzie łatwowierny.
Drzwi się otworzyły, i do pokoju wszedł policjant w mundurze służbowym. Wyglądał na zaspanego, co Seweryn uznał za dobry znak, nie będzie tak czujny.
— Dzień dobry— Przywitali się.
— Jak zapewne wiecie przyszedłem spisać wszystkie dowody w sprawie waszych rodziców. Jesteście teraz w stanie o tym mówić?
— Jasne, że tak — odparł Seweryn porządkując sobie w głowie swoją wypowiedź.
— Więc słucham — powiedział, po czym usiadł na jednym z łóżek.
Seweryn opowiedział mu ze wszystkimi szczegółami to, co wydarzyło się wczesnym wieczorem. Opowiedział również o rozmowie rodziców, żeby mieć później pewne podstawy do jego domysłach. Gdy doszedł do miejsca, kiedy opisywał potwora, który go uderzył, policjant uniósł wysoko brwi i na jego twarzy zagościła mieszanina niedowierzania i podejrzenia. Gdy skończył, policjant zaczął zadawać pytania.
— Uderzył cię ze stalowej rękawicy… potwór, tak?
— Na to wygląda —odparł Seweryn.
— Może to był po prostu…
— … Zamaskowany przestępca? — dokończył za niego Seweryn —Wiedziałem, że pan to powie. Nie, to z pewnością nie był człowiek. Miał całą skórę brązową i jakąś pomarszczoną i poznaczoną. była też od jakiegoś śluzu.
Policjant spojrzał na niego z dosyć dziwnym wyrazem twarzy.
— Synu, czy ty czasami sobie tego nie zmyśliłeś?
— Niby dlaczego miałbym wymyślać? — zdenerwował się Seweryn — Myśli pan, że starałbym się uratować tego mordercę, mówiąc, że to nie jest człowiek? Na niczym innym mi tak nie zależy, jak na dopadnięciu tego czegoś. Mówię po prostu to, co widziałem.
— Rozumiem… — mruknął policjant notując coś w notesie — Jeśli mówisz prawdę, to muszę cię zmartwić, bo nie mamy żadnych tropów na jakieś potwory podobne do ludzi, i nawet nie wiemy czy coś takiego istnieje. Jednakże przeszukamy wasz dom, żeby dopatrzeć się jakichś śladów. Podaj mi adres, dobrze?
Gdy mu powiedzieli adres byłego mieszkania, Seweryn postanowił zwierzyć się, ze swych podejrzeń, może policja wpadnie w ten sposób na jakiś trop? Chociaż bardziej prawdopodobne, że po prostu uznają to za bzdury.
— Proszę pana, pewnie pan wie, że mój ojciec jest znanym archeologiem? — policjant skinął głową — Ojciec, gdy wrócił z wykopalisk natychmiast powiedział, że grozi nam niebezpieczeństwo. Sądzę, że w miejscu, które przekopywał, znalazł jakiś zaczarowany przedmiot, albo… wiem, że to brzmi niedorzecznie! — powiedział głośniej, bo policjant chciał mu przerwać — Ale wszystko na to wskazuje. Z tego przedmiotu mogły wyjść te potwory, i ruszyć za nim w pogoń.
—No tak… — mruknął policjant notując — Przedstawię twoje domysły na komisariacie, i pomyślimy, co można zrobić dalej. Tak więc jutro się z wami skontaktujemy. Dobranoc.
Policjant wyszedł, i usłyszeli odgłos oddalających się kroków.
— Oni nam nie uwierzą — powiedział Seweryn rzucając się do łóżka —Nie wiem jak ty, ale ja jutro idę na te wykopaliska.




ROZDZIAŁ DRUGI


Wykopaliska



Była to dla Seweryna najdłuższa noc w życiu. Przez trzy godziny nie mógł zasnąć, dręczony śmiercią rodziców i rozmyślaniem, co takiego kryją wykopaliska, po których jego ojciec wrócił do domu piekielnie przerażony. Gdy w końcu zasnął, miewał nocne koszmary pełne brązowoskórych potworów goniących go po całych wykopaliskach, więc co kilkanaście minut budził się z zduszonym krzykiem.
— Wstawaj, Sew! —rozległ się wysoki głos.
— Która godzina? — burknął Seweryn nie otwierając oczu.
— Dziesięć po dziewiątej. Za dwadzieścia minut jest śniadanie!
Tak więc zsunął się powoli z łóżka i zaczął się ubierać. Był tak zaspany, że próbował ubrać spodnie przez głowę, a skarpetki na miejsce spodni. Gdy w końcu pozakładał ubrania na właściwą część ciała minęło dziesięć minut. W tym samym momencie siostra wróciła z łazienki i wyszli z pokoju.
Nie wiedzieli gdzie znajduje się jadalnia, więc ucieszyli się widząc kilkoosobową grupkę, zapewne zmierzającą na śniadanie. Ruszyli za nimi. Musieli zejść dwa piętra niżej, gdy dobiegł ich gwar z jednej z pokojów. Weszli za nimi i znaleźli się w dużym pomieszczeniu w kształcie prostokąta. Była szeroka na około trzy metry, ale długa na kilkanaście metrów. Przy ścianie po obu stronach były rozłożone stoły nakryte do jedzenia. Połowa miejsc była już zajęta. Przysiedli się do pierwszego stołu od wejścia. Siedział tam samotnie ciemnobrązowo włosy chłopak w koszulce obnażającą potężnie umięśnione ramiona. Przywitali się z nim.
— Jak masz na imię? — zapytała Katrine.
— Runcorn Flethley — odparł chłopak z nikłym uśmiechem —Nie widziałem was tu jeszcze, od kiedy tutaj jesteście?
— Od wczoraj w nocy — odpowiedział Seweryn — A ty ile już tu jesteś?
— Będzie z rok — odpowiedział ponuro chłopak — Moi rodzice zaginęli i nic nie wskazuje na to, żeby jeszcze żyli.
— Przykro mi — powiedziała cicho Katrine.
Chwilę później dosiadł się do nich jakiś chudy blondyn.
— Cześć, nazywam się Will Stonehead — przywitał się wesoło — Zanim mnie o to zapytacie, jestem tutaj od trzynastu lat, rodzice mnie porzucili.
Ledwo skończył mówić, położono na stół mleko, płatki, chleb, ser żółty i dżem i zaczęli jeść, w każdym razie wszyscy oprócz Runcorna, który robił już siódmą kanapkę i już sięgał po następną.
— Runcorn jest największym zmartwieniem założycieli sierocińca —powiedział z uśmiechem Will — Je tyle co kilkanaście osób razem wziętych.
— Trzeba dbać o swoją figurę — odparł Runcorn z uśmiechem sięgając po dziesiątą. Górka kanapek zaczęła się niebezpiecznie chwiać, gdy dołożył jeszcze jedną.
Reszta zauważyła, że muszą najpierw zrobić kanapki, a dopiero później jeść, bo Runcorn robił już piętnastą i zaczynało wszystkiego brakować, również płatków z mlekiem, które wlał do dużej misy, którą dyżurni dali mu zamiast talerza. Teraz Seweryn zrozumiał, dlaczego Runcorn siedział sam. Zdążył zrobić zaledwie dwie kanapki, gdy brakło sera i dżemu.
— Chyba dzisiaj będę musiał przejść na dietę — jęknął Runcorn patrząc z powątpiewaniem na wielką wieżę z kanapek.
Seweryn parsknął śmiechem do swojego kubka herbaty, wypijając połowę nosem i kaszląc. Runcorn, który siedział koło niego starał się mu pomóc, więc wziął rozmach i trzepnął swoją umięśnioną ręką w plecy. Intencje miał dobre, lecz Seweryna odrzuciło z taką siłą, że jego głowa wylądowała w jego talerzu z płatkami z mlekiem. Rozległy się naokoło śmiechy, gdy podniósł ociekającą płatkami i mlekiem głowę.
— Wybacz — bąknął Runcorn z przerażeniem patrząc jak Seweryn wstaje od stołu, ale ten tylko wychylił się przez stół po kilka serwetek i zaczął ocierać głowę.
Może i to on był ofiarą, lecz poczuł się chwilowo szczęśliwy. Zapomniał nawet o wyprawie do wykopalisk.
— Spoko — odparł z uśmiechem — To był wypadek.
—No tak… — bąknął Runcorn i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Will’em. Oboje uśmiechnęli się szeroko.
Od tego czasu zostali zgraną paczką i chodzili wszędzie razem.
Ustalił z Katrine, że wyruszą do wykopalisk o pierwszej po południu, od razu po obiedzie. Katrine nadal miała mnóstwo wątpliwości, lecz zgodziła się z nim pójść.
Gdy w końcu zegar wybił pierwszą, oboje wyszli z pokoju na korytarz, i skierowali Się do wyjścia. Już byli przy drzwiach frontowych, gdy dostrzegli ich Runcorn i Will.
— Gdzie idziecie? — zapytał Will.
Seweryn zastanowił się, czy warto powiedzieć prawdę. Co jeśli pomyślą, że jest pomylony? Zachowanie pani Moonbridge, właścicielki sierocińca i policjantów wyraźnie na to wskazywało. Zerknął nerwowo na Katrine a ta skinęła mu głową na znak, żeby powiedział prawdę.
— Idziemy przeszukać wykopaliska, w których pracował mój ojciec, może natrafimy na jakiś ślad po tych mordercach.
— To się stało na wykopaliskach? — zapytał Runcorn.
— Nie, w naszym domu, ale mamy powody by przypuszczać, że oni z stamtąd pochodzą.
— Możemy pójść z wami? —zapytał Will.
— Jasne — ucieszył się Seweryn, po czym przeszedł przez otwarte drzwi frontowe wychodząc na ulicę.
Dzisiaj było wyjątkowo gorąco. Mimo iż wykopaliska były zaledwie pięć minut drogi stąd, wszyscy dotarli na miejsce strasznie spoceni.
— Oj nienajlepsza pora do przeszukiwania — jęknął Will.
Znaleźli się na skraju długiego, choć niskiego wzniesienia z pomarańczowej skały. Tu i ówdzie były wykopane dziury. Niektóre z nich osiągały do dziesięciu metrów średnicy, a niektóre miały najwyżej metr. Wszędzie naokoło był piasek, co sprawiało, że podłoże wyglądało jak podziurawiony ser.
— Szukajcie jakiegoś przedmiotu albo jaskini czy coś w tym rodzaju — powiedział Seweryn — Najlepiej się rozdzielmy.
Tak więc każdy ruszył w inną stronę rozglądając się na wszystkie strony. Seweryn pochylił się ostrożnie nad jedną z wgłębień. Miało głębokość przynajmniej dziesięciu metrów. Miał lęk wysokości, więc szybko się cofnął, bo zaczęło mu się kręcić w głowie.
Zaczął wchodzić pod górę po piaskowym wzniesieniu, co okazało się bardzo trudne, bo piasek cały czas się zsuwał w dół. Prawdę mówiąc sam nie spodziewał się, że coś tu znajdzie, lecz byłby głupi, gdyby w ogóle tego nie sprawdził. Był zdumiony, ale i szczęśliwy, gdy w końcu coś znalazł: malutką i ciężką szkatułkę w kolorze złoto-czerwonym.
— Coś znalazłem! — krzyknął.
Wszyscy zbiegli się wokół niego wpatrując się w szkatułkę.
— Spróbuj ją otworzyć! — zachęcił go Runcorn.
Spróbował, lecz była zamknięta.
— Może nawiasy są zardzewiałe —stwierdził Will.
— Runcorn, ty spróbuj — zaproponował Seweryn podając mu szkatułkę.
Runcorn chwycił ją do ręki i naparł na wieko z całej siły, lecz te próby upadły na niczym. Nawet ich napakowany kolega nie dał rady otworzyć tajemniczej szkatułki.
— Czy to przypadkiem nie złoto? — zapytał Will, gdy wziął ją do ręki.
— Możliwe —potwierdził Seweryn przyglądając się i ważąc ją w rękach — jest cięższa niż stal i ma złocisty połysk.
— Chłopie, ty wiesz ile to jest warte? — podniecił się Will — To będzie ważyć z ćwierć kilo, a to będzie przynajmniej pięć tysięcy złotych!
— Trzeba przyznać, że pieniądze nam się przydadzą — przyznał Seweryn uśmiechając się do Katrine.
— Chyba, że to nie jest złoto — zauważył Runcorn —Może to być coś do niego podobnego.
— Niedaleko jest jubiler, możemy sprawdzić — zaproponował Will.
— Więc prowadź — powiedział do niego Seweryn z uśmiechem.
Ruszyli w górę wzniesienia z pomarańczowych skał.
— Nie możemy ominąć tych skał? — zaproponował Runcorn — Nie bardzo uśmiecha mi się włażenie po tych zsuwających się skałach.
— Możemy je obejść, ale w ten sposób musielibyśmy przejść jakieś dwa kilometry dłużej, niż gdybyśmy przeszli przez nie.
Runcorn jęknął i powiedział, że mały spacerek po skałach jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Piaszczyste skały pięły się coraz bardziej pod górę. Teraz już szli pod kątem trzydziestu stopni, a Seweryn usłyszał jakiś dziwny odgłos za sobą, a gdy się odwrócił z ulgą stwierdził, że to tylko Runcorn podburkuje pod nosem niewesoło.
— Nie marudź, połowa za nami! — próbował zmotywować go Will.
— Chciałeś mnie pocieszyć czy dobić? — warknął Runcorn — Bo wyszło ci to drugie.
Minutę później doszli do stromej turni pnącej się dziesięć metrów w górę. Była położona pod kątem nieco ponad sześćdziesięciu stopni, więc postanowili się wspiąć.
Katrine, która była z nich wszystkich najniższa, często potrzebowała pomocy, żeby wejść na jakąś skałę, przy czym Runcorn się podpisał z łatwością wciągając ją na następną skałę.
Jako pierwszy wspiął się Will, który był z nich wszystkich najwyższy i najzręczniejszy. Patrzył na nich z góry z uśmiechem na twarzy.
— Jak tam na dole?! — krzyknął, chociaż wszyscy znajdowali się jakieś dwa metry od niego.
Runcorn znowu zaczął cicho poburkiwać, a Seweryn dosłyszał takie słowa jak „Jak cię zrzucę na dół, to zobaczymy komu będzie wesoło”. Kilka sekund później wszyscy dotarli na szczyt turni i zaczęli się rozglądać.
Byli na wysokości około czterdziestu metrów nad ziemią. Z tej wysokości piaskowe wgłębienia do złudzenia przypominały ser z dziurami. Piasek ciągnął się jedynie nieco ponad sto metrów w każdą stronę, jakby nagle w tym miejscu zaczęła się tworzyć pustynia. W oddali zobaczyli małe miasto Algar.. Seweryn był w nim już tyle razy, że aż mu się niedobrze robiło, gdy patrzał w tamtą stronę.
— Jeszcze jakieś dwa kilometry! — Ponownie próbował ich zmotywować Will.
— No to faktycznie mało, skoro przeszliśmy dopiero pół kilometra —zadrwił Runcorn.
— Ale przeszliśmy gorsze pół kilometra — stwierdził Seweryn.
— A jak będziemy wracać to będziemy musieli się jeszcze raz wspinać — burknął Runcorn — Schodzimy? Im szybciej dojdziemy tym lepiej.
Wszyscy skinęli głowami i ruszyli w dół pomarańczowych skał. Przeszli zaledwie dwa kroki, gdy nagle Seweryn poczuł takie same uczucie, jakby nie trafił na stopień. Skała na którą stanęli okazała się materiałem do złudzenia przypominającym skałę dokoła.
Wszyscy czworo wpadli w nią jednocześnie i zaczęli spadać w dół, razem z owym maskującym materiałem, lecz nawet nie zdążyli krzyknąć, bo już dotknęli czegoś, co uważali za podłoże.
— Co to było do jasnej cholery?! — krzyknął Runcorn masując sobie ramię, którym uderzył o jakąś twardą powierzchnię.
— Możemy wrócić, to zaledwie metr w górę! — zauważyła Katrine wskazując ręką w górę.
Teraz stało się coś dziwnego. Materiał z którym spadli znikł i pojawił się na poprzednim miejscu, ponownie maskując dziurę i zapaliło się słabe widmowo zielone światło.
— Co jest grane?! — przeraził się Will.
Teraz dostrzegli, na czym wylądowali. Byli w wagonie kopalnianym a Runcorn uderzył ramieniem o boczną ścianę wagonu. Seweryn rozglądnął się. Po każdej stronie widział ową pomarańczową skałę, oprócz tej przed sobą, która wyglądała na tunel oświetlany przez to samo widmowo zielone światło na suficie. Na podłożu tunelu były wmontowane szyny, a tunel był położony pod kątem piętnastu stopni w dół. Był tak długi, że nie mogli dojrzeć końca.
— Żadnych gwałtownych ruchów — powiedział Seweryn widząc, iż wagon jest zabezpieczony zaledwie małym kamyczkiem, który zaczął się chwiać.
Wszyscy go posłuchali i zaległa cisza.
— Musimy się stąd jakoś wydostać — rzekł Will rozglądając się dokoła.
— Słuchajcie! Tu jest jakaś drabina! — zawołała ucieszona Katrine.
Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Rzeczywiście, była tam stalowa, solidna drabina prowadząca aż do samej góry, gdzie był materiał do złudzenia podobny do otaczającej ich skały.
— No dobra, wychodzimy ale powoli i bez gwałtownych ruchów — powiedział cicho Seweryn.
Nagle osunęła się skała i upadła na tory przed nimi z cichym hukiem, lecz w ich uszach zabrzmiało to jak wystrzał armatni. Runcorn drgnął gwałtownie i wszyscy wpadli na siebie. Rozległo się skrzypienie i ruszyli po torach w dół.
— Goliat! Coś ty najlepszego zrobił! — zdenerwował się Seweryn, gdy sunęli coraz szybciej po torach.
— Skaczmy! — krzyknął Will.
Wszyscy spojrzeli za siebie, i natychmiast stracili ochotę do wyskoczenia z wagonu, który teraz pędził z ogromną szybkością w dół.
— Nie mamy wyjścia — zawołał Seweryn przekrzykując zgrzyt kuł toczących się po torach — Zaczekamy aż wagon ustanie i wrócimy na piechotę. To pewnie jakiś mały, zapomniany tuneli, bo w tych okolicach nie ma kopalń!
Gdyby tylko wiedzieli, co ich tam spotka...


ROZDZIAŁ TRZECI


Tunel



Wagon pędził z oszałamiającą prędkością cały czas pod kątem piętnastu stopni. Pęd powietrza był zbyt silny, więc wszyscy uchylili się za stalową ścianę tunelu.
— I co teraz zrobimy?! — wrzasnął Runcorn, próbując przekrzyczeć ryk wiatru i pęd stalowych kuł po torach, które okropnie zgrzytały — Jedziemy już z pół minuty! To chyba nie jest zbyt krótki tunel!
— Widzisz inne wyjście?! — odkrzyknął Seweryn.
— Mamy już za sobą przynajmniej kilometr — ocenił głośno Will patrząc za siebie — biorąc pod uwagę to przypuszczenie, myślę, że pędzimy nieco ponad sto dwadzieścia kilometrów na godzinę!
— Jak to dobrze, że wiemy jak szybko jedziemy! — zadrwił Runcorn —Naprawdę, to wszystko zmienia! Jesteśmy uratowani!
Już dawno zostawili za sobą pomarańczowe skały, i teraz pędzili wśród zwykłych, szarych skał. Wszystkim wydawało się, że z sekundy na sekundę pędzą coraz szybciej, co wcale im nie odpowiadało. Woleli nie myśleć o momencie, gdy zobaczą przed sobą skalny koniec tunelu, bo gdyby rąbnęli w nią z taką prędkością, zostałby z nich krwawo-stalowy naleśnik.
Po kilkunastu sekundach zobaczyli przed daleko przed zmianę krajobrazu. Wyglądało to na jakąś wielką jaskinię, ale nie mogli być tego całkowicie pewni.
Jaskinia przybliżała się w zastraszającym tempie i już po kilku sekundach wynurzyli się z tunelu na otwartą przestrzeń. Nie było to wcale przyjemne. Przypominało to przejście przez jakąś barierę.
Grota była wręcz gigantyczna. Ciągnęła się przez jakiś kilometr i przynajmniej czterysta metrów w szerokości. Z sufitu zwieszały się ogromne stalaktyty a z podłoża stalaktyty. Niektóre sięgały nawet kilku metrów, lecz do ich połączenia brakowało im jeszcze kilkanaście razy tyle. Cała ta ogromna grota była oświetlona tysiącami takich samych źródeł zielonego światła.
Nie mieli zbyt wiele czasu na podziwianie tej ogromnej jaskini, bo już byli przy jej końcu, gdzie ponownie zaczynał się tunel.
— Hej! Coś tam się porusza! — krzyknął Runcorn wskazując w coś ręką.
Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę, lecz w tym samym momencie wjechali do tunelu, który przykrył widok na grotę.
— Co tam było? —dopytywał się Seweryn.
— Nie wiem, było ukryte za skałą —odkrzyknął Goliat.
Nikomu się nie uśmiechało wracanie tym samym tunelem, skoro jakiś potwór czai się w jaskini, którą zostawili za sobą.
— Widzicie te fioletowe kolory na skale? —zapytał głośno Will.
— No, widzimy —odparła Katrine — A co to jest?
— Fluoryt! —zawołał podniecony Will —To takie drogocenne kryształy! Moglibyśmy ich trochę nazbierać, i jak wyjdziemy na powierzchnię pójdziemy to sprzedać!
Runcorn przez chwilę wyglądał, jakby chciał się rzucić na Will’a, ale natychmiast ochłonął i warknął :
— No i co z tego? Czy to nam pomoże wydostać się z tego przeklętego tunelu? Jeśli nie to siedź cicho, dobrze?
Will zamruczał coś pod nosem, ale skrzypienie kuł po torach zagłuszyło jego słowa.
Minęło pięć minut i cztery raporty prędkości, pod którymi podpisał się Will. Zaczęło się robić gorąco, ale na szczęście pęd powietrza skutecznie ich ochładzał.
Will oszacował, że będą musieli wracać jakieś dziesięć kilometrów wzdłuż tunelu, i że znajdują się na głębokości nieco ponad kilometra.
— A skąd ty to możesz wiedzieć? — zdenerwował się Runcorn, gdy poinformował ich o tym po raz czwarty w tej minucie — Założę się, że jesteśmy już przynajmniej trzy kilometry pod ziemią!
— Mam dobre wyczucie głębokości!
— A ja mam dobrego kopniaka, więc proszę cię, siedź cicho i daj nam rozpaczać w spokoju!
Przed nimi pojawiła się nowa otwarta przestrzeń, więc szybko ich uciszyli.
Gdy już wyjechali z tunelu, stwierdzili, że po obu stronach znajdują się dwa spore jeziora. Ta jaskinia była mniej więcej tak samo długa, co poprzednia, ale za to była przepastnie szeroka. Zielone światła nie oświetlały całej groty, lecz i tak widzieli pół kilometra w obie strony.
Wszyscy usłyszeli głośny plusk w jeziorze po prawej stronie, więc natychmiast odwrócili się w tamtą stronę i przeszył ich strach, gdy zobaczyli znikający ogon jakiejś ogromnej ryby. Jej ogon był szeroki na przynajmniej dwadzieścia metrów, ale to nie jego rozmiary były tak przerażające, lecz jego budowa, a mianowicie był zbudowany z samych kości.
— Wieloryb-kościotrup! —przeraził się Seweryn.
Katrine zapiszczała głośno a Willowi wyrwał się głuchy okrzyk. Nawet Runcorn wpatrywał się w znikające kości gigantycznej ryby z głębokim przerażeniem.
— Wiecie co? Tracę ochotę do wracania na górę! —krzyknął Runcorn obserwując uważnie jezioro.
— No tak. Najlepiej zatrzymajmy się tu na dłużej, co nie? Połowimy sobie rybki… —zaśmiał się Will, chociaż minę miał nietęgą.
Znowu zagłębili się w tunel. Will rozglądał się z zachwytem, wyszukując coraz to nowych cennych minerałów, które mógłby zamienić na pokaźny stosik pieniędzy. Wszystkich to strasznie irytowało, ale Will nie zwracał uwagi na ich buntownicze miny i pojękiwania, żeby się zamknął.
Wszyscy zaczęli mieć poważne wątpliwości, co do ich powrotu na powierzchnię. W końcu to kilkanaście kilometrów drogi jak nie więcej, a nie mają ze sobą wody ani jedzenia.
Sytuacja wyglądała coraz bardziej beznadziejnie. Przez następną minutę sunęli po torach w bardzo szybkim tempie. Stało się oczywiste, że jeśli po drodze nie znajdą czegoś do picia, pomrą w połowie drogi.
Dla Seweryna świat w ciągu ostatnich dwunastu godzin zmienił się nie do poznania. Jeszcze wczoraj miał, czego dusza zapragnęła, a teraz stracił wszystko. Stracił rodzinę, przepadły środki do życia, a teraz utraci życie w męczarniach, jaką jest odwodnienie. Stracił wszystko.
— Cholera jasna! Już po nas! — krzyknął Runcorn — Jeśli dacie radę przejść kilkadziesiąt kilometrów trudnym terenem w dwadzieścia cztery godziny to dajcie znać!
— Coś wymyślimy — Will był trochę za optymistyczny — Założę się, że po drodze znajdziemy coś do zjedzenia.
— Jedzenie to nic! Potrzebujemy picia!
— Możliwe, że ze sklepienia spływają strumienie wody. Nie panikujmy, bo nie mamy powodu. Na pewno wyjdziemy.
— Jeśli nas przedtem nie pożrą jakieś potwory! — warknął Runcorn.
Nagle Seweryn poczuł falę poczucia winy. Przecież to przez niego oni się tu znaleźli! Gdyby im nie pozwolił z nimi pójść na wykopaliska, wszystko byłoby z nimi dobrze! Siostrze też mógł oszczędzić tego losu. Dlaczego był taki lekkomyślny? Czemu nie pomyślał, że to może być niebezpieczne? Przecież wiedział, że z tym miejscem wiąże się coś strasznego. Powiódł siebie, kolegów i siostrę na śmierć.
Pogrążony w myślach, dostrzegł w oddali następną pustą przestrzeń dopiero, gdy dzieliło ich od niej kilkanaście sekund.
— Dlaczego nie wyskoczyliśmy, kiedy mieliśmy okazję? Dlaczego byliśmy tacy głupi? — jęknął Runcorn.
— Nie mogę tego pojąć — oznajmił Will wpatrując się w szybko powiększającą się pustą przestrzeń — Najgłębsza kopalnia ma pół kilometra głębokości, a teraz odkryliśmy tunel kilka razy głębszy! Kto byłby w stanie wykopać przynajmniej pięćdziesiąt kilometrów torów?! Jakieś tajne służby?
Nagle Seweryna oświeciło. Zrozumienie uderzyło w niego z taką siłą, że aż się wzdrygnął.
— To oni! Te brązowe potwory, które zamordowały moich rodziców to podziemny lud! — krzyknął.
— Jakie brązowe potwory? — zdziwił się Will.
Seweryn jeszcze im się nie zwierzył ze swoich podejrzeń, ale był teraz zbyt podniecony, żeby im to tłumaczyć.
— Wszystko do siebie pasuje! Ojciec wrócił z wykopalisk i odkrył ten tunel. Pewnie zauważył w nim te potwory, więc wrócił z pracy wcześniej, żebyśmy się stąd wyprowadzili!
Spojrzał na Katrine. Jej mina wyrażała głębokie przerażenie. Otwierała usta, i je zamykała, aż w końcu wykrztusiła:
— Chcesz powiedzieć, że właśnie zmierzamy do miasta tych brutalnych potworów?!
— Na to wygląda! — odkrzyknął a jego podniecona mina ustąpiła przerażeniu.
Wagon wyjechał w końcu na ową otwartą przestrzeń. Była to o wiele większa jaskinia od tych, które widzieli przed chwilą. Musiała mieć kilka kilometrów długości i kilometr szerokości. Ta grota była wyjątkowo mocno oświetlona, chociaż częstotliwość świateł w poprzednich jaskiniach pozostawiała wiele do życzenia. Co dziwne, nie miała żadnych stalaktytów i stalagmitów. W oddali zobaczyli źródełko z wodą.
— Woda! — ucieszyła się Katrine.
— O jakich potworach mówicie? — dopytywał się Runcorn marszcząc czoło.
Seweryn, z drobną pomocą Katrine opowiedział im, o wszystkich wydarzeniach i domysłach od czasu śmierci rodziców. Runcorn i Will nie byli zbyt zdumieni jego hipotezą, iż napastnicy nie byli ludźmi, i że zamieszkują tereny wykopalisk w jakimś przedmiocie.
— W takim razie za wiele się nie myliłeś — skwitował Will.
— Ale się wpakowaliśmy. Miasto podziemnych ludzi…
Teraz dostrzegli, że jaskinia nie kończy się następnym tunelem, lecz otwór zwęża się do średnicy dwudziestu metrów, po czym znowu gwałtownie się powiększa. Już stąd zauważyli, że za tym zwężeniem jest jasno. O wiele jaśniej niż w tej jaskini.
— Chyba dotarliśmy do końca trasy! — stwierdził Seweryn.
Zapewne miał rację, gdyż kąt nachylenia podłoża zaczął łagodnieć, aż w końcu był w prawie idealnym poziomie. Zaczęli nieznacznie zwalniać. Do podzielenia jaskini zostało im jeszcze jakieś trzy kilometry.
— Przynajmniej trasa nie kończy się ślepą uliczką! — odetchnął z ulgą Will.
— Chyba już bym wolał umrzeć kraksą o skałę, niż zginąć z łap tych potworów! — burknął Seweryn.
Teraz trasa biegła nieco w górę, więc wagon zaczął szybciej zwalniać.
— A może wyskoczymy, jak wagon będzie jechał powoli? —zaproponował Will.
— Myślisz, że nie postawili straży przy wejściu do miasta? — burknął sceptycznie Runcorn.
— Co to jest?! — wrzasnął Will wskazując na coś palcem.
Gdy Seweryn spojrzał w tamtą stronę zobaczył olbrzymiego, zielonego smoka. Miał przynajmniej pięćdziesiąt metrów wysokości, a jego rozpiętość skrzydeł miała z pewnością siedemdziesiąt. Jego skąpane w widmowo-zielonym świetle łuski były prawie tak duże, jak wysokość Seweryna. Był od nich oddalony najwyżej o dwieście metrów. Na szczęście był całkowicie pochłonięty piciem wody z źródełka.
— No to mamy po zapasie wody — jęknął Will.
— Co gorsza nie mamy jak uciec — stwierdził Seweryn.

Przeczytałem pierwszy rozdział. Dosyć ciekawy, ale trochę drobnych błędów, których już nie chciało mi się przytaczać. Ma za to jedną poważną wadę: nieumiejętnie opisane uczucia bohatera po śmierci rodziców. Bo z tego, co tu można wyczytać, wynika, że strata matki i ojca była mu raczej obojętna, może troszkę tylko przygnębiająca. Nad tym musisz popracować. Jak znajdę czas przeczytam resztę.

Zapraszam też do mojego opowiadania:
http://www.inkaustus.pl/showthread.php?tid=6344

Pozdrawiam
Komentarz będzie za rozdział pierwszy.

Najpierw łapanka:

Cytat: Z tyłu głowy poczuł pulsujący ból i coś ciepłego na plecach, co mogło być krwią. Ból tak go sparaliżował, że nie mógł się ruszyć przez kilkanaście sekund.
Pomijając powtórzenie, zdanie ma lekko Yodową składnię.

Cytat:Szybko zamknął oczy, a serce podskoczyło mu do gardła.
IMO dla klimatu byłoby lepiej gdyby zastosować inwersję obu części zdania.

Cytat:Nie mógł rozpoznać martwej osoby, miała poszarpane ubrania, których koloru nie można było rozpoznać w ciemności.
1. Powtórzenie
2. IMO lepiej dać ubranie

Cytat:Kocham cię, tato!
To lepiej dać kursywą

Cytat:Zamknął szybko oczy. Już wiedział, gdzie się znajduje. To był jego dom, a te zwłoki przed nim to jego własny ojciec. Te duże czerwone litery w zeszycie… to było pismo Katrine, jego dziesięcioletniej siostry.
Powtórzenia

Cytat:Nagle przypomniał sobie, jak do tego wszystkiego doszło. Wszystko stanęło mu przed oczami.

Cytat:Był znowu w swoim pokoju na piętrze. Za oknem zaczynało się ściemniać. Właśnie zaczął się zagłębiać w lekturze, gdy dobiegł go z dołu głos matki, wyraźnie zaniepokojony.
— Chodź tutaj!
Z żalem oderwał się od książki i zbiegł po schodach. Rodziców zastał w kuchni. Jego ojciec, słynny archeolog, był wyraźnie czymś zaniepokojony, a matka wyglądała na śmiertelnie przerażoną.

W tym pierwszym wyróżnieniu bym dała inwersję.

Cytat:— Co się stało? — zapytał Seweryn, patrząc to na ojca, to na matkę.
Brak przecinka

Cytat:— Wyprowadzamy się, natychmiast —oznajmił ojciec rozdygotanych tonem.
Brak spacji

Cytat:— Powiemy ci w drodze — odparła za ojca matka — Teraz szybko spakuj najważniejsze rzeczy, i wyjeżdżamy.
Zbędny przecinek. Przed i nie stawiamy przecinków. W tekście jest takich błędów na pęczki - wszystkich nie wymieniałam, sam je zlokalizuj i popraw.

Cytat:Widział, że teraz niczego z nich nie wyciągnie, więc szybko popędził do pokoju, i wyciągnął spod łóżka duży plecak, w którym zaczęły kolejno lądować: kilka par spodni i bluz, książka, którą dopiero co czytał, portfel i naszyjnik ze szczerego złota, który dostał od ojca na szesnaste urodziny miesiąc temu.
Jeden zbędny i jeden zapomniany przecinek.

Cytat:Z przerażenia kompletnie stracił głowę, i przez sekundę się wahał, czy nie wskoczyć pod łóżko, ale pomyślał, że przecież to by było haniebne, gdyby pozostawił swoich rodziców na pastwę tego czegoś.

Cytat:Tak więc otworzył szybko drzwi, które z trzaskiem uderzyły o ścianę, i zbiegł po schodach przeskakując po cztery stopnie naraz. Gdy wskoczył do przedpokoju, rozglądnął się szybko, i prawie natychmiast dostrzegł nieruchomo leżącą na podłodze rękę, wystającą zza ściany z kuchni.
1. Od tak więc zdania nie zaczynamy.
2. Ciężko mi sobie wyobrazić jak te drzwi uderzają o ścianę.
3. Rozejrzał się brzmi lepiej Wink
4. Tej końcówki nie rozumiem.

Cytat:Gwałtownie się cofnął.
Yodowa składnia

Cytat:Zamarł w miejscu, i wsłuchał się w otoczenie.

Cytat:Zaczął się rozglądać za czymś twardym. Natychmiast sobie przypomniał o kiju baseballowym, który trzymali w komodzie.

W wyróżnionym fragmencie bym zrobiła inwersję.
I kto trzyma kij w komodzie? Tongue

Cytat:W tej samej sekundzie ktoś otworzył drzwi w dole z taką siłą, że sądząc po odgłosie szyba wyleciała z drzwi. Rozległ się tupot wielu stóp, wbiegających po schodach. Szybko przycisnął się do ściany przy schodach prowadzących na dół, z kijem baseballowym w rękach, i czekał. Gdy zobaczył twarz napastnika, z przerażenia zapomniał o ataku, i wrzasnął ze strachu.
Kto się przycisnął? Bo z twojej narracji wynika, że te ludziki, które wdarły się do domu.
Druga sprawa. Z jakiego powodu chłopiec krzyknął, jak nie ze strachu? Ty krzyczysz ze szczęścia?

Cytat:To nie był człowiek. Jego skóra była koloru mocnego brązu. Nie miał włosów, jego oczy miały pionowe źrenice, a od jednej skroni do drugiej, biegnąc przez podbródek, miał błonę. Był nieco wyższy od Seweryna a jedna ręka była przyodziana w stalową rękawicę.
Kilka powtórzeń się wkradło, a wyróżnione fragmenty są IMO do poprawy

Cytat:Widział go tylko przez ułamek sekundy, bo potwór zamachnął się ręką ze stalową rękawicą, trafiając Seweryna w tył głowy. Stracił przytomność i upadł na plecy.
O ile dobrze zrozumiałam, potwór stojący przed nim, tak się zamachnął, że uderzył go w tył głowy, choć powinien w przód, a potem na dokładkę chłopiec upadł na plecy, choć gdyby faktycznie został walnięty od tyłu, to siła uderzenia powinna sprawić, by poleciał na twarz Wink
A może się mylę?

Cytat:W końcu przełamał się, i wstał.

Cytat:Na wszelki wypadek wolał nie wołać i nie zapalać świateł, więc szukał w ciemności. Przeszukał najpierw całą kuchnię, później chciał przeszukać pokój gościnny, ale okazało się, że było tu zbyt ciemno, by dostrzec cokolwiek.
Powtórzenia + IMO powinien być przecinek.

Cytat:Wyszedł z pokoju i wrócił do przedpokoju.
Takie masło maślane.

Cytat:Przyzwyczaił się już do ciemności, więc musiał na chwilę zamknąć oczy, bo światłość uderzyła go w oczy. Gdy jego oczy już się przyzwyczaiły, rozglądnął się po pokoju.
Znów powtórzenia, a na dokładkę zwrot światłość wydaje mi się niefortunny.

Cytat:Ciężki, marmurowy stół leżał na boku, podobnie jak komoda, z której oczywiście najpierw wyrzucono szuflady. Duży telewizor plazmowy leżał rozwalony na ziemi, żyrandol spadł na drewniane panele, i teraz jej szklane części były rozrzucone po całym pokoju.

Cytat:Okap został wyrzucony przez dwuskrzydłowe okno, które było rozbite, i wylądował na dobudowanym dachu na wysokości okna. Wszystkie szuflady zostały wyrzucone, podobnie jak wszystkie naczynia, więc cała podłoga była zawalona od szkła.

Pchnął drzwi prowadzące do pokoju Katrine, ale były zamknięte na klucz. A więc Katrine musiała tu być i zamknąć się od środka!
Dużo powtórzeń

Cytat:— Odsuń się najbardziej jak możesz w prawą stronę! Spróbuję rozwalić tylną ścianę!
Usłyszał szamotanie się w szafie, a gdy ucichł, z całej siły wybił się w górę i wpadł z impetem w szaf.
szaf?

Cytat:Jego pokój był o dziwo utrzymany całkiem, całkiem w porównaniu do reszty pokoi.

Cytat:Pojawiła się przed nimi jakaś przysadzista kobieta o matczynym wyglądzie i brązowych włosach..
Albo postawiłeś o jedną kropkę za dużo, albo za mało.

Cytat:Był to duży budynek z mnóstwem pokoi. Nie był specjalnie zadbany, co oczywiście było zrozumiałe, skoro w tym budynku mieszka prawie sto sierot, a niekoniecznie wszystkie grzeczne.
Powtórzenia, a czasowniki bym zmieniła na czas przeszły.

Cytat:—Dziękujemy pani —powiedział Seweryn zapalając światło, i stwierdził, że poprzedni właściciele nie oszczędzili nawet lampy na suficie, klosz był rozbity —Nie wiem, czy policja nam uwierzy, bo mordercami nie są ludzie.
Spacji zabrakło. Tych błędów jest pod koniec wiele. Nie będę wymieniać wszystkich.

Cytat:—Może to byli jacyś zamaskowani mordercy — zauważyła ze współczującą miną.

Cytat:— Będę musiał ich jakoś o tym przekonać —powiedział Seweryn marszcząc czoło i myśląc gorączkowo — jakieś dowody albo ślady…

Cytat:— Będę musiał ich jakoś o tym przekonać —powiedział Seweryn marszcząc czoło i myśląc gorączkowo — jakieś dowody albo ślady…

Cytat:Seweryn opowiedział mu ze wszystkimi szczegółami to, co wydarzyło się wczesnym wieczorem. Opowiedział również o rozmowie rodziców, żeby mieć później pewne podstawy do jego domysłach.
Zamiast to, dałabym: o tym.
Natomiast ostatniego wyróżnionego zwrotu kompletnie nie rozumiem.


Cytat:— Rozumiem… — mruknął policjant notując coś w notesie — Jeśli mówisz prawdę, to muszę cię zmartwić, bo nie mamy żadnych tropów na jakieś potwory podobne do ludzi, i nawet nie wiemy czy coś takiego istnieje.
Wyróżniony zwrot - czy tak mówią policjanci?

Jeśli chodzi o styl, to znalazłam dość dużo błędów typowych dla początkujących pisarzy: powtórzeń, prostych zdań. Większość tekstu opiera się na opisach zrobił/powiedział. Trochę mało w tym refleksyjności i uczuć, a przez to opowiadanie wydaje się suche. Błędów interpunkcyjnych chyba za wielu nie było, literówek też, ale nie ręczę, że zauważyłam wszystkie niedociągnięcia. Styl jest taki sobie, ale nie jest tragiczny. Sama cały czas walczę z tego typu błędami i myślę, że to wyleczalne. Dużo czytaj i komentuj innych autorów. Urządzaj sobie łapanki, a lokalizowanie prostych błędów wejdzie ci w krew.

Teraz fabuła.
Nie była aż tak męcząca, jak tego typu twory być potrafią, ale i nie powaliła. Podobnych fantasy jest na pęczki i trzeba wymyślić coś bardzo dobrego i oryginalnego, by porwać czytelnika. Ja jestem bardzo wymagającym, dlatego było to dla mnie takie sobie.
O bohaterach też nie mogę za dużo powiedzieć, bo potraktowałeś po macoszemu ich psychologizację i wydają się trochę papierowi.

To tyle.
Mam nadzieję, że moja pisanina się na coś przydała.
Dużo pracy przed tobą, ale nie zniechęcaj się.

Pozdrawiam.
Ja tam się nie zniechęcam. Wiem, że to dopiero początek mojej przygody z pisaniem Smile
Wytrwałość to chyba jedyna dobra cecha mojej osobowości. Nie poddam się dopóki nie osiągnę celu Big Grin
Dziękuję za sprawdzenie, oczywiście wniosę poprawki.
Przeczytał już ktoś wszystkie rozdziały?

Cytując: "c. Nie poganiaj innych użytkowników, żeby szybciej ocenili twoje prace – posiadają własne życie i nie zawsze mają czas, żeby pisać na forum." Dlatego też pogananie innych użytkowników nie jest mile widziane, tym bardziej, że piszesz post pod postem. Jeżeli chcesz komentarzy - sam komentuj innych twórców.

InF.


Pisałem Ci już w poprzednim temacie, jak tylko wstawiłeś II rozdział, że stylistycznie jest troszkę słabo. Inne błędy już zostały wymienione przez poprzedników.
Historia, mimo że dosyć ciekawa, to niestety znana już wcześniej (może i nie wszystkie elementy, ale od razu widać, na czym się wzorowałeś).
Mimo to, jak na półroczne pisanie nie jest najgorzej.

Pisz dalej, jak najwięcej, bo tylko to zrobi z ciebie mistrza Smile
Pozdrawiam.
Hmm? Na niczym się nie wzorowałem. Do czego jest podobna?
Ach, kurcze widzisz...
Wybacz, ale albo miałem zamroczenie, albo po prostu tak to jest do siebie wszystko podobne. Skojarzyłem cały ten tekst z tym, o którego okładce Ci wczoraj pisałem. Seweryn i w ogóle. Wybacz.
No, ale to chyba nie jest dobry znak? Jeśli dwie Twoje "książki" są do siebie aż tak podobne?
Czy ja znowu czegoś w tym wszystkim nie załapałem? Big Grin
Hmm...teraz to sam się pogubiłem Smile
Tylko imię głównego bohatera jest w obu książkach. Podoba mi się... xd
Książki różnią się dosłownie wszystkim, oprócz tego imienia. Zresztą nawet jego charakter jest inny. :]
Przejrzałem pierwszy i drugi rozdział Smile Pierwszy już omówiony, więc wziąłem się za drugi.


Cytat:Była to dla Seweryna najdłuższa noc w życiu. Przez trzy godziny nie mógł zasnąć, dręczony śmiercią rodziców i rozmyślaniem, co takiego kryją wykopaliska, po których jego ojciec wrócił do domu piekielnie przerażony. Gdy w końcu zasnął, miewał nocne koszmary pełne brązowoskórych potworów goniących go po całych wykopaliskach, więc co kilkanaście minut budził się z zduszonym krzykiem.

Powtórzenia. Wystarczyłoby: "goniących go potworów, więc co kilkanaście minut budził się z zduszonym krzykiem."


Cytat:Nie wiedzieli gdzie znajduje się jadalnia, więc ucieszyli się widząc kilkoosobową grupkę, zapewne zmierzającą na śniadanie. Ruszyli za nimi. Musieli zejść dwa piętra niżej, gdy dobiegł ich gwar z jednego z pokojów. Weszli za nimi i znaleźli się w dużym pomieszczeniu w kształcie prostokąta.
Cytat:Była szeroka na około trzy metry, ale długa na kilkanaście metrów.

Wg mnie wystarczyłoby: ale długa na kilkanaście, a tak powstaje niepotrzebne powtórzenie.

Cytat:Przy ścianie po obu stronach były rozłożone stoły nakryte do jedzenia. Połowa miejsc była już zajęta. Przysiedli się do pierwszego stołu od wejścia. Siedział tam samotnie ciemnobrązowowłosy chłopak w koszulce obnażającą potężnie umięśnione ramiona.

Ja napisałbym cały wyraz ciemnobrązowowłosy razem, ale nie jestem pewien czy mam rację, bo specjalistą nie jestem. Znowu powtórzenia.

Cytat:— Jak masz na imię? — zapytała Katrine.
— Runcorn Flethley — odparł chłopak z nikłym uśmiechem. —Nie widziałem was tu jeszcze, od kiedy tutaj jesteście?
— Od wczoraj w nocy — odpowiedział Seweryn. — A ty ile już tu jesteś?
— Będzie z rok — odpowiedział ponuro chłopak. — Moi rodzice zaginęli i nic nie wskazuje na to, żeby jeszcze żyli.
— Przykro mi — powiedziała cicho Katrine.
Chwilę później dosiadł się do nich jakiś chudy blondyn.
— Cześć, nazywam się Will Stonehead — przywitał się wesoło. — Zanim mnie o to zapytacie, jestem tutaj od trzynastu lat, rodzice mnie porzucili.

Powtórzenia i błędny zapis dialogu. Zjadasz kropkę kończącą zdanie.
Radzę zajrzeć: http://www.inkaustus.pl/showthread.php?tid=145

Cytat:Ledwo skończył mówić, położono na stół mleko, płatki, chleb, ser żółty i dżem i zaczęli jeść, w każdym razie wszyscy oprócz Runcorna, który robił już siódmą kanapkę i już sięgał po następną.

Powtórzenie.

Cytat:— Runcorn jest największym zmartwieniem założycieli sierocińca — powiedział z uśmiechem Will. — Je tyle co kilkanaście osób razem wziętych.
— Trzeba dbać o swoją figurę — odparł Runcorn z uśmiechem, sięgając po dziesiątą. Górka kanapek zaczęła się niebezpiecznie chwiać, gdy dołożył jeszcze jedną.
Reszta zauważyła, że muszą najpierw zrobić kanapki, a dopiero później jeść, bo Runcorn robił już piętnastą i zaczynało wszystkiego brakować, również płatków z mlekiem, które wlał do dużej misy, którą dyżurni dali mu zamiast talerza. Teraz Seweryn zrozumiał, dlaczego Runcorn siedział sam. Zdążył zrobić zaledwie dwie kanapki, gdy brakło sera i dżemu.

Znowu brak kropki i dodatkowo przecinka Smile Popatrz ile razy w krótkim fragmencie użyłeś słowa "kanapka". W ogóle rozwodzenie się nad jedzeniem przez kilkanaście zdań zabija cały klimat. Można, by to wyciąć. / Który, która, które polecam stosować wymiennie z imiesłowami przymiotnikowymi, będzie się lepiej czytało.

Cytat:— Chyba dzisiaj będę musiał przejść na dietę — jęknął Runcorn patrząc z powątpiewaniem na wielką wieżę z kanapek.

Znowu kanapka.

Cytat:Seweryn parsknął śmiechem do swojego kubka herbaty, wypijając połowę nosem i kaszląc. Runcorn, który siedział koło niego starał się mu pomóc, więc wziął rozmach i trzepnął swoją umięśnioną ręką w plecy. Intencje miał dobre, lecz Seweryna odrzuciło z taką siłą, że jego głowa wylądowała w jego talerzu z płatkami z mlekiem. Rozległy się naokoło śmiechy, gdy podniósł ociekającą płatkami i mlekiem głowę
— Wybacz — bąknął Runcorn z przerażeniem patrząc jak Seweryn wstaje od stołu, ale ten tylko wychylił się przez stół po kilka serwetek i zaczął ocierać głowę..

1. To akurat nie jest błąd, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić, wypicia połowy herbaty nosem. Smile
2. Zbędne.
3. W czyje plecy? Bo z tekstu to nie wynika.
4. I cztery powtórzenia na koniec.

Cytat:Może i to on był ofiarą, lecz poczuł się chwilowo szczęśliwy. Zapomniał nawet o wyprawie do wykopalisk.
— Spoko — odparł z uśmiechem. — To był wypadek.
—No tak… — bąknął Runcorn i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Will’em. Oboje uśmiechnęli się szeroko.

Lepiej brzmi: może to i on. / Brak kropki w dialogu.

Cytat:Od tego czasu zostali zgraną paczką i chodzili wszędzie razem.
Ustalił z Katrine, że wyruszą do wykopalisk o pierwszej po południu, od razu po obiedzie. Katrine nadal miała mnóstwo wątpliwości, lecz zgodziła się z nim pójść.

1. Raczej: stali się.
2. Powtórzenie.
3. Na wykopaliska.

Cytat:Gdy w końcu zegar wybił pierwszą, oboje wyszli z pokoju na korytarz, i skierowalisię do wyjścia. Już byli przy drzwiach frontowych, gdy dostrzegli ich Runcorn i Will.

Może: wpadli na nich Runcorn i Will?

Cytat:Seweryn zastanowił się, czy warto powiedzieć prawdę.

Bez przecinka.

Cytat:— Idziemy przeszukać wykopaliska, w których pracował mój ojciec, może natrafimy na jakiś ślad po tych mordercach.
— To się stało na wykopaliskach? — zapytał Runcorn.

Powtórzenie / Bez "tych".

Cytat:Dzisiaj było wyjątkowo gorąco. Mimo iż wykopaliska były zaledwie pięć minut drogi stąd, wszyscy dotarli na miejsce strasznie spoceni.

Skąd?

Cytat:— Oj, nie najlepsza pora do przeszukiwania — jęknął Will.
Znaleźli się na skraju długiego, choć niskiego wzniesienia z pomarańczowej skały. Tu i ówdzie były wykopane dziury. Niektóre z nich osiągały do dziesięciu metrów średnicy, a niektóre miały najwyżej metr. Wszędzie naokoło był piasek, co sprawiało, że podłoże wyglądało jak podziurawiony ser.

Brak przecinka po "Oj"
Przymiotniki z "nie" w stopniu wyższym i najwyższym osobno.
Dziury i podziurawiony chyba błędem nie jest, ale nie najlepiej wygląda.
Zamiast: "a niektóre miały" lepiej dać: a inne.

Cytat:— Szukajcie jakiegoś przedmiotu albo jaskini czy coś w tym rodzaju — powiedział Seweryn — Najlepiej się rozdzielmy.

Czegoś.
Cytat:Tak więc każdy ruszył w inną stronę, rozglądając się na wszystkie strony. Seweryn pochylił się ostrożnie nad jednym z wgłębień. Miało głębokość przynajmniej dziesięciu metrów. Miał lęk wysokości, więc szybko się cofnął, bo zaczęło mu się kręcić w głowie. Zaczął wchodzić pod górę po piaskowym wzniesieniu, co okazało się bardzo trudne, bo piasek cały czas się zsuwał w dół. Prawdę mówiąc sam nie spodziewał się, że coś tu znajdzie, lecz byłby głupi, gdyby w ogóle tego nie sprawdził. Był zdumiony, ale i szczęśliwy, gdy w końcu coś znalazł: malutką i ciężką szkatułkę w kolorze złoto-czerwonym.
— Coś znalazłem! — krzyknął.

Brakowało przecinka.
Zła forma.
Lepiej: cofnął się.
Powtórzenia.
Staraj się unikać słów tu, tego, tych...
Całe zdanie: " Był zdumiony, ale i szczęśliwy, gdy w końcu coś znalazł: malutką i ciężką szkatułkę w kolorze złoto-czerwonym." trzeba jakoś zastąpić. Może: Zdumiał się gdy w końcu coś znalazł. Trzymał w rękach malutką i ciężką szkatułkę itd.
Cytat:Wszyscy zbiegli się wokół niego wpatrując się w szkatułkę.
— Spróbuj ją otworzyć! — zachęcił go Runcorn.
Spróbował, lecz była zamknięta.
— Może nawiasy są zardzewiałe —stwierdził Will.
— Runcorn, ty spróbuj — zaproponował Seweryn podając mu szkatułkę.
Runcorn chwycił ją do ręki i naparł na wieko z całej siły, lecz te próby upadły na niczym. Nawet ich napakowany kolega nie dał rady otworzyć tajemniczej szkatułki.

Szukaj synonimów.
Zawiasy. Nawiasy są w matematyce.
Spełzły na niczym.

Cytat:— Czy to przypadkiem nie złoto? — zapytał Will, gdy wziął ją do ręki.
— Możliwe —potwierdził Seweryn przyglądając się i ważąc ją w rękach — jest cięższa niż stal i ma złocisty połysk.
— Chłopie, ty wiesz ile to jest warte? — podniecił się Will. — To będzie ważyć z ćwierć kilo, a to będzie przynajmniej pięć tysięcy złotych!
— Trzeba przyznać, że pieniądze nam się przydadzą — przyznał Seweryn uśmiechając się do Katrine.
— Chyba, że to nie jest złoto — zauważył Runcorn. —Może to być coś do niego podobnego.
— Niedaleko jest jubiler, możemy sprawdzić — zaproponował Will.
— Więc prowadź — powiedział do niego Seweryn z uśmiechem.

Powtórzenia i brak kropki w dialogu.

Cytat:Ruszyli w górę wzniesienia z pomarańczowych skał.
— Nie możemy ominąć tych skał? — zaproponował Runcorn. — Nie bardzo uśmiecha mi się włażenie po tych zsuwających się skałach.
— Możemy je obejść, ale w ten sposób musielibyśmy przejść jakieś dwa kilometry dłużej, niż gdybyśmy przeszli przez nie.
Runcorn jęknął i powiedział, że mały spacerek po skałach jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Piaszczyste skały pięły się coraz bardziej pod górę. Teraz już szli pod kątem trzydziestu stopni, a Seweryn usłyszał jakiś dziwny odgłos za sobą, a gdy się odwrócił z ulgą stwierdził, że to tylko Runcorn podburkuje pod nosem niewesoło.

Powtórzenia, powtórzenia! Raczej burczy pod nosem Smile Dokładne informacje ( jak choćby ta o kącie wzniesienia ) psują klimat.

Cytat:— Chciałeś mnie pocieszyć czy dobić? — warknął Runcorn. — Bo wyszło ci to drugie.
Minutę później doszli do stromejturni pnącej się dziesięć metrów w górę. Była położona pod kątem nieco ponad sześćdziesięciu stopni, więc postanowili się wspiąć.
Katrine, która była z nich wszystkich najniższa, często potrzebowała pomocy, żeby wejść na jakąś skałę, przy czym Runcorn się podpisał z łatwością wciągając ją na następną skałę.
Jako pierwszy wspiął się Will, który był z nich wszystkich najwyższy i najzręczniejszy. Patrzył na nich z góry z uśmiechem na twarzy.

Błędy w dialogu + to samo co powyżej, zbyt dokładne informacje. Nie wydaje mi się, że by "turnia" było dobrym określeniem, ale może zostać.
Cytat:
Runcorn znowu zaczął cicho poburkiwać, a Seweryn dosłyszał takie słowa jak „Jak cię zrzucę na dół, to zobaczymy komu będzie wesoło”.

Może: mruczeć?
Cytat:Byli na wysokości[/b] około czterdziestu metrów nad ziemią. Z tej wysokości piaskowe wgłębienia do złudzenia przypominały ser z dziurami. Piasek ciągnął się jedynie nieco ponad sto metrów w każdą stronę, jakby nagle w tym miejscu zaczęła się tworzyć pustynia. W oddali zobaczyli małe miasto Algar. Seweryn był w nim już tyle razy, że aż mu się niedobrze robiło, gdy patrzył w tamtą stronę.[/b]

Powtórzenia...
Nie warto drugi raz w odstępie niecałej strony wracać do tego samego porównania.
Zamiast tamtą: w jego stronę.

Cytat:— No to faktycznie mało, skoro przeszliśmy dopiero pół kilometra —zadrwił Runcorn.
— Ale przeszliśmy gorsze pół kilometra — stwierdził Seweryn.
— A jak będziemy wracać to będziemy musieli się jeszcze raz wspinać — burknął Runcorn — Schodzimy? Im szybciej dojdziemy tym lepiej.
Wszyscy skinęli głowami i ruszyli w dół pomarańczowych skał. Przeszli zaledwie dwa kroki, gdy nagle Seweryn poczuł takie same uczucie, jakby nie trafił na stopień. Skała na którą stanęli okazała się materiałem do złudzenia przypominającym skałę dokoła. Wszyscy czworo wpadli w nią jednocześnie i zaczęli spadać w dół, razem z owym maskującym materiałem, lecz nawet nie zdążyli krzyknąć, bo już dotknęli czegoś, co uważali za podłoże.

Powtórzenie.
Nieładnie brzmi: poczuł uczucie.
Ostatnich zdań nie rozumiem, są całkowicie do przeredagowania.

Cytat:— Możemy wrócić, to zaledwie metr w górę! — zauważyła Katrine wskazując ręką w górę.
Teraz stało się coś dziwnego. Materiał z którym spadli znikł i pojawił się na poprzednim miejscu, ponownie maskując dziurę i zapaliło się słabe, widmowozielone światło.

Oczywiście powtórzenia, jak w każdym prawie zdaniu. / Wyrzuć : "teraz". / Znów wydaje mi się, że razem + brak przecinka.
Cytat:Teraz dostrzegli, na czym wylądowali. Byli w wagonie kopalnianym a Runcorn uderzył ramieniem o boczną ścianę wagonu. Seweryn rozglądnął się. Po każdej stronie widział ową pomarańczową skałę, oprócz tej przed sobą, która wyglądała na tunel oświetlany przez to samo widmowo zielone światło na suficie. Na podłożu tunelu były wmontowane szyny, a tunel był położony pod kątem piętnastu stopni w dół. Był tak długi, że nie mogli dojrzeć końca.

Powtórzenia. Wyrzuć: "teraz" Zaznaczone zdanie składa się prawie wyłącznie z błędów Smile Do przeredagowania.

Cytat:— Słuchajcie! Tu jest jakaś drabina! — zawołała ucieszona Katrine.
Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Rzeczywiście, była tam stalowa, solidna drabina prowadząca aż do samej góry, gdzie był materiał do złudzenia podobny do otaczającej ich skały.

Powtórzenia. I nie nadużywaj tamtą, tą itd. jak już wspominałem.
Cytat:Skaczmy! — krzyknął Will.
Wszyscy spojrzeli za siebie, i natychmiast stracili ochotę do wyskoczenia z wagonu, który teraz pędził z ogromną szybkością w dół.
— Nie mamy wyjścia — zawołał Seweryn przekrzykując zgrzyt kół toczących się po torach — Zaczekamy aż wagon ustanie i wrócimy na piechotę.

Znowu powtórzenia.
Zdarzył się nawet błąd czystoortograficzny na koniec.
Wagon się zatrzyma nie ustanie.

Wypisałem to, co najbardziej rzuciło mi się w oczy. Na razie nie mam siły ani ochoty brać się za rozdział trzeci.

Styl

W pierwszym rozdziale było zdecydowanie mniej błędów. Wydaje mi się, że nie przeczytałeś tego tekstu nawet dwukrotnie. Bardzo, bardzo dużo powtórzeń. Musiałem z ich powodu przytoczyć właściwie każde zdanie. Proste błędy, typowe dl kogoś kto zaczyna pisać. Błędów ortograficznych i interpunkcyjnych chyba nie było zbyt wiele, przynajmniej ich nie zauważałem. Napisane średnio. Musisz dużo czytać i dużo ćwiczyć.

Fabuła

Płascy, schematyczni bohaterowie, przeżywający przygody, do których powracało już wielu autorów. Nie jest źle, ale trzeba jeszcze sporo poprawić. Nie ma emocji, nie ma klimatu. Tekst jest suchy i dość toporny, ciężko się czyta. Mam nadzieję, że z czasem będziesz się poprawiał Smile


Długa droga przed Tobą, ale nie zniechęcaj się.
Mam nadzieję, że moja praca się do czegoś przyda Smile







Cytat:Gdy w końcu zasnął, miewał nocne koszmary pełne brązowoskórych potworów goniących go po całych wykopaliskach, więc co kilkanaście minut budził się z zduszonym krzykiem.
Użycie tego słowa wydaje mi się niefortunnie. Moim zdaniem sugeruje ono, iż te koszmary pojawiały się przez kilka dni z rzędu, a nie w trakcie jednej. IMO lepiej napisać miał

Cytat:— Wstawaj, Sew! —rozległ się wysoki głos.
Znów zjedzona spacja. Jeśli zobaczę w tekście jeszcze jeden taki przypadek, nie wytknę go. Sam będziesz musiał przejrzeć.

Cytat:Tak więc zsunął się powoli z łóżka i zaczął się ubierać.
Powtórzenie

Cytat:Był tak zaspany, że próbował ubrać spodnie przez głowę, a skarpetki na miejsce spodni.
IMO z tą drugą częścią zdania przesadziłeś.

Cytat:Gdy w końcu pozakładał ubrania na właściwą część ciała minęło dziesięć minut.
Chyba raczej właściwe części

Cytat:Nie wiedzieli gdzie znajduje się jadalnia, więc ucieszyli się, widząc kilkoosobową grupkę, zapewne zmierzającą na śniadanie.
IMO przecinek

Cytat:Musieli zejść dwa piętra niżej, gdy dobiegł ich gwar z jednej z pokojów. Weszli za nimi i znaleźli się w dużym pomieszczeniu w kształcie prostokąta. Była szeroka na około trzy metry, ale długa na kilkanaście metrów.
1. Trochę dziwnie brzmi pierwsze zdanie.
2. Niefortunny IMO zwrot, a w dodatku nie wiem po co ta liczba mnoga.
3. Skoro opisujesz pomieszczenie, to ono było
4. Jeszcze powtórzenie się przyplątało.

Cytat:Przy ścianie po obu stronach były rozłożone stoły nakryte do jedzenia.
IMO lepiej - stały
Cytat:Przysiedli się do pierwszego stołu od wejścia. Siedział tam samotnie ciemnobrązowo włosy chłopak w koszulce obnażającą potężnie umięśnione ramiona.
Znów powtórzenie.

Cytat:Ledwo skończył mówić, położono na stół mleko, płatki, chleb, ser żółty i dżem i zaczęli jeść, w każdym razie wszyscy oprócz Runcorna, który robił już siódmą kanapkę i już sięgał po następną.

Cytat:— Runcorn, ty spróbuj — zaproponował Seweryn, podając mu szkatułkę.

Cytat:Seweryn parsknął śmiechem do swojego kubka herbaty, wypijając połowę nosem i kaszląc. Runcorn, który siedział koło niego, starał się mu pomóc, więc wziął rozmach i trzepnął swoją umięśnioną ręką w plecy.
Zapomniałeś przecinka.

Cytat:— Wybacz — bąknął Runcorn, z przerażeniem patrząc jak Seweryn wstaje od stołu, ale ten tylko wychylił się przez stół po kilka serwetek i zaczął ocierać głowę.
IMO znów. W dodatku kolejne powtórzenia.

Cytat:Zerknął nerwowo na Katrine, a ta skinęła mu głową na znak, żeby powiedział prawdę.

Cytat:Niektóre z nich osiągały do dziesięciu metrów średnicy, a niektóre miały najwyżej metr.

Cytat:Tak więc każdy ruszył w inną stronę, rozglądając się na wszystkie strony.
Z tego zdania wyszło masło maślane.

Cytat:Runcorn chwycił ją do ręki i naparł na wieko z całej siły, lecz te próby upadły na niczym.
Dziwne stwierdzenie.

Cytat:Tak więc każdy ruszył w inną stronę rozglądając się na wszystkie strony. Seweryn pochylił się ostrożnie nad jedną z wgłębień.
Chyba jednym Wink

Cytat:— Trzeba przyznać, że pieniądze nam się przydadzą — przyznał Seweryn, uśmiechając się do Katrine.
Radzę zajrzeć do kącika porad i zapoznać się z zasadami interpunkcji Wink

Cytat:Runcorn jęknął i powiedział, że mały spacerek po skałach jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Piaszczyste skały pięły się coraz bardziej pod górę. Teraz już szli pod kątem trzydziestu stopni, a Seweryn usłyszał jakiś dziwny odgłos za sobą, a gdy się odwrócił z ulgą stwierdził, że to tylko Runcorn podburkuje pod nosem niewesoło.
1. Powtórzenia
2. Maniera pchania do opowiadania stopni mnie irytuje.

Cytat:— Możemy je obejść, ale w ten sposób musielibyśmy przejść jakieś dwa kilometry dłużej, niż gdybyśmy przeszli przez nie.
Tylko sygnalizuję, że powinno być więcej. To dialog i to w dodatku taki, w którym mówią dzieci. Osobiście dopuszczam tutaj taką pomyłkę.

Cytat:Minutę później doszli do stromej turni pnącej się dziesięć metrów w górę. Była położona pod kątem nieco ponad sześćdziesięciu stopni, więc postanowili się wspiąć.
Znów mi się nie podoba opis. Może i narrator jest wszechwiedzący, ale IMO to przesada podawać dokładnie kąt nachylenia.

Cytat:W oddali zobaczyli małe miasto Algar..
Albo jedna za mało, albo jedna za dużo Wink

Cytat:— Żadnych gwałtownych ruchów — powiedział Seweryn, widząc, iż wagon jest zabezpieczony zaledwie małym kamyczkiem, który zaczął się chwiać.

Cytat:— Musimy się stąd jakoś wydostać — rzekł Will, rozglądając się dokoła.

Cytat:— Nie mamy wyjścia — zawołał Seweryn, przekrzykując zgrzyt kuł toczących się po torach.

Cytat:Wagon pędził z oszałamiającą prędkością cały czas pod kątem piętnastu stopni.
Moja rada: skończ pisać o stopniach Wink

Cytat:Już dawno zostawili za sobą pomarańczowe skały, i teraz pędzili wśród zwykłych, szarych skał.
Tutaj jest zbędny przecinek.

Cytat:Nie było to wcale przyjemne. Przypominało to przejście przez jakąś barierę.

Cytat:— Hej! Coś tam się porusza! — krzyknął Runcorn, wskazując w coś ręką.
Wyróżniony fragment IMO do poprawy.

Cytat:Will oszacował, że będą musieli wracać jakieś dziesięć kilometrów wzdłuż tunelu, i że znajdują się na głębokości nieco ponad kilometra.

Cytat:— A skąd ty to możesz wiedzieć? — zdenerwował się Runcorn, gdy poinformował ich o tym po raz czwarty w tej minucie. — Założę się, że jesteśmy już przynajmniej trzy kilometry pod ziemią!
Wyróżniony zwrot mi się nie podoba.

Cytat:Jeszcze wczoraj miał, czego dusza zapragnęła, a teraz stracił wszystko. Stracił rodzinę, przepadły środki do życia, a teraz utraci życie w męczarniach, jaką jest odwodnienie. Stracił wszystko.

Cytat:— Nie mogę tego pojąć — oznajmił Will, wpatrując się w szybko powiększającą się pustą przestrzeń.

Cytat:Spojrzał na Katrine. Jej mina wyrażała głębokie przerażenie. Otwierała usta, i je zamykała, aż w końcu wykrztusiła:

To tyle jeśli idzie o łapankę.
Podtrzymuję wszystko to, co pisałam o twoim stylu w poście poprzednim. Błędów jest sporo. Zdania są proste, a na dodatek robisz sporo powtórzeń. IMO to twoje główne bolączki i nimi powinieneś się zająć w pierwszej kolejności. Pisz krótsze rozdziały, czytaj je wielokrotnie, a wyłapywanie błędów wejdzie ci w krew. Uwierz mi, to działa. Ja, choć jeszcze się całkiem z tego nie wyleczyłam, zauważam u siebie progress.
Co do fabuły...
Powiem szczerze, że Inwazję czyta się źle. Opowiadanie nie nadrabia fabułą. Początek mnie znudził. Nie interesuje mnie, co robił główny bohater przed śniadaniem, ani w jego trakcie. Takie przerywniki są dobre, gdy chcesz trochę spowolnić akcję, pozwolić opaść napięciu. Ale u ciebie nie ma wartkiej akcji, więc ten zabieg wydaje mi się całkowicie nietrafiony.
Bohaterowie są tacy jak poprzednio. Trochę papierowi. Chociaż jest jest mały postęp i ich dialogi nie nużyły mnie tak, jak poprzednio.
Niby w tych ostatnich rozdziałach zaczęło się coś dziać, ale nie wciągnęło mnie. Plastycznych opisów nie zbudujesz pisząc, że coś miało dwadzieścia metrów albo było nachylone pod kątem trzydziestu stopni. Po lekturze mam ich zdecydowany przesyt.

To tyle.
Pozdrawiam.
Powiem Ci, że ciekawe. Wciągnęło mnie. Przyjemnie się czyta. Na początku rzuciło mi się, że chyba powinieneś najpierw wrzucić opis przyrody, czy pomieszczenie, a potem opis bohatera. Choć to może być tylko moim jakimś spaczeniem. ;P Czekam na rozbudowę akcji. Nad stylem może i trzeba trochę popracować, jak tu ktoś sugerował, ale nie jest to aż tak rażące. Pracuj dalej.

Ocena:

4/10
Dziękuję wszystkim za komentarze Smile
Jestem mile zaskoczony, że jednak kogoś to wciągnęło. Teraz sam uznałem, iż to nie jest ciekawe. Za niedługo wystawię miniaturkę-horror, pierwszy raz skupiam się na jakości niż ilości. Mam nadzieję, że będzie to miało sens.
Pomysł jest przeciętny, jednak ciekawi mnie, jak go poprowadzisz. Nie będę powtarzać tego, co było pisane o Twoim stylu. Tak to już jest, że wszyscy od tego zaczynamy, od prostych rzeczy, a potem idzie nam lepiej... albo i nie Big Grin ale myślę, że jak będziesz pisał i pisał i czytał, to będzie lepiej, bo widziałam tu parę niezłych zdań i sformułowań Wink także na pewno nie powinieneś się zniechęcać.
Witaj. No to zaczynamy…

Cytat:Seweryn odzyskał przytomność. Z tyłu głowy poczuł pulsujący ból i coś ciepłego na plecach, co mogło być krwią. Ból tak go sparaliżował, że nie mógł się ruszyć przez kilkanaście sekund. Wokół panowała grobowa cisza.
Z wielkim wysiłkiem otworzył lekko oczy.Ledwo powstrzymał się od krzyku przerażenia, gdy zobaczył niedaleko od twarzy nieruchome ciało, całe zakrwawione, skąpane w księżycowej poświacie.
Szybko zamknął oczy,a serce podskoczyło mu do gardła. Przez minutę wsłuchiwał się w otoczenie, ale nie dobiegł go żaden dźwięk.
Nie mógł sobie przypomnieć, co się stało. Otworzył oczy nieco szerzej, by dowiedzieć się, gdzie się znajduje.
Jakiś metr przed nim leżała wywrócona na bok komoda. Wokół niej rozsypane były kredki i długopisy. Nie mógł rozpoznać martwej osoby, miała poszarpane ubrania, których koloru nie można było rozpoznać w ciemności. Była krótko przystrzyżona, a przez środek głowy biegło długie, głębokie rozcięcie, jakby ktoś uderzył ją mieczem. Z trudem rozpoznał drewniane panele na podłodze. Dopiero teraz zauważył, że przed nim leży otwarty zeszyt. Otworzył oczy nieco szerzej, żeby odczytać wielkie, czerwone litery. Na szczęście światło księżyca padało dokładnie na kartki, więc nie miał problemu z rozczytaniem słów.
Sam początek opowiadania nie jest zachęcający. Za dużo „było” w tak krótkim fragmencie, dodatkowo powtórzenie z otwieraniem oczu nieco szerzej także nie pomaga fragmentowi, który powinien być ciekawy, dobrze napisany, z lekką nutą tajemniczości, żeby zachęcić czytelnika do dalszego czytania. A Ty go po prostu zniechęcasz na starcie. Ale dobrze, lecimy dalej:

Cytat:Zamknął szybko oczy. Już wiedział, gdzie się znajduje. To był jego dom, a te zwłoki przed nim to jego własny ojciec. Te duże czerwone litery w zeszycie… to było pismo Katrine, jego dziesięcioletniej siostry.
Nagle przypomniał sobie, jak do tego wszystkiego doszło. Wszystko stanęło mu przed oczami.
Znowu wariant z oczami, znowu powtórzenia. Nieciekawie.

Cytat:Jego ojciec, słynny archeolog, był wyraźnie czymś zaniepokojony, a matka wyglądała na śmiertelnie przerażoną. Seweryn był zdziwiony widokiem ojca, bo powinien wrócić z wykopalisk dopiero za dwie godziny.
Powtórzenie.

Cytat:— Co się stało? — zapytał Seweryn(,) patrząc to na ojca, to na matkę.
Przed czasownikami, które posiadają końcówki -ąc; -wszy; -łszy zawsze stawiamy przecinek, ponieważ są to imiesłowy przysłówkowe. Poniżej wytknąłem Ci parę błędów, gdzie ewidentnie powinieneś postawić przecinek przed takimi właśnie czasownikami.

Cytat:— Wyprowadzamy się, natychmiast —oznajmił ojciec rozdygotanych tonem.
Rozdygotanym.

Cytat:— W tym miejscu wydarzy się coś strasznego — odrzekł ojciec(,) zakrywając twarz dłońmi

Cytat:— Powiemy ci w drodze — odparła za ojca matka(brak kropki) — Teraz szybko spakuj najważniejsze rzeczy, i wyjeżdżamy.
Po słowie „matka” powinna być kropka Big Grin

Cytat:— Dokądkolwiek! — powiedział ojciec(,) wciąż zakrywając twarz — Byle daleko stąd. Za dwie minuty oczekuję cię w samochodzie.


Cytat:Widział, że teraz niczego z nich nie wyciągnie, więc szybko popędził do pokoju, i wyciągnął spod łóżka duży plecak, w którym zaczęły kolejno lądować: kilka par spodni i bluz, książka którą dopiero co czytał, portfel i naszyjnik ze szczerego złota, który dostał od ojca na szesnaste urodziny miesiąc temu. Ledwo naszyjnik wylądował w plecaku, a z dołu dobiegł go głośny huk.
Cały fragment należy przeredagować. Teraz jest z tego bezsensowna wyliczanka, która ma wprowadzić czytelnika do sceny, w której rozegra się ta rzeźnia z potworami. Seweryn robi coś, robi, aż tu nagle głośny huk. OK, tylko napisz to tak, aby było ciekawie. W dodatku jest tu rażący błąd interpunkcyjny, który mozolnie powtarzasz w tekście. Przed "i" przecinek stawiamy tylko wtedy, gdy powtarza się w zdaniu: Jadła i jabłko, i ser.

Cytat:Gdy wskoczył do przedpokoju rozglądnął się szybko, i prawie natychmiast dostrzegł nieruchomo leżącą na podłodze rękę, wystającą zza ściany z kuchni.
Unikaj tej formy czasowników, bo po prostu brzmią śmiesznie. Okej, może i są poprawne, ale czy nie komicznie brzmi: rozglądnął się, otwarł drzwi? Dodatkowo znany błąd – przecinek przed „i”.

Cytat:Jeszcze nigdy nie słyszał(,) by ktoś wymawiał słowa takim tonem, i gdyby nie tupot nóg, można by pomyśleć, że to nie człowiek wydał ten dźwięk.
Zaczął się rozglądać za czymś twardym. Natychmiast sobie przypomniał o kiju baseballowym, który trzymali w komodzie. Odwrócił się i otworzył pierwszą szufladę z góry. Przerzucił kilka książek, pod którymi był ukryty gruby kij.
Piszesz za bardzo szczegółowo. Otworzył PIERWSZĄ szufladę, przerzucił KILKA książek. Więcej w podsumowaniu na dole mojego komentarza. Smile

Cytat:W tej samej sekundzie ktoś otworzył drzwi w dole z taką siłą, że (,)sądząc po odgłosie(,) szyba wyleciała z drzwi.


Cytat:To nie był człowiek. Jego skóra była koloru mocnego brązu. Nie miał włosów, jego oczy miały pionowe źrenice, a od jednej skroni do drugiej, biegnąc przez podbródek, miał błonę. Był nieco wyższy od Seweryna(,) a jedna ręka była przyodziana w stalową rękawicę.
Widział go tylko przez ułamek sekundy, bo potwór zamachnął się ręką ze stalową rękawicą, trafiając Seweryna w tył głowy. Stracił przytomność i upadł na plecy.
Bardzo ciężki fragment. Do przeredagowania, bądź nawet napisania od nowa.

Cytat:Przeszukał najpierw całą kuchnię, później chciał przeszukać pokój gościnny, ale okazało się, że było tu zbyt ciemno by dostrzec cokolwiek.
Takiej inwersji także unikaj, ponieważ brzmi bardzo nienaturalnie. Zobacz, napiszę to samo, ale o wiele bardziej naturalnie. …że było tu zbyt ciemno, by cokolwiek dostrzec.

Cytat:Przyzwyczaił się już do ciemności, więc musiał na chwilę zamknąć oczy, bo światłość uderzyła go w oczy. Gdy jego oczy już się przyzwyczaiły, rozglądnął się po pokoju. Po prawej stronie pokoju przez całą ścianę biegła szafa ścienna. Wszystkie szuflady były z niej wyrzucone, szyby wybite, a zawartość rozrzucona po całym pokoju. Ciężki, marmurowy stół leżał na boku, podobnie jak komoda, z której oczywiście najpierw wyrzucono szuflady. Duży telewizor plazmowy leżał rozwalony na ziemi, żyrandol spadł na drewniane panele, i teraz jej szklane części były rozrzucone po całym pokoju. Widocznie tym istotom bardzo zależało na znalezieniu czegoś, bo dokładnie wszystko było rozwalone. Wystarczył jeden rzut oka na ten pokój, i już można było stwierdzić, że Katrine tutaj nie ma. Po prostu nie było gdzie się ukryć.
Wszedł do kuchni. Była równie mocno zniszczona, co pokój gościnny, a może nawet i bardziej. Lodówka leżała na szczątkach grubego, drewnianego stołu, Okap został wyrzucony przez dwuskrzydłowe okno, które było rozbite, i wylądował na dobudowanym dachu na wysokości okna. Wszystkie szuflady zostały wyrzucone, podobnie jak wszystkie naczynia, więc cała podłoga była zawalona od szkła. Piekarnik był przecięty na dwie części, a przy nim leżała jego poraniona matka, ale nie chciał na nią dłużej patrzeć, więc szybko wyszedł z kuchni i wszedł na wyższe piętro.
Przez cały ten czas, gdy szukał śladu po Katrine, plątała mu się po głowie myśl, że Ojciec wiedział, że coś im grozi. A może chodziło mu o inne niebezpieczeństwo?
Pchnął drzwi prowadzące do pokoju Katrine, ale były zamknięte na klucz. A więc Katrine musiała tu być i zamknąć się od środka! Szyba była rozbita, więc po prostu przelazł przez drzwi. Modląc się w duchu, żeby nie zobaczyć żadnych zwłok, rozejrzał się.
Był to mały, prostokątny pokój. Ciężko było się tu poruszać, bo dwie duże szafy, które zajmowały całą ścianę po prawej stronie, leżały na podłodze, więc musiał chodzić po nich. Lampa była rozbita, a jedno z okien wybite.
Sam widzisz jak tu kolorowo.

Cytat:Tylna ściana wgięła się, i odpadła. Chwycił ją, i przewalił na bok.
Bez przecinków. Dobrym zabiegiem jest też pisanie w taki sposób: Tylna ściana wgięła się i odpadła. Chwycił ją, przewalając na bok. Unikniesz wtedy takich powtórzeń.

Cytat:Była to szczupła brunetka o niebieskich oczach. Jej włosy opadały aż na plecy, a na ładnej twarzy zagościło przerażenie. Trzęsła się na całym ciele.
Bardzo ubogi opis jednej z głównych bohaterów. Rozbudowałbym.


Cytat:Jego pokój był o dziwo utrzymany całkiem, całkiem w porównaniu do reszty pokoi. Szafa z lustrem była w dobrym stanie, więc przeszedł po różnych rzeczach walających się po ziemi, i doszedł do lustra.
Powtórzenia.

Cytat:Nad jednym ze swoich zielonych oczu miał rozcięcie, przez które po jego twarzy spływał zaschnięty strumyk krwi.
Myślę, że podkreślone można sobie darować.

Cytat:Krótkie, czarne włosy miał oblepione od krwi spływające z rany z tyłu głowy. Krótki rękawek na chudych plecach miał w strzępach, przez które było widać liczne rany i rozcięcia.


Cytat:— Tak myślałam — jęknęła (,)zamykając oczy — usłyszałam krzyk matki, później usłyszałam jak biegniesz w dół. Chwilę później usłyszałam przeraźliwy krzyk ojca.


Cytat:Nawet nie próbowali niczego zabierać ze sobą. Wszystko było tak zniszczone i porozrzucane, że musieliby, choć jednej przydatnej rzeczy szukać kilkanaście minut, a później by się stwierdziło, że ten przedmiot jest już bezużyteczny.
Pierwsze zdanie dobre, a reszta jest paskudna. Przeredagowałbym.

Cytat:— Co się stało? — zapytała po krótkim milczeniu.
— Właśnie zamordowano nam rodziców —odparł Seweryn — Czy moglibyśmy zamieszkać w tym domu?
— Ależ oczywiście — Odparła wyraźnie wstrząśnięta kobieta odchodząc na bok, żeby ich wpuścić do środka — Kiedy to się stało?
— Może godzinę temu — odpowiedział Seweryn ściągając kurtkę.
— Trzeba natychmiast wezwać policję! Im szybciej tym lepiej. Jesteście teraz w stanie odpowiadać na ich pytania?
— Chyba tak — powiedział Seweryn z lekka zdumiony.
— Chodźcie, wskażę wam pokój.
Wiesz, wątpię, aby dialog w takiej sytuacji odbył się w taki sposób. Potwory zabiły dzieciakom rodziców, a oni spokojnie mówią o tym jakiejś kobiecie. I uwaga: skoro kobieta jest wyraźnie wstrząśnięta, to nie powie "ależ oczywiście". Więcej dramaturgii, więcej realistyczności. Prowadź dialog tak, jak to byś Ty sam był w środku akcji. Utożsamiaj się się ze swoimi bohaterami, nie bój się walnąć czegoś w opowiadaniu!

Cytat:Był to duży budynek z mnóstwem pokoi. Nie był specjalnie zadbany, co oczywiście było zrozumiałe, skoro w tym budynku mieszka prawie sto sierot, a niekoniecznie wszystkie są grzeczne. Seweryn widział przez krótką drogę do swojego pokoju przecięty na pół obraz, zwisający żałośnie. Pomyślał, że widać w tym użycie piły. Kilka sekund później zobaczył prawie całą ścianę korytarza w graffiti, przedstawiające niezbyt zręcznie wykonany samochód. A tuż przed swoim pokojem zobaczył rozwaloną gitarę. Sądząc po minie kobiety, ta gitara wcześniej tu nie leżała, bo patrzała na nią z mieszaniną zdziwienia i złości mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak „to pewnie jak zawsze Corner”.
Otworzyła drzwi do ich pokoju. Były tu dwa bardzo skromnie wyglądające łóżka, sprawiające wrażenie jakby miały się za chwilę rozlecieć, szafka nocna z wieloma dziurami, lampka nocna pasująca do reszty, bo była przecięta w kilku miejscach piłą i duża szafa na ubrania niebezpiecznie schylona ku nim.
I znowu powtórzenia w opisie, plus karygodny błąd: 'patrzała'.

Cytat:—Dziękujemy pani —powiedział Seweryn(,) zapalając światło, i stwierdził, że poprzedni właściciele nie oszczędzili nawet lampy na suficie, klosz był rozbity

Cytat:Rzuciła im jeszcze jedno współczujące spojrzenie, po czym wyszła pospiesznie(,) zamykając za sobą drzwi.
— Policja też ci nie uwierzy — jęknęła Katrine(,) opadając na łóżko — wynikałoby z tego, że zaatakowali nas kosmici, a tyle już było podobnych historii…

Cytat:Drzwi się otworzyły, i do pokoju wszedł policjant w mundurze służbowym.
—No tak… — mruknął policjant notując — Przedstawię twoje domysły na komisariacie, i pomyślimy, co można zrobić dalej. Tak więc jutro się z wami skontaktujemy. Dobranoc.
Myślę, że życzenie "dobrejnocy" dzieciom, po tym, jak zabito ich rodziców, byłoby szczytem bezczelności. Smile

Podsumowanie

Przeczytałem tylko pierwszy rozdział i nie wiem, czy zajrzę do następnych... No cóz, to zaczynamy podsumowanie:
  • Bohaterowie
Rzecz niemalże dla mnie najważniejsza. Twoi bohaterowie nie mają osobowości. Nie są wyraziści, są po prosty tacy "szarzy", zwykli. Katrine - moim zdaniem - zupełnie Ci się nie udała. Na samym początku tekstu czytamy: "Te duże czerwone litery w zeszycie… to było pismo Katrine, jego dziesięcioletniej siostry." Okej, ma dziesięć lat. Tylko z osobowości tego za grosz nie widać. Wybacz, ale skoro dziesięciolatka mówi:
Cytat:— Daj spokój — powiedziała stanowczo Katrine — To nie jest bajka, to jest życie! Na świecie nie ma żadnych przeklętych przedmiotów!
to jej osobowość na pewno nie ma dziesięciu lat.
  • Warsztat
Twoim najczęstszym błędęm są powtórzenia w opisach, przez co od samych opisów odechciewa się czytać tekstu. Zwracaj na to uwagę, dbaj o to, aby żadne słowo się nie powtarzało, a dobrymi opisami zyskasz klimat i bardziej podziałasz na wyobraźnię czytelnika. Dobrym sposobem na uniknięcie powtórzeń jest czytanie zdań na głos. Następnym problemem jest interpunkcja. Powiedz mi, po co w każdym zdaniu stawiałeś przecinek przed "i"? Jak wyżej Ci wspomniałem, przed "i" stawia się tylko wtedy, gdy powtarza się w zdaniu. Potrenuj interpunkcję, a na pewno wyjdziesz na dobre. Ostatnim problemem, który zauważyłem, jest to, że piszesz za bardzo dokładnie. Nie pozostawiasz czytelnikowi pola do własnej wyobraźni, tłamsisz i dusisz go ilością szczegółów, które popychane są powtórzeniami. Niestety... Trzeba wziąć się do roboty. Polecam Ci nasz KĄCIK LITERATA i pisanie krótkich, treningowych scenek. No i oczywiście czytanie książek, ale o tym to chyba każdy wie. Smile

Pozdrawiam
InF
Stron: 1 2