Via Appia - Forum

Pełna wersja: Śmierć kliniczna - odnośnie do postu Szeszlaka pod wierszem Śmierć.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Cóż, ową śmierć kliniczną, zwaną przez służby zdrowia o wiele prościej, zatrzymaniem, widziałem już nie raz i nie dwa. Jestem ratownikiem i uczestniczyłem w wielu akcjach reanimacyjnych. Na początku starałem się rozmawiać z tyli ludźmi, którzy doszli potem do siebie, było tego ze trzydzieści osób. I jakież są moje obserwacje? Otóż nikt młody - poniżej 30 roku życia(17osób) nie widział nigdy światełka w tunelu i nie odczuwał żadnych nadprzyrodzonych rzeczy. Osoby te, były wręcz nieświadome faktu, że miały zatrzymanie krążenia. Trzynaście osób(powyżej 30 roku życia, głównie 60+)wspomniało o dziwnych odczuciach, ale dopiero jak uświadomiłem je, że się zatrzymały. Coś w stylu: Och! Naprawdę?! Tak myślałam, bo wydawało mi się, że coś czułam/widziałam. Z pośród tych trzynastu osób jedna tylko niepytana powiedziała, że była w domu i rozmawiała ze zmarłą dwadzieścia lat temu matką.

Podsumowując:
1. Czyżby wrażenia te objawiały się się tylko tym po 30?
2. Nie dziwi fakt, że ludzie "przypominali" sobie o światełkach, dopiero gdy dowiedzieli się o owej śmierci klinicznej?
3. Przypadek ostatniej osoby, jedynej, która powiedziała o światełku w tunelu bez pytania, ja osobiście tłumaczę jako omamy senne, mózgu, który był niedotleniony i naszprycowany lekami.
4. Więcej wniosków wysuńcie sami, ja mam ich o wiele więcej, ale nie będę wymieniał.
Ja wysuwam taki wniosek, że jakby dostali zaproszenie "na górę"* od samego Szefa Szefów, to by nie pomogły wysiłki stu ekip reanimacyjnych**. To jeden wniosek.

Drugi: Śmierć kliniczna jest jak UFO. Dopóki nie spopularyzuje się danego zjawiska, dopóty dostawać będziemy w miarę wiarygodne relacje. A tak jak ktoś straci przytomność w polu, to zaraz martwi się czy mu E.T. nie wsadził implantu.

Trzeci: Śmierć kliniczna jest jak szaraki***. Jakoś tak dziwnie, zwykle wygląda tak, jak pokazują w TV.

Czwarty: Nie ma to jak umrzeć. Zawsze jest o czymś opowiadać w towarzystwie. "A wiecie, ostatnio umarłem na chwilę." "O! Naprawdę? Mnie to się nigdy nie zdarzyło!".

* ewentualnie "na dół", czego nie życzę.
** pisząc to wyobraziłem sobie tych z tyłu jak są zmuszeni co najwyżej komentować docierające do nich wieści.
*** najpopularniejszy typ kosmitów. Trójkątne łebki, wielkie oczy, małe usta, łyse i chude.
Sprawa według mnie wygląda tak:
Ludzie wierzący, słyszeli o takich przypadkach i ich świadomość to kreuje.
Quirinnos:
"Niektórzy zwracają uwagę, że doświadczenia śmierci, w odróżnieniu od typowych halucynacji są spójne i podobne u wszystkich ludzi, niezależnie od wyznawanej religii czy światopoglądu." Za wiki http://pl.wikipedia.org/wiki/Do%C5%9Bwia...5%9Bmierci (podkreślenie moje).

No tak. Ale zapewne każdy z nich kiedyś słyszał coś o światełku w tunelu etc.
Tak samo jak wszyscy (prawie), którzy widzieli ufo uznają, że obserwowali latający spodek. Czy to dlatego, że obcy na prawdę latają talerzami, czy dlatego, że tak to sobie wyobrazili?
Wizje te są właśnie "podobne". Gdyby miały być (hah, załóżmy to dla zabawy!) jakąś częścią rzeczywistości obiektywnej, to raczej powinny być identyczne, co nie?
Accatone:
Każ narysować ludziom gruszkę, która położysz im na talerzu. Każdy narysuje coś innego. Albo niech pięciu ludzi opiszę jak smakowała im gruszka (którą rzeczywiście zjedli) a potem powiedz reszcie, że to superextrazajefajny owoc. Ludzie będą chcieć uchodzić za tych, którzy jedli ten frykas. Nagle wszyscy na podstawie tych kilku, nieco różnych relacji co do smaku gruszki zbudują własne, podobne, lecz zupełnie nie podparte żadnymi doznaniami empirycznymi relacje. Nie wyklucza to jednak istnienia gruszki.

sithisdagoth:
A skąd wiesz, że kosmici nie istnieją i nie używają pojazdów kształcie talerzy? Pamiętaj jak powstają legendy - ziarnko prawdy oblepione kilogramem fantazji.

Quirinnos:
Trzeba by popytać w Puszczy Amazońskiej, w jakimś plemieniu odizolowanym od naszej kultury.
Rafał:
Raczej wątpię, by takie plemię miało jakieś zdanie na temat śmierci klinicznej, wszakże termin ten powstał w wieku dwudziestym, gdy medycyna posunęła się na tyle daleko, że byliśmy w stanie, uwaga!!! "wskrzeszać potencjalnie zmarłych"!!! Pamiętajmy, że na początku termin śmierć oznaczał zatrzymanie krążenia, czyli brak pracy serca. Ale wracając do plemienia, myślę, że tacy ludzie nie mają pojęcia o resuscytacji krążeniowo-oddechowej, nie mają defibrylatorów i leków do płynoterapiiSmile więc nie są w stanie uratować takiego zatrzymanego. A skoro nikt z tych osób nie został uratowany, nie ma u nich żadnych relacji na ten temat.
Ale, ale! Przypadki śmierci klinicznej były znane i opisywane już w starożytności, a przynajmniej można za takowe uznać niektóre relacje. Np. nieboszczyk Platon pisał coś o relacji człowieka, który "wrócił z tamtej strony". Niektórzy przypuszczają nawet, że sam Platon mógł przeżyć śmierć kliniczną - prawda czy nie, ale to by tłumaczyło, skąd tyle majaczeń i bredni zrodziło się w jego głowie!

Do zatrzymania akcji serca i jej przywrócenia nie zawsze trzeba specjalistycznej, nowoczesnej techniki. Są sub stancje pochodzenia roślinnego, które mogą na człowieka zadziałać w ten sposób.
Rafale, zgoda - tyle ilu ludzi, tyle może być wersji rzeczywistości (która i tak, jak mam nadzieję wiadomo, jest jedna). Z tego co jednak zapamiętałem z książi R.Moodiego, różnice w "zeznaniach" ludzi po śmierci klinicznej znacznie wykraczają poza nieścisłości wynikłe tylko z niedokładności zmysłów, czy też różnicy w aparatach pojęciowych. Widzieć światełko, a nie widzieć światełka - wystarczy znać pojęcie "świetełko" by się dogadać, czy wystąpiło ono w wizji, czy też nie.
Accattone, te substancje nie zatrzymują pracy serca, a jedynie ją spowalniają, do tego stopnia, że jest niemal niewyczuwalna. A to jest duża różnica. Taki stan jest spiączkopodobny. Ponieważ organizm zwalnia metabolizm, ale nadal funkcjonuje i jest zasilany. W sytuacji całkowitego zatrzymania krążenia, funkcje organizmu zatrzymują się po kilkunastu minutach, mówię kilkanaście, ponieważ po około 4 - 5 minutach kończy się tlen w organizmie, a wtedy komórki przechodzą na tryb beztlenowy, który nadal dostarcza energii, ale jest destrukcyjny dla organizmu i bardzo toksyczny. No i żeby nie odbiec od tematu, to właśnie wtedy, gdy mózg jest niedotleniony i niszczony przez toksyny, rodzą się w nim przeróżne wizje.
Accatone:
Idź na spacer, dotleń mózg, a potem obrażaj ludzi, którzy mając sto razy mniejszą wiedzę od ciebie, posiedli tysiąckrotnie większą mądrość.

Należy odcedzić relacje typu "O, byłem w tym stanie, to na pewno widziałem światło!" od "Na pewno wszystko poszło jak należy? Bo zdaje mi się, że widziałem już światełko.". Nie wiemy, czy i które relacje są oparte na "empirycznym" doświadczeniu stanu przejściowego, a które są "wymuszone" przez to, że ktoś po zakończonej sukcesem reanimacji ciężko przeżywa to, że otarł się o drugi brzeg Styksu.

Matetron:
Wybacz ten przytyk w stronę Accatone, ale mnie wnerwił.

Ale gdyby Indianin (dajmy na to) Guarani miał wypadek w zderzeniu z samochodem którym jechałby sprzęt medyczny do szpitala w dżungli i użyto by sprzętu na tym "potencjalnie sztywnym" Indianinie - to czy to nie byłaby relacja, której potrzebujemy? Ktoś nie zaznajomiony z naszą wizję stanu pośredniego poddany naszej technologii.

Na pewno Rafale, słuszna uwaga, ale czy znany jest taki przypadek? Ja nie opieram się na żadnych "dajmy na to", lub innych przypuszczeniach, tylko na własnych doświadczeniach, na faktach. A te mówią same za siebie.
Znany jest przypadek gdy facet odstrzelił sobie jądro po tym jak zastąpił jakiś element samochodu pociskiem. Nie takie rzeczy się zdarzały.
Toteż nie neguję twojej wypowiedzi, a jedynie podkreślam, że nie słyszałem o takim przypadku.
Stron: 1 2