Via Appia - Forum

Pełna wersja: Do ukochanego
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Do ukochanego

Wiesz, góry zawsze były moim azylem. Jeśli nie mogłam się tam znaleźć, imaginowałam sobie wszystko z dokładnymi szczegółami. Miałam wzloty i upadki i kiedy byłam niżej, chowałam się we własnej głowie, w starannie urządzonym pudełku, podpisanym "Tatry". Zależnie od okoliczności, lekko zmieniałam wystrój. Tworzyłam równoległą rzeczywistość, która pozwalała mi przetrwać.

Raz na przykład, w Poznaniu byłam w takim dole... szanse na zaśnięcie miałam zerowe, a obiecałam Ci, że nie wezmę żadnych tabletek - ani uspokajających, ani nasennych. Kiedy nie miałam już siły cicho łkać, przeniosłam się w "Tatry". Leżałam tam w łóżku, przykryta kołdrą po samą brodę. Znajdowałam się w drewnianym typowym, góralskim domu - pensjonacie. Mój pokój posiadał balkon i był na piętrze. W szyby cicho dudnił deszcz. Dźwięk rozbijających się kropel uspokajał mnie. Do teraz tak jest. Wiedziałam, że zza okna mogłabym dostrzec skąpane w ciemnościach kształty górskich szczytów. Oczywistym było dla mnie, że jestem w Zakopanem, że wdycham świeże górskie powietrze, a rano wszędzie będzie mokro, acz słonecznie. Wiedziałam, że gdy otworzę oczy, ujrzę te góry. I choć jednocześnie gdzieś tam zdawałam sobie sprawę, że to tylko alter rzeczywistość, to ze stoickim uporem tworzyłam ją i wmawiałam sobie, że jest prawdziwa.

Później te imaginacje stały się coraz bardziej śmiałe. Mieliśmy w nich swój dom w górach, na Podhalu. Zza okna rozpościerał się niesamowicie piękny widok - cała panorama Tatr, zatem musiała to był okolica Głodówki. Ten nasz dom miał taras, na który wieczorem wychodziliśmy, staliśmy - ty przytulony do moich pleców - i paliliśmy papierosy. Ten dom miał kuchnię, połączoną z salonem, sypialnię, gabinety, kominek. O, tak! Kominek był bardzo ważny. Jest. Bo to wszystko nadal się dzieje. Moje marzenia mieszają się z rzeczywistością, przeszłość z teraźniejszością i przyszłością. Ale to mi daje siłę, nadzieję, szansę na przetrwanie ze sobą samą - z poszarpaną dziewczyną, która bez Ciebie, Mikołaju, zginęłaby. I tutaj dochodzimy do punktu newralgicznego, rzekłabym. Może to i płytkie, bez sensu. Albo pospolite, albo cokolwiek innego. Ale nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kocham za bardzo. Są trzy rzeczy, które sprawiają, że jestem. Ty, Mikołaju, góry moje - Tatry i Bóg. Reszta jest mniej ważna, choć nie chcę nikomu ani niczemu umniejszać "zasług".

Mikołaju, nie znamy się długo, co to jest dziesięć miesięcy... jednak chcę poznać każdy szczegół twojej przeszłości, chcę być częścią każdej minuty twojej przyszłości. Bo teraz jesteśmy. Wiesz, ja znam góry. One są zaborcze, bezlitosne, surowe. Ale są również niezastąpione, jedyne w swoim rodzaju, je się kocha. Z rzeczy - nazwijmy to tak - nieżywych najbardziej kocham góry, spośród ludzi - Ciebie. Nie wiem czy to się zdarza ludziom, jak często się zdarza i czy zdarza się w taki sposób, jak nam. Nie mam doświadczenia w tych prawach, ale to już omawialiśmy. Jesteś najważniejszy. Chcę naprawdę stworzyć nasz "Domek bez adresu", taki jak z piosenki Niemena. To szalone, ale ja tęsknię, kiedy znikasz na minutę, jestem jak magnes - ty się przemieszczasz, ja też, tak samo. W twoich oczach widzę piękno większego kalibru niż to górskie. Tak naprawdę jesteś wszystkim, czego pragnę. Z tobą sobie poradzę, z tobą mogę wszystko i wszędzie, ale... zbudujmy sobie ten domek w górach.


Twoja Justyna.
Warsztat ok, ale treść nieciekawa. Sory, ale to bardziej przypomina list do tytułowego ukochanego. I jak list go kupuję. Ale jeśli tak to np. "ciebie" powinno być pisane wielką literą.
Pozdrawiam.
Ja również odebrałam to jak list. O stylu nie wypowiem się, jestem zbyt "zielona".
Życzę powodzenia
Zmieniłam nieco formę. W pierwszej wersji nie był to list, ale ze względu na to, że tak brzmi, stał nim się.
Jest lepiej. Teraz to monolog myśli jakby.