06-07-2011, 00:22
-Elka,wracaj, kurwa – bełkotała matka. Jedną ręką opierała się o futrynę drzwi a w drugiej trzymała butelkę do połowy wypełnioną tanim winem.
-E-elka- czknęła głośno i zatoczyła się niebezpiecznie. Spod rozchylonych pół szlafroka wystawała poplamiona koszula nocna. A z głębi mieszkania dobiegał pijany głos:
-Zostaw gówniarę, Zocha i wracaj o ciepłego łóżka.
Nastolatka zbiegała na dół przeskakując po dwa stopnie. Pchnęła drzwi i połykając łzy biegła przed siebie dopóki nie straciła sił. Wbiegła w jakąś bramę i tam skuliwszy się płakała. Najpierw cicho a potem coraz głośniej. W pewnej chwili usłyszała głos:
-Hej, mała. Co się stało. Podniosła głowę i ujrzała ciemne, figlarne oczy i bujną blond czuprynę. Potem spojrzała na ujmujący uśmiech i prawie, prawie zdradziła nieznajomemu chłopakowi swoje problemy ale coś ją powstrzymało.( Chłopak uratuje ją z rak narkomanów)
-Cześć- pociągnęła nosem kuląc się z zimna.
-Co robisz zimą bez kurtki?
-Zgubiłam. Chłopiec niedowierzająco spojrzał na nastolatkę:
-Jak się nazywasz? Ile masz lat?
-Ela. Mam 13 lat.
-Ja jestem Piotr i mam 19 lat. Masz gdzie spać?
-Nie.
-To chodź. Znam miejsce gdzie takie dzieciaki mogą przekimać.-
- Chcesz mnie zabrać do domu dziecka- oczy dziewczynki wyrażały bezgraniczne przerażenie.
-Nie – Piotr roześmiał się- Studiuję i wraz z kolegami pomagamy dzieciakom z ulicy. Organizujemy im zajęcia, nocleg i posiłki.
-Ja nie jestem z ulicy!
-Nie, no oczywiście. Tylko przypadkiem usnęłaś w bramie w drodze do domu, tak?
-Nie – spuściła główkę.
-Pójdziesz ze mną? My nikogo nie zmuszamy ale noc pod gołym niebem w taki mróz źle się skończy. Skinęła głową i poszła za Piotrem szurając butami. Wciąż miała przed oczyma pijaną matkę i ojczyma i to... co robili. Niechcący weszła do ich sypialni bo usłyszała niepokojące głosy. Jakby matka płakała. Otworzyła drzwi i zobaczyła odrastający dla trzynastoletniego dziecka akt seksualny. Oni spojrzeli na nią i ojczym wydarł się na nieszczęsną dziewczynkę:
-Wypierdalaj stąd mała kurwo!
Kiedy wybiegała usłyszała głos mamy ale nie potrafiła tam wrócić. To było takie... brudne. Ona była brudna.
- Będę mogła się tam umyć?- zapytała zmęczonym głosem. Piotr spojrzał na umorusaną twarz dziecka
- Będziesz. Dostaniesz tez nową kurtkę i... może jakieś ubranie- dodał patrząc uważnie na nią. Jedno spojrzenie wystarczyło by ocenić że maa potrzebowała czegoś więcej niż noclegu. Ich droga nie była długa. Dwie ulice dalej w starej kamienicy urządzili świetlice i noclegownie dla zaniedbanej młodzież. Przytułek jak na to mówili wychowankowie mógł pomieścić do 50 dzieciaków, ale w zimowej porze był tu ich o wiele więcej.
Wchodząc do budynku Piotrek zawołał do koleżanki siedzącej za czymś w rodzaju recepcji, Tu prowadzili listę dzieci będących pod ich opieką. Dzieciaki musiały wpisywać godzinę wyjścia i powrotu. Na ścianie naprzeciw recepcji wisiał regulamin ośrodka.
-Anka, wciągnij na listę tę mała i daj jej ubranie i coś ciepłego do zjedzenia.
-Dobrze. Jestem Anka, a ty?- wyciągnęła dłoń do przestraszonej nastolatki.
-Elżbieta, Elka – powiedziała zawstydzona.
- To formalności mamy za sobą i bierzemy się do roboty- zażartowała Ania, ale małą spłoszyły te słowa.
- Nie bój się. Chodź, dostaniesz ubranie i kolację a potem znajdziemy ci miejsce do spania. Z tym u nas najtrudniej, ale poradzimy sobie – dodała. Weszły do obszernego magazynu, stamtąd Ania wybrała ciepłą kurtkę, czapkę a po namyśle również parę rękawiczek. Ela dostała tez spodnie, bluzę, ręcznik i przybory toaletowe. Potem poszły schodami w górę i sprawdzały każde piętro. Okazało się , że muszą dostawić dla niej łóżko. Ostatecznie zamieszkała w małym pokoiku razem z pięciorgiem innych dzieci. Ela poczuła się jak intruz, jak piąte koło u wozu. Tu nie było dla niej miejsca. Musi poszukać czegoś innego, ale to jutro a dziś... Nim skończyła myśl spała głębokim snem sprawiedliwego, Opiekunki zdjęły jej tylko buty i nakryły kocem.
Rankiem wstała i zobaczyła, że łóżka są puste. Nie mogła sobie przypomnieć gdzie jest. Nagle wszystko wróciło: rodzice w łóżku, ucieczkę, sen w bramie i ten chłopak o głębokich oczach... Chciała mu podziękować ale nigdzie go nie było. Na dole obok wejścia siedziała młoda kobieta:
-O, jest nasz najnowszy nabytek- uśmiechnęła się przyjaźnie- Jestem Dorota, a ty na pewno Ela.
Elżbietka nieufnie spojrzała na obcą:
- Co ona sobie wyobraża? Udaje przyjaciółkę. Za stara jak dla mnie. Ela miała wielką ochotę pokazać tamtej język, ale powstrzymała się. Opuściła głowę i burknęła coś w odpowiedzi.
- Słucham? Możesz głośniej?
- A co, głucha jesteś? Myślisz, że jak dałaś mi łóżko do spania to będziesz mi mówić co mam robić- krzyknęła napastliwie Elka.- Nie jestes moją matką. Studentka nie spodziewała się takiej agresji i odruchowo cofnęła się o krok. Dziewczynka pomyślała, że tamta się jej boi i będzie mogła robić co jej się podoba,
- Gówno mi możesz zrobić! Słyszysz stara larwo?!- darła sie nastolatka myśłąc, ze zakrzyczy opiekunkę, ale tamta roześmiała się w głos. Strasznie ją rozbawiła ta mała. Mówiła o niej „ stara larwa” a przecież między nimi było tylko 10 lat róznicy.
- No tak, ale w tym wieku każdy kto ma ponad 18 lat jest „stary” - pomyślała Dorota.
- Nie jestem twoja matka to prawda, ale to może lepiej skoro uciekłaś od niej.
- Ty nic nie rozumiesz, Nie masz prawa tak mówić o mojej mamie- rozpłakało się dziecko.
- Przecież ja nic nie mówiłam o twojej mamie. Powiedz czemu uciekłaś jak było ci w domu dobrze. Może pokłóciłaś się z mamą? Pomogę ci dogadać się z nią.- pogłaskała Ele po zmierzwionych włosach- Wszystko się jeszcze ułoży. Często dorośli maja na głowie tyle spraw, ze nie maja czasu pogadać z dzieckiem. I my jesteśmy od tego, żeby pogadać i pomóc i dzieciom i rodzicom.
Ela wbiła wzrok w podłogę i wierciła w niej nogą dziurę. Nie miała ochoty rozmawiać z ta babą. Musiała pogadać z Piotrem. W końcu ośmieliła się zapytać:
- Czy mogę porozmawiać z Piotrem. Panem Piotrem?
- Jego dziś nie będzie. Potrzebujesz czegoś?
- E, nie, tak tylko pytałam
- Jadłaś śniadanie?
-Jeszcze nie
- To chodź zaprowadzę cie do stołówki. A potem- zawahała się nie chcąc obrazić wrażliwej nastolatki- mogłabyś się przebrać w świeże ubranie. To oddasz mnie, zaniosę do prania. Jutro dostaniesz je z powrotem. Czyste. Myślę, że kąpiel po noclegu w bramie też sprawiłaby ci przyjemność.
-Nie spałam w bramie- powiedziała już bardziej ugodowo Ela.
-To miałaś szczęście. Inne nie mają...- zawiesiła głos jakby wspominała te dzieciaki, które ominęło to szczęście.
Weszły na I piętro i skręciły w prano do wąskiego korytarzyka , na końcu którego była jadalnia. Stało tam osiem stołów w dwóch rzędach. W bocznej ścianie było okienko, przez które wyglądała wesoło uśmiechnięta kucharka.
-To na co masz ochotę ptaszyno? Mam jeszcze jajecznicę, ser, chleb i herbatę.
-Niech pani da po trochę wszystkiego, pani Patrycjo- rzekła Dorota i szybko wyszła. W drzwiach jeszcze dorzuciła:
-Po śniadaniu zejdź do mnie, musimy ustalić pewne kwestie
-Dobrze - Eli żołądek skręcał się z głody tak ze nie mogła myśleć. Kiedy ostatnio jadła? Aha, wczoraj śniadanie, później... Postanowiła zapomnieć co się działo później.
-Jedz, ptaszyno- otyła kucharka przyniosła tacę z jedzeniem. Usiadła naprzeciw Eli i nieprzerwanie mówiła- Tyle nieszczęścia, tyle nieszczęścia wokoło- biadoliła. Czoło zmarszczyło jej się ze zmartwienia a wesołe oczy przygasły. Nie na długo jednak.
-Tu, będziesz mieć dobrze, zobaczysz. Ta Dorka, Ania i Piotruś to złote dzieciaki.- trajkotała-Mam dzieci w ich wieku, to wiem co mówię. A ty ptaszyno, ile liczysz wiosen?
-13 proszę pani.
-Mów mi pani Patrycjo, jak wszyscy tutaj. A powiedz mi co cie sprowadziło w nasze progi?
Ela spojrzała nie bardzo rozumiejąc, co Patrycja mówi.
-Ano, skąd tu się wzięłaś?- dopowiedziała kucharka widząc konsternacje dziewczynki.
-A, bo mama... Ona jest chora i ...- jąkała się Elżunia
-Nie chcesz to nie mów. Na wszystko przyjdzie czas- kobieta przytuliła dziecko do bujnej piersi pogłaskała po głowie.- Ułoży się, zobaczysz, jeszcze będzie dobrze.
Dziewczynka jadła słuchając kobiety jednym uchem. Wciąż rozmyślała, jak stąd prysnąć. Musiała jeszcze porozmawiać Piotrem. Czuła,że wobec niego jakiś dług, że nie możne mu sprawić przykrości lub zawodu, skoro on podał jej pomocną dłoń. Elżunia miała w głowie zamęt. Nie wiedziała: uciec, czy zostać? Pragnęła żeby ktoś się nią zajął. Wcale nie czuła się taka dorosła, jak czasem myślała. Wciąż była tylko dzieckiem, którym trzeba się zaopiekować a Piotr wydawał się stworzony do tej roli.
Tak przynajmniej myślała Ela. Chłopak raczej nie podzielał zdania małej.Nie byłby zachwycony jej dążeniami. Sam był zbyt młody na opiekuna nastolatki. Gdy skończy studia to będzie na tyle dojrzały by wziął na siebie odpowiedzialność za innych. Sam to dobrze rozumiał. Był zbyt niedojrzały i mało doświadczony.
No i ten fakt, ze to dziewczyna. Co będzie jeśli się w nim zakocha swoją pierwszą miłością? Z chłopcem byłoby łatwiej. Prościej jest pracować w takim schronisku dla nieletnich niż zajmować się nimi przez cała dobę. Na szczęście nie był świadomy marzeń Elki, bo nie pokazałby się już więcej w schronisku.
Przez kolejne dni dni dziecko wypatrywało tęsknie „swojego” opiekuna. Gdy na trzeci ujrzła go przez okno, zbiegła na dół. Nagle stanęła u stóp schodów i spuściła głowę.
- Co mam mu powiedzieć? Przecież jestem dla niego nikim. Jednym z dzieciaków...
Pierwsze co zobaczył Piotrek była stojąca przy schodach trzynastolatka.
-Hej, mała- Uśmiechnął się-Czekasz tu od piątku- zażartował, ale jej nie było do śmiechu. Poczuła się urażona. Jedyny człowiek, który się nią zainteresował, kpił z niej !Odwróciła się na pięcie i pobiegł na górę.
Elka, no co ty! Poczekaj- wołał zdumiony za dziewczyną, ale ona nie słuchała. Zamknęła się w łazience i długo płakała. Pierwszy czas od dawna, bardzo dawna.
Po dobrym kwadransie usłyszała delikatne pukanie:
-Nie płacz... Ela, uspokój się. Przecież to tylko żart! No, wyjdź już.
Po chwili drzwi się uchyliły a w nich stanęła pochlipująca jeszcze Elka. Piotr był zły na siebie i małą. Niepotrzebnie zażartował. Powinien pamiętać, że nastolatki są bardzo ... no bardzo nieobliczalne. Dobrze się tak szybko dała się udobruchać. Zrozumiał, że Ela jest inna niż reszta dzieciaków. Nie wiedział jak i dlaczego, ale wiedział, że rożni się od rówieśników. Może to sytuacja w domu spowodowała, ze jest rozsądna nad wiek. Cokolwiek to było, trzeba wziąć pod uwagę delikatność uczuć, bezbronność i jakąś silę dziecka oraz szczególny rozsądek. Jeszcze tego nie zauważył ale ta dziewczynka zapadła mu głęboko w serce. Polubił ją i chciał pomóc. Mało, wmówił sobie, że uratowanie tego dziecka to jego obowiązek. Nawet nie wiedział ze trzynastolatka niechcący zarzuciła na niego sieć. Ich losy związały się z sobą w jeden splot. Poczuł się za nią odpowiedzialny. Ze strachem pomyślał co mogła sobie zrobić w ukryciu. Zbyt często stykał się z tym. Pogodził się, że nie pomoże wszystkim, ale dla tej jednej mógł zrobić więcej. Był jej to winien, bo ... zabrał ją z tej bramy
Ratując kogoś z nieszczęścia nie można go zostawić samemu sobie – przekonywał się. I z tą myślą wziął małą za rękę i zaprowadził do świetlicy. Większość dzieci była w szkole, ale sytuacja Eli nie była uregulowana. Do starej szkoły raczej iść nie mogła. Usiedli przy kwadratowym stole nakrytym małą zieloną serwetka która dobrze komponowała się z seledynowym kolorem ścian i zielonkawymi zasłonkami.
- Mów co się stało tego dnia, gdy cię znalazłem.
Ela milczała, jak zaklęta, mnąc a palcach brzeg serwetki
- Zostaw tę serwetkę- walnął pięścią o stół aż ten podskoczył. Dziewczynka przerażona. Cofnęła się po ścianę – Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć.
- Nie boję się ciebie- skłamała
- Opowiesz mi zatem, co się stało? Pokręciła bez słowa przecząco głową, a Piotrek westchnął
rezygnacją:
- Powiesz, jak będziesz gotowa- Wstał dając jej do zrozumienia że rozmowa skończona- Do wieczora tu będę więc jak się namyślisz to wiesz gdzie mnie szukać.
Została sama w tej przeklętej świetlicy czują po powiekami zbierające się łzy. Nie wolno jej płakać, nie wolno, nie wol... W tej chwili po policzkach spłynęły zdradliwe krople. Zrozpaczona i wściekła kopała stoły krzesła i uderzała z całej siły w blaty stołów aż bez sił opadła na podłogę. Była zbyt zmęczona, by płakać za bardzo zmęczona na cokolwiek. Leżąc na tej podłodze usnęła wyczerpana.
Po kilku godzinach odkrył ją tam Piotrek. Z czułością podniósł ją z podłogi i zaniósł do łózka. Przemęczone dziecko nawet się nie zbudziło. Wtuliła się tylko w jego pierś i spokojnie spala dalej.
-E-elka- czknęła głośno i zatoczyła się niebezpiecznie. Spod rozchylonych pół szlafroka wystawała poplamiona koszula nocna. A z głębi mieszkania dobiegał pijany głos:
-Zostaw gówniarę, Zocha i wracaj o ciepłego łóżka.
Nastolatka zbiegała na dół przeskakując po dwa stopnie. Pchnęła drzwi i połykając łzy biegła przed siebie dopóki nie straciła sił. Wbiegła w jakąś bramę i tam skuliwszy się płakała. Najpierw cicho a potem coraz głośniej. W pewnej chwili usłyszała głos:
-Hej, mała. Co się stało. Podniosła głowę i ujrzała ciemne, figlarne oczy i bujną blond czuprynę. Potem spojrzała na ujmujący uśmiech i prawie, prawie zdradziła nieznajomemu chłopakowi swoje problemy ale coś ją powstrzymało.( Chłopak uratuje ją z rak narkomanów)
-Cześć- pociągnęła nosem kuląc się z zimna.
-Co robisz zimą bez kurtki?
-Zgubiłam. Chłopiec niedowierzająco spojrzał na nastolatkę:
-Jak się nazywasz? Ile masz lat?
-Ela. Mam 13 lat.
-Ja jestem Piotr i mam 19 lat. Masz gdzie spać?
-Nie.
-To chodź. Znam miejsce gdzie takie dzieciaki mogą przekimać.-
- Chcesz mnie zabrać do domu dziecka- oczy dziewczynki wyrażały bezgraniczne przerażenie.
-Nie – Piotr roześmiał się- Studiuję i wraz z kolegami pomagamy dzieciakom z ulicy. Organizujemy im zajęcia, nocleg i posiłki.
-Ja nie jestem z ulicy!
-Nie, no oczywiście. Tylko przypadkiem usnęłaś w bramie w drodze do domu, tak?
-Nie – spuściła główkę.
-Pójdziesz ze mną? My nikogo nie zmuszamy ale noc pod gołym niebem w taki mróz źle się skończy. Skinęła głową i poszła za Piotrem szurając butami. Wciąż miała przed oczyma pijaną matkę i ojczyma i to... co robili. Niechcący weszła do ich sypialni bo usłyszała niepokojące głosy. Jakby matka płakała. Otworzyła drzwi i zobaczyła odrastający dla trzynastoletniego dziecka akt seksualny. Oni spojrzeli na nią i ojczym wydarł się na nieszczęsną dziewczynkę:
-Wypierdalaj stąd mała kurwo!
Kiedy wybiegała usłyszała głos mamy ale nie potrafiła tam wrócić. To było takie... brudne. Ona była brudna.
- Będę mogła się tam umyć?- zapytała zmęczonym głosem. Piotr spojrzał na umorusaną twarz dziecka
- Będziesz. Dostaniesz tez nową kurtkę i... może jakieś ubranie- dodał patrząc uważnie na nią. Jedno spojrzenie wystarczyło by ocenić że maa potrzebowała czegoś więcej niż noclegu. Ich droga nie była długa. Dwie ulice dalej w starej kamienicy urządzili świetlice i noclegownie dla zaniedbanej młodzież. Przytułek jak na to mówili wychowankowie mógł pomieścić do 50 dzieciaków, ale w zimowej porze był tu ich o wiele więcej.
Wchodząc do budynku Piotrek zawołał do koleżanki siedzącej za czymś w rodzaju recepcji, Tu prowadzili listę dzieci będących pod ich opieką. Dzieciaki musiały wpisywać godzinę wyjścia i powrotu. Na ścianie naprzeciw recepcji wisiał regulamin ośrodka.
-Anka, wciągnij na listę tę mała i daj jej ubranie i coś ciepłego do zjedzenia.
-Dobrze. Jestem Anka, a ty?- wyciągnęła dłoń do przestraszonej nastolatki.
-Elżbieta, Elka – powiedziała zawstydzona.
- To formalności mamy za sobą i bierzemy się do roboty- zażartowała Ania, ale małą spłoszyły te słowa.
- Nie bój się. Chodź, dostaniesz ubranie i kolację a potem znajdziemy ci miejsce do spania. Z tym u nas najtrudniej, ale poradzimy sobie – dodała. Weszły do obszernego magazynu, stamtąd Ania wybrała ciepłą kurtkę, czapkę a po namyśle również parę rękawiczek. Ela dostała tez spodnie, bluzę, ręcznik i przybory toaletowe. Potem poszły schodami w górę i sprawdzały każde piętro. Okazało się , że muszą dostawić dla niej łóżko. Ostatecznie zamieszkała w małym pokoiku razem z pięciorgiem innych dzieci. Ela poczuła się jak intruz, jak piąte koło u wozu. Tu nie było dla niej miejsca. Musi poszukać czegoś innego, ale to jutro a dziś... Nim skończyła myśl spała głębokim snem sprawiedliwego, Opiekunki zdjęły jej tylko buty i nakryły kocem.
Rankiem wstała i zobaczyła, że łóżka są puste. Nie mogła sobie przypomnieć gdzie jest. Nagle wszystko wróciło: rodzice w łóżku, ucieczkę, sen w bramie i ten chłopak o głębokich oczach... Chciała mu podziękować ale nigdzie go nie było. Na dole obok wejścia siedziała młoda kobieta:
-O, jest nasz najnowszy nabytek- uśmiechnęła się przyjaźnie- Jestem Dorota, a ty na pewno Ela.
Elżbietka nieufnie spojrzała na obcą:
- Co ona sobie wyobraża? Udaje przyjaciółkę. Za stara jak dla mnie. Ela miała wielką ochotę pokazać tamtej język, ale powstrzymała się. Opuściła głowę i burknęła coś w odpowiedzi.
- Słucham? Możesz głośniej?
- A co, głucha jesteś? Myślisz, że jak dałaś mi łóżko do spania to będziesz mi mówić co mam robić- krzyknęła napastliwie Elka.- Nie jestes moją matką. Studentka nie spodziewała się takiej agresji i odruchowo cofnęła się o krok. Dziewczynka pomyślała, że tamta się jej boi i będzie mogła robić co jej się podoba,
- Gówno mi możesz zrobić! Słyszysz stara larwo?!- darła sie nastolatka myśłąc, ze zakrzyczy opiekunkę, ale tamta roześmiała się w głos. Strasznie ją rozbawiła ta mała. Mówiła o niej „ stara larwa” a przecież między nimi było tylko 10 lat róznicy.
- No tak, ale w tym wieku każdy kto ma ponad 18 lat jest „stary” - pomyślała Dorota.
- Nie jestem twoja matka to prawda, ale to może lepiej skoro uciekłaś od niej.
- Ty nic nie rozumiesz, Nie masz prawa tak mówić o mojej mamie- rozpłakało się dziecko.
- Przecież ja nic nie mówiłam o twojej mamie. Powiedz czemu uciekłaś jak było ci w domu dobrze. Może pokłóciłaś się z mamą? Pomogę ci dogadać się z nią.- pogłaskała Ele po zmierzwionych włosach- Wszystko się jeszcze ułoży. Często dorośli maja na głowie tyle spraw, ze nie maja czasu pogadać z dzieckiem. I my jesteśmy od tego, żeby pogadać i pomóc i dzieciom i rodzicom.
Ela wbiła wzrok w podłogę i wierciła w niej nogą dziurę. Nie miała ochoty rozmawiać z ta babą. Musiała pogadać z Piotrem. W końcu ośmieliła się zapytać:
- Czy mogę porozmawiać z Piotrem. Panem Piotrem?
- Jego dziś nie będzie. Potrzebujesz czegoś?
- E, nie, tak tylko pytałam
- Jadłaś śniadanie?
-Jeszcze nie
- To chodź zaprowadzę cie do stołówki. A potem- zawahała się nie chcąc obrazić wrażliwej nastolatki- mogłabyś się przebrać w świeże ubranie. To oddasz mnie, zaniosę do prania. Jutro dostaniesz je z powrotem. Czyste. Myślę, że kąpiel po noclegu w bramie też sprawiłaby ci przyjemność.
-Nie spałam w bramie- powiedziała już bardziej ugodowo Ela.
-To miałaś szczęście. Inne nie mają...- zawiesiła głos jakby wspominała te dzieciaki, które ominęło to szczęście.
Weszły na I piętro i skręciły w prano do wąskiego korytarzyka , na końcu którego była jadalnia. Stało tam osiem stołów w dwóch rzędach. W bocznej ścianie było okienko, przez które wyglądała wesoło uśmiechnięta kucharka.
-To na co masz ochotę ptaszyno? Mam jeszcze jajecznicę, ser, chleb i herbatę.
-Niech pani da po trochę wszystkiego, pani Patrycjo- rzekła Dorota i szybko wyszła. W drzwiach jeszcze dorzuciła:
-Po śniadaniu zejdź do mnie, musimy ustalić pewne kwestie
-Dobrze - Eli żołądek skręcał się z głody tak ze nie mogła myśleć. Kiedy ostatnio jadła? Aha, wczoraj śniadanie, później... Postanowiła zapomnieć co się działo później.
-Jedz, ptaszyno- otyła kucharka przyniosła tacę z jedzeniem. Usiadła naprzeciw Eli i nieprzerwanie mówiła- Tyle nieszczęścia, tyle nieszczęścia wokoło- biadoliła. Czoło zmarszczyło jej się ze zmartwienia a wesołe oczy przygasły. Nie na długo jednak.
-Tu, będziesz mieć dobrze, zobaczysz. Ta Dorka, Ania i Piotruś to złote dzieciaki.- trajkotała-Mam dzieci w ich wieku, to wiem co mówię. A ty ptaszyno, ile liczysz wiosen?
-13 proszę pani.
-Mów mi pani Patrycjo, jak wszyscy tutaj. A powiedz mi co cie sprowadziło w nasze progi?
Ela spojrzała nie bardzo rozumiejąc, co Patrycja mówi.
-Ano, skąd tu się wzięłaś?- dopowiedziała kucharka widząc konsternacje dziewczynki.
-A, bo mama... Ona jest chora i ...- jąkała się Elżunia
-Nie chcesz to nie mów. Na wszystko przyjdzie czas- kobieta przytuliła dziecko do bujnej piersi pogłaskała po głowie.- Ułoży się, zobaczysz, jeszcze będzie dobrze.
Dziewczynka jadła słuchając kobiety jednym uchem. Wciąż rozmyślała, jak stąd prysnąć. Musiała jeszcze porozmawiać Piotrem. Czuła,że wobec niego jakiś dług, że nie możne mu sprawić przykrości lub zawodu, skoro on podał jej pomocną dłoń. Elżunia miała w głowie zamęt. Nie wiedziała: uciec, czy zostać? Pragnęła żeby ktoś się nią zajął. Wcale nie czuła się taka dorosła, jak czasem myślała. Wciąż była tylko dzieckiem, którym trzeba się zaopiekować a Piotr wydawał się stworzony do tej roli.
Tak przynajmniej myślała Ela. Chłopak raczej nie podzielał zdania małej.Nie byłby zachwycony jej dążeniami. Sam był zbyt młody na opiekuna nastolatki. Gdy skończy studia to będzie na tyle dojrzały by wziął na siebie odpowiedzialność za innych. Sam to dobrze rozumiał. Był zbyt niedojrzały i mało doświadczony.
No i ten fakt, ze to dziewczyna. Co będzie jeśli się w nim zakocha swoją pierwszą miłością? Z chłopcem byłoby łatwiej. Prościej jest pracować w takim schronisku dla nieletnich niż zajmować się nimi przez cała dobę. Na szczęście nie był świadomy marzeń Elki, bo nie pokazałby się już więcej w schronisku.
Przez kolejne dni dni dziecko wypatrywało tęsknie „swojego” opiekuna. Gdy na trzeci ujrzła go przez okno, zbiegła na dół. Nagle stanęła u stóp schodów i spuściła głowę.
- Co mam mu powiedzieć? Przecież jestem dla niego nikim. Jednym z dzieciaków...
Pierwsze co zobaczył Piotrek była stojąca przy schodach trzynastolatka.
-Hej, mała- Uśmiechnął się-Czekasz tu od piątku- zażartował, ale jej nie było do śmiechu. Poczuła się urażona. Jedyny człowiek, który się nią zainteresował, kpił z niej !Odwróciła się na pięcie i pobiegł na górę.
Elka, no co ty! Poczekaj- wołał zdumiony za dziewczyną, ale ona nie słuchała. Zamknęła się w łazience i długo płakała. Pierwszy czas od dawna, bardzo dawna.
Po dobrym kwadransie usłyszała delikatne pukanie:
-Nie płacz... Ela, uspokój się. Przecież to tylko żart! No, wyjdź już.
Po chwili drzwi się uchyliły a w nich stanęła pochlipująca jeszcze Elka. Piotr był zły na siebie i małą. Niepotrzebnie zażartował. Powinien pamiętać, że nastolatki są bardzo ... no bardzo nieobliczalne. Dobrze się tak szybko dała się udobruchać. Zrozumiał, że Ela jest inna niż reszta dzieciaków. Nie wiedział jak i dlaczego, ale wiedział, że rożni się od rówieśników. Może to sytuacja w domu spowodowała, ze jest rozsądna nad wiek. Cokolwiek to było, trzeba wziąć pod uwagę delikatność uczuć, bezbronność i jakąś silę dziecka oraz szczególny rozsądek. Jeszcze tego nie zauważył ale ta dziewczynka zapadła mu głęboko w serce. Polubił ją i chciał pomóc. Mało, wmówił sobie, że uratowanie tego dziecka to jego obowiązek. Nawet nie wiedział ze trzynastolatka niechcący zarzuciła na niego sieć. Ich losy związały się z sobą w jeden splot. Poczuł się za nią odpowiedzialny. Ze strachem pomyślał co mogła sobie zrobić w ukryciu. Zbyt często stykał się z tym. Pogodził się, że nie pomoże wszystkim, ale dla tej jednej mógł zrobić więcej. Był jej to winien, bo ... zabrał ją z tej bramy
Ratując kogoś z nieszczęścia nie można go zostawić samemu sobie – przekonywał się. I z tą myślą wziął małą za rękę i zaprowadził do świetlicy. Większość dzieci była w szkole, ale sytuacja Eli nie była uregulowana. Do starej szkoły raczej iść nie mogła. Usiedli przy kwadratowym stole nakrytym małą zieloną serwetka która dobrze komponowała się z seledynowym kolorem ścian i zielonkawymi zasłonkami.
- Mów co się stało tego dnia, gdy cię znalazłem.
Ela milczała, jak zaklęta, mnąc a palcach brzeg serwetki
- Zostaw tę serwetkę- walnął pięścią o stół aż ten podskoczył. Dziewczynka przerażona. Cofnęła się po ścianę – Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć.
- Nie boję się ciebie- skłamała
- Opowiesz mi zatem, co się stało? Pokręciła bez słowa przecząco głową, a Piotrek westchnął
rezygnacją:
- Powiesz, jak będziesz gotowa- Wstał dając jej do zrozumienia że rozmowa skończona- Do wieczora tu będę więc jak się namyślisz to wiesz gdzie mnie szukać.
Została sama w tej przeklętej świetlicy czują po powiekami zbierające się łzy. Nie wolno jej płakać, nie wolno, nie wol... W tej chwili po policzkach spłynęły zdradliwe krople. Zrozpaczona i wściekła kopała stoły krzesła i uderzała z całej siły w blaty stołów aż bez sił opadła na podłogę. Była zbyt zmęczona, by płakać za bardzo zmęczona na cokolwiek. Leżąc na tej podłodze usnęła wyczerpana.
Po kilku godzinach odkrył ją tam Piotrek. Z czułością podniósł ją z podłogi i zaniósł do łózka. Przemęczone dziecko nawet się nie zbudziło. Wtuliła się tylko w jego pierś i spokojnie spala dalej.