Via Appia - Forum

Pełna wersja: [Stalker] Wycieczka po Prypeci
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Opowiadanie, którego akcja toczy się w świecie gry Stalker. Zapraszam do czytania i krytykowania.

Prolog

-No dalej! Już niedaleko, nie ociągaj się tak! - powiedział mężczyzna w masce gazowej.
-Nie daje rady, mam za ciężki plecak... - odpowiedział drugi, ciężko sapiąc, ten pierwszy podszedł do niego, otworzył jego plecak i przełożył dwie butelki wody do własnego.
-Powinno ci być lżej, teraz chodź.
Szli jeden obok drugiego krętymi ulicami mrocznego miasta. Mijali bloki i place zabaw.
Jeden z nich ściągnął z twarzy maskę gazową. W świetle księżyca dało się na jego twarz dostrzec liczne szramy i blizny. Spod kaptura wystawała kępka siwych włosów, najwyraźniej nie był już młody.
Zatrzymali się przed wysokim budynkiem z napisem na ścianie - "Совместное дом*".
Starszy powoli ruszył w stronę drzwi, będąc pod nimi zapukał mocno pięć razy.
Stali tam jeszcze przez chwilę, dopiero ktoś uchylił drzwiczki.
-Hasło! - odezwał się głos z wnętrza budynku.
Siwy wziął do ręki swój karabin i posłał serię w drzwi, te skrzypiąc otworzyły się szerzej.
Po chwili dało się słyszeć krzyki z wyższego piętra i zamieszanie. Wiedział, że zaraz zrobi się tu gorąco. Ręką dał znak swojemu towarzyszowi, aby ten położył się w korytarzu.
-Strzelaj jak tylko gnoi zobaczysz! - polecił, sam zaś ustawił się za filarem i obserwował schody. Padł pierwsze strzały, mężczyzna chowający się pod maską gazową otworzył ogień. Na końcu korytarza dało się słyszeć głośny huk.
-Dwóch padło! - krzyknął.
Kolejna seria strzałów z karabinu, tym razem od strony schodów.
-Mam tu kolejnego! Jest i jeszcze jeden! - krzyczał starszy.
Zapadła martwa cisza. Czekali w milczeniu przez kilka minut, w końcu bez dźwięk przerwał głos starszego bojownika.
-To chyba wszyscy, robota wykonana - powiedział - Wracamy na nasze osiedle...
-Poczekaj! Warto będzie sprawdzić trupy i kilka zaminować. - odpowiedział drugi i zaraz przeszedł po korytarzu. Wyciągnął z kieszeni granat, podniósł ciało jednego z martwych wrogów i delikatnie ustawił pod nim ładunek wybuchowy. Powtórzył tę czynność jeszcze kilka razy przy innych.
-Dobra, teraz możemy spadać.
Mówiąc to ruszył w stronę drzwi. Po wyjściu z budynku szli chwilę tę samą trasą co wcześniej, aż wkroczyli w jedną z bocznych uliczek między dwoma wysokimi budowlami.
Z okna jednego bloku wywieszona byłą drabinka linowa. Kolejno wspięli się do niej i weszli do pojedynczego mieszkania. Ułożyli plecaki pod ścianą i zabrali się za rozpalanie ogniska z drewna schowanego w skrzyni. W świetle ognia dało się zobaczyć na ścianach wiele plakatów, meble z książkami i naczyniami (częściowo poniszczonymi), sporą kolekcję broni, oraz innych rupieci. Mężczyzna siedzący bliżej ognia ściągnął ją, dopiero teraz można było zobaczyć jego twarz. Miał dwie, może trzy blizny na twarzy, wyglądał na młodego a głowę miał wygoloną. Wstał na chwilę od ogniska i rozpakował swój plecak.

Rozdział I: Walka z nieznanym

Obudził się zlany zimnym potem, spojrzał przez okno. Na zewnątrz już jaśniało, wstawał kolejny dzień. Zapominając szybko o koszmarze sennym zaczął się zastanawiać nad tym, co przyniosą kolejne dwadzieścia cztery godziny.
Wstał powoli i cichaczem udał się do plecaka leżącego pod ścianą. Wyjął z niego swój naszyjnik, z którym prawie nigdy się nie rozstawał. Widniał na nim napis - "Jedyne co cię ogranicza, to ty.", zawsze powtarzał sobie te słowa. Trzymał go chwilę jeszcze w ręce myśląc nad nimi, z rozważań wyrwało go przeciągłe chrapnięcie starego stalkera.
Zza okna docierały do niego krzyki i szczekanie psów.
-Czyżby patrol monolitu? - pomyślał.
Siedział dalej pod ścianą, przy swoim plecaku z medalionem w ręku nie ruszając się w ogóle. Po raz kolejny zaczął analizować wyrazy na nim wypalone. Tym razem z rozmysłów wyciągnęły go serie strzałów z karabinów.
-Monolit, kur**... - stwierdził.
Wstał wreszcie i podszedł do dziury, przez którą mógł rzucić okiem na sytuację na zewnątrz. Jego wzrok padł na plac pod starym sklepem monopolowym. Pięciu bojowników monolitu strzelało do biegających w koło nich psów, z czego jeden o mało co nie postrzelił drugiego strzelca. Z przyjemnością patrzył jak psy zagryzają jego wrogów.
-Kilku mniej, zaoszczędzę amunicję.
Do jego uszu dobiegł głos przyjaciela bredzącego coś przez sen, nie skupił się na nich za bardzo. Poczuł ukłucie w brzuchu. Był okropnie głodny, po raz kolejny ruszył do worka tym razem potykając się o cegły porozrzucane po całym pokoiku. Wyjął z niego konserwy i chleb, położył je koło wygasającego ogniska i dołożył do niego drewna.
Zaczął je rozniecać, miał zamiar zrobić sobie coś ciepłego do wypicia, był to wyjątkowo zimny poranek.
Słońce było coraz wyżej, jednakże po kilku minutach schowało się za chmurami i przez dłuższy czas nie miało okazji się pojawić ponownie. Mężczyzna zdążył już zjeść swoje śniadanie i obiad. Staruszek zaś dopiero wstawał, zbudzony promieniami słońca przebijającymi się przez chmury i wpadającymi przez okno.
-Nareszcie wstałeś, mieliśmy się dzisiaj wybrać do obozu po rzeczy. - powiedział do Dziadka, gdyż tak go nazywano.
Ten zaś wymamrotał coś pod nosem i począł zbierać się do kupy.
-Chcesz wody? Chleba? - zapytał stalker z bliznami na twarzy.
-Daj, daj... - odpowiedział siwobrody facet.
Ten z wygoloną głową czekał spokojnie aż stary zje, rozkoszował się przyjemnym ciepłem ognia.
Nie musiał wyczekiwać długo, gdyż Dziadek zaraz wstał "najedzony" i otworzył jedną z szafek. Wysunął z niej zakurzone, kartonowe pudło. Z niego zaś wyciągnął filtry do masek gazowych.
-Masz, wymień na nowe. - powiedział rzucając dwa z wielu innych do młodego stalkera.
-No tak, przezorny zawsze ubezpieczony. - zaśmiał się - Przecież dopiero co wczoraj zakładałem nówki!
-Nie pierdziel tylko załóż!
Usłuchał i wstał, ściągnął z półki maskę przeciwgazową. Szybko i sprawnie wymienił te cholerne filtry i po raz kolejny czekał na starego stalkera, który już poddenerwowany zaczął wciskać je na siłę.
-Może ci pomóc? - zapytał Dziadka, a ten w odpowiedzi zawarczał.
W końcu udało mu się i zabrał swój plecak, oraz cały sprzęt, a młodszy uczynił to samo. Przerzucił przez plecy karabin i zrzucił drabinkę na dół.
-Czekaj! - powiedział cicho staruch - Ktoś jest w korytarzu! - pokazał palcem na zamurowane drzwi.
Facet przy oknie zaczął nasłuchiwać, rzeczywiście! Ktoś chodził po korytarzu bloku, tylko kto?
-Może to pijawka? - powiedział "z nadzieją".
-Co to kur**, nie słyszysz? Czy pijawki mówią? Pier**lnij się w ten głupi łeb! - wyszeptał zdenerwowany Dziadek.
Głosy umilkły, wydawało mu się, że słyszy gdzieś tykanie zegara.
-Słyszysz? - zapytał.
-Co?
-Jakby... zegar...
-Jaki zeg, aaaaa! - nie zdążył skończyć zdania gdyż upadł rażony odłamkami cegieł. Huk ogłuszył obu. Młody o mało co nie wypadł przez okno, założył maskę i chwycił w ręce karabin, nic nie widział przez pył, który przez długi czas zbierał się, żeby w końcu opaść. Odzyskał wreszcie słuch. Usłyszał ciężkie kroki i krzyki. Do pokoju wpadli mężczyźni z karabinami...

Używanie kolorów jest niedozwolone dla zwykłych użytkowników. Zalecam lekturę regulaminu. /// Danek