Via Appia - Forum

Pełna wersja: Jeszcze raz
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Rafał kolejne popołudnie spędzał na tej samej drewnianej ławce. Stało się to częścią jego planu dnia, podobnie jak wyjście do szkoły, obiad i wieczorna kąpiel. Siedział, nie zmieniając swojej pozycji już od kilkudziesięciu minut, wpatrzony w jeden punkt. Mijało go naprawdę wielu ludzi, jednak w miejscu, którym się znajdował, takie zachowanie nie budziło niczyjego zdziwienia. Tego dnia oprócz kroków za swoimi plecami, Rafał nie słyszał niczego innego, nawet wrony w ciszy spoglądały na niego z dębowych gałęzi, jakby same pogrążyły się w żałobie. Gdyby tylko skrzeczały głośno, jak to mają w zwyczaju, mógłby swój gniew i frustrację skierować przeciwko nim. Jednak w tej sytuacji nie pozostawało mu nic innego, jak tylko złościć się na siebie i zastanawiać, czy wtedy mógł postąpić inaczej.


****************


Gdy wychodzili razem ze szkoły, świeciło jeszcze ciepłe, wrześniowe słońce. Rafał szedł powoli, stawiał kroki bardzo mozolnie, prawie nie odrywając stóp od ziemi. Towarzyszyła mu młodsza o dwa lata siostra, która dopiero dwa tygodnie temu rozpoczęła naukę w jego liceum. Teraz z ogromnym podnieceniem relacjonowała mu wszystkie wydarzenia z dnia dzisiejszego.

Ania była wysoka i szczupła, miała złociste, sięgające ramion falowane włosy i duże, orzechowe oczy. Jej niespotykana otwartość oraz optymizm w chwilach takich jak te mogły jednak odnosić skutek odwrotny niż zamierzony. Tego dnia słodki głos siostry był dla Rafała nieznośnym trajkotaniem, a jej wielkie, ufne oczy wydawały się wręcz przekomiczne i groteskowe na małej, delikatnej twarzy. Zatroskane spojrzenie, jakie mu właśnie posłała w reakcji na nieustanne milczenie, mógł zaakceptować jedynie u szczeniaka rasy golden retriever albo u innego, równie irytująco słodkiego stworzenia.

- Rafał, co się dzieje? – spytała, lekko szturchając brata łokciem w żebra.
W odpowiedzi zmarszczył jedynie brwi i zacisnął usta. Dziewczyna wzruszyła ramionami, idąc przez chwilę ze zwieszoną nisko głową. Po chwili jednak przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym, czym po prostu musiała podzielić się ze starszym bratem. Jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, a w oczach pojawiły się iskry ożywienia. Zaczęła opowiadać kolejną historię.

Rafał nie reagował. Starał się skupić na wszystkich innych dźwiękach, byle nie dopuścić do siebie świergotania siostry. Niestety odgłosy wokół nie były o wiele milsze niż jej głos. Od rana bolała go głowa i ani wrzask małego dzieciaka, które stłukło kolano, ani warkot przejeżdżających samochodów nie mogły stanowić muzyki dla jego uszu.
„Ten dzień już nie może być gorszy” – pomyślał ze złością. W szkole poszło mu na tyle źle, że aż bał się powrotu do domu i kolejnego wykładu rodziców na temat „Roli edukacji w życiu młodego człowieka”. Na dodatek swoim ponurym nastrojem zraził do siebie chyba wszystkich, którzy rano mieli w sobie na tyle odwagi, by się z nim przywitać.

Wreszcie dotarli na przystanek autobusowy. Jeszcze tylko kilka minut oczekiwania na autobus, kilkanaście minut jazdy i oboje znajdą się w domu. Rafał nie mógł doczekać się przede wszystkim powrotu do swojego pokoju, gdzie wreszcie będzie mógł zatrzasnąć przed natrętną siostrą drzwi z nabazgranym kilka lat temu czerwonym napisem „Keep out”.

Rozsiadł się wygodnie na jedynym wolnym miejscu, które już z daleka upatrzyła sobie stara, wyczerpana wrześniowym upałem kobieta. Staruszka postała chwilę nad nim, licząc na to, że może ustąpi jej miejsca, ale wkrótce potem westchnęła tylko ciężko i odeszła.

Rafał zamknął oczy i uśmiechnął się lekko. Słyszał sapanie staruszki, oczywiście, że słyszał. Pod powiekami zobaczył naburmuszoną minę siostry, która bardzo chciała mu zwrócić uwagę, jednak wstyd jej było upominać brata w obecności tylu ludzi. Zdziwił się trochę, uświadamiając sobie, że jego aroganckie zachowanie sprawia mu niesamowitą przyjemność. Nawet ból głowy jakby trochę ustąpił. Siostra nadal stała nad nim, zasłaniając rażące, wrześniowe słońce („O, taaak!” – pomyślał. „Stój, nie ruszaj się i nie odzywaj!”).

Widocznie jednak nie tylko on postanowił tego dnia być złośliwy. Ania zaczęła znów opowiadać jakąś ciekawą historyjkę. Co chwilę wybuchała przy tym perlistym śmiechem i pomagała sobie, gestykulując rękami. Wcale nie zrażała się milczeniem chłopaka, wręcz przeciwnie - zaczęła traktować je jako ciche przyzwolenie i zachętę do dalszego opowiadania. Musiała barwnie opowiadać coś wyjątkowo zabawnego, gdyż stojące nieopodal dwie dziewczyny krztusiły się ze śmiechu. Do Rafała nie docierało ani jedno słowo. Nadal siedział rozparty na ławce i czuł krew pulsującą mu w skroniach. Miał nieprzyjemne wrażenie, że czaszka zaraz pęknie mu na pół, mimo wszystko nie poprosił siostry, by przerwała swoją „tyradę”. Z jednej strony kazanie rodziców z serii: „Jak ty okropnie traktujesz swoją siostrę!” było ostatnią rzeczą której pragnął, z drugiej zaś podświadomie czuł, że Ania chce mu poprawić humor, a w jej ciągłym trajkotaniu nie ma nawet cienia złośliwości. Milczał więc nadal, a pod wpływem słów rzucanych przez Anię w błyskawicznym tempie i z powodu niezwykłego jak na wrzesień dokuczliwego upału, czuł się coraz gorzej. Żywił nawet przekonanie, że jego brak narzekań zakrawa na masochizm, a względem wrażliwej siostry nawet na heroizm.

Nadjechał wreszcie autobus. Przegubowy – „jamnik” jak to zwykł czasem mawiać. Ania pociągnęła go za rękę i razem wsiedli (jeśli chodzi o Anię, to ona raczej wskoczyła do tylnej części autobusu, Rafał tymczasem powlekł się za nią). Gdziekolwiek by się ta dziewczyna nie pojawiła, zaraz zwracała na siebie uwagę szerokim uśmiechem i radosnym błyskiem w oczach. Nic więc dziwnego, że tym razem pasażerowie wyjątkowo uważnie przyglądali się temu dziwnemu, nachmurzonemu chłopakowi, który mając obok siebie kogoś tak pełnego pozytywnej energii, potrafił stać z nadąsaną miną.

Rafał czuł na sobie te palące spojrzenia i podobnie jak z tą babcią na przystanku, poczuł dziwne zadowolenie. Zacisnął mocniej rękę na poręczy i oparł czoło o chłodną szybę. W tylnej części autobusu zawsze tak miło kołysało… Zazwyczaj siadał w części przedniej i patrzył jak ten „ogon”, w którym się obecnie znajdował, zachodził przy skrętach, jakby był osobną połówką zupełnie innego pojazdu, nie wiadomo po co przytwierdzoną właśnie tutaj. Takie dziwne myśli przychodziły mu właśnie do obolałej głowy. Po kilku minutach jazdy poczuł, że pulsowanie krwi w skroniach jakby trochę straciło na sile. Chłopak zdobył się nawet na jedno spojrzenie w stronę Ani. Patrzyła przez pół otwarte okno, lekko zamyślona. Wiatr rozwiewał jej włosy. Wtedy Rafał uśmiechnął się blado. Zauważyła i zaczęła coś do niego mówić. Jej delikatnie podkreślone jasnym błyszczykiem wargi rozciągnęły się w uśmiechu, ukazując białe, równe zęby.

Dziewczyna mówiła do brata i co chwilę patrzała na niego wyczekująco. Widocznie zadawała jakieś pytania. Nie odpowiedział na żadne, skrzywiał się tylko czasem i uśmiechał blado a dziewczyna jego przypadkowe skurcze mięśni twarzy brała za „tak” bądź „nie”. Kiwała głową i wybuchała co chwilę śmiechem. Rafał znowu zaczął się irytować. Tym razem powodem był działający na nerwy, brzęczący odgłos jej kolczyków, które wydawały, gdy ich właścicielka potrząsnęła głową. Za chwilę jego świat ograniczył się jedynie do tych dwóch dyndających kawałków metalu, a w głowie odbijał się echem ten przebrzydły dźwięk. To może brzmieć śmiesznie, ale Rafała zaczęła ogarniać furia z tak błahej przyczyny. Sam nie miał pojęcia, co się z nim działo. Tak jakby żal za wszystkie niepowodzenia chciał przelać na kogoś innego… Krople potu wystąpiły mu na czoło, a prawą rękę jeszcze mocniej zacisnął na poręczy. Nagle w klatce piersiowej poczuł przeszywający ból. W okolicach serca zapłonął żywy ogień, a potem leniwie zaczął rozpełzać się po jego ciele. W tej chwili pomyślał, że j e j nienawidzi. Ta myśl zaskoczyła go tak bardzo, że chłopak zadrżał, jego palce rozluźniły się i Rafał zatoczył się lekko, gdy autobus zahamował nagle.
- Rafał! Co ci jest?! Okropnie blado wyglądasz! – zatroskana dziewczyna chwyciła go mocno za ramię.
- Ja muszę… wysiąść… - odpowiedział, strząsając jej rękę ze swojego ramienia.
- Ale co ci jest?! Niedobrze…?
Drzwi naprzeciwko Rafała otworzyły się i nowi pasażerowie zaczęli już wsiadać.
- To niedaleko, przejdę się – wykrztusił z siebie, odpychając Anię, która już wyciągała ku niemu rękę.
- Mam wysiąść z tobą…?
- NIE! – wrzasnął. Tym razem nie musiał jej dotykać. Zupełnie przerażona, sama odsunęła się od niego, jak najdalej to było możliwe.

Rafał wyskoczył z autobusu. Sapiąc ciężko, oparł się o wiatę przystanku i przyglądał, jak jego siostra idzie do przedniej części autobusu i tam, tuż za kierowcą, siada przy oknie. Spojrzała na niego. W jej oczach więcej było teraz smutku niż strachu. Wciąż pamiętała jego nienawistne spojrzenie, ale w jakiś pokrętny sposób sobie wytłumaczyła, że brat wcale nie chciał być niemiły, po prostu źle się poczuł.
Rafał spojrzał na nią i już wyciągał rękę, by gestem dać znać, że jednak ma wysiąść. Było niestety za późno.

Autobus ruszył.

Rafał wrócił do domu nieco ponad godzinę później z mocnym postanowieniem, że przeprosi swoją siostrę, położy się i przeczeka ból głowy oraz zły nastrój. Otworzył drzwi do mieszkania i poszedł do kuchni, by napić się zimnej wody. Następnie wszedł do salonu, by przywitać się z matką. Kobieta właśnie prasowała, jednak na jego widok uśmiechnęła się i odłożyła na chwilę żelazko. W tle słychać było jedynie, jak jakaś urocza blondynka w telewizji zachwala proszek do prania, jakby był receptą na wszystkie nieszczęścia.
- Jak było dziś w szkole, synku?
Rafał wzruszył ramionami i pociągnął łyk ze szklanki. Matka wróciła do prasowania.
- A powiedz mi chociaż, czy wiesz, gdzie jest Ania? Mówiła, o której ma zamiar wrócić?
Rafał zatrzymał się wpół kroku. Szedł właśnie w kierunku jej pokoju. Zawrócił, chcąc udzielić jakiejś odpowiedzi, ale odpowiedzi udzielała za niego właśnie roztrzęsiona dziennikarka kanału trzeciego. Spojrzał na matkę, a potem bardzo powoli przeniósł wzrok na telewizor. Kobieta automatycznie zwróciła oczy w te samą stronę co on.

Właśnie zaczęły się wiadomości lokalne. Dziennikarka zdenerwowanym głosem relacjonowała coś, co działo się za jej plecami. Rafał dostrzegł za nią jedynie dym, coś co wyglądało na wrak jakiejś ciężarówki i biegających wokół ludzi w czerwonych kombinezonach. Potem mózg chłopka a zaczął rejestrować dźwięk dochodzący z telewizora. Przeraźliwe wycie zidentyfikował jako syrenę karetki. Rozdygotany i piskliwy głos kobiety z mikrofonem ledwo przebijał się przez ten cały hałas, jednak Rafał po chwili zaczął wyłapywać najpierw pojedyncze wyrazy, a potem całe zdania, które układały się w tragiczną całość.
-…jak mówią świadkowie, kierowca autobusu skręcił w lewo zanim zapaliło się zielone światło. W przednią część autobusu uderzyła z dużą prędkością ciężarówka. Kierowcy pojazdów oraz pasażerowie siedzący w przedniej części autobusu zginęli na miejscu, podczas gdy ci z tyłu nie odnieśli większych obrażeń.
Prezenterka zniknęła z ekranu, zastąpiły ją ujęcia z miejsca zdarzenia. Rafał rozpoznał to miejsce – codziennie dwa razy przejeżdżał tamtędy w drodze do i ze szkoły. Rozpoznał również autobus, którego przód został zupełnie zmiażdżony. „Ogon”, jak to zwykł nazywać, ta właśnie część przegubowca, która skręcała z pewnym opóźnieniem, nie zdążyła wjechać na tamtą ulicę. Chłodny męski głos wyjaśniał, jak doszło do wypadku. Pokazano nawet symulację komputerową, potem na kilku ujęciach Rafał miał okazję zobaczyć sanitariuszy z karetki, którzy udzielali pomocy rannym. Na ekranie znowu pojawiła się zdenerwowana prezenterka.
W salonie rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Matka spojrzała pełnymi przerażenia oczami na Rafała, chcąc w jego twarzy znaleźć choć odrobinę nadziei, że to na pewno nie był t e n autobus. Zobaczyła jednak bladego jak śmierć chłopaka, z drżącymi, pobielałymi wargami i zupełnie pustym spojrzeniem. Nie upuścił szklanki. Pękła mu w ręce. Odłamki upadły z brzękiem na podłogę, pokrywając się w szybkim tempie kropelkami krwi. Rafał stał ośrodku pokoju, wpatrując się tępo w telewizor, pokaleczone palce nadal miał zgięte tak, jakby nadal trzymał w nich naczynie.
Matka porwała z kuchni ręcznik i podbiegła do syna, wołając błagalnym tonem:
- Rafał! Rafał!!! Powiedz mi, co się stało?! Proszę cię, błagam, Rafał…! – załkała na koniec, zawijając ręcznikiem jego zranioną rękę. Krew zaczęła szybko przeciekać przez materiał, więc pobiegła po następny.
„Jest jeszcze nadzieja…” – pomyślał. „ Mogła przecież wysiąść na następnym przystanku… Albo znów przesiąść się do tyłu… A jeśli nie… To ja… a nie nikt inny… To JA ją zabiłem.”

Takie ponure myśli przelatywały Rafałowi przez głowę, gdy nagle drzwi wejściowe do mieszkania otworzyły się z trzaskiem i wszedł jego ojciec. Był rozczochrany i zaczerwieniony. Dyszał ciężko i z wielkim trudem wykrztusił z siebie:
- Słyszałem… o tym… wypadku.
Jego oczy spoczęły przez dłuższą chwilę na synu, który właśnie wyrzucał sobie w duchu, że jest mordercą. Mężczyzna dopadł go w jednym skoku i potrzasnął nim mocno.
- Co się stało?! Gdzie jest Ania?!
- Zbyszek, uspokój się! Wszystkich przewieźli do szpitala… Jedźmy, tam wszystkiego się dowiemy! – zawołała rozpaczliwie kobieta, odpychając męża i owijając skaleczoną dłoń Rafała w świeży ręcznik.
- Ja nie poprowadzę w takim stanie – powiedział ojciec, patrząc na drżące ręce. – Dzwonię po taksówkę!
- Synku, powiedz mi, co się stało? Proszę cię… Powiedz coś! – matka głaskała Rafała po policzkach. Uparcie milczał. Stali naprzeciwko siebie kilka minut, lecz w obliczu tragedii te chwile urosły do rangi długich godzin. W oczach chłopaka ziała taka potworna pustka, że nagle jego matkę ogarnęło dziwne uczucie – coś na kształt pomieszania bezsilnej furii z paniką i strachem. Obawiała się, że tak zostanie już na zawsze. Zaszlochała krótko i uderzyła syna mocno w twarz. Zanim niknęły z jego policzków ślady jej palców, spojrzał na nią bardzo przytomnie i nabrał powietrza w usta, chcąc zapewne coś powiedzieć. Przerwał mu jednak ojciec, który pociągnął go mocno za rękę i zawołał:
- Pospieszcie się, taksówka już jest!
Wybiegli przed blok. Tam czekał na nich bordowy polonez z jaskrawym, żółtym kogutem na dachu. Ojciec zajął miejsce obok kierowcy, podając mu cel jazdy, jego żona wepchnęła syna do tyłu i usiadła obok niego. Przez całą drogę przytulała go mocno do piersi i mówiła cicho przez łzy:
- Synku, ja się tak cieszę, że się tobie nic nie stało, ale powiedz mi proszę, czemu Ania nie wracała z tobą…?
- Ja jechałem z nią… Ale źle się poczułem w tym autobusie… i ona dalej pojechała sama… ja… wysiadłem.
Nagle zrobiło mu się niedobrze na samo to wspomnienie. Poczuł, że jeśli jazda potrwa jeszcze choćby minutę, to tapicerka w tej taksówce bardzo ucierpi. Przypomniał sobie krótką wymianę zdań: „Mam wysiąść z tobą…?” „NIE!”.
A potem powrócił myślami do chwili, gdy Ania siadała t u ż za kierowcą i spojrzała na niego z takim smutkiem wypisanym na twarzy…
Taksówka zatrzymała się gwałtownie przed wejściem do szpitala. Rafał wysiadł z samochodu i odetchnął głęboko świeżym powietrzem. Jego ojciec rzucił się biegiem do przodu, za nim matka i na końcu on, nie chcąc ich zgubić, zaczął żwawiej poruszać nogami.
Krótko błądzili po jasno oświetlonych, sterylnie czystych korytarzach. Najwięcej lekarzy zajmowało się rannymi z wypadku, w związku z tym nietrudno było więc znaleźć kogoś, za kim można było trafić do celu.

Rodzina szła korytarzem, zagadując po kolei wszystkich lekarzy, każdy jednak machał ze zniecierpliwieniem ręką, spiesząc do pacjentów. Wreszcie zajęła się nimi jakaś pielęgniarka.
- Mogę państwu pomóc?
- Tak, szukamy… - zaczął ojciec. Rafał go nie słuchał. Przyglądał się ludziom, którzy siedzieli pod ścianą.
Byli to pasażerowie owego pechowego autobusu, który mieli jednak wystarczająco dużo szczęścia, że teraz siedzieli tutaj z drobnymi skaleczeniami, podczas gdy los jego siostry był nieznany. Niektórych Rafał nawet pamiętał. Przyjrzał się uważnie pewnej młodej kobiecie, która siedziała wtedy z tyłu. Miała tylko kilka zadrapań na policzku i rękach. Była w lepszym stanie niż on sam ze swoją pokiereszowaną dłonią. Rafał powiódł wzrokiem do końca korytarza, który na końcu się rozdzielał. Po prawej stronie był zapewne oddział, gdzie zajmowano się ciężej rannymi pacjentami, gdyż słyszał dochodzące stamtąd podniecone głosy członków rodzin oraz lekarzy.
„Więc jest tam… Albo…” Rafał spojrzał z niepokojem w stronę korytarza wiodącego na lewo. Miał dziwne przeczucie, że po tamtej stronie nie ma niczego dobrego.
Rodzice, którzy otrzymali szczegółowe informacje, poczekali na lekarkę, która oschłym tonem powiedziała:
- Proszę za mną.
Rafał chciał iść z nimi, lecz powstrzymała go gruba pielęgniarka.
- O nie, kochanie, ty zostaniesz tutaj. Musimy opatrzyć twoją rękę.
Zanim pielęgniarka wciągnęła chłopaka do pokoju zabiegowego, zobaczył, że rodzice wraz młodą lekarką skręcili na lewo.

Rafałowi założono kilka szwów i tym samym zatrzymano ostatecznie uporczywe krwawienie. Rodzice bardzo długo nie przychodzili. Chłopak był już pewien, że jego siostra nie żyje, jednak w pewien bardzo dziwny sposób ten fakt nadal nie mógł przebić się do jego świadomości. Śmierć jego siostry zapisała się tam zupełnie inaczej. Nie myślał o A n i jako o ofierze, myślał tylko i wyłącznie o s o b i e jako o mordercy.
Pielęgniarki cały czas go zagadywały, jednak pewnie nie będzie żadnym zaskoczeniem dla nikogo wiadomość, że ich nie słuchał. Wtedy, czekając na korytarzu, po raz pierwszy zanalizował ten tragiczny dzień od początku do końca i doliczył się aż trzech sposobności by zapobiec nieszczęściu.

Wreszcie usłyszał ciężkie kroki na szpitalnej posadzce. Zobaczył ojca, który szedł bardzo powoli, patrząc nieprzytomnie przed siebie i holując na swoim ramieniu szlochającą matkę. Za nimi szła młoda lekarka, która pewnie mało jeszcze takich scen w życiu widziała i ledwo powstrzymywała się od płaczu. Rafał również cicho zapłakał, ale nie nad losem swojej siostry, ani nie nad rozpaczą rodziców, którzy stracili jedyną córkę, lecz nad samym sobą. Miał dziwne przeczucie, że oni wiedzą, o jego winie i go zabiją w bardzo okrutny sposób, jeśli nie tutaj, na szpitalnym korytarzu, to na pewno po powrocie do domu.
Wbrew tym przeczuciom matka rzuciła się na krzesło obok Rafała i wtuliła głowę w jego pierś. Machinalnie pogłaskał ją po włosach. Ludzie siedzący pod drugą ścianą przyglądali im się z mieszanką zaciekawienia i litości. Po kilku chwilach chłopak spostrzegł, że jego matką wstrząsają nawet nie tyle wybuchy płaczu, co mdłości. Kobieta trzymała się jego koszuli jakby ostatkiem sił, podczas gdy ojciec zaczął opowiadać pustym i beznamiętnym głosem, co się działo, gdy wraz z lekarka skręcili w lewo. Rafał po raz pierwszy od bardzo dawna włożył wystarczająco dużo trudu w to, by kogoś wysłuchać i zrozumieć.
-… a potem schodami w dół. „Czemu na dół?” myślałem. Nigdy tam nie byłem, skąd mogłem wiedzieć co tam… - tu urwał na chwilę. – Nie byłem, bo i nie było ku temu potrzeby. I otworzyła drzwi, ta młoda… Wtedy już wiedziałem, co jest za nimi, zresztą powiedziała nam, że… Ale nie mogliśmy uwierzyć… - z każdym zdaniem jego opowieść była coraz bardziej chaotyczna, jednak Rafał słucha wytrwale dalej. – I weszliśmy. Byli tam wszyscy, którzy… Poszedłem na lewo i stanąłem przy jednym. Ta młoda mi powiedziała, że nie, to na pewno nie tu i poprowadziła w inną stronę. A mnie to zupełnie nie zrobiło różnicy! Taki sam widok! Taki sam! Niczym się nie różnili od siebie!! – chłopak spojrzał na ojca. W jego oczach zapłonęła iskra szaleństwa. Mówił cały czas cichym, matowym głosem, bardziej do siebie niż do niego, a na pewno nie do matki, która cały czas była przecież wtedy obecna. - Młoda mi kazała potwierdzić tożsamość. I… po butach! Po niczym innym! Rozpoznałem ją po butach…!

********

Rafał ocknął się. Zaczęło robić się coraz zimniej i ciemniej. Na cmentarzu było coraz mniej ludzi, najwyższa pora się zbierać i wracać do domu. Był pewien, że i tak powróci tu następnego dnia.
Cytat: Tego dnia oprócz kroków za swoimi plecami, Rafał nie słyszał niczego innego, nawet wrony w ciszy spoglądały na niego z dębowych gałęzi, jakby same pogrążyły się w żałobie.
Przecinek po "dnia"? Tak, chyba tak.

Cytat:Gdy wychodzili razem ze szkoły, świeciło jeszcze ciepłe, wrześniowe słońce. Rafał szedł powoli, stawiał kroki bardzo mozolnie, prawie nie odrywając stóp od ziemi. Towarzyszyła mu młodsza o dwa lata siostra, która dopiero dwa tygodnie temu rozpoczęła naukę w jego liceum. Teraz z ogromnym podnieceniem relacjonowała mu wszystkie wydarzenia z dnia dzisiejszego.

Ania była wysoka i szczupła, miała złociste, sięgające ramion falowane włosy i duże, orzechowe oczy. Jej niespotykana otwartość oraz optymizm w chwilach takich jak te mogły jednak odnosić skutek odwrotny niż zamierzony. Tego dnia słodki głos siostry był dla Rafała nieznośnym trajkotaniem, a jej wielkie, ufne oczy wydawały się wręcz przekomiczne i groteskowe na małej, delikatnej twarzy. Zatroskane spojrzenie, jakie mu właśnie posłała w reakcji na nieustanne milczenie, mógł zaakceptować jedynie u szczeniaka rasy golden retriever albo u innego, równie irytująco słodkiego stworzenia.
Powtórzonka.

Cytat:W odpowiedzi zmarszczył jedynie brwi i zacisnął usta. Dziewczyna wzruszyła ramionami, idąc przez chwilę ze zwieszoną nisko głową. Po chwili jednak przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym, czym po prostu musiała podzielić się ze starszym bratem. Jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, a w oczach pojawiły się iskry ożywienia. Zaczęła opowiadać kolejną historię.
Kolejne. I znowu te oczy...

Cytat:Jej delikatnie podkreślone jasnym błyszczykiem wargi rozciągnęły się w uśmiechu, ukazując białe, równe zęby.[/quoteś
Przecinek po "delikatne".
Widocznie zadawała jakieś pytania. Nie odpowiedział na żadne, skrzywiał się tylko czasem i uśmiechał blado a dziewczyna jego przypadkowe skurcze mięśni twarzy brała za „tak” bądź „nie”.
Przecinek przed "a".

[quote] Potem mózg chłopka a zaczął rejestrować dźwięk dochodzący z telewizora.
Coś Ci się chyba literki poprzestawiały. ;d

Cytat: Powiedz coś! – matka głaskała Rafała po policzkach.
"Matka" z dużej litery.

Cytat:- Synku, ja się tak cieszę, że się tobie nic nie stało, ale powiedz mi proszę, czemu Ania nie wracała z tobą…?
Nie rozumiem, po co ten wielokropek?

Za dużo tej "siostry" tam było, aż roiło się od takich powtórzeń. Co więcej... Czasami przecinki w złym miejscu, albo w ogóle nie potrzebne, ale już nie wiem, gdzie. A poza tym... Ja nie wiem, czy to ja nie uważnie przeczytałam czy jak, ale dlaczego to Rafał był winien jej śmierci?
Poza tym jakoś mnie nie wzruszyło to opowiadanie, choć powiem, że napisanie jest ładnie, widać, że dopracowane, choć jeszcze niektóre błędy umknęły autorowi. Och, i po co tyle tych enterów między akapitami? Och, tu nie ma akapitów...
Cytat:Ania pociągnęła go za rękę i razem wsiedli (jeśli chodzi o Anię, to ona raczej wskoczyła do tylnej części autobusu, Rafał tymczasem powlekł się za nią).
Powlókł.

Cytat:Nie odpowiedział na żadne, skrzywiał się tylko czasem i uśmiechał blado a dziewczyna jego przypadkowe skurcze mięśni twarzy brała za „tak” bądź „nie”.
Lepsza będzie forma „krzywił się”.

Cytat:Ta myśl zaskoczyła go tak bardzo, że chłopak zadrżał, jego palce rozluźniły się i Rafał zatoczył się lekko, gdy autobus zahamował nagle.
To „nagle” na końcu niezbyt dobrze brzmi. Czy nie lepiej postawić to słowo jako przedostatnie?

Cytat:Zupełnie przerażona, sama odsunęła się od niego, jak najdalej to było możliwe.
Najdalej jak to było możliwe.

Muszę przyznać, że się wciągnąłem. Szczególnie w momencie, kiedy o wypadku mówili w telewizji, udało Ci się zbudować napięcie. Przepraszam więc, że prawdopodobnie nie zauważyłem jakichś błędów, zbyt ciekawie było, żebym się mógł na nich skupićTongue
Mam dla Ciebie taką propozycję: co Ty na to, by pozbyć się tego ostatniego akapitu po gwiazdkach? Ten fragment o rozpoznawaniu po butach byłby świetnym zakończeniem, tak mi się wydaje Smile Może niezbyt konwencjonalne byłoby to zakończenie, ale ciekawe. I robiłoby wrażenie.
Podobało mi się Wink
Podczas czytania zauważyłam kilka powtórzeń i chyba jakiś błędny zapis dialogu, ale tekst mnie wciągnął, więc skupiłam się na czytaniu, a nie wyszukiwaniu błędów. Widzę, że moi przedmówcy zajęli się warstwą techniczną, więc ja skupię się na fabule i przekazie.

Na początku pomyślałam sobie: Znów tekst o licealistach? Mam złe doświadczenia z tego typu pracami i z założenia podchodzę do nich bardziej krytycznie niż do innych. Twoje opowiadanie zaskoczyło mnie pozytywnie.

Tym, co podobało mi się najbardziej, było skupienie się na głównym bohaterze. Został potraktowany w sposób kompleksowy, dzięki któremu można zżyć się z jego postacią i polubić go. Bardzo ładnie ukazałaś jego stan psychiczny i motywy jakie nim kierowały. Gdyby tego zabrakło, opowiadanie straciłoby bardzo wiele. Pozostałe postacie też wypadły dość naturalnie. Szczególnie podczas sceny w szpitalu. Chodzi mi przede wszystkim, o reakcje matki. Można się wczuć w sytuacje rodziców, którzy stracili dziecko. Jedynie wypowiedź ojca o identyfikacji zwłok, widziałabym w zmienionej formie. Za to końcówka tego dialogu.

Cytat:I… po butach! Po niczym innym! Rozpoznałem ją po butach…!
Bardzo do mnie przemówiła.

Opisy także mi się podobały. Czytało się je z łatwością i przyjemnością. Kwestię powtórzeń pomijam, bo nie jest aż tak istotna Wink Nie podobał mi się tylko przekaz telewizyjny dotyczący wypadku. Brzmiał trochę mało profesjonalnie.

Fabuła nie jest specjalnie zaskakująca, ale zapewne nie o to chodziło, a i ja nie mam o to pretensji. I nie zgadzam się z jednym z komentujących, że lepiej było zakończyć opowiadanie na scenie szpitalnej. Moim zdaniem wtedy pozostałby jakiś niedosyt. Dzięki "epilogowi" zyskujemy bardzo ładną klamrę, która jeszcze dogłębniej prezentuje nam postać głównego bohatera, który mimo upływu czasu, wciąż czuje się winny.

Dziękuję za uwagę i pozdrawiam.