Via Appia - Forum

Pełna wersja: Piekielne Otchłanie - Intrygi wojny (1-4)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2

Sem

Heyyoo Big Grin

Chciałam serdecznie powitać wszystkich.
Z racji tego, że jestem nowa na forum, pozwoliłam sobie zaprezentować swoją twórczość Smile

P.S nie wiem jeszcze jakie zasady panują wśród was, drodzy userzy, więc nie bijcie, proszę Big Grin Od razu mówię, że w moim opowiadaniu można znaleźć agresję i troszkę przekleństw (ocenzurowanych oczywiście). Niewskazane użytkownikom o słabych nerwach Tongue

Zaczynajmy Big Grin

Prolog
Ciemność jak co noc, niczym gęsta pajęczyna, spowijała Piekielne Otchłanie - krainę rządzącą się własnymi prawami. Ziemie te przepełnione były krwiożerczymi bestiami, czającymi się pośród cieni oraz czynnymi, często wybuchającymi wulkanami o różnorakiej wielkości i sile eksplozji. Niebo Piekielnych Otchłani od wieków, nieprzerwanie, zasnute było oparami, popiołami i pyłem, przez co za dnia panował tu półmrok, w nocy zaś niemal namacalna ciemność. Gęste powietrze, w którym aż roiło się od wulkanicznych drobinek, niezauważalnych gołym okiem, stało się głównym powodem niemożności zamieszkania tego miejsca. Dlaczego więc, prócz straszliwych monstrów i marnej resztki roślinności żył tu ktoś jeszcze? Tym "kimś" byli Kamarish... Mieszańce elfów i demonów, o krwistoczerwonej skórze, potężnych rogach, których końcówki skierowane były ku tyłowi, masywnych skrzydłach i ostrych jak elfia, nasycona magią stal, szponach, wieńczących palce dłoni. Rasa ta odznaczała się doskonałym słuchem, wzrokiem oraz ogromnymi możliwościami fizycznymi. Jakby tego było mało, zdecydowanie największą zaletą, która przyćmiewała całą resztę, była ich religia. Kamarish wyznawali cztery wszechpotężne bóstwa, połączone wzajemnie więzami świętej krwi, kapryśne i nieprzewidywalne, okrutne, jednak stawiające ponad wszystko gatunek swoich faworytów, którym były właśnie Upadłe Anioły. Cztery imiona, brzmiące w ustach śmiertelnych niczym zapowiedź zguby Reszty Świata...
Jedyną kobiecą postacią wśród Mrocznej Czwórki była Loritie, zwana też Spaczoną Córą. Niezwykle piękna bogini o kruczoczarnych włosach, sięgających kolan, jadowicie zielonych oczach, nieco zadartym, aczkolwiek kształtnym nosku, pełnych wargach w kolorze kasztanowym i owalnej twarzy. Odziana jedynie w zwiewną przepaskę biodrową, eksponowała swoje ciało, kiedy tylko mogła wiedząc, że jest to jej największa przewaga nad pozostałą trójką bogów, jej braci. Loritie chwaliła podstęp, intrygę oraz wszelkie tym podobne uważając, że prawdziwy mistrz, potrafi sprawić by wróg powyrzynał się sam.
Drugim świętym Mrocznej Czwórki był Kiothren, Władca Zgonów, brat bliźniak Loritie. Wojownik w lśniącej, czarnej zbroi, która dokładnie ukazywała jego idealną muskulaturę. Jednak bóg ten nie szczycił się swym ciałem. Bardziej niż na fizycznych aspektach swej osoby, skupiał się na wielkim mieczu jednoręcznym, uwieszonym u jego biodra, sprawiającym wrażenie niedbale przyczepionego. Kiothren chciał w ten sposób pokazać, że nie dba o oręż i nawet go pozbawiony, mógłby posłać wrogów w zaświaty z dziecinna łatwością. Nigdy się nie śmiał. Sporadycznie pozwalał sobie na delikatny, tajemniczy uśmiech, unosząc zaledwie prawą stronę swych wąskich warg. Jego tęczówki były śnieżnobiałe,drobne czerwone źrenice obiegały w tempie błyskawicznym wszystko, co go otaczało, a gdy cokolwiek wydawało mu się podejrzane, bądź irytował się, marszczył garbaty nos.
Trzeci, najmlodszy z bogów, Larius, określany Gadzim Panem, lubował się w wojnie i rozrywce. Spełniał swoje zachcianki, nie zważając na resztę rodzeństwa, starając się odciąć od wszelkich poważnych spraw. Uważał, że będąc tak nadrzędną istotą jak bóg, nie powinien się w żaden sposób przemęczać. W końcu wysiłek mógłby przyćmić jego geniusz. Na równi kapryśny jak reszta Kwartetu, jednak w egoistycznych zapędach niezaprzeczalny przodownik. W żadnym stopniu nie interesowałby się losem Kamarish, gdyby nie fakt, że miał ogromną słabość do ich pięknych kobiet. Dlatego właśnie Larius postawił sobie za punkt honoru wyniesienie Upadłych Aniołów na szczyty władzy. Tytuł Gadzi Pan, wziął się od jego wyglądu. Bóg ów był bowiem pokaźnych rozmiarów, skrzydlatym, człekokształtnym jaszczurem, o błękitnych oczach z ciemnymi, gadzimi źrenicami i rozdwojonym na końcu językiem, którego wysuwanie, sprawiało mu wiele frajdy. Każdy krąg kręgosłupa Lariusa, uformowany był w kolec, który wystawał ponad skórę. Bóg nie nosił niczego, nie musiał, łuski pokrywające jego ciało, dawały mu wystarczający pancerz.
Ostatni, najstarszy i najbardziej milczący bóg Mrocznej Czwórki zwał się Irva, jednak życzył sobie, by określać go tytułem Świętego Mistyka. Nie uczestniczył w ciągłych sporach Loritie, Kiothrena i Lariusa. Był ponad to... Ba! Był ponad wszystko. Robił tylko swoje, zwyczajnie ignorując rodzeństwo i odzywając się tylko wtedy, gdy uznawał to za na prawdę konieczne. Nawet pozostałe bóstwa, nie potrafiły przewidzieć jakie ma plany, bądź dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Trzymał się na uboczu, ciesząc się w duchu, że Loritie i Kiothren nie wciągnęli go jak do tej pory w "te ich śmieszne podchody", mające na celu uprzykrzenie życia beztroskiemu Lariusowi.
Każde bóstwo Mrocznej Czwórki było osobistością indywidualną. Dlaczego do tej pory nie powyrzynali się wzajemnie? Otóż powodem był pakt, który długi czas wstecz zawarli przeciwko swej matce, Royirosie, i ktorego celem była jej eliminacja. Wszyscy czworo podpisali go własną, świętą krwią, a niedotrzymanie pokoju przez którekolwiek z Mrocznego Kwartetu oznaczałoby jego natychmiastową profanację. Po latach poszukiwań sposobu na bezkarne złamanie paktu, które niestety skutku nie przyniosły, święte rodzeństwo z bólem w czarnych sercach, nauczyło się akceptować siebie wzajemnie. Mimo, że o sympatii, nie mówiąc o czymkolwiek więcej, nie było mowy, korzyści jakie płynęły z połączenia sił, okazały się machiną napędową ich pozbawionych agresji względem siebie działań. Gdy odebrali swej matce jej ogromną boską moc i przejęli Twierdzę Harayonis, postanowili dążyć do nowo postawionego celu... Przyczynią się do podboju przez swych ulubieńców całej Reszty Świata, łącznie z jej najmniejszymi zakątkami.
Dlatego właśnie Kamarish byli tak potężni... Byli narodem Wybranym nie jednego, ale aż czterech bóstw. Dzięki temu Piekielne Otchłanie w niedługim czasie stały się niewysłowioną potęgą, opiewaną przez bardów, zarówno na tle militarnym jak i kulturowym, czego świetnym przykładem była Rheveria, metropolia uznawana za stolicę, przy której inne miasta przypominały marniutkie wioski.


* * * * * * * * * *

"Trzeba za wszelką cenę pozbyć się tych pozbawionych głębszych odczuć bestii. Albo my wyplenimy ich, albo pewnego dnia ktoś znajdzie nasze zmaltretowane zwłoki..."
Elevar II, król Mingonii

"Jeśli uważacie, że ci barbarzyńcy będą wiecznie siedzieć w Piekielnych Otchłaniach, to jesteście w błędzie! W końcu wysypią się stamtąd jak plaga mrówek, które zeżrą wszystko, co napotkają na swej drodze!"
Sauhan Trie, szanowany elfi skrytobójca

Jedynym obecnym ratunkiem jest próba paktowania, ale wątpię, by przyniosło to jakikolwiek skutek..."
Irbana L'anou, uzdrowicielka z krajów południa

"Srał was pies i tak wszyscy zginiemy! Kamarish się w końcu wkurwią i znudzą siedzeniem na dupie, a wtedy dla zabawy, zwyczajnie nas pomordują, ot co! Widziałem tych mutantów w akcji i wiem, że jednemu ich patrolowi zwiadowczemu nie dałoby rady dziesięć naszych! BA! U nich nawet kupcy i prostytutki wiedzą od czego mają te cholerne szpony! I bynajmniej nie służą im one do krojenia chleba!"
Rolyes Squit, jeden z Rady Piętnastu Królestwa Robarionu


Zapewne wiele osób dostrzeże tu podobieństw do twórczości R.A Salvatore, ale to właśnie nią się wzorowałam.
Szczere komentarze mile widziane Big Grin
Hmmm... Troszkę się zawiodłem. Na początku mowa była o agresji, mocnych słowach itp. a najmocniejsze to było chyba "srał was pies"... Ogólnie fragment dość krótki, rozumiem, że to coś w rodzaju prologu, wstępu do większej całości? Bo do poważnej oceny to za mało niestety. Jeśli chodzi o błędy, to zauważyłem kilka literówek, przeczytasz tekst to sama je odszukasz. Błędów stylistycznych nie znalazłem.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że reszta ukaże się niedługoSmile
Witaj. Co do zasad, to zapraszam do lektury Regulaminu. A powitać nas możesz w dziale Przedstaw się Smile

Anyway, zabieram się do lektury...

...ciekawy pomysł, zapowiada się na opowiastkę z rozmachem. Jest nieco błędów interpunkcyjnych. Stylistyka za to siada, niestety. Przekoloryzowane opisy, zbyt rozbudowane zdania i czasem słowa użyte w błędnym znaczeniu (religia jako zaleta, czy "sromotna dokładność"). Popracuj nad warsztatem, i zalecam sprawdzenie znaczenia słów, których nie jesteś pewna w słowniku języka polskiego Smile

Aha, polecam ten program. Na pewno będzie pomocny przy tworzeniu świata.

Teraz czepiactwo Smile

"Ciemność jak co noc, niczym gęsta pajęczyna, spowijała Piekielne Otchłanie" - tzw. masło maślane. Noc z definicji jest ciemna.

"wulkanicznych drobinek, niezauważalnych gołym okiem," - tak sucho jakoś. Lepiej byłoby "wulkanicznych, niewidocznych drobinek," IMHO

"Rasa ta, odznaczała się" - niepotrzebny przecinek

"Jakby tego było mało, zdecydowanie największą zaletą, która przyćmiewała całą resztę, była ich religia." - to zdanie jest pozbawione sensu. "Zaleta - pozytywna cecha charakteru" - religia to jednak nie cecha charakteru.

"Niezwykle piękna bogini o kruczoczarnych włosach, sięgających zgięcia kolan" - to "zgięcie kolan" też tak nienaturalnie brzmi. Może po prostu kolan?

"pełnych warga " - ch*

"która ze sromotną dokładnością" - znowu niepoprawnie. Dokładność sromotna? Wydaje mi się, że przegięłaś z opisami, koleżanko Smile

"Na równi kapryśni" - kapryśny, jak mniemam?

"Dlatego właśnie(,) Larius postawił sobie za punkt honoru wyniesienie Upadłych Aniołów na szczyty władzy" - przecinek niepotrzebny

"językiem, którego wysuwanie, sprawiało mu wiele frajdy." - to też tak nienaturalnie

"K ażde bóstwo Mrocznej Czwórki" - spacja

"Przyczynią się do podboju przez swych ulubieńców całej Reszty Świata," - reszty świata, no chyba, że chodzi o konkretną krainę geograficzną

"Dzięki temu, Piekielne Otchłanie" - przecinek niepotrzebny

"szanowany elficki skrytobójca" - częsty błąd. Elfi to poprawna forma, jako że są to "elfy", a nie "elfici".

"Kamarish się w końcu wku**ią i znudzą" - w tekstach literackich nie cenzurujemy przekleństw

Sem

Poprawiam drogi kolego, dziekuje za pokazanie mi bledow. Z interpunkcja u mnie roznie bywa, gdyz szybko pisze na laptopie, gdzies wtrynie przecinek i zapominam go potem usunac. Co do tych elfow, to rzeczywiscie, masz racje, to rowniez poprawie Wink
Cytat:"Kamarish się w końcu wku**ią i znudzą" - w tekstach literackich nie cenzurujemy przekleństw
Cytat:I) używanie wyrazów wulgarnych i obraźliwych,
Czyli że w tekstach można sobie przeklinać, a poza już nie?
Spoko, mnie tam to pasuje xd

Sem! Ładnie się zapowiada, ale ja to już wiem, chcę byś przeszła do rzeczy! Bo normalnie nie mogę się doczekać głównej bohaterki w akcji. Fajnie mi ją na PW opisałaś i jestem ciekawa, co też ciekawego wymyśli.
No. I pisać to Ty umiesz, nie da się powiedzieć, że nie. Nie dość, że styl pisania jest dobry, to jeszcze wykreowane przez Ciebie postacie urzekają. Bogowie są świetni. Mam tylko nadzieję, ze nie wszyscy, tak na jedno kopyt, będą źli.

Czekam z niecierpliwością na rozdział pierwszy.
Joaśka napisał(a):
Cytat:"Kamarish się w końcu wku**ią i znudzą" - w tekstach literackich nie cenzurujemy przekleństw
Cytat:I) używanie wyrazów wulgarnych i obraźliwych,
Czyli że w tekstach można sobie przeklinać, a poza już nie?

Na forum nie przeklinamy, na SB nie przeklinamy (no, bez przesady Smile ). W tekstach literackich owszem, jako że ma to swój cel.
Początek świetny. Mroczne wprowadzenie do mrocznego świata. Trochę za dużo o tych wulkanach, ale skoro to główny element krajobrazu - nie mam się co czepiać.

Dlaczego Loritie tak bardzo przywodzi mi na myśl Lilith...?

Coś mi się tu nie zgadza. Kiothren "skupiał się na wielkim mieczu jednoręcznym", ale z drugiej strony "nie dba o oręż". Jak to w końcu z nim jest?

O, nawet literówki znalazłam!
"Trzeci, najmlodszy z bogów, Larius".
"matce, Royirosie, i ktorego celem"

"U nich nawet kupcy i prostytutki wiedzą od czego mają te cholerne szpony!" - Bardzo podoba mi się to zdanie ^^

Jedyne, do czego tak naprawdę mogę się przyczepić, to długie zdania. Chwilami nie wiem, na czym się skupić, bo za dużo informacji próbujesz przekazać na raz.

Samo opowiadanie zapowiada się świetnie. Czekam na więcej! ;P

Sem

Nie mam pojecia czemu Loritie przywodzi na mysl Lilith, gdyz nie czytalam opowiadania o Lilith Smile jestem nowa na forum, a ten epizod powstal juz jakies pol roku temu, tylko, ze dopiero teraz go wklejam Smile

Postanowiłam zamieścić pierwszy odcinek Smile Bardzo proszę o wskazanie błędów, literówek i wszystkiego co jest nie tak, co wedlug was powinno ulec poprawce Smile Ostrzegam, że będzie on nudny, bo według mnie nuda na początku być musi, żeby potem akcja mogła ruszyć z kopyta.
Zaczynamy Big Grin

Rozdział Pierwszy
Episode 1: Intryga Arcymaga

Faren Zwillech siedział teraz w fotelu i żarliwie nad czymś rozmyślał, najwyraźniej nie mając ochoty na zbędny wysiłek o czym świadczył jego totalny bezruch. Po chwili ciszy rozejrzał się po pomieszczeniu, bezaprobatycznie mruknął i zabębnił lekko wyszczerbionymi szponami o idealnie wypolerowany blat biurka. Frustrowało go to, że mimo, iż był Arcymagiem, wielkim mistrzem Gildii Magów Rheverii, jego wpływy zostały mocno ograniczone, do czego przyczyniła się pewna dama ze zdolnościami magicznymi. Zastanawiał się, jak pozbyć się Urbii Thirs i poszerzyć zasięg swojej władzy o ostatni i najważniejszy budynek Rheverii... O posiadłości króła Luhkiona Ka'Sothril, którego omamiła wyżej wspomniana wieszczka. Pod jej wpływem rządca Piekielnych Otchłani, potomek samego Władcy Zgonów, Kiothrena, podziękował grzecznie, lecz dosadnie Farenowi za dalszą współpracę. Arcymag odczuwał z tego powodu coś więcej niż zwykłą wściekłość. Ucierpiała jego duma, jego niezłamana dotychczas godność, czego popuścić nie miał zamiaru. Tytuł Oficjalnego Maga Króla nie był mu do szczęścia potrzebny. Arcymagowi chodziło raczej o osobistą zemstę. Oczywiście nie mógł od tak sobie, własnoręcznie zaszlachtować Urbii Thirs, gdyz takowy występek przypłaciłby własną głową, a ta była dla niego cenniejsza, niż tysiące innych głów.
Arcymag przestał wpatrywać się w płomienie pochodni. Jego spojrzenie przeniosło się na kogoś zdecydowanie ciekawszego i o wiele bardziej przykuwającego uwagę. Na kobietę... Jednak nie była to taka sobie pierwsza lepsza kobieta... To było zjawisko. Obdarzona nieprzeciętną urodą, młoda dama o krótko, aczkolwiek finezyjnie ściętych włosach i znudzonych, lecz przepełnionych czujnością i wyraźną nienawiścią bursztynowych oczach. Siedziała teraz na zdobionym, kamiennym parapecie, nie wykazując żadnych oznak skrępowania. Była tak piękna, że Arcymag zwyczajnie zaczął jej pożądać. Podziwiał jej krągłe kształty, pełne wargi i drobne, z pozoru delikatne, zadbane dłonie. Chciał spętać ją magią, podporządkować sobie, zaspokoić żądze i umieścić w swoich komnatach w charakterze nałożnicy, ale... No właśnie, "ale" zawsze się znajdzie i nie zawsze można je ominąć. Faren Zwillech wiedział czego pożąda i z żalem w sercu musiał się powstrzymać od wyciągnięcia po to ręki. Nessis Thunier może i sprawiała wrażenie drobnej kobietki, ale nie zmieniało to faktu, że była znaną w całej Rheverii najemniczką. Wielu próbowało ją zabić, wielu próbowało ją mięć, a ona wciąż powiększała swoją kolekcję ofiar, mając się przy tym świetnie. Chodziły plotki, iż była córką samego Lariusa, Gadziego Pana, co tłumaczyłoby kształt jej źrenic oraz nieprzeciętną obronę magiczną. Jednak były to tylko domysły, a wszyscy ciekawscy, zadowolić się musieli plotkami. Ogółem najpewniejsza informacja, jaką o niej dysponowano to taka, że panienka Thunier liczyła sobie cholernie duże sumy za wykonane zadania.
- Arcymagu, ja rozumiem, że ludzie twojego stanowiska mogą sobie pozwolić na dłuższe przemyślenia, ale czas mi ucieka, a czas to pieniądz. - Jej niski głos wyrwał Farena z zadumy, doprowadzając go do mimowolnego wzdrygnięcia i przyjemnego dreszczyku. Zwillech opanował się jak najszybciej tylko umiał, spojrzał na nią swoim zwyczajnym, pełnym wyższości i pogardy wzrokiem i odchrząknął.
- Trochę pokory, kobieto! Może twoje umiejętności dostarczają ci dywanów do deptania, ale to ja wykładam złoto... Dodam, że mogę go wyłożyć dużo, a jak będziesz grzeczna, pomyślę nad małą premią. - huknął oburzony. Był Arcymagiem i nieczęsto spotykał się brakiem szacunku ze strony kobiet. Jednak na Nassis jego tytuły najwyraźniej nie robiły wrażenia.
- Gdybym nie miała pewności, że możesz sfinansować tą umowę, twoi marni magowie wybieraliby teraz nowego Arcymaga. Słucham zatem, jaką premię masz na myśli? - rzuciła obojętnym tonem, co wzbudziło w Farenie mieszankę wściekłości i wzmożonego podniecenia. Przez tę jej niedostępność pożądał jej jeszcze bardziej niż wcześniej. Dziękował w duchu Mrocznej Czwórce za dar błyskawicznego opanowywania.
- Nie bądź taka pewna siebie, dziecinko, jeśli nie chcesz skończyć w kanałach Rheverii pod postacią szczura. - Uśmiechnął się słodko na widok lekkiego skrzywienia na jej twarzy - Co do premii... Hmm... Jeśli dobrze to rozegrasz, prócz dwóch skrzyń złota, otrzymasz jeszcze "nieco" drogich kamieni i niewolnika, którego pozwolę Ci wybrać. - Na dźwięk jego słów, oczy Nessis rozjaśniły się błyskawicznie, ale wyraz jej twarzy pozostał niezmieniony, nadal przedstawiał idealny przykład stoickiego spokoju.
- Przekonała mnie twoja propozycja, magu. Teraz powiedz mi, któż to taki stoi ci na drodze do kolejnego szczebla hierarchii?
- Urbia Thirs, elfka, nadworna wieszczka samego Jariera. - wycisnął przez zęby, a jego ręka gwałtownie drgnęła na blacie.
- Zabić?
- Taaa... - Ostatnia litera utknęła mu w gardle. Farem zamyślił się. Nie mógł pozwolić Nessis odebrać sobie przyjemności zabicia Urbii Thirs... Sam chciał przyjrzeć się ostatniemu tchnieniu osoby, która ograniczyła jego wpływy i zdeptała jego dumę. - Nie! Podetnij jej ścięgna i żywą przynieś do mnie. Tylko dyskretnie! Nie chce żadnego skandalu, jeśli wiesz co mam na myśli...
- Tak, wiem. W sumie... Któż inny mógłby to wiedzieć lepiej ode mnie... Nie obawiaj się, magu... - Delikatnie zsunęła się z parapetu, by następnie zacząć iść w jego kierunku, ponętnie kręcąc biodrami. - Twoje sekrety są u mnie bezpieczne... - Zbliżyła się na odległość wyciągniętej ręki. Arcymag, mimo wszelkich starań, nie był w stanie dłużej hamować emocji. Jego tętno i oddech przyspieszyły, a wargi zaczęły drżeć. Zdał sobie sprawę, że tytuł Mistrza Gildii nie uśpił w nim męskich popędów. Zastanawiał się, co jest nie tak. Przecież dotychczas odpierał zaloty całej damskiej elity Rheverii. Nie zwracał uwagi na maślane oczy, słodkie usta, jędrne wyrzeźbione ciała. Myśli kłębiły się w jego głowie. Nie potrafił pojąć tego, jak jedna drobna osóbka, wywoływała w nim całe to podniecenie, nawet nie starając się tego zrobić. Nessis najwyraźniej tylko czekała na chociażby najmniejszą oznakę słabości. W końcu, gdy już miała pewność, że nie zostanie odtrącona, mogła przystąpić do działania. Postawiła obutą aż po kolano w jaszczurzą skórę stopę na rzeźbionym podłokietniku i pochyliła się, by móc spojrzeć Farenowi w oczy.
- I pamiętaj, magu... - Złożyła delikatny pocałunek na jego policzku. - Nie próbuj zrobić ze mnie idiotki... - Przejechała wargami w dół jego twarzy. - Dostaniesz swoją magiczną sukę... - Ponowiła pocałunek, jednak tym razem był on namiętny i skierowany w usta maga, którego palce zacisnęły się na blacie biurka. - Ale obyś dotrzymał umowy. - Przygryzła gwałtownie jego dolną wargę tak mocno, że drobny paciorek szkarłatnej krwi stoczył się po jego brodzie. Nessis wyprostowała się, oblizała swoje usta i bez słowa ruszyła do drzwi wyjściowych z gabinetu Arcymaga, zostawiając Farena drżącego i zszkowanego, samego z jego własnymi problemami, albo raczej... Fetyszami... Taka już była. Epatowała seksapilem, a faceci padali jej do stóp. I nie chodzi tu o to, że zmuszała ich do tego bronią. Sami się kładli. Mieli tylko pecha, że Nessis zwyczajnie, jakby nigdy nic ich mijała. Faren Zwillech wiedział już, co miał na myśli jego niegdysiejszy mistrz, mówiąc: "Czasem sam nie wiem, czy seks nie zabija skuteczniej niż oręż, czy nawet magia..."
(12-02-2010, 20:15)Sem napisał(a): [ -> ]Nie mam pojecia czemu Loritie przywodzi na mysl Lilith, gdyz nie czytalam opowiadania o Lilith Smile
Lilith to postać z mitologii Wink

(12-02-2010, 20:15)Sem napisał(a): [ -> ]bezaprobatycznie mruknął
Takie słowo w ogóle istnieje? No i ta "bezaprobata" też mi się w ogóle nie podoba... Może "mruknął z dezaprobatą"?

(12-02-2010, 20:15)Sem napisał(a): [ -> ]posiadłości króła Luhkiona
Wybacz, nawyki z innego forum ;P

(12-02-2010, 20:15)Sem napisał(a): [ -> ]gdyz takowy występek
Kropejszyn...

(12-02-2010, 20:15)Sem napisał(a): [ -> ]Urbii Vandree
To jak ona się w końcu nazywała? Urbia Thirs, czy Vandree?

(12-02-2010, 20:15)Sem napisał(a): [ -> ]drżącego i zszkowanego
Uciekło Ci "o".

A ja wiem, czy to było aż tak nudne...? Może krew się nie lała, może nikt przed nikim nie uciekał, ale nie ziewnęłam ani razu ;P I dlaczego Nessis już mi się podoba? xD

Sem

Urbia nazywa sie Thirs, po prostu myslalam chyba o postaci z trylogii Cunningham i tak napisalam przypadkowo jak przepisywalam Big Grin juz to poprawiam.

Co do tego nudne to dla mnie jest nudny ten epizodzik, bo ani krew sie nie leje, ani nie ma ciekawszych, ostrzejszych dialogow, a akcja stoi w miejscu Big Grin nastepne beda ciekawsze Big Grin
"różnorakiej wielkości i sile eksplozji" -> trąci mi to filmem dokumentalnym o wulkanach, polecam to jakoś przeredagować, żeby się tak nie kojarzyło Tongue

"Bóg nie nosił niczego" -> miast niczego napisałbym ubrania

"na prawdę" -> razem

"króła" -chyba chodziło o króla

"pełnym wyższości i pogardy wzrokiem i odchrząknął." zrezygnuj z pogardy i zdanie będzie o wiele lepiej brzmiało

"usta maga, którego palce zacisnęły" trochę to brzmi jakby usta maga miały swoje palce i zaciskały się na blacie ;D

"do drzwi wyjściowych z gabinetu Arcymaga" - do drzwi wyjściowych, starczy

"Epatowała seksapilem, a faceci padali jej do stóp" - ten seksapil trochę nie pasuje do brudnego, fantastycznego świata IMO

"zwyczajnie, jakby nigdy nic ich mijała" - > "jakby nigdy nic" jest wtrąceniem i powinno być oddzielone z dwóch stron przecinkiem

"Czasem sam nie wiem, czy seks nie zabija skuteczniej niż oręż, czy nawet magia..."

No cóż. Niby fajnie się czyta, niby fajny motyw z tymi demonami, ale tak naprawdę nie wiem co się dzieje Wink Jest sobie jakiś arcymag, nie wiadomo przez kogo i jak wybrany. Jest sobie najemniczka (ona była świetnie przedstawiona), która gryzie zleceniodawców w wargi (tfu z tym fetyszem xD). Trochę jestem skołowany, bo nie wiem o co chodzi w opowiadaniu (czyżby motywem przewodnim było to jedyne zabójstwo?). Może później się to rozkręci, ale początek mnie nie porwał, chociaż ciekawie opisujesz fizykę świata Smile Trochę tylko nie spodobało mi się określanie tej nowej rasy jako Upadłych Aniołów, gdyż nie leży mi to w kontekście, dlatego czuję się uprzedzony z góry, przykro mi Tongue
No nic, będę czekał na dalsze części Smile

Danek
Ech.. Błędy wyszperali inni to ja sobie dałem spokój. Przeczytałem do końca i przyznam że się umęczyłem. Budujesz jakiś świat, jakieś bóstwa, wstawiasz długaśny opis na samym poczatku, średnio cierpliwy czytelnik zwieje po mniej więcej stronie najwyżej dwóch. Moim skromnym zdaniem nie był to najlepszy pomysł. Myślę że realia świata lepiej było by przedstawiać po trochu, kiedy potrzebne są do czytelnikowi do zrozumienia wydarzeń. W drugiej części nieco lepiej. Opisy sensownie powiązane z tą garsteczką akcji którą nam przedstawiłaś.
Kwestie językowo, warsztatowe
- Dialogi miejscami dość "sztywne", niektóre nawet trudno sobie wyobrazić by zostały wypowiedziane w takiej formie, w jakiej je umieściłaś. Warto by również uważać na opisy. Miejscami pojawia się "nadmiarowość" utrudniająca czytanie.
Wygląda to wszystko jednak rozwojowo, czyli że zmierza we właściwą stronę, czyli jak mawiają Rosjanie "Pożyjom, uwidiom"
Pozdrawiam serdecznie.

Sem

Przyjemnej lektury życzę i zapraszam do komentowania.


Rozdział Pierwszy
Episode 2 "Elfie uszy i stary przyjaciel"

Ponad drobinami i pyłami wulkanicznymi nieboskłonu Piekielnych Otchłani, rozciągała się pozorna pustka. Dlaczego pozorna? Bo pustka, z której po bliższym wglądzie wyłania się ogromny, płonący budynek, nie jest już wcale taka pusta. Chwila... Tylko kogo to obchodzi? Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, a Twierdza Harayonis nie była widoczna mieszkańcom Piekielnych codziennie. Właściwie prawie nigdy nie była dostrzegalna, jednak Kamarish wiedzieli kto zajmuje to wielkie lokum i woleli nie narzucać się tym "osobom" swoją przesadną bliskością. Co jak co, ale jeśli ma się Mroczną Czwórkę w charakterze "sąsiadów piętro wyżej", lepiej nie kierować wzroku w górę, gdy nie jest to konieczne. Pośród zawiłych korytarzy zdobionych nieograniczonym w żaden sposób ogniem, sporadycznie można było natknąć się na obszerne pomieszczenia, których może i wiele nie było, ale za to szokowały rozmiarem. Właśnie w jednym z takich pokojów przebywały teraz cztery, jakże istotne dla całej rasy Kamarish postacie. Mroczny Kwartet, jak codziennie o tej porze, w siadzie skrzyżnym, unosząc się nad płomieniami tkwił pogrążony w zadumie. Wydawać by się mogło, że dojmująca cisza, panująca teraz wśród rodzeństwa w żaden sposób nie zostanie przerwana, ale... Larius podniósł prawą powiekę, omiótł wzrokiem resztę bogów, a gdy miał pewność, że jego gwałtowne wybudzenie nie zostało dostrzeżone otworzył drugie oko. Kilka razy ostentacyjnie wysunął język i odchrząknął.
- Khem... Hmmm...
- Lariusie, do cholery jasnej, jeśli natychmiast nie stulisz swojego wężowego pyska, wyjdę z siebie! - wrzasnęła Loritie, gwałtownie podrywając się i miękko lądując w płomieniach bosymi stopami. - Nie wytrzymam tego! Nie ma spokoju w twoim towarzystwie! - Larius uraczył ją słodkim uśmiechem, po czym przeciągnął się leniwie, nadal wisząc w powietrzu.
- Wybacz, Loritie, ale mam gdzieś twoje związki napięcia.
- Ostrzegam cię, gadzi wypierdku!
- Jeśli myślisz, że obawiam się twych delikatnych łapek, to jesteś w gruuuubym błędzie. - roześmiał się, patrząc na nią z góry. Wyraźnie czerpał niewysłowioną przyjemność z jej gniewu - Poza tym, sama naruszasz swoją upragnioną ciszę codziennie. Po kilka razy w ciągu doby drzesz gębę jak elfka w czasie rui. I to, cholera, bez powodu! Ja tymczasem chciałem coś oznajmić.
- Wiem co chcesz nam powiedzieć... - gwałtownie wtrącił się Kiothren. - I muszę dodać, że nie jestem zadowolony z takiego obrotu spraw...
- Loritie popatrzyła na Lariusa, następnie na Kiothrena. - O co chodzi?
- Jakbyś nie pindrzyła się całymi dniami, to byś...
- Milcz, Lariusie! - Kiothren zdusił nadchodzącą kłótnię w zarodku, wziął głęboki wdech, przetrzymał chwilę powietrze, po czym powoli je wypuścił. - Córka Lariusa ułożyła się z Arcymagiem, droga siostro, a to oznacza, że Urbia Thirs zostanie zgładzona jeśli się nie wtrącimy.
- Chwila! - Loritie prychnęła - Przecież wszyscy doszliśmy do wniosku, że Urbia Thirs jest nam jeszcze potrzebna...
- Spłodziłem cholerną córkę doskonałą! - Larius klasnął w dłonie i wywalił ku Loritie wężowy język.
- "Córkę doskonałą", którą wypchnęła z siebie jakaś podrzędna służąca w pałacach Luhkiona... Ot masz się czym chwalić, gadzie - odparła bogini, racząc Gadziego Pana widokiem swojego środkowego palca.
- Liczy się efekt! Teraz moja dziecinka rozwali łeb Twojej ulubionej elfiej wieszczce, siostrzyczko! - roześmiał się głośno - Taak! Potem ten zmasakrowany łeb rzuci pod nogi Arcymagowi!
- Zamilczcie oboje, do cholery, bo zaraz i moje nerwy zostaną mocno nadszarpnięte! Urbia Thirs musi żyć! W wiadomym celu... Problemem jest Nessis...
- Jeśli uważacie ją za problem to wszyscy musicie się jeszcze wiele nauczyć - rzekł Irva posępnym głosem, co resztę kwartetu wpawiło w głębokie zdziwienie. - Nessis jest istotną, jeśli nie najistotniejszą, osóbką całej tej historii. Trzeba ją tylko powstrzymać przed zabicie elfickiej wieszczki.
- Kiothren spojrzał na Świętego Mistyka z powagą - Co masz na myśli?

* * *

Rheveria... Serce Piekielnych Otchłani, położone niczym życiodajna oaza pośród skalistego pustkowia. Miasto, w którym by pracować uczciwie i jednocześnie godziwie zarabiać trzeba było trudnić się jednym z trzech zawodów - kapłan, mag, bądź grabarz. Trzeci z wymienionych zdecydowania wymagał największego wysiłku, gdyż świeże zwłoki dosłownie partiami zasypywały ulice. Czasami jakieś ciało zostało przeoczone, a że Kamarish rozkładali się szybko, ale nadzwyczajnie nieprzyjemnie pachnąc, smród w błyskawicznym tempie obiegał okolicę w promieniu stu metrów. Oczywiście Rheveria miała też swoje plusy. Ciągle pojawiali się tu kupcy z Dalekich Krain, dzięki czemu towary szokowały różnorodnością. W zamian za trochę złota można było dostać wszystko, od jedzenia i alkoholi, przez sprzęty codziennego użytku, biżuterię, aż po zwierzęta, monstra i niewolników. Na każdym kroku widniał ktoś donośnie się reklamujący, drobny kram, bądź pokaźny zadaszony stragan. Prócz handlowców wręcz roiło się tu od tawern, spelun i knajp. Kwitł przemysł narkotykowy i prostytucja. Ulice, uliczki i alejki, nad którymi unosiły się, służące oświetleniu kule energii, wyłożone były najbardziej dostępnym budulcem - dokładnie obrobionym kamieniem. Wszędzie panował hałas, gwar, tłok i przepych. Handlarze przekrzykiwali się wzajemnie, wyzywająco odziane kurtyzany zaczepiały przechodniów, a szlachetnie urodzeni mieszkańcy obrzucali pogardliwymi wiązankami wszystkich tych, którzy ośmielili się nie zejść im z drogi. Zapadała noc, a miasto ani na chwilę nie przestawało tętnić życiem.

* * *

Nessis Thunier z impetem otworzyła drzwi gospody zwanej przez mieszkańców El'Qvron Setaphris, co oznaczało Elfi Skalp. Co prawda nazwa nie należała do przyjemnych, ale trudno się było temu dziwić, zważając na gości, którzy tam bywali. Mordercy, złodzieje, niebezpieczni magowie oraz wiele, wiele innych ciekawych osobistości. To wszystko i jeszcze więcej w jednej przestronnej sali. Mimo hołoty Nessis dobrze czuła się w tym miejscu. Sama nie wiedziała dlaczego. Przeszła przez pomieszczenie, nie omieszkując po drodze zdzielić w łeb jakiegoś pijanego krasnoluda i zajęła miejsce przy barze.
- Nessis, dziecino! - Barman rozpromienił się na jej widok. - Znowu przyszłaś utopić stres w szklaneczce Tratmy? - Nachylił się ku niej, by usłyszeć odpowiedź pośród wrzasków nawalonych mężczyzn.
- Witaj, Havorze. - Uśmiechnęła się subtelnie, podając mu dłoń. - Co do Tratmy to tak, przyszłam się schlać.
- Więc pij, moja piękna! - Wyciągnął spod lady miedziany kubek i napełnił go po brzegi złotawym alkoholem. - Trzymaj, niunia. Na zdrowie! - Nessis wzięła naczynie, po czym pociągnęła kilka zdrowych łyków. Havor poczekał, aż przełknie płyn i chrząknął znacząco.
- Ktoś cie szukał, dziecko.
- Hmm?
- Hakuti Pervez! - Roześmiał się na widok jej opadniętej szczęki. - Tak! Ten Hakuti! Ten, który wisi ci sławetną przysługę!
- To on wrócił...
- A jakże! Przecież obiecał, że wróci! Przywiózł ze sobą tyle blizn, że najgorszy męczennik nie miałby tylu! Ale wiesz maleńka, pamiętasz jak mówiłaś, że zawsze chciałaś mieć wisior z elfim uchem? Przywiózł ci trzydzieści elfich uszu! Cały stos elfich uszu! Do wyboru do koloru! - Havor gadał i gadał, ale Nessis przestała go słuchać. Starała się przypomnieć jak wygląda twarz Hakutiego. Kiedyś, dokładnie czterdzieści lat temu, byli przyjaciółmi, jednak pewnego dnia on po prostu się spakował i wyjechał, nie wyjaśniając niczego. Nessis znienawidziła go do tego stopnia, że kompletnie wymazała go ze swych wspomnień. I nagle wszystkie obrazy stanęły jej przed oczami, a nienawiść zapłonęła na nowo. Havor widząc jej skrzywienie, zamilkł, a uśmiech spełzł z jego twarzy. - Nessis... Maleństwo... Nie rób niczego pochopnie. On się zmienił, zabił dla Ciebie całe stado pieprzonych, śmierdzących elfów! - Nie zwracała uwagi na jego słowa. - To chociaż daj mu się wytłumaczyć, zanim go zabijesz! - Nessis zmrużyła oczy, złapała za kubek i gwałtownie go osuszyła. Havor wpatrywał się w nią z niepokojem i uprzedzając pytanie westchnął, po czym powiedział - Jest na górze... - Nessis poderwała się z miejsca i błyskawicznie dobyła naręcznych ostrzy, zwanych Uthra, które dotychczas spokojnie wisiały u jej ud.
- PERVEZ! - wrzasnęła, przeskoczyła bar i rzuciła się biegiem w stronę schodów - Ty cholerny gnoju! Pervez! - Przeskakiwała po cztery stopnie, a gdy w końcu znalazła się na górze, dopadła do drzwi prywatnego pokoju Havora i zaczęła napierać na klamkę. - Otwieraj! Wyrwę ci ten kłamliwy język! ROZUMIESZ?! Pervez! Parszywy tchórz! Mógłbyś mi chociaż spojrzeć w oczy zanim cie zabije! - Wymierzyła kopniaka bogom ducha winnym drzwiom, a gdy zdała sobie sprawę, że zza drewna nie dobiega żaden dźwięk, zaczęła kopać regularnie. - Pervez! Otwieraj te drzwi! I tak cie dopadnę! Po co to opóźniasz?!
- Nessis! Na bogów! - Głos Havora , dobiegający z dołu sprawił, że wzdrygnęła się. - On śpi jak zabity! A drzwi otwierają się do zewnątrz... - Nessis wydęła wargi, po czym starała się spokojnie przetrawić to, że darła gębę sama do siebie, zrobiła z siebie idiotkę i pozwoliła emocjom wziąć górę.
- Cholera jasna! Nessis Thunier, ty tępa dziewko... Pieprzony Hakuti! - Pociągnęła klamkę. Drzwi z donośnym skrzypnięciem ustąpiły, a Nessis mogła w końcu zaspokoić ciekawość. Pewnie przestąpiła próg i rozejrzała się po ciasnej klitce, będącej niegdyś strychem, teraz pełniącej rolę prywatnej kwatery Havora. Wszystkie meble były dosłownie poupychane. Na środku pokoju umieszczony został chwiejący się stolik, na którym porozrzucano papiery, książki i rękopisy wierszy właściciela El'Qvron Setaphris. Nessis kochała poezję tego serdecznego Kamarish. Może dlatego, że patrzył na wszystko z większym naciskiem na zalety. Był optymistą, czego mu zwyczajnie zazdrościła, gdyż sama dostrzegała tylko minusy, nie potrafiąc opanować swej nienawiści, którą pałała do całego świata. Podczas gdy skrytobójczyni zastanawiała się czemu życie nakopało jej w cztery litery, Hakuti Pervez otworzył oczy i przyjrzał się jej plecom, a kąciki jego ust uniosły się.
- Nessis... Cieszę się, że cię widzę... - mruknął ochryple, na co Nessis wzdrygnęła się i ze zwykłą dla siebie gwałtownością poderwała dłonie do góry, zaciskając palce mocniej na rękojeściach naręcznych ostrzy, by następnie w ułamku sekundy odwrócić się i przyjąć postawę.
- Pervez... - Rozluźniła się na widok jego uśmiechniętej twarzy.
- Tak, moja droga...
- Ty...
- Tak, wróciłem.
- Ty gnido dworska! - Postąpiła ku niemu, rozprostowując skrzydła na tyle, na ile pozwolił jej rozmiar pokoju. - Zniknąłeś na cholerne czterdzieści lat i jak gdyby nigdy nic mówisz teraz "wróciłem?! - wrzasnęła, jednak Hakuti nie wyglądał na przerażonego.
- Może i czterdzieści lat, ale wyglądasz tak samo i nadal jesteś taką samą histeryczką.
- Histeryczką?! Chyba mam prawo cie opieprzyć za to, co odwaliłeś!
- Nie do wiary! Cała Rheveria krzyczy o tym, jaka to jesteś świetna, jaka piękna, doskonała, perfekcyjna w swoim fachu, jaka niebezpieczna, bezlitosna, szybka, czujna i w ogóle w ogóle, a ty zwyczajnie dałaś się zaskoczyć nagiemu kamarish, którego zamiast zabić, opieprzasz. Interesujące... - Uśmiechnął się zawadiacko. Nessis przypomniała sobie, dlaczego tak bardzo lubiła jego towarzystwo. Przejechała wzrokiem po jego nagim ciele, dochodząc do wniosku, że wyprawa w Dalekie Krainy uczyniła go jeszcze bardziej męskim, niż był kiedyś. Miał proste, bardzo jasne włosy, które opadały na jego muskularne ramiona, błekitne oczy, owalną twarz, wąskie wargi i długi, nieco zdeformowany, aczkolwiek zgrabny nos. Jednak częścią jego ciała, od której Nessis dosłownie nie mogła oderwać wzroku, był idealnie wyrzeźbiony przez te czterdzieści lat tors.
- Zaskoczona przez nagiego kamarish, mówisz... - mruknęła, a naręczne ostrza głośno uderzyły o podłogę, gdy kamarish pozwoliła im wypaść z rąk.
"wpawiło" - wprawiło

"błekitne" - błękitne

"przed zabicie" - przed zabiciem

"zanim cie zabije" - zanim cię zabiję

"Głos Havora , dobiegający" - bez spacji przed przecinkiem

Na początku tekstu widziałam "Kamarish", później jednak pojęcie był zapisane małą literą. Zdecyduj się na coś ;P

"- Loritie popatrzyła na Lariusa, następnie na Kiothrena. - O co chodzi? "
"- Kiothren spojrzał na Świętego Mistyka z powagą - Co masz na myśli? " - coś z tym myślnikiem jest nie tak. Bo niby zaczyna się kwestia bohatera, ale wcale nie jest kwestią.

I znowu Ci się "Vandree" wcisnęło.

"- "Córkę doskonałą", którą wypchnęła z siebie jakaś podrzędna służąca w pałacach Luhkiona... Ot masz się czym chwalić, gadzie - odparła bogini, racząc Gadziego Pana widokiem swojego środkowego palca." - jak ich poprzednie kłótnie były średnio ostre, tak ten fragment mi się podoba xD

"W zamian za trochę złota" - W zamian za odrobinę złota

Dziwne to dla mnie jest, że raban, walenie w drzwi i dzikie wrzaski nie obudziły Hakuti'ego, ale jak tylko Nessis weszła do pokoju (w moim mniemaniu dość cicho), zbudził się natychmiast. Telepatia...?

"mówisz teraz "wróciłem?!" - nie zakończyłaś cudzysłowia

"cie opieprzyć" - cię opieprzyć

Mamo... Błękitnooki blondyn...? Za jakie grzechy?! ;/

Sem

Rozdział Pierwszy
Episode 3 "Dziwny przebłysk litości"

Nessis Thunier z dumnie uniesioną głową kroczyła jedną z głównych ulic Rheverii. Nie musiała lawirować wśród tysięcy tłoczących się istot, wszyscy ustępowali jej drogi. Pospólstwo znało twarz skrytobójczyni, a zasłyszane historie, opowiadające o okrucieństwach, do których była zdolna, zmuszały do okrążania jej szerokim łukiem. Strach wręcz wisiał w powietrzu, niczym płaszcz spowijał każdego przechodnia, wstrzymującego oddech w obawie przed starciem. Nessis czuła emocje, które wyzwalała sama swoją obecnością, karmiła się lękiem. To była jej perwersja, zakorzeniona głęboko w psychopatycznej jaźni, siedząca tak zawzięcie, że dziewczyna nie potrafiłaby jej z siebie wyrzucić nawet z nożem przy gardle. Nawet podczas najgorszych tortur...
Idąc brukowanym chodnikiem, starała się zdusić uśmieszek satysfakcji, który wdzierał się na jej twarz za każdym razem, gdy przywoływała w pamięci obraz miny Hakutiego.
- Kretyn - mruknęła pod nosem, na co gromadka spłoszonych gnomów gwałtownie uciekła na drugą stronę ulicy, prawie wpadając pod nogi pijanego krasnoluda. Nessis nie mogła wyjść z podziwu dla swojej silnej woli. A może to po prostu było ego lub urażona duma. Kogo to obchodzi, liczył się efekt. Hakuti ją pociągał, był jedynym mężczyzną, który swoim dotykiem potrafił zrobić z niej uległą ciepłą kluchę. Nie kochała go, jak z resztą nikogo, ona go czysto fizycznie pożądała.
"Nessis... Pragę cię..." wyszeptał jej do ucha, gdy już siedziała mu na kolanach, całując go namiętnie, z długimi nogami oplecionymi wokół jego pasa. Wydawać by się mogło, że wszystko skończy się tak, jakby Perwez tego chciał, ale gdy tylko niecierpliwymi, drżącymi palcami zaczął dobierać się do wiązania jej gorsetu, Nessis wymierzyła mu policzek, podniosła się, po czym ze słodkim uśmiechem sięgnęła po Uthra, umocowała je przy udach i skierowała się do wyjścia, zostawiając Hakutiego z szeroko otwartymi ustami.
BUM! Uśmiech spełzł z jej twarzy, gdy jakiś wychudzony Kamarish, liczący sobie góra sto dwanaście lat, najwyraźniej nie zdołał opanować pędu i z impetem wbił się w jej nogi, by następnie jak długi runąć na bruk. Z jego dłoni o niewykształconych jeszcze szponach wypadł pokaźnych rozmiarów pieczony udziec. Chłopiec patrzył na Nessis błagalnie, wytrzeszczonymi ze strachu oczami. Oczami zaszczutego zwierzęcia...
Nessis kucnęła, chwyciła dzieciaka za czarne, brudne włosy i bez wysiłku pociągnęła go ku górze, niewzruszona bezradnym kwileniem. Poczuła chęć zmiażdżenia mu tchawicy, w końcu ufajdał jej spodnie, i zapewne zrobiłaby to, gdyby nie drobny szczegół, który zmroził jej ruchy. Oczy chłopca nie były takimi sobie zwykłymi oczami. Na początku Nessis nie zwróciła na to uwagi, ale jego źrenice były cienkie, podłużne... Gadzie...
- Tam jest! - Ozwały się basowe krzyki. - Pieprzony złodziej!
Nessis ujrzała dwóch potężnie zbudowanych Kamarish, torujących sobie przejście przez tłum pięściami i kopniakami. Już wiedziała dlaczego chłopiec biegł tak szybko i dlaczego towarzyszył mu pieczony udziec. Wypuściła z palców przypominające pozlepianą sierść włosy gówniarza, by chwycić jego podartą, szorstką koszulę i brutalnie posadzić go na bruku.
- Siedź i nie waż się ruszyć, a nic ci się nie stanie! - warknęła, po czym wcisnęła udziec w dłonie dziecka, przestąpiła go i z rękami skrzyżowanymi na obfitym biuście czekała na dwóch mężczyzn, w których rozpoznała Straż Królewską.
- Kogo ja widzę! Cóż to się stało, że dwaj "mężni wojownicy" uganiają się po całej Rheverii za jednym jaszczurzym udźcem? - rzuciła ociekającym jadem głosem, nie ukrywając pogardy. Jeden ze strażników ukłonił się nisko, natomiast drugi najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego z kim ma do czynienia.
- Zejdź mi z drogi, dziewko! - Uniósł wielką łapę, by wymierzyć jej cios, ale Nessis przeczuwała, że coś takiego może nastąpić. Strażnicy czuli się bezkarni, mając za plecami Króla Luhkiona, ale ona nie miała zamiaru popuścić zniewagi. Zanim mężczyzna do końca uniósł rękę, dobyła prawego Uthra i precyzyjnym cięciem pozbawiła go głowy. Ostrze zatoczyło krwawy łuk, a nie do końca jeszcze martwe ciało opadło najpierw na kolana, a potem z hukiem zwaliło się na ziemię. Obok z plaśnięciem wylądował brodaty łeb niedoszłego damskiego boksera.
- Bądź tu kulturalną... Jak cie matka wychowała?! - wrzasnęła w kierunku zwłok i splunęła na nie siarczyście. - No to o co chodzi? Czegóż takiego dopuścił się ten chłystek, żeby to dwóch uzbrojonych, rosłych chłopów ścigało go po całym mieście? - Wlepiła wzrok w drugiego strażnika, który dopiero teraz zamknął usta. Śmieszyła ją mieszanka zdziwienia i szoku, jak pajęczyna przylegająca do jego gęby. Mężczyzna bezgłośnie poruszał wargami, na co Nessis w napływie frustracji zmarszczyła brwi. - Pytam do cholery!
- Ja... My... Ten szczeniak - wskazał na kulące się za zabójczynią dziecko - ukradł udziec przeznaczony na stół królewskiej wieszczki.
- Uuu... I co chcieliście mu zrobić?
- Oduczyć złodziejstwa...
- Czyżby to były jakieś nowe, elfie metody nauczania? - Nessis dobyła drugiego Uthra, a na jej twarzy wykwitł sadystyczny grymas. - Wiesz co mnie boli?
- Nie proszę pani... - rzekł drżącym głosem, na co kobieta błyskawicznie do niego doskoczyła i urżnęła mu lewą rękę nad łokciem tak szybko, że nawet jej własne oczy zarejestrowały zaledwie błysk. Uthra były Demonicznymi Ostrzami, co oznacza, że długie lata przechowywano je w wywarze z demonich serc. Dlatego z taką łatwością cięły nawet kamarishiańskie pancerze.
Strażnik zawył, słaniając się na nogach i kurczowo trzymając za kikut. Nessis kucnęła przy nim, odwiesiła naręczne ostrza i sięgnęła po odciętą kończynę.
- To ja ci powiem co mnie boli! - zdzieliła go jego własną ręką w twarz - Boli mnie to, że Kamarish usługują jakiejś elfiej wywłoce w Piekielnych Otchłaniach! - ponowiła uderzenie - Że chcą krzywdzić swoich braci w imię tej elfiej wywłoki! Rozumiesz?! - Nie słuchał jej, po prostu jęczał, wijąc się na chodniku, ale ona miała to gdzieś. - I wiesz co? Żeby nam ta wieszcząca (ocenzurowano) z głodu nie zeszła, zanieś jej to! - Wetknęła plamiącą rękę za kolczugę strażnika. - Skoro z takim poświęceniem popierdalasz dla niej po mieście, możesz też poświęcić rękę, żeby się nażarła! - Wstała, przewróciła go kopniakiem i zaczęła wypatrywać chłopca, którego ocaliła od śmierci. Ku jej zdziwieniu siedział tam, gdzie mu kazała, z rozświetlonymi oczami, chłonąc zaserwowane przez nią przedstawienie z wyraźnym uwielbieniem. Dostrzegła nawet na jego twarzy uśmiech, który sama dobrze znała... Był to grymas rozkoszy... Pojawiający się tylko w momentach zaspokajania psychopatycznych żądz krwi i zadawania bólu.
- Jak masz na imię? - spytała nie kryjąc ulgi. Zaspokoiła pragnienie mordu tak, jak ćpun zaspokaja narkotykowy głod.
Chłopiec spojrzał na nią nieufnie, ale był rozsądny. Stanął na nogach, odłożył udziec i ukłonił się. - Shipu, moja pani.
- Shipu... Od tej pory pracujesz dla mnie. - rzuciła beznamiętnie, zupełnie jakby informowała go o porze dnia. Myślała, że chłopak będzie błagał o wolność, ale on skinął głową i wpatrując się w nią zafascynowany podniósł z ziemi udziec, który w końcu mógł zatrzymać.
Nessis sama nie wiedziała dlaczego pomogła temu chłopcu. Takie przebłyski litości nie zdarzały jej się często. To co nastąpiło przed chwilą wcale jej się nie podobało, jednak nie miała czasu na rozmyślanie, praca czekała. Wzięła dziecko i jego upragniony udziec na ręce, rozprostowała skrzydła i wzbiła się w powietrze. Musiała się spieszyć, jeśli chciała dostarczyć Arcymagowi elfią wieszczkę jeszcze dzisiaj.
Stron: 1 2