Via Appia - Forum

Pełna wersja: W tym wielkim Wszechświecie.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Takie małe opowiadanie zaczęte jak miałem ogromną fazę na wiedźmaka.

I

Statek Łowca wylądował w dokach cytadeli. Fertris musiał przyznać - Frank się spisał. Jego wahadłowiec latał teraz trzy razy szybciej.
Odczekał, aż ciśnienie na lądowisku się wyrówna. Wyszedł ze statku. Miecz zostawił w środku, wziął ze sobą tylko dwa laserowe pistolety. Nieraz już ktoś go tutaj atakował. Zresztą wyglądał niepozornie. Był niski, miał krótkie włosy i lekki, trzydniowy zarost. Lat miał dwadzieścia trzy. I umiał się bronić, w końcu był Wiedźminem, zabójcą potworów. Jego umiejętności dowodził amulet w kształcie głowy smoka. Tylko najtwardsi kończyli szkolenie bojowe. A on był jednym z nich.
Szybkim krokiem ruszył w stronę kontroli.
- Witaj Fertris – przywitał go jeden z ochroniarzy.
- Witaj Drake. A cóż to, specjalny stan ochrony? – spytał lekko zdziwiony.
- Tak. Zamach na władcę cytadeli… Ale nieważne. Mam nakaz każdego przeszukać. Nie masz chyba nic przeciwko?
- Jasne, że nie, ale od razu ostrzegam, mam dwa laserowe pistolety.
- Rozumiem. Ale jednak musisz mi je oddać. - Wyciągnął rękę. Wiedźmin zgodził się i wyjął je z kabury podając Drake'owi.
Fertris spojrzał na drugiego z ochroniarzy. Wyglądał jak gbur.
- Nowy?
- Owszem - usłyszał w odpowiedzi.
- A czemu się nie odzywa?
- Jest tylko zbyt nieśmiały… Tylko zbyt nieśmiały…
Wiedźmin jeszcze raz spojrzał na gburowatego. „Taaak, tylko zbyt nieśmiały…” – pomyślał i ruszył przed siebie.

***

Szedł kilkanaście minut i zatrzymał się przy fontannie. Zamurowało go. Na ławeczce obok siedział Frank, ale nie był sam. Był z jakąś kobietą. Jako że nie chciał im przeszkadzać zawrócił w stronę stoisk z roślinami doniczkowymi. Tutaj to była prawdziwa rzadkość. Pomyślał, że podaruje Frankowi jedną z takich roślin gdy odwiedzi go w domu.
Już sobie wyobrażał jego minę i pytanie, z jakiej to okazji. Wziął poleconą mu roślinkę, zapłacił i ruszył dalej. W stronę pubu „Tańczący wahadłowiec”. Żałował, że nie żyje w starych czasach. Z tego co czytał w 2034 roku były jeszcze normalne nazwy. Dalej już było coraz gorzej.
Z historii najbardziej lubił mowę o Polsce. Bawiło go jak jeszcze w 2010 roku religia stanowiła podstawę do tego stopnia, że ludzie stali bronić krzyża pod siedzibą głowy ich państwa. Uśmiechnął się, czego zwykle nie robił tygodniami…
Wszedł do pubu. Muzyka grała cicho. Spojrzał na tablicę ogłoszeń. Zauważył coś o nazwie „Spiskowcy. Informacja u władcy cytadeli”.
Skopiował ogłoszenie na swój zegarek, chociaż trudno to było nazwać zegarkiem. Posiadało funkcje nie tylko godziny, miejsca i pamięci, ale także system operacyjny najnowszej generacji, komunikator z zestawem głośnomówiącym, gry i inne „bajery”.
Pomyślał, jakie szczęście mieli ludzie w dawnych czasach. Internet. Teraz go nie ma, choć powinien być. Ale cóż, nie ma nieskończoności adresów IP. Nikt już nie próbował zrobić nowej sieci, bo to nie miało najmniejszego sensu. Te czterdzieści lat żywotności technologii nie były tego warte. Praca mogła trwać nawet piętnaście lat.
Miał to, czego potrzebował, zlecenie. I to dobrze płatne. Posiedział jeszcze kilka godzin. Pograł w kosmicznego pinball'a, jeden ze stałych klientów wyzwał go na partyjkę gry w lotki, którą wygrał. W zamian dostał najmocniejszego drinka w lokalu.
Oddalił się. Skierował kroki w stronę głównego zarządu cytadeli. Minął stoiska, mostki, rzeczkę, aż w końcu dotarł do dużej windy. Wszedł do niej i nacisnął przycisk numer siedem, ostatni.
Minęło równo siedem sekund i już był na górze. Podszedł do sekretarki władcy cytadeli.
- Dzień dobry, ja w sprawie tego ogłoszenia – powiedział.
- Rozumiem, zapraszam do gabinetu pana Triska – usłyszał w odpowiedzi.
Sekretarką okazała się ta kobieta, która była z Frankiem. Musiał przyznać, była piękna. Miała złote, długie, sięgające do pasa włosy, brązowe oczy i delikatne usta. O innych walorach nie wspominając.
- Dziękuję – odparł, spojrzał ostatni raz na kobietę i ruszył do gabinetu.

***

- Czekaj – powiedział Fertris. – Niech to uporządkuję. Czyli twierdzisz, że zamach jest częścią czegoś większego, a ja mam dowiedzieć się co to jest i przeszkodzić temu. A gdzież tu potwory, panie Trisk? Jestem przecież Wiedźminem.
- Sam sobie wybrałeś zlecenie.
- Zainteresowała mnie nagroda. Zwykle dają taką za szarańczę. Tej jest nawet pełno w Ramieniu Łabędzia. A tamta okolica jest pozbawiona potworów. I jeszcze pozostaje sprawa spiskowców. Są chociaż jakieś ślady?
- Tak, ten sztylet – Podał Wiedźminowi broń. – Posłuchaj, nie wykluczam udziału potworów. Jeśli będą jakieś utrudnienia wystarczy, że przyniesiesz dowód, a dam ci więcej kredytów. To jak, podejmiesz się zadania?
Fertris musiał przemyśleć sprawę. Oceniał wszystkie za i przeciw. Nie mógł się przecież podjąć zlecenia przeczącego jego profesji. W końcu specjalizował się w walce z potworami. Myślał.
- Czas nagli Wiedźminie. – Władca cytadeli wyrwał go z zadumy. – Podejmiesz się zadania?
- Tak. Wytropię spiskowców…
Cytat:Fertris musiał przyznać, Frank się spisał.

Lepiej byłoby, gdybyś "Frank się spisał" dał po myślniku.

Cytat:Odczekał aż ciśnienie na lądowisku się wyrówna

Brak przecinka przed aż.

Cytat:Zwykle nie uśmiechał się nawet tygodniami…

Wydaje mi się, że nawet jest zbędne.

Cytat:Muzyka była włączona na średnią moc tego sprzętu.

Wywal tego, bo nie potrzebne jest.

Cytat:Wszedł do niej i nacisnął przycisk numer 7, ostatni.

Małe liczebniki zapisuj słownie.

Cytat:A tamta okolica jest dość pozbawiona potworów.

Big Grin. Jest pozbawiona, albo nie jest. Nie może być dość pozbawiona.

Cytat:- Tak ten sztylet –

Przecinek po tak powinien być.

Ciekawe. Chyba pierwszy raz spotykam się z przeniesieniem realiów Wiedźmina w przyszłość. Fragment oceniam pozytywnie. Błędem logicznym wydaje mi się fakt, że po zamachu bohatera tak łatwo dopuszczono do przywódcy cytadeli (swoją drogą nazwij go jakośTongue). In minus poczytuję również długość, bo na prawdę fragment jest króciutki i mówi bardzo mało o bohaterach. Na przyszłość postaraj się wstawiać dłuższe wycinki. Dalszą część oczywiście przeczytam. Pozdrawiam.
"Miecz zostawił w środku, wziął ze sobą tylko dwa laserowe pistolety. Nieraz już ktoś go atakował." - nie rozumiem, tu go już ktoś atakował? Jeśli tak, to wydaje mi się, że lepiej jakby wziął miecz, w końcu to jego podstawowa broń, przynajmniej w oryginale. I nie wiem czy tu nie powinno być "Nie raz",

"Zresztą wyglądał nie pozornie, był niski, miał krótkie włosy, tylko lekki zarost mówił, że ma powyżej szesnastu lat. A miał dwadzieścia trzy." - niepozornie -.- jeden błąd Ci wskazałem, to reszty takich nie mogłeś znaleźć?Smile Ale zresztą co? Średnio mi pasuje to zdanie do poprzedniego, nie wiem, nie lepiej "Pewnie dlatego, że wyglądał niepozornie?". Czemu akurat szesnastu? Że ma dwadzieścia trzy no jeszcze luz, narrator wszechwiedzący,ok

"Wiedźminem, zabójcą potworów. Jego umiejętności dowodził amulet w kształcie głowy smoka.
Tylko najtwardsi kończyli szkolenie bojowe. A on był jednym z nich.
Szybkim krokiem ruszył w stronę kontroli." - po coś tak enterów nawalił?

"- Tak. Zamach na władcę cytadeli… Ale mniejsza z tym. Mam nakaz każdego przeszukać. Nie masz chyba nic przeciwko?" - zamach, ale mniejsza z tym, jaka mniejsza skoro nakaz przeszukania wynika z tego zamachu,

"- Jasne, że nie, ale od razu ostrzegam, mam dwa laserowe pistolety.
- Rozumiem. Możesz je zachować z racji tego, że ci ufam…" - ostrzega, że ma dwa pistolety, a tamte, że mu ufa, no to ekstra, ale skoro mu ufa, to po co go przeszukuje?

"Szedł piętnaście minut" - unikaj takich dokładności, lepiej napisz kilkanaście minut, chyba, że zaznaczysz, że spoglądał na zegarek Smile

"Pomyślał, że podaruje Frankowi jedną z takich roślin jak pójdzie do niego do domu.
Już sobie wyobrażał minę Franka i pytanie, z jakiej to okazji." - "gdy odwiedzi go w domu" wg mnie lepiej brzmi, zastąp Franka czymś, bo tak to powtórzenie Ci się wkrada,

"Uśmiechnął się, co było nie lada wyczynem. Zwykle nie uśmiechał się nawet tygodniami…" -dlaczego nie lada wyczyn? miał coś pokiereszowane? Czy tylko zwykłe gburostwo, jak to drugie to nie lada mi średnio pasuje, a jak pierwsze, to jakaś wzmianka o tym by się zdała,

"Muzyka była włączona na średnią moc tego sprzętu. Nieraz już siedząc w cytadeli tygodniami słyszał ich prawdziwą moc." - dwa tragiczne zdania, przeredaguj je ładnie i uniknij powtórzenia,

"Miał to czego potrzebował, zlecenie." - przecinek po "to",

"Sekretarką okazała się ta kobieta, która była z Frankiem." - przed chwilą siedziała na ławce z Frankiem, a już jest ogarnięta w biurze? hm, hm,

"sięgające jej do pasa włosy" - jej jest zbędne, wiadomo, że jak miała, to nie sięgały jemu Tongue

"A gdzież tu potwory panie Trisk?" - przecinek przed panie, to bezpośredni zwrot do kogoś,

"Coraz więcej przekonywało go na tak." - wydaje mi się, że tu mamy pleonazm,

"- Czas nagli Wiedźminie – władca cytadeli wyrwał go z zadumy. " - kropka po Wiedźminie i władca z dużej, nie ma tu zwrotu "paszczowego",

Dużo błędów. Jedyne co mi się podoba w tekście, to fabuła, ale i tak jest jej z deczka mało Smile

Pozdrawiam Smile
(08-06-2011, 21:11)Fiteł napisał(a): [ -> ]Błędem logicznym wydaje mi się fakt, że po zamachu bohatera tak łatwo dopuszczono do przywódcy cytadeli (swoją drogą nazwij go jakośTongue)

Władca nazywa się Trisk. Smile

(08-06-2011, 21:42)haniel napisał(a): [ -> ]"Miecz zostawił w środku, wziął ze sobą tylko dwa laserowe pistolety. Nieraz już ktoś go atakował." - nie rozumiem, tu go już ktoś atakował? Jeśli tak, to wydaje mi się, że lepiej jakby wziął miecz, w końcu to jego podstawowa broń, przynajmniej w oryginale.

Miecz jest na potwory Smile

(08-06-2011, 21:42)haniel napisał(a): [ -> ]"- Jasne, że nie, ale od razu ostrzegam, mam dwa laserowe pistolety.
- Rozumiem. Możesz je zachować z racji tego, że ci ufam…" - ostrzega, że ma dwa pistolety, a tamte, że mu ufa, no to ekstra, ale skoro mu ufa, to po co go przeszukuje?

Ufał mu, ale rozkaz to rozkaz. Zaryzykował byś stracenie pracy bo komuś ufasz? Wink
_______________________________
Dodatkowo daję drugą część. Mam nadzieję, że się bardziej spodoba. Aha, wiem że może może być wiele błędów Smile

II

„To chyba tutaj” – pomyślał Fertris. Poszedł odwiedzić Franka. Krążył po okolicy godzinę szukając jego nowego miejsca zamieszkania. Podszedł do drzwi, a one otworzyły się. Na samym wejściu Wiedźmin usłyszał znajomy głos i ujrzał znajomą twarz. W ubraniu lekko pokrytym smarem przywitał go jego przyjaciel:
- Fertris, spóźniłeś się.
- Cytadela jest wielka – odparł.
- Tak, wiem. Rozgość się.
Spojrzał na mechanika. Jego twarz od szkolenia nic się nie zmieniła. Na gładko ogolonej twarzy spoczywały te same, uczciwe rysy. Żałował, że Frank nie zdał razem z nim.
- To dla ciebie – podał mu roślinkę.
- Z jakiej okazji?
- Z okazji nowej drogi życia. – Fertris uśmiechnął się.

***

Na jednym spotkaniu omówili setki spraw. Włącznie z wyprawą Wiedźmina. A może na czele z tym. W każdym razie Frank, jako mechanik, wyłapywał zawsze wiele plotek na różne tematy. Każdą z nich podzielił się z Fertrisem. Ten podziękował, dopił puszkę napoju i wyszedł. Czas było na łowy.
Skierował kroki do doków. Miał duży kawałek do przejścia. Dotarł do swojego statku. Wszedł do środka.
Sprawdził stan wszystkich silników, kabli i całego monitoringu. Wszystko było sprawne.
- Wieża, tu Łowca, jestem gotowy do startu. Proszę o pozwolenie wylotu.
- Łowca, tu wieża. Udzielam ci pozwolenia na start. Otwarcie wrót będzie za 10. – Fertris zaczął odpalać silniki. – 9. – Pogrzebał coś przy nawigacji. – 8. – Zasiadł wygodniej w fotelu. – 7. – Zaczął szybkie utlenianie. – 6. – Wziął w ręce ster. – 5. – Nacisnął guzik, który pozwolił statkowi unieść się trochę w powietrze. – 4. – Podleciał do wrót. – 3, 2, 1, Start. – Wrota się otworzyły a Wiedźmin wyleciał z doku.
Zostawił za sobą coś ta kształt wielkiego, oświetlonego cylindra, do którego było dołączone parę ramion.
Skierował się w stronę przekaźnika, który go "popchnie" w miejsce, o którym powiedział mu Frank. Dolatywał właśnie do burzy asteroid.

***

Dziennik pokładowy. Pierwszy dzień podróży.
Przedarłem się przez pas asteroid. Docieram powoli do Ramienia Perseusza. Tam w jednym z mniej uczęszczanych układów planetarnych jest mój pierwszy cel, handlarz bronią. Zbieg zostawił broń po nieudanym zamachu, Muszę zobaczyć czy on coś o tym wie.


Dziennik pokładowy. Drugi dzień podróży.
Przeleciawszy przez Mgławicę Oriona wleciałem w Ramię Perseusza. Już niedaleka droga przede mną. Dzięki Frankowi, że tak zmodernizował ten statek. Teraz jego prędkość jest nieporównywalna do poprzedniej.


Dziennik pokładowy. Trzeci dzień podróży.
Wreszcie dotarłem do celu mego pierwszego etapu podróży. Okazało się, że przy tej gwieździe były trzy planety, a tylko jedna z nich nadawała się do zamieszkania przez ludzi. Ale ostatecznie siedziba handlarza była na jednym z piętnastu księżyców trzeciej z kolei planety. Zobaczył sztylet laserowy, przy pomocy którego został przeprowadzony zamach. Stwierdził, że takie sprzedaje tylko jego przyjaciel z Ramienia Strzelca. Oczywiście, nie mogło się obejść bez perswazji.
PS. Jeszcze długa droga przede mną…


Dziennik pokładowy. Dziewiąty dzień podróży.
Przesłuchałem nowego sprzedawcę broni. Na szczęście okazało się, że to on sprzedał ten – jak się dowiedziałem – niezwykle rzadki egzemplarz. Pamiętał nawet komu go sprzedał. Adres to Ramię Strzelca, Mgławica Laguna. Kolejny etap podróży rozpoczęty…


Dziennik pokładowy. Dziesiąty dzień podróży.
Dotarłem do rzekomego zamachowca. Twierdził, że dał sztylet w prezencie bratu. I jak tu teraz spokojne śledztwo przeprowadzić…


Dziennik pokładowy. Trzynasty dzień podróży.
Brakowało mi twardego gruntu pod stopami. Muszę lecieć na drugą stronę galaktyki, aby odwiedzić nowego rzekomego zamachowca. Zszedłem na małej planecie. I co się okazało?


Od wielu dni Fertris nie postawił nogi na twardym gruncie. Brakowało mu tego. Poszedł kilkanaście metrów od statku. Wyskoczyła na niego kosmiczna szarańcza.
Jego marzeniem od wielu, wielu dni było kogoś urżnąć. A tu proszę, za jej głowę dostanie jeszcze trochę kredytów. Miał szczęście, że wziął ze sobą miecz.
Chociaż rozrywka nie trwała długo, bo półtorej minuty, Wiedźmin był zadowolony ze swej zdobyczy…

Dziennik pokładowy. Piętnasty dzień podróży.
W końcu dotarłem do posiadacza sztyletu. W jego domu było pusto, na chłodziarce do żywności wisiała tylko karteczka: „Cytadela, 23.05.2371 r”. Obok wisiała druga karteczka. „Sam wiesz gdzie, czas 2597055423697124”. Zerwałem obie karteczki i czym prędzej pobiegłem do statku. Musiałem dotrzeć do cytadeli jak najszybciej…
"Musiał przyznać, cytadela była wielka. " - dlaczego przyznaje? Przecież nie jest tu pierwszy raz,

"Zadzwonił dzwonkiem. Drzwi otworzyły się. Na samym wejściu Wiedźmin usłyszał znajomy głos i ujrzał znajomą twarz." - przeredaguj to, bo strasznie brzmi, i w ogóle, rozumiem jakby drzwi otworzyły się same i mechanik ze środka domu krzyknął, to wtedy byś napisał o tym głosie, ale tak jak stoi w drzwiach?

"Jego twarz od szkolenia nic się nie zmieniła. Na jego gładko ogolonej twarzy spoczywały te same, uczciwe rysy." - dostrzegasz?

"- Z okazji nowej drogi życia – Fertris uśmiechnął się." - kropka po życia, poczytaj kącik literata,

"Na jednym spotkaniu omówili setki spraw. Nie wiedzieli jak im się to udało, ale omówili wszystkie ostatnie wydarzenia z galaktyki." - jakiś synonim "omawiać" by się zdał,

"W każdym razie Frank jako mechanik wyłapywał zawsze wiele plotek na różne tematy." - jako mechanik powinno być w przecinkach, zdaje mi się,

"Skierował kroki do doków. Miał duży kawałek do przejścia. Jak tylko tam dotarł ujrzał statek, kształtem przypominający strzałę. Ale były jeszcze w niej dwa odrzutowe silniki. Wszedł do środka.
Sprawdził stan wszystkich silników, kabli i całego monitoringu. Wszystko było sprawne." - ujrzał swój statek, a piszesz jakby go widział pierwszy raz w życiu, powtarzasz silnik, i w ogóle statek w kształcie strzały ciężko mi sobie wyobrazić,

"10. – Fertris zaczął odpalać silniki. – 9 – Pogrzebał coś przy nawigacji. – 8 – Zasiadł wygodniej w fotelu. – 7 – Zaczął szybkie utlenianie. – 6 – Wziął w ręce ster. – 5 – Nacisnął guzik, który pozwolił statkowi unieść się trochę w powietrze. – 4 – Podleciał do wrót. – 3, 2, 1, Start. – Wrota się otworzyły a Wiedźmin wyleciał z doku z prędkością dźwięku, a może i szybciej." - cyfry pisz słownie, choć w dialogu nie wiem czy jest to wymagane, a po każdej cyfrze ma być kropka, w tym przypadku. Na koniec, wyleciał z prędkością dźwięku z hangaru? Hm, nie wiem czy to dobrze,

"Tam w jednym z mniej uczęszczanych układów planetarnych jest mój pierwszy cel, handlarz bronią. Zbieg zostawił broń po nieudanym zamachu, Muszę zobaczyć czy on coś o tym wie." - przecinek po tam i przed jest, kropa przed muszę i chyba przecinek przed czy,

"Przesłuchałem nowego sprzedawcę broni. Na szczęście okazało się, że to on sprzedał ten – jak się dowiedziałem – niezwykle rzadki egzemplarz broni." - broni, broni

"Adres to Ramię Strzelca, Mgławica Laguna. Kolejny etap podróży rozpoczęty…" - w huk dokładny ten adres Big Grin

Poszedłeś na łatwiznę z tymi dziennikami pokładowymi... Ale przez to masz zero akcji, tylko jakieś denne opisy(?). I mogłeś napisać, że ten przekaźnik załamuje przestrzeń czy coś, bo z prędkością dźwięku to raczej by sobie nie polatał po kosmosie. Nie podobał mi się ten fragment, jest krótki, ma błędy, napisano go bez polotu i poszedłeś najprostszą drogą Sad

Pozdrawiam Smile
Cytat:Nieraz już ktoś go atakował.

To moim zdaniem aż się prosi o lekkie rozwinięcie. Chcodzi ci o to, czy ktoś go atakował w cytadeli czy wogóle? Przydałoby się doprecyzować.

Cytat:Zresztą wyglądał niepozornie, był niski, miał krótkie włosy i lekki, trzydniowy zarost.

Z tego bym zrobiła dwa zdania.

Cytat:- Witaj Fertris – odpowiedział mu jeden z ochroniarzy.
Nie wiem, czy słowo odpowiedział nie jest trochę niefortunne. W końcu to ochroniarz odezwał się pierwszy, a nie Fertris. Jeśli było inaczej, musisz to zaznaczyć w tekście. Może lepiej przywitał go ochroniarz

Cytat:- Rozumiem. Ale jednak musisz mi je oddać. - wyciągnął rękę.
Chyba wyciągnął powinno być z dużej litery.

Cytat:Nikt już nie próbowała
Literówka

Cytat:- Tak, ten sztylet – podał Wiedźminowi broń.
IMO znów zły zapis dialogu.

Drugi fragment nadrobię później.
Sam fragment nie porywa, ale to połączenie Wiedźmina z SF daje ciekawą mieszankę. W efekcie otrzymujemy coś bliższego Gwiezdnym Wojnom
Zobaczymy co z tego będzie.
Kurde, z tego co widzę to moje lekcje polskiego są jakieś niedokładne. Uczono mnie pisać dialogi w taki sposób, jaki mam, czyli:
-Co u ciebie słychać? - spytał. [tutaj mała litera].
-W sumie nic ciekawego [bez kropki - odparł. [tutaj dopiero kropka, z małej litery]
A tutaj dowiaduję się, że robię "banalne" błędy. Ciekawe która ze stron ma w tym przypadku rację Smile

(09-06-2011, 16:54)haniel napisał(a): [ -> ]Poszedłeś na łatwiznę z tymi dziennikami pokładowymi... Ale przez to masz zero akcji, tylko jakieś denne opisy(?). I mogłeś napisać, że ten przekaźnik załamuje przestrzeń czy coś, bo z prędkością dźwięku to raczej by sobie nie polatał po kosmosie. Nie podobał mi się ten fragment, jest krótki, ma błędy, napisano go bez polotu i poszedłeś najprostszą drogą Sad

W sumie to nie miałem lepszego pomysłu jak to rozwiązać. W inny sposób kombinowałem i nie wyszło. Akcja rozkręci się szybciej dopiero w następnej części. Co do długości, cóż poradzić? To krótkie opowiadanie będzie Smile Do tego fragment o statku, którego nie chce mi się cytować (wybacz proszę, ale twoje opo jest za bardzo ciekawe Wink ), chciałem, żeby czytelnik wiedział jak wygląda.

@Kassandra, dzięki za wyłapanie błędów.

@down, dzięki wielkie za wyjaśnienie.

EDIT: Wszelkie poprawki wprowadzone.
Kelin, podałeś dwa takie same przykłady dialogu. Napisałem, odwiedź kącik literat, tak? Ale ok, masz.

- Cześć - powiedział Kelin.

- Siema - odparł Haniel. - Co słychać? - dodał po chwili.

- Kupiłem nową książkę.

- O, pokaż.

- Proszę. - Kelim podał książkę.

Odparł, powiedział itd, wtedy nie stawiasz kropki, to zwrot paszczowy. Gdy jest coś innego, tak jak w ostatnim stawiasz kropkę i po myślniku zaczynasz od wielkiej litery.
Jeszcze całości nie przeczytałam, ale tylko w tej kwestii dialogów:

Owszem, w przypadku "spytał", "powiedział", "jęknął", "odparł" itp., czyli jeśli narracja odnosi się bezpośrednio do wypowiedzianej kwestii, jest tak jak mówisz. Małe litery, bez kropek.
Ale jeśli narracja dotyczy czegoś innego, np. ktoś w międzyczasie coś podał, przyniósł, wyniósł, pozamiatał, to wtedy wypowiedź kończy się kropką, a narracja jest od wielkiej litery.


EDIT
O, zostałam wyprzedzona. ^^
Ta część jest chyba najkrótsza, ale myślę, że tutaj akcja się rozkręca. Znowu pewnie będzie wiele błędów, które trudno wykorzenić. W każdym razie, miłego czytania Wink

III

23 maja 2371 rok. Jak tylko Łowca znalazł się w okolicy cytadeli połączył się z wieżą.
- Wieża, tu Fertris Throwden, wykryłem zabójcę, proszę o natychmiastowe pozwolenie na lądowanie.
- Tu wieża, udzielam pozwolenia, a dodatkowo na wcześniejsze wyjście ze statku.
- Dzięki wielkie. Bez odbioru.
- Przyjąłem.
Mały wahadłowiec wleciał do doków. Wiedźmin nie czekając założył hełm, pozwalający wytrzymać bez powietrza, porwał miecz zza siedzenia i dwa pistolety z szafki i wyskoczył na metalowe podłoże. Zachwiał się, gdyż od tylu dni nie dotykał stałej ziemi. Złapał rytm chodzenia i pobiegł co sił w stronę głównego biura zarządcy cytadeli.
- O, pan Fertris – usłyszał od sekretarki. – Na kiedy pana umu…
- Natychmiastowo.
- Ale szef jest teraz zajęty…
- Nie szkodzi – odparł szybko i wparował do gabinetu.
Wchodząc ujrzał grymas na twarzy władcy cytadeli, ale na widok Wiedźmina jego wyraz twarzy zmienił się na zdziwiony. Jego usta chciały powiedzieć „Tak szybko?”, ale struny głosowe nie wydały z siebie żadnego głosu.
Zarządca spojrzał po sobie znów próbując coś powiedzieć. Nie mógł. Wiedźmin spojrzał z zaciekawieniem a zarazem dużym zaskoczeniem. „Co się stało?” – pomyślał i postanowił obserwować dalej.
Włada cytadeli pokazał na pustą szklankę. Fertrisowi wydało się jasne, że musi się napić. Szybko wziął szklankę i wziął z regału za sobą butelkę whisky. Pośpiesznie nalał je do naczynia i podał zarządcy. Tamten pił łapczywie, jakby zaraz w okolicy miała wybuchnąć Super Nowa.
Po wypiciu padł głową na stół. Zemdlał. Fertris zdjął rękawiczkę i odchylił głowę. Klatka piersiowa się nie ruszała. Zbliżył rękę do tętnicy na jego szyi. Nie było pulsu. On umarł. Wyszedł z gabinetu i zawołał sekretarkę. Pokazał jej to co zauważył. Prawie zemdlała na jego widok. Chciała już wołać ochronę, ale Wiedźmin ją powstrzymał.
Otworzył usta władcy cytadeli i pokazał fioletowy język.
- Widzisz ten kolor? – spytał.
- Tak – odparła. – Ale co on oznacza?
- Moi tak zwani przodkowie, Wiedźmini, mówili, że fioletowy język jest od zatrucia.
- Ale przecież… Jak to możliwe?
- Posłuchaj, nie mogę teraz wyjaśnić. Musze uciekać. Pomyślą, że to ja go zabiłem. Wrócę tu, aby kontynuować śledztwo, ale podejrzewam, że nie wcześniej niż za miesiąc. Powiedz Frankowi, żeby przyleciał sam wie gdzie za tydzień.
- Skąd wiesz…?
- Nie teraz. Muszę iść. Żegnaj.
Fertris się oddalił szybkim krokiem. Jak odszedł już spory kawałek poderwał się do biegu. Odleciał. Musiał uciekać. Nic by nie zdziałał, gdyby go pojmali. Teraz musiał wykonywać nielegalne zlecenia, aby zarobić na nowy statek. Ten znali. „W co ja się wpakowałem?” – pomyślał. „W co ja się wpakowałem…”.
"Jak tylko Łowca znalazł się w okolicy cytadeli połączył się z wieżą." - średnie to zdanie,

"Wchodząc ujrzał grymas na twarzy władcy cytadeli, ale na widok Wiedźmina jego wyraz twarzy zmienił się na zdziwiony." - powtórzenia i w ogóle co to jest wyraz zmienił się na zdziwiony, teraz wyraz jest uśmiechnięty, a teraz smutny?

"struny głosowe nie wydały z siebie żadnego głosu." - powtarzasz głos,

Dobra więcej chyba nie ma, ale zdania i tak są proste strasznie. A teraz fabuła, hmm, wieje mi to Witcherem 2, i to na kilometr. Kelin, przed zamieszczeniem postaraj się to przeczytać kilka razy, odczekaj trochę, pozmieniaj parę rzeczy, żebyś to jakoś brzmiało, a nie.

Pozdrawiam Smile
Ja to napisałem w zeszłym roku, a w Witchera 2 nie grałem, więc mu tu takich rzeczy nie gadaj xD
Jak w zeszłym roku, to tym bardziej miałeś czas na spokojne przejrzenie, a tak to wygląda jakbyś napisał to rok temu, schował, potem wyciągnął i wkleił Smile
W sumie to tak było. Napisałem, zapomniałem (ale przeczytałem 10 razy!) i wkleiłem w parę miejsc.
Wersja poprawiona. Tamtego posta już nie mogę edytować.

III

23 maja 2371 rok. Znajdując się w okolicy cytadeli Fertris skontaktował się z wieżą.
- Wieża, tu Fertris Throwden, wykryłem zabójcę, proszę o natychmiastowe pozwolenie na lądowanie.
- Tu wieża, udzielam pozwolenia, a dodatkowo na wcześniejsze wyjście ze statku.
- Dzięki wielkie. Bez odbioru.
- Przyjąłem.
Mały wahadłowiec wleciał do doków. Wiedźmin nie czekając założył hełm, pozwalający wytrzymać bez powietrza, porwał miecz zza siedzenia i dwa pistolety z szafki i wyskoczył na metalowe podłoże. Zachwiał się, gdyż od tylu dni nie dotykał stałej ziemi. Złapał rytm i pobiegł co sił w stronę głównego biura zarządcy cytadeli.
- O, pan Fertris – usłyszał od sekretarki. – Na kiedy pana umu…
- Natychmiastowo.
- Ale szef jest teraz zajęty…
- Nie szkodzi – odparł szybko i wparował do gabinetu.
Wchodząc ujrzał grymas na twarzy Triska, ale na widok Wiedźmina zdziwił się. Jego usta chciały powiedzieć „Tak szybko?”, ale struny głosowe nie wydały z siebie żadnego dźwięku.
Zarządca spojrzał po sobie znów próbując coś powiedzieć. Nie mógł. Wiedźmin spojrzał z zaciekawieniem a zarazem dużym zaskoczeniem. „Co się stało?” – pomyślał i postanowił obserwować dalej.
Włada cytadeli pokazał na pustą szklankę. Fertrisowi wydało się jasne, że musi się napić. Szybko wziął szklankę i wziął z regału za sobą butelkę whisky. Pośpiesznie nalał je do naczynia i podał zarządcy. Tamten pił łapczywie, jakby zaraz w okolicy miała wybuchnąć Super Nowa.
Po wypiciu padł głową na stół. Zemdlał. Fertris zdjął rękawiczkę i odchylił głowę. Klatka piersiowa się nie ruszała. Zbliżył rękę do tętnicy na jego szyi. Nie było pulsu. On umarł. Wyszedł z gabinetu i zawołał sekretarkę. Pokazał jej to co zauważył. Prawie zemdlała na jego widok. Chciała już wołać ochronę, ale Wiedźmin ją powstrzymał.
Otworzył usta władcy cytadeli i pokazał fioletowy język.
- Widzisz ten kolor? – spytał.
- Tak – odparła. – Ale co on oznacza?
- Moi tak zwani przodkowie, Wiedźmini, mówili, że fioletowy język jest od zatrucia.
- Ale przecież… Jak to możliwe?
- Posłuchaj, nie mogę teraz wyjaśnić. Musze uciekać. Pomyślą, że to ja go zabiłem. Wrócę tu, aby kontynuować śledztwo, ale podejrzewam, że nie wcześniej niż za miesiąc. Powiedz Frankowi, żeby przyleciał sam wie gdzie za tydzień.
- Skąd wiesz…?
- Nie teraz. Muszę iść. Żegnaj.
Fertris się oddalił szybkim krokiem. Jak odszedł już spory kawałek poderwał się do biegu. Odleciał. Musiał uciekać. Nic by nie zdziałał, gdyby go pojmali. Teraz musiał wykonywać nielegalne zlecenia, aby zarobić na nowy statek. Ten znali. „W co ja się wpakowałem?” – pomyślał. „W co ja się wpakowałem…”.
Tak jak obiecałem, nieco dłuższy fragment.

IV

Układ Słoneczny, Saturn, Tytan. Mały wahadłowiec wylądował na największym z naturalnych satelitów drugiej co do wielkości planety układu planetarnego zajętego przez ziemian. Wyszedł z niego skromny mechanik z kosmicznej cytadeli, Frank. Skierował się na wschód, o ile tak można nazwać ten kierunek. Na horyzoncie pojawił się mały domek. Nie chciał tam podlatywać. Dla swojego własnego bezpieczeństwa wolał nie zdejmować radaru ze statku.
Pół kilometra dalej mógł zobaczyć, że dom jest przykryty kopułą, dzięki której ciśnienie nie zmiażdżyło domu. Spojrzał w prawo. Daleko hen były lasy. Niebieskie, zielone, czerwone. Spojrzał w prawo. Jeziora. Fertris miał obok takie piękne okolice, a jednak osiedlił się na pustyni.
Frank przejechał dłonią po twarzy. Cieszył się, że ta pustynia nie jest piaszczysta, tylko kamienna. Po wydmach raczej nie chciałby chodzić.
Dotarł do stromego wzniesienia. „Dobra” – pomyślał. „Czas wykorzystać te silniczki chwilowego użytku, aby się dostać na górę.” Nacisnął przycisk na piersi i wzniósł się w górę. Zmienił pozycję, aby przemieścić się w przód i wyłączył je. Spadł na nogi tracąc chwilowo równowagę, ale szybko ją złapał.
Podszedł kilka metrów do kopuły i nacisnął przycisk umieszczony przy wejściu. Otworzyły się, a mechanik wszedł. To wszystko było dobrze przemyślane. Drzwi otwierały się po naciśnięciu dwóch przycisków, jednego na zewnątrz (który informował osobę w środku o przybyszu) i tego w środku, lub przy pomocy karty, która była jedna. Tak na wszelki wypadek, ale Frank postanowił, że tak czy siak zrobi swoją. Nie chce być uzależniony pod tym względem od Fertrisa i nie chciał, aby Fertris był uzależniony od niego.
Zobaczył Wiedźmina, który go natychmiast powitał zimnym piwem. To niesamowite, jak jeden napój był wykorzystywany prawie od początków ich cywilizacji. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, jak starzy dobrzy przyjaciele, którymi byli. Frank dowiedział się, jak Fertris chodził na polowania do lasu i jak chodził na ryby do jezior nieopodal. Nawet go poczęstował jedną. I to wędzoną.
Mechanik za to opowiedział druhowi o tym, jak chodził do przeróżnych pub’ów wraz ze swoją dziewczyną – sekretarką byłego władcy. Powiedział, że nazywa się Ferina, ale Wiedźmin już go nie słuchał. Czuł, że dotąd miła i przyjemna rozmowa stacza się na inne progi. Poprawił pozycję w fotelu i zapytał:
- A co w cytadeli? Nadal, mnie szukają?
- A jakże. Chyba nie myślałeś, że tak szybko o tobie zapomną. W końcu minął tylko miesiąc od mojej ostatniej wizyty, a już odwiedziłem cię trzy razy. Jeszcze poczekasz rok zanim to się uspokoi.
- Taak… Już, minęły dwa miesiące. Nie mogę czekać. To za długo. Nawet Wiedźminowi się kiedyś kończy cierpliwość – podrapał się po swojej małej bródce. Widać było, że się zaniedbał. Smród od niego leciał, chociaż nie tak straszliwy. A może straszliwy… Może to tylko nos Franka się przyzwyczaił do przeróżnych odorów od napraw silnika? To nie było istotne. Istotne było to, że tak nie może być.
- Masz jakieś ciekawe informacje? – zaczął znowu Fertris?
- Mam. Mało mnie z roboty nie wywalili.
- No to mów.
- Pamiętasz te dwie karteczki? Ta druga, na której był ten ciąg liczb przedstawiała co dwa znaki datę. To było… 25 maja 2371. Dzień, w którym na cytadeli pojawiła się tajemnicza grupa najemników.
- Myślisz, że mieli z tym coś wspólnego?
- Raczej tak, bo kontaktowali się z paroma osobami, które były podejrzewane o wcześniejszy zamach. Już mówiłem, że zaraz po twoim wylocie na poszukiwania oficjalnie ogłoszono podejrzanych? I to na cytadeli.
- Mówiłeś. Przedstawiłeś nawet ich nazwiska, których w tym momencie nie pamiętam. Ale mam gdzieś zapisane.
- To dobrze. Będę się próbował wkręcić w ich szeregi. Dobrze, w takim razie daj mi ją, albo jej kopię. Też nie mam takiej dobrej pamięci.
- Masz kopię. Też potrzebuje tych informacji. W końcu to ja wszystko interpretuję.
- Taak… - odparł z uśmiechem Frank. – Muszę już iść. Do zobaczenia Fertris.
- Na razie Frank – uśmiechnął się.
Mechanik wyszedł czytając nazwiska podejrzanych. Złapała go potrzeba w połowie drogi do statku, a więc skręcił w las. Podszedł szybkim krokiem pod drzewa. Bardziej w sumie chciał zobaczyć ich piękno niż je „podlać”. Otworzył kombinezon u dołu i zaczął zaspakajać swoją potrzebę.
Wodził oczami po pięknych liściach, owocach… "Zaraz, owocach? Przecież na tych drzewach ich nie ma!" - pomyślał. Wytężył wzrok i zamiast owoców dojrzał ludzkie głowy. Piwo podeszło mu do gardła. Szybko skończył, wyjął pistolet i udał się w tamtym kierunku. Dotarł do drzewa. Obok na krzewach leżały martwe ciała. Niektóre się już rozkładały, niektóre nie. Podszedł do jednego z nich i spojrzał na szyję. „Dziwne” – pomyślał. Spojrzał na drugiego. Zobaczył dwa nieśmiertelnik. „No, ten przynajmniej ma” – powiedział. Spojrzał na nie i przeczytał wszystkie informacje na nich zawarte. Nazwisko skądś chyba znał. Zerknął na listę nazwisk, którą dał mu Wiedźmin.
- Niemożliwe… - powiedział do siebie. Na samym początku listy widniało nazwisko tego człowieka, Farson Dervis. Jak coś takiego mogło się stać? Obszedł wszystkie ciała. Znalazł jeszcze dwa nieśmiertelniki. Oba należały do osób z listy. To było więcej niż dziwne. Szybko się oddalił od tego miejsca. Słysząc coś, jakby go ktoś gonił strzelił trzy razy za siebie i przyspieszył. Postanowił Fertrisa na razie nie powiadamiać o tym. Chciał zobaczyć, czy sam sobie poradzi z tą zagadką.
Ruszył już szybszym krokiem w stronę statku i zasiadł za sterami. Poleciał w stronę cytadeli.
Stron: 1 2