Via Appia - Forum

Pełna wersja: Dzień otwarcia
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Dzień otwarcia
"Halo halo, Mietku – halo halo, Franku", czyli sprawozdanie z otwarcia nowego(?) supermarketu w małym miasteczku.
Na początku chciałbym zaznaczyć, że nie jest to artykuł, którego tematem jest otwarcie sklepu, lecz opis zachowań ludzkich z nim związanych.
Nowy, będący jeszcze w trakcie powstawania budynek od dawna przyciągał uwagę i był źródłem plotek i przypuszczeń. Mijając go widywałem ludzi pilnie badających tablicę budowlaną i narzekających, że „sklep spożywczy” to dla nich zbyt ogólna informacja. To jest wg mnie zwyczajnie śmieszne.
Później, kiedy prace przygotowawcze były już na etapie przywożenia towaru, ciekawość wzrosła wraz z liczbą zainteresowanych. Zdarzało mi się widzieć ciekawskich stojących przed szybą i podziwiających fascynujący show pt. „Układanie towaru na półkach”. Spotkałem się nawet z sytuacją, że jakaś starsza pani jeździła w kółko rowerem po parkingu wyciągając szyję przejeżdżając koło wejścia, aby choć przez chwilę zerknąć, cóż się tam w środku dzieje. Nie wiem, co to miało być, chyba jej się wydawało, że taki dynamiczny zwiad jest bardziej dyskretny od sterczenia przed szybą. To jest jeszcze śmieszniejsze.
W końcu nadszedł dzień otwarcia. Przechodziłem rano obok, widziałem parking zastawiony autami tak, że nawet maluszka by się już tam nie wcisnęło. Mijałem wielu przechodniów. Od razu rozpoznawałem, kto z nich idzie na szturm nowego sklepu – zakupowy obłęd w ich oczach był bardzo wyraźny. Wracając do domu po zajęciach weszliśmy z kolegą do środka. Kolega ugrzązł w tasiemcowej kolejce na dobre 20 minut, więc czekając na niego przy wejściu miałem dużo czasu, aby poobserbować klientów. Jedno słowo mi przychodzi do głowy, kiedy chcę nazwać to, co widziałem: paranoja.
Wózków brakowało bez przerwy. Najbardziej zdeterminowani stali pod drzwiami i rzucali się na wychodzących z błaganiem o odstąpienie wózka. Jeden pan chciał nawet wychodzącej klientce zapłacić, aby dała mu wózek jak najszybciej. Nie było sekundy, żeby drzwi się nie otwierały, ludzie biegali jak w amoku. Trudno było uniknąć skojarzeń ze skeczem, do którego nawiązałem na początku, emeryci rzeczywiście nie wyglądali na wycieńczonych.
Po co wchodzić do supermarketu, skoro nie zamierza się nic kupić? Nie rozumiem. Niektórzy swoje sklepowe wyprawy zapętlali – wychodzili od kasy z pustym wózkiem i wchodzili jeszcze raz – tego tym bardziej nie rozumiem. Ciekawe były też rozmowy, które od czasu do czasu wpadały mi do ucha: „- Pan nic nie kupuje? – Nie, ja tylko wpadłem pooglądać” (dwóch panów rozmawiających w wejściu utrudniając ruch), albo „...to jeszcze nic, to jest druga fala taka, rano było jeszcze gorzej!” (ochroniarz do znajomego, który przyszedł na zakupy).
Bardzo mnie ubawiło to, że ludzie nie rozumieją dwóch słów: „wejście” i „wyjście”. Wchodzili wejściem, a wychodzili...wejściem. Cóż z tego, że drzwi wejścowe wyposażone są w fotokomórkę tylko od zewnątrz? Polak potrafi sobie i z takim problemem poradzić – stali pod drzwiami i czekali, aż ktoś z zewnątrz wejdzie w pole fotokomórki i umożliwi im przemknięcie „pod prąd”. Nie wszyscy byli tak bystrzy. Jedna młoda dziewczyna waliła w drzwi pięściami, kiedy nie chciały się otworzyć, dzieciak próbował je na siłę rozchylić ręcznie a dwie starsze panie zostały zatrzaśnięte, bo nie zdąrzyły się prześliznąć – jednej utknęła ręka, a drugą najzwyczajniej ścisnęły zamykające się drzwi. Zgroza.
Sporo wrażeń, jak na 20 minut spędzone w supermarkecie. O autentyczności wszystkich zaręczam, jakkolwiek byłyby one absurdalne. A co w tym wszystkim najśmieszniejsze? Co najdziwniejsze? Najgłupsze? To, że ten nowy sklep, to Biedronka, która w mieście ma już jeden budynek. Jaką atrakcją jest więc otwarcie drugiej, takiej samej? Dla drobnomieszczańskiej masy widać wielką. Z czego to wynika? Z chorego konsumpcjonizmu, czy z braku ciekawszych wydarzeń w mieście? Nie wiem. Wiem za to, że nowa Biedronka wyludniła tego dnia połowę domów w całej miejscowości i okolicach. Ciekawi mnie tylko, ilu klientów miał dzisiaj ten starszy supermarket.
Brawo! Ciekawe obserwacje zachowań tłumu w czasie igrzysk Smile Ja sam lubię czasem tak poobserwować ludzkie zagubienie i łatwość z jaka tłum poddaje się manipulacji. Dobry artykuł, skłaniający do refleksji nad mechanizmami i bodźcami rządzącymi współczesnym społeczeństwem i nie tylko. Mogłoby być więcej konkluzji na koniec, więcej własnych przemyśleń.

Jeden błąd: "jak kolwiek" - "jakkolwiek"

Przy okazji polecam książkę, która w pewien sposób nawiązuje do tematu: "29.99" F. Beigbedera, francuskiego dziennikarza, który kilka lat pracował w agencji reklamowej. Jest to opowieść z elementami autobiografii, opowiadająca o sposobach działania takich agencji, sposobach ogłupiania ludzi oraz głębokie i mroczne studium dzisiejszego społeczeństwa. Dla ludzi o mocnych nerwach.
Zasmucił mnie ten tekst, bo jest w nim sporo prawdy, niestety Sad.
Przykre jest że ludzie pozwalają tak sobą manipulować.

BTW: Dziękuje Rootsratowi za polecenie książki Smile
Ciekawe i smutne zarazem, że ludzie się tak zachowują. Zwłaszcza jeśli chodzi o taki dziwne sytuacje np. z tymi drzwiami. To już dowodzi totalnego braku myślenia i zdrowego rozsądku. Skoro "wejście" to się "wchodzi", a jak jest "wyjście" to robi się coś innego, ale się nie "wchodzi" Big Grin OMG.
Dramat. Ludzie stają się bezmózgimi yeti podążającymi w każdej chwili za "tańszym produktem" za tym aby mieć jak najlepsze i najładniejsze rzeczy (to jeszcze mogę zrozumieć, ale czemu w takim razie do tej biedronki nie przyszli później jak już wszystko byłoby normalnie?).

No nic. To tylko ludzie...

Aha, artykuł jest napisany na poziomie. Może jedynie w miejscu, gdzie cytujesz dialogi, jest coś pomieszane z interpunkcją. W każdym razie Tekst wygląda jakby był z jakiejś gazety np. Newsweek'a. Smile

Danek
Poruszasz temat bliski nam wszystkim. Jestesmy społeczeństwem tak konsumpcyjnym, że niemal groteskowym. Mnie też zawsze bawią babcie pędzące z prędkością światłą by dorwać się do wózka z supermarketu. co innego, że babcie przestają śmieszyć, gdy co rano jeżdżą w niewiadomym celu, robią sztuczny tłok i komentują, jak to ta dzisiejsza młodzież wygląda. Masz talent, umiesz obserwować i wyciągać wnioski. Tak trzymaj Smile
Czytając ten tekst, w duchu dziękowałem swoim rodzicom, że jednak postanowili zadomowić się na wsi Big Grin
Tak na dokładkę zamieszczam film, jak to mogło mniej więcej wyglądać (wprawdzie to sklep odzieżowy, ale tematyka zachowanaTongue)
http://www.youtube.com/watch?v=15OZtD5Kypk
O babciach i ich opiniach o młodzieży wolę się nie wypowiadać - ile ja się nasłuchałam, jaka jestem niewychowana, bo miejsca nie ustąpię. To, że jestem niekiedy bardziej chora niż owe paniusie to nikogo w sumie nie obchodzi.