Via Appia - Forum

Pełna wersja: Lerian - miasto pełne niespodzianek.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
- Wejść – odpowiedział na pukanie Trzeci z Dwunastu. Do salonu wszedł zgrabny mężczyzna w dosyć młodym wieku. Miał na sobie krwawoczerwoną tunikę z wygrawerowanym znakiem Klanu Xavia. Kolor jego ubioru wskazywał, że zajmuje się handlem na czarnym rynku, jedną z trzech głównych specjalizacji Ukrytych. – Co cię do mnie sprowadza, Gerinie?
Młodzieńca onieśmieliły przepych i bogactwo, z jakim zostało urządzone mieszkanie. Na wielkim stole stały złote puchary i kieliszki. Wzory na ścianach, wykonane przez jednego z najznakomitszych malarzy w całym mieście nie dawały o sobie zapomnieć od ostatniej wizyty Gerina. Mimo, że był dobrym kupcem, pracował dla niego, Trzeciego. Był mu podporządkowany, toteż wszystkie ważniejsze interesy z innymi grupami Ukrytych musiał załatwiać ze swoim szefem. Ta sprawa wyglądała podobnie.[/p]
- Panie, jeden z Klanów w Północnej Dzielnicy zaproponował mi sto pięćdziesiąt sztabek złota w zamian za pas ziemi uprawnej na górze, o szerokości trzydziestu metrów, rozciągający się od Wzgórza Ubogich, aż do Równiny Rejnar. Ja jestem jak najbardziej za, ale to zbyt duża suma, żebym mógł sam podjąć decyzję. Zwracam się o pomoc do ciebie.
- Nie – Trzeci z Wielkiej Rady był znany z krótkich, ale dogłębnych odpowiedzi.
- Dlaczego? – Gerin był wyraźnie zdziwiony. Przecież sto pięćdziesiąt sztuk złota zaspokoiło by kilka ich potrzeb: można by było kupić żyrandole do większości tuneli, a i pewnie starczyłoby na przekupienie kilku wpływowych ludzi na Dworze. Tak, to była dobra cena. Przynajmniej jak za taki mały skrawek ziemi.
- Ponieważ to my zasiejemy na nim w tym roku zboże i za pół roku weźmiemy dwa razy więcej. Chyba byłoby nierozsądnie teren sprzedawać, podczas gdy możemy zarobić na nim dużo więcej. Poza tym w całym państwie brakuje zboża, a zapotrzebowanie na chleb jest wielkie. Myślałem ostatnio nad kupnem dużej części ziemi przy samych murach Lerianu. Mielibyśmy dodatkowy zarobek. I tak Król niewiele o nas wie, myśli, że Ukryci to zaledwie kilkunastoosobowa grupka przestępców, którzy prawie nic nie robią… Nie boi się nas, co znaczy, że przewaga jest po naszej stronie. Dobrze, ale pora kończyć twoją audiencję, Gerinie. Nie sprzedawaj tej ziemi. Mam nadzieję, że niebawem się zobaczymy.
Gerin wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Również poprzednim razem Trzeci się nie zgodził. Miał pecha, że podlegał akurat pod tego człowieka… No, ale trzeba wracać na targowisko. Na korytarzu skręcił w lewo i poszedł schodami na górę. Otworzył klapę i wyszedł na powierzchnię. Starannie zamaskował wyjście trawą, która leżała w pobliżu. Tunele powoli mnie wykańczają, pomyślał. Po co ja się w to wszystko pakowałem? [/p]
Przed nim rozciągało się miasto Lerian. W swojej prostocie nie różniło się od innych miast Derianoru, ale znajdowała się tutaj jedna bardzo ważna rzecz, która sprawiała, że handel w tym cichym zakątku kraju był niesamowicie ożywiony. Siedziba Wojowników Niebieskiego Ognia leżała w północnej części miasta, tam też znajdowało się targowisko. Potężni członkowie tego pradawnego stowarzyszenia, potrafiący posługiwać się starą magią, często odwiedzali te miejsce. Nosili w sakiewkach wiele pieniędzy, więc był to też raj dla złodziei Ukrytych. Sam Gerin natomiast miał swoje miejsce na uboczu, gdzie rozstawiał zawsze namiot. W środku był stół, a na nim towary, między innymi biżuteria i kamienie szlachetne. Część(tą większą) tego, co zarobił, oddawał Trzeciemu, za część kupował towar, a ten najmniejszy kawałek miał dla siebie. Handel był stosunkowo dobrym sposobem zarobku, jeśli się nie pracowało dla tego, dla kogo pracował Gerin. Ukryci byli bowiem tajną złodziejską organizacją, składającą się z dwunastu klanów, o których nikt nie wiedział i mającą swe siedziby w tunelach pod miastem. Powodziło im się niezwykle dobrze, ich przywódcy żyli w luksusach, jednak zwykli pracownicy musieli zadowalać się dosyć przeciętnym bytem. Działali na powierzchni, kradnąc, rozprowadzając zakazane towary i od czasu do czasu strasząc wpływowych ludzi w Lerianie. [/p]
Handlarz poszedł do swojego mieszkania przy targowisku i wyciągnął z niego namiot swojego ojca. Niosąc zawiniątko na plecach, podszedł, ciężko stąpając, na swoje stare miejsce przy placu po czym rozłożył je. Znowu zapomniałem, pomyślał. Wrócił się do domu, a po kilku minutach spędzonych na przeszukiwaniu swoich gratów wyniósł z niego wielkie pudło i składany stolik. Podszedł z powrotem do namiotu, po czym ustawił obok ową miniaturową ławę, a na niej położył towary. [/p]
- Ty jesteś Gerin? - Kupiec nie zauważył zbliżającego się od tyłu mężczyzny. Widać było, że tamten dawno już przekroczył sześćdziesiątkę, jednak jego ubiór wyglądał schludnie i elegancko.
- Tak, to ja.
- Musimy porozmawiać. Chodź na bok, tak żeby nikt nie słyszał.
- Nie mogę opuszczać mojego stoiska, przykro mi. – Gerin zobaczył przy boku człowieka sztylet.

No nawet, nawet. Kilka błędów dostrzegłem, ale przeważnie interpunkcyjnych - wypisze je ktoś, kto się bardziej zna Wink
Czekam na ciąg dalszy, ale nie dawaj tak krótki fragmentów i nie stosuj chwytów, jak w anime, że coś się zaczyna dziać i koniec epka.

Pozdrawiam
Ech. O czego zacząć?
Może powtórzenia. Kiedy piszesz myśl ciut nad tekstem. Chyba potrafisz zapamiętać co napisałeś dwie linijki temu.
Świetny przykład:
Cytat:Handlarz poszedł do swojego mieszkania przy targowisku i wyciągnął z niego namiot swojego ojca.Niosąc go zwiniętego na plecach zatrzasnął drzwi mieszkania nogą. Podszedł do swojego starego miejsca na placu i rozłożył go. Znowu zapomniałem, pomyślał. Wrócił się(po co "się)" do mieszkania, a po paru chwilach spędzonych na przeszukiwaniu swoich gratów(,) wyniósł z niego wielkie pudło i składany stolik. Podszedł z powrotem do namiotu, po czym ustawił przed nim stolik, a na nim położył towary.

Uff. Już wiesz czemu nie cytowałem wszystkich błędów?
Moja rada. Przeczytaj po napisaniu a wszystko będzie ok. Od razu wyłapiesz takie błędy.
O fabule powiem mało bo i mało jej jest. Ot jakaś mafia.
Cytat:ostatnio nad kupnem dużej części ziemi
- "dużej części ziem" lepiej by tu pasowało. Bez "i".
Cytat:"Tunele powoli mnie wykańczają" - pomyślał. Po co ja się w to wszystko pakowałem?
- Dobrze jest gdy autor oddziela myśli bohatera od reszty tekstu. Cudzysłów się sprawdza.
Cytat:potrafiący posługiwać się starą magią, często odwiedzali te miejsce.
- To miejsce?
Cytat:Część(tą większą) tego, co zarobił, oddawał Trzeciemu
- Nawiasów zazwyczaj najlepiej jest unikać. Mogłeś napisać po prostu "większą część tego, co zarobił".
Cytat:Część(tą większą) tego, co zarobił, oddawał Trzeciemu, za część kupował towar
- Powtórzenie nawet jeśli celowe to nie podoba mi się.

Błędów nie jest dużo. Dobrze radzisz sobie z interpunkcją. Aż zazdroszczę.
Tekst nie jest zły, jednak niczym nie zachęcił mnie do wyczekiwania kolejnej części. Opowieść wydaje się być rozpoczęta od połowy, jakbyś pominął początek. Nie znam jeszcze kontynuacji, więc nie mogę ocenić czy jest to dobrze czy źle.
Wstaw kolejny fragment to zobaczymy co z tego będzie.
Znalazłem to:
Cytat:Miał na sobie krwawoczerwoną tunikę
Nie bardzo pasuje wyrażenie "krwawoczerwona"

Cytat:kupić żyrandole do większości tuneli
Że co!? Żyrandole do tuneli?

Tekst kuleje w warstwie stylistycznej. Nie masz kompletnie wyrobionego warsztatu literackiego, całość jest strasznie toporna i nijaka. Jeśli chodzi o fabułę to też zbytnio mnie nie wciągnęła, pełno nazw własnych i krain geograficznych, których nie da się objąć rozumem w tak krótkim tekście.
Przykro mi, ale jestem na nie.
Pozdrawiam i zachęcam do dalszej pracy
B.
Całkiem niezły tekst : )

Zapowiada się ciekawie,szkoda,że umieściłeś taki krótki fragment. Postacie są w miarę poprawnie nakreślone,Gerin wydaję się tylko taki troszkę za mało wyrazisty,jak na głównego bohatera.

Lokacja za to bardzo dobra,umiejętnie zarysowany obraz miasteczka,bractw,klanów itp Smile

Czekam na coś więcej.

4/5

Pozdrawiam
X

P.S. A i pomyśl nad zmianą tytułu : )
Muszę przyznać rację forumowiczom. Zapowiada się ciekawa historia. Pracuj nad nią dalej. Czekam na rozwinięcie. Tylko nie przeginaj z wyrażeniami typu: pradawny czy starożytny. Odniosłam wrażenie, że trochę przesłodziłeś tekst tymi sformułowaniami. A tak to jest całkiem nieźle. Do reszty błędów się nie czepiam, bo widzę, że koledzy zrobili to dobrze. Nie będę ich powtarzać. Wink

Ocena:

4/10
Za krótkie, żeby ocenić moim zdaniem. Rzeczywiście, zapowiada się ciekawie, lecz koniec powinien wieńczyć dzieło, a nie początek. Przeczytałem opinie przedpisców, aby nie wypisywać wcześniej wskazanych błędów, a więc:

Przecież sto pięćdziesiąt sztuk złota zaspokoiło by kilka(...) - zaspokoiłoby piszemy razem.

Pozdrawiam
Cześć!

Cytat:Wzory na ścianach, wykonane przez jednego z najznakomitszych malarzy w całym mieście(,) nie dawały o sobie zapomnieć od ostatniej wizyty Gerina.
Tak długie zdanie wypadałoby oddzielić przecinkiem. Zaznaczyłem go na pomarańczowo, ponieważ nie jestem do końca pewien, czy można tutaj go postawić. Smile

Cytat:Mimo, że był dobrym kupcem, pracował dla niego, Trzeciego.
W wyrażeniach Mimo że; Chyba że itp. nie stawiamy przecinków przed że, iż.

Cytat:Ja jestem jak najbardziej za, ale to zbyt duża suma, żebym mógł sam podjąć decyzję.
Forma czasownika wskazuje już na osobę. Więc po co mówić ja jestem? Ja piję? Ja czytam? Nie wystarczy jestem, piję, czytam?

Cytat:Przecież sto pięćdziesiąt sztuk złota zaspokoiło by kilka ich potrzeb: można by było kupić żyrandole do większości tuneli, a i pewnie starczyłoby na przekupienie kilku wpływowych ludzi na Dworze. Tak, to była dobra cena.
Powtórzenie.

Cytat:Nosili w sakiewkach wiele pieniędzy, więc był to też raj dla złodziei Ukrytych. Sam Gerin natomiast miał swoje miejsce na uboczu, gdzie rozstawiał zawsze namiot. W środku był stół, a na nim towary, między innymi biżuteria i kamienie szlachetne.
Kolejne.

Cytat:Handel był stosunkowo dobrym sposobem zarobku, jeśli się nie pracowało dla tego, dla kogo pracował Gerin. Ukryci byli bowiem tajną złodziejską organizacją, składającą się z dwunastu klanów, o których nikt nie wiedział i mającą swe siedziby w tunelach pod miastem.
I następne! Big Grin

Podsumowanie

Nie za wiele mogę powiedzieć o tym tekście, bo po prostu jest go za mało. Podobają mi się natomiast nazwy własne. Gdyby podać je w wyrobionym już stylu, z poprawnym warsztatem literackim, mogłoby wyjść coś naprawdę ciekawego. Mam nadzieję, że Cię to zmotywowało do ćwiczeń. Ćwicz, bo - jak dla mnie - ten teks ma potencjał.

Pozdrawiam.
Na prośbę Autora wstawiam nową wersję tego fragmentu//InFlames

- Chyba musisz zrobić wyjątek na tą chwilę – powiedział nieznajomy z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
- Ale tylko na chwilę, magu - teraz to Gerin się uśmiechnął.
Tamten wydał z siebie niemy okrzyk podziwu.
- Dobry jesteś. Można wiedzieć, jak to zrobiłeś?
- Wystaje ci skrawek szaty spod ubrania.
- Szlag - zaklął mag. - Miałem nadzieję, że uda mi się uniknąć wykrycia. Posłaniec musi być wiarygodny. Chodź tutaj - wskazał palcem wąską uliczkę nieopodal.- Nie chcę, by ktoś nas usłyszał.
- Nie zdradziłeś mi jeszcze swego imienia - upomniał się kupiec.
- Herab z rodu Wilan, miło mi.
- Gerin z domu Terber.
Oboje podeszli tam, gdzie wskazał Herab. W uliczce mag wyciągnął z kieszeni mały rulonik papieru.
- To list ode mnie do Piątego. Będziesz pośrednikiem.
Powiedz mu również, że w zakonie Wojowników awansowałem na pozycję Drugiego Dowódcy Wojskowego. - Gerin wstrzymał mimowolnie oddech. A więc on był tym pierwszym magiem, którego Ukryci wtajemniczyli w swoją działalność, i który zgodził się z nimi współpracować. A więc Herab z rodu Wilan. Musi to zapamiętać. - Poza tym w moim bractwie rozgorzały zacięte spory. Znaleziono pewną rzecz, która nigdy nie powinna wyjrzeć na światło dzienne. Magiczny artefakt, który zapewne by w nasze ręce nie trafił, gdyby jeden nieodpowiedzialny mag nie próbował dowiedzieć się, co jest za obrazem – kąciki jego ust drgnęły nieznacznie.
- I co wtedy?
- Cały korytarz do remontu – roześmiał się.
- Myślałem, że stało się coś poważniejszego – w głosie Gerina pobrzmiewał cień rozczarowania. – Co jeszcze mam powiedzieć?
- Już nic. A tak poza tym, za ile sprzedasz mi tamte kolczyki? Dla żony by były…

Rozdział 2

Gerin zapakował wszystko, oprócz stolika, do torby wykonanej ze skóry i poszedł do domu. Niedbale rzucił ją gdzieś w kąt i poszedł spać.
Kiedy się obudził, przyszło mu od razu na myśl, ze musi przekazać wszystkie wieści i list otrzymany od Heraba Ukrytym. Umył się pośpiesznie, ubrał w swoją zwyczajową ciemnoczerwoną tunikę i zjadł śniadanie, na które składały się zwykłe kanapki popijane Czerwonym Winem Demberskim. Wyszedł z domu, zatrzaskując drzwi.
Kamienicę przed kilkudziesięcioma laty wybudował tu jego pradziad Zeran. Całość w spadku przepisał na wnuka, a ten na swojego syna. Ojciec Gerina umarł w wieku młodym, miał na przysłowiowym karku zaledwie czterdziestu lat. Od lat dzieciństwa dręczyła go choroba zwana Dibolicą, która sprawiała, że nie mógł ruszać, przynajmniej w początkowym stadium, lewą ręką. Z wiekiem przenikało to także na inne części ciała, aż w końcu ojciec został przykuty do łóżka. Szybko sporządził testament, dyktując go swojemu służącemu. I tak całość mieszkań wynajmowanych w tym budynku przypadła Gerinowi. Ten podwyższył czynsz i szybko zarobił dostateczną ilość pieniędzy, by zarządzać handlem na czarnym rynku w całym kraju. Jednak nie chciał tak zrobić, wtedy nawet nie wiedział o istnieniu Ukrytych. Człowiek o imieniu Rinar wciągnął go w to wszystko około pięciu lat temu. Wtedy też handlarz podpisał nierozerwalną umowę, która zobowiązywała go słuchać rozkazów Trzeciego do końca swojego życia. Teraz jednak szedł do Piątego, którego tak naprawdę jeszcze nigdy w życiu go nie widział. Był już w połowie drogi, kiedy nagle zaczepiła go osobliwa postać.
- A dokąd to, panie Gerinie? – powiedział Minister Terik, jedna z ważniejszych osobistości w mieście.
- Tak się wybrałem na przechadzkę. Póki słońce świeci, trzeba się trochę dotlenić, prawda? – kłamanie na temat swoich zamiarów przychodziło kupcowi nadzwyczaj łatwo.
- Potowarzyszyć panu, jeśli można? – „ A niech to…”, pomyślał Gerin.
- Tak, tak…
- Wybieramy się w jakieś konkretne miejsce?
- Nie… no ale możemy iść na przykład za miasto, tam jest świeższe powietrze. – wyglądało na to, że wizyta u Piątego będzie musiała trochę poczekać.
- Więc chodźmy.
Maszerowali kilkanaście minut, sycąc się zapachami kwiatów, gdy Minister zapytał się otwarcie handlarza:
- Co ty ukrywasz? –„On coś wie”, pomyślał kupiec.
- Nic. Absolutnie, całkowicie nic.
- Obserwuję cię już od dłuższego czasu. Niekiedy rozstawiasz się na targowisku , znikasz, a później znowu tam jesteś. Gdzie wtedy jesteś? Nikt nie potrafi powiedzieć. – „Trzeba to będzie mądrze rozegrać”.
- Ah, to? Wtedy opiekuję się moim przyjacielem, bo właśnie wtedy służba nie może się nim zająć – wymyślił na poczekaniu.
- Może to ktoś potwierdzić?
- Chyba tylko kolega, ale proszę go nie zadręczać, jest w ciężkim stanie.
- Wracaj na plac, Gerin. Jeszcze zobaczymy…
Gerin szybko pobiegł do Lerianu. Wizyta u Ukrytych będzie musiała poczekać do wieczora. Teraz miał pewność, że jest śledzony…
***
Kiedy zaczynało zmierzchać, Gerin zwinął wszystko, zaniósł do swojego mieszkania, i ruszył do najpopularniejszego wejścia do tuneli. Były to zwykłe drzwi, za którymi znajdowały się schody, które umiejscowiono w najgorszej dzielnicy miasta, więc większość myślała, że to po prostu kolejny spichlerz. Jednak kiedy kupiec tam dotarł, okazały się zamknięte. „Dziwne”, pomyślał. „Może zablokowali te przejście?”. Wtem rozległ się krzyk:
- Uciekaj! Zostaliśmy zdradzeni! Uciekaj, Gerinie! – głos był znajomy. Ale nie to było teraz najważniejsze. Ze wszystkich zakątków wychodzili ludzie z mieczami. Gwardziści. Jakieś dwadzieścia kroków od handlarza stała postać w białej szacie. „Mistrz Voran!”, pomyślał szybko. Wziął grabie, które ktoś postawił obok drzwi i rzucił się z nimi na maga. Tamten, zdziwiony, nie zdążył dość szybko zareagować. Wojownicy gwardii też byli zdziwieni. Jednak Gerin nie zwracał na to uwagi, pchnął Vorana na ziemię i biegł dalej, do swojego mieszkania. Drogę zastąpił mu cherlawy wojownik. Jedne popchnięcie wystarczyło, żeby trasa na powrót była czysta. Biegł dalej, co sił do domu. Drzwi zobaczył przed sobą w odległości jakichś pięćdziesięciu kroków. Zaczął robić dłuższe kroki. „Jeszcze tylko trochę!”. Wpadł do domu niemal się przewracając. Chwycił swój sztylet, wyciągnął z szafy trochę prowiantu i wszystko upchnął do torby. Puścił się pędem w kierunku tylnego wyjścia. Dało się jeszcze słyszeć głos, który brzmiał donośnie w całym mieście: „Biały zabity!”
***

„Jakieś dwadzieścia mil od Lerianu”, pomyślał Gerin. Przez całą noc wędrował po polach i łąkach, omijając patrole gwardii i magów. W połowie drogi spotkał jednego z Ukrytych, Hirona, który podobnie jak on zajmował się handlem. Do tej pory byli jedynie kolegami, ale teraz postanowili sobie pomagać w tej ucieczce. A na dodatek obaj kupcy mieli problemy: Gerin zabił maga Vorana, a Hiron prawdopodobnie ciężko zranił dwuręcznym mieczem zastępcę Mistrza.
Nie jest najgorzej.
Błędów jakiś poważnych nie zauważyłam, ale to nie znaczy, że ich tam nie ma Wink
Ten krotki tekst jest strasznie naszpikowany nazwami własnymi. Same w sobie mi się podobają, ale z początku miałam małe problemy z powiązaniem ich z całą akcją.
Opowiadanie jest dla mnie mało dynamiczne. Dopiero pod koniec drugiego rozdziału zaczęło się coś dziać. Wybacz, ale rozmowy o ziemi, sianiu i tym, co postać zjadła na śniadanie, jeśli nie są opisane w ciekawy sposób i czymś ubarwione, wywołują u mnie uczucie senności. Postacie są słabo zarysowane. Nawet główny bohater i jego sfera psychiczna zostały potraktowane po macoszemu. O reszcie nie wspomnę, bo zostali potraktowani tylko i wyłącznie jako tło. Także dialogi nie porywają - przydałoby się nad nimi popracować.

Ale materiał nie jest zły. Dobrze, że nie jest to kolejne opowiadanie o młodzieńcu, który będzie musiał uratować świat, bo takich nie znoszę. Cieszy mnie też, że nie umieściłeś przed akcją właściwą żadnego przydługawego i nudnego wstępu, który zniechęciłby mnie do dalszego czytania. Dzięki temu udało mi się zapoznać z całością Tongue Pracy jest sporo, ale wydaje mi się, że warto.
Cytat:- Chyba musisz zrobić wyjątek na chwilę – powiedział nieznajomy z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
piszemy w narzędniku, w bierniku. - Chyba musisz zrobić wyjątek na tę chwilę...

Cytat:Magiczny artefakt, który zapewne by w nasze ręce nie trafił, gdyby
Imho, lepiej brzmi w taki sposób: Magiczny artefakt, który zapewne nie trafiłby w nasze ręce, gdyby...

Cytat:Kiedy się obudził, przyszło mu od razu na myśl, ze musi przekazać wszystkie wieści i list otrzymany od Heraba Ukrytym.
Literówka.

Cytat:Ojciec Gerina umarł w wieku młodym, miał na przysłowiowym karku zaledwie czterdziestu lat
Imho: Ojciec Gerina umarł w młodym wieku, mając na przysłowiowym karku zaledwie czterdzieści lat.

Cytat:Człowiek o imieniu Rinar wciągnął go w to wszystko około pięciu lat temu. Wtedy też handlarz podpisał nierozerwalną umowę, która zobowiązywała go słuchać rozkazów Trzeciego do końca swojego życia. Teraz jednak szedł do Piątego, którego tak naprawdę jeszcze nigdy w życiu go nie widział. Był już w połowie drogi, kiedy nagle zaczepiła go osobliwa postać.
Moim skromnym, za dużo "go" Smile

Cytat:- Nie… no ale możemy iść na przykład za miasto, tam jest świeższe powietrze. – wyglądało na to, że wizyta u Piątego będzie musiała trochę poczekać.
Wyróżnione słówka z dużej litery.

Cytat:Ah, to? Wtedy opiekuję się moim przyjacielem, bo właśnie wtedy służba nie może się nim zająć – wymyślił na poczekaniu.
No właśnie, ah czy ach. Zacytuję:

Cytat:Błędny zapis wykrzykników ach! i aha! jest zapewne wynikiem skrzyżowania pisowni tych dwóch słów. Dlatego warto zapamiętać, że ach! (wyrażające zachwyt, westchnienie) piszemy zawsze przez ch: Ach! Jakie to proste!; natomiast aha! (podkreślające stwierdzenie jakiegoś faktu) zawsze przez h: Aha! Więc taka jest reguła!
Magdalena Tytuła, Marta Łosiak "Polski bez błędów. Poradnik językowy dla każdego". Opracowano przy współpracy z Wydawnictwem Szkolnym PWN

Cytat:„Może zablokowali te przejście?”.
Pamiętaj, że to piszemy w liczbie pojedynczej, a te w liczbie mnogiej. Prosty przykład, który czytałem na jakiejś stronie:

Przepraszam, czy to krzesło jest wolne? To zdanie napisane jest poprawnie.
Przepraszam, czy te krzesło jest wolne? To zaś jest napisane źle, ponieważ powinno wyglądać tak: Przepraszam, czy te krzesła są wolne?
Mam nadzieję, że zapamiętasz. Smile

Cytat:Drzwi zobaczył przed sobą w odległości jakichś pięćdziesięciu kroków. Zaczął robić dłuższe kroki. „Jeszcze tylko trochę!”.
Usunąłbym wyróżnione zdanie.

Cytat:Wpadł do domu(,) niemal się przewracając.

Podsumowanie

No cóż, podobało mi się. Opowiadanie napisane jest sprawnie, nie ma jakichś większych zgrzytów. Przyjemnie się czyta, duży plus. Jest ciekawie. Nie znudziłem się podczas czytania.
Koniecznie czytaj po tysiąckroć swoje teksty. Mógłbyś uniknąć wtedy takich prostych kwiatków.
Będę czekał na kolejny fragment. Jest dużo do poprawienia.

Pozdrawiam
InFlames
„I to ja ich wszystkich wydałem…” Zwierzył się Hironowi ze swoich rozmyślań, ale jego mało to wszystko obchodziło. Podobno już jakiś czas zastanawiał się nad ucieczką. Łącznie ze świtem oboje pozwolili sobie na sen. Wyznaczyli wartę co trzy godziny, wszystko przebiegało dobrze. Niekiedy jednak słyszeli dziwne odgłosy od strony miasta, pojękiwania i zawodzenia. Na początku myśleli, że to tylko wiatr, ale wieczorem pojawił się na horyzoncie człowiek.
Już z daleka było widać, że jest krępej postury, jednak nikt za nim czy też obok niego nie szedł. Jeden człowiek dla pary Ukrytych nie stanowił żadnego zagrożenia, jednak gdyby było ich więcej, mogliby być narażeni na niebezpieczeństwo. Człowiek zbliżał się coraz bardziej, aż w końcu musieli się schować. Zanurkowali w krzaki, a Gerin wykopał ręką prowizoryczny dół. Szybko też odgarnął liście, i w pełni widział już zakapturzoną postać.
Miała może z metr sześćdziesiąt. Była niewątpliwie dzieckiem, ale mięśnie nie pozostawiały złudzeń – musiał on, bo był to chłopak, ciężko trenować przez długie lata, by być tak umięśnionym. Na plecach miał długą, zakończoną ostrym szpikulcem włócznię.
Przystanął przed dogasającym ogniskiem i zaczął się rozglądać.
- Jeszcze nie… - szeptał Hiron. – Jeszcze… Poczekaj… Teraz! – Gerin szybko jak błyskawica rzucił się na przybysza, ale tamten okazał się lepszy. Wykręcił się do niego tyłem, obrócił, i potężnie rąbnął pięścią handlarza w tył głowy. W tym momencie opadł mu kaptur, ukazując długie, koloru blond, włosy i waleczną twarz. Nie zauważył zbliżającego się z lewej drugiego z kupców, podczas gdy tamten podciął go i z całej siły kopnął w miejsce tuż pod kostką. Tamten zgiął się w pół, ponieważ zalała go fala oszałamiającego bólu. Leżąc na ziemi wykrzyczał.
- Nie chciałem nic złego zrobić! Przysięgam! Zostawcie mnie.
- To się okaże, młodzieńcze z miasta… Gerin, wstawaj. – Zabójca Białego Maga podniósł się posępnie i z nieukrywaną niechęcią.
- Powiesz nam, kim jesteś? – spytał rozdrażniony Gerin.
- Nazywam się Bador, jestem posłańcem. Były Trzeci przysyła wiadomość. – na dźwięk starego imienia, ale z postawionym słowem „były”, przyjaciołom zrobiło się trochę żal całej organizacji, w tym siebie. Tyle lat spędzonych na ukrywaniu Ukrytych poszło na marne, aczkolwiek i tak kiedyś musiało się to stać.
- Pokarz nam tą wiadomość. – Bador wyjął z kieszeni małe zawiniątko i wręczył Hironowi. – Skąd ty w ogóle wiesz, że to my jesteśmy adresatami? – to pytanie właśnie przyszło na myśl również Gerinowi.
- Mam swoje sposoby – młodzieniec uśmiechnął się. – Gerin ubrany jest ciągle w czerwoną tunikę.
Rzeczywiście, tamten od dwóch dni nie zmieniał ubrania. Było już czuć od niego swąd ziemi, ale taka drobnostka nie zrażała przyjaciół w dalszej podróży. Hiron wziął list i przeczytał na głos:
- „Bez wstępów pragnę wam przekazać, że tylko wy i my, ja z Badorem uratowaliśmy się z rąk gwardii i króla. Całe państwo aż huczy od wieści. Podobno powstała nawet plotka, że paraliśmy się mroczną magią. Nie wiem, przez kogo została rozpuszczona, jednak nie jest to szczególnie ważne. Większość członków organizacji zostało skazanych na śmierć po tym, jak wyjaśniono czym się tak naprawdę zajmowaliśmy. Procedury przebiegały bardzo szybko. Nam udało się uciec z więzienia. Proszę was, Hirona i Gerina, żebyście udali się w kierunku Równiny Saranoth. Czekam tam na was. Podpisano: Trzeci z Dwunastu.
- Jeszcze się bawi w tytuły, co?- z pogardą spytał Gerin.
- Jest trochę zarozumiały – odparł Bador.
- Co to za miejsce, ta Równina Saranoth?
- Dowiecie się, jak tam dotrzemy – uśmiechnął się szyderczo chłopak.

Rozdział 3

Ziemia. Sama ziemia, żadnych drzew. Słońce prażyło niemiłosiernie już od dłuższego czasu. Prawdopodobnie nigdy nie padał w tym miejscu deszcz. Tak przynajmniej mówili podróżnicy, którzy wiele razy tędy przechodzili.
Równina nosiła nazwę Saranoth, od imienia króla Cirenu, który zginął tutaj właśnie z gorąca i odwodnienia.
Nigdy nie było w tym miejscu żadnego jedzenia. Rośliny były trujące, wykształciły zdolność pobierania wilgoci z
powietrza. Podobno jeśli się coś takiego zjadło, umierało się z braku tlenu. Roślina bowiem nie wysysała tylko wilgoci, ale także środki potrzebne do życia, a w tym tlen. Król zjadł w ostatecznym głodzie taką formę życia, po czym to coś go zabiło. Służba zmarła wkrótce potem z wycieńczenia, gdyż nie znała drogi do domu lub najbliższej osady.
Byli kupcy i Bador szli przez taki teren już pół dnia. Została jeszcze tylko ćwiartka bukłaka wody, więc musieli ją od teraz oszczędzać.
- Ile jeszcze drogi mamy przed sobą?- spytał Gerin zmęczonym głosem.
- Jakieś trzy mile. To niedużo w porównaniu z tym, ile do tej pory przeszliśmy.
- A przeszliśmy…? – pociągnął rozmowę Hiron.
- Dwadzieścia pięć, może więcej.
- Nie możliwe, Bador.
- Ze względu na magię wszechobecną w Lerianie nasze ciała zostały przesiąknięte siłami witalnymi. Chyba nigdy nie chodziliście w dalekie wędrówki, prawda?
- Nie. Ale dosyć przerażającym wydaje mi się fakt, że na moje ciało oddziaływała magia… - zamyślił się Gerin.
- Mi też, nie jesteś osamotniony… - dodał Hiron.
Rozmawiając na tematy bliskie Lerianowi i tamtym okolicom, doszli w końcu do obozu. Pośrodku było rozpalone ognisko, a obok stał zielony namiot, z którego wyszedł mężczyzna.
Trzeci był zaledwie cieniem samego siebie. Prawie całą twarz miał zarośniętą, a piwne oczy były niesamowicie zapuchnięte. Odziany był w płaszcz, identyczny do tego, który miał na sobie Bador. Widząc przybyszy powitał ich osłabłym głosem.
- Witajcie z powrotem, moi drodzy. Tam leżą wasze namioty. Rozstawcie je sobie, ja już nie mam siły – wskazał palcem na stertę podartych szmat, które wyglądały jak stare prześcieradła. Obok nich leżało ze dwadzieścia kijów i dołączonych do każdego linek. Mówiąc te słowa poszedł z powrotem do swojego namiotu, który był w dużo, dużo lepszym stanie i prawdopodobnie poszedł spać. W tym momencie Gerin zauważył, że jakieś dwie mile na północ ciągnie się po linii horyzontu dosyć obszerny las. „Może jak las, to i woda?”, pomyślał.
- Zabieramy się do roboty! – oznajmił Bador. Szybko wziął prześcieradła, które okazały się nie być dziurawe. Te „dziury” były dziurami na liny! Gerin zorientował się w tym dopiero, kiedy Bador zaczął ich uczyć węzłów. Nie znał się na prowadzeni obozowiska, a co dopiero rozstawianiu namiotu. Szło mu więc ciężko, ale po kilkunastu minutach namioty były już porozstawiane.
- Jutro wybierzemy się do lasu. Może znajdziemy jakieś jedzenie i wodę. Ale na razie pójdźmy spać – handlarze jak na komendę pobiegli do swoich wcześniej przygotowanych legowisk i zasnęli snem głębokim, acz pozbawionym marzeń sennych. Tylko Bador usłyszał zawodzenie, które wydarło się z objęć lasu i owinęło całą dolinę swym przerażającym wydźwiękiem.
***

Nazajutrz dwoje z nich wyruszyło w drogę. Gerin zabrał ze sobą nóż myśliwski, a Bador ogromny, dwuręczny miecz Hirona. Tamten nie chciał iść na wyprawę, ponieważ bał się spotkania z obcymi. Rano bowiem Trzeci naopowiadał im historyjek(niekoniecznie prawdziwych…), jakoby w lesie istniała banda wyszkolonych bojowo czarnych magów. Bador jednak orzekł, że to brednie powtarzane przez miejscowych.
- Ile ty właściwie masz lat? – spytał Gerin chłopaka.
- Trzynaście albo czternaście. Nikt nie potrafi mi powiedzieć – odrzekł ponuro tamten.
- Coś czuję, że ty jakiś nie tamtejszy. Dawno mieszkasz w Lerianie?
- Trzy lata. Przez cały czas mieszkałem w stolicy.
- Twój ojciec musi być zamożny!
- Poprawka: musiał. On nie żyje.
- Przykro mi – i na tym zdaniu wypowiedzianym przez Gerina zakończyła się rozmowa. Kiedy dotarli do lasu, ten zaczął sprawiać wrażenie ponurego. Tak, jakby całe życie tu mieszkające uciekło i nie zamierzało wracać.
- To co teraz robimy?
- Teraz szukamy zwierza. Wilków, niedźwiedzi, nawet borsuków. Wszystko nadaje się do jedzenia.
- Jeszcze nigdy nie polowałem…
- Domyślam się – chłopak uśmiechnął się słabo. – Dlatego jestem tu z tobą.
Po tych słowach Bador wyjął miecz, wziął w obie ręce i poszedł w prawo, przemykając niemal bezgłośnie obok wiewiórek, które go niemal nie zauważały. Gerin starał się go naśladować, ale niezbyt mu się to udawało. W końcu również wyjął swój nóż i dalej szedł jego śladem. W pewnej chwili natknęli się na swąd padliny.
- Tutaj – powiedział młodzieniec i wskazał palcem jakieś miejsce przed sobą. Kupiec popatrzył tam i zamarł.
Współczesne słowo „masakra” doskonale opisywałoby widok znajdujący się na małej polance. Leżały tak co najmniej trzy zabite sarny, którym widać było kości.
- Kto.. a może co to zrobiło? – drżącym głosem spytał Gerin.
- Właśnie na niego będziemy polować. Myślę, że to dosyć spory dzik.
- No dobrze. Ale trochę się boję.
Chłopak w skrócie wyjaśnił, jak należy rozpoznawać ślady i co zrobić, jak się już takiego drapieżnika wytropi. Gerin dowiedział się, że nie można go od razu atakować; to on musi wykonać pierwszy ruch. Kiedy już się rzuci na któregoś z nich, trzeba wymierzyć dokładnie w szyję, tak, żeby broń jak najgłębiej wbiła się w gardło. Potem należy odskoczyć, a drugi myśliwy uderzy go w brzuch. Dzik powinien leżeć martwy.
Przeszli razem jakieś sto kroków, uważnie nasłuchując i wypatrując zwierzęcia. Nagle, całkowicie nieoczekiwanie, zza krzaków wyleciał dzik.
Miał może z metr długości, jednak rozwinął niesamowitą prędkość. Jego oczy świeciły niebezpiecznie. Tu nie było czasu na żadne schematy. Bador potężnym ciosem miecza odciął mu tylne łapy, a Gerin rzucił swój nóż prosto w miejsce pod lewą łopatką, czyli w serce. Zwierze legło martwe u ich stóp.
- Co z nim teraz zrobimy? – spytał Gerin. Chłopak zdjął swój płaszcz, odsłaniając błyszczącą w świetle słońca kolczugę i stalowe naramienniki. Owinął dzika w swoje byłe ubranie i polecił kupcowi, żeby chwycił za jego drugi koniec. Tak właśnie zanieśli dzika do obozu, gdzie powitano ich z radością. We czwórkę upiekli dzika przy ognisku i go zjedli. Jednak nieoczekiwane zdarzenie przerwało beztroskie śpiewy i jedzenie.
Biały błysk rozświetlił południowe niebo. Potem doszedł do niego czerwony, aż w końcu cały nieboskłon połyskiwał tymi kolorami. Zaczęły one łączyć się w coś, co przypominało węża. Kolorowy pas sunął po niebie, i każdemu, kto tam wtedy był, wydawało się, że leci prosto na niego.
- Uciekajcie! – krzyknął Fenar, bo tak miał na imię Trzeci.
- Dlaczego? – spytał onieśmielony blaskiem węża Gerin.
- Dowiesz się, jak tu jeszcze trochę zostaniesz.
Rzucili się do ucieczki. Nie wiedzieli, dlaczego. Wiedzieli tylko, że Trzeci jest od nich mądrzejszy, więc należało się go słuchać. „Czarni magowie?”, zastanawiał się w myślach kupiec. „A może jeszcze coś innego?”
Wszyscy zobaczyli to w tym samym momencie. W dali, przy lesie, jechali na koniach postacie ubrane w czarne płaszcze. Dokładnie takie same, jaki nosił Bador.


PS. Dziękuję wszystkim za komentarze i konstruktywną krytykę, mam już nawet wersję poprawioną. Zachęcam również do komentowania tego fragmentu!