27-05-2011, 12:33
Dla ludzi lubiących i znających Świat Dysku.
Akcja dzieje się w nieokreślonym czasie. Nawet nie próbowałem umieścić jej między konkretnymi nowelami.
Miłej lektury.
Ankh Morpork. Największe miasto dysku. Metropolia tak cuchnąca, że nawet smród dawno się stamtąd wyniósł. W Wielkim Wahoonie ludzie podczas pożarów dzielą się na trzy kategorie. Na gapiów, na tych, którzy bez większych nadziei i jedynie z poczucia obowiązku zapełnienia drugiej kategorii, ratują dobytek i na Sama Vimesa, który właśnie oddzielał dwie wielkie masy.
- Spokojnie! Wszyscy tylko spokojnie, proszę zachować spokój, a wszystko będzie w porządku. – Zadziwiające że we wszystkich zakątkach multiuniwersum zawsze podczas pożarów lokalny odpowiednik Straży Miejskiej zawsze wypowiada tę frazę. – Proszę się odsunąć. Czy mogła by pani zabrać tego królika? Dziękuję. Zaraz pojawi się jakiś bohater! Oni zawsze się pojawiają.
Istnieje jedna szansa na milion, że w takiej sytuacji pojawi się heros pokroju Rincewinda, niestety to jest dysk…
Rzeka Ankh, płynąca przez miasto pozbawione kanalizacji, co podobno zapewnia niezapomniane wrażenia zapachowe, posuwała się powoli. Nie, Ankh nie płynie, bo jak płynąć ma ciecz o konsystencji bliższej betonowi niż budyniowi. Żyją tam jednak stworzenia. Na przykład, nie odkryte jeszcze plemię ciut ludzi wiercące w rzece tunele lub dosyć ciekawe odmiany niejadalnych ryb.
Nad brzegiem Ankh siedział właśnie Noby Noobs z garścią kamieni w czymś, co u normalnego człowieka nazywa się dłonią. Wziął jeden z nich i rzuciła w rzekę. Ta zniknęła. Nie jakoś dziwnie. Bez żadnych świateł i błysków. Po prostu pewien jej fragment zniknął.
Woda, lub ciecz, jak kto woli, napływała do pustej przestrzeni jeszcze przez długie tygodnie.
- Przepraszam bardzo, - Najbardziej nieudolny mag na dysku postukał pewną pulchną panią w zielonym płaszczu i króliku na smyczy. – gdzie my właściwie jesteśmy.
Krągła odjęła chustkę od nosa i zrobiła minę mówiącą „Ja naprawdę nie mam pieniędzy, czy mógł by pan już sobie pójść, bo strasznie pan śmierdzi.” i odparła.
- W Ankh Morpork, nie czuć?
Obróciła się i już miała iść gdy zdała sobie sprawę, że rosnący tłum gapiów zamkną ją właśnie w prowizorycznym więzieniu. Zmusiła się i spojrzała na Rincewinda jeszcze raz. Ten bardzo, ale to bardzo przyjacielsko szczerzył zęby. Był on jednak człowiekiem, którego przyjacielskiego uśmiechu należało się z niewiadomego powodu obawiać.
- Aaaaa – przeciągnął głoskę. – Co się właściwie dzieje?
Kobieta jeszcze raz spróbowała przebić się przez stunożną ścianę, z takim samym skutkiem jak poprzednio. Zrezygnowana spojrzała wymownie na kłęby dymu oświetlone blaskiem ognia wydobywające się z budynku przed nimi.
- Nic. – prychnęła. – Zupełnie nie wiem po co ci wszyscy ludzie się zebrali.
Rincewind podążył za jej wzrokiem.
- Chyba się pali, proszę pani.
Choć w takim tłumie to trudne, mag rozsuną nogi, zakasał rękawy swej czerwonej i aż do obrzydzenia upiększanej gwiazdkami i księżycami szaty i rozpoczął dziwne ruch rękoma.
- Zaraz coś na to poradzę.
Masa odsunęła się, a pani w zielonym bezzwłocznie wykorzystała okazję. Z magią nigdy nic nie wiadomo, a jeśli chodzi o Ankh Morpork, to tutejsi ludzie jak nigdzie dbali o własną skórę.
Tłum miał, w pewnym sensie, rację, bo wielki sześcian wody z rzeki pojawił się właśnie tuż nad płonącym domem.
Akcja dzieje się w nieokreślonym czasie. Nawet nie próbowałem umieścić jej między konkretnymi nowelami.
Miłej lektury.
Pyłek
Jakoś tak rozdział I
Wyobraź sobie rozgwieżdżone niebo. Już? A teraz wyobraź sobie olbrzymiego żółwia, który rozsuwa gwiazdy i płynie przez kosmos wprost na twój dom. Oto Wielki A’Tuin. Gwiezdny Żółw. Na jego skorupie cztery słonie dźwigające Świat Dysku. Ale w tej sytuacji prawdopodobnie mało by cię to interesowało…Ankh Morpork. Największe miasto dysku. Metropolia tak cuchnąca, że nawet smród dawno się stamtąd wyniósł. W Wielkim Wahoonie ludzie podczas pożarów dzielą się na trzy kategorie. Na gapiów, na tych, którzy bez większych nadziei i jedynie z poczucia obowiązku zapełnienia drugiej kategorii, ratują dobytek i na Sama Vimesa, który właśnie oddzielał dwie wielkie masy.
- Spokojnie! Wszyscy tylko spokojnie, proszę zachować spokój, a wszystko będzie w porządku. – Zadziwiające że we wszystkich zakątkach multiuniwersum zawsze podczas pożarów lokalny odpowiednik Straży Miejskiej zawsze wypowiada tę frazę. – Proszę się odsunąć. Czy mogła by pani zabrać tego królika? Dziękuję. Zaraz pojawi się jakiś bohater! Oni zawsze się pojawiają.
Istnieje jedna szansa na milion, że w takiej sytuacji pojawi się heros pokroju Rincewinda, niestety to jest dysk…
Rzeka Ankh, płynąca przez miasto pozbawione kanalizacji, co podobno zapewnia niezapomniane wrażenia zapachowe, posuwała się powoli. Nie, Ankh nie płynie, bo jak płynąć ma ciecz o konsystencji bliższej betonowi niż budyniowi. Żyją tam jednak stworzenia. Na przykład, nie odkryte jeszcze plemię ciut ludzi wiercące w rzece tunele lub dosyć ciekawe odmiany niejadalnych ryb.
Nad brzegiem Ankh siedział właśnie Noby Noobs z garścią kamieni w czymś, co u normalnego człowieka nazywa się dłonią. Wziął jeden z nich i rzuciła w rzekę. Ta zniknęła. Nie jakoś dziwnie. Bez żadnych świateł i błysków. Po prostu pewien jej fragment zniknął.
Woda, lub ciecz, jak kto woli, napływała do pustej przestrzeni jeszcze przez długie tygodnie.
- Przepraszam bardzo, - Najbardziej nieudolny mag na dysku postukał pewną pulchną panią w zielonym płaszczu i króliku na smyczy. – gdzie my właściwie jesteśmy.
Krągła odjęła chustkę od nosa i zrobiła minę mówiącą „Ja naprawdę nie mam pieniędzy, czy mógł by pan już sobie pójść, bo strasznie pan śmierdzi.” i odparła.
- W Ankh Morpork, nie czuć?
Obróciła się i już miała iść gdy zdała sobie sprawę, że rosnący tłum gapiów zamkną ją właśnie w prowizorycznym więzieniu. Zmusiła się i spojrzała na Rincewinda jeszcze raz. Ten bardzo, ale to bardzo przyjacielsko szczerzył zęby. Był on jednak człowiekiem, którego przyjacielskiego uśmiechu należało się z niewiadomego powodu obawiać.
- Aaaaa – przeciągnął głoskę. – Co się właściwie dzieje?
Kobieta jeszcze raz spróbowała przebić się przez stunożną ścianę, z takim samym skutkiem jak poprzednio. Zrezygnowana spojrzała wymownie na kłęby dymu oświetlone blaskiem ognia wydobywające się z budynku przed nimi.
- Nic. – prychnęła. – Zupełnie nie wiem po co ci wszyscy ludzie się zebrali.
Rincewind podążył za jej wzrokiem.
- Chyba się pali, proszę pani.
Choć w takim tłumie to trudne, mag rozsuną nogi, zakasał rękawy swej czerwonej i aż do obrzydzenia upiększanej gwiazdkami i księżycami szaty i rozpoczął dziwne ruch rękoma.
- Zaraz coś na to poradzę.
Masa odsunęła się, a pani w zielonym bezzwłocznie wykorzystała okazję. Z magią nigdy nic nie wiadomo, a jeśli chodzi o Ankh Morpork, to tutejsi ludzie jak nigdzie dbali o własną skórę.
Tłum miał, w pewnym sensie, rację, bo wielki sześcian wody z rzeki pojawił się właśnie tuż nad płonącym domem.