Via Appia - Forum

Pełna wersja: Zapach Zbrodni
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Oto jedno z moich opowiadań kryminalnych. Podzieliłem je na 4 części, które wrzucę w krótkich odstępach czasowych, żeby (mam nadzieję) zebrać krytykę oraz uczyć się na błędach i komentarzach. Mam nadzieję, że wam sie spodoba.

I

Wieczór 12 września był taki, jak każdy inny. Słońce już dawno całkowicie zaszło za choryzont, zmuszając Warszawę do zapalenia lamp na ulicach i chodnikach. Kałuże po przelotnym deszczu lśniły pomarańczem odbijanych świateł. Ponad miastem, w oddali, niczym ostrzegawczy palec, wywyższał się Pałac Kultury i Nauki. Od czasu do czasu obok mnie przejeżdżał samochód, rozchlapując wokoło kałuże, oczywiście trafiając wodą również we mnie.Tu i ówdzie zajaśniały na niebiesko od telewizorów okna domów jednorodzinnych. Czekałem sam na pustej ulicy, rozglądając się za moją taksówką. Najchętniej bym pojechał swoim samochodem, lecz z moim szczęściem patrol od razu przyłapałby mnie za jazdę po alkoholu. Nigdy ich nie ma jak są naprawde potrzebni, ale zawsze się spieszą z zabieraniem czyichś pieniędzy. Po chwili podjechała moja taksówka, ledwo się odsunąłem przed fontanną wody spod jej kół. W środku było sucho i ciepło, za kierownicą sedział facet o wyglądzie buca.
- Na Złotą – zażądałem, słysząc od kierowcy tylko ciche burknięcie.
Mieszkałem niedaleko, w niewielkim domu adekwatnym do moich niewielkich zarobków, z małym ogródkiem otoczonym płotkiem. Wyszedłem z taksówki, płacąc horrendalną sumę za tak niewielką odległość i skierowałem sie do furtki. Zacięła sie jak zwykle, więc musiałem się z nią trochę posiłować. Dźwięk szarpania z kłódką furtki przerwał jakiś zdziczały kot przewracający moje śmietniki. Obejrzałem się i zobaczyłem pijanego faceta zataczającego sie kilka metrów ode mnie. Na odległość śmierdział alkoholem, potem, oraz jakimś okropnym perfumem. Mimo, że sam gustuję w dobrych trunkach, nie cierpię ludzi, ktorzy upijają sie do nieprzytomności, więc zacząłem sie mocniej szarpać z tą cholerną kłódką, żeby jak najszybciej zejść mu z drogi. Nagle facet stanął w miejscu, i gdy wydawało się, że postawi następny chyboczący krok, powalił się na mokry beton rozbijając sobie tył głowy. Kropelki krwi ubrudziły dziurawy chodnik. Podszedłem do gościa zatykając sobie nos i spytałem czy nic mu się nie stało. Nie odpowiedział, leżał tylko na wznak rozpostarty na mokrym chodniku, strużka krwi ściekała w stronę ulicy. Dyszał bardzo ciężko i trzymał się za serce. Podejrzewając, że to zawał serca zmusiłem sie zadzwonic po karetkę. Po paru minutach pojawiło się pogotowie, zabierając faceta na sygnale do szpitala, zdażyłem się tylko przedstawić jako wzywający karetkę. Gdy ucichła jej syrena, poradziłem sobie nareszcie z kłódką furtki i wszedłem spokojnie do domu, by zaznać troche odpoczynku.


II
Ze spokojnego snu nad ranem obudzil mnie dźwięk telefonu służbowego, upiornie chałasującego dzięki bólowi głowy po wczorajszym wieczorze. Zanim wyplątałem sie z kołdry i dosięgnąłem słuchawkę, sygnał zdąrzył kilka razy się powtórzyć, dzwoniąc mi w uszach i potęgując ból.
- Detektyw Nowakowski, słucham.
- Tutaj Komenda Rejonowa, inspektor Mazur – usłyszałem powolny głos – Chcielibyśmy zadać panu kilka pytań dotyczących śmierci pewnego mężczyzny niedaleko pańskiego domu.
- On nie żyje? - spytałem zaskoczony.
- Niestety tak. Nie dzwoniłbym do pana gdyby nie było to konieczne. Wydawało się, że to zawał serca, jednak analiza krwi wykazała, że oprócz alkoholu denat miał we krwi truciznę – akonitynę.
- To było umyślne zatrucie? Czy samobójstwo?
- W tej chwili nie możemy udzielić żadnych informacji. Bylibyśmy wdzięczni, gdyby pan przyjechał do komendy porozmawiac osobiście.
- No dobrze, niedługo będę – powiedziałem niechętnie spoglądając na zegar i ziewnąłem głęboko.



Komenda Rejonowa mieściła się nieopodal mojego domu, kilka minut jazdy starym, wysłużonym Oplem. W poblizu stał niewielki kościół ze strzelistą wieżą oraz przychodnia lekarska, w której w godzinach rannych ustawiały sie kolejki, przy których Mur Chiński to sznurowadło. Trochę lżej było w samej komendzie, lecz i tutaj żeby przejść trzeba było wciągnąć brzuch. Przy okienku niedaleko wejścia wysoki, spocony posterunkowy przebierał w dokumentach i co chwila podnosił słuchawki dzwoniących telefonów.
- Gdzie znajdę inspektora Mazura? – zapytalem.
- W dziewiątce – odpowiedział posterunkowy nie odrywając wzroku od papierzysk.
Podszedłem doń i zapukałem do drzwi z napisem "Inspektor Mazur", uprzejmy głos pozwolił wejść do środka. W małym gabinecie, za biurkiem siedział wysoki dżentelmen, oceniłem go na około 35 lat, ze strzechą czarnych włosów i przyzwoitym wasem. W popielniczce dopalało się cygaro.
- Witam, nazywam się Jan Nowakowski – zacząłem.
- Dzień dobry, czekałem na pana – odezwał się pukając lekko palcem w cygaro – Proszę usiąść. Jest pan prywatnym detektywem?
- Zgadza się.
Inspektor siegnął do klasera i znalazł tam kilka dokumentów.
- Niech pan słucha uważnie. Wiadomo nam, że wczoraj o godzinie 23.20 wezwano pogotowie na ulicę Złotą 12, do mężczyzny z podejrzeniem zawału serca. Wzywający przedstawił się pańskim imieniem i nazwiskiem.
Potwierdziałem kiwnięciem głowy.
- Karetka numer 6 zabrała do szpitala mężczyznę, który zmarł nie na skutek zawału, lecz zatrucia śmiertelna trucizną, akonityną.
- Tak. To bardzo zagadkowe – stwierdziłem.
- Zgadza się. Czy pan znał denata?
- Nigdy go nie widziałem wcześniej na oczy.
- Czyli nie wie pan, skąd wziął sie niedaleko pana domu?
- Nie mam pojęcia, pewnie wracał z jakiejś knajpy. Był pijany w trupa, że tak powiem.
- Dlaczego pan wezwał pogotowie?
- Ponieważ ten człowiek wywrócił się na chodnik, rozbijając sobie głowę, więc uznałem to za wystarczający powod, by zadzwonić po karetkę.
- Rozumiem – mruknął mazur, wpatrując się w dokument – Jest pan pewien, że nie znał pan denata, imieniem Sławomir Maliszewski, nie miał z nim jakichkolwiek zatargów, interesów lub sprzeczek?
- Powtarzam, nigdy tego człowieka nie widziałem na oczy – powiedziałem dobitnie.
Inspektor Mazur odłożył na biórko dokument, wsunął cygaro w kącik ust i westchnął ciężko, opierając się o blat łokciami i stykając ze soba palce. Spojrzał na mnie przenikliwie jak wąż szykujący sie do ataku na tłustego szczura.
- Przykro mi to mówić, detektywie Nowakowski, ale jestem zmuszony uznać pana za podejrzanego w tej sprawie.
- Ja nic nie zrobiłem temu człowiekowi, wezwałem tylko karetkę – powiedziałem spokojnie - Traci pan niepotrzebnie na mnie czas, gdy prawdziwy morderca cieszy się wolnością.
- A może było inaczej? - spytał inspektor – Sanitariusz pogotowia zeznał, że pan również był pod wpływem alkoholu. Może pił pan z denatem, ten czymś pana obraził lub podpadł, nasypał pan trucizny do napoju i zeznał pan, że denat miał atak serca?
Wstałem gwałtownie.
- To oskarżenie jest bezpodstawne – krzyknąłem – Jestem prywatnym detektywem a nie mordercą. Ja szukam zabójcow a nie zabijam!
- Jest Pan podejrzany, dopóki nie znajdziemy dowodów na pańską niewinność – zagrzmiał Mazur.
- Sam je znajdę – powiedziałem znow spokojnie – I to szybciej niz wy.
Odwróciłem sie i chwyciłem za klamkę.
- Poza tym, jak bym to ja zabił, to zakopałbym ciało w ogródku a nie dzwonił po pogotowie – rzekłem, zamykając za soba z trzaskiem drzwi.
Cytat:Słońce już dawno całkowicie zaszło za choryzont, zmuszając Warszawę do zapalenia lamp na ulicach i chodnikach.
Horyzont!

Cytat:W środku było sucho i ciepło, za kierownicą sedział facet o wyglądzie buca.
Literówka.

Cytat:Ze spokojnego snu nad ranem obudzil mnie dźwięk telefonu służbowego, upiornie chałasującego dzięki bólowi głowy po wczorajszym wieczorze.
Literówka i ort. - hałasującego.

Cytat:Zanim wyplątałem sie z kołdry i dosięgnąłem słuchawkę, sygnał zdąrzył kilka razy się powtórzyć, dzwoniąc mi w uszach i potęgując ból.
Literówka, ort. - zdążył, dosięgnąłem słuchawki.

Cytat:W poblizu stał niewielki kościół ze strzelistą wieżą oraz przychodnia lekarska, w której w godzinach rannych ustawiały sie kolejki, przy których Mur Chiński to sznurowadło.
[quote]
Literówki i powtórzenie.

[quote]
Inspektor siegnął do klasera i znalazł tam kilka dokumentów.
Literówka. O ile wiem, w klaserze to się znaczki trzyma.

Cytat:Był pijany w trupa, że tak powiem.
Pijany w trupa, czyli upity do nieprzytomności – tak ja to rozumiem. A ten sobie chodził.

Cytat:Inspektor Mazur odłożył na biórko dokument, wsunął cygaro w kącik ust i westchnął ciężko, opierając się o blat łokciami i stykając ze soba palce.
Ort. - biurko, literówka.

Rozumiem, że każdy pijak ma zawsze przy sobie truciznę na wypadek, gdyby trzeba było zabić koleżkę od kieliszkaBig Grin

Nic szczególnego niestety Ci nie wyszło. Pierwszymi zdaniami jakoś tam udało Ci się zbudować namiastkę klimatu, jednak później już nie udało Ci się tego stanu utrzymać. Okropne błędy ortograficzne mnóstwo literówek. Musisz to jak najszybciej poprawić, bo wstyd Tongue
Nie wiem, co mógłbym dodać. Tekst jak setki innych, niczym nie zaskoczył, a zdenerwował tylko błędami.