Via Appia - Forum

Pełna wersja: Allowen
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Na początek, coś od autora, czyli konkretnie ode mnie. Opowieść, którą tutaj będę prezentował, będzie stopniowo i sukcesywnie aktualizowana i uzupełniana. Pierwszy "odcinek", który poniżej macie okazję przeczytać jest wersją beta - zapewne dużo ulegnie zmianie, przynajmniej w formie zapisu. To co się w tym fragmencie znajduje, bardziej kwalifikuje się pod fantastykę (przynajmniej sam tak uważam), ale w moich założeniach, znajdzie się tutaj sporo wątków psychologicznych [to dopiero jak się rozkręcę]. Myślę, by wydawać kolejne fragmenty stopniowo, jak np. mangę (tutaj mam najlepsze porównanie), mniej więcej co tydzień.

A teraz czas najwyższy na fragment, o którym wspominam:


Cytat: Chłopak obudził się w niewielkim pokoju. Próbował się podnieść, ale ciało odmówiło współpracy. Zdając sobie sprawę, że próba poruszenia się jest bez sensu, przyjrzał się otoczeniu.
Pomieszczenie było puste. Ściany wzorowano na styl japoński, ale różniły wykonaniem. Jego uwagę przykuło to, że są bardziej ozdobne niż praktyczne, co urągało idei stylu japońskiego. Po prawej stronie młodzieńca umieszczono okna. Średniej wielkości prostokąciki znajdowały niemalże pod samym sufitem i tak dostosowano, by odpowiednio oświetlić kwaterę. Natomiast za głową młodzieńca po lewej stronie stały drzwi. Wiedział o nich, ale nie mógł ich zobaczyć. Ciało nie chciało się w ogóle ruszać...
Zresztą, drzwi czy pokój nie wydawały mu się zbyt interesujące. Myślał o tym gdzie się znajduje i co się z nim działo. Miał ochotę wstać i wyjrzeć przez okno, jednak stwierdził, że ta ciekawość jest zbyt dziecinna. Zaczął więc rozmyślać o całej tej sytuacji. Skoro się obudził w pokoju i może oddychać to oznacza, że nadal żyje i przeżył tamtą noc, mimo iż jej nie pamiętał. Starał sobie przypomnieć co się wydarzyło, ale wspomnienie gdzieś zaginęło w odmętach umysłu, a jego resztki były strasznie mgliste. Widział śmierć swojej dziewczyny, dziwną kobietę i zabójcę. Kobieta i potwór walczyli między sobą, a on klęczał nad ciałem zmarłej, zszokowany tym co się stało. Ostatnie co zdążył zapamiętać to potężna wściekłość, którą zaczął kipieć. Podniósł wzrok i wtedy poczuł ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Coś się zmieniło w środku i na tyle silne, że nie pozwoliło mu zachować wspomnienia. Wtedy urywa się wszystko.
Młodzieniec przybity sytuacją i swoim położeniem marzył o tym, aby gdzieś się zaszyć i nigdy więcej nie wychodzić na zewnątrz. Z każdą chwilą rodziło się coraz więcej pytań i bolesnych „gdyby”. Wewnętrznie cierpiał - nie mógł nic zrobić, każda minuta wydawała mu się wiekami, a dodatkowe pytanie bolesnym prętem wbijanym w pierś.
Do pokoju weszła „ta” kobieta. Chłopak widział ją tylko kątem oka, ale to mu wystarczyło, by go zdziwić. Nie spodziewał się, że w takiej chwili właśnie ją spotka. Na ponurej twarzy kobiety zagościło zdziwienie.

- Ty...- odezwał się cicho młodzieniec. Spróbował się podnieść, ale bez rezultatu.
- Leż i odpoczywaj. Jeszcze nie nadszedł twój czas.- Jej mina wróciła do poprzedniej formy.
- Nie nadszedł? Co jest grane?- Chłopak poczuł, że odzyskuje władzę w rękach. Chciał się podeprzeć, ale zatrzymała go.
- Mówię ci, odpoczywaj.- Złapała chłopaka za głowę.- Muszę zmienić Ci opatrunek. Mam dla Ciebie kilka minut, dlatego postaram Ci się wyjaśnić jak najwięcej...

Młodzieniec milczał i czuł jak ponownie opuszczają go siły. Uspokoił się, a w tym czasie kobieta zdążyła zmienić mu okład na głowie.

Powinieneś był się obudzić najwcześniej za trzy tygodnie. Od tamtej bitwy minęły dopiero dwa dni. Z takimi obrażeniami to cud, że w ogóle żyjesz...- Powiedziała ponuro. Chłopak nic jej nie odpowiedział. Widziała jego smutną minę. Sytuacja wydała jej się napięta.- Wybacz mi to, że w ciągu kilku sekund wtargnęłam do twojego życia i je tak bardzo zdeptałam.

Oboje przez chwilę milczeli. Kobieta stwierdziła, że przeprosiny w takim miejscu i w takiej chwili są nie na miejscu, ale mimo wszystko wolała zrobić to teraz. Czuła, że nawaliła... Mogła uratować tę dziewczynę, ale niestety – drań zdążył ją zatrzymać.

- Kim był tamten gościu? Czego chciał? Dlaczego zamordował moją dziewczynę?- Niespodziewanie zapytał się chłopak.

Kobietę wyraźnie zaskoczyło pytanie, gdyż sądziła, że zapyta o coś innego. Zaskoczył ją po raz drugi...

- Najpierw Ci opowiem co się wtedy wydarzyło. Muszę Ci to powiedzieć, byś mógł zrozumieć o co się toczy ta wojna.- Kobieta usiadła obok, a jej mina drastycznie spoważniała.- Wszystko zaczęło się od tego, że goniłam tego kolesia. Wykradł bardzo cenną rzecz i musiałam go powstrzymać. Ta rzecz to Ruda Neptuna – bardzo niebezpieczny minerał. To czysta energia zawarta w substancji o nieokreślonym kształcie. Przypomina nieco waszą galaretkę. „Ruda Neptuna” to tylko kryptonim... Wracając do tematu, planem tego potwora było to zdetonować gdzieś w waszym świecie. Zbiegł do waszego świata a ja podążyłam zanim. Wpadliśmy na was zupełnie nieoczekiwanie. Toczyliśmy między sobą walkę i stopniowo posuwaliśmy się na północ. W pewnej chwili znalazłam się w pułapce. Rozprawiłam się z nią, ale on uciekł i właśnie wtedy przebił twoją dziewczynę mieczem. Ten ożywieniec nie miał żadnych skrupułów, dlatego zabił twoją dziewczynę. Może potraktował to jako zabawę, może uznał za niewygodnego świadka, albo może zabił bez przyczyny – takie są te odrażające bestie. Twoja dziewczyna umarła, ponieważ przybyłam za późno. Nie interesowałam się tobą, krzyczałam: „uciekaj”... Ty nie wiedziałeś co się dzieje wokół, nic nie docierało, gdy nagle...- i tutaj urwała. Chłopak ożywił się.- wybuchłeś wściekłością. To zaskakujące, że przy takim potworze jak ten, nie bałeś się i nie zwiałeś. Wręcz odwrotnie. Natarłeś na niego. W twojej aurze wyczułam jak się pojawia coś, co my w naszym świecie nazywamy mocą. Emocje targały tobą. Zaskoczyłeś ożywieńca zadając mu cios prosto w twarz. Zwaliłeś go z nóg. Zaraz potem próbowałeś zmiażdżyć mu głowę, gdy uderzył Cię w brzuch. Tego zwykły człowiek by nie przeżył... Gdzieś zniknąłeś i pomyślałam, że nie żyjesz. Walczyłam z nim dalej, ale w końcu byłam zbyt wyczerpana. Chciał mi uciąć łeb, znalazłam się o krok od śmierci, gdy wtedy wróciłeś. Zatrzymałeś jego atak i zaskoczyłeś po raz drugi. Odwdzięczyłeś mu się ciosem prosto w żołądek. Zionąłeś energią podobną do mojej. Wytwarzałeś jej coraz więcej i więcej. Zmiotłeś tego przeklętego potwora i nie pozwoliłeś mu nawet dotknąć jego miecza. Zadawałeś mu coraz więcej ran. W końcu ostrze jego miecza pękło i dorwałeś drania. Pozbawiłeś go głowy...

Młodzieniec ogarnął szok. Zwykły dzieciak obciął potworowi łeb?! Nagle go olśniło. Miał przed oczami ten wieczór. Widział jak potwór zabija jego dziewczynę, jak trzyma jej ciało na rękach, jak powoli jego dusza wpada w szał... Jego ciało nie czuło się tak jak dawniej... Ten nieopisany ból, ta wściekłość i dziwna moc, która z niego wypływała... Teraz wszystko pamiętał. Jednak narodziło się nowe pytanie: Dlaczego się znalazł tutaj i dlaczego ta kobieta powiedziała „powinieneś był się obudzić najwcześniej za trzy tygodnie”?.

- Jednak na śmierci tego ożywieńca się nie skończyło. Zaraz po jego śmierci upadłeś na ziemię i zwijałeś się z bólu. Energia, którą wytworzyłeś przez ten czas, stała się tak potężna, że nie potrafiłam jej zablokować, nie mówiąc o kontroli. Dlatego też musiałam działać – próbowałam Ciebie ratować poprzez zużywanie jej, ale było tego za dużo. Twoje ciało zaczęło się rozpadać i żebyś mógł przeżyć, zapieczętowałam twój umysł i duszę. Ciało pod naporem energii zostało zniszczone... W obliczu takiej sytuacji byłam zmuszona zrobić dwie rzeczy: umieściłam twoje ja w nowym ciele, a następnie przeniosłam Cię tutaj byś mógł się wykurować.

Chłopaka zatkało. Im więcej się dowiadywał na ten temat, tym bardziej go dusiło. Nie chciał wierzyć w to co usłyszał, jednak zdawał sobie sprawę, że to wszystko to prawda...

- Moc... Ruda Neptuna... Ożywieniec.. O co w tym wszystkim do cholery biega?!- Chłopak zaczął się gubić.

Jednak kobieta nie zamierzała mu odpowiadać. Skończyła opatrywać rany, które powstały w wyniku „wszczepienia” duszy. Wstała i skierowała się ku drzwiom.

Wybacz mi. Na dzisiaj taka wiedza Ci wystarczy... Teraz muszę zająć się sprawami ważniejszymi.- Rzekła ponuro.

Chłopak chciał ją zatrzymać, jednak nie pozwolił mu przytłaczający szok. Na domiar złego, nie mógł się poruszać. Kobieta zdążyła wyjść zanim ten coś powiedział. Ona wiedziała, że prędzej czy później będzie zmuszona mu powiedzieć wszystko, ale chciała ukryć prawdę... przynajmniej na jakiś czas.
Kobieta przemknęła po cichu przez korytarz, skręciła w prawo i wyszła na zewnątrz. Znalazła się na brukowanym dziedzińcu. Na jego środku znajdował się pomnik. Przedstawiał rosłego mężczyznę podpierającego się mieczem. Cechował się surową twarzą, bystrymi oczami i długimi włosami. Miał na sobie pancerz zrobiony z łusek jakiegoś gada. Naramienniki doskonale osłaniały jego ręce. Podobnie jak zbroja, zostały wykonane z bliżej nieznanych łusek. Natomiast jego nogi pokrywały zwykłe spodnie. Przy prawej nodze miał sztylet, a na lewej trzymał sakwy. Nosił zwykłe sandały. Cała postać wyglądała niecodziennie i wyglądała niemalże jak żywa. A jednak to był „zwykły” pomnik. Mimo wszystko uwagę zwracała jedna rzecz. Na ostrzu miecza znajdował się wygrawerowany napis w nieznanym języku. W dosłownym tłumaczeniu brzmiałoby to tak: „Być Allowenem znaczy...”. Właśnie tym miejscu napis został zatarty.
Wokół dziedzińca wznosiły się zabudowania. Po prawej stronie kobiety, czyli na północ, wznosiła się olbrzymia twierdza podzielona na trzy poziomy. Dolna część budowli to były okrągłe mury obronne. Wzniesiony nieco wyżej, czworokątny poziom stanowił siedzibę dla członków bractwa. Ostatnia kondygnacja zawierała potężną salę obrad. Jako jedyna nie została zakończona dachem. Na jej szczycie znajdowały się tarasy. Stamtąd też można było pilnować całą okolicę. W twierdzy wyróżniały się jasnoczerwone, spadziste dachy i idealnie białe mury. Dziedziniec umiejscowiono na południe od zamku i zabudowano go skrzydłami. We wschodnim skrzydle znajdował się młodzieniec, natomiast zachodnie skrzydło pełniło funkcję obronną.
Kobieta planowała się udać do swojej kwatery i przygotować raport dla pozostałych członków bractwa. Nie miała ochoty wspominać o chłopaku, gdyż sytuacja okazała się zbyt skomplikowana... przynajmniej jak dla niej. Co prawda Ruda Neptuna została odzyskana, ale nowy członek bractwa raczej nie spodobałby się pozostałym. I o tym kobieta doskonale wiedziała.

- Coś za długo opatrywałaś go, siostrzyczko...- Zza pleców kobiety wyłonił się wysoki cień.

Rosły, szczupły mężczyzna powoli zbliżał się do kobiety. Miał krótkie, blade i sterczące włosy. Srogim wzrokiem przebijał ją na wylot. Jasnobłękitne oczy połyskiwały niezadowoleniem. Uśmiech nadający postaci urok węża i ciemnozielona zbroja – mężczyzna budził grozę swoją tajemniczością. Jego opancerzenie stanowił misternie wykonany napierśnik i metalowe płytki na nogach. Niemalże na całym ciele nosił oliwkową kolczatkę. Stanowiła doskonałą obronę przed wszelkiego rodzaju atakami. Mniej więcej koło nadgarstków, kolczatkę zastępował drobny pancerzyk mający na celu osłaniać zewnętrzną stronę dłoni. Natomiast koło łydek, kolczatka ukrywała się w stalowych, segmentowanych kozakach. Osobnik nosił pasek nałożony przez lewe ramię, do którego przymocowano pochwę z dobrym mieczem półtora ręcznym. Mężczyzna musiał budzić respekt zarówno jako wróg, jak i jako sprzymierzeniec. Wbrew pozorom miał przyjazną naturę, ale wyprowadzony z równowagi potrafił okazać swój gniew.

- Od kiedy o nim wiesz... braciszku?- Kobieta zatrzymała się i zwróciła się w kierunku brata.

Mężczyzna stanął obok kobiety. Dopiero teraz było widać, że jest od niej wyższy o głowę. Wężowy uśmiech zamienił się w ponurą wściekłość.

Trąbią o tym w tej całej ich telewizji. Dziwne wybuchy, zaginięcie nastolatka, śmierć dziewczyny i dużo śladów po mieczach. Myślisz, że jestem ślepy i głupi?- Mężczyzna zdenerwował się zachowaniem siostry.
Bracie, powiedz mi jedno. Czy oni już o tym wiedzą?- Zapytała się.

Mężczyzna opanował się i zmienił swój ton w stosunku do siostry.

- Nie wiedzą, nie mówiłem im o tym...- Powiedział krótko.
- Nie mam najmniejszej ochoty informować ich o nowym członku...
- Co takiego?!- Mężczyzna zdziwił się.- Uczyniłaś go Allowenem?!
- Bracie, nie miałam wyboru. Był bliski śmierci, a poza tym, jego energia...
- Hmm?
- Ani ja, ani ten potwór, lecz on... Te wybuchy to jego robota...
Przecież to niemożliwe... Tylko Alloweni potrafią korzystać z energii. Owszem, każdy kto ma zadatki na Allowena, również potrafi korzystać, ale nie na takim poziomie!- Zdziwienie brata sięgnęło szczytu.
- A jednak. Poza tym, przeżył serię ciosów, po których nawet oboje mielibyśmy problem wstać. Do tego wszystkiego wytworzył zbroję i miecz. Dlaczego nie mielibyśmy go przyjąć?- Kobieta również dała się ponieść emocjom.

Mężczyznę zamurowało. Dzieciak jednej nocy dokonuje rzeczy, na które potrzeba czasami nawet wieków...

- Zaraz potem jak się dowiedziałem o tym wszystkim, udałem się do tego parku. Zbadałem całe miejsce najdokładniej jak umiałem. Wykryłem resztki potężnej energii oraz szczątki czyjegoś ciała. Myślałem, że to twoja robota, ale wyniki mi się nie zgadzały. Zignorowałem to i nadal sądziłem, że to ty tak załatwiłaś tego Thralla. Ale teraz zaczynam wszystko rozumieć...- Przyznał mężczyzna.
- Ja również się zdziwiłam. Minęły dwa dni odkąd ten chłopak jest w nowym ciele, a już może rozmawiać.
- Po dzisiejszym, już nic mnie nie zaskoczy... chociaż, kto wie...- Zamyślił się mężczyzna.
- Wybacz mi bracie, muszę napisać ten raport i go zdać.- Kobieta udała się w stronę pałacu. Nagle się przystanęła.- Proszę Cię, nie mów nikomu o nim...
- Złota, opiekuj się nim dobrze.- Rzucił na pożegnanie.
- Taa...- Uśmiechnęła się.

Brat Złocistej udał się w stronę bramy. Powiał lekki wiatr, gdy nagle mężczyzna zniknął. Miał jeszcze dużo do zrobienia...
Powoli zbliżało się południe. Opustoszały zamek stał i dumnie wygrzewał się w słońcu pilnując okoliczne wioski. Twierdzę wzniesiono na skalistym zboczu. U podnóży murów obronnych, na południowym zachodzie o skały rozbijała się woda – dzisiaj robiła to leniwie i dyskretnie. W pobliskich lasach roiło się od drobnej zwierzyny – harcowały, psociły i szkodziły. W tychże gajach panowała idealna harmonia. Na południowym wschodzie leżało sobie drobne portowe miasteczko. Tutejsi ludzie gawędzili między sobą, śmiejąc się i żartując ile tylko mogli – w rzeczywistości były to dusze, które poznały okrucieństwo wojny i nadal nosili je w sercu. Radowali się pokojem na tyle, na ile umieli.
Złota siedziała w swoim pokoju i powoli spisywała wydarzenia sprzed dwóch dni. Starała się zapomnieć o swoich zmartwieniach chociaż na chwilę. Chciała udać się do pierwszej lepszej portowej knajpy i wypić coś solidniejszego, pożartować z załogą i być szczęśliwa przez jakiś czas...
Rzuciła rzecz podobną do długopisu i wyjrzała przez okno. Ubóstwiała tę kwaterę z jednego powodu – mogła codziennie podziwiać morze i przepiękne zachody słońca oraz do tego wcale nie musiała udawać się na tarasy...
Patrząc w horyzont przypomniała sobie swoje pierwsze dni w tej twierdzy. Była wtedy jeszcze początkującym Allowenem. Trenowała długo i solidnie – jej marzeniem było stać się jak najsilniejszą, by nigdy nikogo nie zawieść. Starsi Alloweni podziwiali jej wytrwałość i zaangażowanie w każdą, choćby najdrobniejszą rzecz. Jednak nadszedł taki dzień, gdy zwątpiła sama w siebie...
Tamten okres zadał Złotej wiele bólu – nie ma nic gorszego niż zwątpić w swoją dotychczasową drogę. Nie przespała wiele nocy, opuściła ogromną ilość treningów i stała się prawie w ogóle niedostępna dla ludzi. Allowenów zaniepokoiła zaistniała sytuacja – uważali Złotą za kogoś, w kogo warto inwestować. Próbowali do niej dotrzeć, ale nikomu się nie udało. Zamykała się w sobie coraz bardziej i bardziej... aż do tamtej nocy.


Teraz po fragmencie nasuną się pytania w stylu: "Dlaczego nie ma tutaj opisu postaci etc." albo "Gdzie jest wcześniejszy fragment?". Już tłumaczę: łatwiej było mi zacząć "od środka" niż od początku. Gdybym zaczął od początku, byłoby mi znacznie trudniej i tekst zająłby znacznie więcej. Jak na razie zostawiam to tutaj.


Jednak w dokumencie .pdf wygląda to zdecydowanie dłużej
Cytat:Próbował się podnieść, ale ledwie palce chciały się ruszyć.
Jakoś tak nie po polsku to zdanie.

Cytat:Zdając sobie sprawę, że próba poruszenia się jest bezsensu, postanowił przyjrzeć się otoczeniu.
Bez sensu – rozdzielnie. Unikaj w narracji takich słów jak „postanowił”. Są nadużywane przez przez autorów, a tak naprawdę wcale to nie brzmi dobrze.

Cytat:Pomieszczenie było praktycznie puste.
To „praktycznie” jest jednym z niepotrzebnych dodatków w języku mówionym, w pisanym natomiast lepiej sobie darować. Pomieszczeni było puste – i już.

Cytat:Miał ochotę wstać i wyjrzeć przez okno, jednak stwierdził, że ta ciekawość jest zbyt dziecinna.
To samo, co przy „postanowił”. Tutaj „stwierdził”. Może się nie znam, ale dla mnie osobiście takie formułowanie narracji brzmi okropnie Tongue

Cytat:Zaczął więc myśleć.
A do tej pory nie myślał?

Cytat:Ostatnie co zdążył zapamiętać to nieogarnięta wściekłość jaką zaczął kipieć.
Nieogarnięta wściekłość? Imho niezbyt dobry epitet.

Cytat:Każda minuta wydawała mu się wiekami. Przeklinał swój pomysł, by spotkać się w parku – może wtedy by żyła... Gdyby nie jego wewnętrzna chęć zobaczenia jej... Gdyby to on ją wtedy osłonił... Gdyby wtedy nie ten potwór... Gdyby spotkali się pięć minut później lub wcześniej... Gdyby... Chłopaka rozbolała głowa.
Myślę, że nie powinieneś operować tu takimi skrawkami zdań i wielokropkami. Taki zapis sugeruje jakieś zamyślenie, natłok myśli. Tymczasem to przecież mówi narrator, który ma opisywać, co się dzieje, a nie nad akcją rozmyślać.

Cytat:- Leż i odpoczywaj. Jeszcze nie nadszedł twój czas.- jej mina wróciła do poprzedniego stanu.
Jak wyglądał jej poprzedni stan? A jak obecny? Bez sensu jest mówić o tym, że jej twarz się zmieniła, skoro brak informacji o tym, jak się zmieniła, i jak wyglądała wcześniej. Poza tym w tym wypadku po kropce i myślniku rozpoczynasz wielką literą, ponieważ dalsza część zdania nie opisuje bezpośrednio procesu wypowiadania się bohatera. Już widzę, że dalej robisz ten sam błąd z dodatkami po myślnikach. Zapraszam do Kącika Literata, tam znajdziesz wątek o dialogach i wskazówki, jak pisać „po myślniku” Wink

Cytat:- Mówię Ci, odpoczywaj.- złapała chłopaka za głowę.- Muszę zmienić Ci opatrunek. Mam dla Ciebie kilka minut, dlatego postaram Ci się wyjaśnić jak najwięcej...
„Ci” wielką literą piszemy tylko w korespondencji i innych tego typu pismach. W tekstach literackich jednak małą.

Cytat:- Kim był tamten gościu? Czego chciał?
Gościu? Niezbyt, ale dobra, niech będzie, że stylizacja na język potoczny Tongue

Cytat:Dlaczego zamordował moją dziewczynę?- niespodziewanie odparł chłopak.
„Odparł” nie jest dobrym słowem, bo chłopak zadał pytanie.

Cytat:Kobietę wyraźnie zaskoczyło pytanie, gdyż sądziła, że zapyta się o coś innego.
Zapytała – wystarczy, bez się”.

Cytat:- Wpierw Ci opowiem co się wtedy wydarzyło.
Najpierw!

Cytat:Przypomina nieco gęściejszą wodę – w waszym świecie nazywalibyście to kisielem.
Nie, nie nazywalibyśmy. Kisiel to, powiedzmy, potrawa, nie określenie na konsystencję.

Cytat:Ten ożywieniec nie posiadał żadnych skrupułów, dlatego zabił twoją dziewczynę.
Zamień „posiadał” na „miał”.

Dużo banalnych błędów, takich typowych dla amatorów. Trochę niedociągnięć słownictwie. Narracja też jakaś taka naiwna, żeby nie powiedzieć, że prymitywna... W każdym razie bez tego „czegoś”, co nadawałoby opowiadaniu charakter.

Co do treści, to możesz sobie pisać od środka, jeśli Ci tak wygodniej, jednak nie jest raczej dobrym pomysłem prezentowanie forumowiczom skrawka wyciętego całości. Bo jak fabuła ma być dla czytelnika ciekawa, skoro jest poszatkowana i dostaje jej mały wyrywek? Gdyby to jeszcze był początek całości, a nie środek, to może wtedy, ale w tej sytuacji to średnio atrakcyjny tekst...
Czyli krótko mówiąc: nie poszło mi zbyt dobrze. Dziękuję za pokazanie mi błędów (jest mi to teraz dużo łatwiej poprawić). Cały tekst zdążyłem już zmienić zgodnie z zaleceniami.


Zastanawiam jak rozwiązać ten problem z tym "gdyby". Pominąć czy zostawić? Jak już zostawić, to ale jak zapisać?... - tutaj chyba będę musiał wrócić do korzeni [czyli do książek i tam podejrzeć co i jak].

Cytat:Narracja też jakaś taka naiwna, żeby nie powiedzieć, że prymitywna... W każdym razie bez tego „czegoś”, co nadawałoby opowiadaniu charakter.

Mogę poprosić o jakąś wskazówkę? Do tej pory w zakresie pisania "szkoliłem" się sam...

"Próbował się podnieść, ale ledwie palce chciały się ruszyć" Lepiej wyjdzie "ale palce odmówiły współpracy".
"Jego uwagę przykuło to, że były bardziej ozdobne niż praktyczne, co wydawało mu się sprzeczne z ideą stylu japońskiego."
Początek dobry, ale można zmienić koniec, by s ię się nie powtarzało ;p. Może, " co urągało idei stylu japońskiego"?
"by oświetlenie w pokoju było optymalne. " powtórzysz "było". Daj "by odpowiednio oświetlić kwaterę".
"Zresztą drzwi czy pokój" przecinek Smile.
"nieogarnięta wściekłość jaką zaczął kipieć. " przed zaczął przecinek Wink.
"tą dziewczynę, " Och nie! Ten błąd zawsze mnie przeraża;p. W tym wypadku pisze się tę dziewczynę. Tę dziewczynę Smile.
"To był już drugi raz jak ją zaskoczył..." Skróć to, bo w tej formie jakoś nie fajnie wygląda Smile. Np. Zaskoczył ją po raz drugi.
"Przecież on był „zwykłym” nastolatkiem. Nigdy nie walczył, nigdy nie widział miecza na oczy... Nagle go olśniło." Ja bym to skrócił i uniknął powtórzenia. Np. napisawszy wielki wyraz zaszokowanie;p:
" Zwykły dzieciak obciął potworowi łeb?!!"
Powtarzasz chłopak. Pisz np. młodzieniec czy coś Smile. Synonimy Smile
"Chłopak chciał ją zatrzymać, ale to był dla niego za duży szok." Zdanie wygląda, jakby szokiem było to, iż chłopak chciał ją zatrzymać.
Podziel to na dwa zdania. Drugie możesz sformułować:
"Wstrzymał do przytłaczający szok".

Ok reszta jest w porządku Smile.
Podobają mi się dialogi Smile.
Do gusty przypada też fabuła Smile.
A treść da się nadrobić Smile.
Cytat: Chłopak obudził się w niewielkim pokoju. Próbował się podnieść, ale ciało odmówiło współpracy. Zdając sobie sprawę, że próba poruszenia się jest bez sensu, przyjrzał się otoczeniu.
Pomieszczenie było puste. Ściany wzorowano na styl japoński, ale różniły wykonaniem. Jego uwagę przykuło to, że są bardziej ozdobne niż praktyczne, co urągało idei stylu japońskiego. Po prawej stronie młodzieńca umieszczono okna. Średniej wielkości prostokąciki znajdowały niemalże pod samym sufitem i tak dostosowano, by odpowiednio oświetlić kwaterę. Natomiast za głową młodzieńca po lewej stronie stały drzwi. Wiedział o nich, ale nie mógł ich zobaczyć. Ciało nie chciało się w ogóle ruszać...
Zresztą, drzwi czy pokój nie wydawały mu się zbyt interesujące. Myślał o tym gdzie się znajduje i co się z nim działo. Miał ochotę wstać i wyjrzeć przez okno, jednak stwierdził, że ta ciekawość jest zbyt dziecinna. Zaczął więc rozmyślać o całej tej sytuacji. Skoro się obudził w pokoju i może oddychać to oznacza, że nadal żyje i przeżył tamtą noc, mimo iż jej nie pamiętał. Starał sobie przypomnieć co się wydarzyło, ale wspomnienie gdzieś zaginęło w odmętach umysłu, a jego resztki były strasznie mgliste. Widział śmierć swojej dziewczyny, dziwną kobietę i zabójcę. Kobieta i potwór walczyli między sobą, a on klęczał nad ciałem zmarłej, zszokowany tym co się stało. Ostatnie co zdążył zapamiętać to potężna wściekłość, którą zaczął kipieć. Podniósł wzrok i wtedy poczuł ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Coś się zmieniło w środku i na tyle silne, że nie pozwoliło mu zachować wspomnienia. Wtedy urywa się wszystko.
Młodzieniec przybity sytuacją i swoim położeniem marzył o tym, aby gdzieś się zaszyć i nigdy więcej nie wychodzić na zewnątrz. Z każdą chwilą rodziło się coraz więcej pytań i bolesnych „gdyby”. Wewnętrznie cierpiał - nie mógł nic zrobić, każda minuta wydawała mu się wiekami, a dodatkowe pytanie bolesnym prętem wbijanym w pierś.
Do pokoju weszła „ta” kobieta. Chłopak widział ją tylko kątem oka, ale to mu wystarczyło, by go zdziwić. Nie spodziewał się, że w takiej chwili właśnie ją spotka. Na ponurej twarzy kobiety zagościło zdziwienie.

- Ty...- odezwał się cicho młodzieniec. Spróbował się podnieść, ale bez rezultatu.
- Leż i odpoczywaj. Jeszcze nie nadszedł twój czas.- Jej mina wróciła do poprzedniej formy.
- Nie nadszedł? Co jest grane?- Chłopak poczuł, że odzyskuje władzę w rękach. Chciał się podeprzeć, ale zatrzymała go.
- Mówię ci, odpoczywaj.- Złapała chłopaka za głowę.- Muszę zmienić Ci opatrunek. Mam dla Ciebie kilka minut, dlatego postaram Ci się wyjaśnić jak najwięcej...

Młodzieniec milczał i czuł jak ponownie opuszczają go siły. Uspokoił się, a w tym czasie kobieta zdążyła zmienić mu okład na głowie.

Powinieneś był się obudzić najwcześniej za trzy tygodnie. Od tamtej bitwy minęły dopiero dwa dni. Z takimi obrażeniami to cud, że w ogóle żyjesz...- Powiedziała ponuro. Chłopak nic jej nie odpowiedział. Widziała jego smutną minę. Sytuacja wydała jej się napięta.- Wybacz mi to, że w ciągu kilku sekund wtargnęłam do twojego życia i je tak bardzo zdeptałam.

Oboje przez chwilę milczeli. Kobieta stwierdziła, że przeprosiny w takim miejscu i w takiej chwili są nie na miejscu, ale mimo wszystko wolała zrobić to teraz. Czuła, że nawaliła... Mogła uratować tę dziewczynę, ale niestety – drań zdążył ją zatrzymać.

- Kim był tamten gościu? Czego chciał? Dlaczego zamordował moją dziewczynę?- Niespodziewanie zapytał się chłopak.

Kobietę wyraźnie zaskoczyło pytanie, gdyż sądziła, że zapyta o coś innego. Zaskoczył ją po raz drugi...

- Najpierw Ci opowiem co się wtedy wydarzyło. Muszę Ci to powiedzieć, byś mógł zrozumieć o co się toczy ta wojna.- Kobieta usiadła obok, a jej mina drastycznie spoważniała.- Wszystko zaczęło się od tego, że goniłam tego kolesia. Wykradł bardzo cenną rzecz i musiałam go powstrzymać. Ta rzecz to Ruda Neptuna – bardzo niebezpieczny minerał. To czysta energia zawarta w substancji o nieokreślonym kształcie. Przypomina nieco waszą galaretkę. „Ruda Neptuna” to tylko kryptonim... Wracając do tematu, planem tego potwora było to zdetonować gdzieś w waszym świecie. Zbiegł do waszego świata a ja podążyłam zanim. Wpadliśmy na was zupełnie nieoczekiwanie. Toczyliśmy między sobą walkę i stopniowo posuwaliśmy się na północ. W pewnej chwili znalazłam się w pułapce. Rozprawiłam się z nią, ale on uciekł i właśnie wtedy przebił twoją dziewczynę mieczem. Ten ożywieniec nie miał żadnych skrupułów, dlatego zabił twoją dziewczynę. Może potraktował to jako zabawę, może uznał za niewygodnego świadka, albo może zabił bez przyczyny – takie są te odrażające bestie. Twoja dziewczyna umarła, ponieważ przybyłam za późno. Nie interesowałam się tobą, krzyczałam: „uciekaj”... Ty nie wiedziałeś co się dzieje wokół, nic nie docierało, gdy nagle...- i tutaj urwała. Chłopak ożywił się.- wybuchłeś wściekłością. To zaskakujące, że przy takim potworze jak ten, nie bałeś się i nie zwiałeś. Wręcz odwrotnie. Natarłeś na niego. W twojej aurze wyczułam jak się pojawia coś, co my w naszym świecie nazywamy mocą. Emocje targały tobą. Zaskoczyłeś ożywieńca zadając mu cios prosto w twarz. Zwaliłeś go z nóg. Zaraz potem próbowałeś zmiażdżyć mu głowę, gdy uderzył Cię w brzuch. Tego zwykły człowiek by nie przeżył... Gdzieś zniknąłeś i pomyślałam, że nie żyjesz. Walczyłam z nim dalej, ale w końcu byłam zbyt wyczerpana. Chciał mi uciąć łeb, znalazłam się o krok od śmierci, gdy wtedy wróciłeś. Zatrzymałeś jego atak i zaskoczyłeś po raz drugi. Odwdzięczyłeś mu się ciosem prosto w żołądek. Zionąłeś energią podobną do mojej. Wytwarzałeś jej coraz więcej i więcej. Zmiotłeś tego przeklętego potwora i nie pozwoliłeś mu nawet dotknąć jego miecza. Zadawałeś mu coraz więcej ran. W końcu ostrze jego miecza pękło i dorwałeś drania. Pozbawiłeś go głowy...

Młodzieniec ogarnął szok. Zwykły dzieciak obciął potworowi łeb?! Nagle go olśniło. Miał przed oczami ten wieczór. Widział jak potwór zabija jego dziewczynę, jak trzyma jej ciało na rękach, jak powoli jego dusza wpada w szał... Jego ciało nie czuło się tak jak dawniej... Ten nieopisany ból, ta wściekłość i dziwna moc, która z niego wypływała... Teraz wszystko pamiętał. Jednak narodziło się nowe pytanie: Dlaczego się znalazł tutaj i dlaczego ta kobieta powiedziała „powinieneś był się obudzić najwcześniej za trzy tygodnie”?.

- Jednak na śmierci tego ożywieńca się nie skończyło. Zaraz po jego śmierci upadłeś na ziemię i zwijałeś się z bólu. Energia, którą wytworzyłeś przez ten czas, stała się tak potężna, że nie potrafiłam jej zablokować, nie mówiąc o kontroli. Dlatego też musiałam działać – próbowałam Ciebie ratować poprzez zużywanie jej, ale było tego za dużo. Twoje ciało zaczęło się rozpadać i żebyś mógł przeżyć, zapieczętowałam twój umysł i duszę. Ciało pod naporem energii zostało zniszczone... W obliczu takiej sytuacji byłam zmuszona zrobić dwie rzeczy: umieściłam twoje ja w nowym ciele, a następnie przeniosłam Cię tutaj byś mógł się wykurować.

Chłopaka zatkało. Im więcej się dowiadywał na ten temat, tym bardziej go dusiło. Nie chciał wierzyć w to co usłyszał, jednak zdawał sobie sprawę, że to wszystko to prawda...

- Moc... Ruda Neptuna... Ożywieniec.. O co w tym wszystkim do cholery biega?!- Chłopak zaczął się gubić.

Jednak kobieta nie zamierzała mu odpowiadać. Skończyła opatrywać rany, które powstały w wyniku „wszczepienia” duszy. Wstała i skierowała się ku drzwiom.

Wybacz mi. Na dzisiaj taka wiedza Ci wystarczy... Teraz muszę zająć się sprawami ważniejszymi.- Rzekła ponuro.

Chłopak chciał ją zatrzymać, jednak nie pozwolił mu przytłaczający szok. Na domiar złego, nie mógł się poruszać. Kobieta zdążyła wyjść zanim ten coś powiedział. Ona wiedziała, że prędzej czy później będzie zmuszona mu powiedzieć wszystko, ale chciała ukryć prawdę... przynajmniej na jakiś czas.
Kobieta przemknęła po cichu przez korytarz, skręciła w prawo i wyszła na zewnątrz. Znalazła się na brukowanym dziedzińcu. Na jego środku znajdował się pomnik. Przedstawiał rosłego mężczyznę podpierającego się mieczem. Cechował się surową twarzą, bystrymi oczami i długimi włosami. Miał na sobie pancerz zrobiony z łusek jakiegoś gada. Naramienniki doskonale osłaniały jego ręce. Podobnie jak zbroja, zostały wykonane z bliżej nieznanych łusek. Natomiast jego nogi pokrywały zwykłe spodnie. Przy prawej nodze miał sztylet, a na lewej trzymał sakwy. Nosił zwykłe sandały. Cała postać wyglądała niecodziennie i wyglądała niemalże jak żywa. A jednak to był „zwykły” pomnik. Mimo wszystko uwagę zwracała jedna rzecz. Na ostrzu miecza znajdował się wygrawerowany napis w nieznanym języku. W dosłownym tłumaczeniu brzmiałoby to tak: „Być Allowenem znaczy...”. Właśnie tym miejscu napis został zatarty.
Wokół dziedzińca wznosiły się zabudowania. Po prawej stronie kobiety, czyli na północ, wznosiła się olbrzymia twierdza podzielona na trzy poziomy. Dolna część budowli to były okrągłe mury obronne. Wzniesiony nieco wyżej, czworokątny poziom stanowił siedzibę dla członków bractwa. Ostatnia kondygnacja zawierała potężną salę obrad. Jako jedyna nie została zakończona dachem. Na jej szczycie znajdowały się tarasy. Stamtąd też można było pilnować całą okolicę. W twierdzy wyróżniały się jasnoczerwone, spadziste dachy i idealnie białe mury. Dziedziniec umiejscowiono na południe od zamku i zabudowano go skrzydłami. We wschodnim skrzydle znajdował się młodzieniec, natomiast zachodnie skrzydło pełniło funkcję obronną.
Kobieta planowała się udać do swojej kwatery i przygotować raport dla pozostałych członków bractwa. Nie miała ochoty wspominać o chłopaku, gdyż sytuacja okazała się zbyt skomplikowana... przynajmniej jak dla niej. Co prawda Ruda Neptuna została odzyskana, ale nowy członek bractwa raczej nie spodobałby się pozostałym. I o tym kobieta doskonale wiedziała.

- Coś za długo opatrywałaś go, siostrzyczko...- Zza pleców kobiety wyłonił się wysoki cień.

Rosły, szczupły mężczyzna powoli zbliżał się do kobiety. Miał krótkie, blade i sterczące włosy. Srogim wzrokiem przebijał ją na wylot. Jasnobłękitne oczy połyskiwały niezadowoleniem. Uśmiech nadający postaci urok węża i ciemnozielona zbroja – mężczyzna budził grozę swoją tajemniczością. Jego opancerzenie stanowił misternie wykonany napierśnik i metalowe płytki na nogach. Niemalże na całym ciele nosił oliwkową kolczatkę. Stanowiła doskonałą obronę przed wszelkiego rodzaju atakami. Mniej więcej koło nadgarstków, kolczatkę zastępował drobny pancerzyk mający na celu osłaniać zewnętrzną stronę dłoni. Natomiast koło łydek, kolczatka ukrywała się w stalowych, segmentowanych kozakach. Osobnik nosił pasek nałożony przez lewe ramię, do którego przymocowano pochwę z dobrym mieczem półtora ręcznym. Mężczyzna musiał budzić respekt zarówno jako wróg, jak i jako sprzymierzeniec. Wbrew pozorom miał przyjazną naturę, ale wyprowadzony z równowagi potrafił okazać swój gniew.

- Od kiedy o nim wiesz... braciszku?- Kobieta zatrzymała się i zwróciła się w kierunku brata.

Mężczyzna stanął obok kobiety. Dopiero teraz było widać, że jest od niej wyższy o głowę. Wężowy uśmiech zamienił się w ponurą wściekłość.

Trąbią o tym w tej całej ich telewizji. Dziwne wybuchy, zaginięcie nastolatka, śmierć dziewczyny i dużo śladów po mieczach. Myślisz, że jestem ślepy i głupi?- Mężczyzna zdenerwował się zachowaniem siostry.
Bracie, powiedz mi jedno. Czy oni już o tym wiedzą?- Zapytała się.

Mężczyzna opanował się i zmienił swój ton w stosunku do siostry.

- Nie wiedzą, nie mówiłem im o tym...- Powiedział krótko.
- Nie mam najmniejszej ochoty informować ich o nowym członku...
- Co takiego?!- Mężczyzna zdziwił się.- Uczyniłaś go Allowenem?!
- Bracie, nie miałam wyboru. Był bliski śmierci, a poza tym, jego energia...
- Hmm?
- Ani ja, ani ten potwór, lecz on... Te wybuchy to jego robota...
Przecież to niemożliwe... Tylko Alloweni potrafią korzystać z energii. Owszem, każdy kto ma zadatki na Allowena, również potrafi korzystać, ale nie na takim poziomie!- Zdziwienie brata sięgnęło szczytu.
- A jednak. Poza tym, przeżył serię ciosów, po których nawet oboje mielibyśmy problem wstać. Do tego wszystkiego wytworzył zbroję i miecz. Dlaczego nie mielibyśmy go przyjąć?- Kobieta również dała się ponieść emocjom.

Mężczyznę zamurowało. Dzieciak jednej nocy dokonuje rzeczy, na które potrzeba czasami nawet wieków...

- Zaraz potem jak się dowiedziałem o tym wszystkim, udałem się do tego parku. Zbadałem całe miejsce najdokładniej jak umiałem. Wykryłem resztki potężnej energii oraz szczątki czyjegoś ciała. Myślałem, że to twoja robota, ale wyniki mi się nie zgadzały. Zignorowałem to i nadal sądziłem, że to ty tak załatwiłaś tego Thralla. Ale teraz zaczynam wszystko rozumieć...- Przyznał mężczyzna.
- Ja również się zdziwiłam. Minęły dwa dni odkąd ten chłopak jest w nowym ciele, a już może rozmawiać.
- Po dzisiejszym, już nic mnie nie zaskoczy... chociaż, kto wie...- Zamyślił się mężczyzna.
- Wybacz mi bracie, muszę napisać ten raport i go zdać.- Kobieta udała się w stronę pałacu. Nagle się przystanęła.- Proszę Cię, nie mów nikomu o nim...
- Złota, opiekuj się nim dobrze.- Rzucił na pożegnanie.
- Taa...- Uśmiechnęła się.

Brat Złocistej udał się w stronę bramy. Powiał lekki wiatr, gdy nagle mężczyzna zniknął. Miał jeszcze dużo do zrobienia...
Powoli zbliżało się południe. Opustoszały zamek stał i dumnie wygrzewał się w słońcu pilnując okoliczne wioski. Twierdzę wzniesiono na skalistym zboczu. U podnóży murów obronnych, na południowym zachodzie o skały rozbijała się woda – dzisiaj robiła to leniwie i dyskretnie. W pobliskich lasach roiło się od drobnej zwierzyny – harcowały, psociły i szkodziły. W tychże gajach panowała idealna harmonia. Na południowym wschodzie leżało sobie drobne portowe miasteczko. Tutejsi ludzie gawędzili między sobą, śmiejąc się i żartując ile tylko mogli – w rzeczywistości były to dusze, które poznały okrucieństwo wojny i nadal nosili je w sercu. Radowali się pokojem na tyle, na ile umieli.
Złota siedziała w swoim pokoju i powoli spisywała wydarzenia sprzed dwóch dni. Starała się zapomnieć o swoich zmartwieniach chociaż na chwilę. Chciała udać się do pierwszej lepszej portowej knajpy i wypić coś solidniejszego, pożartować z załogą i być szczęśliwa przez jakiś czas...
Rzuciła rzecz podobną do długopisu i wyjrzała przez okno. Ubóstwiała tę kwaterę z jednego powodu – mogła codziennie podziwiać morze i przepiękne zachody słońca oraz do tego wcale nie musiała udawać się na tarasy...
Patrząc w horyzont przypomniała sobie swoje pierwsze dni w tej twierdzy. Była wtedy jeszcze początkującym Allowenem. Trenowała długo i solidnie – jej marzeniem było stać się jak najsilniejszą, by nigdy nikogo nie zawieść. Starsi Alloweni podziwiali jej wytrwałość i zaangażowanie w każdą, choćby najdrobniejszą rzecz. Jednak nadszedł taki dzień, gdy zwątpiła sama w siebie...
Tamten okres zadał Złotej wiele bólu – nie ma nic gorszego niż zwątpić w swoją dotychczasową drogę. Nie przespała wiele nocy, opuściła ogromną ilość treningów i stała się prawie w ogóle niedostępna dla ludzi. Allowenów zaniepokoiła zaistniała sytuacja – uważali Złotą za kogoś, w kogo warto inwestować. Próbowali do niej dotrzeć, ale nikomu się nie udało. Zamykała się w sobie coraz bardziej i bardziej... aż do tamtej nocy.

A teraz do rzeczy. Pewnie zostanę zjechany za to, że nie dopracowałem jednej części a już piszę następną... Ano, ale chcę by fabuła była atrakcyjniejsza. Poza tym walczyłem z czasownikiem "być" i jego ilość już nie powinna być taka wielka. Aczkolwiek wpadki się zdarzają i sądzę, że tutaj też się coś znajdzie...
Cytat:Ściany wzorowano na styl japoński, ale różniły wykonaniem.
"różniły się wykończeniem (wykonanie to w tym przypadku złe słowo, bo oznacza raczej, jak i z jakiego materiału jest ściana zrobiona, a tutaj sądzę, że chodzi ci o wygląd powierzchni ścian).
Cytat:Po prawej stronie młodzieńca umieszczono okna.
nie ma tu błędu, ale moim zdaniem lepiej napisać to zdanie bez "młodzieńca", bo wtedy i tak wiadomo, że kierunki mają odniesienie do położenia bohatera. Przy okazji zniknie ci powtórzenie "młodzieńca".
Cytat:Ciało nie chciało się w ogóle ruszać...
przede wszystkim nie znoszę wielokropków i tutaj jest on źle zastosowany. Sugerowałabym napisać to inaczej, np "nie mógł się poruszyć, jakby był sparaliżowany", czy coś w tym guście.
Cytat:Zresztą, drzwi czy pokój nie wydawały mu się zbyt interesujące. Myślał o tym gdzie się znajduje i co się z nim działo. Miał ochotę wstać i wyjrzeć przez okno, jednak stwierdził, że ta ciekawość jest zbyt dziecinna. Zaczął więc rozmyślać o całej tej sytuacji.
Niepotrzebnie powtarzasz informacje. Zdanie kursywą należy napisać inaczej, moim zdaniem, nie podoba mi się, jak ono jest sformułowane.
Cytat:Chłopak widział ją tylko kątem oka, ale to mu wystarczyło, by go zdziwić. Nie spodziewał się, że w takiej chwili właśnie ją spotka. Na ponurej twarzy kobiety zagościło zdziwienie.
Powtarzanie informacji. Moim zdaniem pogrubione zdanie powinno wylecieć.
Cytat: Zaskoczył ją po raz drugi...
wielokropek. Czy to zdanie jest w ogóle istotne? Jeśli nie, do kosza z nim.
Cytat:Najpierw Ci opowiem co się wtedy wydarzyło. Muszę Ci to powiedzieć,
mówisz do ludzi wielkimi literami? Wink Jeśli to nie list, zwroty wielka literą są niewskazane.
Cytat: Teraz muszę zająć się sprawami ważniejszymi.- Rzekła ponuro.
"- rzekła ponuro". Poczytaj sobie o interpunkcji dialogów w kąciku literata.
Cytat: Podobnie jak zbroja, zostały wykonane z bliżej nieznanych łusek.
to "bliżej nieznanych" jakoś mi nie pasuje.
Cytat:Ostatnia kondygnacja zawierała potężną salę obrad.
sugeruję "na ostatniej kondygnacji znajdowała się ogromna sala obrad", albo coś w tym rodzaju. "Potężna" sala raczej nie.
Cytat:Miał krótkie, blade i sterczące włosy.
blade włosy?
Cytat:Niemalże na całym ciele nosił oliwkową kolczatkę.
nie znam się na wszelkiego rodzaju zbrojach i innych, ale nie wydaje mi się, żeby tam było coś takiego, jak kolczatka. Może chodziło ci o kolczugę? Btw za często w tym opisie powtarzasz to słowo. Po co tak szczegółowy opis tej zbroi, w ogóle tej postaci?
Cytat:Tamten okres zadał Złotej wiele bólu – nie ma nic gorszego niż zwątpić w swoją dotychczasową drogę.
okres, w znaczeniu jakiegoś wycinka czasu, raczej nie mógł zadać jej bólu. Może "w tamtym okresie zaznała wiele bólu"?

W całym tekście za dużo wielokropków, na moje oko wszystkie możesz wyrzucić. Jeszcze trochę pracy przed tobą. Poczytaj porady w kąciku literata, na pewno się przydadzą. Było też kilka błędów interpunkcyjnych, ale nie skupiałam się na tym.

Pozdrawiam.
EDIT: Czy to nie jest fantastyka?
Dziękuję za opinię i za wyłapanie błędów.

To co ja mam zamiar stworzyć [i jestem na dobrej drodze - chodzi głównie o fabułę] mogłoby się znaleźć jednocześnie i w fantastyce, i w dziale obyczajowe/psychologiczne, ale także zapewne i akcji...

Ja jednak uznałem, że chcę by się znalazło to w dziale obyczajowe. Wraz z rozwojem opowiadania zrozumiecie dlaczego. Jeśli uznacie, że mimo wszystko fantastyka, to proszę o przeniesienie tematu do odpowiedniego działu.

Cytat:Chłopak obudził się w niewielkim pokoju. Próbował się podnieść, ale ciało odmówiło współpracy. Zdając sobie sprawę, że próba poruszenia się jest bez sensu, przyjrzał się otoczeniu.
Pomieszczenie było puste. Ściany wzorowano na styl japoński, ale różniły wykonaniem. Jego uwagę przykuło to, że są bardziej ozdobne niż praktyczne, co urągało idei stylu japońskiego. Po prawej stronie umieszczono okna. Średniej wielkości prostokąciki znajdowały niemalże pod samym sufitem i tak dostosowano, by odpowiednio oświetlić kwaterę. Natomiast za głową młodzieńca po lewej stronie stały drzwi. Wiedział o nich, ale nie mógł ich zobaczyć. Nie mógł się poruszyć, jakby był sparaliżowany...
Zresztą, drzwi czy pokój nie wydawały mu się zbyt interesujące. Myślał o tym gdzie się znajduje i co się z nim działo. Miał ochotę wstać i wyjrzeć przez okno, jednak stwierdził, że ta ciekawość jest zbyt dziecinna. Zaczął więc rozmyślać o całej tej sytuacji. Skoro się obudził w pokoju i może oddychać to oznacza, że nadal żyje i przeżył tamtą noc, mimo iż jej nie pamiętał. Starał sobie przypomnieć co się wydarzyło, ale wspomnienie gdzieś zaginęło w odmętach umysłu, a jego resztki były strasznie mgliste. Widział śmierć swojej dziewczyny, dziwną kobietę i zabójcę. Kobieta i potwór walczyli między sobą, a on klęczał nad ciałem zmarłej, zszokowany tym co się stało. Ostatnie co zdążył zapamiętać to potężna wściekłość, którą zaczął kipieć. Podniósł wzrok i wtedy poczuł ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Coś się zmieniło w środku i na tyle silne, że nie pozwoliło mu zachować wspomnienia. Wtedy urywa się wszystko.
Młodzieniec przybity sytuacją i swoim położeniem marzył o tym, aby gdzieś się zaszyć i nigdy więcej nie wychodzić na zewnątrz. Z każdą chwilą rodziło się coraz więcej pytań i bolesnych „gdyby”. Wewnętrznie cierpiał - nie mógł nic zrobić, każda minuta wydawała mu się wiekami, a dodatkowe pytanie bolesnym prętem wbijanym w pierś.
Do pokoju weszła „ta” kobieta. Nie spodziewał się, że w takiej chwili właśnie ją spotka. Na ponurej twarzy kobiety zagościło zdziwienie.

- Ty... - odezwał się cicho młodzieniec. Spróbował się podnieść, ale bez rezultatu.
- Leż i odpoczywaj. Jeszcze nie nadszedł twój czas. - Jej mina wróciła do poprzedniej formy.
- Nie nadszedł? Co jest grane? - Chłopak poczuł, że odzyskuje władzę w rękach. Chciał się podeprzeć, ale zatrzymała go.
- Mówię ci, odpoczywaj. - Złapała chłopaka za głowę. - Muszę zmienić ci opatrunek. Mam dla ciebie kilka minut, dlatego postaram Ci się wyjaśnić jak najwięcej...

Młodzieniec milczał i czuł jak ponownie opuszczają go siły. Uspokoił się, a w tym czasie kobieta zdążyła zmienić mu okład na głowie.

- Powinieneś był się obudzić najwcześniej za trzy tygodnie. Od tamtej bitwy minęły dopiero dwa dni. Z takimi obrażeniami to cud, że w ogóle żyjesz... - Powiedziała ponuro. Chłopak nic jej nie odpowiedział. Widziała jego smutną minę. Sytuacja wydała jej się napięta. - Wybacz mi to, że w ciągu kilku sekund wtargnęłam do twojego życia i je tak bardzo zdeptałam.

Oboje przez chwilę milczeli. Kobieta stwierdziła, że przeprosiny w takim miejscu i w takiej chwili są nie na miejscu, ale mimo wszystko wolała zrobić to teraz. Czuła, że nawaliła... Mogła uratować tę dziewczynę, ale niestety – drań zdążył ją zatrzymać.

- Kim był tamten gościu? Czego chciał? Dlaczego zamordował moją dziewczynę? - Niespodziewanie zapytał się chłopak.

Kobietę wyraźnie zaskoczyło pytanie, gdyż sądziła, że zapyta o coś innego.

- Najpierw opowiem tobie, co się wtedy wydarzyło. Muszę ci to powiedzieć, byś mógł zrozumieć o co się toczy ta wojna. - Kobieta usiadła obok, a jej mina drastycznie spoważniała. - Wszystko zaczęło się od tego, że ścigałam ożywieńca. Wykradł bardzo cenną rzecz i musiałam go powstrzymać. Ta rzecz to Ruda Neptuna – bardzo niebezpieczny minerał. To czysta energia zawarta w substancji o nieokreślonym kształcie. Przypomina nieco waszą galaretkę. „Ruda Neptuna” to tylko kryptonim... Wracając do tematu, planem tego potwora było to zdetonować gdzieś w w twoim świecie. Zbiegł na Ziemię, a ja podążyłam zanim. Wpadliśmy na ciebie i twoją dziewczynę zupełnie przypadkowo. Toczyliśmy między sobą walkę i stopniowo posuwaliśmy się na północ. W pewnej chwili znalazłam się w pułapce. Rozprawiłam się z nią, ale on mi uciekł i zabił twoją dziewczynę, nim zdążyłam go powstrzymać. Ten ożywieniec nie miał żadnych skrupułów, dlatego zamordował ją. Może potraktował to jako zabawę, może uznał za niewygodnego świadka, albo może zabił bez przyczyny – takie są te odrażające bestie. Nie interesowałam się tobą, krzyczałam: „uciekaj”. Nie wiedziałeś co się dzieje wokół, nic nie docierało, gdy nagle...- i tutaj urwała. Chłopak ożywił się.- wybuchłeś wściekłością. To zaskakujące, że nie bałeś się Thralla. Wręcz odwrotnie. Natarłeś na niego, zaatakowałeś go, jakby nie był kimś niezwykłym. W twojej aurze wyczułam jak się pojawia coś, co my w naszym świecie nazywamy mocą. Zaskoczyłeś ożywieńca zadając mu cios prosto w twarz. Zwaliłeś go z nóg. Zaraz potem próbowałeś zmiażdżyć mu głowę, gdy uderzył Cię w brzuch. Twoje ciało wyglądało zupełnie jakby odlatywało. Tego zwykły człowiek by nie przeżył... Gdzieś zniknąłeś i pomyślałam, że nie żyjesz. W końcu ten atak mógłby być śmiertelny nawet dla mnie. Walczyłam z nim dalej, ale po pościgu byłam zbyt wyczerpana. Chciał mi uciąć łeb, znalazłam się o krok od śmierci, gdy wtedy wróciłeś. Zatrzymałeś jego atak i zaskoczyłeś po raz drugi. Odwdzięczyłeś mu się identycznym ciosem w brzuch. Zionąłeś energią porównywalną do mojej. Wytwarzałeś jej coraz więcej i więcej. Zmiotłeś tego przeklętego potwora. Zadawałeś mu coraz więcej ran. W końcu ostrze jego miecza pękło i dorwałeś drania. Pozbawiłeś go głowy...

Młodzieniec ogarnął szok. Zwykły dzieciak obciął potworowi łeb?! Nagle go olśniło. Miał przed oczami ten wieczór. Widział jak potwór zabija jego dziewczynę, jak trzyma jej ciało na rękach, jak powoli jego dusza wpada w szał... Jego ciało nie czuło się tak jak dawniej... Ten nieopisany ból, ta wściekłość i dziwna moc, która z niego wypływała... Teraz wszystko pamiętał. Jednak narodziło się nowe pytanie: Dlaczego się znalazł tutaj i dlaczego ta kobieta powiedziała „powinieneś był się obudzić najwcześniej za trzy tygodnie”?.

- Jednak na śmierci tego ożywieńca się nie skończyło. Zaraz po jego śmierci upadłeś na ziemię i zwijałeś się z bólu. Energia, którą wytworzyłeś przez ten czas, stała się tak potężna, że nie potrafiłam jej zablokować, nie mówiąc o kontroli. Dlatego też musiałam działać – próbowałam Ciebie ratować poprzez zużywanie jej, ale było tego za dużo. Twoje ciało zaczęło się rozpadać i żebyś mógł przeżyć, zapieczętowałam twój umysł i duszę. Ciało pod naporem energii zostało zniszczone... W obliczu takiej sytuacji byłam zmuszona zrobić dwie rzeczy: umieściłam twoje ja w nowym ciele, a następnie przeniosłam Cię tutaj byś mógł się wykurować.

Chłopaka zatkało. Im więcej się dowiadywał na ten temat, tym bardziej go dusiło. Nie chciał wierzyć w to co usłyszał, jednak zdawał sobie sprawę, że to wszystko to prawda...

- Moc... Ruda Neptuna... Ożywieniec.. O co w tym wszystkim do cholery biega?! - Chłopak zaczął się gubić.

Jednak kobieta nie zamierzała mu odpowiadać. Skończyła opatrywać rany, które powstały w wyniku „wszczepienia” duszy. Wstała i skierowała się ku drzwiom.

- Wybacz mi. Na dzisiaj taka wiedza Ci wystarczy... Teraz muszę zająć się sprawami ważniejszymi. - Rzekła ponuro.

Chłopak chciał ją zatrzymać, jednak nie pozwolił mu przytłaczający szok. Na domiar złego, nie mógł się poruszać. Kobieta zdążyła wyjść zanim ten coś powiedział. Ona wiedziała, że prędzej czy później będzie zmuszona mu powiedzieć wszystko, ale chciała ukryć prawdę... przynajmniej na jakiś czas.
Kobieta przemknęła po cichu przez korytarz, skręciła w prawo i wyszła na zewnątrz. Znalazła się na brukowanym dziedzińcu. Na jego środku znajdował się pomnik. Przedstawiał rosłego mężczyznę podpierającego się mieczem. Cechował się surową twarzą, bystrymi oczami i długimi włosami. Miał na sobie pancerz zrobiony z łusek jakiegoś gada. Naramienniki doskonale osłaniały jego ręce. Podobnie jak zbroja, zostały wykonane z bliżej nieznanych łusek. Natomiast jego nogi pokrywały zwykłe spodnie. Przy prawej nodze miał sztylet, a na lewej trzymał sakwy. Nosił zwykłe sandały. Cała postać wyglądała niecodziennie i wyglądała niemalże jak żywa. A jednak to był „zwykły” pomnik. Mimo wszystko uwagę zwracała jedna rzecz. Na ostrzu miecza znajdował się wygrawerowany napis w nieznanym języku. W dosłownym tłumaczeniu brzmiałoby to tak: „Być Allowenem znaczy...”. Właśnie tym miejscu napis został zatarty.
Wokół dziedzińca wznosiły się zabudowania. Po prawej stronie kobiety, czyli na północ, wznosiła się olbrzymia twierdza podzielona na trzy poziomy. Dolna część budowli to były okrągłe mury obronne. Wzniesiony nieco wyżej, czworokątny poziom stanowił siedzibę dla członków bractwa. Ostatnia kondygnacja zawierała potężną salę obrad. Jako jedyna nie została zakończona dachem. Na jej szczycie znajdowały się tarasy. Stamtąd też można było pilnować całą okolicę. W twierdzy wyróżniały się jasnoczerwone, spadziste dachy i idealnie białe mury. Dziedziniec umiejscowiono na południe od zamku i zabudowano go skrzydłami. We wschodnim skrzydle znajdował się młodzieniec, natomiast zachodnie skrzydło pełniło funkcję obronną.
Kobieta planowała się udać do swojej kwatery i przygotować raport dla pozostałych członków bractwa. Nie miała ochoty wspominać o chłopaku, gdyż sytuacja okazała się zbyt skomplikowana... przynajmniej jak dla niej. Co prawda Ruda Neptuna została odzyskana, ale nowy członek bractwa raczej nie spodobałby się pozostałym. I o tym kobieta doskonale wiedziała.

- Coś za długo opatrywałaś go, siostrzyczko... - Zza pleców kobiety wyłonił się wysoki cień.

Rosły, szczupły mężczyzna powoli zbliżał się do kobiety. Miał krótkie, blado czarne włosy. Srogim wzrokiem przebijał ją na wylot. Jasnobłękitne oczy połyskiwały niezadowoleniem. Uśmiech nadający postaci urok węża i ciemnozielona zbroja – mężczyzna budził grozę swoją tajemniczością. Jego opancerzenie stanowił misternie wykonany napierśnik i metalowe płytki na nogach. Niemalże na całym ciele nosił oliwkową kolczatkę. Stanowiła doskonałą obronę przed wszelkiego rodzaju atakami. Mniej więcej koło nadgarstków, kolczatkę zastępował drobny pancerzyk mający na celu osłaniać zewnętrzną stronę dłoni. Natomiast koło łydek, kolczatka ukrywała się w stalowych, segmentowanych kozakach. Osobnik nosił pasek nałożony przez lewe ramię, do którego przymocowano pochwę z dobrym mieczem półtora ręcznym. Mężczyzna musiał budzić respekt zarówno jako wróg, jak i jako sprzymierzeniec. Wbrew pozorom miał przyjazną naturę, ale wyprowadzony z równowagi potrafił okazać swój gniew.

- Od kiedy o nim wiesz... braciszku? - Kobieta zatrzymała się i zwróciła się w kierunku brata.

Mężczyzna stanął obok kobiety. Dopiero teraz było widać, że jest od niej wyższy o głowę. Wężowy uśmiech zamienił się w ponurą wściekłość.

- Trąbią o tym w tej całej ich telewizji. Dziwne wybuchy, zaginięcie nastolatka, śmierć dziewczyny i dużo śladów po mieczach. Myślisz, że jestem ślepy i głupi? - Mężczyzna zdenerwował się zachowaniem siostry.
- Bracie, powiedz mi jedno. Czy oni już o tym wiedzą? - Zapytała się.

Mężczyzna opanował się i zmienił swój ton w stosunku do siostry.

- Nie wiedzą, nie mówiłem im o tym... - Powiedział krótko.
- Nie mam najmniejszej ochoty informować ich o nowym członku...
- Co takiego?! - Mężczyzna zdziwił się. - Uczyniłaś go Allowenem?!
- Bracie, nie miałam wyboru. Był bliski śmierci, a poza tym, jego energia...
- Hmm?
- Ani ja, ani ten potwór, lecz on... Te wybuchy to jego robota...
- Przecież to niemożliwe... Tylko Alloweni potrafią korzystać z energii. Owszem, każdy kto ma zadatki na Allowena, również potrafi korzystać, ale nie na takim poziomie! - Zdziwienie brata sięgnęło szczytu.
A jednak. Poza tym, przeżył serię ciosów, po których nawet oboje mielibyśmy problem wstać. Do tego wszystkiego wytworzył zbroję i miecz. Dlaczego nie mielibyśmy go przyjąć? - Kobieta również dała się ponieść emocjom.

Mężczyznę zamurowało. Dzieciak jednej nocy dokonuje rzeczy, na które potrzeba czasami nawet wieków...

- Zaraz potem jak się dowiedziałem o tym wszystkim, udałem się do tego parku. Zbadałem całe miejsce najdokładniej jak umiałem. Wykryłem resztki potężnej energii oraz szczątki czyjegoś ciała. Myślałem, że to twoja robota, ale wyniki mi się nie zgadzały. Zignorowałem to i nadal sądziłem, że to ty tak załatwiłaś tego Thralla. Ale teraz zaczynam wszystko rozumieć... - Przyznał mężczyzna.
- Ja również się zdziwiłam. Minęły dwa dni odkąd ten chłopak jest w nowym ciele, a już może rozmawiać.
- Po dzisiejszym, już nic mnie nie zaskoczy... chociaż, kto wie... - Zamyślił się mężczyzna.
- Wybacz mi bracie, muszę napisać ten raport i go zdać.- Kobieta udała się w stronę pałacu. Nagle się przystanęła. - Proszę Cię, nie mów nikomu o nim...
- Złota, opiekuj się nim dobrze. - Rzucił na pożegnanie.
- Taa... - Uśmiechnęła się.

Brat Złocistej udał się w stronę bramy. Powiał lekki wiatr, gdy nagle mężczyzna zniknął. Miał jeszcze dużo do zrobienia...
Powoli zbliżało się południe. Opustoszały zamek stał i dumnie wygrzewał się w słońcu pilnując okoliczne wioski. Twierdzę wzniesiono na skalistym zboczu. U podnóży murów obronnych, na południowym zachodzie o skały rozbijała się woda – dzisiaj robiła to leniwie i dyskretnie. W pobliskich lasach roiło się od drobnej zwierzyny – harcowały, psociły i szkodziły. W tychże gajach panowała idealna harmonia. Na południowym wschodzie leżało sobie drobne portowe miasteczko. Tutejsi ludzie gawędzili między sobą, śmiejąc się i żartując ile tylko mogli – w rzeczywistości były to dusze, które poznały okrucieństwo wojny i nadal nosili je w sercu. Radowali się pokojem na tyle, na ile umieli.
Złota siedziała w swoim pokoju i powoli spisywała wydarzenia sprzed dwóch dni. Starała się zapomnieć o swoich zmartwieniach chociaż na chwilę. Chciała udać się do pierwszej lepszej portowej knajpy i wypić coś solidniejszego, pożartować z załogą i być szczęśliwa przez jakiś czas...
Rzuciła rzecz podobną do długopisu i wyjrzała przez okno. Ubóstwiała tę kwaterę z jednego powodu – mogła codziennie podziwiać morze i przepiękne zachody słońca oraz do tego wcale nie musiała udawać się na tarasy...

Patrząc w horyzont przypomniała sobie swoje pierwsze dni w tej twierdzy. Była wtedy jeszcze początkującym Allowenem. Trenowała długo i solidnie – jej marzeniem było stać się jak najsilniejszą, by nigdy nikogo nie zawieść. Starsi Alloweni podziwiali jej wytrwałość i zaangażowanie w każdą, choćby najdrobniejszą rzecz. Jednak nadszedł taki dzień, gdy zwątpiła sama w siebie.
Tamtym okresie zaznała wiele bólu – nie ma nic gorszego niż zwątpić w swoją dotychczasową drogę. Nie przespała wiele nocy, opuściła ogromną ilość treningów i stała się prawie w ogóle niedostępna dla ludzi. Allowenów zaniepokoiła zaistniała sytuacja – uważali Złotą za kogoś, w kogo warto inwestować. Próbowali do niej dotrzeć, ale nikomu się nie udało. Zamykała się w sobie coraz bardziej i bardziej aż do tamtej nocy.
Alloweni zagrozili Złotej, że jeśli nie weźmie się w garść, po prostu usuną ją z bractwa i odbiorą moce. Złota myślała o ich słowach i coraz bardziej pragnęła, by bractwo zwolniło ją z obowiązku. Rozważała to, przewracała się z boku na bok i ciągle rozmyślała nad uwagami. To co motywowało ją tak długo, teraz wydawało jej się niczym. Gardziła marzeniami, przeklinała swoją głupotę i zmęczona ciągłym roztrząsaniem spraw, które wydawały jej się przesądzone, zasnęła.
Śniła, że siedziała na plaży i spoglądała w niebieską otchłań przepełnioną tajemnicami. Nie interesowała się okolicą, ignorowała to co się działo wokół. Przez chwilę miała wrażenie, że nawet głupi sen zmówił się z rzeczywistością, by dokuczyć jej.

- Witaj. - Powiedział ciepły, męski głos.

Złota zignorowała mężczyznę i dalej wpatrywała się w fale. Mężczyzna podszedł bliżej i usiadł obok niej w pewnej odległości. Złota rzuciła na niego spojrzenie i od razu wróciła do wpatrywania się w dal. Na jej twarzy wyskoczyły dwa małe rumieńce. Mężczyzna wydawał się Złotej niesamowicie przystojny.

- Witaj. - Powtórzył.
- D-dzień dobry. - Wyjąkała Złota.

Oboje milczeli i oglądali morze. Złota ukradkiem przyglądała się mężczyźnie, jednak on nie patrzał na nią wcale. Ubrany w śnieżnobiały płaszcz długości aż po kostki, osobnik przywodził na myśl Złotej postać anioła. Nie nosił żadnej broni, nawet sztyletu do obrony.

- „Głupi sen. Dlaczego wylądowałam z takim gościem?! Będzie mnie peszył przez kilka następnych dni... Uspokój się, ogarnij się... Aaaaa! Nie mogę.” - Wrzeszczały myśli w głowie Złocistej.
Złota speszyła się. Nadęła buzię i wyglądała prawie jak śliwka. Mężczyzna spojrzał na nią i przez jego twarz przemknął drobny uśmieszek. Złota widząc reakcję osobnika, podkurczyła nogi, objęła je i położyła głowę na kolanach. Sytuacja wróciła do normy. Złota spochmurniała. Po chwili ciszy mężczyzna ponownie się odezwał.

- Wyglądasz na zmartwioną... - Mężczyzna odwrócił się w stronę Złotej.
- Odrobinę. - Przyznała Złota. - „Brawo odkrywco... Ciekawe kiedy odkryjesz, że ta planeta jest okrągła? Palant, dupek.”- Myśli podsumowały tajemniczego jegomościa.
- Opowiedz mi o swoich problemach. Chętnie Cię wysłucham. - Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- „Nie daj się sprowokować, to tylko głupi sen...” - Krew powoli zalewała Złotą. - „Chociaż z drugiej strony nic nie stoi na przeszkodzie. Przecież to tylko sen.” - Złota popadła w rozterkę

Złota znów milczała. Myśli szalały sobie w dowolny sposób. Niektóre jej podpowiadały „Powiedz mu prosto w twarz, że jest palantem...” a inne: „Co ci szkodzi, przecież to tylko durny sen?”.

- Jesteś dupkiem. - Złota powiedziała z rozbrajającą szczerością. Po chwili dodała. - Jesteś dupkiem, ale masz w sobie coś, czego nie ma nikt...
- Co suge... - Złota przerwała mężczyźnie.
- Bardzo długo czekałam aż ktoś się zjawi i zapyta mnie o moje problemy. Może chyba byłam zbyt naiwna.

Mężczyzna zaskoczony odpowiedzią Złotej, ponownie spojrzał na morze. Miał zamyśloną minę.

- Nawet nie masz pojęcia jak dobrze cię rozumiem. - Uśmiech wrócił na twarz.

Złota podniosła głowę z kolan. Mężczyzna przyglądał się jej uważnie. Dziewczyna

- Wiesz, gruntem jest nigdy się nie poddawać, nawet jeśli brakuje ci sił. A kiedy już wiesz, że nie masz szans, wtedy pojawią się przyjaciele, którzy cię wesprą. Wierz mi, jeśli twoje dotychczasowe motywacje wydawały ci się błahe, to złóż obietnicę przyjaciołom, stawaj się dla nich silniejsza. Wtedy twoje życie nabierze sensu. - Mężczyzna wywołał wrażenie na Złotej.
- Walczyć dla przyjaciół?
- Tak.
- Ale... - Złota nie potrafiła nic powiedzieć.
- Co powiesz na drobny trening?
- Co sugerujesz?

Mężczyzna powstał i pstryknął palcami. Oboje przenieśli się z plaży na drobne, niezalesione wzgórza. Ich podróż trwała mniej niż ułamek sekundy.

- Gdzie jesteśmy? - Dziewczynę zaskoczył fakt, że Mężczyzna potrafi przenieść się gdzie tylko chce w sekundę.
- Wkrótce się dowiesz. W każdym razie, za chwilę powinni się pojawić. Chyba nawet słyszę ich kroki. - Oznajmił tajemniczo mężczyzna.
Kto taki?

Ze szczytu najbliższego pagórka wyłoniła się armia Thralli. Plugawe stworzenia z jazgotem zareagowały na widok Złotej i jej towarzysza.

- Gdy cię coś wkurza, wykrzycz to całemu światu. Nie ważne, że to wygląda głupio, czasami trzeba na czymś się wyżyć.

Złotej nie trzeba było powtarzać dwa razy. Z ogromnym impetem natarła na Thralle. Wystarczyło kilka sekund, by pierwsze szeregi potworów padły martwe. Natomiast mężczyzna przyzwał drobny sztylecik. W obliczu zagrożenia, ostrze stawało się zielone, a rękojeść czerwona jak krew. Ostrze przedzielono na pół, a następnie zespolono na samym czubku sztyletu. Szpara w ostrzu miała służyć jako blokada miecza. W tym celu użytkownik broni w bardzo szybkim tempie wkładał klingę miecza w szparę, a następnie bez trudu mógł manipulować mieczem lub złamać ostrze w najsłabszym punkcie.
Towarzysz Złotej bardzo chętnie korzystał z zalet owej broni. Nie uciekło to uwadze Złotej, która w tym czasie zajmowała się małym karzełkiem. Szczątki Thralli latały wokół. W pewnym momencie Złota postanowiła wykrzykiwać raz za razem co sądzi o poszczególnych członkach bractwa albo o ich decyzjach.
Potwory, przerażone siłą Złotej i nie bywałą zręcznością mężczyzny zdecydowały się na odwrót. Tysięczna armia została zdziesiątkowana i wybita w przeciągu kilku minut. Thralle już nawet nie walczyły, uciekały w popłochu jak tchórze. Wtem Złota przebudziła swoją wewnętrzną siłę – jej pierś gwałtownie się podniosła i uwypukliła, a z ust wydobył się olbrzymi żar. Gigantyczna kula ognia uformowała równie gigantycznego, złotego lwa, który spalił uciekinierów.
Mężczyzna podszedł do górki Thralli, na których siedziała Złota. Jej okopcona twarz była wyraźnie szczęśliwa i zadowolona.

- Wybacz, że wcześniej cię tak potraktowałam. Byłam niemiła. Jak masz na imię? - Zapytała się Złota.
- Moje imię to... - Sen Złotej wtedy się urwał.

Złota pamiętała ten sam bardzo dokładnie. Odwróciła wzrok od morza i rzuciła się do szafki. Z jednej ze szuflad wyciągnęła bardzo piękny sztylet. Przywołało jej to kolejne wspomnienie.
Po owym śnie, Złota zastanawiała się czy potraktować poważnie sen, czy go zignorować. Jednak zignorowała go i zdecydowała, że sama złoży rezygnację z bycia członkiem bractwa. Specjalny zespół zebrał się w sali i debatowali nad tym czy ją zostawić, czy też nie. Znaczna część Allowenów opowiedziała się za Złotą i chcieli dać jej ostatnią szansę. Byli oni w większości i zdecydowano, że ostateczna decyzja ma należeć do samej Złotej. Złota już miała zamiar powiedzieć „rezygnuję”, gdy nagle do sali wbiegł posłaniec.

- Dzisiaj o godzinie 15:36 czasu lokalnego na wzgórzach Amex-Han został zlikwidowany oddział dziewiętnasty. - Wciął się w zdanie Złocistej posłaniec.
- Czy wiadomo kto to zrobił? - Zapytał ktoś z zespołu.
- Nie. Oddział został zlikwidowany zanim przybył ktokolwiek z naszych.
To oznacza, że Oddział wybito w przeciągu kilku minut. Czy oddział dziewiętnasty to nie był ten najbardziej nieuchwytny oddział w tamtym rejonie? - Pojawiły się pierwsze szepty.

Złotą ogarnął ogromny szok. Czy dobrze to słyszała? Czyżby ten sen wcale nie był snem? Co jeszcze tamtej nocy się wydarzyło?

- A jaka jest twoja decyzja? - Zwrócił się do Złotej przewodniczący.
Czy mogę zbadać tamten teren? - Złota wystrzeliła bez zastanowienia.

Wszystkich na sali ogarnęło zdziwienie. Pojawiły się kolejne szepty: „Co ona chce osiągnąć?” albo „I tak nie mamy z niej pożytku. Niech idzie i nie wraca.”. Złotej udało się przebłagać zespół. Zabrała ze sobą młodszego brata i już kilkanaście minut później przeszukiwała pobojowisko.
Wszędzie leżały zwęglone szczątki Thralli. Powykrzywiane twarze z przerażenia budziły niesmak u rodzeństwa.

- Te istoty. One nie mają ani rozumu, ani uczuć – są jak marionetki. A pomimo tego znalazło się coś lub ktoś, kto budził w nich lęk. To musiała być niesamowita siła... - Podsumował brat Złotej.

Złocista nie słuchała opinii brata. W owym czasie uważała go za młokosa. Zbroja, która dzisiaj na nim leży jak ulał, zwisała z niego. Wyglądał komicznie ze zbroją, którą wtedy określano mianem „sukienka”.
Oboje wertowali stosy porozrzucanych ciał. Złota skupiła się na największym. Wdrapała się na szczyt i ujrzała czaszkę. W kość ciemieniową wbito sztylet, identyczny jaki miał mężczyzna ze snu. To wystarczyło Złotej.
Od tamtej pory wszystko gwałtownie się zmieniło. Złota szybko zyskała uznanie, a dzięki swojej mocy uzyskała przydomek „Złocista dama”.

Sztylet rozbłysnął żółtą poświatą i przygasł. Złota uśmiechnęła się sama do siebie.

- Czyżbyś mi usiłował powiedzieć, że nie mogę się teraz poddać? Heh, a jakże inaczej... w przeciwnym razie nigdy bym nie mogła sobie spojrzeć w twarz, racja? - Złota schowała broń do szuflady i zabrała się za kończenie raportu.

Chłopak wypoczywał cały czas. Złota wpadała do niego w każdej wolnej chwili i opowiadała mu coraz więcej rzeczy o nowym świecie. Wspominała głównie o historii, o tradycjach i o ludziach. Napomknęła także o Allowenach, ale młodzieniec miał wrażenie, że raczej nie lubi tego tematu. Traktowała go nieco jak syna – jej opowieści były barwne i nasycone emocjami. Młodzieniec pilnie śledził jej słowa i w pewnym momencie zwrócił się do Złotej.

- Pani Złocista, ukrywa pani coś przede mną. - Młodzieniec był już w stanie samodzielnie siedzieć. - Jest pewien istotny fakt, który pani próbuje przede mną zataić.

Złota przygryzła wargi. Jego ciało powoli odzyskiwało siły, a dodatkowo Złota miała pełną świadomość, że za jakiś czas odkryje swoje nowe moce... Pytanie tylko czy zapanuje nad nimi, czy też dopuści do identycznych zniszczeń?

- To prawda. - Przyznała niechętnie. - Ty ... wtedy w tym parku. Pamiętasz co mówiłam o nowym ciele?
- Tak.
- Wtedy miałam do wyboru dwie opcje: doprowadzić do końca twoją ewolucję lub też zrezygnować z tego i jednocześnie pozwolić ci umrzeć w bolesnych męczarniach w nowym ciele.
- Ewolucję? Do czego zmierzasz?
- Alloweni to istoty, które są na wyższym szczeblu ewolucji. Osiągnęliśmy to poprzez przebudzenie naszych mocy. Ty pod wpływem emocji również stałeś się podobny do nas. Dlatego musiałam przyśpieszyć twoją wewnętrzną przemianę. To pierwszy raz, kiedy czyjeś ciało rozpada się pod wpływem mocy.
- To znaczy, że teraz ja też...? - Chłopak oniemiał.

Złota już nic nie mówiła tylko potwierdzająco pokiwała głową.

- Wiedziałem, że ta twoja „kuracja” nie jest tylko i wyłącznie zwykłą kuracją. Brakowało mi tylko pewności... - Twarz młodzieńca wydawała się ponura.
- Tak, to prawda. Jednak jest pewien haczyk.
- Haczyk, huh? - Młodzieniec lekko zmrużył oczy.

Złota wystawiła dłoń. Na jej dłoni pojawiła się butelka mrożonej herbaty. Odkręciła korek i zrobiła kilka łyków.

- Wybacz mi takie zachowanie, za bardzo lubię ten wasz napój. - Zakręciła butelkę i odstawiła na bok.
- Nic się nie stało.
- Na początku, kiedy jesteś o krok od stania się Allowenem, na twoim ciele zaczyna się tworzyć pancerz odwzorowujący twoje zdolności lub cechy charakteru. W momencie gdy stajesz się prawdziwym Allowenem, pancerz jest już ukończony. Jednak nie tylko to odróżnia go od zwykłych zbroi – tylko dany Allowen może go nosić, a gdy zostanie uszkodzony, odrasta.
- Odrasta?!
- Tak jakby. To właśnie ta unikalna zdolność, czyni nas Allowenów prawie nietykalnymi.
- Brzmi nieźle... - Drobny uśmieszek zagościł na twarzy młodzieńca.
- Jest coś, o co chcę cię zapytać.
- O co takiego?
- Ta zbroja, która wtedy miałeś na sobie, skąd ją masz?

Chłopak zdziwił się pytaniem. Jaka zbroja? Przecież on nie miał zbroi. Złota po jego wyrazie twarzy domyśliła się, że młodzieniec nie bardzo ma pojęcie o czym mówi. Położyła lewą dłoń na ziemi i chwilę później wyciągnęła potężna zbroję płytkową, podobną do tych, którą nosili japońscy samurajowie.

- Ta zbroja nie jest moja. Pamiętasz jak wtedy zniknąłem?
- Hmm...
- Jego cios wyrzucił mnie z parku. Wpadłem przez okno do pobliskiego muzeum. Gdy podnosiłem się, zauważyłem właśnie ją. Pożyczyłem ją wraz z kataną.
- Rozumiem .- Złotą zirytował fakt, że dała się oszukać w tak prosty sposób. Myślała, że ta zbroja to dowód na jego ewolucję. - Jesteś bystry i do tego umiesz sobie radzić.
Nie rozumiem?
- Gdy zobaczyłam cię w tej zbroi, byłam przekonana, że ta zbroja to efekt twojej ewolucji. Widać, dałam się złapać w dziecinny sposób. - Sama się uśmiechnęła.
- Sądziłem, że wiesz...
- Przejdźmy do innej sprawy. - Mina Złotej spoważniała. - Twoja ewolucja jest niepełna. Skoro nie masz swojej własnej zbroi, o mieczu nie mówiąc, nie możemy dopuścić do tego, aby ktokolwiek niepożądany dowiedział się o tym. Zwłaszcza ktoś z bractwa. Dla mnie i dla ciebie groziłoby to poważnymi kłopotami. Alloweni nie lubią osób w formie niepełnej. Uważają, że takie osoby sobie nie radzą. Ta informacja musi zostać tylko między nami dwoma.
Dobrze pani Złocista.
- Coś wymyślę, by wyciągnąć cię z takiego stanu. Na razie jednak korzystaj z odpoczynku póki możesz. Jak tylko nauczysz się chodzić, rozpoczynamy twój trening.
- Trening?
- Myślałeś, że Alloweni nie potrzebują treningu? Jest całkiem inaczej, potrzebujemy masy różnych treningów. W twoim przypadku będę musiała cię szkolić dwa razy tyle niż zwykłego Allowena.
Zobaczymy.
- To tyle na dzisiaj. Wybieram się w poszukiwaniu książki na temat mocy i ewolucji. Do zobaczenia.
- Do widzenia pani Złocista.

Złota powstała i zabrała ze sobą butelkę herbaty, po czym wyszła z pokoju. Zatrzymała się na chwilę w drzwiach.

- Jeszcze jedno, skończ z tymi obrzydliwymi tytułami, to jest nudne. Po prostu Złota. - Uśmiech wrócił na swoje miejsce.

Złota zniknęła za drzwiami. Młodzieniec próbował powstać, ale nie mógł utrzymać równowagi. Dla niego było jeszcze zbyt wcześnie by stanąć. Pragnął podążyć za Złotą i pytać dalej o ten świat, ale po chwili sobie zdał sprawę, że sam nie wie co chce powiedzieć lub co sądzi o całej sytuacji, o tych wszystkich Allowenach. Nie miał pojęcia kim oni tak właściwie są, skąd się wzięli albo jakie są ich cele. Nie ulegało wątpliwości, że „wojna”, cokolwiek to słowo w tym świecie znaczyło, toczy się o coś naprawdę poważnego. Ruda Neptuna, o której wspominała pani Złota, dla chłopaka nie wydawała się istotna. Traktował to bardziej jako broń masowej zagłady. Zdał sobie sprawę z jednej prostej rzeczy – jeśli do tej pory nikt w jego świecie nie wiedział o Allowenach, to oznacza, że chronią oba światy bardzo skutecznie.

I młodzieniec znów pozostał sam. Tak bardzo chciał ujrzeć nowy świat, niezależnie od tego czy jest on biedny, czy bogaty. Opowieści Złotej unikały (przynajmniej jego zdaniem) tutejszych ludzi. Może Złota pragnęła, by on sam poznał tych ludzi? To wydawało się całkiem prawdopodobne i zgodne z jej filozofią. Chłopak pod wpływem samotności, zaczął traktować myśli o nowym świecie jak rozrywkę. Jednak przypuszczenia nie dawały mu jakiejkolwiek satysfakcji. Codziennie mówił do siebie „już niedługo...”

Tymczasem Złota udała się do kwatery głównej bractwa. W prawej ręce trzymała dwa raporty: jeden z stanu ogólnego twierdzy i drugi, z feralnego incydentu w parku. Ten drugi, jak się spodziewała Złota, był najbardziej oczekiwanym raportem od czasów wybicia oddziału dziewiętnastego.
Jednym machnięciem ręki, Złota przeniosła się z dziedzińca twierdzy do ogromnego miasta. Wywołała duże zamieszanie na ulicach. Wszyscy rozstępowali się i pokornie kłaniali się, każdy z uśmiechem na ustach. Złota była w fatalnym położeniu, nie miała powodu by się uśmiechnąć, a mimo to zmusiła się. Lubiła tych ludzi, ponieważ cechowali się dobrocią i skromnością. Mimo iż jej uśmiech nie był szczery, czuła, że dawał on nadzieję wszystkim ludziom.
Pośpiesznym krokiem, Złota przemierzała uliczki. Podobnie jak dziedziniec przy twierdzy, każdą uliczkę wybrukowano. Domy wzniesione przy ulicy, charakteryzowały się elegancją. Budynki wybudowano w stylu pruskim. Budowle przy tej uliczce miały cechę reprezentacyjną miasta. Przy pozostałych uliczkach, lokowano budynki w różnym stylu. W bogatszych domach, witraże zastępowały szyby, głównie w pokojach dziecinnych. Przedstawiały one sylwetki smoków lub bohaterów baśni. Pogoda dzisiaj nie dopisywała. Paskudne chmury gromadziły się nad okolicą, zapowiadając silną burzę. Złota żałowała, że dzisiaj jest tak brzydko. Uwielbiała się patrzeć na różne kolorowe witraże. Promienie słońca nadawały im autentyczności, czyniły je jeszcze piękniejszymi.
Na pierwszym skrzyżowaniu Złota skręciła lewo. Stanęła przed potężnym pałacem. Jako jedyny obiekt w okolicy został zbudowany w stylu renesansowym. Bardzo dawno temu, Alloweni wysyłali rodzimych budowniczych do różnych światów, a ci się uczyli tamtejszych norm, stylów w architekturze i głównie poczucia estetyki. Jednak projektanci bardzo często modyfikowali dany styl, tworząc zupełnie coś nowego. Dlatego na przykład postacie zastępowały kolumny, a na freskach umieszczano postacie z ludowych opowieści. W zasadzie panował kult myślicieli i artystów. Bractwo od zawsze było przeciwne stawianiu pomnika jakiemukolwiek Allowenowi. Pomimo sprzeciwu, ludzie sami decydowali się na taki krok. Politycy bardzo niechętnie odnosili się do takich pomysłów, ale jednak pod wpływem ludu zawsze musieli ustępować. Sztuka w tym świecie narodziła się dzięki Allowenom i każdy jeden pałac, w tym również ten, przed którym stała złota, był podziękowaniem za uratowanie ich przed mrokiem.
Złota wkroczyła do środka. Nie czekając aż ktoś zjawi, ruszyła w kierunku sali obradowej. Gdy dzieliło ją kilka metrów od wysokich drzwi do sali, zwolniła. Ostrożnie uchyliła drzwi i wyjrzała przez nie. Na całe szczęście, zebranie się jeszcze nie rozpoczęło. Co prawda, wokół okrągłego stołu siedziało kilku Allowenów, ale rozprawiali między sobą i nawet nie zauważyli, kiedy Złota się wśliznęła do środka. Kobieta obeszła stół z prawej strony i zajęła swoje miejsce. Alloweni nie zwracali na nią uwagi. Złota jeszcze raz rozejrzała się po sali.
Miejsce było dosyć wysokie i u góry kończyło się kopułą. Całe sklepienie zostało zamalowane chmurami. Zwieńczeniem tego dzieła było słońce na samym środku pozornego nieba. Miejsce kojarzyło się z spokojem i harmonią – takie złudzenie okazywało się zbawienne podczas obrad. Jeśli ktoś nosił w sobie wiele negatywnych emocji, wystarczyło, że spojrzał w niebieskie sklepienie i czuł się od razu lepiej. Wielu Allowenów podejrzewało, że fresk został zaczarowany lub poddany jakieś specjalnej sile, ale nikt nie potrafił tego udowodnić.
I faktycznie – magiczna moc fresku uspokoiła Złotą. Jeszcze chwilę temu bała się spotkać w tej sali z kimkolwiek. Każde spotkanie przynosiło jakieś emocje. Te tutaj było prowizoryczne, ale Złota szczerze wątpiła w to żeby ktoś nie wiedział o incydencie w parku.

- Złota, mamy sprawę. - Odezwał się jeden z grupy gawędzącej obok.
- Tak? O co chodzi? - Złota zapytała się nieświadomie.
- Podejdź tu na chwilę. - Rzucił drugi Allowen.

Złota podeszła do grupki. Wszyscy czytali raport ze sekcji zwłok pechowego Thralla.

- To nie jest twoja robota, prawda? - Rzucił najwyższy.
- Daj spokój Cieniu. Złota nigdy by tak nie urządziła Thralla. Ten, który to zrobił prawdopodobnie musiał mieć coś do niego. - Powiedział ten pierwszy.
- Wszystko jest napisane w raporcie, który dzisiaj przyniosłam. - Rzuciła ozięble.

Złota się odwróciła i zmierzała w kierunku swojego stałego miejsca. Nagle zatrzymał ją trzeci Allowen o ponurym wzroku. Złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę.

- Energia, którą wykryliśmy w zwłokach nie należy do ciebie. Ale na tym nie koniec. Wokół znaleźliśmy szczątki kogoś jeszcze. Najprawdopodobniej ta energia należała do niego. Chcemy wiedzieć co się wtedy wydarzyło. Czy jest ktoś, o kim powinniśmy wiedzieć? - Wysyczał.

Do sali weszli pozostali Alloweni. Ponury Allowen był zmuszony puścić Złotą. Wszyscy pozasiadali na swoich miejscach. W pomieszczeniu zasiadło dwudziestu Allowenów. Tylko jedno miejsce zostało puste.

- Lodowy smok nie żyje. - Zaczął najstarszy Allowen.
- Lodowy jest martwy? - Cień zdumiał się.
- Wczoraj przeszyto go dwiema włóczniami, a następnie zmiażdżono mu głowę. Nie wiemy kto to zrobił, nie wykryliśmy śladów po Thrallach ani tym bardziej po jakichś silniejszych bestiach. Podejrzewam, że to musiał zrobić ktoś pokroju Allowena. W każdym razie stratę Lodowego przyjdzie nam przeżywać kiedy indziej. - Starszy dokończył.
- Wielka strata dla naszego bractwa. Nasze grono stale się uszczupla. Musimy jakoś przerwać ten proces. Może załóżmy akademię Allowenów, wtedy będzie nam łatwiej kogoś znaleźć. - Wtrącił brat Złotej.
- Szanuję twoją opinię i jak najbardziej ją podzielam, Kopiujący. Jednak musisz zwrócić uwagę na kilka rzeczy. - Starszy Allowen założył swoje okulary. - Przede wszystkim założenie takiej akademii, mimo iż jest świetnym pomysłem, nie gwarantuje, że kogoś znajdziemy. Niewątpliwe jest także to, że powoli się wykruszamy. Jeśli okażemy to w jakikolwiek sposób, chociażby przez tą akademię, damy jest sygnał przeciwnikowi, że jesteśmy osłabieni. Mógłby wtedy ruszyć na nas z kilkakrotnie większą siłą, a tej bitwy byśmy nie wygrali. Nadal jesteś naiwny, Kopiujący mnichu. Widzę, że z twoją analizą ciągle jest kiepsko. Jednak nie zebraliśmy się tutaj po to aby dyskutować na temat stanu bractwa, ale po to aby Złota dama przedstawiła nam swój raport. - Oczy Starca błysnęły ogniem.

Złota wstała i podniosła swój raport ze stołu. Na sali panowała nieznośna cisza. Wszyscy wokół wpatrywali się w Złotą. Złota spojrzała na przewodniczącego.

- Mamy nowego członka. - Twarze Allowenów wyraziły zdziwienie tym zaskakującym zwierzeniem.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Morze delikatnie obmywało skały, białe mury zamku teraz nabierały pomarańczowych barw, a w miasteczku koło twierdzy ludzie zbierali się, by omówić dzisiejszy dzień. Złota wróciła na dziedziniec. Wychyliła się jak z ciemnej zasłony. Gdy tylko wyszła z niej cała, zasłona zbladła i zniknęła.
Złota chwiejnym krokiem ruszyła w stronę wejścia do zamku. Oczy Złotej były prawie martwe. Otępiona kobieta stawiała krok za krokiem. Nawet nie miała pojęcia dokąd zmierza. Nagle upadła koło pomnika. Przewróciła się na drugi bok i przyjrzała się chmurom.

- „Jakie one są piękne.” - Pomyślała.

Złota od wieków nie przyglądała się chmurom. Zawsze coś robiła, zawsze gdzieś się udawała, nigdy nie miała czasu. Teraz zdała sobie sprawę jak wielki popełniła błąd. Wycieńczona po intensywnej dyskusji i podróży, Złota nie potrafiła wstać. Jednak w obecnej chwili zupełnie jej to nie przeszkadzało.

- Yo! - Odezwał się znajomy głos.

Nad Złotą stanął chłopak. Tym razem kobieta nie była zaskoczona. Miał na sobie nowe ubrania, zresztą podobne do tych z jego świata, a przez plecy przełożony pas przytrzymywał jego miecz.

Może wody? - Zaproponował podając butelkę Złotej.

I koniec. Na razie tyle. Jest to koniec planowanego rozdziału drugiego (pierwszy dopiero w drodze - chcę zacząć jakoś nietypowo). Wypadałoby podsumować co i jak:

W zakresie fabuły jestem zadowolony, powiedziałem wystarczająco dużo. W zasadzie to nie mam pojęcia czy mi się udało stworzyć coś ciekawego czy nie, ale z góry mówię, że na tym nie poprzestanę (mimo, że zrobiłem sporą przerwę w mojej "działalności" na forum. Było to związane z projektem Comenius, który odbywał się w mojej szkole, a ja miałem przyjemność w nim uczestniczyć.).

Zapis tekstu: tutaj zostawiam to osobom, które się na tym znają.

BTW. Próbowałem edytować poprzednie teksty i nie mogłem tego zrobić... Niestety wybaczcie mi to, mam nadzieję, że przeżyjecie ten tekst tutaj.