14-05-2011, 18:49
Na początek, coś od autora, czyli konkretnie ode mnie. Opowieść, którą tutaj będę prezentował, będzie stopniowo i sukcesywnie aktualizowana i uzupełniana. Pierwszy "odcinek", który poniżej macie okazję przeczytać jest wersją beta - zapewne dużo ulegnie zmianie, przynajmniej w formie zapisu. To co się w tym fragmencie znajduje, bardziej kwalifikuje się pod fantastykę (przynajmniej sam tak uważam), ale w moich założeniach, znajdzie się tutaj sporo wątków psychologicznych [to dopiero jak się rozkręcę]. Myślę, by wydawać kolejne fragmenty stopniowo, jak np. mangę (tutaj mam najlepsze porównanie), mniej więcej co tydzień.
A teraz czas najwyższy na fragment, o którym wspominam:
Teraz po fragmencie nasuną się pytania w stylu: "Dlaczego nie ma tutaj opisu postaci etc." albo "Gdzie jest wcześniejszy fragment?". Już tłumaczę: łatwiej było mi zacząć "od środka" niż od początku. Gdybym zaczął od początku, byłoby mi znacznie trudniej i tekst zająłby znacznie więcej. Jak na razie zostawiam to tutaj.
Jednak w dokumencie .pdf wygląda to zdecydowanie dłużej
A teraz czas najwyższy na fragment, o którym wspominam:
Cytat: Chłopak obudził się w niewielkim pokoju. Próbował się podnieść, ale ciało odmówiło współpracy. Zdając sobie sprawę, że próba poruszenia się jest bez sensu, przyjrzał się otoczeniu.
Pomieszczenie było puste. Ściany wzorowano na styl japoński, ale różniły wykonaniem. Jego uwagę przykuło to, że są bardziej ozdobne niż praktyczne, co urągało idei stylu japońskiego. Po prawej stronie młodzieńca umieszczono okna. Średniej wielkości prostokąciki znajdowały niemalże pod samym sufitem i tak dostosowano, by odpowiednio oświetlić kwaterę. Natomiast za głową młodzieńca po lewej stronie stały drzwi. Wiedział o nich, ale nie mógł ich zobaczyć. Ciało nie chciało się w ogóle ruszać...
Zresztą, drzwi czy pokój nie wydawały mu się zbyt interesujące. Myślał o tym gdzie się znajduje i co się z nim działo. Miał ochotę wstać i wyjrzeć przez okno, jednak stwierdził, że ta ciekawość jest zbyt dziecinna. Zaczął więc rozmyślać o całej tej sytuacji. Skoro się obudził w pokoju i może oddychać to oznacza, że nadal żyje i przeżył tamtą noc, mimo iż jej nie pamiętał. Starał sobie przypomnieć co się wydarzyło, ale wspomnienie gdzieś zaginęło w odmętach umysłu, a jego resztki były strasznie mgliste. Widział śmierć swojej dziewczyny, dziwną kobietę i zabójcę. Kobieta i potwór walczyli między sobą, a on klęczał nad ciałem zmarłej, zszokowany tym co się stało. Ostatnie co zdążył zapamiętać to potężna wściekłość, którą zaczął kipieć. Podniósł wzrok i wtedy poczuł ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Coś się zmieniło w środku i na tyle silne, że nie pozwoliło mu zachować wspomnienia. Wtedy urywa się wszystko.
Młodzieniec przybity sytuacją i swoim położeniem marzył o tym, aby gdzieś się zaszyć i nigdy więcej nie wychodzić na zewnątrz. Z każdą chwilą rodziło się coraz więcej pytań i bolesnych „gdyby”. Wewnętrznie cierpiał - nie mógł nic zrobić, każda minuta wydawała mu się wiekami, a dodatkowe pytanie bolesnym prętem wbijanym w pierś.
Do pokoju weszła „ta” kobieta. Chłopak widział ją tylko kątem oka, ale to mu wystarczyło, by go zdziwić. Nie spodziewał się, że w takiej chwili właśnie ją spotka. Na ponurej twarzy kobiety zagościło zdziwienie.
- Ty...- odezwał się cicho młodzieniec. Spróbował się podnieść, ale bez rezultatu.
- Leż i odpoczywaj. Jeszcze nie nadszedł twój czas.- Jej mina wróciła do poprzedniej formy.
- Nie nadszedł? Co jest grane?- Chłopak poczuł, że odzyskuje władzę w rękach. Chciał się podeprzeć, ale zatrzymała go.
- Mówię ci, odpoczywaj.- Złapała chłopaka za głowę.- Muszę zmienić Ci opatrunek. Mam dla Ciebie kilka minut, dlatego postaram Ci się wyjaśnić jak najwięcej...
Młodzieniec milczał i czuł jak ponownie opuszczają go siły. Uspokoił się, a w tym czasie kobieta zdążyła zmienić mu okład na głowie.
Powinieneś był się obudzić najwcześniej za trzy tygodnie. Od tamtej bitwy minęły dopiero dwa dni. Z takimi obrażeniami to cud, że w ogóle żyjesz...- Powiedziała ponuro. Chłopak nic jej nie odpowiedział. Widziała jego smutną minę. Sytuacja wydała jej się napięta.- Wybacz mi to, że w ciągu kilku sekund wtargnęłam do twojego życia i je tak bardzo zdeptałam.
Oboje przez chwilę milczeli. Kobieta stwierdziła, że przeprosiny w takim miejscu i w takiej chwili są nie na miejscu, ale mimo wszystko wolała zrobić to teraz. Czuła, że nawaliła... Mogła uratować tę dziewczynę, ale niestety – drań zdążył ją zatrzymać.
- Kim był tamten gościu? Czego chciał? Dlaczego zamordował moją dziewczynę?- Niespodziewanie zapytał się chłopak.
Kobietę wyraźnie zaskoczyło pytanie, gdyż sądziła, że zapyta o coś innego. Zaskoczył ją po raz drugi...
- Najpierw Ci opowiem co się wtedy wydarzyło. Muszę Ci to powiedzieć, byś mógł zrozumieć o co się toczy ta wojna.- Kobieta usiadła obok, a jej mina drastycznie spoważniała.- Wszystko zaczęło się od tego, że goniłam tego kolesia. Wykradł bardzo cenną rzecz i musiałam go powstrzymać. Ta rzecz to Ruda Neptuna – bardzo niebezpieczny minerał. To czysta energia zawarta w substancji o nieokreślonym kształcie. Przypomina nieco waszą galaretkę. „Ruda Neptuna” to tylko kryptonim... Wracając do tematu, planem tego potwora było to zdetonować gdzieś w waszym świecie. Zbiegł do waszego świata a ja podążyłam zanim. Wpadliśmy na was zupełnie nieoczekiwanie. Toczyliśmy między sobą walkę i stopniowo posuwaliśmy się na północ. W pewnej chwili znalazłam się w pułapce. Rozprawiłam się z nią, ale on uciekł i właśnie wtedy przebił twoją dziewczynę mieczem. Ten ożywieniec nie miał żadnych skrupułów, dlatego zabił twoją dziewczynę. Może potraktował to jako zabawę, może uznał za niewygodnego świadka, albo może zabił bez przyczyny – takie są te odrażające bestie. Twoja dziewczyna umarła, ponieważ przybyłam za późno. Nie interesowałam się tobą, krzyczałam: „uciekaj”... Ty nie wiedziałeś co się dzieje wokół, nic nie docierało, gdy nagle...- i tutaj urwała. Chłopak ożywił się.- wybuchłeś wściekłością. To zaskakujące, że przy takim potworze jak ten, nie bałeś się i nie zwiałeś. Wręcz odwrotnie. Natarłeś na niego. W twojej aurze wyczułam jak się pojawia coś, co my w naszym świecie nazywamy mocą. Emocje targały tobą. Zaskoczyłeś ożywieńca zadając mu cios prosto w twarz. Zwaliłeś go z nóg. Zaraz potem próbowałeś zmiażdżyć mu głowę, gdy uderzył Cię w brzuch. Tego zwykły człowiek by nie przeżył... Gdzieś zniknąłeś i pomyślałam, że nie żyjesz. Walczyłam z nim dalej, ale w końcu byłam zbyt wyczerpana. Chciał mi uciąć łeb, znalazłam się o krok od śmierci, gdy wtedy wróciłeś. Zatrzymałeś jego atak i zaskoczyłeś po raz drugi. Odwdzięczyłeś mu się ciosem prosto w żołądek. Zionąłeś energią podobną do mojej. Wytwarzałeś jej coraz więcej i więcej. Zmiotłeś tego przeklętego potwora i nie pozwoliłeś mu nawet dotknąć jego miecza. Zadawałeś mu coraz więcej ran. W końcu ostrze jego miecza pękło i dorwałeś drania. Pozbawiłeś go głowy...
Młodzieniec ogarnął szok. Zwykły dzieciak obciął potworowi łeb?! Nagle go olśniło. Miał przed oczami ten wieczór. Widział jak potwór zabija jego dziewczynę, jak trzyma jej ciało na rękach, jak powoli jego dusza wpada w szał... Jego ciało nie czuło się tak jak dawniej... Ten nieopisany ból, ta wściekłość i dziwna moc, która z niego wypływała... Teraz wszystko pamiętał. Jednak narodziło się nowe pytanie: Dlaczego się znalazł tutaj i dlaczego ta kobieta powiedziała „powinieneś był się obudzić najwcześniej za trzy tygodnie”?.
- Jednak na śmierci tego ożywieńca się nie skończyło. Zaraz po jego śmierci upadłeś na ziemię i zwijałeś się z bólu. Energia, którą wytworzyłeś przez ten czas, stała się tak potężna, że nie potrafiłam jej zablokować, nie mówiąc o kontroli. Dlatego też musiałam działać – próbowałam Ciebie ratować poprzez zużywanie jej, ale było tego za dużo. Twoje ciało zaczęło się rozpadać i żebyś mógł przeżyć, zapieczętowałam twój umysł i duszę. Ciało pod naporem energii zostało zniszczone... W obliczu takiej sytuacji byłam zmuszona zrobić dwie rzeczy: umieściłam twoje ja w nowym ciele, a następnie przeniosłam Cię tutaj byś mógł się wykurować.
Chłopaka zatkało. Im więcej się dowiadywał na ten temat, tym bardziej go dusiło. Nie chciał wierzyć w to co usłyszał, jednak zdawał sobie sprawę, że to wszystko to prawda...
- Moc... Ruda Neptuna... Ożywieniec.. O co w tym wszystkim do cholery biega?!- Chłopak zaczął się gubić.
Jednak kobieta nie zamierzała mu odpowiadać. Skończyła opatrywać rany, które powstały w wyniku „wszczepienia” duszy. Wstała i skierowała się ku drzwiom.
Wybacz mi. Na dzisiaj taka wiedza Ci wystarczy... Teraz muszę zająć się sprawami ważniejszymi.- Rzekła ponuro.
Chłopak chciał ją zatrzymać, jednak nie pozwolił mu przytłaczający szok. Na domiar złego, nie mógł się poruszać. Kobieta zdążyła wyjść zanim ten coś powiedział. Ona wiedziała, że prędzej czy później będzie zmuszona mu powiedzieć wszystko, ale chciała ukryć prawdę... przynajmniej na jakiś czas.
Kobieta przemknęła po cichu przez korytarz, skręciła w prawo i wyszła na zewnątrz. Znalazła się na brukowanym dziedzińcu. Na jego środku znajdował się pomnik. Przedstawiał rosłego mężczyznę podpierającego się mieczem. Cechował się surową twarzą, bystrymi oczami i długimi włosami. Miał na sobie pancerz zrobiony z łusek jakiegoś gada. Naramienniki doskonale osłaniały jego ręce. Podobnie jak zbroja, zostały wykonane z bliżej nieznanych łusek. Natomiast jego nogi pokrywały zwykłe spodnie. Przy prawej nodze miał sztylet, a na lewej trzymał sakwy. Nosił zwykłe sandały. Cała postać wyglądała niecodziennie i wyglądała niemalże jak żywa. A jednak to był „zwykły” pomnik. Mimo wszystko uwagę zwracała jedna rzecz. Na ostrzu miecza znajdował się wygrawerowany napis w nieznanym języku. W dosłownym tłumaczeniu brzmiałoby to tak: „Być Allowenem znaczy...”. Właśnie tym miejscu napis został zatarty.
Wokół dziedzińca wznosiły się zabudowania. Po prawej stronie kobiety, czyli na północ, wznosiła się olbrzymia twierdza podzielona na trzy poziomy. Dolna część budowli to były okrągłe mury obronne. Wzniesiony nieco wyżej, czworokątny poziom stanowił siedzibę dla członków bractwa. Ostatnia kondygnacja zawierała potężną salę obrad. Jako jedyna nie została zakończona dachem. Na jej szczycie znajdowały się tarasy. Stamtąd też można było pilnować całą okolicę. W twierdzy wyróżniały się jasnoczerwone, spadziste dachy i idealnie białe mury. Dziedziniec umiejscowiono na południe od zamku i zabudowano go skrzydłami. We wschodnim skrzydle znajdował się młodzieniec, natomiast zachodnie skrzydło pełniło funkcję obronną.
Kobieta planowała się udać do swojej kwatery i przygotować raport dla pozostałych członków bractwa. Nie miała ochoty wspominać o chłopaku, gdyż sytuacja okazała się zbyt skomplikowana... przynajmniej jak dla niej. Co prawda Ruda Neptuna została odzyskana, ale nowy członek bractwa raczej nie spodobałby się pozostałym. I o tym kobieta doskonale wiedziała.
- Coś za długo opatrywałaś go, siostrzyczko...- Zza pleców kobiety wyłonił się wysoki cień.
Rosły, szczupły mężczyzna powoli zbliżał się do kobiety. Miał krótkie, blade i sterczące włosy. Srogim wzrokiem przebijał ją na wylot. Jasnobłękitne oczy połyskiwały niezadowoleniem. Uśmiech nadający postaci urok węża i ciemnozielona zbroja – mężczyzna budził grozę swoją tajemniczością. Jego opancerzenie stanowił misternie wykonany napierśnik i metalowe płytki na nogach. Niemalże na całym ciele nosił oliwkową kolczatkę. Stanowiła doskonałą obronę przed wszelkiego rodzaju atakami. Mniej więcej koło nadgarstków, kolczatkę zastępował drobny pancerzyk mający na celu osłaniać zewnętrzną stronę dłoni. Natomiast koło łydek, kolczatka ukrywała się w stalowych, segmentowanych kozakach. Osobnik nosił pasek nałożony przez lewe ramię, do którego przymocowano pochwę z dobrym mieczem półtora ręcznym. Mężczyzna musiał budzić respekt zarówno jako wróg, jak i jako sprzymierzeniec. Wbrew pozorom miał przyjazną naturę, ale wyprowadzony z równowagi potrafił okazać swój gniew.
- Od kiedy o nim wiesz... braciszku?- Kobieta zatrzymała się i zwróciła się w kierunku brata.
Mężczyzna stanął obok kobiety. Dopiero teraz było widać, że jest od niej wyższy o głowę. Wężowy uśmiech zamienił się w ponurą wściekłość.
Trąbią o tym w tej całej ich telewizji. Dziwne wybuchy, zaginięcie nastolatka, śmierć dziewczyny i dużo śladów po mieczach. Myślisz, że jestem ślepy i głupi?- Mężczyzna zdenerwował się zachowaniem siostry.
Bracie, powiedz mi jedno. Czy oni już o tym wiedzą?- Zapytała się.
Mężczyzna opanował się i zmienił swój ton w stosunku do siostry.
- Nie wiedzą, nie mówiłem im o tym...- Powiedział krótko.
- Nie mam najmniejszej ochoty informować ich o nowym członku...
- Co takiego?!- Mężczyzna zdziwił się.- Uczyniłaś go Allowenem?!
- Bracie, nie miałam wyboru. Był bliski śmierci, a poza tym, jego energia...
- Hmm?
- Ani ja, ani ten potwór, lecz on... Te wybuchy to jego robota...
Przecież to niemożliwe... Tylko Alloweni potrafią korzystać z energii. Owszem, każdy kto ma zadatki na Allowena, również potrafi korzystać, ale nie na takim poziomie!- Zdziwienie brata sięgnęło szczytu.
- A jednak. Poza tym, przeżył serię ciosów, po których nawet oboje mielibyśmy problem wstać. Do tego wszystkiego wytworzył zbroję i miecz. Dlaczego nie mielibyśmy go przyjąć?- Kobieta również dała się ponieść emocjom.
Mężczyznę zamurowało. Dzieciak jednej nocy dokonuje rzeczy, na które potrzeba czasami nawet wieków...
- Zaraz potem jak się dowiedziałem o tym wszystkim, udałem się do tego parku. Zbadałem całe miejsce najdokładniej jak umiałem. Wykryłem resztki potężnej energii oraz szczątki czyjegoś ciała. Myślałem, że to twoja robota, ale wyniki mi się nie zgadzały. Zignorowałem to i nadal sądziłem, że to ty tak załatwiłaś tego Thralla. Ale teraz zaczynam wszystko rozumieć...- Przyznał mężczyzna.
- Ja również się zdziwiłam. Minęły dwa dni odkąd ten chłopak jest w nowym ciele, a już może rozmawiać.
- Po dzisiejszym, już nic mnie nie zaskoczy... chociaż, kto wie...- Zamyślił się mężczyzna.
- Wybacz mi bracie, muszę napisać ten raport i go zdać.- Kobieta udała się w stronę pałacu. Nagle się przystanęła.- Proszę Cię, nie mów nikomu o nim...
- Złota, opiekuj się nim dobrze.- Rzucił na pożegnanie.
- Taa...- Uśmiechnęła się.
Brat Złocistej udał się w stronę bramy. Powiał lekki wiatr, gdy nagle mężczyzna zniknął. Miał jeszcze dużo do zrobienia...
Powoli zbliżało się południe. Opustoszały zamek stał i dumnie wygrzewał się w słońcu pilnując okoliczne wioski. Twierdzę wzniesiono na skalistym zboczu. U podnóży murów obronnych, na południowym zachodzie o skały rozbijała się woda – dzisiaj robiła to leniwie i dyskretnie. W pobliskich lasach roiło się od drobnej zwierzyny – harcowały, psociły i szkodziły. W tychże gajach panowała idealna harmonia. Na południowym wschodzie leżało sobie drobne portowe miasteczko. Tutejsi ludzie gawędzili między sobą, śmiejąc się i żartując ile tylko mogli – w rzeczywistości były to dusze, które poznały okrucieństwo wojny i nadal nosili je w sercu. Radowali się pokojem na tyle, na ile umieli.
Złota siedziała w swoim pokoju i powoli spisywała wydarzenia sprzed dwóch dni. Starała się zapomnieć o swoich zmartwieniach chociaż na chwilę. Chciała udać się do pierwszej lepszej portowej knajpy i wypić coś solidniejszego, pożartować z załogą i być szczęśliwa przez jakiś czas...
Rzuciła rzecz podobną do długopisu i wyjrzała przez okno. Ubóstwiała tę kwaterę z jednego powodu – mogła codziennie podziwiać morze i przepiękne zachody słońca oraz do tego wcale nie musiała udawać się na tarasy...
Patrząc w horyzont przypomniała sobie swoje pierwsze dni w tej twierdzy. Była wtedy jeszcze początkującym Allowenem. Trenowała długo i solidnie – jej marzeniem było stać się jak najsilniejszą, by nigdy nikogo nie zawieść. Starsi Alloweni podziwiali jej wytrwałość i zaangażowanie w każdą, choćby najdrobniejszą rzecz. Jednak nadszedł taki dzień, gdy zwątpiła sama w siebie...
Tamten okres zadał Złotej wiele bólu – nie ma nic gorszego niż zwątpić w swoją dotychczasową drogę. Nie przespała wiele nocy, opuściła ogromną ilość treningów i stała się prawie w ogóle niedostępna dla ludzi. Allowenów zaniepokoiła zaistniała sytuacja – uważali Złotą za kogoś, w kogo warto inwestować. Próbowali do niej dotrzeć, ale nikomu się nie udało. Zamykała się w sobie coraz bardziej i bardziej... aż do tamtej nocy.
Teraz po fragmencie nasuną się pytania w stylu: "Dlaczego nie ma tutaj opisu postaci etc." albo "Gdzie jest wcześniejszy fragment?". Już tłumaczę: łatwiej było mi zacząć "od środka" niż od początku. Gdybym zaczął od początku, byłoby mi znacznie trudniej i tekst zająłby znacznie więcej. Jak na razie zostawiam to tutaj.
Jednak w dokumencie .pdf wygląda to zdecydowanie dłużej