Via Appia - Forum

Pełna wersja: Panna Ola
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Wypad za miasto? - Czemu nie! Marek był za! Trzeba odkurzyć płuca, trochę się przejść, być przez parę chwil ze zbożem malowanym, z pługami orzącymi połacie pól, nasłuchać się tych wiatrów wiosenno-letnich, a może nawet pomoczyć się w jakimś bajorku.
Od poniedziałku do piątku praca przy kompie – a w łykend – jechać w krajobraz.
To oczywiste, że jeśli ma się samochód – nie liczy się z kilometrami. Tu trzeba wyjaśnić, że dla jednych wypad za miasto to był Świder, dla innych plaże niedaleko Dęblina, dla jeszcze innych Bugo-Narew. Marek wybierał te miejsca, gdzie nie było zbyt dużo ludzi, gdzie nie dymiły kominy, gdzie dają smacznie jeść.
Dzięki takiemu podejściu do tematu odwiedził takie wsie jak Stasi Las, Mała Przygoda, Nalewka, Pędzi Koza. Nie Majorka, nie wyspy Bahama – a właśnie sioła o takich dość oryginalnych nazwach Marek polubił.
Jak zdobywał adresy? Ot, na przykład miesiąc temu – kumpel opowiadał o takim gospodarstwie, niby rolnym, a tak naprawdę już trochę agroturystycznym. Po prostu – gospodarze harowali przez cały tydzień w obejściu i na polu, a w łykendy wynajmowali mieszczuchom fragment mieszkania.
Trzeba tylko zadzwonić, uprzedzić, żeby póżniej nie było niedomówień, niejasności. I tak Marek zrobił. Zadzwonił z uprzejmym pytaniem, czy ewentualnie można wpaść w ostatni dzień kwietnia, kiedy to zaczyna się ten patriotyczny koniec tygodnia, najpierw wspomnienie wejścia do Unii Europejskiej, drugiego święto flagi państwowej, a trzeciego Konstytucja Tuż Przed Zaborami, przy czym Marek chce zostać cały tydzień, do następnego piątku.
Gospodarz zgodził się. On sam również wyjeżdża, na gospodarstwie będzie jego córka, oblatana dziewucha w pracach na wsi, jakaś Asia, Ptasia – Marek nie dosłyszał.
No, fajno – Marek to lubił – samotna panienka na włościach. Marek w ogóle lubił panienki. Kasia, Marysia, Zosia – ostatnio zaś Basia, ale to już dwa tygodnie temu, a zresztą miała opadającą dolną wargę, no, prostu znudziła się Markowi. A jakie jest lekarstwo, żeby zapomnieć jedną panienkę – trza poderwać następną. Może ta Asia, Ptasia? Kto wie?
I tu trzeba dodać bardzo ważną rzecz – Basia była miastowa, a Marek lubił raz miastowe, raz ze wsi, ot taki kaprys, Marek nie bardzo umiał ten kaprys wytłumaczyć, po prostu tak już miał, sam pochodził z mieszczańskiej rodziny, i chciał od czasu do czasu posmakować wiejskiego chleba?


Marek przyglądał się drodze: jest krzyżówka, kościół, park – wszystko się zgadza – tak jak powiedział kumpel. Teraz ma być dość duży budynek – gminna biblioteka – no, Maruś – wysiadka! Panna panną – ale trzeba czytać! Rozszerzać swoją wiedzę.
Przy stole siedziała dość wydekoltowana kobitka, po korytarzu kręciły się jeszcze dwie laski.
Marek przywitał się, powiedział co i jak, że jest przejazdem, ale na tydzień, że szuka jakieś dobrej ksiązki – można przecież opalać się czytając i na odwrót – pani bibliotekarka uśmiechnęła się, poprosiła o dane personalne, wskazała półki, Marek podał dane, podziękował i zanurzył się w kniżkach.
Wynurzył się z trzema, dawno szukanymi w stolicy, gdzie można tylko zapisać się w kolejce, a tu proszę – w gminnej bibliotece bez żadnego problemu i bez zbędnych pytań wypożyczy, hłe, hłe, hłe.
Kiedy wychodził jedna z panienek na korytarzu powiedziała:
- Wież co? Moja szeflanda se popsuła – naprawisz mnie to?
-Tak, kotek, naprawię – brzmiała odpowiedz.
Odpowiedzi Marek nie usłyszał, uśmiechnął się na tą dziwną, pospolitą składnię, przez chwilę zastanawiał się co to jest ta szeflanda, to chyba jakiś slang tutejszy? No, nic – trzeba jechać dalej, do tej panienki. Marek uśmiechnął się – to już nie jechał na wieś, tylko do panienki?
Tak czy siak – do Wody Pod Lasem zostały dwa kilometry.

-Dzień dobry, nazywam się Tomaszewski, Marek Tomaszewski …
-A, to pan … Pan na łykend … Ja nazywam się Ola … Aleksandra Wnuk.
- Miło mi.
Panna ubrana była w miniowę, granatowa spódnica miała naszyte białe guziki; bluzka była biała z jakąś nieokreśloną naszywką.
- Tatuś pedział, że pan przyjedzie … Ot, to nasze gospodarstwo … - dziewczyna zakreśliła coś na kształt koła.
Gospodarstwo jak gospodarstwo - dom, podwórko, drzewa owocowe, jakieś zagony – ot, wszystko. Najokazalej wyglądał dom – podmurowany, z pewnością z piwnicą, piętrowy, z płaskim dachem. Marek zauważył antenę satelitarną.
Tymczasem panna wyjaśniała:
-Bendzie pan mieł osobne drzwi, osobne łazienkę i ubikację. Żeby nie przeszkodzać nawzajem.
-A dlaczego mielibyśmy sobie przeszkadzać? – zapytał Marek, ale Ola go nie słyszała, mówiła dalej:
-Chodzmy do pana drzwi, do pana domostwa.
Po chwili byli w zacienionym dzięki zasłonom pokoju. Dziewczyna mówiła jak zakręcona:
-O, tu masz pan, szeflande, no – komodę, szafę, stół no i – posłanie, nawlekłam panu nową pościel, po tych poprzednich turystach było dużo prania.
Marek podziękował za tyle trudu i obiecał, że będzie spokojnym turystą.
Dziewczyna wyjaśniła:
-Tamto państwo byli ze z dziećmi … - i od razu zmieniła temat:
-Obiad podam za godzinę, żeby pan odpęczał po podróży.
Wyszła. Marek zauważył na poduszce białą kopertę. Zaproszenie, ciekawe, bardzo ciekawe, Marek wyjął z koperty formularz- Zapraszamy pana na powitalny obiad, stroje długie, ale wiosenne. Czas obiadu poda Gospodyni. Mile widziany uśmiech, żart.

O, rany- panna Ola była ubrana w kremową sukienkę, mini, przed kolano, z ramiączkami, i z dość dużym dekoltem. Co prawda Marek miał na sobie garnitur, ale przecież nie spodziewał się tego co zobaczył. Ta sukienka nadawała się na wieczór, na jakiś koktajl, na jakieś wieczorowe przyjęcie - dziewczyna miała jednak obojętną miną, tak jakby nic się nie stało, pokazała najpierw stół, potem krzesło. Na stole stała waza, na krześle leżał papierowa chusta.
-No, prosiemy, prosiemy …

Panna Ola mówiła:
- Kolację podam o ośmej, pra? Ja njie jodam kolacji zwyczajnie, a pan?
Michał odpowiedział:
-Ja jadam, i będzie mi miło jak potowarzyszy mi pani.
-Tak? - filuteryjnie skręciła głową ku ramieniowi.
-Bardzo mi się tu podoba – Marek przystąpił do ofensywy. – i to zaproszenie na poduszce …
Panna zachichotała.
- … i te kwiaty w wazonie, i ten widok – patrzył prosto jej oczy, dopiero po chwili skierował głowę ku oknu – za oknem – po kilku sekundach wrócił do jej oczu – i nie tylko …
Panna opuściła głowę:
- Ach, pra?
-Wszystko mi się tu podoba, panno Olu – naprawdę.
- Jeszcze pan nie widziołeś wsi – przypomniała.
Aha – chce się mnie pozbyć – pomyślał Marek, głośno powiedział:
-A kto pozmywa?
-Jo! – Ola nie miała wątpliwości. – tylko trza się przebrać ….
Coś sobie przypomniał – na zaproszeniu było napisane – mile widziany uśmiech, żart:
- Trzeba iść na słońce – iść po wsi końce …
Panna drgnęła jakby poczuła coś ciepłego na skórze:
-O, pan poeta.
Marek wstał z krzesła, podszedł do dziewczyny – pocałował w rękę – a niech wie! – niech zna we mnie dżentelmena!!
Dziewczyna cicho powiedziała:
- Miły pan jesteś.

Spacer był mu rzeczywiście potrzebny. Żeby zastanowić się nad panną Olą. Po pierwsze – ładna z niej bestyjka, nie ma co! Nogi ma zgrabne, ładnie wyglądała w tej miniówie; piersi duże, w bluzce nie było tak widać, ale w sukience już tak, bardzo ładnie się odznaczały, że Marek miał oczopląs. Sukienka? bez pomyślunku żadnego, może i chciała dobrze, uszanować gościa, ale bez przesady, dobrze?
Po drugie – rodzina. Zostawili ją na gospodarstwie, widocznie mieli taki układ, ale coś wspomniała o bracie, że to zaproszenie – to jego sprawka; tylko gdzie on jest? Jeżeli to rzeczywiście on zrobił te zaproszenie, to powinien być gdzieś niedaleko?
Po trzecie – jak ją zdobyć? Na wiedzę – eeee, chyba nie podatna … te jej wyrażenia, zwroty – Markowi najbardziej „przypadła do gustu” szeflanda, no to jest naprawdę szczyt lingwistycznych umiejętności. Nie, wiedza i wszelkie nauki odpadają. No, może – jakieś ludowe przyśpiewki, jakieś wierszyki – tak jak przy obiedzie, ale that’s all!
Siła mięśni? Chyba trzeba spróbować tej opcji. Zapowiadają ciepłe dni, będzie okazja, żeby pokazać pannie Oli kto tu mężczyzna, kto słaba płeć? Ćwiczył dziesięć lat na różnego rodzaju atlasach, prawda?


Kiedy wrócił ze spaceru, dziewczyna była na podwórku, ubrana jak przy powitaniu, w bluzkę i spódnicę, dźwigała kosz ogórków. Podbiegł, bez pytania wziął od niej kosz, zapytał, gdzie ma postawić, coś powiedziała o stole z tyłu domu, rzeczywiście – z tyłu domu stał stół, Marek zobaczył przyszykowane słoiki i przyprawy.
Dziewczyna wyjaśniła:
-Będzien robić pikle.
-Marek zadeklarował:
-To pomogę pani – i uroczyście się ukłonił.
Oczywiście – chciał być przy niej, o robieniu pikli nie miał zielonego pojęcia, ale to nic, pocieszał się, Ola pokaże co i jak, przecież z miastaście – nie gapaście ….
Ola mówiła:
-Mamy foljie, to ogórki już som …
Marek nic nie odpowiedział – wpatrywał się w ruchy dziewczyny, dopiero po chwili powiedział:
-Szukałem kwiatów na łące – a nie znalazłem, bo kwiaty tu, na tym podwórku rosną.
Dziewczyna odpowiedziała:
- Ale z pana kumplemęciarz.
Marek uśmiechnął się:
-Tylko dla pani, tylko dla pani.
Ola nie wierzyła:
-Nie kochał pan?
Odpowiedział z godnie z prawdą:
-Nie.
Dziewczyna westchnęła, przez chwilę milczała, ale coś ją korciło:
-Dobrze panu idzie.
-Co? – zapytał Marek – flirt?
-Nie – piklowanie …
Marek nie przejął się tym „komplementem”, brnął dalej:
- Dla mnie ważniejsze są kwiaty, ogórki trzeba zjeść, a kwiaty …
Dziewczyna podpowiedziała:
- … zwiedną …
Marek oburzył się:
-Pani nigdy!
Dalej piklowali, dalej romansowali, dalej droczyli się, panna nie była może i biegła w języku polskim, ale za to umiała szybko i inteligentnie odpowiadać na zaczepki Marka, Markowi w to mi graj – potrzebował takiej nuty, takiej chwili flirtu, no, bez tego – podryw nieważny. Łatwo wsadzić rękę w dekolt kobity, ale trudniej spowodować, żeby dziewczyna sama zdjęła majtki.
W pewnej chwili panna zapytała:
-A nie widzioł pun innych kobit?
Marek miał gotową odpowiedź:
-Już pani mówiłem – szukałem kwiatów – ale dopiero tu, przy tym stole znalazłem ..
Dziewczyna szybko znalazła kolejne pytanie:
-A jak się nazywo?
-Oleander Wnukowaty – szybko wymyślił nazwę Marek.
Panna odpowiedziała:
-Zabiorę pana na plażę, za pomoc za pikle.
Marek zapytał:
- Czy tylko za pomoc?

-Pójdziewa na plaże po południu, jezioro niedaleczko est – powiedziała przy śniadaniu – ja tera popieljie, a pun może se poopalać, tam gdzie piklowaliśmy, dam panu leżak, jest na stanie. Tam jest też trawa.
Marek podziękował, pół żartem zaproponował pomoc w koszeniu tejże trawy. Panna spojrzała na dziwnego turystę, jak uparcie nazywała Marka, trawa musi urosnąć, jak Marek przyjedzie w przyszłym tygodniu, to może ewentualnie pozwoli na koszenie. Marek uśmiechnął się – z miła chęcią tu zostanie na przyszły tydzień, ale nie tylko, aby skosić trawę.
-A po co jeszcze?
-Żeby zobaczyć jak pani się opaliła – powiedział Marek.
Panna nie miała już czasu, pielenie czekało.
Marek został sam.


Zdecydował – siła mięśni! Pannę trza zdobyć siłą mięśni. Zauważył spojrzenie Oli, kiedy dźwigał ogórki, widział reakcję dziewczyny, kiedy zdejmował koszulkę, ona to lubi – spoconego faceta z owłosionym torsem. Przecież ta panienka nie czyta Odysei czy Pana Tadeusza – tego już był pewien.
Tuż po obiedzie panna zaproponowała:
-Pójdziewa na pieszo. To niedaleczko – naprawdę.
Po chwili spytała:
-Ile pan se opolał? Trza chyba koszulku założyć?

Marek rzeczywiście opalał się z godzinkę, Póżniej przeszedł w cień, poczytał kniżkę, rzeczywiście – arcydzieło literatury światowej, trochę pomarzył o pannie, trochę pooglądał wsi. Panna pieliła, tłukła garami u siebie na piętrze, chyba poszła do sklepu, o drugiej zjedli obiad, a teraz …
Panna mówiła:
- No, idziewa na plażę, tylko w bluzce na karku.


Plaża była za chaszczami i kilkoma pagórkami. Marek pokazał, że ma mięśnie, że jest wysportowany. Pomógł też panience, która zdaniem Marka trochę udawała bezsilność.
Miała na sobie bikini, była już co nie co opalona, bardzo ładnie to wszystko wyglądało,
Marek patrzył na zgrabne uda, duży – a jednak! – biust – gładki brzuch.
Panna opalała się stojąc, beż żenady pokazując Markowi wszystkie swoje bogactwa.
Czy była świadoma zamiarów Marka? Najwyraźniej była świadoma urody. Świadoma, że jest obserwowana i podziwiana. No, w pewnej chwili zapytała:
-Nie widzi pan innych kobit?
Marek, trochę zaniepokojony tym, że nie może pokazać mięśni, rozejrzał się – rzeczywiście – trochę tego towaru było- niunie, skórki, gołąbeczki, gąski – ale mając na uwadze swój cel, Marek skłonił się przed panną Olą i powiedział cicho, ale dobitnie:
- Może i są, – ale pani jest najbliżej.
I znowu romansowali, znowu flirtowali.
Powtórzmy – panna nie była biegła w języku polskim, ale za to miała ten dar boży, ten seksapil – i umiała go wykorzystać. Marek wyciskał z tego owocu tyle soku, ile się dało, a raczej na ile panna pozwalała – a pozwalała na wiele; dawała mu wiele sygnałów – miły pan jesteś, i proszę brać więcej, więcej, więcej, aż do granic możliwości, do woli, do ostatka.
Marek nie był dłużny – pomny na słońce i uwagi dziewczyny nie zdejmował koszulki, ale co jakiś czas wachlował się nią, pokazując owłosienie wokół pępka. Ola przygryzła wargę, jakby rozważała jakiś problem – oczy jednak mówiły coś zupełnie innego – to nie był problem, to była fascynacja. Markowi o to chodziło – przyciągnąć uwagę dziewczyny, niech się przyzwyczaja, niech się oswaja.
I tak biegł czas, i tak się poznawali.


Gdy wracali, Marek zauważył w krzaczorach dwie panienki, całowały się w usta, jedna była już bez staniczka. Nie zareagowały na Marka, dalej się pitoliły, jak Marek to nazywał.
-To taki zwyczaj miejscowy – wyjaśniła Ola.
-No nie tylko – uśmiechnął się Marek – u mnie w bloku też są lesby.
U mnie w bloku? A w bibliotece gminnej? O, rany – Marek przypomniał scenę, gdy jedna lala prosiła drugą lalę o naprawę szuflady – i to nie była ta para, to była inna para.

Ola mówiła:
-To u nas normalne, wie pan?
Marek zapytał:
-A faceci?
Ola odpowiedziała:
-A widział pan jakiguś na plaży?
Paweł przyznał:
-No, tylko jakiś podtatusiowaty był ..
Ola kiwnęła głową:
-No, widzi pan …


Siedzieli przy stole, Marek zjadł kolację, panna mu asystowała, zadawała dużo pytań, zwłaszcza o miasto, w którym mieszka Marek, odpowiadał chętnie i bez żadnych oporów, lukał też na Olę, na jej opaleniznę, Ola wyczuwała napięcie, przesuwała palcem ku ramiączku staniczka …
To, że Marek sięgnął ku brodawek piersi Oli – było tak logiczne, jak to, że za oknem zaczął padać deszcz – po prostu w dzień było parno, i nad wsią zawisły chmury …


-Ola, a próbowałaś z dziewczyną?
-Tak, ale nie podubało mnie się …. Jo wolen chłopaków, jak ty.
-A tu nie ma chłopaków …
-No, i dlatego przyniosłam sem do miasta ….
-Nie rozumiem ….
-No, jejku – urodziłam sem na wsi, tu, gdzie jesteśwa, a że rodziły se same dziewczynki, to sam rozumiesz ….
-Tak się narodziły lesbijki na wsi..
-Nu, jakbyś przy tym był. Próbowałam polizać kobity, ale wolę chłopaków …
-I dlatego wyemigrowałaś ze wsi do miasta?
-Nu, tek ..
-A tam są chłopaki?
Ola milczała. Marek ponowił pytanie:
-Są w tym mieście chłopaki?
Ola odpowiedziała cicho:
-Są, chłopaki, są – tylko chciałam sprawdzić jak to jest z chłopakiem z innego miasta …


I tak oto Marek poznał nowy gatunek kobiety – dziewczynę ze wsi, która wyprowadziła się do miasta.
Cytat:a w łykend – jechać w krajobraz.
"Jechać w krajobraz" to z jakiegoś slangu? Nie podoba mi się to. Po za tym łykend? No proszę Cię...

Cytat:Marek był za!
wywaliłbym ten wykrzyknik

Cytat:oblatana dziewucha w pracach na wsi
Dziewucha oblatana w pracach na wsi, tak?

Cytat:I tu trzeba dodać bardzo ważną rzecz – Basia była miastowa, a Marek lubił raz miastowe, raz ze wsi, ot taki kaprys, Marek nie bardzo umiał ten kaprys wytłumaczyć, po prostu tak już miał, sam pochodził z mieszczańskiej rodziny, i chciał od czasu do czasu posmakować wiejskiego chleba?
To zdanie jest okropne! Musisz je podzielić, poprawić, a najlepiej wyrzucić i napisać od początku. I po co ten znak zapytania?

Cytat:Marek przywitał się, powiedział co i jak, że jest przejazdem, ale na tydzień, że szuka jakieś dobrej ksiązki – można przecież opalać się czytając i na odwrót – pani bibliotekarka uśmiechnęła się, poprosiła o dane personalne, wskazała półki, Marek podał dane, podziękował i zanurzył się w kniżkach.

Kolejne długie i głupie zdanie. Podziel je. Przejazdem ale na tydzień? Toż to chyba nie jest logiczne. Poza tym literówka - nie kniżkach, tylko książkach raczej.

Cytat:hłe, hłe, hłe
Wywal to! Natychmiast!

Cytat:- Wież co? Moja szeflanda se popsuła
Powiedziała to z błędem ortograficznym? Wiesz, nie "wież".

Cytat:-Tak, kotek, naprawię – brzmiała odpowiedz.
Odpowiedzi Marek nie usłyszał
Powtórzenie. Poza tym, to głupieTongue

Cytat:granatowa spódnica miała naszyte białe guziki; bluzka była biała z jakąś nieokreśloną naszywką.
Dlaczego średnik?

Cytat:-Bendzie pan mieł osobne drzwi, osobne łazienkę i ubikację. Żeby nie przeszkodzać nawzajem.
Ja rozumiem, że to celowe, że chcesz pokazać jej wiejskość, ale robisz to w sposób męczący, prymitywny, a wręcz wkurzający. I jeszcze nie trzymasz się tego konsekwentnie, robisz to wedle uznania, co sprawia, że zabieg staje się sztuczny.

Cytat:-Obiad podam za godzinę, żeby pan odpęczał po podróży.
"Odpęczał"? Budzi się we mnie Hulk.

Cytat:Zaproszenie, ciekawe, bardzo ciekawe, Marek wyjął z koperty formularz- Zapraszamy pana na powitalny obiad, stroje długie, ale wiosenne. Czas obiadu poda Gospodyni. Mile widziany uśmiech, żart.
"Marek, zaciekawiony znaleziskiem, otworzył kopertę i przeczytał treść...". Treść zaproszenia powinna znaleźć się w cudzysłowie.

Cytat:filuteryjnie skręciła głową ku ramieniowi.
Zdaje mi się, że poprawna forma to "filuternie".

Cytat:bardzo ładnie się odznaczały, że Marek miał oczopląs
"Odznaczały się tak ładnie, że Marek miał oczopląs".

Cytat:bez pomyślunku żadnego, może i chciała dobrze, uszanować gościa, ale bez przesady, dobrze?
Wielka litera na początku zdania, powtórzone "dobrze". To zdanie, w kontekście wcześniejszych zachwytów i oczopląsów, jest zwyczajnie bezsensowne.

Cytat:Jeżeli to rzeczywiście on zrobił te zaproszenie, to powinien być gdzieś niedaleko?
Nic nie wspominała o żadnym bracie, chyba że coś przeoczyłem. Wywal znak zapytania.

Cytat:Zapowiadają ciepłe dni, będzie okazja, żeby pokazać pannie Oli kto tu mężczyzna, kto słaba płeć?
To nie jest pytanie! Znowu.

Cytat:Podbiegł, bez pytania wziął od niej kosz, zapytał, gdzie ma postawić, coś powiedziała o stole z tyłu domu, rzeczywiście – z tyłu domu stał stół, Marek zobaczył przyszykowane słoiki i przyprawy.
Podziel. Fragment "bez pytania wziął od niej kosz, zapytał" brzmi wybitnie wręcz głupio.

Cytat:Dziewczyna wyjaśniła:
-Będzien robić pikle.
Dlaczego nagle zmieniasz sposób zapisu dialogów?

Cytat:przecież z miastaście – nie gapaście ….
Ekhem. Co?

Cała dalsza rozmowa jest bezsensu. Skąd niby pytanie "nie kochał pan?"? Dlaczego Marek był oburzony? Jak to nie kochał? Musisz ją przeredagować.

Cytat:panna nie była może i biegła w języku polskim
wywal to "i"

Cytat:poczytał kniżkę
To kniżka to nie jest literówka? Co to takiego w takim razie?

Cytat:pooglądał wsi
oglądać kogo? co? wieś.

Cytat:Marek patrzył na zgrabne uda, duży – a jednak! – biust – gładki brzuch
Przecież już wcześniej zauważył wielkość jej biustu.

Cytat:Marek, trochę zaniepokojony tym, że nie może pokazać mięśni...
Rozwaliłeś mnie tym. Ja cały czas myślałem, że to opowiadanie jest serio, teraz mam pewne wątpliwości. W każdym razie, wiedz, że wywołałeś salwę niekontrolowanego śmiechuBig Grin

Cytat: podtatusiowaty
Nie ma takiego słowa.

Cytat:Siedzieli przy stole, Marek zjadł kolację, panna mu asystowała, zadawała dużo pytań, zwłaszcza o miasto, w którym mieszka Marek, odpowiadał chętnie i bez żadnych oporów, lukał też na Olę, na jej opaleniznę, Ola wyczuwała napięcie, przesuwała palcem ku ramiączku staniczka …
Asystowała mu przy siedzeniu? Tak wynika z tego zbyt długiego zdania. Lukał? A nie spoglądał przypadkiem?

Cytat:To, że Marek sięgnął ku brodawek piersi Oli – było tak logiczne, jak to, że za oknem zaczął padać deszcz – po prostu w dzień było parno, i nad wsią zawisły chmury …
Co? Możesz powtórzyć?

Cytat:Jo wolen chłopaków, jak ty.
Takich, jak ty. Bo on raczej nie wolał chłopaków, prawda?

Zapewne nie uszczęśliwi Cię fakt, że to tylko niektóre z błędów, jakie znajdują się w Twoim tekście. Nie mam jednak wystarczająco silnej woli, by wypisać wszystkie.
Szczególnie chodzi o zapis dialogów i interpunkcję. Nie wiem np dlaczego używasz myślników, w miejscach, gdzie są zupełnie niepotrzebne, wrzucasz je wszędzie gdzie się da bez żadnego porządku, czy sensu.

Niekonsekwentna, niezrozumiała narracja, mnogość błędów, powtórzenia, prymitywność stylu, brak klimatu, nieciekawi bohaterowie, denerwująca koncepcja, nudna historia sprawiają, że Twój tekst jest niezwykle słaby. Naprawdę zmęczyłem się, czytając go i wyłapując błędy, co nie świadczy o nim najlepiej. Mam nadzieję, że jak najszybciej wyleci z mojej pamięci.

Chwali się, że miałeś jakikolwiek pomysł. I to właściwie tyle.

Radzę Ci zacząć od krótszych form, nad którymi mógłbyś lepiej zapanować. Poza tym, cóż, nie będę oryginalny, czytaj, czytaj, czytaj.

Pozdrawiam i życzę weny.












Przedmówca wymienił dużo błędów, więc ja już sobie darowałem. Kolego, ta stylizacja na język wiejski jest koszmarna. Bo czym innym jest gwara, a czym innym, że tak powiem, językowe buractwo. Poprzekręcanie kilku wyrazów tu nie wystarczy. Właściwie trafiłeś tylko z tą formą, w której dodaje się "-wa" do czasownika w cz. przeszłym 3. os. l. m. Fakt, coś takiego istniało, tylko że dwieście lat temu co najmniej. Dzisiaj żadna młoda dziewczyna ze wsi tak nie powie.

Generalnie styl i słownictwo nie są Twoją mocną stroną. Za dużo języka potocznego, jakichś podwórkowych przekształceń wyrazów itd. Radzę zwrócić uwagę, jakim językiem i metodami posługują się zawodowi pisarze. Spójrz na jakąś książkę pod kątem warsztatu, techniki pisania, analizuj to, jak autor buduje zdania, akcję. To naprawdę potrafi uświadomić amatora Smile

Fabuła...no, jakaś tam jest Big Grin Chociaż kompletnie nie rozumiem jej finału, no, ale przeczytam jeszcze ze dwa razy, uważniej, to może załapię Tongue Trochę mnie rozczarowałeś, bo im dłużej czytałem, tym bardziej nastawiałem się, że to będzie opowiadanie erotyczne. I choć nie znoszę taki, to i tak czuję niedosyt, bo nie potwierdziły się moje przeczucia Tongue