10-05-2011, 15:12
Jak się mieszka w bloku, to o sąsiadach wie się wszystko. Kto kogo zdradza, kto awansował, a kto wykupił wycieczkę do Chorwacji. Nie jestem wścibski, dlatego czasami mam tego dosyć. Ale cóż… Ściany z półfabrykatów nie mają tajemnic. Są jednak dni, gdy przykładam ucho do jednej z nich i zatapiam się w życiu sąsiadów. Tak było wczoraj, gdy po obejrzeniu serialu nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Zacząłem chodzić po mieszkaniu i próbowałem wyłowić co smaczniejsze kąski. Niestety, nic się nie działo. Zrezygnowany, chciałem już podgłośnić telewizor, gdy usłyszałem głos pani Jadwigi. Doktor nauk prawnych, nie zważając na sąsiedzki ostracyzm, zaczęła musztrować męża:
- Nie ma zmiłuj, Henryk! Nie uciekniesz mi!
- Ależ Rybeczko…
- Żadnych wymówek, Henryk! Chcę seksu!
Zaciekawiony determinacją sąsiadki, rozpłaszczyłem ucho na ścianie i śledziłem dalsze wypadki.
- Chcę twojego mieszadełka, Henryk! Chodź tu!
- Czy nie wystarczy ci to wibrujące cacko z Tajwanu?
- Nic z tego, Henryk! Weź mnie! I to zaraz!
Oszołomiony małżeńskim dialogiem, przylgnąłem całym sobą do ściany i słuchałem w napięciu.
- Jest cudownie, Henryk! Chcę jeszcze!
- Ależ Kotku…
- Weź się w garść, Henryk! I rób swoje!
Po kilku minutach względnej ciszy, usłyszałem coś, co niemal zwaliło mnie z nóg.
- Czołgaj się, Henryk, czołgaj!
- Znowu?
- I przyprowadź psa! Pójdziemy na całość!
- W kagańcu czy bez?
- Jasne, że bez! Przecież nie jesteśmy nastolatkami!
To, co działo się później trudno opisać. Spazmatyczne jęki pani doktor mieszały się ze skowytem piętnastoletniego wilczura, który wydawał się rad z wieczornych igraszek. Gdy po godzinie zapadła cisza, a w powietrzu wyczułem zapach tlących się papierosów, usłyszałem nagle głos pani Jadwigi:
- Myślisz Henryk, że ktoś nas słyszał?
- Chyba tak…
- To dobrze. Niech wiedzą, że jestem nowoczesna!
- Nie ma zmiłuj, Henryk! Nie uciekniesz mi!
- Ależ Rybeczko…
- Żadnych wymówek, Henryk! Chcę seksu!
Zaciekawiony determinacją sąsiadki, rozpłaszczyłem ucho na ścianie i śledziłem dalsze wypadki.
- Chcę twojego mieszadełka, Henryk! Chodź tu!
- Czy nie wystarczy ci to wibrujące cacko z Tajwanu?
- Nic z tego, Henryk! Weź mnie! I to zaraz!
Oszołomiony małżeńskim dialogiem, przylgnąłem całym sobą do ściany i słuchałem w napięciu.
- Jest cudownie, Henryk! Chcę jeszcze!
- Ależ Kotku…
- Weź się w garść, Henryk! I rób swoje!
Po kilku minutach względnej ciszy, usłyszałem coś, co niemal zwaliło mnie z nóg.
- Czołgaj się, Henryk, czołgaj!
- Znowu?
- I przyprowadź psa! Pójdziemy na całość!
- W kagańcu czy bez?
- Jasne, że bez! Przecież nie jesteśmy nastolatkami!
To, co działo się później trudno opisać. Spazmatyczne jęki pani doktor mieszały się ze skowytem piętnastoletniego wilczura, który wydawał się rad z wieczornych igraszek. Gdy po godzinie zapadła cisza, a w powietrzu wyczułem zapach tlących się papierosów, usłyszałem nagle głos pani Jadwigi:
- Myślisz Henryk, że ktoś nas słyszał?
- Chyba tak…
- To dobrze. Niech wiedzą, że jestem nowoczesna!