Via Appia - Forum

Pełna wersja: Każdy uśmiech I każdy ból
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam,
proszę o wyrozumiałość. Mam dopiero 17 lat i wielkie problemy z ortografiaBlush

To dopiero początek dłuższego utworu.
Ale zanim napiszę coś dalej chciałabym usłyszeć prawdę co do treści tego, co już napisane.
Pozdrawiam i proszę o szczere opinie.






(…) trzepotali się raczej, niż żyli, wydani dniom bez kierunku i jałowym wspomnieniom - błąkające się cienie, które wtedy tylko mogły nabrać sił, gdy zapuszczały korzenie w ziemię swych cierpień.
A.Camus
Dżuma






Prolog





Liście kołowały bezwdnie nad ponurym brukiem, tańcząc jak ślepe motyle. Odbijając się od pni drzew wpadały do kałurzy, tworząc kolorowe jezioro gnijącego lepu. Taniec śmierci ziszczający się o brzasku.
Cichy szelest. Jęk jesieni pogrzebanej pierwszymi mroźnymi porankami. Lekki woal zimnego wiatru błądzącego między gałęziami, pędzącego, wyjącego, zawodzącego. Paraliżującego w swym zimnie.
Opadającego jak trupi całun, oplatający jego drobne ciało.

Smród mokrej ziemi.



Śmierć przychodzi wolno. Pozostają tylko wspomnienia. Gdy wszystko odchodzi tylko one się tlą, gdzieś w zakamarkach utraconego serca.

Idzie powoli. Nogi zatapiają się w błocie, grzęzną. Wilgoć przedostaje się do wnętrza butów. Świt. Brunatny nieboskłon z którego znikają gwiazdy, którego granica kończy się szeregiem bezlistnych szkieletów opada na ziemię. Stopy brodzą we mgle szukając gruntu.
Cisza.
Dojmująca cisza jakiej jeszcze nigdy nie było dane mu doświadczyć.
Pierwsza w jego życiu.
Cisza, która sprawiała wrażenie, że cały świat się zatrzymał. Zastygł w bezruchu.
Obraz który widział przed sobą mógł być równie dobrze zdjęciem sprzed lat. Mógł być snem, imaginacją. Wytworem chorego umysłu opętanego w gorączce.
Jak dłonie na które patrzył, jak pierś, której równomierne unoszenie czuł pod ciężarem metalu. Równie dobrze on, mógł nigdy nie żyć.


Kiedy czujesz oddech śmierci na twarzy. Trupi odór szczątek, które po tobie zostaną,
nawet wiatr, zdaję się być krzykiem potępionych, cień śmiercia, a dotyk metalu... Wszytko wydaje się być obsurdem.
Nawet to, co najbardziej oczywiste.

Wie, że nie może zawrócić.

Szum krwi w uszach.
I nadal ta cisza.
Martwa, poprzetykana gdzieniegdzie głuchym wyciem psów.

Ciepło odpływa z ciała.

Mówią, że śmierć jest jedynym sposobem na przedłużenie życia.













I




Oddycha powoli.
Jakby płuca się zapadły, a serce przygniatał głaz.
Oczy spowija mgła.
Zatęchłe powietrze baru. Przegryzający się smród alkoholu, mocnych papierosów i potu.
Ręka oparta na zimnym blacie, trzyma pusty kieliszek od którego ścian odbijają się samotne kostki lodu uderzając miarowo o szkło.
Ułamki wspomnień mieszają się z teraźniejszością. Cichy szept znikający pośród szumu szali i głos, którego wydaje się już nie pamiętać plącze się nie dając spokoju. Głoski rozmywają się i nikną.


Nie mogę przypomnieć sobie twarzy. Koloru oczu, kształtu nosa, linii brwi. Nie pamiętam czy dłonie były szorstie. Czy gdy rano...


Głowa pochylona; skryta za wachlarzem brudnej dłoni w której odbija się czas. Rzęsy opadają tak, że nie widać oczu. Tylko zaciśnięte usta. Zagryza dolną warge. Raz a potem drugi, jakaby chciał obudzić się z niechcianego snu.
Ciche westchnienie wydobywa się spomiędzy ust.
Mocno zaciska powieki, a głowa opada jeszcze niżej prawie dotykając piersi.
Ból wydaje się oddychać każdą częścią ciała. Nie może powiedzieć, że nauczył się z nim żyć.
Czuł oddech przeszłości na ramieniu.
Siedział na chwiejącym się stołku, drzenia głośników przemykały po ciele.

Ale mógłby przysiąc, że jeśli tylko otworzy oczy zobaczy jego twarz.

Krople deczszu spływają w dół szyby pozostawiając smugi.

Kieliszek kołuje na blacie jak drobna moneta.
Brzęk I głos tłuczonego szkła.
Brunatny płyn na przypiaszczonej podłodze.
I przeklnięcie.
Ciche, wręcz niesłyszalne.
Zapadające się pod gradem wnikliwych spojrzeń.
Szepcze coś sam do siebie, wymachuje rękoma próbując strzepać prawie niewidoczne krople z czarneg swetra. Twarz wykrzywia grymas. I wydaje się mówić coś do barmana, jednoześnie zagłąbiając dłoń w kieszeni spodni. Już nikt nic nie słyszy, nikt nie widzi. Znów przestał istnieć.
Zostawia zwinięty plik banktotów na kontuarze. Szkło dzwoni odbite od kamienia.
Wychodzi.


*



Świt opada mlecznym całunem na dachy. Przejeżdżające samochody kładą rozmywające się cienie na mokre od deszczu ulice. Ostre powietrze zdaje się ranić nozrza.





*



Nie żyjesz Ty I nie żyje cały mój świat.

Dzień w którym moje serce zamarło I nadal nie nauczyło się bić wydaje się nie mijać.
Szukam Cię. Sam nawet nie wiem gdzie. W każdym dniu. Poranku, nocy, miejscach w których byliśmy. W cieniach na ścianie I oparach dobrze znanych zapachów.
Nigdy nie odszedłeś. Zawsze czuje Cię obok.
Najbardziej chyba boli brak głosu.
Mógłbym stanąć na ulicy I wymawiać Twoje imię bez końca. Wrzeszczeć błagalnie ku niebu nim krzyk uwięźnie w gardle
a I tak odpowie cisza.
Cisza będąca martwym cieniem tego, czym byłeś.

Idę ulicą I boje się podnieść wzrok. Zobaczyć kogoś, kogo kontur ciała będzie przypominać ciebie.
Moje serce zawsze zabije szybciej, ręce zadrżą. Choć przecież wiem, że nie żyjesz, że twoje kości splotły się z korzeniami I zapadły w zatęchłej ziemi cmentarza, to zawsze na przeciw rozsądkowi pojawi się cicha nadzieja.
Nadzieja- matka głupców. Głupców, szaleńców, prawdziwych wariatów do grona których dołączyłem w dniu twojej śmierci.

Może naucze się kochać.
Poznam kogoś I będę szczęśliwy.
Ale ciebie z umysłu I duszy nie pozbędę się nigdy.
Choćbym chciał.
Zawsze tam zostaniesz.
Zawszę będę szukać w innych ciebie. Twojego uśmiechu, szeptu I dotyku. Będę porównywać każdą osobę, przypominając sobie twój obraz, rozpoznając na nowo.
Będę starzeć się I zawszę będę w każdą rocznicę Twoich urodzin zastanawiać się jakbyś wyglądał. Jak czas zaznaczyłby swój obraz na twoim ciele, jak zmarszcki meandrami wytyczały upływające lata.
Każdy uśmiech I każdy ból.



Po kiego diabła tyle enterów?
I po co ten wstęp?

Od groma literówek, których nie zamierzam wymieniać, może to cię skłoni do uważnego przeczytania własnego tekstu.
Jeśli problem z ortografią - polecam użycie odpowiedniego słownika, w ten sposób szybciej się nauczysz, niż jeśli będę ci tu wymieniać i poprawiać każdy błąd z osobna.
Momentami za bardzo rozwlekasz, za dużo porównań. Nie wiem, po co zaimki wielką literą, to list? I dlaczego spójnik "i" jest wszędzie wielką literą, to tego już w ogóle nie ogarniam.
Sporo powtórzeń, za dużo "ciszy". Duuużo pracy wymaga ten tekst.
Cytat:I przeklnięcie
przeklnięcie? :/

Ale podoba mi się forma, momentami nieco przypomina prozę poetycką. Zaczynasz tworzyć klimat, i jest on dostrzegalny, chociaż jeszcze musisz nad tym popracować.
Fajny zapis emocji, stanu psychicznego. Pracuj, coś z tego będzie.

Pozdrawiam.
Siedemnaście lat to dużo. A zainstalowanie OpenOffice, czy LibreOffice nie jest trudne, więc nie uzasadniłaś w żaden sposób ortografii tego tekstu.
Więcej tu enterów niż czegokolwiek innego.

Cytat:Liście kołowały [bezwdnie] nad ponurym brukiem, tańcząc jak ślepe motyle. Odbijając się od pni drzew wpadały do [kałuży], tworząc kolorowe jezioro gnijącego lepu.
- Literówka, ort. Niezły początek.
Cytat:Obraz[,]0 który widział przed sobą[,] mógł być równie dobrze zdjęciem sprzed lat.
Cytat:Wytworem chorego umysłu opętanego w gorączce.
- Nie rozumiem.
Cytat:Ręka oparta na zimnym blacie, trzyma pusty kieliszek[,] od którego ścian odbijają się samotne kostki lodu uderzając miarowo o szkło.
Cytat:zdaję się być krzykiem potępionych, cień [śmierci], a dotyk metalu... Wszytko wydaje się być [a]bsurdem.
Cytat:pamiętam czy dłonie były szorstie. Czy gdy rano...
- Ze mnie starczy. A teraz odpal jakiś program, który sprawdza pisownię i zrób tu porządek
Gubisz litery, brakuje ogonków.

Cytat:Krople deczszu spływają w dół szyby pozostawiając smugi.
- Przeczytałaś tekst choć raz przed wstawieniem?

Mnie się tam nie podoba. Nie lubię takich form i takich opisów prozie.

Dziękuję za uwagę, pozdrawiam.
A ja przede wszystkim nie lubię jak autor nie zadba nawet o estetykę pracy, czyli o literówki, orty, ogonki itp.
Bo to świadczy o takim pisaniu nieświadomym, na odwal.
Uwierz to naprawdę denerwuje i przeszkadza w czytaniu.
Na razie tyle.