04-05-2011, 23:13
Władek obudził się jak co dzień. Przez chwilę leżał w swoim barłogu, nie myśląc o niczym. Ostatecznie uznał, że pora wstać. Nie zawracał sobie głowy szukaniem wzrokiem zegarka, wszak wiedział, że ten wiszący na ścianie od 10 lat nie chodzi. Nie chciało mu się go naprawić, więc stał sobie i dostojnym milczeniem wybijał kolejne godziny, a jego nieruchome wskazówki majestatycznie przesuwając się odmierzały czas. Przeciągnął się. A następnie krzyknął:
-Maryniu, Krzysiu, Kacperku, Grzesiu, Kubusiu, Kladuniu, Sylwusiu, Danusiu, Beatko, Łukaszku, Karolinko, Michałku ! Chodźcie do taty się przywitać !
Nie było odzewu. Ponownie wyrzucił z siebie listę imion – znowu bez żadnego skutku. Wzruszył ramionami. Brak odpowiedzi oznaczał po prostu że dwanaścioro jego pociech udało się do szkoły. Podrapał się po głowie i poszedł do łazienki. Obmył twarz pod zlewem i załatwił się. Przeszedł do kuchni, w której na naczelnym miejscu stał stary, krzywy stół, oraz stłoczone dookoła niego spaczone krzesła. Uznał, że kiedyś trzeba coś z tym zrobić. Dokładnie w taki sam sposób jak uznawał to każdego ranka. Żony nawet nie szukał, wiedział że skoro nie leżała obok niego to poszła do lasu, do pracy. Poszukał czegoś do jedzenia. Znalazł pół bochenka chleba, trochę masła i dość mały kawałek kiełbasy. Podrapał się po głowie. Pomyślał, że może powinien pójść do pośredniaka, żeby spróbować kiedyś kupić coś innego niż te najprostsze produkty na które i tak nierzadko brakowało pieniędzy. Posilił się, poczym doszedł do wniosku, że to jednak głupi pomysł. W końcu, skoro brzuch pełny to po co się wysilać ? Przebrał się, założył buty i wyszedł przed dom. Wzrokiem otaksował swoje miejsce zamieszkania. Nie zauważając niczego bardziej niepokojącego niż te dwie, lub trzy zwyczajne dziury w dachu, takie jak u wszystkich, uśmiechnął się. Przeszedł do wioskowego miejsca spotkań, czyli przed sklep. Powitał kolegów, którzy bez żadnego słowa podali mu butelkę i posunęli się na ławeczce, by zwolnić mu miejsce. Podziękował im skinieniem głowy.
-Te, Władek ? – rzucił Mietek, jego kolega z którym razem, paręnaście lat temu chodzili do podstawówki
-No ?
-Co u ciebie ?
-Stara bieda, Mieciu, stara bieda.
-Aha.
Po tej wypowiedzi zapadła głucha cisza. Trwała dopóki jego znajomy nie podjął znowu próby rozmowy.
-Ty, a ty nie chciałbyś się czasem gdzieś zaczepić ?
-Hm ?
-No, wiesz roboty poszukać ?
-A po co ? – zdziwił się Władek.
-Wiesz, dzieciaki się pałętają, po domach żebrzą, nie wstyd ci tak trochę tego ?
-Jak byłem młody to też tak robiłem…Pracy nie ma to co robić ? A głodni chodzić nie będziemy.
-No, ja na ten przykład, jak paszport dostaję to nie jadę na wywczasy pracownicze, te co nam PGR czasami daje, tylko do Niemca, na roboty. Dobrze płaci, nawet trochę się odłożyć udaje.
-Niemcowi usługujesz ? A co, ty nie wiesz co oni nam zrobili we wojnę ?
- A co mnie to. Dawno to było, a pieniądze są teraz. Zresztą, kto by tam paru Żydków żałował. Ojciec mi opowiadał, że przed wojną panoszyli się tutaj i z nas śmiali. A nawet jeśli nie, to nie byli nasi. Ważne, że marki dostaję.
Znowu zamilkli. Jedynie kolejne butelki i bicie kościelnego dzwonu znaczyły bieg czasu. Zaczynało się ściemniać. Władek wstał, pożegnał się i poszedł do domu. Od progu krzyknął:
- Maryniu, Krzysiu, Kacperku, Grzesiu, Kubusiu, Kladuniu, Sylwusiu, Danusiu, Beatko, Łukaszku, Karolinko, Michałku! Chodźcie do taty się przywitać !
Ponownie nie było odzewu. Władek się zdziwił. Poszedł do kuchni. Zobaczył na stole kartkę. Przeczytał to co na niej było napisane, raz i drugi. Potem znowu. I znowu. Nie wierzył, nie chciał uwierzyć. Usiadł na krześle. Rozpłakał się, chyba pierwszy raz od urodzenia. Dla pewności spróbował zawołać swoje dzieci ponownie. Odpowiedziała mu cisza.
-Anusiu !
Także i żona się nie pojawiła.
Po tym jak Władek, przez parę dni nie pojawiał się przed sklepem, ani nie dawał znaku życia, jego koledzy podeszli do niego do domu. Jako, że nie odpowiadał na pukanie, wyważyli drzwi. Ugięły się pod nimi nogi. Władek wisiał, zaczynał już śmierdzieć rozkładem. Na stole leżała kartka. Były na niej napisane następujące słowa:
BYŁEŚ, JESTEŚ I BĘDZIESZ ŚMIECIEM. NIE KOCHAMY CIĘ.
CHCEMY WIĘCEJ NIŻ TO GÓWNIANE ŻYCIE KTÓRE NAM OD ZAWSZE DAWAŁEŚ. NIENAWIDZIMY CIĘ. NIE SZUKAJ, NIE CZEKAJ. RÓB CO CHCESZ.
Marynia, Krzyś, Kacperek, Grześ, Kubuś, Kladunia, Sylwusia, Danusia, Beatka, Łukaszek, Karolinka, Michałek
Anusia
-Maryniu, Krzysiu, Kacperku, Grzesiu, Kubusiu, Kladuniu, Sylwusiu, Danusiu, Beatko, Łukaszku, Karolinko, Michałku ! Chodźcie do taty się przywitać !
Nie było odzewu. Ponownie wyrzucił z siebie listę imion – znowu bez żadnego skutku. Wzruszył ramionami. Brak odpowiedzi oznaczał po prostu że dwanaścioro jego pociech udało się do szkoły. Podrapał się po głowie i poszedł do łazienki. Obmył twarz pod zlewem i załatwił się. Przeszedł do kuchni, w której na naczelnym miejscu stał stary, krzywy stół, oraz stłoczone dookoła niego spaczone krzesła. Uznał, że kiedyś trzeba coś z tym zrobić. Dokładnie w taki sam sposób jak uznawał to każdego ranka. Żony nawet nie szukał, wiedział że skoro nie leżała obok niego to poszła do lasu, do pracy. Poszukał czegoś do jedzenia. Znalazł pół bochenka chleba, trochę masła i dość mały kawałek kiełbasy. Podrapał się po głowie. Pomyślał, że może powinien pójść do pośredniaka, żeby spróbować kiedyś kupić coś innego niż te najprostsze produkty na które i tak nierzadko brakowało pieniędzy. Posilił się, poczym doszedł do wniosku, że to jednak głupi pomysł. W końcu, skoro brzuch pełny to po co się wysilać ? Przebrał się, założył buty i wyszedł przed dom. Wzrokiem otaksował swoje miejsce zamieszkania. Nie zauważając niczego bardziej niepokojącego niż te dwie, lub trzy zwyczajne dziury w dachu, takie jak u wszystkich, uśmiechnął się. Przeszedł do wioskowego miejsca spotkań, czyli przed sklep. Powitał kolegów, którzy bez żadnego słowa podali mu butelkę i posunęli się na ławeczce, by zwolnić mu miejsce. Podziękował im skinieniem głowy.
-Te, Władek ? – rzucił Mietek, jego kolega z którym razem, paręnaście lat temu chodzili do podstawówki
-No ?
-Co u ciebie ?
-Stara bieda, Mieciu, stara bieda.
-Aha.
Po tej wypowiedzi zapadła głucha cisza. Trwała dopóki jego znajomy nie podjął znowu próby rozmowy.
-Ty, a ty nie chciałbyś się czasem gdzieś zaczepić ?
-Hm ?
-No, wiesz roboty poszukać ?
-A po co ? – zdziwił się Władek.
-Wiesz, dzieciaki się pałętają, po domach żebrzą, nie wstyd ci tak trochę tego ?
-Jak byłem młody to też tak robiłem…Pracy nie ma to co robić ? A głodni chodzić nie będziemy.
-No, ja na ten przykład, jak paszport dostaję to nie jadę na wywczasy pracownicze, te co nam PGR czasami daje, tylko do Niemca, na roboty. Dobrze płaci, nawet trochę się odłożyć udaje.
-Niemcowi usługujesz ? A co, ty nie wiesz co oni nam zrobili we wojnę ?
- A co mnie to. Dawno to było, a pieniądze są teraz. Zresztą, kto by tam paru Żydków żałował. Ojciec mi opowiadał, że przed wojną panoszyli się tutaj i z nas śmiali. A nawet jeśli nie, to nie byli nasi. Ważne, że marki dostaję.
Znowu zamilkli. Jedynie kolejne butelki i bicie kościelnego dzwonu znaczyły bieg czasu. Zaczynało się ściemniać. Władek wstał, pożegnał się i poszedł do domu. Od progu krzyknął:
- Maryniu, Krzysiu, Kacperku, Grzesiu, Kubusiu, Kladuniu, Sylwusiu, Danusiu, Beatko, Łukaszku, Karolinko, Michałku! Chodźcie do taty się przywitać !
Ponownie nie było odzewu. Władek się zdziwił. Poszedł do kuchni. Zobaczył na stole kartkę. Przeczytał to co na niej było napisane, raz i drugi. Potem znowu. I znowu. Nie wierzył, nie chciał uwierzyć. Usiadł na krześle. Rozpłakał się, chyba pierwszy raz od urodzenia. Dla pewności spróbował zawołać swoje dzieci ponownie. Odpowiedziała mu cisza.
-Anusiu !
Także i żona się nie pojawiła.
Po tym jak Władek, przez parę dni nie pojawiał się przed sklepem, ani nie dawał znaku życia, jego koledzy podeszli do niego do domu. Jako, że nie odpowiadał na pukanie, wyważyli drzwi. Ugięły się pod nimi nogi. Władek wisiał, zaczynał już śmierdzieć rozkładem. Na stole leżała kartka. Były na niej napisane następujące słowa:
BYŁEŚ, JESTEŚ I BĘDZIESZ ŚMIECIEM. NIE KOCHAMY CIĘ.
CHCEMY WIĘCEJ NIŻ TO GÓWNIANE ŻYCIE KTÓRE NAM OD ZAWSZE DAWAŁEŚ. NIENAWIDZIMY CIĘ. NIE SZUKAJ, NIE CZEKAJ. RÓB CO CHCESZ.
Marynia, Krzyś, Kacperek, Grześ, Kubuś, Kladunia, Sylwusia, Danusia, Beatka, Łukaszek, Karolinka, Michałek
Anusia