Via Appia - Forum

Pełna wersja: Zimne kochanki - Sherlock Holmes
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Przyznaję bez bicia, napisałam to jakiś czas temu i nie jest to pierwsza publikacja tego tekstu. Może nie jest specjalnie długi, ale to chyba jeden z moich ulubionych. Sherlock Holmes i John Watson - wiem, że wielu z Was może nie przepadać za homoseksualnymi postaciami, jednak starałam się nie zrobić z nich stereotypowych ciot czy supermęskich mężczyzn.
Liczę się z tym, że dostanę burę za parę rzeczy, i bardzo się z tego cieszę. :D
***


Aura w Londynie przypominała pudding świąteczny – niebo było bure, a ciemne, deszczowe chmury najwyraźniej dojrzewały od kilku miesięcy do ulewy dekady. Pogoda była jednak idealnym odzwierciedleniem nastroju Johna Watsona i jedną z najgorszych, na jaką mogła go wygnać jego żona. Kłótnia narastała od kilku tygodni i wybuchła wraz z pierwszym gromem. Suma summarum, John Watson tułał się po londyńskich uliczkach z pośpiesznie spakowaną walizką i pustką w głowie. Planował przespać się w jakiejkolwiek taniej spelunce, by z samego rana na kolanach powrócić na łono rodziny. Układał właśnie w głowie ckliwą mowę, jaką wygłosi pod oknem swojej własnej sypialni, gdy, zamyślony, wpadł na kogoś.
- Najmocniej pana przepraszam! - Przesadnie korzył się wyrwany z zadumy lekarz. Stał przed nim zgarbiony staruszek, tak samo jak on przemoczony i zmarznięty.
- Ależ żaden problem, Watsonie. - Zaśmiał się mężczyzna i dopiero wtedy doktor zauważył jego twarz. Pozorne zmarszczki rozprostowały się, zapadnięte policzki nabrały jędrności, a do ciemnych oczu powrócił charakterystyczny blask.
- Holmes! Co ty tu robisz w taką pogodę?!
- O to samo mógłbym zapytać ciebie, gdyby nie twoja bielizna wystająca z walizki. Żona wystawiła ci manatki za drzwi, czyż nie?
- Faktycznie... - Speszył się doktor, usiłując upchnąć rzeczoną garderobę. Detektyw zachichotał.
- Jeśli w twoim zestawie wygnańczym znajdzie się piżama i szczoteczka do zębów, to chętnie cię przenocuję. - Holmes zacisnął dłoń na nadgarstku lekarza. - W moim mieszkaniu zawsze znajdzie się dla ciebie wygodne łóżko i miejsce przy kominku, mój drogi.
- Dziękuję, przyjacielu. - Westchnął ciężko Watson, nostalgicznie przeciągając ostatnie słowo. Wyswobodził rękę z uścisku detektywa i poklepał go po plecach. - Z chęcią opowiedziałbym ci, co się stało, ale wolałbym to zrobić w jakichś bardziej sprzyjających ku temu warunkach... Jeśli wiesz, co mam na myśli.
- Ach, tak, oczywiście! Pozwól, że zaproszę cię do siebie. - Wyrecytował wdzięcznie Holmes.
- Z chęcią przyjmę twe zaproszenie, druhu. - Odparł Watson z pełną powagą, po czym roześmiał się. Tęsknił czasem do tych kawalerskich dni, gdy każda chwila mogła przerodzić się w studium dedukcyjnych metod Holmesa. Teraz mógł choć przypomnieć sobie ich smak.

***

- I z mojej strony to tyle. - Zakończył swą opowieść lekarz. Od godziny siedzieli przed kominkiem w salonie przy Baker Street 221B, racząc się brandy i popalając tytoń. Watson rzucił niedopałek po swoim papierosie w ogień i ukrył twarz w dłoniach. - Mam wrażenie, że z każdym dniem moja żona jest mi coraz bardziej obca. To jest chyba to, co popularnie nazywa się rutyną w małżeństwie. Nie wiem już, co robić. - Westchnął.
- Błyskawice to osobliwe, ale i piękne stworzenia, nie sądzisz, mój drogi? - Odparł po chwili detektyw, wpatrując się w płomień trzaskający w kominku. Lekarz podniósł głowę i spojrzał na Holmesa pytająco. - Podobnie jak kobiety. Zapewne przejdzie jej niedługo, mój drogi, tymczasem ciesz się na nowo odzyskaną wolnością. - Dodał detektyw, pociągając bursztynowy płyn z kieliszka.
- Czemu kłamiesz? - Zapytał wprost doktor, zrywając się z fotela. Holmes spojrzał na niego zaskoczony, ale nie urażony jego uwagą.
- Widzę, przyjacielu, że twoje zdolności dedukcji nadal się rozwijają. Nie doszedłeś, jak mniemam, do najważniejszego wniosku. - Detektyw również wstał i stanął twarzą w twarz z doktorem. - Dobrze wiesz, że nigdy nie chciałem, byś mnie opuszczał. Ostatnie dwa lata niczego nie zmieniły.
- Holmes, nasza przyjaźń zawsze będzie jedną z najcenniejszych dla mnie rzeczy... zaraz po moim małżeństwie. - Odparł doktor, siląc się na chłód. Tęsknił za Holmesem. Za jego strzelaniem w ściany, za jego euforycznymi stanami ponarkotycznymi, za zrywaniem się w środku nocy i bieganiem po całym mieszkaniu w przypływie geniuszu. Jego własny dom był tak nieludzko cichy nocą.
- Świetnie. Pozwolisz, że udam się na górę. Mam jeszcze pewną sprawę do przejrzenia. - Urwał detektyw, obrócił się na pięcie i zgodnie ze swoimi słowami poszedł na piętro.
Watson patrzył na zamykające się drzwi, powstrzymując wszelkie reakcje aż do chwili, gdy upewnił się, że Holmes nie wróci na dół. Dopiero po niezwykle długiej minucie opadł na fotel, zamknął oczy i zacisnął pięści.

***

Drzwi do pokoju Holmesa okazały się otwarte. W niewielkim kominku tlił się wątły płomyk, ciepło oblewający swym światłem mahoniowe biurko, solidne krzesło i zawieszoną pomiędzy nimi postać. Watson wślizgnął się do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Holmes, w pozycji półleżącej, zasnął najwyraźniej podczas rozważania okoliczności jakiejś sprawy, gdyż opasła aktówka spoczywała na jego miarowo falującej piersi. Lekarz, upewniwszy się, że detektyw śpi, usiadł w fotelu w kącie pokoju i przyglądał się mężczyźnie. Jest bledszy niż zwykle, pomyślał doktor, i zeszczuplał nieco. Zapewne znów palił jakieś świństwo. Watson wstał i zaczął krążyć po pokoju, komentując pod nosem co ciekawsze znaleziska.
- Mekka dla moli książkowych... istny plac zabaw dla chorób – Mruczał pod nosem. Znalazł jakąś fiolkę, odkorkował ją i powąchał zawartość. – Boże, ile to tu stoi? Pachnie jak sfermentowany sok z cytryny... z dodatkiem padliny? - Szklane naczynko wróciło na swoje miejsce, podobnie jak lekarz wrócił na fotel w rogu pokoju. Bał się przeszukiwać legowisko jaszczura, podczas gdy ten spał obok, bardziej jednak obawiał się tego, co mógł znaleźć.
Kominek, mimo iż nie dawał zbyt wiele światła, grzał subtelnie i Watsona wkrótce ogarnęła senność. Nie chciał, by detektyw znalazł go czuwającego obok, więc znów zaczął spacerować po pokoju. Przecierając oczy kluczył między stosami książek i gazet, uważając, by niczego nie przewrócić.
- Twoja zwinność jest godna podziwu. - Wymamrotał Holmes, przeciągając się jak kot w swoim krześle. - Widzę, że pokusa odwiedzenia mnie w mojej sypialni była silniejsza niż moralność męża.
- To nie to, co myślisz, Holmes. Sprawdzałem, czy wszystko z tobą w porządku... Jako twój lekarz, oczywiście.
- Watsonie, jesteś lepszym aktorem niż myślisz.
- Uznam to za komplement.
- A ja uznam to za przeprosiny.
- Przepraszam.
- Wiem.
- Normalnie odpowiedź brzmi „Nie ma za co" tudzież „Ja również cię przepraszam, przyjacielu".
- Myślałem, że przywykłeś do tego, że tu nic nie biegnie normalnym torem.
- Okoliczności mnie ku temu skłoniły.
- Brakuje ci tego, prawda? Przygody, akcji... - Sugerował Holmes, podchodząc powoli do lekarza.
- Wiecznego lęku o twoje życie.
- Oczywiście, jak zwał tak zwał, mój drogi, myślę jednak, że to nadawało naszemu życiu sens.
- Nie ma już nas, Holmes.
- Ale kiedyś było. Byliśmy my.
- Teraz zostałeś ty i twoje książki.
- To zimne kochanki.
- Czemu zatem nie poszukasz sobie innego towarzysza?
- A czemu miałbym go szukać? Mam ciebie.
- Nie jestem twoją własnością.
- Jej też nie. - Sarknął Holmes. Był zupełnie inny. Zachowywał się jak zazdrosny o mamusię pięciolatek.
- Skończmy tę rozmowę, zanim posuniemy się o krok za daleko. - Urwał lekarz i odwrócił wzrok w stronę kominka.
- Tak, racja, nie ma co się wdawać w zbędne... zażyłości. - przyznał chłodno detektyw. - Poprosiłem panią Hudson, by pościeliła ci w twej dawnej sypialni. Czuj się jak u siebie w domu. Jesteś w nim. - Dodał, wychodząc na korytarz.
Sherlock Holmes to jedna z moich bardziej ulubionych postaci, choć wyżej stawiam H.Poirot. Wydaje mi się, że wybrnęłaś całkiem ciekawie. Ukzanie "związku" tych dwóch panów z takiej perspektywy bardzo mi się podobało. Trochę to krótkie jak na mój gust, ale wielce czepiać się nie będę. Przesłanie było i to całkiem zgrabne, więc mi się podoba.
„- Ach, tak, oczywiście! Pozwól, że zaproszę cię do siebie. - Wyrecytował wdzięcznie Holmes.”
Wydawało mi się, że Holmes zrobił to już w tutaj: „- Jeśli w twoim zestawie wygnańczym znajdzie się piżama i szczoteczka do zębów, to chętnie cię przenocuję.”

„- Błyskawice to osobliwe, ale i piękne stworzenia, nie sądzisz, mój drogi? Podobnie jak kobiety."
Oj, żeby Holmes rzucał takimi banałami?

Fajny tytuł, szkoda, że wyjaśnienie, czym są owe kochanki w opku, odejmuje mu nieco pazura. Podobnie jak całe opko - wstępowi, który zapowiadał treści dość odważne. Ale i tak czytało się nieźle, podoba mi się zwłaszcza próba pokazania, jak pod sztywnym i schludnie przyciętym płaszczem dobrych manier angielskich dżentelmenów kipią żywe emocje i tęsknota za przygodą. Rzecz na pewno warta głębszego spojrzenia i rozwinięcia w coś dłuższego.
Cytat:„- Ach, tak, oczywiście! Pozwól, że zaproszę cię do siebie. - Wyrecytował wdzięcznie Holmes.”
Wydawało mi się, że Holmes zrobił to już w tutaj: „- Jeśli w twoim zestawie wygnańczym znajdzie się piżama i szczoteczka do zębów, to chętnie cię przenocuję.”
Taak, ale chodziło mi o podkreślenie tej formułki. Jak sama zauważyłaś, angielscy dżentelmeni są wciśnięci w schludnie przycięte maniery, i to do tego stopnia, że nawet w gronie najbardziej zaufanych przyjaciół nadal nimi operują.
Dziękuję.