18-04-2011, 20:29
Ahoj!
Proszę o zjedzenie tekstu. Następnie wydalenie go, zmieszanie z błotem, spalenia, a resztek zamrożenie i zrzucenie z Kilimandżaro. Mój drugi tekst w ogóle. A, że początki są trudne i autorom potrzebny jest mocny kop w (za przeproszeniem) tyłek - zróbcie to, oceniając go szczegółowo, najlepiej (jeśli łaska). Taka wprawka, na niepoważnie. Po całodziennym się poceniu. Powodzenia. I z góry dziękuje.
Gdy niemowa śpiewał głuchemu
Minęło dokładnie trzysta tysięcy lat od zniszczenia ostatniego z Nich. Święto takie wypada obchodzić hucznie – szczególnie, gdy jest to jedyna międzygalaktyczna uroczystość w roku. A czy może być coś bardziej ciekawego, niż partyjka „zabawy-w-boga” z kimś z końca wszechświata?
Wybrano planszę numer dziewięć tysięcy osiemset pięćdziesiąt cztery. Dość standardowa. Ot, kilka milionów ras, świat podobny do naszego. Cel był prosty: w wybranym okresie przekształcić dominujące stworzenie tak, aby było... zabawnie. W owej planszy na odstrzał poszli ludzie. Oto efekty:
A65c. Bóg ukarał ich ślepotą.
Rok dziesięciotysięczny przed ludzką erą. Dwóch myśliwych, dumnie panoszących się z nowiutkimi włóczniami, o jakże nowoczesnym, kamiennym grocie, wypatruje cierpliwie gazeli. Już czują jej świeże mięso, przygotowują się do skoku i... bum! Obaj, w tym samym momencie tracą oczy. Tak, dosłownie! To samo spotkało kobiety zbierające orzechy. I dzieci, bawiące się w przetrwanie. Spotkało to wszystkich ludzi, bez względu na wiek czy względy u duchów. Nietrudno zgadnąć, co stało się później. Tylko nieliczni przetrwali pierwszy rok. Siedząc w małych jaskiniach, czasem i po dwadzieścia osób. Zjadano najsłabsze osobniki. Co odważniejsi ruszali przed siebie w poszukiwaniu padliny (a smród jej wyczuć łatwo) czy drzew orzechowych. Tylko ułamek wracał. Po dwóch latach, już oficjalnie, ludzka rasa upadła.
V22h. Kłamca, kłamca.
Rok dwa tysiące jedenasty. Kochany synek zmierza do swojej babci. Z życzeniami, jak to w czasie urodzin bywa. Ale życzenia to nie taka prosta rzecz, szczególnie dla osoby nienawidzącej jubilatki. Trzeba kłamać. Podchodząc to starszej kobiety na odległość dość bezpieczną, wpatrując się w jej wielkie, czarne oczyska, zaczyna wydobywać pojedyncze słówka: „Kochana. Babciu. Chciałbym życzyć. Ci...”. W tym momencie zaczyna mówić samą prawdę. Tak, dosłownie! Wyzwiska leją się litrami. Babcia nie pozostaje zaś dłużna.
To samo spotkało pogodynkę – z wielkim uśmiecham na twarzy wykrzyczała, że podaje informacje wyssane z palca, nazywając przy tym widzów debilami. I prezydenta Rosji, który zdradził publicznie ilość szpiegów na terenie USA. I prezydenta Stanów Zjednoczonych, który nacisnął czerwony przycisk. I żołnierzy europejskich, którzy u schyłku cywilizacji, z nerwów, zaczynali rzucać się na siebie. I ostatniego człowieka na Ziemi, duszącego się pyłem atomowym i przeklinającego dzień swoich narodzin.
Ludzka rasa, po roku od tego wydarzenia, przestała oficjalnie istnieć.
Jedną z ciekawszych zmian dokonanych na ludziach, pochwalić się może niejaki Numer O79i.
O79i. Mamo, ja palę.
Rok dwutysięczny. Grupka protestujących hipisów próbuje przekonać starszyznę o dobrotliwym wpływie marihuany oraz niemożności uzależnienia się od niej. Tymczasem miliony niemieckich obywateli świętuje narodowy dzień piwa, żłopiąc je litrami. Zaś babcia niejakiego Kowalskiego, bujając się na swoim starym fotelu, robi dla syna szalik. Nie mogą przestać. Tak, dosłownie! Sprawia im to ukrytą, acz niewyobrażalnie wielką radość. Protestujący protestują całymi dniami; pijący padają jak muchy, tylko po to, żeby zaraz po wytrzeźwieniu zacząć wszystko od nowa; kilkunastometrowy szal babci nadaje się do noszenie tylko przez diplodoka. Chaos ogarnia świat – również nie może przestać.
Minęło osiem lat. Ludzka rasa, jakże oficjalnie, przestała istnieć.
Zwycięzcą gry, jak to często w przeszłości bywało, został sławny PP45T. Pamiętnym jest, gdy ten marzyciel pozbawił miłości Rioksy, czy nauczył latać Kii. Dla ludzi wymyślił coś specjalnego.
PP45T. Czas, panie sędzio...!
Rok dwutysięczny jedenasty. Nieśmiały nastolatek gapi się na tłum tańczących znajomych. Jego pradziadek wylewa łzy nad umierającą żoną. Natomiast ich sąsiad, Al, spogląda na ponętną listonoszkę, zmierzającą w kierunku jego skrzynki pocztowej. Czy nie byłoby cudownie, gdyby czas nagle się zatrzymał? I stało się. Tak, dosłownie! Wokół nastolatka zapanował absolutny spokój, cisza. Nikt nie drgnął. Choć przestraszony, po lekkim ochłonięciu wykorzystał ten moment – złapał dziewczynę swoich marzeń i delikatnie poruszał się w rytm muzyki, grającej w jego głowie (prawą ręką macając jej pośladki). Po kilku minutach pomyślał, że już dość. A czas znowu ruszył. Zatrzymał się po niespełna ułamku sekundy, bo po właśnie tak krótkim czasie jego pradziadek zażyczył sobie tego samego. Czas stanął, a on gapił się godzinami na swoją żonę. Podobna historia spotkała sąsiada, wykorzystującego ten cud do igraszek z listonoszką. I innych ludzi, którzy kolejno zatrzymywali czas, gdy ktoś wcześniej go ruszył.
Oficjalnie, od dnia „marzycieli” minęło kilka minut. Nieoficjalnie – kilka lat.
To zobaczenia za rok!
Proszę o zjedzenie tekstu. Następnie wydalenie go, zmieszanie z błotem, spalenia, a resztek zamrożenie i zrzucenie z Kilimandżaro. Mój drugi tekst w ogóle. A, że początki są trudne i autorom potrzebny jest mocny kop w (za przeproszeniem) tyłek - zróbcie to, oceniając go szczegółowo, najlepiej (jeśli łaska). Taka wprawka, na niepoważnie. Po całodziennym się poceniu. Powodzenia. I z góry dziękuje.
Gdy niemowa śpiewał głuchemu
Minęło dokładnie trzysta tysięcy lat od zniszczenia ostatniego z Nich. Święto takie wypada obchodzić hucznie – szczególnie, gdy jest to jedyna międzygalaktyczna uroczystość w roku. A czy może być coś bardziej ciekawego, niż partyjka „zabawy-w-boga” z kimś z końca wszechświata?
Wybrano planszę numer dziewięć tysięcy osiemset pięćdziesiąt cztery. Dość standardowa. Ot, kilka milionów ras, świat podobny do naszego. Cel był prosty: w wybranym okresie przekształcić dominujące stworzenie tak, aby było... zabawnie. W owej planszy na odstrzał poszli ludzie. Oto efekty:
A65c. Bóg ukarał ich ślepotą.
Rok dziesięciotysięczny przed ludzką erą. Dwóch myśliwych, dumnie panoszących się z nowiutkimi włóczniami, o jakże nowoczesnym, kamiennym grocie, wypatruje cierpliwie gazeli. Już czują jej świeże mięso, przygotowują się do skoku i... bum! Obaj, w tym samym momencie tracą oczy. Tak, dosłownie! To samo spotkało kobiety zbierające orzechy. I dzieci, bawiące się w przetrwanie. Spotkało to wszystkich ludzi, bez względu na wiek czy względy u duchów. Nietrudno zgadnąć, co stało się później. Tylko nieliczni przetrwali pierwszy rok. Siedząc w małych jaskiniach, czasem i po dwadzieścia osób. Zjadano najsłabsze osobniki. Co odważniejsi ruszali przed siebie w poszukiwaniu padliny (a smród jej wyczuć łatwo) czy drzew orzechowych. Tylko ułamek wracał. Po dwóch latach, już oficjalnie, ludzka rasa upadła.
V22h. Kłamca, kłamca.
Rok dwa tysiące jedenasty. Kochany synek zmierza do swojej babci. Z życzeniami, jak to w czasie urodzin bywa. Ale życzenia to nie taka prosta rzecz, szczególnie dla osoby nienawidzącej jubilatki. Trzeba kłamać. Podchodząc to starszej kobiety na odległość dość bezpieczną, wpatrując się w jej wielkie, czarne oczyska, zaczyna wydobywać pojedyncze słówka: „Kochana. Babciu. Chciałbym życzyć. Ci...”. W tym momencie zaczyna mówić samą prawdę. Tak, dosłownie! Wyzwiska leją się litrami. Babcia nie pozostaje zaś dłużna.
To samo spotkało pogodynkę – z wielkim uśmiecham na twarzy wykrzyczała, że podaje informacje wyssane z palca, nazywając przy tym widzów debilami. I prezydenta Rosji, który zdradził publicznie ilość szpiegów na terenie USA. I prezydenta Stanów Zjednoczonych, który nacisnął czerwony przycisk. I żołnierzy europejskich, którzy u schyłku cywilizacji, z nerwów, zaczynali rzucać się na siebie. I ostatniego człowieka na Ziemi, duszącego się pyłem atomowym i przeklinającego dzień swoich narodzin.
Ludzka rasa, po roku od tego wydarzenia, przestała oficjalnie istnieć.
Jedną z ciekawszych zmian dokonanych na ludziach, pochwalić się może niejaki Numer O79i.
O79i. Mamo, ja palę.
Rok dwutysięczny. Grupka protestujących hipisów próbuje przekonać starszyznę o dobrotliwym wpływie marihuany oraz niemożności uzależnienia się od niej. Tymczasem miliony niemieckich obywateli świętuje narodowy dzień piwa, żłopiąc je litrami. Zaś babcia niejakiego Kowalskiego, bujając się na swoim starym fotelu, robi dla syna szalik. Nie mogą przestać. Tak, dosłownie! Sprawia im to ukrytą, acz niewyobrażalnie wielką radość. Protestujący protestują całymi dniami; pijący padają jak muchy, tylko po to, żeby zaraz po wytrzeźwieniu zacząć wszystko od nowa; kilkunastometrowy szal babci nadaje się do noszenie tylko przez diplodoka. Chaos ogarnia świat – również nie może przestać.
Minęło osiem lat. Ludzka rasa, jakże oficjalnie, przestała istnieć.
Zwycięzcą gry, jak to często w przeszłości bywało, został sławny PP45T. Pamiętnym jest, gdy ten marzyciel pozbawił miłości Rioksy, czy nauczył latać Kii. Dla ludzi wymyślił coś specjalnego.
PP45T. Czas, panie sędzio...!
Rok dwutysięczny jedenasty. Nieśmiały nastolatek gapi się na tłum tańczących znajomych. Jego pradziadek wylewa łzy nad umierającą żoną. Natomiast ich sąsiad, Al, spogląda na ponętną listonoszkę, zmierzającą w kierunku jego skrzynki pocztowej. Czy nie byłoby cudownie, gdyby czas nagle się zatrzymał? I stało się. Tak, dosłownie! Wokół nastolatka zapanował absolutny spokój, cisza. Nikt nie drgnął. Choć przestraszony, po lekkim ochłonięciu wykorzystał ten moment – złapał dziewczynę swoich marzeń i delikatnie poruszał się w rytm muzyki, grającej w jego głowie (prawą ręką macając jej pośladki). Po kilku minutach pomyślał, że już dość. A czas znowu ruszył. Zatrzymał się po niespełna ułamku sekundy, bo po właśnie tak krótkim czasie jego pradziadek zażyczył sobie tego samego. Czas stanął, a on gapił się godzinami na swoją żonę. Podobna historia spotkała sąsiada, wykorzystującego ten cud do igraszek z listonoszką. I innych ludzi, którzy kolejno zatrzymywali czas, gdy ktoś wcześniej go ruszył.
Oficjalnie, od dnia „marzycieli” minęło kilka minut. Nieoficjalnie – kilka lat.
To zobaczenia za rok!