Via Appia - Forum

Pełna wersja: Piekielne porachunki
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Krew cieknąca po mojej twarzy. To już nawet mnie nie obrzydzało. Dźgnęłam po raz kolejny brzuch trolla, a raczej to co z niego zostało i fachowym ruchem strzepnęłam krew z mojej katany. Po upewnieniu się ,że moja ofiara nigdy już nie wstanie, podeszłam wolnym krokiem do najbliższych krzaków i otworzyłam portal prowadzący do mojego domu niedaleko Prowansji. Stary ale zadbany dworek ,otoczony sielskimi widokami, które po dłuższym czasie sprawiały ,że zamist być spokojną i opanowaną ,robiłam się jeszcze bardziej zrzędliwa niż zwykle.
Weszłam na dziedziniec i rozejrzałam się na około ,skanując podwórze w poszukiwaniu ewentualnych niebezpieczeństw. Może i jestem młoda ale nie głupia. Wiem co może mnie czekać ,jeśli przeoczę chociaż jeden niezwykle ważny szczegół lub o czymś zapomnę. Tak samo jak mój tatuś. On popełnił kolosalny błąd ,a mianowicie jako wampir ,który powszechnie uważany był za największego dostawcę nietypowej broni, przez swoją ignorancję zapomniał dostarczyć pewnej bardzo ważnej amunicji ,dla zmiennokształtnych. Cóż skończyło się na tym że w wieku ośmiu lat zostałam osierocona nie znając swojej matki ,a wiedząc o niej tylko tyle że była elfem. Cudem uniknęłam śmierci. Kiedy wilki wysłane by zabić mojego tatę odeszły wzięłam tyle broni ile tylko mogłam. Nie mając dokąd się udać i wiedząc że będą mnie szukać, broń i pieniądze wrzuciłam do mojego tajnego schowka o którym nigdy nikomu nie wspominałam. Ha, cały mój ocalały dobytek czekał na lepsze czasy.
Błąkając się po ulicach jako blada i chuda dziewczynka wzbudzałam litość ,której nie wachałam się wykorzystać. Kradłam, oszukiwałam, kłamałam i zwodziłam. To wszystko tylko po to by po niecałych dwóch latach przygarnął mnie sensei Kazeno. Do niedawna papa Kazeno. Zabrał mnie do siebie do domu i ze swoją żoną ,która jak się okazało nie mogła mieć dzieci, wychowali mnie jak swoją rodzoną córkę. Opowiedziałam im moją historię , a Papa usłyszawszy ją postanowił mnie szkolić. Nie miałam nic przeciwko. Chciałam być taka jak mój ojciec.
Po tym jak dom Papy Kazeno spłonął w pożarze zostałam sama. Miałam piętnaście lat. Ale nie byłam typem strachliwej dziewczynki. O, nie! Znajdując pieniądze i broń o ,której nie powiedziałam nic papie zaczęłam nowe życie. Kupiłam mały domek na przedmieściach Catanzaro we Włoszech i szukałam pracy. Oczywiście jako człowiek do brudnej roboty. Nic co wiązało się ze śmiercią i zepsuciem ludzkim nie było mi obce.
Po dwóch miesiącach późnym wieczorem odwiedził mnie mężczyzna w białym kapeluszu z szerokim rondem zasłaniającym oczy.
- Panna Blade? – spytał. Kiedy nie doczekał się odpowiedzi dodał - mam zlecenie.
Zaprosiłam go więc do środka i już w ciągu dwóch tygodni od wykonania mojego pierwszego zlecenia zaczęłam co jakiś czas dostawać propozycję pracy. Jednorazowej oczywiście. Nie chciałam być uzależniona od nikogo pod żadnym względem. Czy to finansowym czy uczuciowym.
A teraz? Stoję w holu mojej posiadłości w Prowansji i czuję nadchodzący świt. Jako że jestem mieszańcem moja wampirza natura sprawia że ciężej jest mi pozostać przytomnym o świcie.
- Riviette - powiedziałam głośno gdy weszłam do holu - już jestem!
Z łuku po prawej wybiegła kobieta już tak koło pięćdziesiątki, dosyć krępa i o przerażającym matczynym instynkcie - Ach, Ellie! Kochaniutka tak się o ciebie martwiłam – powiedziała całując mnie w czoło(musiała się nieźle wysilić) i ciągnąc mnie za łokieć w stronę kuchni. Wiedziałam co to oznacza.
Już po chwili ujrzałam górę gorących tostów z masłem i szczypiorkiem leżących na wielgachnym talerzu. Uśmiechnęłam się pod nosem, lecz nie trwało to długo. Bo obok tego talerza prawdziwych smakołyków stał dzbanek ze schłodzonym mlekiem i szklanka! Uśmiechnęłam się tak szeroko że myślałam że mi zęby powypadają. Widząc to Riviette odsunęła mi krzesło a ja z wdzięcznością zajęłam się pałaszowaniem wszystkich tostów. Co do jednego.
Kiedy skończyłam, kuchnię zaczęło oblewać ciepło-różowe światło. Oczy zaczęły mnie piec a obraz odrobinę rozmywać. Wstałam powoli czując się jakby kości mogły mi popękać w każdym momencie a skóra rozerwać przy najmniejszym ruchu. Ledwo usłyszałam jak gospodyni domu wchodzi i uwiesza moją rękę na swoich ramionach( co niezbyt wiele dało ale zawsze coś), powoli się dowlokłyśmy do jednego z pokoi na parterze i usiadłam z impetem na łóżku czego natychmiast pożałowałam. Riviette zasłoniła okno a pokój ogarnął przyjemny mrok, od razu się odprężyłam. Po chwili zostałam sama co pozwoliło mi pogrążyć się w błogim śnie.

Dla niektórych może nie być jasny początek tego opowiadania ponieważ jest on jakby "doczepką" do twórczości innej dziewczyny. Opowiada ono po prostu mniej więcej tą samą historię tylko z oczu Elle. Nasze historie się w pewnych momentach przeplatają lecz są one prawie zupełnie różne pod względem fabuły. Krytyka mile widziana ,a nawet potrzebna.Smile
Tak żebym wiedziała czy wstawiać resztę....
Wstawiać, wstawiać! Zainteresowało mnie to, mimo iż jeśli chodzi o wampiry to ja w tym temacie nie za bardzo. Zresztą, sama wiesz. Wracając...Odniosłam wrażenie że bohaterka, mimo swojego nie zbyt udanego dzieciństwa, wyraża się o wszystkim w sposób ironiczny. Mam rację?
No w końcu tak jak było zaznaczone "nic co wiązało się ze śmiercią i zepsuciem ludzkim nie było mi obce". A to myślę .mówi samo za siebie. Resztę może wstawię jutro albo za dwa dni zobaczy się jakie błędy wystąpiły....
Błędy nie plama z oleju, da się szybko "uprać". Wstawiasz po to, żeby się rozwinąć i poznać opinię innych. Pisz dalej i wstawaj kolejne fragmenty.
Pozdrawiam.
Ktoś jest przed domem. Raczej nikt nie chce się budzić z taką myślą w głowie. Nie jestem wyjątkiem. Z cichym przekleństwem sturlałam się z łóżka i wyjęłam nóż z pochwy przyczepionej do mojego uda. Ktokolwiek to jest nie powinien mnie budzić o tak wczesnej porze. Całkiem rozbudzona możliwością walki szybkim krokiem przemierzałam korytarz. Otworzyłam z rozmachem potężne drzwi wejściowe i powstrzymując się od odruchowego ataku spojrzałam na intruza. Nie, tylko nie on! Przede mną stał mój obecny pracodawca, rodowity francuz z opalenizną godną gwiazdy filmowej i twarzy tak naznaczonej złem, grzechem i bezwstydnością że człowiek pierwszy raz go widząc automatycznie się krzywił z obrzydzenia.
- Mon doux petit chasseur! – wykrzyknął a potem wyciągnął przed siebie te ohydne opalone łapska - jak my dawno się nie widzieliśmy.
- Taaak – przyznałam opuszczając nóż i cofając się o krok byleby tylko nie mieć styczności z tym pomarańczowym gadem.
Cofałam się tyłem przez hol do salonu cały czas mając mężczyznę na oku. Popatrzyłam na zegar kiedy dotarliśmy na miejsce. Dziewiąta po południu! Cholera ile ta wiosna musi jeszcze trwać? Usiadłam w fotelu oferując mojemu gościowi kanapę naprzeciwko. Mój chlebodawca wyglądający na mocno po trzydziestce rozsiadł się wygodnie za zaoferowanym mu siedzeniu, szeroko rozkładając nogi jakby do czegoś zapraszał. Zbok jebany.
Uśmiechnęłam się sztucznie i spytałam obojętnym tonem – Co pana tutaj sprowadza panie Charpentire?
- Ty -odpowiedział tak szczerze i beztrosko że prawie mnie to zmieszało –właściwie miałem w planie omówić wysokość twojego wynagrodzenia, ale możemy pogadać o tobie.
- Zdecydowanie wolałabym się trzymać kwestii finansowej.
- W takim razie – powiedział z lekka zawiedzionym głosem – nie pozostaje mi nic innego jak zapłata.
Przy akompaniamencie lekkiego puf na stoliku pojawiła się srebrna walizka. Obróciłam ją w moją stronę i otworzyłam. Kasa. Piękne nieoznakowane dolary, euro ,franki i funty. Czasami życie jest piękne, a szczęście ma kolor zielony.
- Tak jak było w umowie panno Blade, trzysta tysięcy w gotówce – mruknął patrząc na swoje paznokcie – jakieś pytania?
- Nie – ucięłam, z hukiem zamykając walizkę – myślę że pora się pożegnać panie Charpentire.
-Mi także było miło panienkę poznać – rzucił z sarkazmem przy okazji parodiując dworski ukłon.
Odwrócił się i po chwili usłyszałam odgłos zamykanych drzwi i odjeżdżającego samochodu.
Taaaa, szczęście przejawia się w różnych postaciach.
***

2 TYGODNIE PÓŹNIEJ

Siedzę i się nudzę… jakie inspirujące nieprawdaż?
Co ja wygaduję?! Leżę na dziedzińcu przed moim domem, koło szumiącej fontanny z amorami wykutymi w kamieniu i podziwiam gwiazdy. I nie mogę się nadziwić że zwykła mieszanina gazów może być taka piękna. Najdziwniejsze jest między innymi to że o pływaniu w kosmosie marzą tylko kosmonauci, naukowcy i ludzie tak zniesmaczeni głupotą jak ja. Ale piękne jest to że prawie każdy z tych ludzi kiedyś wyobraził sobie że gwiazdy i kosmos jako bezgraniczny basen wypełniony pięknymi światełkami wypełnionymi czarodziejską mocą i utrzymywane przy życiu za pomocą dobrych uczynków ludzi. Gówno prawda. Nawet po odkryciu magii i sił nadprzyrodzonych ludzie nie przestali wierzyć w przesądy, religie i to ,że gwiazdy są wypełnione magią. Zamiast zastanawiać się ile będą wynosić podatki w przyszłym roku, gdzie będzie następny strajk i kiedy wystąpi skok na giełdzie ,tacy ludzie jak ja myślą w większości o tym kiedy Yakuza znowu zaatakuje Triadę albo w którym wymiarze wilkołaki będą przekazywać nowy towar dla trolli. No, albo ile zażąda za naboje do podrasowanej Beretty 92f ,Aaron Solani.
Ale cóż to, czyżby ktoś postanowił zakłócić moje rozmyślania i kontemplację nad gwiazdami? Tak, zgadza się to dzwoni mój telefon zazwyczaj siedzący cicho dwadzieścia cztery godziny na dobę. Z ciężkim westchnięciem wyjęłam z mojej kieszeni komórkę a na przywitanie rzuciłam tylko krótkie taaaak?.
- Panna Elle Blade? – odezwał się miły, męski głos po drugiej stronie słuchawki. Hmm, czarownik czy wampir oto jest pytanie.
- Taaak – potwierdziłam z większą rezerwą.
- Ja w sprawie zlecenia. Czy mój pośrednik mógłby pannę dzisiaj odwiedzić?
- Eee, zależy kiedy – zdecydowanie nie była to ciekawa ani inteligentna rozmowa.
- Teraz. Za chwilę. Chodzi mi o jak najszybsze działanie. Jeśli jest taka możliwość czy decyzję można będzie podjąć już tej nocy?
-Aaa, proszę wysłać tego swojego wysłannika ja sobie z nim pogadam –rzuciłam na odchodne i zakończyłam połączenie bez pożegnania.
Zamknęłam oczy i nie chowając komórki, a zostawiając ją w ręku rozłożyłam się z powrotem na kafelkowej mozaice. Już zaczynało mi się to nudzić. A może by tak poćwiczyć rzucanie shurikenami? Tak, dawno nie ćwiczyłam że miałam poważne wątpliwości co do koordynacji moich nadgarstków. No i znowu ta natrętna myśl. Ktoś idzie w moim kierunku. Elf najprawdopodobniej biorąc pod uwagę cichość i ostrożność ruchów. Otworzyłam jedno oko i kątem obserwowałam zbliżającego się osobnika. Nic specjalnego, znowu facet, wysoki, chudy – no dobra przesadzam – smukły i ubrany w czarne jeansy i białą koszulę, która musiałam przyznać ,poprawiała widok jego całkiem przyzwoicie umięśnionego torsu. Nie sądzę by był zagrożeniem.
- Ty jesteś tym posłańcem, który ma mnie nakłonić do pracy hę? - spytałam nie podnosząc się z ziemi.
- Panna Blade – miałam już dosyć nazywania mnie panną/ panienką –miło mi pannę poznać.
Przewróciłam oczami i postanowiłam naprostować go w paru sprawach- Po pierwsze nie „panna” tylko Elle ,po drugie możesz usiąść sobie koło fontanny a po trzecie udzielam zgody byś się przedstawił –uśmiechnęłam się do siebie całkowicie zdając sobie sprawę z tego jak wszystko się teraz miało. To ja tu rządziłam i dałam mu to jasno do zrozumienia.
- Ach, tak. A więc pa… Elle – zaczął jakby trawiąc moje imię – nazywam się Vilesses Kastoli i reprezentuję w interesach pana Cromwella ,który obecnie mieszka na Manhattanie. Słysząc o tobie od jednego ze swoich zaufanych przyjaciół postanowił zaproponować ci pracę na stanowisku swojego ochroniarza w wyjątkowych sytuacjach.
- Czym niby będą te ‘wyjątkowe sytuacje?
- Będą one obejmować oficjalne wyjścia pana Cromwella, podróże i inne wyjścia poza aktualne miejsce zamieszkania.
Hm, może i miał czarujący głos i moc dwudziestu starożytnych demagogów lecz ja zwracam uwagę tylko na fakty – Wiesz ,że to co mi przedstawiłeś nie wygląda zachęcająco? Wychodzi na to że będę musiała się stawiać na każde jego cholerne zawołanie, pilnować by na jakimś elitarnym przyjęciu nie stało mu się nic złego kiedy będzie zabawiał się z dziewczynkami z bogatych rodzin i pilnować go czy nie skaleczy się rogiem od puszki gdy będzie kupował CocaColę z automatu.
- Za rozsądną cenę – no nareszcie ktoś o mnie zaczął myśleć!
- Jaka jest stawka?
- Dwieście tysięcy na początek. Zakwaterowanie, wszystkie potrzebne rzeczy: samochody, jedzenie, picie. W zależności ile potrwa twoje zadanie co tydzień na twoje konto wpływać będzie pięćdziesiąt tysięcy.
No, trzeba przyznać że mi się to podoba. Wystarczy że załatwię sobie paczkę żelków na każdą z nudnych misji a życie stanie się znośne. Tylko jedna rzecz mi nie pasuje:
-Ale… dlaczego on w ogóle potrzebuje ochrony?
- Jeden z jego ludzi zabił prostytutkę przynależną jego wrogowi finansowemu. Człowiek ten nie przeżył ale nadal czyhają na jego życie pana Cromwella ,a że nie jest już młody nie może się już sam bronić - zamilkł na chwilę a potem dopowiedział cichym głosem to czego ja do tej pory się tylko domyślałam – lepiej się w to nie pakuj. To wojna między jednymi z ważniejszych klanów wilkołaków.
Cały czas leżałam na kafelkach z zamkniętymi oczami. Nie obawiałam się Villessesa. Nie sprawiał wrażenia gotowego by mnie zabić – albo jakąkolwiek inną istotę żywą. Teraz otworzyłam oczy i pomyślałam w jakie gówno tym razem się pakuję.
- Przyjmuję propozycję. Gdzie i kiedy mam się stawić?
- Polecisz ze mną do Manhattanu. Za dokładnie… cztery godziny i dwadzieścia pięć minut mamy wylot – poinformował patrząc na srebrnego Rolexa. Zauważyłam tatuaż w kształcie liścia na wewnętrznej stronie nadgarstka, a więc elf leśny – więc jeśli jesteś w stanie spakować się w ciągu pół godziny, jest szansa by zdążyć na odprawę.
- Robi się – rzuciłam truchtając już w stronę wejścia do mojego domu – jeśli chcesz możesz poczekać na mnie w środku. Trochę zajmie mi spakowanie broni ,a myślę że Riviette będzie w siódmym niebie mogąc obsługiwać pierwszego w jej życiu elfa leśnego – dodałam szybko i wślizgnęłam się do piwnicy gdzie znajdowała się moja główna zbrojownia.
Wchodząc miało się wrażenie że jest się w jednej z tych typowych zagraconych piwnic. Oczywiście dopóki nie zdjęło się prześcieradła z reprodukcji Monet’a i na odwrocie nie wpisało się kodu dostępu, który otwierał właz do pomieszczenia znajdującego się prawie pięć metrów pod ziemią. Po wykonaniu rutynowych czynności znalazłam się w pomieszczeniu tak sterylnym i uporządkowanym że największy pedancik świata nie miałby się do czego przyczepić, jeśli by się do tego pomieszczenia dostał, a to mało prawdopodobne bo wstęp miałam tu tylko ja. Broń zasłaniała wszystkie cztery ściany i wąską kolumienkę na środku pomieszczenia. Pokój oświetlony był paroma świetlówkami i kilkoma lampami punktowymi. W rogu pomieszczenia znajdował się worek marynarski ,który szybkim ruchem zgarnęłam i zaczęłam wkładać pojedyncze noże w pochwach, zestawy gwiazdek do rzucania, krótkie sztylety nasączone truciznami i kilka jedno i obosiecznych mieczy. Nakręcona bliskim towarzystwem broni i świadomością jak dużo kasy dostanę za tą misję w szybkim tempie powróciłam na ziemię.
-Jestem gotowa!
Stanęłam w progu salonu i zobaczyłam Vilessesa śmiejącego się i pijącego zieloną herbatę razem z Riviette ,która uśmiechała się do niego kokieteryjnie i posyłała mu spojrzenia ,które można by określić jedynie jako głodne –Hej kochasiu! Może byś tak ruszył dupę i przeniósł nas na lotnisko?
Odwrócił szybko głowę w moją stronę, odstawił filiżankę i skruszonym głosem odpowiedział: -Ależ tak panno… Elle. Jeśli jesteś gotowa to myślę że możemy ruszać.
-To lepiej przestań myśleć i otwórz portal.
Wysłannik podniósł się i podszedł do najbliższej ściany, machnął ręką a przed nami pojawił się obraz wnętrza kabiny w męskiej toalecie. Trzeba przyznać ,miał jaja co do wymyślania miejsc na portale.
Haha ostatnie zdanie mnie rozwaliło. Big Grin Jeśli chodzi o opisy: ja lubię jak jest ich dużo, bo mogę sobie szerzej wyobrazić i odbudować akcję. Na moje szczęście orientuję się w sztukach walki i wyposażeniu więc mogę nie co więcej się wypowiedzieć. Moim zdaniem fajnie się rozkręca.Poproszę o więcej.
Cytat:Krew cieknąca po mojej twarzy.
Nie jestem przekonany do poprawności tego zdania. Nie ma orzeczenia...

Cytat:Weszłam na dziedziniec i rozejrzałam się na około ,skanując podwórze w poszukiwaniu ewentualnych niebezpieczeństw.
Naokoło – łącznie. Ale myślę, że lepiej byłoby „dookoła”.

Cytat:Błąkając się po ulicach jako blada i chuda dziewczynka wzbudzałam litość ,której nie wachałam się wykorzystać.
Wahałam – samo „h”.

Cytat:Uśmiechnęłam się tak szeroko że myślałam że mi zęby powypadają.
Radzę się tego pozbyć... Tongue

Cytat:Przede mną stał mój obecny pracodawca, rodowity francuz z opalenizną godną gwiazdy filmowej i twarzy tak naznaczonej złem, grzechem i bezwstydnością że człowiek pierwszy raz go widząc automatycznie się krzywił z obrzydzenia.
Francuz – wielką literą.

Cytat:Cofałam się tyłem przez hol do salonu cały czas mając mężczyznę na oku.
Cofałam się tyłem – pleonazm.

Cytat:Mój chlebodawca wyglądający na mocno po trzydziestce rozsiadł się wygodnie za zaoferowanym mu siedzeniu, szeroko rozkładając nogi jakby do czegoś zapraszał. Zbok jebany.
Pozbądź się tego. To jest żenujące.

Brakuje bardzo wielu przecinków, trzeba to uzupełnić. Musisz też poprawić zapis tych przecinków, które są. Przecinek stawiamy powiem bezpośrednio po wyrazie, a dopiero po nim spację.
Ostatnie zdanie jest bez sensu. Mieć jaja do czegoś? Tak się tego zwrotu nie używa.

Strasznie to opowiadanie nijakie. Ani pomysłu, ani akcji, ani jakiejś przyzwoitej formy. Ot, takie modne czytadło dla nastolatków. Za stary jestem na to i chyba zbyt wymagający Tongue
Niestety, nie podobało mi się. Piszesz o wampirzycy (czy czym ona tam jest) a robisz to w takim stylu, jakby to był pamiętnik „szałowej” nastolatki. Taki zabieg z gruntu skazuje na kicz...

Trochę musisz poćwiczyć nad warsztatem. I dobrze by było, gdybyś poszukała jakiejś innej tematyki, bo ta już jest tak wyświechtana przez media, że niewielu ludzi zainteresuje.
Witaj. Niżej wynotowałem nie wszystkie błędy. Wynotowałem tylko te, które najbardziej mnie ugryzły.

Cytat:Dźgnęłam po raz kolejny brzuch trolla, a raczej to(,) co z niego zostało i fachowym ruchem strzepnęłam krew z mojej katany.
Cytat:Stary(,) ale zadbany dworek ,otoczony sielskimi widokami, które po dłuższym czasie sprawiały ,że zamist być spokojną i opanowaną ,robiłam się jeszcze bardziej zrzędliwa niż zwykle.
Cytat:Wiem(,) co może mnie czekać ,jeśli przeoczę chociaż jeden niezwykle ważny szczegół lub o czymś zapomnę.

Cytat: Zabrał mnie do siebie do domu i ze swoją żoną ,która jak się okazało nie mogła mieć dzieci, wychowali mnie jak swoją rodzoną córkę.
To zdanie brzmi beznadziejnie. A zobacz, jak łatwo mogłabyś je sensownie przekształcić: Zabrał mnie do własnego domu (Zabrał mnie do swojego domu.) Mieszkał z żoną, która, jak się później... Widzisz?

Cytat:Opowiedziałam im moją historię , a Papa usłyszawszy ją postanowił mnie szkolić.
A tutaj dochodzimy do niekonsekwentności w opowiadaniu. Najpierw piszesz "papę" z małej, a później z dużej. Pamiętaj, jeżeli raz postanowisz pisać "Papa" z małej, to trzymaj się tego przez całe opowiadanie. Bądź konsekwentna w tekstach.

Cytat:Przy akompaniamencie lekkiego puf na stoliku pojawiła się srebrna walizka.
Puf? Moim zdaniem w opowiadaniach nie przejdą słowa typu puf, pif paf, kap kap. Wiesz, oc mam na myśli.

Cytat:-Aaa, proszę wysłać tego swojego wysłannika ja sobie z nim pogadam –rzuciłam na odchodne i zakończyłam połączenie bez pożegnania.
Coś można rzucić na odchodne, kiedy się odchodzi. A nie wtedy, gdy kończy się rozmawiać przez telefon.

Cytat:- Panna Blade – miałam już dosyć nazywania mnie panną/ panienką –miło mi pannę poznać.
Ukośnik w opowiadaniu? Podaj mi proszę parę tytułów książek, gdzie widziałaś ukośnik w zdaniu.

Podsumowanie

Interpunkcja przyprawia o zawrót głowy. A konkretnie jej brak. Nie stawiasz przecinków w odpowiednich miejscach, przez co zdania zatracają swoją logikę i trudno jest się domyślić, o co chodzi. Ćwicz interpunkcje, bo to teraz Twoja podstawa. Bez tego nie napiszesz żadnego dobrego tekstu.

Tekst nudzi. Bohaterka w ogóle mnie nie zaciekawiła. Elfka, która jest wampirem? W moim mniemaniu takie połączenie nie przejdzie. Dobrze, spotyka jakiegoś drugiego elfa-posłańca, a ten proponuje jej fuchę ochroniarza dla jakiegoś gościa? Co jest w tym ciekawego?

Uderzył mnie brak opisów. Samą akcją nie zbudujesz dobrego opowiadania. Powiedz czytelnikowi, jak wyglądają miejsca gdzie odbywają się dialogi, sceny walki, przemyślenia bohaterki i inne takie. Akcja w tym opowiadaniu dzieje się w totalnej pustce. To odrzuca.

Co trzeba zrobić, żeby warsztat się poprawił? Czytać. Musisz nasiąknąć dobrą literaturą. Polecam Ci polskich pisarzy, bo przekład potrafi zrobić swoje. Musisz wziąć się za czytanie. Kolejną sprawą w poprawie warsztatu jest pisanie krótkich scenek klimatycznych. To także pomaga. Jeżeli napiszesz, przykładowo, scenę walki, to oswoisz się ze stylem, który trzeba wprowadzić podczas walk - to jest nagromadzenie czasowników, żeby przyśpieszyć akcję opowiadania.
Na koniec dodam jeszcze, że wbrew pozorom w rozwijaniu własnych umiejętności pomaga komentowanie innych autorów. Powiem Ci z własnego przykładu - jeżeli dostrzeżesz błędy u innych, starasz się nie robić tych błędów u siebie. Dlatego tak ważne jest komentowanie innych autorów na tym Forum.

Mam nadzieję, że wyciągniesz odpowiednie wnioski z mojego komentarza i weźmiesz się do pracy. Bo jak to mówią - pisanie to 1% talentu i 99% pracy. Smile

Pozdrawiam
InFlames