Via Appia - Forum

Pełna wersja: Do ostatniej kropli krwi
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Do ostatniej kropli krwi


Powstanie warszawskie, 1944r. 23 września

Stolica kruszyła się kawałek po kawałku, niczym mury Jerycha. Tumany kurzu przypominające mgłę wylały się na ulice niczym mleko. Spomiędzy gruzowisk wystawały ściśnięte zwłoki. Zakrwawione, zmiażdżone, zmasakrowane. Jednak dzielni powstańcy pomimo wszechogarniającej beznadziei, walczyli. Walczyli o honor.

W uliczce pomiędzy dwoma zburzonymi do połowy kamienicami, uwięzionych w pułapce było dwóch Polaków. Przyjaciele – Roman i Marcin stawiali opór siedmioosobowemu oddziałowi uzbrojonemu po zęby. Kawał ściany, za którym się kryli i ostrzeliwali z pistoletów domowej roboty, coraz bardziej poddawał się kanonadzie ze strony Niemców. Niestety. Nawet najwspanialszym wojownikom kończą się kiedyś naboje.
- Roman... skończyła mi się amunicja – wycedził kompan.
- Mnie też. Marcin, co teraz zrobimy? – Oddział zdjął palce ze spustów w momencie, w którym powstańcy przerwali ogień. Oni wiedzieli. Wiedzieli i szli w ich stronę.
- Wiem! – wykrzyknął Roman. – Strzelimy ich z buta!
- Genialne! – Marcin zdjął obuwie z nogi i wycelował w zbliżających się Szwabów. Gdy nacisnął podeszwę, z buta wyleciał olbrzymi pocisk. Niemieccy żołnierze byli zaskoczeni.
- Och nein! Oni mają buta! Oficerze, co teraz zrobimy?
Oficerem był przystojny Niemiec z blizną w kształcie banana na policzku.
- Szybko! – odrzekł. – Zakładamy nasze Czapki Znikawki!
Tuż przed uderzeniem pocisku założyli czapki i całkowicie znikli. Byli teraz niewidzialni.

Roman i Marcin znaleźli się w nieciekawej sytuacji. Można by rzec: w sytuacji bez wyjścia.
- Roman, but nie pomógł. Są teraz niewidzialni i idą po nas. Czy to już koniec? – Zrozpaczony Marcin spojrzał na Romana. Ten jednak zamiast wyrazu najwyższej trwogi, miał na twarzy szelmowski uśmieszek. Sięgnął za pazuchę i wyciągnął kastaniety. Oczy Marcina otworzyły się szerzej i również na jego twarzy zagościł uśmiech. Kastaniety Wielkiej Mangusty. Byli uratowani.
Odjazd na maxa!
Coś, co raduje me serce.
Niesamowite przejścia akcji i zaskoczki, co i rusz.
Groteska idealnaSmile
Atak absurdem w kamuflażu z patosu - dałam się mile zaskoczyć :)
Choć podejrzanie zaczęło być już wcześniej: "Oddział zdjął palce ze spustów w momencie, w którym powstańcy przerwali ogień. Oni wiedzieli. Wiedzieli i szli w ich stronę.", bo taka taktyka prowadzenia walki rzeczywiście jest śmiertelnie niepoważna. Efekt zaskoczenia rozmywa też nieco ciągnięcie wątku po, chyba wolałabym krócej i dosadniej.
Świetne!
Zaskoczył mnie nieco rozwój wydarzeń ;-) Genialne wymyślone.
Bardzo fajne, taka nutka świeżości w przedstawianym zazwyczaj patetycznie i nudno temacie wojennym.