Via Appia - Forum

Pełna wersja: Umysł mordercy: pamiętniki
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
© Copyright by Radosław Szreter 2011

"Umysł mordercy"










Milczę w Tobie.




~~~~



"Najprostsze działanie surrealistyczne polegałoby na wyjściu z rewolwerem na ulicę
i strzelaniu do tłumu.
Każdy kto nigdy nie odczuł chęci rozprawienia się z tą straszną zasadą poniżania i ogłupienia,
najwyraźniej należy do tego tłumu, a jego brzuch powinien znaleźć się na linii ognia."


Andre Breton



"Człowiek nigdy nie pozbędzie się tego, o czym milczy."
Karol Čapek

~~~~



Witam w świecie milczącego - przywitał się chłopak.
Witam Cię chłopcze, powiedz nam, kto zasznurował Ci usta.


Prolog


Och jak przyjemnie, było pracować.
Poszukiwania w szafie mojej oldschool'owej bluzy.
Potrzebuję cię, nie wyjdę stąd przecież w mokasynach i garniturze, albo sandałach i koszuli Hawaii – dezaprobuję się wciąż, nie mogąc znaleść tego okapturzonego swetra, łapię poddenerwowanie i skraj emocjonalny.
Spokój. Szukam i szukam i nie wiem, gdzie jest ta bluza.
"Szlag! - Zdąrzyłbym przeszukać pewnie połowę pasażerów na lotnisku, a bluzy w szafie, jak
nie było, tak nie ma. Od 5 min nie zarejestrowałem żadnej z tych w których posiadaniu niegdyś byłem, i w tem, majestatycznie objawia się ona – jest - na półeczce, nie wieszaku – a na dolnej półeczce, w szafie – szara bluza z młodzieńczych lat, wciąż wygodna jak domniemam, pozwijana w kulkę bluza z kapturem; "Diverse".
"Stare czasy, siłownia, adidasy. Pierwsze jointy. Nielegalni, młodzi, wkurwieni" – wspomi-
nam. - "Tyle co ja w tej bluzie przebiegałem to bym Rzymu dobiegł. Mecze, koncerty, imprezy, backstage. Profity nie zawsze legalne. Nie byłem liderem, ale nie mogłem też nie uczestniczyć." Pierwsze lata, gdy zrozumiałem, że nie najem się powietrzem. Pierwsze kroki w dorosłość z tymi co twardo na ziemii, a nie wśród gwiazd. Tyle ile tam doświadczyłem poczucia jedności, to nie czułem przez resztę Życia. Kasa i miłość. Dwie drogi.
Zauważ, że mogą być zbieżne, ale raczej na końcu i tak jest ziemia, wąski grób przysypany piaskiem. To wszystko na co stać tych, którzy zarobili, a niezbyt wiedzą jak się z tym obchodzić. Kasa zawsze posuwa do złych uczynków, ale jej brak jest niestety równie zły, jak nie gorszy.
Z renty nikt nie wyżyje, jeszcze żeby utrzymać siebie, dom, rodzinę. Paranie niemożliwym. Biedna mama, trzeba było pomóc, jak można tak trzeba, pomagałem. Krępe ruchy na rozpędzie, cienki lód, to zrozumiałem później. Później, że trzeba Żyć normalnie, a nie się blokować.

Narzucam na siebie wynalazek lat '90-tych z tym fikuśnym napisem "Diverse" i opuszczam pokój. Podejście do lustra zerknąć jeszcze jak leży, no trzeba;
"niby przylega idealnie – kręcę się dookoła przed lustrem – hmm – i ścinając zwątpienie postanawiam w niej zostać, jest dobra na tyle by wyruszyć w niej do miasta.
Spodnie dresowe, obuwie sportowe i chyba mogę już wyjść. Wtórny raz do lustra ...
"Czegoś mi brak" - rozglądam się po przedpokoju i dostrzegam, że wisi obok przedziurawionej swoim szkieletem parasolki - stara, zakurzona czapka z poszarzałym napisem "Yankess".
Ląduje w me dłonie, przypominam sobie wszystko jak na filmie, ale nie czas teraz na retrospekcje, narzucam na głowę ten brudny styl i wymykam z mieszkania.
Przesuwam się po chodniku; ciemno, tylko pomarańczowe światło latarń wyznacza drogę.
Chłodny wieczór. Pusto. Chodniki, ulice, pusto.
Ręce w kieszeni, kaptur na głowie, a ja sunę po tych popękanych chodnikowych płytach, tylko daszek czapki nadaje memu wizerunkowi trochę wyobraźni. Anonimowy ja.
Przystanek, linia 94 na Bytom.
Bytom - przesiadka na 830 - Katowice. Powrót do przeszłości.
Wysiadam na zajezdni. Kierunek, choć już zacieśnia mi się w gardle; osiedle na którym niegdyś dorastałem.





Patrzę po tych okolicach, tych ruderach i wielkich osiedlach, zapomnianych budynkach i dopracowanych biurowcach.
"Pieniądz rządzi systemem. Kolejna lekcja się kłania."
Nie mam ochoty myśleć, więc kroczę dumnie osiedlowymi uliczkami.
Boczne dzielnice - postrach miasta, z nimi nigdy nie panowała harmonia, zawsze coś na rzeczy,
jakieś dziwne interesy, towary eksportowe, pieniądze czy napięte nerwy.
"Pewnie dalej tak jest- nienawiść dziedziczna."
Przechodzę tędy z duszą na ramieniu, właściwe dla tego miejsca uczucie. Wyczuwam wszystko jak nocny wilk, specyficznie wyostrzone zmysły; instynkt, błyski, adrenalina, gotowość na ewentualny atak znienacka. Sułtani dzielnicy, czasy się zmieniają, źli z wyboru, potężne siły, które uwięziły Cię w Tobie. Jesteś tutaj, wielkie miasto, ciche miasto, puste miasto, martwe miasto. Okupanci, nikt nie usłyszy, tu każdy głuchy. Duże, głuche, ciche - miasto nocą.
Tylko pisk opon aut interesantów i nowobogackich w swych latanerach, zdaje się przeszywać tę martwą ciszę. Pomarańczowe światło latarni jest jedynym światłem świadomości miasta.
Setki królów, każdy chce władzy, każdy chce więcej, głodni, głodni Twojego strachu, Twojego błagania o litość. Głodni. Upolują Cię jak lwy, pożrą całego jak hieny, a Ci co mniej rozgarnięci – sępy, wyszkubią to co jeszcze zostało. Nic się nie zmarnuje, prócz ludzkiego Życia.
Dokąd idziesz ? - dokańczasz pytaniem.
Co dziś dzieje się w głowie można streścić krótką, jakże celną ripostą; rozpierdol jak w ulu.
Tysiące opadłych trutni i tysiąc królów – to moje miasto przeszłości.
Ciemna noc, chłodna noc, noc cicha, głucha, okryta płaszczem ciemności, tu cisza, nic nie ma.
Trzymaj się z daleka od takich miejsc o tej porze. Tu cisza, nic nie ma. Okolica, gdzie mroczne rządze nie gasną, nawet nocą, mrok jedynie podsyca wampira; więcej, bardziej, mocniej, silniej, więcej, więcej, więcej. Uważaj, bo łatwo jest się pogrążyć.
A teraz proszą, wyobraź sobie; bierzesz co chcesz - wszystko jest Twoje, straciłeś siebie, jesteś na linii. Wchodzisz w to ?
Zapuszczam się dalej;
musi gdzieś tu być – w tym mieście, po zmroku, szukam dawnego kumpla.

Osiedle, czuć to miejsce całym sobą, strach i głębia alkoholowych terapii, gdzie leczą niespełnione obietnice. To miejsce tętni ciężkim rapem, który pryzmatycznie wciąż tu gra, wypełniając pustki osiedla, ogarniętego skazanymi na Życie. Pustka i szarość, zwykła codzienność.
Mury budynków, głównie bloków wypełniają krajobraz, nasiąknięte niczym wata ciężkim dymem marihuany uwalniają swój inwentarz.
Na ławce śmieci; pełno porozrzucanego, dłubanego długimi dniami słonecznika. Do tego wszędzie pety - pogaszone niedopałki, na ławce w ślinie, na trawniku, obok huśtawek, puszki i pogaszone odpadki papierosów. Mijam podpalony, a właściwie spalony śmietnik i jego obudowanie, całe okopane, pełno napisów jakiś pseudo grafficiarzy. Wymieniane, zamalowywane i odmalowywane kluby kibicowskie, herby; wszystko takie jakieś pokręcone, pokrzywione, jakby pisał to ktoś lewą ręką, ale jest i to się liczy. Jawna świadomość zła w młodocianych umysłach.
Przechodzę koło trzepaka, wspominam rozmowy, dziewczyny, alkohol i muzyczne podziemie.
Fatamorgana zastałych lat, czasy swawoli, mimo, że nóż na gardle. Śmiech śmierci, a ból, to nie czas na degustacje. Alkoholowe sztamy, narkotykowe zastępy, mieszanki robione w piwnicy, bez przejęcia kto to będzie brał. Wszystko się sprzeda, trzeba mieć na to kupców. Ja miałem, moi znajomi również. Dawne lata.
Wysokie skoki, niskie upadki, życie dzielnicy i nie interesuj się, Żyj swoim Życiem.
Teraz byłem tu, patrzyłem żeby nie wyłapać nożem. Częste to tutaj, bywa.
Nie zapominam, że nie mieliśmy nic, wiem, gdzie me korzenie, nie rozdano po równo, nie zapominać skąd jestem – po umyśle wciąż krążą te śniade wartości.
"Naucz się wygrywać przegraną kartą", co raczej nie wdawaj się w hazard z Diabłem.
Najważniejsze to przetrwanie, wymaga pokonywania własnych ograniczeń.
Strach. Umysły szaleńców, dzieci gorszego Boga, tu nie kończy się Świat.
Trzeba pracować, nie owacje, a siłę z pracy. Praca. Praca. Praca.
Znam tę rzeczywistość, brak perspektyw, żal, ból, obserwacja bogaczy; żyjesz, bo żyjesz, tak naprawdę leżysz, zwątpienie, zagubienie, otchłań. Jebać, moje.
Idę tu i to wraca, już wiesz czemu stąd uciekłem. Wyszedłem stąd, ale to nie wyszło ze mnie.
Szukam Szczupłego, nie wiem gdzie on jest, poszarpało nam kontakty coś ostatnio, ale muszę go znaleść.
"Muszę!" - zaciśnięte zęby i krzyk w głowie – "no muszę!"
"Potrzebuję go! Potrzebuję tego co on mi może dać. Potrzeba to siła rozumu.
Pierdolnął Świat. Rutyna, pokonam tę kurwę. Sam z tego wyjdę, nie wiem jak,
ale wyjdę sam" - to mi pomaga iść. Ja tego potrzebuję, kroku naprzód, ku powierzchni,
naprzód, na drugą stronę kanionu. Kroku trudnego, bo jednego, trudnego, bo nad
przepaścią. Potrzebuję."
Silna wola, powoli do przodu, mijam tą betonową dżungle. Zwalniam, przystaję u Sfinksa; to ten trzeci lokal przy starym, opuszczonym budynku – zapomnianej, zapuszczonej bawilandii dla dzieci. Trochę koloru na osiedlu. Podchodzę bliżej o trzy kolejne kroki do tej meliny.
Rozumiesz mamo, osiedle, ulica i ja – to maszyna wielkiego dziwnego systemu, nie mów mi, że się boisz, wydobywam to z zakamarków, sfer, gdzie nikt nie wszedł, gdybym nie musiał też bym tam nie wchodził.


Wejście do baru przez te stare, okopane drzwi. Nic się nie zmieniło.
Ciemny bar, mroczny bar, śmierdzący bar, zagubionych bar; dawna speluna, meldunek przy czwartym stoliku od Black Jack'a, tam wciąż jeszcze można spotkać kogoś z dawnych znajomych. Zawsze tam ktoś jest. Niczym weterani Campton.
Od wejścia skupiam wzrok na tym właśnie stoliku, siedzi tam Wiruz.
Nie kojarzy mnie początkowo wogóle ten luj, nawet z twarzy, ale w alkoholowym rauszu, przy ostrych odchyłach, patrzy na moją twarz i jakby - coś jakby myślał.
Przerzuca spojrzenie na moje ręce opierające się na jego małym drewnianym stoliku, przy którym siedzi i tak zatopionym wzrokiem patrzy. Stoję nad nim, myśli, czy stwarza powagę, patrzy.
Stary, kurwa, co Ty tu robisz o tej porze ? - wynosi się, więc coś chyba błysnęło w jego umyśle, wynosi się na tyle głośno, że aż paw, mający zamiar opuścić jego gardło, prawie wypływa z gęby.
Szukam Szczupłego - odpowiadam szybko, ucinając zdanie, próbując nadać ton rozmowie.
Usiądź napij się, co tam u Ciebie ? - jego twarz robi się bledsza, chyba ten paw nie chce już
wrócić do żołądka.
Szukam Szczupłego – mówię przyspieszając tempa rozmowie, czuję ten ucisk w żołądku, to chyba nerwy, pot drobnymi kropelkami wypływa na moje czoło. Czuję te dziwne kropelki.
System chłodzący znowu napiepsza.
Wiraz patrzy na mnie swym odużonym wzrokiem i wydobywa z siebie;
no co ci stary ? Siadaj.
Wiraz, kurwa nie mam czasu, chętnie, ale muszę coś dokończyć - nerwowo wydobywam,
czuję jak coś w środku mnie gniecie; gdybym go nie znał, od razu pewnie, by dostał na mordę.
Taa, bo Ty zarobiony i zapomniałeś już o kumplach, dlatego pewnie musisz się spieszyć.
Poważnie stary, nie mam czasu - spokojnie wydobywam z siebie.
Ale długo nie mogę być już spokojny;
potrzebuję Szczupłego, wiesz gdzie go mogę znaleść, czy nie ? - gonię słowami jakby moja
mowa była sprintem, na olimpiadzie weteranów.
Widzi moje poddenerwowanie, a raczej frustracje, przerost jakiś dziwnych zahamowań, też pewnie był tej jednej z milczących krain - "Czarne Myśli" zwanych.
Poczekaj chwilkę – odpowiada, ewidentnie chcąc dotrzymać tempa.
I niby chwilę kontroluje sprawę, ale kiepsko mu to idzie, alkohol bierze górę w jego szarych komórkach. Czekam, czekam i czekam na jakiś znak jego świadomości.
Masz fajkę ? - wyskakuje jak kot z rogala, pyta kręcąc dziwaczne kółka głową.
"Czy on naprawdę jest taki głupi ?" - próbuj coś przypomnieć, nie dociera do mnie, częstuję
go niebieskim Camelem.
O ho ho! – jego gazy nie mogą wciąż się uspokoić - jakie fajki ma nasz systemowy, ooo, patrzcie go, na nogi nam stanął.
Stary, nie mam kurwa już czasu. Wiesz, gdzie go znajdę czy nie ? - gardło wyższy ton, ewidentnie podcinam wszystkie loty jego uśpionego umysłu.
Czekaj - myśli, myśli.
Powinien, co zdaje się, być na 20, na dnie u Kiereszowej – wkońcu jakiś konkret wydobywa się z tych przyćmionych gorzałą zwojów.
To on dalej u niej przesiaduje ? - myślę jakbym sam był przepity.
Dobra stary, dziękówka - przybijam mu grabę i szybkim krokiem podchodzę do baru,
zostawiam 5 zł na ladzie i proszę o kolejkę dla Wirazka. Wychodzę.
Opuszczam te miejsce zmęczony, ale z wciąż żywym apetytem zmian.


"Daj oddech" - znowu ta ciemna ulica, znowu te skurwiałe osiedle, znowu te skrywane
rządze. Powrót mas złych wspomnień, od których nie ucieknę, one się gdzieś tu gnieżdżą, są - w ka- żdym zakamarku tego miejsca. - "Czujesz gulę w gardle, zgubiłeś się ?" Kocham ten zaszczyt bycia na tym skurwiałym metrażu. Czuję się jakbym był więźniem tego miejsca, tej sytuacji, tych bloków.
"Musisz biec, Twój czas jest Prawdą, która działa jak narkotyk. Zaćpaj więc sobie." -
rozmowa z własnym sumieniem.
"Fuck! All Fuck off! Ale to co tu znajdę – oby - odda mi moją wolność" - takie wówczas
jest myślenie.

Tak wysysają krew jeden drugiemu – ich ból, pożerają, by nie cierpieć.
"Ból milczenia, co Ty kurwa możesz o tym wiedzieć ?" - "skończ. Radek!"
Ile jeszcze do stracenia ? Skąd te inspiracje do Życia; nie mam lekko.
"Bo, gdy te sekundy miną z czym zostaniesz ? No co Ci zostanie; co stąd zabierzesz ?
Zdobędziesz, ale nie masz fundamentu dla solidnego domu.
Jestem rozchwiany, stoję na sztywnych nogach.
Popatrz na te ulice niechciane, te dzieci niekochane, no popatrz ...
Czemu nie kochasz ? Dopełniam woli."

Wewnętrzna ulica, pod prąd. Blok, szary, zwykły, brudny - jak to blok na starym, robotniczym osiedlu, napis "Śródmieście Crew" nadal widnieje nad klatką schodową.
"Oni chyba nigdy tego nie zamalują" - malowaliśmy to z kumplami jak mieliśmy może po
12 lat, to już 15 lat wstecz. Wchodzę do klatki, wciąż ten sam zapach, zupełnie jakbym przystawił nos do popielczniczki. Na parapetach wielkie, powypalane, czarne kropy, po zgaszonych papierosach. Aspiracje perspektyw. Schodzę do piwnicy; stężały, ciężki zapach, czarnej pleśni dalej wypełnia powietrze. Suszarnia.
Pukam na pomazane markerami drzwi, otwiera Kiereszowa; zasrana, zaspana, najebana, śmierdząca, rozczochrana.
Ooo! - staje na baczność - młody mamy gości – zachrypnięty głos zachęca do wejścia.
Wchodzę, koce na ścianach; okropne, podrapane ściany pokryte kocami, koce na ziemii. Wszędzie koce. Wraca masa złych wspomnień związanych z tym miejscem. Paranoja.
Czułem się tak jakby w tych ścianach, została pozostawiona suma moich wszystkich strachów.
Aż dreszcz przechodził po plecach. Goła żarówka wystająca ze ściany oświetlała te dziwne pomieszczenie zwane dotąd, mieszkaniem na dolinie. Woda w miskach, garkach, wszędzie w naczyniach woda, żółta i te małe brudne okienka, piwniczne.
Na fotelu siedzi Szczupły, ogląda zaśnieżony obraz w telewizorze.
Wstaje, podaje mi dłoń, uściski.
Stary potrzebuję cię – konkretnym zdaniem wydobywam z siebie.
Słuchaj - usiadłem na krześle okrytym jak nie trudno jest się domyśleć kocem, miał
jakieś zasuszone ślady, z jogurtu czy ... wolę nawet nie myśleć z czego.
Od razu przeszedłem do konkretów;
Potrzebuję cię. Potrzebuję pomocy.
Potrzebuję pistolet...



Potrzebował zmiany.











Potrzebujemy pomocy, zauważył Poeta.
Edward Dorn


Co to za ból ?
Co to za ból ?
Co to za ból ?


"Przyczyną zła jest niezrealizowane dobro." Nikołaj A. Bierdiajew

Za górami, za lasami, za siedmioma dolinami...
Albo nie; małe miasto, duże miasto - moje miasto, Twoje miasto, tuż pod Twoim nosem, Twoja okolica.
Jak w każdej dziwnej historii, był piękny, jasny dzień, słońce lało się z nieba, wylewając na wszystko upał. Okolice torowiska, dokładnie stare przejście na nieczynnych torach, delikatny wietrzyk przepływający przez gałęzie drzew. Cisza, spokój. Czuć było strach w powietrzu, tamta cisza dawała mi przedsmak władzy. Potwór.
Witam koniecznego - przerwałem milczenie odzywając się do dawnego kumpla Wojny, teraz
już wroga. Podchodzę do niego idąc po tych nieczynnych torach, nie znam kierunku rozsądku. Wysuwając z kieszeni glocka, przesuwam się powoli w kierunku Wojny. Już z oddali macham moim nowym 700 gramowym nabytkiem. Odległość - to było z jakieś 10 metrów. Wytarta lufa połyskuje w słońcu.
Ah jak przyjemnie.
Z początku całej sytuacji Wojna myślał pewnie, że zlewam żarty, bo zaczął się śmiać, ale ja bez zbędnych unoszeń szedłem, broń była prawdziwa co pewnie już zauważył.
Chciał atakować, udawał coś, ale ja podchodziłem bez wzruszenia jakimikolwiek jego reakcjami. Zero emocji. Poprostu szedłem, do niego. Nie potrafił tego zrozumieć, szedłem.
Zdawało mi się przez chwilę, że nawet chciał uciekać, ale strach nie pozwolił wykonać żadnego racjonalnego kroku. Widziałem strach, widziałem w oczach; tak ten strach, do teraz czuję to;
to tak jakbyś panował nad Życiem, był panem Życia, lub Śmierci. Twoje decyzje, Twoje wybory.
Wybieraj – zacząłem delikatnie – albo oddam strzał w ciebie, albo dasz mi się pobić.
Spojrzałem mu głęboko w oczy, przeszywając jego umysł na wskroś, zrozumiał, że to nie jest próba zastraszenia, co raczej; realny atak na jego osobę.
To nie fikcja – powiedziałem wnikając w jego duszę.
Plunąłem w twarz, lufę przykładając do jego serca.
Albo Cię postrzelę, albo sam dasz mi się pobić – tfu!
Był przerażony, drżącym głosem wydobył z siebie; - dobrze, to już mnie pobij, tylko żeby nikt nie widział - chyba myślał, że może mi zaufać. Widziałem pot ofiary na pobledzonych skroniach.
Padaka! Heh! - śmieszek drwiący, podniesiony głos, baryton:
Kto ty kurwo zrobił zakalec w moim cieście ? - nerwowym ruchem przeniosłem pistolet spod jego serca do jego głowy - no kto Ty kurwo ? Kto ?!










To fragment opowiadania, chciałbym wiedzieć, jak to się czyta, jak dociera do czytelnika i czy zachowałem w miarę odpowiednią spójność, bo mam problem z wybieganiem nazbyt.
Big Grin
sprawnie napisaneSmile widać że lubisz pisaćSmile

zbyt polskie niestety dla mnie, istnienie państw i obyczajów jest zbyt nietrwałe jak na mój gustSmile Kilka ciekawych porównań, lecz zrobiłbym coś z opisem blokowiska, jest typowySmile jak mówiłem zbyt polski. Niepotrzebne przekleństwa. W latach 90 to było dobre w psach teraz (mnie) nie ruszają. Nie wiem jak inni. Ja jestem pseudointelektualistą, więc wieszSmile Ogólnie sprawny warsztat, praca i pisanie, jak każdego z nas tutaj.
Polecam jeszcze przemęczyć. Ja np jak wracam do moich tekstów z przed 4 lat to wszystko bym zmienił każde słowo. Musisz wyrobić własny, niepowtarzalny styl. Tutaj już go czuć. Polecam dużo dziwactwa gdyż dziwactwo otwiera. Chcesz głębiej pogadać o dziwactwach, piszSmile
Ogólnie całkiem sprawny kawałek, chociaż ja nie nadaję się do komentowania tego typu prozySmile

pozdrawiam czasSmile











Starałem się osadzić wszystko w polskich realiach, by zbliżyć czytelnika.
Podoba mi się stwierdzenie "Książkę czytając jakbym oglądał film", ale do tego mi jeszcze daleko.
Dałem to, bo narazie chciałbym odpocząć od tego tekstu.
Tzn. wiesz, całość to 90 stron, tu jest koło 5-6 stron.
Co do blokowisk, to taki udzielił mi się klimat i chciałem go zawrzeć jak najlepiej, jak najsprawniej "uwolnić film do tekstu".
Jeszcze 'trochę' pracy przedemną, by z "filmu" zrobić opowieść.

Co do przekleństw, tak czułem, tak wyszło.
To był moment tzw. 'terapii wewnętrznej', jak to zostało gdzieś sprawnie określone.

Dzięki za opinię. Wink
A co do Twoich tekstów, to jaki gatunek preferujesz ?
Z czym obcujesz, jakie tworzywo ?
Psychologia, czy raczej beletrystyka z czystej formy tego stylu ?
Jest jedna rzecz której nie doświadczysz na filmie, tak jak w książce, jakiś czas zdałem sobie z tego sprawę. Jest to portret psychologiczny postaci. W filmie można ją tylko naszkicować, dzięki książce możesz być tą osobą. Fabuła nie jest tak ważna jak same postacie. Oczywiście wiesz, to moje opinie, które oczywiście po rozmowie mogą ulec zmianie.

Ja sam preferuję surrealizm i mroczne bajki dla starszych dzieci. Haruki Murakami, Jonathan Carroll, Thom York, Jim Jarmusch, Joel i Ethan Coen, Exupery, Dali i Beksiński. To parę nazwisk ze świata sztuki. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Miło mi że pytaszSmile
A czytam beletrystykę jak i rozprawy filozoficzne tych wielkichSmile Więc pływam w różnym tworzywieSmile

A żeby nie offtopować polecę Ci parę nicków które, jak ładnie poprosisz, znają się na rzeczy i słowie. Musisz nawiązać kontakt z Rootem, Szachem, Duśką pomogą Ci pracować nad warsztatemSmile
Jeśli potrzebujesz nowych dziwnych doznań zagadaj z Sun Kidem.
Serce się ma a nad warsztatem pracuję się całe życieSmile chyba.

pozdrawiam czas
Mówiąc o filmie, miałem raczej na umyśle pewien zarys, chodzi o odtworzenie historii w sferze wyobrażeń.
Nie koniecznie, ale może i potrzebnie - zintensyfikowanie wrażeń np. muzyką lub jak kto woli ciszą i spisanie wszystkiego tego co się widzi, co wolny umysł doświadcza.
Wysoka szkoła jazdy, frustrujące, ale jak dla mnie jedyna droga do stworzenia dobrego dzieła, książkowego. Pisać strumieniem, nie wyłączając warsztatu.


Co do autorów, to kilku z wymienionych kojarzę, acz nie zaczytuję się w tego typu lekturach.
Lubię Paulo Coehlo, jak pisałem "Umysł mordercy" był swego rodzaju odskocznią, terapią, odpoczynkiem.

Filozofia, jest dość dobra, ale sygnatura poznania zmienia się wraz z autorem, więc nie zagłębiam się w tematy,
ale pałam szacunkiem, wobec tych, którzy z nią obcują. Wink

Narazie odpoczywam od pisania, ale kontakty, będe miał na uwadze.

Tymczasem pozdrawiam Selfes Wink