Via Appia - Forum

Pełna wersja: Córka Mocy
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Prolog
Ciemność. Tylko ciemność władała aktualnie planetą, o której jest tu mowa... Tanes. Górzysta planeta figurująca na mapach kosmosu jako zamieszkała przez nieliczne plemiona. Owszem nieliczne, które się nie ukrywały. W jaskiniach pasm górskich tętniło życie i to całkiem cywilizowane. W jednej z jaskiń, która nie została jeszcze odnaleziona, skoncentrowała się Moc. Tak, ta sama Moc która jest stworzycielką życia, przestrzeni kosmicznej i wszelkiego bytu. Postanowiła wydać na świat córkę, która będzie największą jej reprezentantką. Wielu rycerzy Jedi, który byli ów czas jej łącznikami z innymi formami życia, miało w niedługim czasie zostać zgładzonych. Nastały właśnie czasy Imperium i panowanie Ciemnej Strony Mocy. Ale to właśnie ta Jasna Jej Strona chciała przy pomocy córki nie dopuścić do strasznych zdarzeń. W ciemności i ciszy jaskini nagle z głośnym hukiem pojawiło się maleńkie światełko. Mikroskopijny bąbelek, kryjący w sobie nowe Życie…

Rozdział 1 Rok 2 BBY
Blond włosa kobieta siedziała wygodnie w swoim skurzanym fotelu przy dębowym biurku. Jej osobisty gabinet umiejscowiony był na najwyższym piętrze wieżowca dowodzenia. Trzy ściany, wschodnia zachodnia i północna były wykonane ze szkła i ukazywały panoramę całego Force City, znajdującego się na planecie B-368, zwanej Quietour. Wspomniana wcześniej kobieta była prawnym właścicielem owej planety. „Właścicielem” trzeba zaznaczyć bo to ona ją znalazła i odkryła, że może zostać zasiedlona. W nagrodę Imperator podarował jej tą planetę.
Kobieta wypełniała ważne dokumenty by następnego dnia przekazać je Lei Organie, księżniczce Alderanu, jednocześnie ważnej rebeliantce walczącej z tyranią Imperium. Dokumenty zawierały istotne dla Rebelii informacje mogące zachwiać władzę Imperatora. Po dokończeniu tego arcyważnego zadania, podjęła się kolejnej ważnej sprawy mianowicie napisania raportu o sytuacji na Quietour. Planeta mogła by uchodzić z samowystarczalną ale życie rozwijało się na niej dopiero od czterech lat i nadal potrzebowało małej pomocy z zewnątrz. Np.: nadal dowożono im surowce do wykończeń większych budynków takich jak hangary czy sam gmach centrum dowodzenia, przywożono też narzędzia i nowe maszyny, czy też statki i ścigacze antygrawitacyjne do poruszania się na większe odległości.
Wracając do dziewczyny… pociągła twarz ozdobiona pięknymi szaro-niebieskimi oczami, pełnymi malinowymi ustami i małym zgrabnym noskiem. Włosy, jak już wcześniej zostało wspomniane, blond ale w różnych oświetleniach miały inny odcień. Ubrana była w brązową nie krępującą ruchów tunikę, tego samego koloru luźne spodnie, podróżne buty do kolan. Najważniejszym elementem stroju była nieco ciemniejsza ale również brązowa peleryna z kapturem. Czyli innymi słowy tradycyjny strój osobników jej pokroju, chodź takich trzeba było ze świecą szukać w tych czasach. Nazywała się Nuane Forcenteen i była Rycerzem Jedi. Jej słowo do niedawna było bardzo szanowane przez Imperatora ale on sam może nieświadomie przyczynił się do tego, że odeszła od współpracy z nim. Teraz kobieta udaje, że jest neutralna do obu linii frontu, a tak na prawde dokłada wszelkich starań by zaszkodzić rządom Imperatora Palpatina.
Nie spodziewanie zza pleców mistrzyni Jedi dobiegło ją ciche, przerażone pikanie jej robota, Imiego. W chwili gdy się do niego odwróciła zaczęło się z niego dymić a potem sypać iskry. Ten malowniczy widok zakończył stosunkowo niewielki wybuch, ale dla robota i tak było to dość groźne. Nastąpiła kompletna cisza.
Nuane znieruchomiała na moment nie wiedząc co uczynić.
- Imi? - zapytała wiedząc że i tak to nic nie da. Dotknęła robota wiciami mocy. Wybadała że jest mocno naelektryzowany i nie powinno się go dotykać. Kopulasta głowa robocika była zwrócona w stronę kobiety.
- Nie rozumiem… do tej pory nigdy nic ci się nie przydarzało.- wyjęła komunikator.
- Centrala - powiedziała.
- Tu centrala, kto mówi? Twój numer komunikacyjny nie jest zarejestrowany. - odezwał się niezwykle miękki męski głos.
- Mówi Nuane Forcenteen . Mój numer nigdy nie był za rejestrowany… a przynajmniej nie na paśmie „β”. Przejdź na pasmo „α”. - poinstruowała Nuane
- Przechodzę na „α”… och… Pani wy… wybaczy Forcenteen, że nie poznałem. Jestem tu nowy i nie zdążyłem jeszcze się zapoznać ze wszystkim.
- Nowy? Hmm… z tej grupy z Azny? Natan?
- Tak!
- Natan! Wiedziałam, że wezmą cię do centrali, masz taki przyjazny głos.
- Aaa dziękuje. To gdzie połączyć? – nowy wydał się zawstydzony.
- Ach tak… Pasmo „β” Kastor Malaiin.
- Już łączę… - w komunikatorze zrobiło się cicho. Po kilku sekundach odezwał się zachrypnięty głos.
- Kastor Malaiin. W czym mogę pomóc. - Starszawy już mężczyzna pracował w mieście od jego początków. Jeden z najlepszych mechaników, wygnanych z Casidy za nieumyślne spowodowanie katastrofy statku, którym miał lecieć ambasador Casidyjczyków do Imperatora.
- Witaj Kastorze, tu Nuane. Masz chwilę?
- O cześć księżniczko! Jasne, że mam, a co ci trzeba?
- Imi ma awarię… Ba nawet więcej niż awarię… zdrowo huknęło. Zerknął byś na niego?
- Jasne. Przyjść do ciebie?
- Nie, podprowadzę go do ciebie i tak się wybierałam tam pokombinować trochę w moim statku.
- Ok. Będę czekał. - Wyłączył komunikator. Nuane przed wyjściem pochowała wszystkie dokumenty do osobnych teczek i oznaczyła je. Następnie niewiele się namyślając podniosła Mocą Imiego, i skierowała się do wyjścia.
W jedynej nie szklanej ścianie znajdowało się dwoje drzwi. Jedne po prawej, z mocnej połyskującej durstali - prowadziły do windy. Drugie, dębowe i ozdobione ornamentami prowadziły do jej prywatnego apartamentu. Nuane skierowała się naturalnie do tych po prawo i wcisnęła guzik przywołujący windę. Po chwili drzwi się rozsunęły i dziewczyna weszła do środka a za nią lewitujący Imi.
>>><<<
- Kastorze! - zawołała Nuane.
- Jestem, jestem! - odpowiedział wezwany, prostując się znad zagraconego narzędziami stołu.
- No pokaż mi tego urwisa. - zaśmiał się. Nuane postawiła Imiego przed mechanikiem.
- Jest naelektryzowany. Nie można go dotykać.
- Ech… nawet bym nie śmiał. - zasępił się na chwilę - Jaki to model? Bo na pewno wyżej niż 230?
- To model 232. Czy to jakiś problem? - zaniepokoiła się Jedi.
- No niestety na Casidy nie zdążyliśmy się zapoznać już z dwoma wcześniejszymi modelami. Wybacz, ale nie poradzę tu nic. A jak ja nie, to inni też nic nie wskórają.
- To co ja mam zrobić? Nie uśmiecha mi się lecieć do Imperatora… chociaż… to by był dobry pretekst to zobaczenia się z… pewną osobą. – Nuane nie chciała wymówić imienia swojego przyjaciela. Bała się tego.
- Tęsknisz za mim, prawda? - zapytał Kastor, uśmiechając się jak dziadek do wnuczki.
- Tak. - powiedziała rozmarzonym głosem dziewczyna - Był moim najlepszym przyjacielem…
- Masz dwa wyjścia. - powiedział - Możesz lecieć tam, do Imperium, albo na Tatooine.
- Tatooine? - zdziwiła się Nuane.
- Tak. Na jednej z farm wilgoci mieszka mój przyjaciel. Owen Lars…
- I on go naprawi? - Nuane zaświeciły się oczy.
- On nie, ale jego bratanek bardzo możliwe. Chłopak ma dopiero siedemnaście lat a ma wiedzę na temat mechanizmów taką, że nawet ja czasem musiałem się dobrze zastanowić zanim znalazłem w czymś usterkę, a on znalazł ją na pierwszy rzut oka. Jest naprawdę utalentowany, do tego przystojny. - tu spojrzał znacząco na Nuane.
- Myślę że nalazły by się osoby leprze od niego. Np.: Ja mam również siedemnaście lat i posiadam własną planetę, jestem „prawie” mistrzem Jedi i zbudowałam swój własny statek. Albo taka Leia Organa. Wspaniała dyplomatka i strategiczka. A też ma siedemnaście lat… wystarczy, czy wymieniać dalej - odgryzła się dziewczyna.
- Ok, ok… On się do was nie umywa. - przyznał z lekką ironią Kastor. - Podam ci namiary na tą farmę. - Wyciągnął z zabrudzonego kombinezonu czystą kartkę i długopis a następnie naskrobał kilka cyfr.
- Mogłem się nieco pomylić, ale w tamtej okolicy mieszkają tylko oni. - wymamrotał Kastor.
- Dziękuję ci bardzo. - powiedziała dziewczyna biorąc od niego kartkę. - pójdę zanieść Imiego do statku, a potem poszukam jeszcze Anresa.
- Trzymaj się księżniczko! - krzyknął.
- Będę, będę. - przyrzekła.
>>><<<
"Ciemność. Tylko ciemność władała aktualnie planetą[,] o której jest tu mowa... "
"W jednej z jaskiń[,] która nie została jeszcze odnaleziona, skoncentrowała się Moc. "
"Postanowiła wydać na świat córkę[,] która będzie największą jej reprezentantką. "
"trzy ściany, wschodnia zachodnia i północna były [całe] ze szkła i ukazywały panoramę [całego] Force City," - Powtórzenie.
"znalazła i odkryła[,] że może zostać zasiedlona."
" by następnego dnia przekazać je Lei Organie, [k]siężniczce Alderanu"
"życie rozwijało się na niej dopiero od [czterech] lat," - większość liczebników powinno się pisać słownie.
"przywożono te[ż] narzędzia"
"Teraz kobieta udaje[,] że jest neutralna do obu linii frontu"
"Nie spodziewanie zza pleców mistrzyni Jedi dobiegło ją ciche, przerażone pikanie jej robota, Imiego. W chwili gdy się do niego odwróciła zaczęło się z niego dymić a potem sypać iskry. Ten malowniczy widok zakończył sporawy wybuch i nastąpiła kompletna cisza." - Całość do przepisania, poprawienia. "Sporawy" to nie za dobre określenie jeśli chodzi o teksty literackie.
"- Centrala[_]- powiedziała. "
"- Tu centrala[,] kto mówi? Twój numer komunikacyjny nie jest [zarejestrowany_]-[_]odezwał się niezwykle miękki[,] męski głos. "
"- Mówi Nuane Forcenteen[.] Mój numer nigdy nie był [zarejestrowany]… a przynajmniej nie na paśmie „β”. Przejdź na pasmo „α”.[_]- poinstruowała Nuane[.]"
" Natan! Wiedziałam[,] że wezmą ci[ę] do centrali[,] masz taki przyjazny głos. "
"- Kastor Malaiin. W czym mogę pomóc.[_]- [S]tarszawy już mężczyzna pracował w mieście od jego początków. Jeden z najlepszych mechaników, wygnanych z Casidy za nieumyślne spowodowanie katastrofy statku[,] którym miał lecieć ambasador Casidyjczyków do Imperatora. "
"- O cześć księżniczko! Jasne[,] że mam, a co ci trzeba? "
"Jedne po [prawej(?)] z mocnej połyskującej durstali - prowadziły do windy."
"- Kastorze![_]- zawołała Nuane.
- Jestem, jestem!- odpowiedział wezwany, prostując się znad zagraconego narzędziami stołu.
- No[,] pokaż mi tego [urwisa.]- [Z]aśmiał się. Nuane postawiła [„urwisa”] przed mechanikiem. " - Powtórzenie. Nawet jeśli celowe to nieładne.
"- Jest [naelektryzowany]." - Łącznie.
"- Tęsknisz za mim, prawda?- zapytał Kastor[,] uśmiechając się jak dziadek do wnuczki. "
"- Tak[_]- powiedziała rozmarzonym głosem dziewczyna - Był moim najlepszym przyjacielem… "
"Chłopak ma dopiero [siedemnaście] lat a ma wiedzę"

Błędów było więcej. Nie wytknąłem wszystkich.
Sam tekst mimo wszystko nie napisany najgorzej. O fabule wiele nie powiem. Gwiezdne Wojny i sci-fi są dla mnie dość odległymi tematami. Popraw błędy, przyłóż się do tekstu a może być całkiem nieźle. Mimo wszystko: nie nudziłem się (może to przez dużą ilość błędów, nie wiem).

Dziękuję za uwagę, pozdrawiam.
Zapowiada się ciekawie. (wiem czytałem dalsze fragmenty i w tym świetle poprzednie zdanie brzmi irracjonalnie).

Bez offtopu//InF
Dziękuję za komentarze Wink poprawię co trzeba, niestety to nieoddzielanie myślników może mi się zdarzać... wybaczcie.
Dokumenty zawierały istotne dla Rebelii informacje mogące zachwiać władzę Imperatora. Po dokończeniu tego arcyważnego dokumentu,

Powtórzenie. Mogłaś napisać: Po dokończeniu tego arcyważnego zadania/ arcyważnej czynności...

czterech lat, i nadal potrzebowało małej pomocy z zewnątrz

Po i przed "i" nie stawia się przecinków. Chyba że jest to zdanie typu: Monika lubi bluzki i zielone, i niebieskie.

Na razie tyle, jest jeszcze parę błędów interpunkcyjnych, ale już mi się nie chcę ich wypisywać.

Fajne, choć nie znam się za bardzo na SW.
Statek marzeń. Tak można było go opisać w dwóch słowach. Czarny jak noc, opływowy kadłub chłonący światło by na tle kosmosu był niewidzialny. Zbudowany tak by stanowił najmniejszy opór w czasie lotów w atmosferze. Rampa wejściowa, to dopiero było cudo! Otwierała się wyłącznie na dotyk palców zapisanej osoby, a trzeba jeszcze było wiedzieć gdzie dotknąć. „Armagedon” - Statek zaprojektowany i w całości zbudowany przez Nuane Forcenteen. Jej oczko w głowie. Nie do ścigany , nie pokonany. Kiedyś nawet założyła się z Hanem Solo że jego „najszybsza kupa złomu w kosmosie” czyli „Sokół Milenium” nie zdoła pokonać Armagedona. Zgodził się bez wahania pewny wygranej. Oczywiście po sromotnej porażce marudził że Armagedon jest nowy i w ogóle… Gadanie.
Armagedon stał tam gdzie zawsze. Honorowe miejsce na lądowisku „Calm Consent” było przeznaczone wyłącznie dla tego statku. Nawet pod nieobecność Nuane, nie wolno było tam lądować. Specyficzne miejsce wyróżniało się tym że była to obrotowa okrągła platforma. By się na nią dostać Nuane nie potrzebowała chodów więc ich nie zbudowano. Dla Jedi pokonanie trzech metrów w górę to jak lekki podskok. Wspomniana Jedi właśnie wkroczyła żwawym krokiem na lotnisko. Na „Calm Consent” zawsze panowało poruszenie, więc dziewczyna zdziwiła się, że tym razem jest tu niezwykle… spokojnie. Spojrzała na wielki zegar i natychmiast wyjaśniło się dlaczego: przerwa obiadowa. Tyko niewielu zapaleńców już z niej wróciło. Niemalże po linii prostej podeszła do platformy. Jeszcze na cztery metry od niej zebrała w sonie Moc i wystrzeliła po skosie w górę. Wylądowała miękko i z gracją, nie wywołując przy tym nawet małego szmeru. Następnie do lewitowała małego Imiego na górę. Podeszła do Armagedona i z czułością przejechała dłonią po odpowiednim miejscu. Dało się słyszeć cichy świst zasysanego powietrza. Po może nie całej sekundzie rampa szybko opadła, miała jednak wbudowany czujnik podłoża więc nie uderzyła o ziemię ale zawisła dokładnie centymetr nad nią. Nuane weszła powoli do wnętrza.
- Witaj Moje Maleństwo… - powiedziała tak jak by mówiła do dziecka. Weszła do sterowni. Postawiła Imiego w jego stałym miejscu ale odłączyła gniazdo od reszty statku aby przypadkiem jej „Maleństwo” czegoś nie przejęło od robota. Usiadła jeszcze na chwile w fotelu pilota. Następnie wyszła i zamknąwszy wejście ruszyła na poszukiwanie Jej oddanego dowódcy Anresa Rassela. Zeskoczenie z platformy również nie było większym problemem dla Nuane. Przystanęła na chwilę by poszukać wiciami Mocy potrzebnego jej obiektu. Gdy wreszcie znalazła, dowiedziała się że jest jednym z tych co wrócili już z przerwy. Krążył wraz z innym oficerem w swoim okręgu. Nuane niezwłocznie tam się udała.
Wchodząc do Hangaru White zobaczyła Anresa, przechadzającego się w te i z powrotem razem z Demetrim, rodakiem Anresa z Everante. Zanim do nich podeszła popatrzyła chwilę na towarzysza Anresa. Demetri był przystojny i dobrze zbudowany, wyczytała kiedyś w jego myślach że gdy by nie miał żony, którą kochał nad życie, starał by się właśnie o Nuane. W zasadzie nie miała by nic przeciwko, ale tylko gdy by był Rycerzem Jedi. Tak, nie miał szans. Nuane przysięgła sobie że pokocha tylko Rycerza Jedi. Jednego już kochała, ale miłością przyjaźni.
- Anresie, Demetri! - zawołała. Dwaj panowie byli tak pochłonięci rozmową że zareagowali z małym opóźnieniem. Przez ten czas Nuane zdążyła pokonać połowę dystansu ich dzielącego. Pierwszy odezwał się Demetri:
- Pani Forcentin, miło panią widzieć. - zabrzmiał barytonem.
- Ach nie tytułuj mnie per. Pani. Czuję się wtedy staro… Ciebie też miło widzieć Demetri. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Cześć Nuane. A cóż cię tu do nas sprowadza? – zapytał Anres.
- Więc, Anresie mam dla ciebie kolejne, naprawdę ważne zadanie. Muszę dziś niestety wyjechać, a jutro przylatuje Leia Organa. Na moim biurku leżą Dwie teczki: brązowa z literą „P” a druga fioletowa z napisem „Quietour”. Przekażesz je jutro Lei dobrze?
- Tak jest! - zasalutował Anres stając na baczność.
- Anresie nie musisz mi salutować… - nie dokończyła
- Ale takie są wymogi etykiety. -odpowiedział z godnością Dowódca.
- A walić etykietę! Czyli jesteśmy zmówieni? - zaśmiała się Nuane.
- Naturalnie.
- A jeśli wolno spytać… - odezwał się ponownie Demetri - gdzie wylatujesz?
- Lecę na Tatooine, do starego przyjaciela Kastora. Imi miał awarię a Kastor już wcześniejszych modeli nie widział na oczy. Ten przyjaciel Kastora ma bratanka który ponoć ma niesamowitą wiedzą o mechanice i powinien go naprawić.
- Ale to są zewnętrzne rubieże! Nie lepiej polecieć na Coruscand? - zapytał z obawą Anres.
- Wole unikać ewentualnego zaproszenia do pałacu. Chociaż z jednej strony chciała bym tam polecieć. Ale na Tatooine może być ciekawie, tak mi podpowiada Moc. Zresztą nie bójcie się o mnie, widzieliście mój pokaz siły na Everante. - Na wspomnienie wydarzeń z Everante obydwaj panowie się rozluźnili. Nuane bowiem dała tam taki popis umiejętności w walce i w posługiwaniu się mocą że panowie nie mieli zbyt dużo do roboty.
- No to puszczam cię z czystym sumieniem. - zażartował Anres.
- Ale słuchaj, jak tam nie daj Mocy polegniesz… to który przejmie władzę? – zapytał udając powagę Demetri. Ach ten to zawsze coś potrafi palnąć… że klękajcie narody.
- Żaden z was. Bo nie polegnę. - powiedziała na odchodne Nuane. - Na razie!
- Taa… cześć! - zawołał Demetri udając obrażonego.
- Demetri! - Anres trącił w żartach Demetriego ale że ten stracił równowagę i upadł to już nie była jego wina - Na razie Nuane. - zdążył wyrzucić z siebie między kolejną salwą śmiechu, patrząc jak Demetri niezdarnie podnosi się z podłogi.
- Eh panowie… - westchnęła do siebie dziewczyna. Jej plany zrobiły zwrot o 180 stopni więc musiała wrócić teraz do swojego apartamentu by spakować sobie parę rzeczy.
Zaczęła myśleć:
- Hmm… Tatooine. Kastor wspominał o farmach wilgoci. Czyli to musi być planeta pustynna. Nie mam chyba odpowiedniego ubioru na ten typ terenu. Ach… - zachwiała się. Jej Matka, postanowiła się z nią skontaktować. - Mamo uprzedzaj trochę. To nie jest przyjemne jak taka ilość Mocy wdziera ci się nagle do głowy!
- Wybacz. - Moc przemówiła wysokim miękkim sopranem. - Mam małe informacje na temat tej planety.
- Więc, słucham. - Nuane zdążyła już dojść do siebie.
- Tatooine to istotnie pustynna planeta. Ale nie musisz obawiać się strojem. Stroje Jedi same dostosowują się do otoczenia. Nie zależnie czy jest zimno czy ciepło, zawsze będzie ci w nim dobrze. Na Tatooine zmieni się w bardzo przewiewny.
- Dobrze wiedzieć. A powiesz mi coś na temat tego chłopaka co ma mi naprawić robota?
- Jest przystojny tak jak już wspomniał Kastor.
- Imię? - zapytała nieco zeźlona Nuane.
- Na imię mu Luke. I więcej nic ci nie powiem.
- Dlaczego?! - zapytała zaskoczona.
- Rozgniewałaś się. Nikle, ale sam fakt się liczy.
- Och, przepraszam mamo. - Nuane skruszała.
- Spokojnie. I tak bardzo dobrze się kontrolujesz. Jestem też z ciebie dumna, że mimo współpracy z Imperium nie dałaś się przeciągnąć na Ciemną Stronę.
- Dziękuję. - Nagle jej głowa zrobiła się niezwykle lekka. No tak, Moc ją opuściła.
- Ech, mogła by uprzedzać. - usiadła na trawie, by doprowadzić umysł do stanu używalności.
- Pani Nuane Forcenteen? - Odezwał się dziecięcy głosik zza pleców kobiety.
- Tak, to Ja ale mów mi po prostu Nuane, dobrze. -Odpowiedziała z uśmiechem odwracając się do dziewczynki.
- Ale ty jesteś tu najważniejsza i to ty wywiozłaś mnie i moją rodzinę z tego brzydkiego miejsca. Z odludzia Azny… Należy ci się szacunek. Tak mówiła mi moja Mama.
- Ach, to ty jesteś Enau, tak? - Nuane przypominała sobie wszelkie informacje na temat dziewczynki. Miała 8 lat, pochodziła z najmłodszej grupy wygnańców, rodziny Kachiri, z Azny. Miała siostrę Iriin i trzech braci: Awena, Silme, i obdarzonego niezwykle miękkim głosem Natana, tego z centrali. Najważniejsze było to że Enau przejawiała zdolności Jedi. I była jeszcze na tyle młoda że można było rozpocząć jej szkolenie.
- Tak jestem Enau… czemu siedzi pani na trawie? - zapytała rezolutnie dziewczynka.
- Rozmawiałam z Mocą, moją matką, ale moment gdy nagle wpada ci do głowy taka ilość siły a następnie gdy dochodzisz do siebie nagle cię opuszcza… uch trochę się kręci w głowie.
- Znam to uczucie. Jeśli się nie mylę to Moc przemawia wysokim, ciepłym głosem. Mówiła dziś do mnie. Powiedziała że mam cię znaleźć i zostać twoją uczennicą, byś nauczyła mnie jak być Rycerzem Jedi. Powiedziała że mam bardzo ładny umysł i serce, że będę wspaniałą Jedi. - powiedziała jak najpoważniej Enau. - Na Aznie już przytrafiały mi się różne przygody, na przykład potrafiłam wskoczyć i bez trudu zeskoczyć z wysokich półek skalnych gdzie inne dzieci nie mogły wcale się dostać. Albo podnosiłam dla mamy ciężkie przedmioty samą siłą woli. - Nuane zamurowało. Moc z nią rozmawiała. Była w niej niezwykle silna. Znaczyło to że naprawdę Enau jest pisana jej jako Padawanka.
- Enau Kachiri… - powiedziała klękając przed nią na kolana by znaleźć się na jej poziomie. -Uroczyście oświadczam, że przez wezwanie Mocy, od tej chwili mianuję cię moją Padawanką.
- Dziękuję – powiedziała z uśmiechem mała i przytuliła się do swojej mistrzyni. Teraz oficjalnie Nuane mogła mianować się mistrzem bo podjęła Padawana.
- Jakie będzie moje pierwsze zadanie?- zapytała dziewczynka.
- Chym pierwsze? Noo.. powiedzmy że masz się zwracać do mnie Nuane. Chyba że będzie jakaś ważna uroczystość to wtedy naturalnie zwracasz się do mnie Mistrzyni. Zrozumiałaś?
- Tak, Nuane.
- No to się cieszę. A teraz chodź… ja niestety muszę teraz wyjechać. A pewnie chciała byś jeszcze ze mną pobyć i się czegoś dowiedzieć? - zapytała Nuane.
- Oczywiście a mogę zadawać ci już pytania.
- Jasne. Ale nie wszystkie naraz. Wybierz te najważniejsze.
- Dlaczego? - zdziwiła się mała
- Musisz uczyć się cierpliwości. Nie wiem czy wiesz ale twoja nauka już się rozpoczęła i będzie trwała nieprzerwanie.
- Podoba mi się to. - Odpowiedziała z entuzjazmem Enau. Nuane uśmiechnęła się do swoich myśli. Wiedziała że trafiła jej się wyjątkowa uczennica.
Nuane wstała.
- To co, idziemy? - zapytała.
- Oczywiście. - Enau ku zdziwieniu Nuane wyciągnęła do niej rączkę. Nuane ujęła maleńką dłoń w swoje delikatne palce. Ruszyły do gmachu dowodzenia.
- No, to masz już pierwsze pytanie?
- Tak. Czy… Czy ty na prawdę jesteś córką samej Mocy? - no tak Nuane wiedziała że na pewno padnie takie pytanie.
- W zasadzie to tak. Najbardziej może zdziwić cię to że zostałam przez nią stworzona. Daleko na planecie Tanes w jednej z jaskiń. Matka nie tłumaczyła mi jak to konkretnie się odbyło. Wiem tyko że nie mam materialnej rodziny.
- Ojej jesteś sama na świecie… to nie fajne. - Enau zrobiła zbolałą minę.
- Nie przejmuj się. Mam ciebie i innych obywateli Force City, to moja rodzina.
- Dlatego prosisz by zwracali się do ciebie po imieniu?
- Po części też… Głównie dlatego że czuję się jeszcze za młoda na tytuł „Pani”.
- A ile masz lat? Bo moja mama kiedyś rozmawiała o tym z moim bratem Natanem, i wyszło im ok.25 lat.
- Ha, naprawdę? - Zaśmiała się Jedi. - Ojej jeszcze nikt mnie tak nie postarzył! Enau powiedz mi ile twój brat ma lat?
- 20.
- O, no to odejmij od tego 3 lata, i będziesz miała mój wiek.
- Yyy… Masz 17 lat. - oświadczyła z przekonaniem.
- Tak jest. Raptem 9 lat jest różnicy między nami.
- Jesteś taka młoda a osiągnęłaś tak wiele. Mama mówiła że ci wszyscy ludzie tu w Force City to wygnańcy z innych planet. Jak moja rodzina. A ty ich tu przywozisz nie jednokrotnie narażając swoje życie, by nam żyło się lepiej. To bardzo szlachetne.
- Dziękuję za miłe słowa, ale taki jest obowiązek Jedi. Zapewnić innym spokój i dobre życie podczas gdy my sami wiedziemy życie pełne wyrzeczeń i poświęceń. Może ci się na trochę straszne ale z czasem sama zobaczysz jak to jest. - Obie dziewczyny na chwilę umilkły, podczas gdy Enau myślała nad kolejnym ważnym pytaniem.
- Jakie są twoje nad umiejętności, związane z tym że jesteś Córką Mocy?- Takiego pytania Nuane się nie spodziewała, przynajmniej na razie.
- Cóż, przyznam że na tym etapie twojego szkolenia nie spodziewałam się takiego pytania. Ale skoro tam w twojej głowie, powiedziano ci że chcesz to wiedzieć to powiem. Np: umiem tworzyć życie ale nie jest ono wieczne, cofać bądź przyśpieszać czas dla ciała, teleportować się na niewielkie odległości… chodź zdarza mi się między planetarnie. To bardzo przydatne umiejętności. Zwłaszcza teleportacja.- streściła krótko ale najprościej jak potrafiła.
- Mogła byś mi to pokazać?- zapytała nie śmiało Enau.
- Może nie teraz. Kiedy indziej… to trochę wyczerpujące. Kiedyś opowiem ci również pewną historię nawiązującą do teleportacji.
- Dobrze. To jest centrum Force City? - zapytała mała wskazując na odpowiedni budynek.
- Tak. A widzisz te ogromne okna na samym szczycie? To właśnie mój gabinet.
- Wow, musi być piękny. Mam z okna widok na… na ten budynek…
- Gmach ma swoją nazwę jeśli ci to ułatwi sprawę.
- A i owszem, ułatwi. Jaką? - Dziewczynka swoją wymową wyprzedzała inne dzieci w swoim wieku o przynajmniej 5 lat. Nuane bardzo przypadło to do gustu.- Będzie wspaniałą dyplomatką. – pomyślała.
- Centrum nazywa się Oasis co tłumaczy się na Oaza. Tak wiem, trochę dziwne nadałam nazwy, ale chciałam by miały jakieś znaczenie i duszę.
- Piękne, podoba mi się… - nie skończyła bo dobiegło ich wołanie.
- Nuane! Nuane!! – To był Damon. Mody bo zaledwie 20 letni wygnaniec z Mon Calmy. Pełnił teraz funkcję elektryka i głównego obserwatora elektrowni zapewniającej miastu prąd. To że osobiście złożył wizytę Nuane, nie wróżyło nic dobrego.
- O co chodzi Damon? - zapytała Jedi, z należnym spokojem.
- Roktery! - wysapał - Leci tu całe stado! Wprost na… - ale jego głos zagłuszył potężny skrzek wielu stworzeń naraz. Niebo przesłoniła chmara ptako podobnych stworzeń. Zmierzały na północ w bardzo nie wskazanym niskim locie. Z daleka można było zobaczyć ogromny błysk a zaraz potem dał się słyszeć straszny huk, jak by ktoś wystrzelił z potężnego działa laserowego. Enau zakryła sobie uszy i cicho pisnęła. Nuane wiedziała co to oznaczał ten huk.
Czyta to ktoś?Huh

Zapytać nie wolno?

Lepiej nie spamuj. I rzeczywiście wypada komentować. Ja też to robię(zaczynam udzielanie się) więc zacznę od Ciebie.
Tekst czyta się całkiem dobrze. Nudzą tylko długie opisy, których osobiście nie lubię. Całość zapowiada się jednak ciekawie.
Ale co ja zrobiłam? Grzecznie się zapytałam...

To co robisz dalej. Chcesz kolejne 20% od sil? On będzie skora Ci je dać. Od rozmów niezwiązanych z wątkiem masz pw i sb. //Kali
Za niezbyt uprzejme uważa się wpisywania własnego postu pod poprzednim. Tyle.

P.S. Masz przycisk edycji.

Konto usunięte

[Który działa tylko w ciągu 24 h od napisania posta, proszę się z tym liczyć]

I na tej informacji kończymy jakikolwiek offtop. Następnym razem - 40%.//InFlames
- Elektrownia. – szepnęła. – Enau – zwróciła się do dziewczynki – pójdziesz do mojego gabinetu jedziesz windą na samą górę na 20 piętro. W tej samej ścianie znajdują się drugie drzwi do mojego mieszkania. Trzeba będzie wpisać kod, ale Mocą przekażę ci go jak będziesz już na górze. Po drugiej stronie salonu są schody. Wejdziesz tam i na końcu korytarzyka jest moja sypialnia. W szafie są skompletowane stroje Jedi. Weźmiesz mi brązowy komplet, ciemną brązową piżamę dobrze? Na dole jest torba. Zrozumiałaś? Przepraszam od razu, że się tobą wysługuję.- powiedziała szybko Nuane. W tym czasie Damon pobiegł w stronę elektrowni.
- Dobrze, wezmę co trzeba. Dla mnie to będzie atrakcja, zobaczyć twoje mieszkanie. - Enau była jak najbardziej poważna.
- Cieszę się, no biegnij! - powiedziała Nuane i sama rzuciła się wspomaganym przez Moc biegiem do elektrowni. Ledwo było ją widać. Minęła Damona po zaledwie pięciu sekundach. A po kolejnych trzynastu zbiegała już dość stromym zboczem do elektrowni. Pokonała odcinek ośmiuset metrów, w dwadzieścia sekund. Widok jaki Ją zastał na miejscu był przerażający. Pomiędzy kablami najwyższych wież wisiał ogromny, na szczęście martwy Rokter. Był na tyle wielki i ciężki by pozrywać połowę kabli które skrzyły się na końcach prądem o napięciu bagatela pięciu tysięcy woltów, i naderwać konstrukcję obu wież. Następnie okazało się, że jedna z pracownic zakładu nie zdążyła uciec i została przygnieciona przez odłamany fragment wieży. Nazywała się Ellai Potossa. Była jeszcze bardzo młoda miała dziewiętnaście lat. Była zastępcą Damona, na jego stanowisku. Nuane w pierwszej kolejności po biegła by ja oswobodzić. Ostrożnie uniosła Mocą kawał ciężkiej durstali i odrzuciła ją w bok.
-Ellai! Obudź się! Jesteś silna!- dopiero teraz zauważyła że kobieta ma ciężką ranę na piersi. Nie był to prawie żaden kłopot dla Nuane. Położyła swoją dłoń na ranie Ellai i skupiła się. Przywoływała Moc. Jej najodleglejszą siłę. Powoli, dłoń jak i ona sama zaczęła emitować światłem. Lecznicze impulsy przenikały drobne ciało Ellai. Brązowe włosy i jasna skóra odzyskiwały swój dawny zdrowy kolor. Po kilku chwilach po ranie kobiety nie została nawet blizna.
- Ellai. – Szepnęła Nuane. – Jak się czujesz. - Zapytała bo Ellai odzyskała przytomność.
- Przyznaję że przed chwilą byłam gotowa umrzeć a teraz czuję się jak nowonarodzona. – odpowiedziała miłym i powabnym głosem. Jej głos był jedną z głównych cech którą posiadali osobnicy jej rasy. Evorin. Dumna planeta zamieszkała przez dumną rasę Evori. Blada cera, złote oczy, najczęściej czarne bądź brązowe włosy. Najpiękniejsze kobiety w kosmosie to właśnie Evoinianki. Jedna z takowych podniosła się z ziemi.
- Co mi się właściwie stało? - zapytała, a Nuane mimowolnie zakręciło się w głowie od jej głosu.
- Przygniótł cię fragment wieży. Miałaś okropną ranę na piersi. Uzdrowiłam cię. Nie dziękuj. - szybko powiedziała bo Ellai zbierała się by wyrazić swoją wdzięczność. Wolała by się jak najmniej odzywała. Nawet silna psychika Jedi nie była w pełni oprzeć się czarowi głosu Evorian.
- Chodźmy stąd, nadal jest tu niebezpiecznie. – Za komendowała Jedi. Jak by na potwierdzenie jej słów jedna z wież za skrzypiała i pochyliła o ok. 10 stopni .Ellai nie trzeba było dwa razy powtarzać. Gdy wyszły poza teren elektrowni, było tam już wiele zgromadzonych osób. Większość stanowili jeszcze pracownicy elektrowni, ale coraz to Nuane wyczuwała nowo przybyłą osobę.
- O Mocy Wielka! Ellai nic ci nie jest kochanie.?!- Damon porwał Ellai w ramiona i nie wyglądało by miał ją prędko z nich wypuścić. Kolejna szczęśliwa para. Ale przynajmniej usta Damona miały uciszyć na jakiś czas jedyną istotę, która mogła by zachwiać równowagę Mocy w głowie Nuane. Mogła się teraz skupić na bardziej istotnych sprawach. Np. Jak wyciągnąć tego przeklętego ptako-podobnego zwierza z kabli, by nie pogorszyć sytuacji.
- Matuiira Ciaa! - Zaklął za jej plecami Anres, który zdążył przedrzeć się przez gęstniejący tłum.
- O tak. Trafne określenie. – Zaraz dał się słyszeć ciepły baryton Demetriego.
- Anresie! – Zwróciła się do niego dyplomatycznym głosem. – Zbierz ludzi i idź zobacz do centrali czy mamy wiele strat. Ja, zajmę się wyciąganiem Roktera z kabli by jak najmniej uszkodzić wieże. No ruszaj. Och… Damon zabierz stąd Ellai. Jej głos jest dla mnie paraliżujący, a muszę się teraz porządnie skupić.
- Dobrze… Chodź Ellai. - kobieta zrozumiała o co chodzi i nie odezwała się ani słowem.
Z rosnącą odległością między nimi Nuane odzyskiwała pełną władzę nad Mocą. Zaczęła ją ponownie magazynować w sobie. Pozwoliła jej opanować swoje siało, by patrzyła za nią, czuła i słyszała. Gdy w pełni połączyła się z Mocą, nic już się dla niej nie liczyło. Ludzie rozmawiający za jej plecami zdawali się nie istnieć. Cisza, spokój, opanowanie, pogoda ducha, żadnych innych emocji. Po krótkim delektowaniu się tym stanem, Nuane wysłała swoje myśli ku wieżom. Mocą objęła obydwie i wzmocniła ich powierzchnię. To samo uczyniła z niezerwanymi kablami. Następnie poczęła delikatnie wyplątywać Roktera. Ci co zauważyli co się dzieje wydali z siebie pełne zachwytu westchnienia i pokazywali innym co robiła Nuane. Zdawali sobie sprawę że musi mieć spokój, zatem zamilkli. Po paru minutach, zwierze zostało oswobodzone i jego ciało rzucone daleko poza obręb miasta. Wtem stała się rzecz jeszcze bardziej niesamowita. Kable które zostały zerwane połączyły się oraz wieże i ich odłamane elementy, scaliły się i wyprostowały. Elektrownia wyglądała jak by nie wydarzyło się nic złego. Nagle Nuane zamieniła się w złoty pył i zniknęła…
>>><<< Chwilę wcześniej.
Mała Enau chwilę jeszcze patrzyła w miejsce, w którym wydawało się zniknęła jej Mistrzyni. Następnie pobiegła do Gmachu Oasis. Gdy wpadła do środka zza kontuaru odezwała się kobieta o imieniu Anio.
- Hej! Mała tu nie wolno wchodzić dzieciom!
- Jestem tu polecenia pani Nuane Forcenteen. Jestem jej Padawanką. Poleciła mi zapakować ją do podróży, sama pośpieszyła do elektrowni bo nastąpił wybuch.
- Och ten huk… to elektrownia? - zapytała przerażonym szeptem Anio.
- Tak! - powiedziała Enau
- Ojej, ja… biegnę tam! - i już jej nie było. Enau rozejrzała się po holu, był ogromny. Dostrzegła trzy wejścia do wind.
- Ale, które są od windy Nuane? –zapytała sama siebie. Nagle poczuła, jakby jej głowa zrobiła się niemiłosiernie ciężka. Zatoczyła się i upadła na marmurową posadzkę. Po chwili oswoiła się z tym stanem i czekała na pojawienie się głosu. Jak oczekiwała Matka Moc przemówiła tym samym ciepłym sopranem.
- Środkowa winda - zabrzmiało w jej głowie. Dziewczynka szybko wstała i dopadła do wskazanej windy. Nacisnęła przycisk. Drzwi otworzyły się od razu. Weszła do środka i wybrała guzik z numerem dwadzieścia. Oparła się o poręcz, ponieważ jej głowa nadal była niewyobrażalnie ciężka i Enau nie było łatwo utrzymać się na własnych nogach. Na jej skórze pojawiły się oznaki zmęczenia, a mianowicie maleńkie kropelki potu, całe mnóstwo. Winda wjechała na ostatnie piętro i drzwi się otworzyły. Enau z ulgą wyszła z dość dusznego pomieszczenia. To co ujrzała przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Wszystkie ściany oprócz tej z której wychodziła były ze szkła. Widok, jaki z nich się rozpościerał zapierał dech w piersiach.
-Enau, po prawo są drzwi…- głos Mocy wyciągnął ją z zamyślenia.
- Ach tak… przepraszam.- Małej zrobiło się trochę wstyd że zapomniała co miała zrobić. Skierowała się do jedynych możliwych drzwi. Zanim złapała za klamkę za wahała się bo przypomniała sobie że Nuane mówiła coś o kodzie. Pośród ornamentów zdobiących drzwi Enau dostrzegła sprytnie ukrytą klawiaturkę.
- Armagedon - usłyszała głos, tym razem nie Mocy, a Nuane. Zrozumiała, że to kod wiec szybko wystukała go na klawiaturze. Gdy skończyła, ornamenty w kształcie cierni odwinęły się z klamki. Enau weszła do środka. Była już po części przygotowana że na pewno będzie tu równie pięknie, i miała rację. Salon Nuane był urządzony dość skromnie ale z wdziękiem. Dominowały różne odcienie beżu i czarne dodatki. Wchodząc miało się wrażenie że to miejsce jest tak przytulne i bezpieczne że wszystkie inne problemy znikały. Na prosto od wejścia stała nieduża, prosta sofa- jasno beżowa, a na niej leżały poduszki ozdobione czarnymi wzorami róż. Przed sofą leżał czarny dywan a na nim również kilka poduszek i kontrastowo biała miska z czarnymi owocami Befi. W rogu pomieszczenia umiejscowiony został kominek. Po prawej piękne czarno beżowe schody, a pod nimi mała toaletka. Nad schodami wisiał obraz jakiegoś mężczyzny, ułożony jakby z pnączy winorośli. Wchodząc po schodach, Enau chwile przed nim przystanęła by zapamiętać jak wygląda bo wydał jej się niezwykle... ładny. Chciała potem zapytać o niego swoją mistrzynie. Tak jak właśnie Nuane jej powiedziała na końcu korytarza znajdowały się drzwi. Były otwarte więc zauważyła fragment łóżka i dwa fotele w końcu pomieszczenia. Tu również dominowały stonowane beże, czerń i tym razem nieco brązu. Największe wrażenie wywierało łóżko. Piękne zdobione ramy, masa poduszek i kapa pokryta ornamentami znowu z róż. Tylko ignorant by się nie domyślił że ulubione kwiaty Nuane to właśnie róże. Gdy tylko Enau doszła do takiego wniosku, zauważyła na stoliku pokaźną wiązkę tych kwiatów w wazonie.
- A więc jednak krwisto czerwone - powiedziała do siebie.
- A i owszem, to kwiaty miłości, a Nuane stworzono do miłowania wszystkiego co żywe ale niestety świat jej na to nie pozwala. Wojna ją wyniszcza, a uwierz mi nie jest przyjemnym słyszeć co chwilę krzyk milionów istnień które cierpią, lub giną.- powiedziała Moc nieco zasmuconym głosem. W tym czasie Enau podeszła do szafy. Jak na swoje imponujące rozmiary nie zawierała wiele zawartości. Jedynie cztery komplety strojów Jedi, czarna wieczorowa suknia, w najniższej półce buty, jedne wysokie, brązowe w stylu Jedi drugie czarne szpilki. W innych pułkach kilka piżam, naturalnie bielizna, i jeden strój cywilny ale i tak bardzo podobny do garderoby przeciętnego Rycerza Jedi. Nieoczekiwanie jej głowa zrobiła się lekka.
- A zdążyłam się już nieco przyzwyczaić.- Pomyślała i w tym samym momencie usłyszała czyjeś kroki. Do pomieszczenia weszła…
>>><<<
Nuane:
Prostowałam właśnie konstrukcje gorzej wyglądającej wieży elektrowni gdy poczułam silne zakłócenie Mocy… Ale to nie miało nic wspólnego z głosem Ellai, gorzej, ktoś był w niebezpieczeństwie. I to nie byle kto, bo sama Enau. Skupiłam w sobie silniej Moc by szybciej naprawić wieże i kable które pozrywał te nieszczęsny Rokter. Po zakończeniu procesu jeszcze bardziej skupiłam się na Mocy. Poczułam jak Moc nie powstrzymanie wdziera się do każdej komórki mojego ciała. Oplata je barierą. Wiedziałam że ludzie widzący co robię, obserwują jak moje ciało zmienia się w złoty pył który za chwilę rozpłynie się nie pozostawiając nawet śladu mojej obecności. Czas który pędzi nie przerwanie, wydawało by się że zwolnił. Uwielbiałam to uczucie. Szłam teraz jaśniejącym korytarzem który wydawało by się zbudowany był z milionów gwiazd. Miałam wrażenie że stąpam po powietrzu. Wydawało się że idę normalnym tempem że zajmie mi to długi czas ale była to kwestia ułamków sekundy. Pojawiłam się w swoim mieszkaniu w ostatniej chwili.
>>><<<
Do pokoju weszła Iriin, starsza siostra Enau. Wyglądała na nieco zdezorientowaną ale gdy tylko ujrzała Enau przy otwartej szafie Dowódczyni Planety na jej twarz wstąpiła nie przebrana złość.
- Co ty tu robisz, mała złodziejko?! - Wykrzyknęła pełnym pogardy głosem. - Jak mogłaś tak bezczelnie wykorzystać sytuację, gdy pani Forcenteen pobiegła ratować elektrownię! - podeszła do Enau. - Miejmy nadzieję że zdążymy stąd wyjść zanim Ona tu wróci.- Złapała Enau za włosy i pociągnęła do wyjścia. Mała zapiszczała z bólu.
- Ale ja nic…
- Zamknij się! –schodziły już ze schodów. Iriin popchnęła siostrę, że ta spadła z ostatniego stopnia i upadła na podłogę. Iriin podniosła ją brutalnie i zamierzyła się ręką.
Nie I… Iriin… nie! – Pisnęła Enau próbując się wyrwać siostrze. Bezskutecznie. Ręka Iriin poczęła niemiłosiernie szybko zbliżać się do twarzy Enau. Mała zamknęła oczy i przygotowała się na bul… ale nie nastąpił. Otworzyła oczy. Nuane z nadzwyczajnie poważnym wyrazem twarzy siłowała się na ręce z Iriin. Ta z kolei patrzyła na Nuane z jeszcze większą złością. Niemalże sztyletowała ją wzrokiem. Nagle Iriin wyleciała w górę i zawisła, podtrzymywana przez Moc, około pół metra nad perłową podłogą.
- Co jest, do kroćset! –krzyknęła Iriin.
- Raczej to ja powinnam tu zadawać pytania. - Głos Nuane był niemiłosiernie chłodny. Aż niemal można było poczuć w powietrzu zmianę temperatury. Ale mimo tego, małej Enau nie przeszkodziło to, by wtulić się w poły ciemnego płaszcza Jedi. Nuane pogłaskała ją po głowie ale nie spojrzała. Jej słynny nieco przymglony wzrok, utkwiony był w czarnych oczach jej siostry.
- Dlaczego chciałaś Ją uderzyć? – zapytała mrożącą barwą głosu.- Dlaczego tak brutalnie i nieodpowiednio postępujesz z siostrą? Dlaczego, Iriin? Powiedz co to dziecko ci zawiniło?
- Chciała cie okraść! Wdarła się tu! Nie wiem jak, ale wychodzi na to że jej talentem, jest właśnie włamywanie się do cudzych mieszkań! Chciałam ją ukarać, by więcej nie wpadło jej do głowy nic podobnego! Gdy pobiegłaś do…- nie skończyła bo w słowo wpadła jej Nuane:
- Nie włamała się tu. To Ja ją przysłałam, by mnie spakowała. Jeśli ktoś tu się włamał to tą osobą jesteś właśnie Ty. – jednakowy ton głosu Jedi mógł doprowadzić do obłędu.
- Jednocześnie opóźniłaś moją wyprawę.
- Ale… - próbowała się bronić Iriin.
- Żadnego „ale”. Nie pozwolę by ktoś tak traktował moją Padawankę. Za kilka lat, może nawet tylko miesięcy, będzie mądrzejsza i silniejsza od ciebie. Będzie Jedi, pierwszą z wielu moich przyszłych uczniów. – Postawiła Iriin na ziemi.
- Ona! Twoją uczennicą?! Co za niedorzeczność! Nasi rodzice nie zgodzą się na coś takiego. Meli już do czynienia z Jedi. Taki z niego był dobry Rycerz że mało nie zabił Silma .
- A jak wyglądał ten „Jedi”? – zapytała tym razem nieco innym akcentem Nuane.
- Właśnie tak. - Iriin wskazała na portret mężczyzny nad schodami. Nuane momentalnie posmutniała. Od sunęła Enau od siebie i usiadła na sofie. Ukryła twarz w dłoniach.
-Ja… przepraszam was za niego. On czasem jest nie obliczalny. Jego ciemna strona jeszcze go zwycięża. Miałam i mam nadzieję, że uda mi się go wrócić na jasną stronę. Jak… co się konkretnie stało? Kiedy?
-To było ok. rok do półtora roku temu. – rzekła Iriin widocznie zbita z pantykau. – Przyleciał na Aznę, z odziałem szturmowców, w poszukiwaniu jakiegoś dziecka, które może mieć w sobie Moc czy coś takiego. Na ten czas rodzice ukryli Enau w górach. Teraz już chyba wiem dlaczego. Nie pamiętam jak się nazywał, ale wyczuł że Silme w nikłym stopniu do swojego daru wykorzystuje Moc. Chciał go zabrać ze sobą, ale Silme uparł się że nie. Uniósł go w powietrze jak ty przed chwilą mnie, ale on zaczął go jeszcze dusić. Gdy nasz brat o mało nie stracił przytomności, ten ciemny wymamrotał właśnie Twoje imię i puścił Silma. Odwrócił się i wrócił na statek. Tyle…. Ale sam fakt że mało go nie zabił.- Iriin wróciła dawna złość.
-A jednak, usłyszał mnie.- szepnęła sama do siebie Nuane. – Cóż dziękuję Iriin za informacje. Czy wydaje mi się czy powiedziałaś wcześniej że wasi rodzice nigdy nie zgodzą się, po tym ci się stało, aby Enau była moją uczennicą?
- A i owszem. Mieli też wątpliwości czy tu jechać. Właśnie przez ten incydent.
- No to się przekonajmy… -powiedziała wieloznacznie, uśmiechając się półgębkiem.
- Podajcie mi ręce.- Poleciła. Enau zrobiła to natychmiast, natomiast Iriin miała pewne zastrzeżenia, ale po namyśle złapała niechętnie wyciągniętą dłoń Nuane. Forcenteen skupiła się. Nagle wszystkie znalazły się w gwieździstym tunelu. Iriin krzyknęła z przerażenia ale zaraz krzyk został stłumiony przez dłoń Nuane. W przeciwieństwie do Iriin, Enau zaśmiała się perliście. Ach, co to był za dźwięk. Śmiech dziecka zwłaszcza szczery w przypływie emocji, bardzo mocno oddziaływał na psychikę Jedi. Ale nie zakłucająco, jak głos rasy Evori, to działało jak wzmocnienie Mocy. Nuane poczuła się tak silna, jak nigdy dotąd. Chciała zapamiętać ten dźwięk, by muc go potem przywoływać w trudnej chwili. Nagle oczom dziewcząt ukazał się nowy salon rodziny Kachiri.
Standardowy dom w Force City. No może różniły się tylko wielkością, zależy jak liczna była rodzina.
Gdy tylko Pani Kachiri zauważyła że ktoś się pojawił w jej domu z nadludzką szybkością schowała się za swojego najstarszego syna Awena. Rozparty na kanapie Silme, jako że jego darem był świetny wzrok, od razu rozpoznał przybyszów i nawet nie drgnął. Nawe, głowa rodziny, nie zwrócił wcale uwagi na gości i dalej palił coś co przypominało fajkę i snuło błękitny dym. Natana naturalnie nie było, bo pracował. Ekista wychyliła się zza syna zerkając na przybyszów.
- Ooo dziewczynki! Pani Forcenteen! Co za niespodzianka, przepraszam za tą reakcję, ale nie codziennie spotyka się z podobnym zjawiskiem…- W tym czasie Enau pobiegła do Silma i wskoczyła mu się na kolana. Brat otoczył ją ramieniem jak by powróciły wspomnienia o tamtym Jedi. Iriin usiadła koło ojca i delektowała się słodkimi aż do znudzenia, oparami fajki.
- To ja się powinnam tłumaczyć- zaczęła Nuane - Przepraszam za takie niespodziewane i nieuprzejme najście ale miała bym do was wszystkich pytanie. Wszystkich. - powtórzyła. Jedyną osobą która pozostała obojętna na słowa Jedi była Iriin. Nuane spodziewała się że tak będzie, więc nawet nie trudziła się by prosić ją o uwagę. Reszta zwróciła się w jej stronę, oczekując sedna sprawy. Mistrzyni Jedi nabrała więcej powietrza do płuc i najodpowiedniejszym tonem zaczęła mówić.
- Jestem tu głównie z powodu Enau i Iriin. Ale zacznijmy od początku. Enau przyszła dziś do mnie i zakomunikowała mi że Moc z nią rozmawiała. Przekazała jej że ma zostać moją uczennicą… - na twarz Silma wkradł się grymas. Nuane wysłała ku niemu uspakajające impulsy Mocy i jego obawy delikatnie ucichły. - … moim zdaniem to nie może być jakiś przypadek ponieważ Moc nie ma zwyczaju porozumiewać się z byle kim i na byle temat. Podjęłam ją jako swoją Padawankę ale później spotkałam się z Iriin i ona nie tylko wyraziła swoje wątpliwości co do tego, że państwo nigdy się nie zgodzicie by Enau była moją uczennicą, ale opowiedziała mi również pewną nieprzyjemną historię, dotyczącą waszego spotkania z pewnym osobnikiem „mojego” pokroju. Lord Vader nie jest już Jedi takim jak ja. Wiele lat temu zanim jeszcze przyszłam na świat, obrócił się przeciw Jasnej Stronie Mocy i został Sithem.
- Ale, jak to? Przecież to nie mógł być Lord Vader. On chodzi w czarnym stroju podtrzymującym życie.- Ekista była bardzo zdziwiona.- To musiał być inny Sith.
- Nie, to był On. Gdy jeszcze współpracowałam z Imperium odkryłam że potrafię przywrócić mu na jakiś czas dawną postać. Ale o tym, innym razem… Starałam się i staram nadal, by powrócił do Światła. I tak dla wyjaśnienia to dzięki mnie Vader nie udusił Silma bo go oto gorąco prosiłam po przez Moc.
- To ty? - Po raz pierwszy, Nuane dane było usłyszeć głos Silma. Wstał i posadził Enau na kanapie. – Przypominam sobie… to właśnie twoje imię on wypowiedział i puścił mnie. To dlatego twoje imię mi się tak nieprzyjemnie kojarzyło. - Mówił, nieśpiesznie zbliżając się do Jedi. Nuane nie wyczuwała w nim złych emocji. To było raczej coś pośredniego z wdzięcznością. Wtem, myśli Silma radykalnie się zmieniły. Podszedł szybko do Nuane i mocno ją przytulił.
-Dziękuję ci… co noc miałem koszmary, śnił mi się on i to jak szepce „Nuane”.
- To mój obowiązek. Moc mi kazała. Cieszę się że jesteś jednym z ocalonych.- Nuane odwzajemniła uścisk, choć nieco sztywno. Zajrzała w jego umysł. Miała przed oczami tak dobrze znany Silmowi koszmar.
- Ach jak się cieszę że udało mi się mu pomóc.- pomyślała- inaczej rodzina na pewno nie zgodziła by się od delegować Enau. A tak mam jakieś szanse.- Wyplątała się z ramion Silma. Ten nieco speszony wrócił na kanapę, ale zaraz dodał:
- Ja się zgadzam, nie mam już co do ciebie najmniejszych wątpliwości. Z mojej strony Enau jest twoja. – Nuane skinęła wdzięcznie głową, co wywołało u Silma rozmarzony uśmiech i szybsze bicie serca.
- Jeśli chodzi o nas- odezwała się Ekista, wskazując na siebie i męża – my również nie mamy żadnych uprzedzeń co do ciebie. Wiedzieliśmy że prędzej czy później Enau zostanie przez ciebie odkryta. Na początku jak po nas przyjechałaś przeraziliśmy się że jesteś od tamtego Jedi ale gdy nam wszystko wyjaśniłaś rozwiały się nasze wątpliwości.
- Będzie dla nas zaszczytem jeżeli nasza córka będzie uczyć się od ciebie. To wielkie wyróżnienie. – po raz pierwszy w tej rozmowie zabrał głos Nave czyli głowa rodziny. Miał dyplomatyczny, spokojny głos. Ponoć przed wygnaniem był senatorem na swojej planecie. Nuane uśmiechnęła się do małżonków i spojrzała wyczekująco na Awena.
- Ach teraz ja tak. - Zagrzmiał potężnym basem tak pasującym do jego zbudowanego ciała, że Nuane zrobiło się dziwnie gorąco.
- No cóż ja od początku nie miałem co do ciebie wątpliwości, bo taka ładna istota nie może być pomiotem zła? – Nuane znowu mimowolnie zrobiło się gorąco. Po raz pierwszy ktoś nazwał ją „piękną istotą”. Jeszcze nie było takiego co odważył by się powiedzieć coś na temat urody Jedi, a przynajmniej nie w jej obecności.
- Dziękuję ci Awenie… Iriin co ty mi teraz powiesz.
- Ja? Ja nigdy cię nie lubiłam, i moje słowo pewnie na niewiele się zda więc wstrzymuję się od głosowania. Ale to raczej powinniście najbardziej skupić się ta tym co chce Enau - Wszystkie głowy zwróciły się w stronę obiektu całego zamieszania. Mała po prostu wstała i pobiegła w ramiona Nuane.
Stron: 1 2