11-04-2011, 17:10
Słowem wstępu: w tekście zawarta jest fikcja literacka. Żeby nikt mi nie zarzucił, mówię to na początku. Nie przesadzajmy, nie jestem historykiem. Życzę miłej lektury.
1 września 1939
Mława
[/p]- Szwaby naleciały na stolicę. Te niemieckie łajzy znowu chcą naszej ziemi, Staszek – powiedział do mnie Bronek, kolega z wojska.
[/p]Zaciągnęliśmy się do armii jeszcze przed trzydziestym. Razem trafiliśmy do 20. Dywizji Piechoty. Przydzielono nas teraz do obrony kraju przed tymi nazistowskimi ścierwami. Siedzieliśmy z innymi w okopie pod Mławą, czekając na rozwój wydarzeń. Na piekło, które miało się wkrótce rozpętać.
[/p]- E, Staszek, nie myśl tyle. To się skończy tak szybko, jak się rozpoczęło. Francuzi i Brytyjczycy przyjdą nam z pomocą i wszystko wróci do normy – poprawił sobie hełm.
[/p]Wszyscy palili. Aż nadto gadatliwy był tylko Bronek, tak radził sobie ze stresem. Czasami sadził jakieś niezręczne i niestosowne zdania, nieadekwatnie do chwili. Żołnierze nie próbowali ukryć strachu, dziś pierwszy raz, w godzinach popołudniowych, będą strzelać do człowieka. Do niczym nieróżniącego się człowieka. Nie… zaraz, będą strzelać do Aryjczyków.
[/p]Wyjąłem z kieszeni munduru różaniec.
[/p]- Żołnierze! – wszyscy zerwali się na równe nogi, pety szybko zagrzebali w ziemi. Dowódca 20 Dywizji, Wilhelm Liszka-Lawicz, zawitał po tej stronie okopu.
[/p]– Dziś stajecie, by spełnić żołnierski obowiązek. Tak, jak zrodziła nas polska ziemia, tak musimy jej teraz bronić. Nie możemy oddać ziemi narodu wrogom! Brońmy Polaków, brońmy ojczyzny, brońmy Boga, który jest z nami…
[/p]- Bóg jest z nami! – krzyczeli żołnierze. – W imię Boga!
[/p]- Na stanowiska – powiedział Dowódca, po czym oddalił się z naszego posterunku.
[/p]Wszystko było gotowe. Każdy tylko czekał, nie można było mrugnąć.
[/p]Stacjonowaliśmy po zachodniej stronie okopu. Przed nami nadciągali niemieccy agresorzy, za naszymi plecami Polska broniła się, jak mogła. Nam Bóg kazał strzec północnej granicy…
[/p]Jeżeli przejdą po naszych ciałach, to będą mieli otwartą drogę do stolicy. Jakem Polak, nie oddam ziemi!
[/p]Cisza.
[/p]Pierwszy strzał. Huk rozległ się wokoło.
[/p]Z lasu wypełzli hitlerowcy. Biegli przez równinę wprost do naszego stanowiska. Oni strzelali do nas, my strzelaliśmy do nich.
[/p]Pociski dziurawiły hełmy i mundury, ciskając człowiekiem na ziemię. Krzyki cierpienia towarzyszyły od pierwszych minut bitwy.
Bronek był koło mnie. Strzelał z karabinu, ja stacjonowałem przy cekaemie. Wstąpił w nas jakiś pioruński gniew, poczuliśmy się silni. Głos sumienia jakby ucichł, żołnierze bez wahania naciskali spusty. Niektórzy nieszczęśnicy padali na ziemię, ich stanowiska zajmowali kolejni.
[/p]I kolejni padali.
[/p]Daj Bóg, by Bronek przeżył.
[/p]Miej w opiece moją Zosieńkę. Odszedłem bez pożegnania. Wybacz mi, Zosieńko. Ty jedna wiesz, jak cię kocham. Przepraszam cię za wszystko, Zosiu, wybacz mi, wybacz… Spotkamy się w niebie.
[/p]Bronek! Boże, miałeś go chronić!
[/p]Kula utkwiła mu pod żebrami. Krzyknął, zsuwając się na ziemię. Tuż obok mnie. Opuściłem swoje stanowisko, Niemców było coraz więcej. Leżał na brzuchu, obróciłem go, chwytając w ramiona. Patrzyliśmy sobie w oczy.
[/p]- Weź… we… m… mnie…stą… d… - krztusił się krwią.
[/p]- Bronek, przyjacielu, wyjdziemy z tego!
[/p]- Ko… cham… cię… Jagienko.
[/p]Wzrok stał się nieobecny, serce przestało bić, klatka piersiowa nie unosiła się przy oddechu.
[/p]Pioruński ból w plecach. Już tylko widziałem własną krew. Niemcy wpadli do okopu.
[/p]Spotkaliśmy się w niebie.
1 września 1939
Mława
[/p]- Szwaby naleciały na stolicę. Te niemieckie łajzy znowu chcą naszej ziemi, Staszek – powiedział do mnie Bronek, kolega z wojska.
[/p]Zaciągnęliśmy się do armii jeszcze przed trzydziestym. Razem trafiliśmy do 20. Dywizji Piechoty. Przydzielono nas teraz do obrony kraju przed tymi nazistowskimi ścierwami. Siedzieliśmy z innymi w okopie pod Mławą, czekając na rozwój wydarzeń. Na piekło, które miało się wkrótce rozpętać.
[/p]- E, Staszek, nie myśl tyle. To się skończy tak szybko, jak się rozpoczęło. Francuzi i Brytyjczycy przyjdą nam z pomocą i wszystko wróci do normy – poprawił sobie hełm.
[/p]Wszyscy palili. Aż nadto gadatliwy był tylko Bronek, tak radził sobie ze stresem. Czasami sadził jakieś niezręczne i niestosowne zdania, nieadekwatnie do chwili. Żołnierze nie próbowali ukryć strachu, dziś pierwszy raz, w godzinach popołudniowych, będą strzelać do człowieka. Do niczym nieróżniącego się człowieka. Nie… zaraz, będą strzelać do Aryjczyków.
[/p]Wyjąłem z kieszeni munduru różaniec.
[/p]- Żołnierze! – wszyscy zerwali się na równe nogi, pety szybko zagrzebali w ziemi. Dowódca 20 Dywizji, Wilhelm Liszka-Lawicz, zawitał po tej stronie okopu.
[/p]– Dziś stajecie, by spełnić żołnierski obowiązek. Tak, jak zrodziła nas polska ziemia, tak musimy jej teraz bronić. Nie możemy oddać ziemi narodu wrogom! Brońmy Polaków, brońmy ojczyzny, brońmy Boga, który jest z nami…
[/p]- Bóg jest z nami! – krzyczeli żołnierze. – W imię Boga!
[/p]- Na stanowiska – powiedział Dowódca, po czym oddalił się z naszego posterunku.
[/p]Wszystko było gotowe. Każdy tylko czekał, nie można było mrugnąć.
[/p]Stacjonowaliśmy po zachodniej stronie okopu. Przed nami nadciągali niemieccy agresorzy, za naszymi plecami Polska broniła się, jak mogła. Nam Bóg kazał strzec północnej granicy…
[/p]Jeżeli przejdą po naszych ciałach, to będą mieli otwartą drogę do stolicy. Jakem Polak, nie oddam ziemi!
[/p]Cisza.
[/p]Pierwszy strzał. Huk rozległ się wokoło.
[/p]Z lasu wypełzli hitlerowcy. Biegli przez równinę wprost do naszego stanowiska. Oni strzelali do nas, my strzelaliśmy do nich.
[/p]Pociski dziurawiły hełmy i mundury, ciskając człowiekiem na ziemię. Krzyki cierpienia towarzyszyły od pierwszych minut bitwy.
Bronek był koło mnie. Strzelał z karabinu, ja stacjonowałem przy cekaemie. Wstąpił w nas jakiś pioruński gniew, poczuliśmy się silni. Głos sumienia jakby ucichł, żołnierze bez wahania naciskali spusty. Niektórzy nieszczęśnicy padali na ziemię, ich stanowiska zajmowali kolejni.
[/p]I kolejni padali.
[/p]Daj Bóg, by Bronek przeżył.
[/p]Miej w opiece moją Zosieńkę. Odszedłem bez pożegnania. Wybacz mi, Zosieńko. Ty jedna wiesz, jak cię kocham. Przepraszam cię za wszystko, Zosiu, wybacz mi, wybacz… Spotkamy się w niebie.
[/p]Bronek! Boże, miałeś go chronić!
[/p]Kula utkwiła mu pod żebrami. Krzyknął, zsuwając się na ziemię. Tuż obok mnie. Opuściłem swoje stanowisko, Niemców było coraz więcej. Leżał na brzuchu, obróciłem go, chwytając w ramiona. Patrzyliśmy sobie w oczy.
[/p]- Weź… we… m… mnie…stą… d… - krztusił się krwią.
[/p]- Bronek, przyjacielu, wyjdziemy z tego!
[/p]- Ko… cham… cię… Jagienko.
[/p]Wzrok stał się nieobecny, serce przestało bić, klatka piersiowa nie unosiła się przy oddechu.
[/p]Pioruński ból w plecach. Już tylko widziałem własną krew. Niemcy wpadli do okopu.
[/p]Spotkaliśmy się w niebie.