William
07-04-2011, 00:56
Chłodny, jesienny wiatr przeczesał mi stare włosy i pognał dalej, budząc opadłe już liście i zmuszając je do lotu. Spędziłem chwilę patrząc za nim z uśmiechem i poprawiłem szalik, na wypadek gdyby znów zawiało.
Przeszedłem po eleganckim chodniku, nad którym tyle się napracowałem, nacisnąłem klamkę, ale kuta, czarna furtka była zamknięta. Zaśmiałem się lekko i wróciłem do domu po klucz.
- Kochanie, odbierałaś może dzisiejszą pocztę? – zawołałem zanim ponownie wyszedłem.
- Nie skarbie, ale upiekłam ci jabłecznik, może być? – usłyszałem wołanie gdzieś z kuchni.
- No, może być. – powiedziałem pod nosem zły trochę, że choć raz nie mogła odebrać poczty za mnie.
Przeszedłem więc przez ogródek, przekręciłem zamek w furtce i otworzyłem skrzynkę pocztową. Wyjąłem z niej plik białych i różowych kopert, po czym wróciłem do salonu, usiadłem na czerwonym fotelu i przykryłem się kocem w czarno-czerwoną kratkę.
Wystawiłem nogi przed siebie, jak najbliżej kominka i odpakowałem pierwszy list. Przeczytałem go po cichu. Odłożyłem na stolik, obok drewnianej fajki i pilota do telewizora.
- Coś ciekawego? – spytała po chwili przynosząc mi kawałek ciepłego jabłecznika.
Usiadła na kanapie obok i z uśmiechem wpatrywała się we mnie.
- Niee… - powiedziałem niepewnie odkładając kolejny list – tylko kilka klasowych „ojcze nasz”. Poprosiłem żeby zwyczajne wysyłali w jednym liście, przez co nie przynoszę całych worków… ojej – powiedziałem po przeczytaniu kolejnego listu.
- co się stało? – spytała z zaniepokojeniem.
- Pavarotti zmarł. Prosił o wybaczenie wszystkich grzechów. Nie wiem o co mu chodzi, przecież nie miał żadnych…
Spojrzałem gdzieś w sufit próbując sobie przypomnieć jakiś jego grzech. Nic mi jednak nie przychodziło do głowy.
- Muszę się z nim spotkać i pogratulować wszystkiego.
Czytając kolejne listy szeptałem ich treści, bo tak mi się wygodniej czyta. Taki mam nawyk i nic nie mogę na to poradzić od lat. Żonę do dzisiaj doprowadzam tym do szewskiej pasji. Jeszcze się nie przyzwyczaiła.
- Temu małemu… Souowi
- Jakiemu Souowi? – spytała z zainteresowaniem.
- No temu, z Argentyny! Znowu dokuczali w szkole. Co ja mam niby z tym zrobić?
- nie wiem, ty tu rządzisz.
- nie mogę ingerować w takie sprawy, no – powiedziałem trochę zły na samego siebie, za to, że nie potrafię łamać własnych reguł. – mogę poprosić Gabriela żeby się do nich przeszedł, ale wiesz czym to się skończy. Poprzednim razem jak poprosiłem go o coś to film o tym nakręcili.
- no wtedy to już naprawdę przesadziłeś, „trzy boskie artefakty”?!
- Bll Paxton dostał za to nauczkę.
- Nie słusznie! To ty zacząłeś!
- Kochanie, nie kłóćmy się – powiedziałem z uśmiechem patrząc jej prosto w oczy. Zawsze tak robiłem i zawsze skutkowało.
- Jest tu jeszcze jeden list. Przeczytam go na głos.
Drogi Boże,
Dzisiaj rano pomyślałam że ty tak naprawdę nie istniejesz, bo jak fczoraj mama powiedziała tacie że bardzo go koha i że chce być już zawsze z nim, to tatuś miał kilka godzin potem wypadek i złamał noge i ma teras w gipsie. Mama powiedziała też tacie że pojedzie z nim w ferie za tydzień, bo sobie wzieła do tego specjalnie urlop z pracy i jom prawie z niej za to wyrzucili a Ty wiedzonc że oni chcom jechać i som szczensliwi pozwoliłeś żeby tata miał wypadek i teras nie może tam jechać i mama płacze.
Ja powiedziałam mamie żeby się nie martwiła bo urlop się jej przyda tak czy siak a mama powiedziala ze ona się cieszy ze tatuś będzie żył a nie że nie pojadom w ferie. I teras zaczełam sie zastanawiać. Bo może ty specjalnie zrobiłeś tak żeby tatusiowi się tylko zmałała noga, ale skoro mogłeś zmaleć jego rany do złamanej nogi tylko , to może też mogłeś zrobić tak żeby mu się nic nie stało wogule.
Ja wiem że jeśli na prawde żyjesz, to Ci dużo czasu zabieram tym moim gadaniem i wiem też że mi pani katechetka fszkole mówi że czeba uwierzyć w Pana Boga, ale ja naprawdę już nie wiem i tak mocno mocno mocno mocno mocno chciałabym już nie mieć womtliwopści i wiedzieć że ty czuwasz nad nami i dlatego Cię proszę o chociaż mały znak że jesteś.
Wytarłem łzy i z uśmiechem zapytałem swojej ukochanej:
- Co powiesz na ulewę z bezchmurnego nieba, w samym centrum Nowego Jorku?
Przeszedłem po eleganckim chodniku, nad którym tyle się napracowałem, nacisnąłem klamkę, ale kuta, czarna furtka była zamknięta. Zaśmiałem się lekko i wróciłem do domu po klucz.
- Kochanie, odbierałaś może dzisiejszą pocztę? – zawołałem zanim ponownie wyszedłem.
- Nie skarbie, ale upiekłam ci jabłecznik, może być? – usłyszałem wołanie gdzieś z kuchni.
- No, może być. – powiedziałem pod nosem zły trochę, że choć raz nie mogła odebrać poczty za mnie.
Przeszedłem więc przez ogródek, przekręciłem zamek w furtce i otworzyłem skrzynkę pocztową. Wyjąłem z niej plik białych i różowych kopert, po czym wróciłem do salonu, usiadłem na czerwonym fotelu i przykryłem się kocem w czarno-czerwoną kratkę.
Wystawiłem nogi przed siebie, jak najbliżej kominka i odpakowałem pierwszy list. Przeczytałem go po cichu. Odłożyłem na stolik, obok drewnianej fajki i pilota do telewizora.
- Coś ciekawego? – spytała po chwili przynosząc mi kawałek ciepłego jabłecznika.
Usiadła na kanapie obok i z uśmiechem wpatrywała się we mnie.
- Niee… - powiedziałem niepewnie odkładając kolejny list – tylko kilka klasowych „ojcze nasz”. Poprosiłem żeby zwyczajne wysyłali w jednym liście, przez co nie przynoszę całych worków… ojej – powiedziałem po przeczytaniu kolejnego listu.
- co się stało? – spytała z zaniepokojeniem.
- Pavarotti zmarł. Prosił o wybaczenie wszystkich grzechów. Nie wiem o co mu chodzi, przecież nie miał żadnych…
Spojrzałem gdzieś w sufit próbując sobie przypomnieć jakiś jego grzech. Nic mi jednak nie przychodziło do głowy.
- Muszę się z nim spotkać i pogratulować wszystkiego.
Czytając kolejne listy szeptałem ich treści, bo tak mi się wygodniej czyta. Taki mam nawyk i nic nie mogę na to poradzić od lat. Żonę do dzisiaj doprowadzam tym do szewskiej pasji. Jeszcze się nie przyzwyczaiła.
- Temu małemu… Souowi
- Jakiemu Souowi? – spytała z zainteresowaniem.
- No temu, z Argentyny! Znowu dokuczali w szkole. Co ja mam niby z tym zrobić?
- nie wiem, ty tu rządzisz.
- nie mogę ingerować w takie sprawy, no – powiedziałem trochę zły na samego siebie, za to, że nie potrafię łamać własnych reguł. – mogę poprosić Gabriela żeby się do nich przeszedł, ale wiesz czym to się skończy. Poprzednim razem jak poprosiłem go o coś to film o tym nakręcili.
- no wtedy to już naprawdę przesadziłeś, „trzy boskie artefakty”?!
- Bll Paxton dostał za to nauczkę.
- Nie słusznie! To ty zacząłeś!
- Kochanie, nie kłóćmy się – powiedziałem z uśmiechem patrząc jej prosto w oczy. Zawsze tak robiłem i zawsze skutkowało.
- Jest tu jeszcze jeden list. Przeczytam go na głos.
Drogi Boże,
Dzisiaj rano pomyślałam że ty tak naprawdę nie istniejesz, bo jak fczoraj mama powiedziała tacie że bardzo go koha i że chce być już zawsze z nim, to tatuś miał kilka godzin potem wypadek i złamał noge i ma teras w gipsie. Mama powiedziała też tacie że pojedzie z nim w ferie za tydzień, bo sobie wzieła do tego specjalnie urlop z pracy i jom prawie z niej za to wyrzucili a Ty wiedzonc że oni chcom jechać i som szczensliwi pozwoliłeś żeby tata miał wypadek i teras nie może tam jechać i mama płacze.
Ja powiedziałam mamie żeby się nie martwiła bo urlop się jej przyda tak czy siak a mama powiedziala ze ona się cieszy ze tatuś będzie żył a nie że nie pojadom w ferie. I teras zaczełam sie zastanawiać. Bo może ty specjalnie zrobiłeś tak żeby tatusiowi się tylko zmałała noga, ale skoro mogłeś zmaleć jego rany do złamanej nogi tylko , to może też mogłeś zrobić tak żeby mu się nic nie stało wogule.
Ja wiem że jeśli na prawde żyjesz, to Ci dużo czasu zabieram tym moim gadaniem i wiem też że mi pani katechetka fszkole mówi że czeba uwierzyć w Pana Boga, ale ja naprawdę już nie wiem i tak mocno mocno mocno mocno mocno chciałabym już nie mieć womtliwopści i wiedzieć że ty czuwasz nad nami i dlatego Cię proszę o chociaż mały znak że jesteś.
Wytarłem łzy i z uśmiechem zapytałem swojej ukochanej:
- Co powiesz na ulewę z bezchmurnego nieba, w samym centrum Nowego Jorku?
Will B. Fine
29.09.2007
29.09.2007