Via Appia - Forum

Pełna wersja: POCZTA
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.

William

Chłodny, jesienny wiatr przeczesał mi stare włosy i pognał dalej, budząc opadłe już liście i zmuszając je do lotu. Spędziłem chwilę patrząc za nim z uśmiechem i poprawiłem szalik, na wypadek gdyby znów zawiało.
Przeszedłem po eleganckim chodniku, nad którym tyle się napracowałem, nacisnąłem klamkę, ale kuta, czarna furtka była zamknięta. Zaśmiałem się lekko i wróciłem do domu po klucz.
- Kochanie, odbierałaś może dzisiejszą pocztę? – zawołałem zanim ponownie wyszedłem.
- Nie skarbie, ale upiekłam ci jabłecznik, może być? – usłyszałem wołanie gdzieś z kuchni.
- No, może być. – powiedziałem pod nosem zły trochę, że choć raz nie mogła odebrać poczty za mnie.
Przeszedłem więc przez ogródek, przekręciłem zamek w furtce i otworzyłem skrzynkę pocztową. Wyjąłem z niej plik białych i różowych kopert, po czym wróciłem do salonu, usiadłem na czerwonym fotelu i przykryłem się kocem w czarno-czerwoną kratkę.
Wystawiłem nogi przed siebie, jak najbliżej kominka i odpakowałem pierwszy list. Przeczytałem go po cichu. Odłożyłem na stolik, obok drewnianej fajki i pilota do telewizora.
- Coś ciekawego? – spytała po chwili przynosząc mi kawałek ciepłego jabłecznika.
Usiadła na kanapie obok i z uśmiechem wpatrywała się we mnie.
- Niee… - powiedziałem niepewnie odkładając kolejny list – tylko kilka klasowych „ojcze nasz”. Poprosiłem żeby zwyczajne wysyłali w jednym liście, przez co nie przynoszę całych worków… ojej – powiedziałem po przeczytaniu kolejnego listu.
- co się stało? – spytała z zaniepokojeniem.
- Pavarotti zmarł. Prosił o wybaczenie wszystkich grzechów. Nie wiem o co mu chodzi, przecież nie miał żadnych…
Spojrzałem gdzieś w sufit próbując sobie przypomnieć jakiś jego grzech. Nic mi jednak nie przychodziło do głowy.
- Muszę się z nim spotkać i pogratulować wszystkiego.
Czytając kolejne listy szeptałem ich treści, bo tak mi się wygodniej czyta. Taki mam nawyk i nic nie mogę na to poradzić od lat. Żonę do dzisiaj doprowadzam tym do szewskiej pasji. Jeszcze się nie przyzwyczaiła.
- Temu małemu… Souowi
- Jakiemu Souowi? – spytała z zainteresowaniem.
- No temu, z Argentyny! Znowu dokuczali w szkole. Co ja mam niby z tym zrobić?
- nie wiem, ty tu rządzisz.
- nie mogę ingerować w takie sprawy, no – powiedziałem trochę zły na samego siebie, za to, że nie potrafię łamać własnych reguł. – mogę poprosić Gabriela żeby się do nich przeszedł, ale wiesz czym to się skończy. Poprzednim razem jak poprosiłem go o coś to film o tym nakręcili.
- no wtedy to już naprawdę przesadziłeś, „trzy boskie artefakty”?!
- Bll Paxton dostał za to nauczkę.
- Nie słusznie! To ty zacząłeś!
- Kochanie, nie kłóćmy się – powiedziałem z uśmiechem patrząc jej prosto w oczy. Zawsze tak robiłem i zawsze skutkowało.
- Jest tu jeszcze jeden list. Przeczytam go na głos.


Drogi Boże,
Dzisiaj rano pomyślałam że ty tak naprawdę nie istniejesz, bo jak fczoraj mama powiedziała tacie że bardzo go koha i że chce być już zawsze z nim, to tatuś miał kilka godzin potem wypadek i złamał noge i ma teras w gipsie. Mama powiedziała też tacie że pojedzie z nim w ferie za tydzień, bo sobie wzieła do tego specjalnie urlop z pracy i jom prawie z niej za to wyrzucili a Ty wiedzonc że oni chcom jechać i som szczensliwi pozwoliłeś żeby tata miał wypadek i teras nie może tam jechać i mama płacze.
Ja powiedziałam mamie żeby się nie martwiła bo urlop się jej przyda tak czy siak a mama powiedziala ze ona się cieszy ze tatuś będzie żył a nie że nie pojadom w ferie. I teras zaczełam sie zastanawiać. Bo może ty specjalnie zrobiłeś tak żeby tatusiowi się tylko zmałała noga, ale skoro mogłeś zmaleć jego rany do złamanej nogi tylko , to może też mogłeś zrobić tak żeby mu się nic nie stało wogule.
Ja wiem że jeśli na prawde żyjesz, to Ci dużo czasu zabieram tym moim gadaniem i wiem też że mi pani katechetka fszkole mówi że czeba uwierzyć w Pana Boga, ale ja naprawdę już nie wiem i tak mocno mocno mocno mocno mocno chciałabym już nie mieć womtliwopści i wiedzieć że ty czuwasz nad nami i dlatego Cię proszę o chociaż mały znak że jesteś.



Wytarłem łzy i z uśmiechem zapytałem swojej ukochanej:
- Co powiesz na ulewę z bezchmurnego nieba, w samym centrum Nowego Jorku?





Will B. Fine
29.09.2007
" Temu małemu… Souowi[.]"
"- [N]ie wiem, ty tu rządzisz. "
"- [N]ie mogę ingerować w takie sprawy, no "
"– [M]ogę poprosić Gabriela"
"- [N]o[,] wtedy to już naprawdę przesadziłeś"
"- [Niesłusznie]! To ty zacząłeś!"
"powiedziałem z uśmiechem[,] patrząc jej prosto w oczy."
Sympatyczny tekścik, ale, jak dla mnie, aż za mocno. Twój Bóg to taki raczej Święty Mikołaj. Fragment, w którym nie może przypomnieć sobie żadnego grzechu Pavarottiego zabrzmiałby charakterniej, gdybyś dodał na przykład, że to z powodu sklerozy ;)

List, imo, brzmi sztucznie - dzieciak nie potrafi napisać wyrazu bez orta, a mimo to bez problemu trzaska zdania wielokrotnie złożone i używa takich słów, jak "wiedząc", "wątpliwości", czy "istnienie".
Cytat:Wytarłem łzy i z uśmiechem zapytałem swojej ukochanej:
- Co powiesz na ulewę z bezchmurnego nieba, w samym centrum Nowego Jorku?

Jeśli bezchmurna ulewa, to na pewno sprawka amerykańskich naukowców, robiących testy nad nowa bronią!

Nie rozumiem tego tekstu. Bóg zachowuje się tutaj, jak już Lena wyżej napisała, bardziej Mikołajowato niż sam Mikołaj. Pół dnia zastanawia się jak pomóc dzieciakowi, któremu dokuczali w szkole, tymczasem po drugiej stronie globu jakaś dziewczynka zostaje zgwałcona i żywcem pozbawiona uszu. A potem jeszcze łzy, po takim czymś? Ja rozumiem - to taka metafora. Tylko, jeśli już ją dajesz, spróbuj trochę prawdziwiej, coś z życia wziętego. A nie.

"- Bll Paxton dostał za to nauczkę." - brak i w Bill'u

Ogólnie to wiele dialogów zaczynasz z małej litery. Do tego wiele zdań na początku jest mocno "łopatologicznych" : zrobiłem to i to, i to, okryłem się kocem takim i takim, koperty takie i takie. Trochę to takie bez polotu. Warsztatowo tekst jest do dopracowania. Za pomysł daję plusa, chociaż nie jest za nadto odkrywczy. Cały tekst jest, cytując Lenę, sympatyczny. W zasadzie tylko tyle, co niestety sprawia, że ginie w natłoku podobnych. Po dopracowaniu może być naprawdę dobry. Pozdrawiam.
list rzeczywiście razi (zbyt dziecinny). Za dużo szczegółów, jak na tak krótki tekst. I jaka jest puenta?




Pozdrawiam.