03-04-2011, 11:12
Czemu… czemu aż tak…
Uśmiechasz się…?
Spójrz, błagam Cię, spójrz….
W popękaną taflę…
W tak zamgloną i spękaną taflę lustra.
Powiedz mi, no patrz,
I mów.
Widzisz, widzisz swoje oczy?
Nie razi Cię ich pustka?
Nie razi Cię ich biel?
***
Powinieneś dostrzec… czegoś w nich brak.
Miłości?
Nienawiści?
Co najwyżej śmierci…
Nie! Nie patrzy przez nie nasza Pani
Miłościwa
Mściwa…
Niechaj jak najdalej od nas pozostanie!
Królowa konających!
Duszy! To duszy Ci brak!
Wyrwij sobie serce, jeśli nie ma w Tobie duszy!
***
A ja… leżę pod murem, murem
Pełnym zielonego pnącza.
Leżę… konając może, leżę…
Przechodniów o… jałmużnę błagam…
Słów… w spękanych ustach pełnych krwi…
Brak.
Myśli… w spękanej pełnej mgły głowie…
Zbyt wiele.
I nie wiem… co robić mam!
Pytam!
Przechodniów…(zdziwione spojrzenia ranią jak nóż)…
W niebo wywrzaskuję arię modlitw!
Odpowiada mi jedynie…
Ironią milczenia…
Uśmiechasz się…?
Spójrz, błagam Cię, spójrz….
W popękaną taflę…
W tak zamgloną i spękaną taflę lustra.
Powiedz mi, no patrz,
I mów.
Widzisz, widzisz swoje oczy?
Nie razi Cię ich pustka?
Nie razi Cię ich biel?
***
Powinieneś dostrzec… czegoś w nich brak.
Miłości?
Nienawiści?
Co najwyżej śmierci…
Nie! Nie patrzy przez nie nasza Pani
Miłościwa
Mściwa…
Niechaj jak najdalej od nas pozostanie!
Królowa konających!
Duszy! To duszy Ci brak!
Wyrwij sobie serce, jeśli nie ma w Tobie duszy!
***
A ja… leżę pod murem, murem
Pełnym zielonego pnącza.
Leżę… konając może, leżę…
Przechodniów o… jałmużnę błagam…
Słów… w spękanych ustach pełnych krwi…
Brak.
Myśli… w spękanej pełnej mgły głowie…
Zbyt wiele.
I nie wiem… co robić mam!
Pytam!
Przechodniów…(zdziwione spojrzenia ranią jak nóż)…
W niebo wywrzaskuję arię modlitw!
Odpowiada mi jedynie…
Ironią milczenia…