Via Appia - Forum

Pełna wersja: Upalny dzień
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Upalny dzień

Było upalne, lipcowe południe, słońce zsyłało na Ziemię całe tony żaru. Niewielkie drzewa rosnące w parku niechętnie powstrzymywały promienie słoneczne, więc ludzie co chwilę przecierali głowy chustkami i zdrowo ciągnęli z butelek różnorakich marek. Znalazło się tam miejsce dla „Siku”, „Płynnego Plastiku”, czy „Kolorowej Śmierci”. Po świeżo skoszonej trawie biegały pełne energii, wesołe i spragnione psy, zupełnie nie przejmujące się tym, że ich właściciele prawie umierają siedząc na ławkach. Między krzakami stał niewielki, świeżo wybudowany przez ludzi pracy, placyk zabaw dla dzieci. Dzieciarnia wesoło hasała pomiędzy różnorakimi, wielokolorowymi drabinkami, zjeżdżalniami i huśtawkami, kilka dziewczynek zrobiło sobie w piaskownicy prywatną plażę i teraz opalały swoje małe rączki. Dla wszystkich zgromadzonych w parku był to kolejny, zwykły letni dzień, niektórzy odpoczywali po trudach pracy, inni siedzieli tu aby spędzić miło czas z rodziną, a jeszcze inni żeby napić się wódki na świeżym powietrzu.
W sam środek tego zmęczonego świata, żwirowaną ścieżką, szedł niski, nieco gruby mężczyzna. Na jego głowie można było zauważyć trochę siwych włosów, dwóch staruszków siedzących na ławce licytowało się ile ma lat.
- Spójrz na jego zmęczoną twarz, na pewno ma ponad pięćdziesiątkę – powiedział siwobrody mężczyzna.
- Gdzie tam, zobacz pan na jego oczy, takiego błysku nie może mieć pięćdziesięciolatek, daję mu maksymalnie 35 lat – powiedział jego znajomy.
Właściwie oprócz tej dwójki mało kogo obchodził ten anonimowy dla nich mężczyzna, kroczący wąską alejką wyznaczoną w samym środku anonimowego parku w nieznanym mieście.
Nieznajomy obywatel szedł powoli, od czasu do czasu stając na ułamek sekundy i ciężko wzdychając, w końcu słońce nie ma w zwyczaju oszczędzać kogokolwiek. Rozpiął sobie białą koszulę, marynarkę przerzucił przez bark i chcąc nie chcąc przysłuchiwał się rozmowom toczonym przez ludzi siedzących w parku. Zawsze dziwiło go to, że wszyscy, niezależnie od tego gdzie się znajdują, mówią tak głośno, że chyba tylko głuchy by ich nie usłyszał. Nieważne czy rozmowy toczą się na temat planowanego morderstwa, usunięcia ciąży czy kastrowania pedofilii.
- Nie, nie mam jeszcze tych pieniędzy. Tak, wiem. Spokojnie, do piątku się wyrobię. - Na ławce obok rozmawiał przez komórkę młody mężczyzna.
- Chyba długi – wyszeptał do dziewczyny chłopak siedzący na trawie.
- Wydaje mi się, że raczej chce założyć z kimś firmę – odpowiedziała mu kobieta nachylając się z uśmiechem nad jego ustami.
Szary człowiek przystanął na chwilkę, a jego uszy zarejestrowały delikatny płacz kobiety. Spojrzał odruchowo w stronę źródła dźwięku i zobaczył najpiękniejszą kobietę jaka kiedykolwiek chodziła po tej ziemi; miała długie, lśniące blond włosy, szmaragdowe oczy i niezwykle delikatną twarz. Mimo, że była bardzo młoda, jej oblicze zdawało się promieniować jakąś wielką mądrością.
- Nie płacz tutaj, wszyscy się na ciebie patrzą – powiedział przez zęby mężczyzna siedzący obok niej.
Był on równie młody co kobieta, jednak na jego twarzy zmarszczki były już dość wyraźne, również niebieskie oczy zdawały się być puste.
- O Boże, przecież to nie może się tak skończyć – załkała kobieta – musi być jakieś wyjście. Nasze dzieci to wszystko co mamy, nie mogą ich nam tak po prostu zabrać!
Blond włosa piękność skierowała szklisty wzrok na mężczyznę szukając w jego oczach zrozumienia i współczucia.
Dalszej części rozmowy nasz bohater już nie słyszał, gdyż po pierwsze: facet na ławce mówił szeptem, a po drugie zmęczenie minęło i tajemniczy jegomość ruszył w dalszą drogę.
Słońce nie zamierzało przestać ogrzewać ludzi w parku, wręcz przeciwnie, upał nasilał się z każdą minutą. Gdzieniegdzie dało się słyszeć soczyste przekleństwo skierowane w kierunku żółtej gwiazdy, jednak nikogo to nie dziwiło, ponieważ w głębi duszy każdy posyłał długie zdania w łacinie podwórkowej. Kroczący drogą człowiek również nie zamierzał pisać poematów na cześć pogody przez którą jego czoło przypominało teraz mały stawik. W pewnym momencie jego wzrok wyłapał plac zabaw na który wcześniej nie zwracał uwagi. Przystanął na chwilę i niespodziewanie jego gęba wykrzywiła się w nienaturalnie wielkim uśmiechu. Przed oczyma pojawił mu się on sam, w latach wczesnej młodości, biegający za piłką w tym samym miejscu w którym teraz stoi placyk do zabaw. Wcześniej nie było tu żadnych drabinek ani zjeżdżalni, tylko pusty, piaszczysty plac. Ogarnęła go najszczersza radość, pomyślał, że te dzieci będą miały łatwiej w życiu niż on, nie stracą pracy przez głupiego szefa co przytrafiło mu się dzisiaj, a wszystko dlatego, że mają miejsce do zabawy, którego on nigdy nie miał. Z radosnego uniesienia wyrwał go głos starszego mężczyzny.
- Co się pan tak na nie gapisz, pedofil pan jesteś czy jakie licho?
Obywatel usłyszał te słowa ale nie zwrócił na nie zbytniej uwagi, obrócił się na pięcie i wolnym, transowym krokiem oddalił się z tego miejsca.
Przez resztę drogi szedł jakby zaczarowany lub otumaniony, do jego uszu nie dochodziły żadne odgłosy, istniał dla niego tylko on i pusta, żwirowa ścieżka przecinająca opuszczony park. Przestał zwracać uwagę na żar lejący się z nieba, czoło przestało przypominać sadzawkę, a całe ciało miał niczym z waty. Z tego stanu wyrwał go dopiero dźwięk odpalanego samochodu stojącego tuż przy wyjściu z parku.
Znalazł się na swoim osiedlu, od razu rozpoznał sklep stojący przy parkingu, bar w którym gościła miejscowa elita pijaczków, oraz ogromny budynek komendy policji. Ten ostatni był akurat w trakcie remontu, więc uwijała się przy nim całkiem pokaźna liczba robotników.
- Bartek, gdzie są te piwa do cholery? - Krzyknął jeden z nich.
- Wysłałem Młodego, pewnie zaraz przyjdzie.
- Pierdolony gówniarz zdążył już na pewno wszystko wypić.
Człowieka który właśnie wyszedł z parku mało obchodziła ich pogawędka, choć krzyczeli tak, że nie dało się ich nie słyszeć. Teraz myślał tylko o tym, żeby dojść już do swojego mieszkania, gdyż znów zaczął odczuwać niesamowity upał a w dodatku przy chodniku nie rosło nawet najmniejsze drzewo. Właśnie przechodził obok sklepu, gdy zaczepiła go młoda kobieta.
- Proszę pana, mój mąż ma pewną sprawę do obgadania – powiedziała aksamitnym głosem.
- Jaką konkretnie?
- Chciałby założyć konto w pana banku, ale nie wie...
Mężczyzna przerwał jej szorstko.
- Już tam nie pracuję.
- Och, nie wiedziałam – dziewczyna zmieszała się lekko oraz zarumieniła. - Przepraszam za kłopot.
Jej rozmówca nic nie odpowiedział tylko ruszył wolnym krokiem między wieżowce.
Gdy znalazł się na śmierdzącej moczem klatce schodowej, zaczepiła go sąsiadka mieszkająca pod nim.
- Dzień dobry, piękny mamy dzisiaj dzionek, nieprawdaż?
- Ehe – mruknął mężczyzna naciskając przycisk przywołujący windę.
- Widzę, że pan nie w humorku, coś się stało?
- Nie, tylko ten zapach mnie denerwuje.
Faktycznie, przydałoby się coś z tym zrobić. Zawszona gównażeria robi sobie tutaj publiczny szalet.
Za drzwiami ukazała się wytęskniona kabina windy.
- To ja już nie zatrzymuję, miłego dnia – powiedziała uśmiechając się do niego.
Natychmiast po przekroczeniu progu mieszkania przy jego nogach zaczął dreptać czarny kocur. Mężczyzna pogłaskał go czule, na co zwierzak odpowiedział cichym pomrukiem zadowolenia. Obywatel przebrał się w starą koszulę i krótkie spodenki, do odtwarzacza CD stojącego w kuchni włożył płytę Loreeny McKennitt i rozsiadł się wygodnie na sofie w swoim jedynym pokoju. Nareszcie był u siebie, nie musiał słuchać rozmów innych ludzi i zmęczony pogrążył się w półśnie. Postanowił, że jutro zacznie szukać nowej pracy.
Gdy się obudził, była mniej więcej godzina 17, jednak słońce nie zamierzało przestać grzać i w dalszym ciągu było niesamowicie gorąco. Mężczyzna poleżał chwilę gapiąc się pustym wzrokiem w telewizor, po czym wstał i nalał sobie szklankę mleka. Wypił ją jednym łykiem, przejrzał lodówkę poszukując czegoś do jedzenia, a nie znalazłszy niczego co by mu nie zaszkodziło, napełnił ponownie szklankę mlekiem i udał się obserwować świat przez okno na dziesiątym piętrze. Po drodze zabrał fotografię swojej żony zmarłej tragicznie w wypadku i postawił ją na parapecie. Zerkał tak raz na dzieci bawiące się w piaskownicy, raz na zdjęcie i pierwszy raz w życiu pomyślał, że reinkarnacja nie jest głupią opowiastką.
Chwilę później leżał na chodniku, a krew wypływająca kącikami ust przybrała formę napisu „jeszcze raz”.
Bardzo podobają mi się opisy, oraz nieco tragiczne zakończenie i te, krótkie, proste słowa: 'jeszcze raz'
Cytat:W sam środek tego zmęczonego świata, żwirowaną ścieżką, szedł niski, nieco gruby mężczyzna.
W sam środek... Dość dziwnie to brzmi.


Cytat:Właściwie oprócz tej dwójki mało kogo obchodził ten anonimowy dla nich mężczyzna, kroczący wąską alejką wyznaczoną w samym środku anonimowego parku w nieznanym mieście.
...mało kogo obchodził, ten anonimowy dla nich mężczyzna - na Twoim miejscu zrezygnowałabym z 'dla nich'.

Cytat: Nieważne czy rozmowy toczą się na temat planowanego morderstwa, usunięcia ciąży czy kastrowania pedofilii.
pedofili

Cytat:- Wydaje mi się, że raczej chce założyć z kimś firmę – odpowiedziała mu kobieta nachylając(,) się z uśmiechem nad jego ustami.
Przecinek.

Cytat:Szary człowiek przystanął na chwilkę, a jego uszy zarejestrowały delikatny płacz kobiety.
Nie to, żeby zdanie nie było poprawne pod względem stylistycznym czy gramatycznym... Po prostu dziwnie brzmi. Na Twoim miejscu pozbyłabym się przymiotnika 'delikatny'.

Cytat:Spojrzał odruchowo w stronę źródła dźwięku i zobaczył najpiękniejszą kobietę jaka kiedykolwiek chodziła po tej ziemi; miała długie, lśniące blond włosy, szmaragdowe oczy i niezwykle delikatną twarz.

I znowu delikatność, tak? Powtórzenie.

Cytat:Mimo, że była bardzo młoda, jej oblicze zdawało się promieniować jakąś wielką mądrością.
- Nie płacz tutaj, wszyscy się na ciebie patrzą – powiedział przez zęby mężczyzna siedzący obok niej.
Był on równie młody co kobieta, jednak na jego twarzy zmarszczki były już dość wyraźne, również niebieskie oczy zdawały się być puste.
Powtórzenie, a dodatkowo zdania mało zgrabne.

Cytat:- O Boże, przecież to nie może się tak skończyć – załkała kobieta – musi być jakieś wyjście. Nasze dzieci to wszystko co mamy, nie mogą ich nam tak po prostu zabrać!
Musi.

Cytat:Blond włosa piękność skierowała szklisty wzrok na mężczyznę szukając w jego oczach zrozumienia i współczucia.
Czy mi się zdaje czy powinno być blondwłosa, a nie blond włosa?


Cytat: Przed oczyma pojawił mu się on sam, w latach wczesnej młodości, biegający za piłką w tym samym miejscu w którym teraz stoi placyk do zabaw.
Placyk do zabaw... Nie jestem pewna czy taki zwrot funkcjonuje... Dlatego proponuję starą, utartą formę 'plac zabaw'.


Cytat:- Co się pan tak na nie gapisz, pedofil pan jesteś czy jakie licho?
Obywatel usłyszał te słowa(,) ale nie zwrócił na nie zbytniej uwagi, obrócił się na pięcie i wolnym, transowym krokiem oddalił się z tego miejsca.
Przecinek.

Cytat:Przez resztę drogi szedł jakby zaczarowany lub otumaniony, do jego uszu nie dochodziły żadne odgłosy, istniał dla niego tylko on i pusta, żwirowa ścieżka przecinająca opuszczony park. Przestał zwracać uwagę na żar lejący się z nieba, czoło przestało przypominać sadzawkę, a całe ciało miał niczym z waty.
Zwrot nogi jak z waty jest znany, ale całe ciało... Nie wiem czy to poprawne sforumowanie.


Cytat:-Teraz myślał tylko o tym, żeby dojść już do swojego mieszkania, gdyż znów zaczął odczuwać niesamowity upał(,) a w dodatku przy chodniku nie rosło nawet najmniejsze drzewo.
Przecinek.


Cytat:Po drodze zabrał fotografię swojej żony zmarłej tragicznie w wypadku i postawił ją na parapecie.
Jak dla mnie możesz śmiało zrezygnować ze 'swojej', to jest oczywiste.

Jest to trzeci starszy tekst, jaki wpadł mi dziś w ręce. Pod względem technicznicznym jest on dużo lepszy, niż dwa poprzednie.
Nie ma za wiele bęłędów, fabuła jest dość intrygjąca/wciągająca, a zakończenie jak dla mnie nieoczekiwane i bardzo trafne - jeśli brać pod uwagę mój dzisiejszy humor.
Wracając do tekstu, radziłabym stosować sie do zasad interpunkcji.
Tym razem, jestem na tak.
A tekst polecam do przeczytania.

Kali