27-03-2011, 22:36
Zapomniane Opowieści Isteronu
Wpośród Cieni
Rok 3543, czternasty dzień Trzeciego Płomienia... Tego dnia odmieniło się moje życie, gdy uciekłam ze swych ziem szukając miejsca do ukrycia się. Ale najpierw napisze jak do tego doszło.
Wszystko zaczęło się parę płomieni wcześniej. Gdy ukończyłam dwadzieścia lat, mój ojciec postanowił wydać mnie za mąż. Jako że jest Wielkim Akintosem, jednym z trzynastu członków rady, bywa bardzo wymagający.
Wybrał dziesięciu mężczyzn, tych których jego zdaniem mogą okazać się ,,Idealną partią'' dla mnie... Oczywiście sama śmietanka.
Kazał mi spędzić po dniu z każdym i wybrać sobie tego który mi się spodoba.
Pierwszych pięciu od razu skreśliłam. Nie gustuję w ludziach ani w generałach. Ludzie żyją po osiemdziesiąt lat, zaś wojskowi za długo nie pożyją ze względu na swoją pracę.
Będzie powtórka z Mrocznymi elfami i ponownie zostaniemy bez wojska... Elysiasz by się przewracał w grobie. Ale mniejsza o to.
Jestem Elfką Światła, najwyższą elfią rasą ze wszystkich! nie mogę sobie pozwolić na kogoś, kto umrze po pięćdziesięciu latach a, ja będę wdową przez następne czterysta...
Szósty wydawał się całkiem miły... z początku...
Faceci! wszyscy pragną dwóch rzeczy! Władzy i seksu!
Co ja jestem? Kurtyzana?
Siódmy i ósmy niewiele różnili się od szóstego.
Dziewiąty. Wysoki i przystojny elf pojawił się w mej komnacie parę dni po zakończeniu z ósmym. Włosy miał rozczochrane tak jakby wyszedł z obory po ciężkim dniu. Nie był ubrany jakoś specjalnie. Skórzane spodnie z paskiem o niespotykanej sprzączce, srebrny okrąg z wyszlifowanymi wzorami, były to łodygi róż oplatających miecz pośrodku skierowany w dół.
Na początku myślałam że miecz jest symbolem czegoś co jest poniżej, lecz porzuciłam tą teorię. Skórzana kurta z ozdobnymi zębami ryby Kuo na ramionach, była stara, nieco potargana przy zakończeniach rękawów i miała liczne dziury na torsie. Koścista twarz wydawała się bez najmniejszej skazy. Jego niebieskie oczy próbowały uciec przed mym widokiem. Nie dziwię się... byłam jeszcze w piżamie która była dość... frywolna. Cholera nie spodziewałam się że przyjdzie tak szybko.
Przynajmniej pokój był w miarę czysty, tylko parę drobiazgów takie jak kosmetyki, perfumy, ręczniki do kąpieli, sukienki i biżuteria walała się po podłodze. Umknęłam do drugiego pokoju i zawarłam drzwi za sobą. Opierając się o drzwi usłyszałam jego głos:
- Przepraszam... nie wiedziałem... Koledzy mówili że się spóźnię, ale chyba za bardzo się pośpieszyłem.
Ale on ma głos! ma maks trzydzieści lat.
- Panno Maerdaew? coś się stało?
- Nie, zaraz się ubiorę i możemy iść.
- Bez pośpiechu.
Kurcze, a może specjalnie wszedł do mnie o tej godzinie, bo chciał mnie zastać mniej ubraną?
Po kilku minutach byłam gotowa. Wyszłam, przywitaliśmy się i zaczęłam dzień z nowym kandydatem. Przedstawił się jako Ramon, syn przyjaciela mego ojca.
Poszliśmy na dziedziniec gdzie nas ojciec zobaczył. Nie był zbytnio zadowolony z ubioru Ramona, nie zwracałam na niego uwagi. Dziedziniec był przepełniony, szlachcice, inne kobiety i ich służki biegały tam i z powrotem usługując. Życie na zamku jest ciężkie, a szczególnie dla służby.
Usiedliśmy na ławce w cieniu złocistego filara, który wznosił się na wysokość trzydziestu metrów. Razem filarów było dwadzieścia, co pięć metrów dookoła dziedzińca.
Wpośród Cieni
Rok 3543, czternasty dzień Trzeciego Płomienia... Tego dnia odmieniło się moje życie, gdy uciekłam ze swych ziem szukając miejsca do ukrycia się. Ale najpierw napisze jak do tego doszło.
Wszystko zaczęło się parę płomieni wcześniej. Gdy ukończyłam dwadzieścia lat, mój ojciec postanowił wydać mnie za mąż. Jako że jest Wielkim Akintosem, jednym z trzynastu członków rady, bywa bardzo wymagający.
Wybrał dziesięciu mężczyzn, tych których jego zdaniem mogą okazać się ,,Idealną partią'' dla mnie... Oczywiście sama śmietanka.
Kazał mi spędzić po dniu z każdym i wybrać sobie tego który mi się spodoba.
Pierwszych pięciu od razu skreśliłam. Nie gustuję w ludziach ani w generałach. Ludzie żyją po osiemdziesiąt lat, zaś wojskowi za długo nie pożyją ze względu na swoją pracę.
Będzie powtórka z Mrocznymi elfami i ponownie zostaniemy bez wojska... Elysiasz by się przewracał w grobie. Ale mniejsza o to.
Jestem Elfką Światła, najwyższą elfią rasą ze wszystkich! nie mogę sobie pozwolić na kogoś, kto umrze po pięćdziesięciu latach a, ja będę wdową przez następne czterysta...
Szósty wydawał się całkiem miły... z początku...
Faceci! wszyscy pragną dwóch rzeczy! Władzy i seksu!
Co ja jestem? Kurtyzana?
Siódmy i ósmy niewiele różnili się od szóstego.
Dziewiąty. Wysoki i przystojny elf pojawił się w mej komnacie parę dni po zakończeniu z ósmym. Włosy miał rozczochrane tak jakby wyszedł z obory po ciężkim dniu. Nie był ubrany jakoś specjalnie. Skórzane spodnie z paskiem o niespotykanej sprzączce, srebrny okrąg z wyszlifowanymi wzorami, były to łodygi róż oplatających miecz pośrodku skierowany w dół.
Na początku myślałam że miecz jest symbolem czegoś co jest poniżej, lecz porzuciłam tą teorię. Skórzana kurta z ozdobnymi zębami ryby Kuo na ramionach, była stara, nieco potargana przy zakończeniach rękawów i miała liczne dziury na torsie. Koścista twarz wydawała się bez najmniejszej skazy. Jego niebieskie oczy próbowały uciec przed mym widokiem. Nie dziwię się... byłam jeszcze w piżamie która była dość... frywolna. Cholera nie spodziewałam się że przyjdzie tak szybko.
Przynajmniej pokój był w miarę czysty, tylko parę drobiazgów takie jak kosmetyki, perfumy, ręczniki do kąpieli, sukienki i biżuteria walała się po podłodze. Umknęłam do drugiego pokoju i zawarłam drzwi za sobą. Opierając się o drzwi usłyszałam jego głos:
- Przepraszam... nie wiedziałem... Koledzy mówili że się spóźnię, ale chyba za bardzo się pośpieszyłem.
Ale on ma głos! ma maks trzydzieści lat.
- Panno Maerdaew? coś się stało?
- Nie, zaraz się ubiorę i możemy iść.
- Bez pośpiechu.
Kurcze, a może specjalnie wszedł do mnie o tej godzinie, bo chciał mnie zastać mniej ubraną?
Po kilku minutach byłam gotowa. Wyszłam, przywitaliśmy się i zaczęłam dzień z nowym kandydatem. Przedstawił się jako Ramon, syn przyjaciela mego ojca.
Poszliśmy na dziedziniec gdzie nas ojciec zobaczył. Nie był zbytnio zadowolony z ubioru Ramona, nie zwracałam na niego uwagi. Dziedziniec był przepełniony, szlachcice, inne kobiety i ich służki biegały tam i z powrotem usługując. Życie na zamku jest ciężkie, a szczególnie dla służby.
Usiedliśmy na ławce w cieniu złocistego filara, który wznosił się na wysokość trzydziestu metrów. Razem filarów było dwadzieścia, co pięć metrów dookoła dziedzińca.