25-03-2011, 00:11
Olbrzymia sylwetka Wieży ciągnęła mnie do siebie przez setki mil, wabiła tak, jak płomień i ciepło ogniska wabią nocnego wędrowca, wyzierając spomiędzy drzew w rozległej, mrocznej puszczy. Widziałem ją, kiedy stałem na pokładzie statku płynącego po największym z mórz, widziałem z okna obskurnej karczmy i wtedy, gdy przemierzałem gościniec zanurzony w idyllicznym krajobrazie pagórków, nakrytych suknem zielonych łąk i złotych pól. Widziałem i marzyłem, że pewnego dnia dotrę do Wieży i stanę przed nią jak przed maszyną, która z mechaniczną obojętnością zgniecie i zmłóci nawet najbardziej zmyślną naukę i filozofię.
Wreszcie, po długiej i wyczerpującej podróży dotarłem do celu. Stałem o krok od potężnej ściany, po której – gdyby tylko można – trzeba by wspinać się latami, żeby osiągnąć szczyt. O zawrót głowy przyprawiał mnie ogrom budowli, złożonej z milionów równo ułożonych, gigantycznych bloków, doskonałych w swojej regularności. Przy każdym z tych bloków człowiek jest niczym kamyk rzucony w bezkresny ocean.
Największe i najwyższe spośród ludzkich konstrukcji - te liche okruchy materii nie dorastające do kilometra wysokości, przy Wieży wydały się jedynie ponurym żartem Boga, który dopuścił, by wzbudzały w budowniczych poczucie dumy ze swoich „dokonań”.
Nie ruszałem się z miejsca, patrzyłem tylko w górę, próbując ogarnąć umysłem wielkość tej konstrukcji i drżałem na myśl, że tego nie potrafię.
Dusza przed majestatem.
Człowiek i gwieździste niebo.
Wreszcie, po długiej i wyczerpującej podróży dotarłem do celu. Stałem o krok od potężnej ściany, po której – gdyby tylko można – trzeba by wspinać się latami, żeby osiągnąć szczyt. O zawrót głowy przyprawiał mnie ogrom budowli, złożonej z milionów równo ułożonych, gigantycznych bloków, doskonałych w swojej regularności. Przy każdym z tych bloków człowiek jest niczym kamyk rzucony w bezkresny ocean.
Największe i najwyższe spośród ludzkich konstrukcji - te liche okruchy materii nie dorastające do kilometra wysokości, przy Wieży wydały się jedynie ponurym żartem Boga, który dopuścił, by wzbudzały w budowniczych poczucie dumy ze swoich „dokonań”.
Nie ruszałem się z miejsca, patrzyłem tylko w górę, próbując ogarnąć umysłem wielkość tej konstrukcji i drżałem na myśl, że tego nie potrafię.
Dusza przed majestatem.
Człowiek i gwieździste niebo.