Via Appia - Forum

Pełna wersja: Upiór
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Opowiadanie z lipca 2008 roku.

Upiór
P. Borowy


- Ich lubien polnische, ja, ja...- dukał nerwowo Niemiec.
Piotr Wasilewski popatrzył na niego uważnie. Żołnierz był młody, ubrany w szarą kurtkę Wehrmachtu. Wasilewski westchnął. Nie lubił egzekucji. Sięgnął po szable i stanął przed Szwabem.
- Żegnam, pana szanownego.- powiedział ze złośliwym uśmiechem na ustach i jednym cięciem skrócił niemiaszka o głowę.
Krew trysnęła prosto na Wasilewskiego.
-Cholera jasna! Prałem wczoraj.- Zaklął Wasilewski patrząc na ubabraną koszulę.
Usłyszał za plecami szmer, błyskawicznie sięgnął po pistolet, obrócił się i wycelował w nadchodzącą postać.
- Spokój człowieku, spokój. Sami swoi.
Był to Józef Konik. Sąsiad Wasilewskiego, uzbrojony był w stary, rosyjski karabin.
- Matko Boska, co ci się stało?- zapytał Konik patrząc z zaciekawieniem na Wasilewskiego.
- Uchetałem się.- Burknął tamten w odpowiedzi i wskazał na martwego szkopa.
Konik przyjrzał mu się z zainteresowaniem.
- Sam był?- zapytał po chwili.
Wasilewski skinął głową, schował pistolet do kabury, a szable wytarł o mundur wroga, po czym schował ją do pochwy.
- Wiesz... To podejrzane.- mruknął Konik oglądając się wokół, jak by spodziewał się że zaraz pojawi się cała dywizja niemiecka.
- Niby co?
- Tu musi być ich więcej. Samego by go tu nie wysłali. Zwiadowca pewnie.
- Może się zgubił?
- A tam zgubił.- Konik splunął i jeszcze raz przyjrzał się Niemcowi.- Obszukałeś go?
Nie czekając na odpowiedź Konik przyklęknął i zaczął przeszukiwać kieszenie martwego.
Znalazł pistolet, karabin, kilka paczek naboi i dokumenty nieboszczyka.
- Bierz karabinek.- Konik podał Wasilewskiemu broń.
Stali przez chwile w milczeniu przypatrując się Niemcowi.
- Józek, słuchaj...- powiedział po chwili Wasilewski.
- No?
- Jeśli jest tak ja mówisz, to znaczy że ten szkop to zwiadowca... To możemy ich sprowokować do ataku na naszą wieś.
- Znaczy jak?- Konik zmarszczył brwi.
- Weź na początek pal skombinuj i...


- Barbarzyństwo.- mruknął porucznik Helmut von Zduperschimtt patrząc na głowę swojego podwładnego, która została nabita na pal, który stał na środku polany. Głowa nie miała oczu, ani języka.
- Słowiańskie bydlęta.- Splunął kapral Schiwz.
- Ja, ja Herr kapral.- pokiwał głową Helmut.
- A niech Herr porucznik spojrzy jak biedak wygląda. Pewnie go skurczybyki torturowały.
- Ja, ja.- Potakiwał porucznik.
- Jak Herr porucznik sądzi: polski patrol go tak urządził, czy ci pod ludzie z tej wiochy niedaleko stąd?
Porucznik Zduperschimtt zamyślił się głęboko.
- Polacy cofają się teraz na Bydgoszcz.- powiedział po chwili.- A z tego co nam mówili na szkoleniu mogę wnioskować że pukli go tamci wieśniacy.
- Polska hołota.- Splunął ponowne Schiwz.- To jak Herr porucznik? Atakujemy wioskę?
Helmut von Zduperschimtt spojrzał na niego zaskoczony.
- Herr Kapral jeszcze się pyta?


- Niemcy we wsi!- krzyknęła na cały głos pani Konikowa, a trzeba jej było przyznać że oprócz postawnej postury miała baba głos jak trzeba.
Bojowo nastawienie mieszkańcy Trzechoczówka, uzbrojeni w praktycznie wszystkie możliwe rodzaje broni, pobiegli na barykadę na obrzeżu wioski.
- Ja pier...- mruknął cicho wójt Trzechoczówka- pan Słomka.
- Przenajświętsza Panienko...- zaczął miejscowy ksiądz proboszcz, który uzbrojony był w kropidło i kadzidełko.
- Kto tu księdza wpuścił!?- krzyknął Tomasz Siekierkowski naczelny ateista we wsi.
- Morda burżuju!- Krzyknął znany ze swoich komunistycznych poglądów- Antoni Gryczyński. Miał trochę racji ponieważ Siekierkowski posiadał największe pole we wsi, co pozwalało mu zajmować zaszczytne trzecie miejsce w hierarchii ważności w Trzechoczówku (Ważniejsi byli: wójt i ksiądz proboszcz).
- Spokój do cholery!- Ryknął wójt. Spojrzał jeszcze raz na oddział Niemców.- Ja was normalnie, Wasilewski... Za takie pomysły... Powieszę! Normalnie, powieszę!
- Skąd panie wójcie miałem wiedzieć że niemiaszki taki sprzęt mają! Myślałem że będzie jak w 1914, a tu...- tłumaczył się Wasilewski.

Faktycznie, oddział Niemców liczył prawie setkę ludzi, mieli cztery czołgi, pięć dział i dwa wozy pancerne.
- To co robimy panie wójcie?- zapytał niepewnie Konik.
W Słomkę wstąpił prawdziwy duch bojowy.
- Siekierkowski po działko!
- Tak jest!
- Gryczyński i Kromkowski, do samolotu! Zbombardujcie gnojów! Słomieński! Zbierz swoich ludzi i na koń! Okrążycie ich, gdy ruszą do natarcia.
Ludzie się rozbiegli, przy barykadzie została pięćdziesiątka chłopa, a każdy uzbrojony po zęby. No może z wyjątkiem...
- Ja się pójdę pomodlić, za wszelkie pomyślności.- Powiedział ksiądz proboszcz i faktycznie poleciał w stronę kościoła.
- Bodaj byś sczezł... Zarazo.- splunął wójt.
- Panie wójcie!- krzyknął Konik.
- Co zaś?
- Szkopy atakują!
Faktycznie oddział porucznika Zduperschmitta ruszył do natarcia. Pierwsze jechały czołgi, po obu flankach wozy pancerne, a z tyłu piechota.
W tym momencie na barykadę dotarł Siekierkowski z armatką, która pamiętała jeszcze wspaniałe czasy cesarza Wilhelma.

Rozpoczęła się gwałtowana wymiana ognia, w trakcie, której znikneła spora część barykady. Również i polscy rolnicy osiągnęli spory sukces: za pomocą działka i granatów rozwalili dwa pojazdy pancerne i unieruchomili czołg. Oddział Wehrmachtu były pięćdziesiąt metrów od barykady, gdy nagle, niespodziewanie, na niebie ukazał się stary dwupłatowiec z czasów wielkiej wojny. Zaczął krążyć nad atakującymi Niemcami i nagle zrzucił kilka bomb na łby hitlerowców. Wybuch rozwalił dwa czołgi i jeden wóz pancerny, a także zabił paru Niemców.
Gryczyński zatrąbił, co było sygnałem dla kawalerii Słomieńskiego. Konnica okrążyła czołgi i uderzyła bezpośrednio na piechotę.
- Bagnet na broń i do ataku!- Krzyknął wójt i sam ruszył pierwszy w kierunku wroga.

- Hande hoch!- krzyknął piętnaście minut później Piotr Wasilewski celując w dwóch Niemców, którzy posłusznie rzucili broń i podnieśli ręce.
- Ich weiss nicht!- krzyknął jeden z Niemców.
- Jasna sprawa.- powiedział Wasilewski poczym rozstrzelał oby dwóch.

Z pola bitwy uciekło kilku szkopów, żaden z pojazdów nie nadawał się do dalszej eksploatacji.
- Brawo panowie!- powiedział szczęśliwy wójt-Słomka przeszukując szkopów.

Zegar na kościelnej wieży wybił godzinę dwudziestą trzecią. Piotr Wasilewski i Józef Konik stali przy barykadzie obserwując czy szkopy, które miały czelność przeżyć, atak bohaterskich polskich rolników, nie poleciały po posiłki.
- Dlaczego to właściwie my, mamy stać na warcie?- zapytał Wasilewski zapalając papierosa.
- Może dlatego, że to ty, idioto ich tutaj przyciągłeś?
- Oj Jezu, stare dzieje. Nikt nawet draśnięty nie został.
- Było kilku rannych.
- Z przepicia!- zarechotał Wasilewski.
- Cicho!- syknął Konik.
- Co?
- Idzie ktoś.
Wasilewski wytężył wzrok.
- No faktycznie!
W ich stronę szedł ktoś w szwabskim mundurze, z daleka wyglądało jakby nie miał oczu.
- Józek, weź oddaj strzał... Ostrzegawczy!
- W co mam strzelić?
- Co się głupio pytasz? W dyńkę.
Konik wziął swój karabinek, położył go na ramieniu, przymierzył i...
- Nieźle.- mruknął Wasilewski obserwując jak kula trafia w czoło delikwenta, a następnie, jak głowa spada z karku.
Facet nic sobie z tego nie robił. Wziął głowę z ziemi i nadal szedł w kierunku barykady.
- O cholera!- zdumiał się Konik.- Co za czort?
- On nie ma oczu.- powiedział blady jak ściana Wasilewski.
- I co?
- Głowa mu odlatuje, i chyba nie ma języka.
- No to co? Wiele takiego czegoś łazi po Polsce. Tego żeś nie czytał... Mickiewicza?
- A co to ma do tego?
- Gustaw taki, z grobu wylazł. Upiór to się nazywa.
- Leć po księdza. Bez pomocy Bożej coś czuje że nie da rady.

- O co chodzi, mój synu?- Ksiądz Proboszcz zbliżył się do barykady.

- No bo wie ksiądz... Ja... Pozbawiłem życia bliźniego swego. Znaczy nie do końca bliźniego swego, bo to Niemiec był...
- To bardzo nie dobrze mój synu, będziesz za to cierpiał, no chyba że przeprosi sługę Bożego, a tym samym Pana naszego. Na przykład: wino mszalne się kończy i... tynk z kaplicy odpada. Nie mówiąc już że trzeba by cmentarz posprzątać.
- Ale proszę księdza, ja się obawiam że bliźni mój jest... Lekko podenerwowany tym faktem.
- No, a ty byś nie był, mój synu?- zdumiał się ksiądz proboszcz.
- No byłbym, ale...
- No to w czym problem?
W tym momencie coś dotknęło księdza proboszcza w ramię.
- Co jest...?- ksiądz odwrócił się na pięcie i spojrzał wprost w puste oczodoły.
- Matko Przenajświętsza...
- Tak, tak.- Uspokoił go Wasilewski.- Ale co z tym zrobić?
- Egzorcyzm...- zaczął ksiądz, ale w tym momencie upiór zwalił się na ziemię. W plecach tkwił osinowy kołek.
- No i po bólu.- Powiedział Konik.
Ksiądz zemdlał.
- Skąd takie coś się bierze?- Zapytał zdumiony i przerażony Wasilewski.
- Ano trupy samobójców i wisielców...
- To nie był samobójca.- przerwał mu Wasilewski.
- No fakt.- Konik zamyślił się.- No, ale sam zapuścił się nasz teren. Znaczy miał skłonności samobójcze.
- Ano fakt.- zgodził się Wasilewski.
- No i taki truposzczak wstaje potem i się mści. Zazwyczaj na rodzinie. Mięsem ludzkim się żywi.
Wasilewski spojrzał zdumiony na upiora. Dobył swojej szabli i pociachał go na drobne kawałeczki.
- Żeby nie wstał.- wyjaśnił Konikowi.- Choć weźmiemy naszą świątobliwość na plebanię.


Helmut von Zduperschmitt leżał w rowie, nieopodal pola bitwy, obok niego leżał ciężko ranny kapral Schwiz.
- Na Fuhrera! Co to było?- zapytał słabym głosem kapral.
- Rzeź, Herr kapral, rzeź.
Zapadła niezręczna cisza.
- I co dalej, Herr porucznik?
- Samobójstwo.
- Ale jak, w łeb sobie strzelić?
- Nie, widzisz te piwniczkę? Kawałek stąd.
- Ja.
- Wejdziemy tam... Ja granat odpalę.


- Ciemno tu jak w dupie u Fuhrera.- mruknął Schwiz.
- No nic. Odbezpieczam.


- Panie wójcie!- Konik zapukał do drzwi wójta.
- Co?
- Sabotażyści wysadzili naszą podziemną gorzelnię!
- Co!? Kto się odważył.
- Nie mam pewności, ale chyba szkopy.
- Ta zniewaga krwi wymaga! Zbierz ludzi! Idziemy złożyć wizytę wujkowi Adolfowi!
Trafiasz w mój gust powiem CiBig Grin uwielbiam taki wiejski humorBig Grin Jako, że jest to satyra, nie będę się czepiał militarnych aspektówSmile ogólnie, rozumiem, że ta miniaturka to, jakoby wyjaśnienie pewnego wątku z Twojego innego opowiadaniaSmile Uśmiałem sie całkiem konkretnieBig Grin żarty dobrze odmierzone, nie za często, jak na miniaturę i w dobrym smaku. Więcej takich proszeTongue znalazłem tylko dwa błędy:

"która została nabita na pal, który stał na środku polany." który sie powtarza, więc lepiej zmien to w ten sposób: "na pal stojący na środku polany"

"Bojowo nastawienie mieszkańcy" nastawieni, chyba miało byc.
Dodam tylko że jest to nie jako prequel do Łowców duchów.
Piotr Wasilewski jest dziadkiem Marka, a duch niemieckiego żołnierza nawiedza księdza Big Grin
No właśnieSmile
Witaj,
To całkowicie nie mój klimat. Określenia takie jak - Szwab/niemiaszek/szkop - zupełnie do mnie nie przemawiają, nawet jak na parodię i są wg mnie obraźliwe. Chyba, że określanie dziwnymi nazwami innych narodowości miało być tu też elementem zabawnym, ale do mnie to nie przemówiło zupełnie. Wystarczyło napisać Niemiec, martwe ciało, więzień...
Ale to moje zdanie, z którym nie musisz się zgodzić. Bez sensu jest dyskutować na ten temat. Po prostu nie rozbawił mnie ten motyw.
Nie da się ukryć, że ten tekst to jeden wielki dialog. Ciekawa odskocznia, nie ma co! Smile Czytało się szybko, ale tekst jest naprawdę niedopracowany i nie zachwycił mnie ani fabułą, ani tym bardziej przekazem.

MOJE UWAGI:

- Ich lubien polnische,(.) (J)ja, ja...( )- (D)dukał nerwowo Niemiec.
Piotr Wasilewski popatrzył na niego uważnie. Żołnierz był młody, ubrany w szarą kurtkę Wehrmachtu. Wasilewski westchnął. Nie lubił egzekucji. Sięgnął po szable i stanął przed Szwabem.
- Żegnam, pana szanownego.( )- (P)powiedział ze złośliwym uśmiechem na ustach i jednym cięciem skrócił niemiaszka o głowę.
Krew trysnęła prosto na Wasilewskiego. - nie lubił egzekucji, a uśmiechał się złośliwie?, <szanownego pana>?, trochę za dużo <Wasilewskiego> w tym krótkim fragmencie
-Cholera jasna! Prałem wczoraj.( )- Zaklął Wasilewski(,) patrząc na ubabraną koszulę.
Usłyszał za plecami szmer,(.) (B)błyskawicznie sięgnął po pistolet, obrócił się i wycelował w nadchodzącą postać.
- Spokój człowieku, spokój. Sami swoi.
Był to Józef Konik. Sąsiad Wasilewskiego, uzbrojony był w stary, rosyjski karabin.
- Matko Boska, co ci się stało?( )- zapytał Konik(,) patrząc z zaciekawieniem na Wasilewskiego.
- Uchetałem się.( )- Burknął tamten w odpowiedzi i wskazał na martwego szkopa.
Konik przyjrzał mu się z zainteresowaniem.
- Sam był?( )- zapytał po chwili.
Wasilewski skinął głową, schował pistolet do kabury, a szable wytarł o mundur wroga, po czym schował ją do pochwy.
- Wiesz... To podejrzane.( )- mruknął Konik oglądając się wokół, jak by spodziewał się(,) że zaraz pojawi się cała dywizja niemiecka.
- Niby co?
- Tu musi być ich więcej. Samego(,) by go tu nie wysłali. Zwiadowca pewnie.
- Może się zgubił?
- A tam zgubił.( )- Konik splunął i jeszcze raz przyjrzał się Niemcowi.( )- Obszukałeś go? - <przeszukałeś go>?
Nie czekając na odpowiedź Konik przyklęknął i zaczął przeszukiwać kieszenie martwego.
Znalazł pistolet, karabin, kilka paczek naboi i dokumenty nieboszczyka.
- Bierz karabinek.( )- Konik podał Wasilewskiemu broń.
Stali przez chwile(ę) w milczeniu(,) przypatrując się Niemcowi.
- Józek, słuchaj...( )- powiedział po chwili Wasilewski.
- No?
- Jeśli jest tak ja mówisz, to znaczy(,) że ten szkop to zwiadowca... To możemy ich sprowokować do ataku na naszą wieś. - wytnij <To>
- Znaczy jak?( )- Konik zmarszczył brwi.
- Weź na początek pal skombinuj i...


- Barbarzyństwo.( )- mruknął porucznik Helmut von Zduperschimtt(,) patrząc na głowę swojego podwładnego, która została nabita na pal, który stał na środku polany. Głowa nie miała oczu, ani języka. - powtórzenie : która/który
- Słowiańskie bydlęta.( )- Splunął kapral Schiwz.
- Ja, ja Herr (K)kapral.( )- pokiwał głową Helmut.
- A niech Herr porucznik spojrzy jak biedak wygląda. Pewnie go skurczybyki torturowały.
- Ja, ja.( )- Potakiwał porucznik.
- Jak Herr porucznik sądzi(?): (P)polski patrol go tak urządził, czy ci pod ludzie z tej wiochy niedaleko stąd? - <podludzie>
Porucznik Zduperschimtt zamyślił się głęboko.
- Polacy cofają się teraz na Bydgoszcz.( )- (P)powiedział po chwili.- A z tego(,) co nam mówili na szkoleniu(,) mogę wnioskować(,) że pukli go tamci wieśniacy.
- Polska hołota.( )- Splunął ponowne Schiwz.( )- To jak Herr porucznik? Atakujemy wioskę?
Helmut von Zduperschimtt spojrzał na niego zaskoczony.
- Herr Kapral jeszcze się pyta?


- Niemcy we wsi!( )- (K)krzyknęła na cały głos pani Konikowa, a trzeba jej było przyznać(,) że oprócz postawnej postury miała baba głos jak trzeba.
Bojowo nastawienie mieszkańcy Trzechoczówka, uzbrojeni w praktycznie wszystkie możliwe rodzaje broni, pobiegli na barykadę na obrzeżu wioski. - <nastawieni>
- Ja pier...( )- mruknął cicho wójt Trzechoczówka( )- pan Słomka.
- Przenajświętsza Panienko...( )- (Z)zaczął miejscowy ksiądz proboszcz, który uzbrojony był w kropidło i kadzidełko.
- Kto tu księdza wpuścił!?( )- (K)krzyknął Tomasz Siekierkowski naczelny ateista we wsi.
- Morda burżuju!() - Krzyknął znany ze swoich komunistycznych poglądów( )- Antoni Gryczyński. Miał trochę racji ponieważ Siekierkowski posiadał największe pole we wsi, co pozwalało mu zajmować zaszczytne trzecie miejsce w hierarchii ważności (w) Trzechoczówku (Ważniejsi byli: wójt i ksiądz proboszcz).
- Spokój do cholery!( )- Ryknął wójt. Spojrzał jeszcze raz na oddział Niemców.( )- Ja was normalnie, Wasilewski... Za takie pomysły... Powieszę! Normalnie, powieszę!
- Skąd panie wójcie miałem wiedzieć że niemiaszki taki sprzęt mają!(?) Myślałem(,) że będzie jak w 1914, a tu...( )- (T)tłumaczył się Wasilewski.

Faktycznie, oddział Niemców liczył prawie setkę ludzi, mieli cztery czołgi, pięć dział i dwa wozy pancerne.
- To co robimy panie wójcie?( )- (Z)zapytał niepewnie Konik.
W Słomkę wstąpił prawdziwy duch bojowy.
- Siekierkowski po działko!
- Tak jest!
- Gryczyński i Kromkowski, do samolotu! Zbombardujcie gnojów! Słomieński! Zbierz swoich ludzi i na koń! Okrążycie ich, gdy ruszą do natarcia.
Ludzie się rozbiegli, przy barykadzie została pięćdziesiątka chłopa, a każdy uzbrojony po zęby. No może z wyjątkiem...
- Ja się pójdę pomodlić, za wszelkie pomyślności.( )- Powiedział ksiądz proboszcz i faktycznie poleciał w stronę kościoła.
- Bodaj byś sczezł... Zarazo.( )- (S)splunął wójt.
- Panie wójcie!( )- (K)krzyknął Konik.
- Co zaś?
- Szkopy atakują!
Faktycznie oddział porucznika Zduperschmitta ruszył do natarcia. Pierwsze jechały czołgi, po obu flankach wozy pancerne, a z tyłu piechota.
W tym momencie na barykadę dotarł Siekierkowski z armatką, która pamiętała jeszcze wspaniałe czasy cesarza Wilhelma.

Rozpoczęła się gwałtowana <LITERÓWKA> wymiana ognia, w trakcie, której znikneła <LITERÓWKA> spora część barykady. Również i polscy rolnicy osiągnęli spory sukces: za pomocą działka i granatów rozwalili dwa pojazdy pancerne i unieruchomili czołg. Oddział Wehrmachtu były <LITERÓWKA> pięćdziesiąt metrów od barykady, gdy nagle, niespodziewanie, na niebie ukazał się stary dwupłatowiec z czasów wielkiej wojny. Zaczął krążyć nad atakującymi Niemcami i nagle zrzucił kilka bomb na łby hitlerowców. Wybuch rozwalił dwa czołgi i jeden wóz pancerny, a także zabił paru Niemców. - powtórzenie : Niemcami/Niemców
Gryczyński zatrąbił, co było sygnałem dla kawalerii Słomieńskiego. Konnica okrążyła czołgi i uderzyła bezpośrednio na piechotę.
- Bagnet na broń i do ataku!( )- Krzyknął wójt i sam ruszył pierwszy w kierunku wroga.

- Hande hoch!( )- (K)krzyknął piętnaście minut później Piotr Wasilewski(,) celując w dwóch Niemców, którzy posłusznie rzucili broń i podnieśli ręce.
- Ich weiss nicht!( )- (K)krzyknął jeden z Niemców.
- Jasna sprawa.( )- (P)powiedział Wasilewski po( )czym rozstrzelał oby dwóch. - <obydwóch>

Z pola bitwy uciekło kilku szkopów, żaden z pojazdów nie nadawał się do dalszej eksploatacji.
- Brawo(,) panowie!( )- (P)powiedział szczęśliwy wójt( )-( )Słomka(,) przeszukując szkopów.

Zegar na kościelnej wieży wybił godzinę dwudziestą trzecią. Piotr Wasilewski i Józef Konik stali przy barykadzie(,) obserwując czy szkopy, które miały czelność przeżyć, atak bohaterskich polskich rolników, nie poleciały po posiłki.
- Dlaczego to właściwie my, mamy stać na warcie?( )- (Z)zapytał Wasilewski(,) zapalając papierosa.
- Może dlatego, że to ty, idioto(,) ich tutaj przyciągłeś? - <przyciągnąłeś>
- Oj Jezu, stare dzieje. Nikt nawet draśnięty nie został.
- Było kilku rannych.
- Z przepicia!( )- (Z)zarechotał Wasilewski.
- Cicho!( )- (S)syknął Konik.
- Co?
- Idzie ktoś.
Wasilewski wytężył wzrok.
- No(,) faktycznie!
W ich stronę szedł ktoś w szwabskim mundurze, z daleka wyglądało jakby nie miał oczu.
- Józek, weź oddaj strzał... Ostrzegawczy!
- W co mam strzelić?
- Co się głupio pytasz? W dyńkę.
Konik wziął swój karabinek, położył go na ramieniu, przymierzył i...
- Nieźle.( )- mruknął Wasilewski(,) obserwując jak kula trafia w czoło delikwenta, a następnie, jak głowa spada z karku.
Facet nic sobie z tego nie robił. Wziął głowę z ziemi i nadal szedł w kierunku barykady.
- O cholera!( )- (Z)zdumiał się Konik.( )- Co za czort?
- On nie ma oczu.( )- (P)powiedział blady jak ściana Wasilewski.
- I co?
- Głowa mu odlatuje, i chyba nie ma języka.
- No to co? Wiele takiego czegoś łazi po Polsce. Tego żeś nie czytał... Mickiewicza?
- A co to ma do tego?
- Gustaw taki, z grobu wylazł. Upiór to się nazywa.
- Leć po księdza. Bez pomocy Bożej coś czuje(,) że nie da rady.

- O co chodzi, mój synu?( )- Ksiądz Proboszcz zbliżył się do barykady.

- No bo wie ksiądz... Ja... Pozbawiłem życia bliźniego swego. Znaczy nie do końca bliźniego swego, bo to Niemiec był...
- To bardzo nie dobrze <NIEDOBRZE> mój synu,(.) (B)będziesz za to cierpiał(.), (N)no chyba(,) że przeprosi(SZ) sługę Bożego, a tym samym Pana naszego. Na przykład: wino mszalne się kończy i... (T)tynk z kaplicy odpada. Nie mówiąc już(,) że trzeba by cmentarz posprzątać.
- Ale proszę księdza, ja się obawiam(,) że bliźni mój jest... Lekko podenerwowany tym faktem.
- No, a ty byś nie był, mój synu?( )- (Z)zdumiał się (K)ksiądz (P)proboszcz.
- No byłbym, ale...
- No to w czym problem?
W tym momencie coś dotknęło (K)księdza (P)proboszcza w ramię.
- Co jest...?( )- (K)ksiądz odwrócił się na pięcie i spojrzał wprost w puste oczodoły.
- Matko Przenajświętsza...
- Tak, tak.( )- Uspokoił go Wasilewski.( )- Ale co z tym zrobić?
- Egzorcyzm...( )- (Z)zaczął ksiądz, ale w tym momencie upiór zwalił się na ziemię. W plecach tkwił osinowy kołek.
- No i po bólu.( )- Powiedział Konik.
Ksiądz zemdlał.
- Skąd takie coś się bierze?( )- Zapytał zdumiony i przerażony Wasilewski.
- Ano trupy samobójców i wisielców...
- To nie był samobójca.( )- (P)przerwał mu Wasilewski.
- No fakt.( )- Konik zamyślił się.( )- No, ale sam zapuścił się nasz teren. Znaczy miał skłonności samobójcze.
- Ano fakt.( )- (Z)zgodził się Wasilewski.
- No i taki truposzczak wstaje potem i się mści. Zazwyczaj na rodzinie. Mięsem ludzkim się żywi.
Wasilewski spojrzał zdumiony na upiora. Dobył swojej szabli i pociachał go na drobne kawałeczki.
- Żeby nie wstał.( )- (W)wyjaśnił Konikowi.- Choć<CHODŹ>(,) weźmiemy naszą świątobliwość na plebanię.


Helmut von Zduperschmitt leżał w rowie, nieopodal pola bitwy, obok niego leżał ciężko ranny kapral Schwiz. - powtórzenie : leżał/leżał
- Na Fuhrera! Co to było?( )- (Z)zapytał słabym głosem kapral.
- Rzeź, Herr kapral, rzeź.
Zapadła niezręczna cisza.
- I co dalej, Herr (P)porucznik?
- Samobójstwo.
- Ale jak, w łeb sobie strzelić?
- Nie, widzisz te(ę) piwniczkę? Kawałek stąd.
- Ja.
- Wejdziemy tam... Ja granat odpalę. -wytnij <Ja>


- Ciemno tu jak w dupie u Fuhrera.( )- (M)mruknął Schwiz.
- No nic. Odbezpieczam.


- Panie wójcie!( )- Konik zapukał do drzwi wójta.
- Co?
- Sabotażyści wysadzili naszą podziemną gorzelnię!
- Co!? Kto się odważył.
- Nie mam pewności, ale chyba szkopy.
- Ta zniewaga krwi wymaga! Zbierz ludzi! Idziemy złożyć wizytę wujkowi Adolfowi!

Pozdrawiam,
Lilith
Nawet nie wiesz jak ja to dawno pisałem Wink
Ten "potworek" powstał około czterech lat temu, i był pisany czysto z nudów.
Mimo to dziękuje za tan drobiazgową analizę Smile
Nie ma sprawy, cieszę się, że mogłam się na coś przydać Big Grin

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Powiem Ci, że nawet całkiem fajnie się to czyta. Lubię takiego typu satyry. Mogłaś troszkę bardziej rozwinąć wątek z tym upiorem, bo to krótkie trochę było. Mimo wszystko widać, że się napracowałaś. Mnie się najbardziej podobała część o ataku Niemców. Jak widać Lilith postanowiła (jak to Krytyk) wyłapać wszystkie możliwe błędy ;D Pewnie miała ochotę przepisać całe opowiadanie^^ No cóż, trochę tego jest, nic nie jest doskonałe, ale nie rzuca się tak bardzo w oczy. Będzie następna część?