Temat zamknięty w tytule - fascynujący. Zanim tknąłem tekstu, wiedziałem o czym będzie wiersz, ale wyobraźnia chyba mnie poniosła.Zacznę od pewnego uporządkowania teksty, bez zmiany jego sensu.
Stoję samotny na cyplu stuleci
a - albo stuleci
chcę krzyknąć wtedy skończą się moje unicestwienia
nie wybieram się do nieba ze względu na klimat
zaklinam się
na psa którego kiedyś kupię i nazwę George
dziś ktoś zaparkował swoje buty pod moim łóżkiem
w czasie sztormu dobry ponoć każdy port
ale ja mam trzecią wojnę światową w mózgu
płoną kontynenty potykają się armie
odkąd odkryłem że to co dotąd nie miało imienia
teraz śmiało mógłbym nazwać miłością
panta rei?
nie deja
vu - nie rozumiem tego zwrotu
Spodziewałem się wiersza o znaczeniu uniwersalnym, chociaż są , ale nie do końca czytelne tego przesłanki. Skojarzenia metaforyczne - ciekawe i wymowne, zwłaszcza z tymi cudzymi butami pod łóżkiem. Bardzo mi się to spodobało.
Reasumując - wiersz osobisty, o tym, jeśli go dobrze zrozumiałem, jak rodzą się emocje wyrosłe z przypadkowej przygody w umyśle autora, skoro określa to nawet mianem miłości, chociaż to raczej tylko chemiczne uczucie. Miłość ma znacznie szersze spektrum i podłoże. Tak, czy inaczej w wierszu nie znajduję żadnej tego pewności, co zdaje się potwierdza też autor w puencie, w przedostatnim wersie: wszystko płynie. Te chrabąszcze w słoiku, zamknięte dość przypadkowo, łażą po sobie, łażą i chroboczą. Jakiś wielki ktoś zakręcił słoik... i tyle. Tak czasem bywa w życiu
Po przeszlifowaniu można z tego zrobić dobry wiersz.
Co do konfiguracji przypadkowego spotkania raczej nie zamierzam się wypowiadać, ale jeśli autor posługuje się psem o imieniu - George...
Pozdrawiam.